Rozdział 18

943 73 5
                                    

Nic nie mówiła. Przysunęła krzesło bliżej łóżka i nadal uśmiechając się do mnie, lustrowała moją zmęczoną twarz. Zbliżyła dłoń do niej. Delikatnie dotknęła mojego policzka, moich ust. Palcami przejechała po moim nagim ramieniu, po mojej poranionej dłoni. Zatrzymała się tam. Chciała ująć dłoń, ale schowałem ją pod kołdrę. Nie odwracałem głowy. Patrzyłem się w jej oczy. Jej piękne brązowe oczy, które z każda sekundą coraz bardziej wypełniały się łzami. W końcu jedna pojedyncza łza spłynęła jej po prawym policzku, zostawiając mokry ślad. Otarła go, rozmazując przy tym trochę makijaż.

-Witaj - powiedziała to z leciutkim, łamiącym się od smutku uśmiechem.

-H-hej... - również spróbowałem się uśmiechnąć.

Zacisnęła nerwowo usta. Przeczesała włosy dłońmi, dzięki czemu mogłem ujrzeć na jej nadgarstku prześliczną bransoletkę. Ja jej tego nie kupiłem, samej jej też nie było na taką stać. Wiec od kogo ją dostała?

-Śliczna, skąd ją masz?- zapytałem nie odrywając wzroku od świecidełka.

Jej brwi lekko się uniosły. Najwyraźniej w pierwszej chwali nie zrozumiała o co mi chodzi. Jednak po sekundzie dotarło do niej, w jakim celu zostało wypowiedziane to pytanie. Mogłem po raz kolejny zobaczyć jej bielusieńkie ząbki. Wyszczerzyła się spoglądając na biżuterię.

-Hah, o to ci chodziło. Dostałam. Od przyjaciela. Wiesz, tak w ramach podziękowania...

Ciekawe tylko za co? Może za miło spędzony wieczór, a może za upojną noc? Nie miałem już ochoty dopytywać się jej o te sprawy. Cicho mruknąłem, na znak, że okey. Nadal nie spuszczała ze mnie wzroku. Nadal czekała na wytłumaczenia, na to że jej cokolwiek powiem. Powiem o tym co się działo. Dlaczego doprowadziłem się do takiego stany, dlaczego tak wyglądam. Ale ja nie chciałem zaczynać tego tematu.

-Powiesz mi? Wytłumaczysz mi co się stało, że na twoich dłoniach jest pełno ran? Dlaczego tyle dni nie odbierałeś? Nie odpisywałeś? Co się z tobą wtedy działo? Powiesz mi cokolwiek? - pytała, pytała, pytała. Powoli traciłem cierpliwość, powoli męczyła mnie jej obecność. Męczyły mnie jej pytania.

-Nie. - tylko to mogłem z siebie wtedy wydusić.

To była moja cudowna odpowiedz. Odpowiedz w stylu, takim, jaki na pewno nie zadowolił dziewczyny. Dziewczyny, która liczyła na dużo więcej. Liczyła, że tak po prostu zacznę mówić, że tak po prostu otworze się przed nią tłumacząc skąd wzięła się każda pojedyncza ranka, skąd we mnie jej tyle bólu. Ona powinna się nią była zadowolić, powinna zrozumieć , że nic więcej ze mnie nie wyciągnie. Tylko że to była ona... i się zadowoliła. Spuściła wzrok. Odsunęła krzesło. Zanim wyszła z pokoju, odwróciła się ostatni raz, i opuściła mnie.

Tak szczerze wam powiem, że myślałem że zawalczy. Zawalczy o mnie.

Gdy wyszła z sali, nie powiem, było mi źle. Bardzo źle. Nawet przyjaciele walczą o siebie, a ona cały czas powtarzała mi, że jestem jej miłością. Więc dlaczego tą swoją wielka miłość olała. Dlaczego kurwa wszyscy odpuszczają sobie mnie? Dlaczego nikt kurwa nie próbuje mnie zrozumieć? Oni myślą, że odpowiem na każde pytanie. Tylko jak? Mam w głowie taki syf, taki burdel, a nikt nie pomorze mi tego posprzątać. Dlaczego tego nikt nie widzi?

Oni dostrzegają tylko wystające obojczyki, blada skórę, zapadnięte policzki, podkrążone, czerwone oczy, poranione dłonie. Ale czego nie dostrzegają mojego bólu, tego jak się staczam, staczam na samo dno rozpaczy? Tego jak bardzo mi źle? Tego jak bardzo chce uciec z tego świata? Tego jak się dusze? Czego nikt nie podda mi tlenu? Tlenu, jakim jest obecność tej jednej osoby.

Po tym jak z mojego pokoju wręcz wybiegła Karolina, pojawił się Oskar. Najwyraźniej musiała już po niego zadzwonić. A tak w ogóle to skąd oni mieli do siebie numery? Widzieli się może dwa razy, i to jeszcze w mojej obecności. Niby kiedy wymienili się numerami? Kolejne beznadziejne pytanie do mojego milionów pozostawionych bez odpowiedzi pytań...

Zapomniałem się pożegnać  [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz