Rozdział 30

928 79 11
                                    

Zadawnienie pytań, na które nikt mi nigdy nie odpowie, z czasem stawało się moim uzależnieniem. Ten narkotyk dział na mnie kojąco, mimo iż to kompletna głupota. Mimo, iż tak naprawdę się krzywdziłem zadają sobie głuche pytania, to wiedziałem, że ból jaki mi sprawiają, jest bólem zasłużonym, bo jak uważałem Łukasz odszedł z mojego powodu...

Wpatrując się w biały sufit, błądząc oczami po możliwie równej, gładkiej powierzani, otworzyłem usta, i biorąc głębszy oddech wszeptałem:

- Zostawiłeś mnie. Postanowiłeś odejść. Życie mnie dziś bardzo skrzywdziło, ukarało. Ukarało mnie za to, że pozwoliłem ci uciec, że nie spróbowałem, nie umiałem cię powstrzymać, że tamtego wieczoru nie wybiegłem za tobą prosząc cię byś wrócił, byś nie odchodził. Nie mogę zmieścić już w sobie tego bólu, ale i tak każdego dnia na nowo cierpię. Przecież mógłbym zakończyć tą walkę... - uśmiechnąłem się ponuro sam do siebie - ...ale wiem, że wtedy nie doczekam twojego powrotu. Nie zastaniesz mnie w domu, nie otworze ci tych białych drzwi, nie spojrzę się na ciebie z taką tęsknotą i żalem jaki aktualnie rozrywa moje serce. Mnie już nie będzie. Lecz ty widząc to, widząc pustę, załamiesz się. Ja nie tego pragnę. Chce tylko być wrócił, byś stanął w tych przeklętych drzwiach, odłożył walizki, i podszedł do mnie by zamknąć w swoich ramionach. Byś mnie już nigdy z nich nie wypuścił. Wybaczę ci wszystko, wybaczę ci ciernie, które powbijałeś w mojej serce, wybaczę ci liny, którymi związałeś moje ręce, wybaczę ci słowa, którymi tak mnie krzywdziłeś, wybaczę ci to, że ode mnie odszedłeś.

Zamilkłem na chwile. Dłońmi objąłem szyje, zaciskając na niej pace.

- Domyślam się jaka jest prawda. Jaki jest główny powód tego, że nie ma cię przy mnie. Pamiętam jak cierpiałeś, jak co noc miałeś koszmary. Powinien był się już wtedy zorientować. Ale ty tak mało mówiłeś, a mi nawet na myśl nie przyszło, że to diabelstwo do ciebie wróciło. Wróciło, po tylu latach. Zarzekałeś się, że to są twoje tabletki, że to fioletowe opakowanie, które znalazłem te dwa lata temu w szafce obok twojego łóżka, nie należy do ciebie, tylko do Kariny. Tamtego wieczora, gdy zapytałem się o to opakowanie, ty spojrzałeś się na mnie, spojrzałeś się, a jednak chłód jaki wyczułem w twoim wzroku, nie wzbudził we mnie takiej grozy, jaką odczuwam teraz. Bo teraz powoli rozumiem. A tamtego dnia, wolałem tonąć w błękicie twoich oczu, wierząc w każde słowo jakie wypowiadałeś, niż skupić się na tym mroku, chłodzie jaki poczułem... - westchnąłem ciężko i nie mogąc już dalej roztrząsać tego wspomnienia, z powodu bólu jaki promieniował od skroni, wstałem z łyżka i udałem się do kuchni.

Kiedy zacząłem się rozpakowywać było już grubo po 18, a mimo to jak na letni dzień przystało, słońce wdzierało się do pokoju. Było za jasno. Na tamtą chwile wolałem siedzieć w ciemności. Zasłony były za krótkie, za bardzo przejrzyste. Nawet one spowodowały, że przed oczami stanął mi obraz czarnych długich zasłon jakie znajdowały się w salonie, w domu Łukasza. One były ciemne, bardzo ciemne, wykonane ze świetnej tkaniny, sięgały do ziemi. Często były one zaciągnięte, albo częściowo, ale to tylko w lecie, albo całkowicie. Możecie się śmiać, ale nawet je umiałem pokochać. Były w końcu częścią domu Wawrzyniaka, mojego domu.

Wypakowywanie się, poukładanie ubrań do szafek i kosmetyków do łazienki, zajęło mi więcej czasu, niż mógłbym się spodziewać. Gdy dochodziła już godzina 22, tak naprawdę byłem dopiero w połowie. Nie chciało mi się zbytnio spać, a w dodatku czekałem na Kubę, który jak obiecał miał przynieś coś do jedzenia. A nie powiem, byłem trochę głodny, bo od obiadu, który zjadłem około południa minęło ponad dziewięć godzin.

Ze względu na to, że znudziło mi się już trochę to całe rozgaszczanie się, postanowiłem zrobić coś bardziej kreatywnego, a mianowicie udać się do miejsca, gdzie jest telewizor.

I tak czekając na powrót chłopaka, spędziłem około godziny wpatrując się w ekran. Zabawne trochę, bo treści jakie w nim były ukazywane nie docierały do mnie, gdyż patrząc na te poruszające się i mówiące osoby, tak naprawdę bylem cały czas pogrążony w myślach.

-Halo, Marek... jesteś?- głos Kuby wyrwał mnie z namyśleń, przez co odruchowo wyłączyłem telewizję i chwiejnym krokiem udałem się na korytarz. Kuba właśnie szukał włącznika świtała, gdyż całe mieszkanie było pogrążane w ciemnościach.

-Jestem. I tak nie miałem jak uciec. Drzwi były zamknięte... - mrożąc oczy, spojrzałem na Kubę stojącego na wejściu. Widać było, że sobie nie radzi z pakunkami, którymi był obładowany. W jednej ręce trzymał duże opakowanie, najpewniej jak wskazywało na to pudełko, z pizzą, a w drugiej miał jakiś dość sporych rozmiarów karton. Podobne opakowania trzymał Łukasz z garażu, co mnie trochę zastanowiło.

-Może ci pomogę, co? - zaproponowałem, i nie czekając na jego potwierdzenie, lub zaprzeczenie podszedłem do niego, biorąc oczywiście opakowanie z dużym napisem Pizza.

Mężczyzna widząc, jak moje oczy zaświeciły się gdy tylko pochwyciłem z swoje drobne dłonie jedzonko, uśmiechnął się szeroko, dzięki Bogu nic nie komentując.

Kuba po odłożeniu pudełka, zerknął jeszcze do kuchni, gdzie ja już zabierałem się za amanie tych pyszności, udał się pod prysznic. Gdy wyszedł z niego, i stanął na wejściu do kuchni, miał na sobie tylko czarne spodenki Nike. Tak, miałem wtedy okazje podziwiać jego dobrze zbudowany tors. Spode łba spojrzałem na niego, nie odrywają się tym samym od jedzenia.

-Może coś zostawisz dla mnie? - zasugerował, podchodząc do stołu, i nalewając sobie wody do szklanki.

- No dobra..- odpowiedziałem z pełną buzią, szykując się do wstania.

- Ty chomik! Ja żartowałem, wszytko jest dla ciebie... - ujął me ramie, wskazując oczami abym usiadł.

Już chciałem mu powiedzieć, żeby nie porównywał mnie do jakiś myszy, ale on jeszcze nie skończył:

-Cicho bądź, i pałaszuj jedzonko. Widzę, że ci smakuje, to jutro też postaram się ci kupić tą pizze. Serio- westchnął lustrując mnie wzrokiem od stup do głowy- patrzeć nie mogę, na to jaki chudy jesteś. No skóra i kości...

-Ej...

-Chyba mówię! Amaj, amaj, bo zastało ci już nie wiele. Z resztą – usiadł na krześle naprzeciwko mnie- z chęcią popatrzę jak jesz...

Na szczęście szybko znudził mu się ten pomysł, i po chwili wpatrywania się we mnie, wyciągnął telefon i zaczął coś w nim gmerać.

Kiedy po za kilkoma okruchami, w pudełko nie zostało już nic więcej, a mój żołądek był już pełny, wstałem do stołu, nie czekając na reakcje Kuby.

-Dobranoc Marku- mówiąc, wyłączył telefon i odłożył go na blat.

-To dobranoc... a i dziękuję.- uśmiechnąłem się słabo, wychodząc z pomieszczenia.


Zapomniałem się pożegnać  [ZAWIESZONE]Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ