Rozdział 12

1K 74 8
                                    

Ktoś wszedł do domu. Moje myśli skierowały się w stronę Oskara, no bo któż by mógł być to inny. Tylko że coś nie pasowało... on jak wchodził to zawsze trzaskał drzwiami i od progu już coś zaczynał gadać. Wtedy natomiast panowała idealna cisza, żadnego huku... Nie spodobało mi się to dlatego postanowiłem zobaczyć przybysza.

Wyszedłem w pokoju i pokierowałem się stronę drzwi wejściowych. To jednak był on... tak, on... ale jakiś inny. Miał smutną twarz, nie spojrzał na mnie mimo, że stałem tu koło niego, nic nie mówił. Przygryzłem nerwowo wargę, nie wiedziałem o co mu chodzi. Gdy się rozebrał od razu udał się do swojego pokoju.Usłyszałem tylko charakterystyczny dźwięk przekręcania klucza w zamku. Podszedłem do drzwi i delikatnie zapukałem.Nie dostałem żadnej odpowiedzi, stałem tak wpatrzony w drzwi, czekając na jakiekolwiek znak od niego. Minęła minuta, dwie, trzy, cztery... w końcu upłynęło 20 minut.Nie miałem już siły. Było mi źle, i zaczynałem siebie obwiniać.W końcu odszedłem od nich. Gdy byłem już na schodach, usłyszałem dźwięk. Jazgot oznaczający, że komuś dzwoni telefon. Tylko że mój smartfon był cicho. To do niego ktoś wtedy zadzwonił.

Odebrał. Nie wiem co mną wtedy kierowało, że ponownie polazłem do jego pokoju. Ja chciałem tylko wiedzieć... wiedzieć dlaczego tak się zachowuje. Mówił bardzo cicho, mimo tego słyszałem wszystko...

-No, siema. Tak, jestem już...Nie, nic mu nie mówiłem.

Chwila ciszy. Z każdym jego słowem moja ciekawość rosła, o kim on mówił?

-Ja pierdole zwariowałeś... nie, nie ma szans... Widziałeś chyba jak zareagował po ostatnim...zresztą to nie jest rozmowa na telefon, spotkajmy się... tak, tam gdzie zawsze o 15.

Rozłączył się. O kim oni rozmawiali? Co Oskar przede mną ukrywa? 

Nie mogłem dać się przyłapać na podsłuchiwaniu, dlatego gdy tylko ich rozmowa dobiegła końca wyparowałem na górę. Jutro o 15... okey. Miałem nadzieję, że pójdzie piechotą...

Resztę dnia spędziłem w swoim pokoju. Chłopak nie zjawił się u mnie, nie zamienił ze mną ani słowa. Słyszałem jak krząta się po parterze. Nie schodziłem do niego, sądziłem że i tak mnie nie zauważy, że i tak mnie zignoruje.

Chociaż dwa dni temu zarzekał się że mi pomoże, wtedy nie odczułem jego opieki. Odczuwałem niechęć, i jakieś dziwne rozkojarzenie. Wieczorem nigdzie nie wyszedł, siedział w domu przed telewizorem, oglądając horrory, których ja osobiście nienawidziłem. Dobrze że telewizor chodził w miarę cicho. Około 21 zeszedłem w końcu do niego. Usiadłem obok na sofie. Akurat szukał jakiegoś filmu. Chciałem coś powiedzieć, ale on był taki... zimny iii czułem, że coś jest nie tak. Wydarzyło się coś, ale mi nie chciał o tym powiedzieć. Czekałem, czekałem aż coś powie.

-Myślałem, że nie lubisz horrorów?- wreszcie, po tych mękach, odezwał się....

-Bo nie lubię...- odpowiedziałem wgapiając się w czarny telewizor, gdyż zaraz miał się zacząć ten koszmar

-To dlaczego tu siedzisz? - zapytał dziwnie spokojny

-Wiesz... chciałbym dowiedzieć się... co się dziś wydarzyło? Dlaczego tak się zachowujesz? Zrobiłem coś nie tak? - zapytałem równie spokojnie jak on, przynajmniej próbowałem

Zamilkł. Długo szukał słów by odpowiedzieć, bo w pewniej chwili chciałem już wstać i wyjść z pomieszczenia.

-Nie... ty niczym nie zawiniłeś. Ja po prostu ...miałem dziś mała sprzeczkę z kumplem. Przyjaźniliśmy się od lat. I trochę nie rozumiem o co się na mnie tak zdenerwował. Dlatego mam tak zepsuty humor...- gdy to mówił, wyłączył telewizor, w pokoju panowała idealna cisza.- Sorry, jeżeli ci się to za bardzo udzieliło.

Wszystko fajnie super, szkoda tylko że kłamał. Kłamał!Te głosy w mojej głowie...

Ojej, Oskarek miał pomagać ci, a teraz popatrz okłamuję cię. Haha, nie widzisz tego?! Ukrywa coś przed tobą, aaa może on coś wie. I ty dobrze wiesz o czym...

Potarłem zmęczone oczy dłońmi. Powiedziałem ciche okey do Oskara i wyszedłem z pokoju. Skierowałem się wprost do swojego. Ten nocy już go nie zobaczyłem, nie wiedziałem o której poszedł spać i czy po moim wyjściu nadal oglądał te okropieństwa. Przebrałem się w piżamę i zamiast do łóżka, poszedł na balkon. Zabawne nie? Środek nocy a ja na balkonie siedziałem...

W stopy było zimno, bo od płytek ciągnęło strasznie. Mimo to stałem na balkonie z głową wysoko podniesioną do góry. Patrzyłem się w gwiazdy, mając nadzieję że chociaż one nigdy nie znikną z nieba, nie będą mnie okłamywać. Szukałem w nich pocieszenia. Patrząc w nie, wypatrywałem, tam, tam wysoko Łukasza. Może on tam gdzieś, bardzo daleko ode mnie, też właśnie patrzył w niebo, szukając w gwiazdach mnie. Może oboje tamtej nocy, staliśmy wpatrzeni w ciemne niebo, starając się wypatrzeć siebie nawzajem, starając się pogodzić z myślą, że nigdy już może nie będzie nad dane się zobaczyć. Mimo tego, iż marzłem sam, poczułem jak w sercu pojawia się wspomnie, gdy marznęliśmy nie jednej nocy oboje. A konkretnie jedna noc, wydała mi się bardzo bliska. Noc, od które zaczęły się nasze wspólne wypady poza miasto. Kiedy było już grubo po północy, a my mimo tego mieliśmy chęć jechać kilkanaście kilometrów, by tylko podziwiać spadające gwiazdy. Nieraz też siadaliśmy właśnie na tym balkonie, na którym wtedy stałem i oboje z zapalnymi papierosami wypatrywaliśmy w gwiazdach tego czego brakowało nam tu, na Ziemi. Szukaliśmy odpowiedzi na tysiące pytań. Najczęściej pogrążaliśmy się w bezdennej ciszy, choć w naszych głowach i tak było głośno. Robiliśmy to, gdy było nam szczególnie źle, gdy oboje coś bardzo przeżywaliśmy.

Szliśmy na balkon w środku nocy. Tak, to nam pomagało.

Pamiętam jak pewnego wieczoru, mimo dość później już pory, chciałem bardzo z nim o czymś porozmawiać. Czymś, co nie mogło czekać do rana, a co mnie dusiło od środka. Nie zastałem go w pokoju, ani na parterze, ani w piwnicach.

Był natomiast tam. Opierał się o lodowate barierki, patrząc gdzieś w te skupiska milionów gwiazd. Gdy stanąłem tuż obok niego, zauważyłem jak od zimna drżą mu place. A kiedy podniosłem wzrok na jego twarz, ujrzałem jak lśnią mu policzki. W pełni księżyca, jego skórę kroiły błyszczące łzy.

O nic wtedy nie zapytałem. Nie miałem po co, milczał by. Po prostu stanąłem obok niego, wyciągając z kieszeni papierosy i zapaliczkę...

Zapomniałem się pożegnać  [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz