Rozdział 21

972 70 10
                                    


-Przepraszam z góry, jeżeli urazi cię to pytanie, ale nigdy nie zastanawiałeś się nad tym, że może jesteś innej orientacji? Kochałeś go?

Moje serce na chwile zapomniało chyba jako funkcję wykonuje. Przez chwilę nie oddychałem, przez chwilę...

Owszem Łukasz był dla mnie ważny. Był całym moim światem. Ale czy to od razu musiało oznaczać, że czułem do niego coś więcej? Więcej niż przyjaźń?

Tak wiem. KxK. Shipowanie nas. Te wszystkie momenty, dowody, których ludzie się doszukiwali w filmikach i livach. Ja wiem, że to mogło tak wyglądać, że to serio mogło wydawać się realistyczne. Tylko, że... on mnie nie kochał. A ja każdego dnia zastanawiałem się nad sobą, nad swoimi uczuciami. Byłem dyskretny, nic po sobie nie dawałem poznać. To była tajemnica. Obserwowałem go, zwracałem uwagę na jego gesty, słowa w moim kierunku...

Niekiedy nie wiedziałem co mam sądzić. Nie wiedziałem czy udaje, co najczęściej powodowało, że gubiłem się w każdej normalnej sytuacji, czy na serio jest taki. Taki miły, wyrozumiały.

To prawda, co Karina tamtej nocy mi powiedziała. Nasza relacja była chora, była bardzo skomplikowana. A my sami nie próbowaliśmy w jakikolwiek sposób tego naprawiać. Bo niby po co?

Ja jak i on, oboje czekaliśmy na samoistny rozwój wydarzeń.

Mężczyzna widząc, że zbił mnie kompletnie tym pytaniem, postanowił kontynuować:

-Marku, ja się tylko pytam. Nie oceniam, nie komentuje. Po prostu zastanawia mnie wasza silna więź. Jest ona dla mnie czymś wyjątkowym. Dlatego tak o nią wypytuje. Mam nadzieję, że rozumiesz...

Uśmiechnął się delikatnie. Ukazał przy tym swoje białe zęby, które jak na taki wiek były bardzo zadbane. Zresztą jak cały on.

-J-ja rozumiem, a-ale nie umiem odpowiedzieć panu na to pytanie. Nie teraz. Ja cały czas szukam. Szukam odpowiedzi. Nie umiem panu na dana chwilę powiedzieć, jaka tak naprawdę relacja nas łączyła, bo po tym jak odszedł... już całkowicie się pogubiłem.

-Dobrze. Nic się nie dzieje. Wierze, że na kolejnym spotkaniu, odnajdziesz odpowiedz na chociaż część swoich pytań. Ja ci oczywiście w tym pomogę...

Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Przez głowę przebiegło milion sprzecznych myśli, lecz najbardziej wybijały się te negatywne. Te, które wrzeszczały, krzyczały, jedno wielkie słowa n i e.

-Dziękuje ci za dzisiejszą rozmowę. Dziękuje, za to że się otworzyłeś. Bardzo mi pomogłeś.

-Ja? Panu? W czym niby? Powiedziałem panu to co pan zamierzał ode mnie usłyszeć, nic więcej. Gdzie niby jest ta pomoc?

On zaśmiał się na te słowa, odsuwając już krzesło od łóżka i rozprostowując kolna, które mu trochę strzelały. W drodze do drzwi, odwrócił się na pięcie i zanim wyszedł powiedział:

-Otwierając się przede mną, dałeś mi klucz do wszystkich drzwi, które sam boisz się otworzyć. Wiem, że czeka nas jeszcze dużo rozmów, dużo okazji by mógł poznać twój świat, a wierz mi... mam takie przeczucie, że jest on wyjątkowy. A i zapomniałbym, nie trać wiary. To co utracimy, prędzej czy później do nas wróci, chociaż nie zawsze wtedy kiedy tego chcemy.

Po tym, już nic więcej nie powiedział. Po tym spotkaniu, nie ujrzałem go przez dość długi czas...

Na kolejny dzień miałem już przygotowany wypis. Odebrać mnie miał oczywiście Oskar, wraz z Karoliną. Nie spóźnili się, przybyli punktualnie. Ta mała rzecz, a trochę mnie pocieszyła z samego rana. Chłopak pomógł mi spakować torbę, i zanieść ją do taksówki, gdyż ja nadal byłem słabej kondycji fizycznej, jak i tej psychicznej, ale o tym wiedział tylko pan Edward.

Przy schodach spotkałem dziewczynę. Miała na sobie długi czarny płaszcz, i kapelusz. Do twarzy w nim jej było. Wyglądała ślicznie. Gdy podała mi teczkę z uśmiechem na ustach, odruchowo spojrzałem na jej ręce. I tym razem coś dostrzegłem. Na prawej dłoni, tej którą podała mi papiery, znajdował się prześliczny drobiazg. Złoty pierścionek, z niebieskim oczkiem. Nie zaręczynowy, bo nie na tym palcu, jednak sprawiał wrażenie bardzo ważnego. Nie miałem okazji się o niego zapytać, bo kiedy miałem już otwierać usta, Oskar wtrącił się z słowami:

-Ej, bo ja sobie teraz o tym przypomniałem. Ja pierdole, sorry Marek , że teraz ci to mówię ale postanowiliśmy razem z Karoliną, żeby się wprowadziła. Tak, wprowadziła do ciebie. To nie jest głupi pomysł, nie rób takich oczu...przemyśl to.

To prawda stanąłem jak wryty. No ale... kiedy on mi o tym powiedział? Nie za późno trochę? Postawili mnie przed faktem dokonanym. Nie miałem wyboru. Nie miałem prawa głosu. Nie wyraziłem zgody, by dziewczyna wprowadziła się do t e g o domu. Jak się później okazało, nie pomyliłem się myśląc, że jej walizki są u w mieszkaniu już od dłuższego czasu. Od 5 czy 6 dni.

-Moja zdanie się nie liczy prawda?- zapytałem z lekka nutką ironii w głosie.- Ale skoro, już wszystko ustaliliście, to dobrze.- uśmiechnąłem się przykro, spoglądając na tę dwójkę pokracznych osób, stojących tuż koło siebie.

On kiwnęli tylko głowami na znak, że no nie mam innego wyjścia. Podjarani, że ich plan wypalił, że się nie buntowałem i nie robiłem problemów wsiedli ustępując najpierw mi, do taksówki.

Przez całą podróż się do siebie nie odzywaliśmy. Cały czas patrzyłem się przez szybę na świat, świat który w ostatnich dniach stał się w moich oczach taki smutny, taki żałosny.

Kolory drzew, krzewów były takie wyblakłe, mimo że świat tak naprawdę w tej chwili rozkwitał. Był pełen barw... a jednak w moim postrzeganiu ja widziałem go w odcieniach szarości.

Widziałem jak tonął w czerni.

Zapomniałem się pożegnać  [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz