Ninjago: Ludzka Klątwa [ zako...

By Ninja-w-dresach

24.5K 1.7K 1.3K

Co się stanie, gdy zło zostanie uwięzione w ludzkiej skórze? Czy to zdoła je powstrzymać? Czy można oszukać... More

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII 0.5
Rozdział XXXIII 1.0
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII apokalipsa cz.1/2
Rozdział XXXIX apokalipsa cz. 2/2
od autora + info

Rozdział XL koniec

503 33 88
By Ninja-w-dresach

trzy miesiące później po apokalipsie,

Wiatr delikatnie kołysał liśćmi drzew wokół świątyni, czule tarmosił też wysoką, dalej nie skoszoną trawę, choć Misaco prosiła o to wielokrotnie. Największa gwiazda na scenie powoli chowała się za horyzontem ściągając za sobą kurtynę nocy. Niebo z głębokiego pomarańczu schodziło w coraz to ciemniejsze tony.

Cole siedział na murze klasztoru, podziwiając widok wieczornego otoczenia. Wsłuchał się w powoli rozpoczynające swój koncert świerszcze i żaby. Milczał, jakby medytował.

- Kai... jeszcze nie wrócił? - usłyszał nagle za sobą wyraźnie zmartwioną Nyę.

Odwrócił się do niej powoli.

- Nie, on chyba nie chce wracać. Ale daj mu czas, pozbiera się, to silny facet. Znasz go przecież - skwitował, schodząc z muru.

Jedno kłamstwo demona okazało się prawdą, tak jak powiedziała Skylor.

Dziewczyna nie przeżyła.

Kai jednak nie słuchał. Dalej szukał swojej ukochanej. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że ta mogłaby opuścić ten świat. Przemierzał całą krainę wzdłuż i wszerz, aby ją odszukać.

Nie kontaktował się z resztą drużyny.

Nya położyła rękę na swoim brzuchu. Stres w jej stanie nie był mile widziany, starała się uspokajać myśli o swoim bracie, wmawiać sobie, że ten ma się dobrze, że nic podczas poszukiwań się mu nie stało.

- Ach - sapnęła, jej dwumiesięczny brzuszek zaczął dawać o sobie we znaki - nie odbiera od nas połączeń. Od tamtej pory nie ma z nim kontaktu, jakby się zapadł w podziemię. Tak, martwię się o niego. Nawet najsilniejszy z wojowników może mieć chwilę słabości i potrzebować pomocy, a ja mogę nawet nie wiedzieć, że on umiera gdzieś z bólu, może się zakaził jakimś świństwem, może zatruł - wymieniała po kolei, czując jak strach, coraz bardziej zażera jej rozum - boję się, nie mogę normalnie usnąć.

Cole zmarszczył brwi.

- A gdzie Jay? Tak dba o swoją pannę i to o pannę w takim stanie?

- Zrobiłam coś głupiego... posłałam go na poszukiwania Kaia.

Cole otworzył szeroko oczy.

- Nya, zrozum, Kai wróci, sam. Wiem, że się o niego martwisz, rozumiem to całkowicie, ale nie zmusisz go do powrotu. Stracił kogoś bardzo ważnego. On cierpi, chyba bardziej niż my. Śmierć Skylor... Przecież on ją kochał. Może to właśnie w podróży chce wylać swoje smutki.

- Brzmisz tak, jakbyś wiedział, z czym to się je.

Cole uśmiechnął się słabo.

- Tak, kiedy zmarła mi mama opuściłem dom i poświęciłem się podróżom... a wspinając się na jedną z gór, spotkałem mistrza Wu.

- Zostawiłeś ojca samego z żałobą?

- Cóż, nie wyglądał mi wtedy na to, aby dobijał go smutek. A może ukrywał go pod maską surowego ojca o niespełnionych ambicjach... - zawinął ręce na piersiach - może właśnie tego potrzebowaliśmy? Tego odpoczynku od siebie nawzajem, oczyszczenia umysłu. Nie rozumiałem, gdy po śmierci matki, ojciec dalej chodził na imprezy ze znajomymi, na te dancingi i inne tego typu balety... Ale Wu powiedział mi, że każdy przeżywa żałobę na swój sposób. Kai widać potrzebował czegoś takiego.

Nya przełknęła ślinę.

- Skontaktuje się wtedy z Jayem. Może faktycznie masz rację, a przynajmniej chcę wierzyć, że mojemu bratu nic się nie stało.

- Wszystko się ułoży, zobaczysz - pokiwał głową, gdy ta się oddaliła w stronę klasztoru.

Dziewczyna nie powiedziała już nic. Weszła do korytarza budynku, wybierając numer mistrza piorunów.

- Obyś miał rację, Cole - powtórzyła, choć słowa te kierowała raczej do samej siebie. Minęła się z Misaco. - Błagam Kai, wróć do domu cały...

Cole ruszył przed siebie, chcąc przejść się po terenie klasztoru. Nie miał w tym żadnego głębszego celu, po prostu chciał na moment oderwać swoje myśli od wszystkiego. Z każdym kolejnym postawionym krokiem coraz bardziej rozumiał zachowanie Kaia.

Wtem dostrzegł drobne światełka za drzewami tuż obok fontanny. Zbliżył się do obiektu, który przykuł jego uwagę, odchylił gałęzie wierzby, tak jakby były zasłoną.

- Och, przepraszam, nie chciałem przeszkadzać - powiedział, cofając się o krok, gdy tylko zobaczył Sheller przed ołtarzykiem zrobionym dla upamiętnienia Skylor.

Brunetka odwróciła głowę w jego stronę.

- A, to ty... Nie, wszystko gra, nie przeszkadzasz - odparła, prostując się przed ołtarzykiem.

Mistrz ziemi podszedł do dziewczyny. Zaraz, gdy do niej się zbliżył, jego wzrok przykuła torba sportowa, leżąca koło jej nóg.

- Po co tobie ta torba? - zapytał. Dziewczyna nie zdążyła się odwrócić, ten znowu otworzył usta - odchodzisz?

- Och - spojrzała na swój pakunek. - Cóż, jakoś nie widzi mi się przyszłość spędzona tutaj - spojrzała ponownie na ołtarzyk, pełen zdjęć i świeczek. - Że też wiatr jeszcze tego nie zdmuchnął i nie zniszczył - zmieniła temat, wyciągnęła z kieszeni jedno zawiniątko. - Chciałam to tu zostawić.

Cole uniósł brew, gdy mistrzyni wiatru rozwinęła zdjęcie jej ze Skylor.

- Och, rozumiem - powiedział, zaraz uśmiechnął się lekko. - Naprawdę świetny moment uchwyciłyście.

- Tak, zdjęcie perfekcyjne, co nie? - Sheller odwzajemniła uśmiech, spoglądając na fotkę, w której to Skylor i ona trzymając w rękach świeżo skradzioną księgę czarów uciekały przed mrocznymi istotami. - Wtedy już wiedziałam, że jesteśmy dobrymi...

Zamilkła na moment. Jakoś ciężko przychodziło jej powiedzenie tego słowa w kontekście jej osoby.

- ... przyjaciółkami? - dokończył Cole. - Wiesz, masz jeszcze więcej przyjaciół tutaj, którzy o tobie zawsze będą pamiętać i możesz na nich liczyć.

Dziewczyna otworzyła usta, choć z trudem przychodziło jej dobieranie słów.

- Och, to... bardzo miłe - wydusiła po chwili, spuściła na moment swoje spojrzenie, ale zaraz się wyprostowała - oni też mogą na mnie liczyć.

- Ha... O tym już się przekonali... - powiedział. - Mam rozumieć, że się wyprowadzasz? Daleko stąd? - zapytał.

Na co Sheller westchnęła ciężko.

- W zasadzie to nie wiem... Misaco powiedziała, że coś dla mnie ma... Nie wiem, jak mam to rozumieć, po tym gdy dostałam już czystą kartę - powiedziała, wstawiając zdjęcie w kąt ramki z innym wizrunkiem dziewczyny.

- O! To już przyszedł ten dokument? Mogę go zobaczyć? - zapytał.

- Jasne... - westchnęła wyciągając z kieszeni nowy, lśniący dowód osobisty oraz resztę dokumentów danych osobowych.

- Och, witam panią, Aido Walsh - Cole uśmiechnął się szczerze rozbawiony, odczytując jej nowe oblicze.

Dziewczyna przekręciła oczami.

- Tak jest oficjalnie... Aby dokumenty się zgadzały, Borg nie mógł zupełnie oczyścić mojego nazwiska ze wszystkich brudów, więc stworzył mi nową tożsamość. Pokrętna logika, ale zdaje ona egzamin, więc nie narzekam. Nie będę miała problemów, gdy ktoś będzie mówił do mnie po staremu... Znaczy... Rose Sheller to od teraz pseudonim Aidy, zrozumiano? - zapytała zawijając ręce na piersiach.

- Jasne, Aido... - pokiwał głową, spoglądając na dziewczynę, zaraz podał jej dowód. - Nawet pasuje do ciebie to imię.

- Nawet, nawet - westchnęła ciężko. - Bez szału.

Cole prychnął rozbawiony.

- Więc nie wiesz, co chce tobie przekazać Misaco?

- Nie mam zielonego pojęcia...

- Ktoś o mnie wspomniał? - Kłody uśmiechnął się, gdy dwójka odwróciła się do niego. - Taki żarcik branżowy...

- Ocho, śmieszku, rozkręcasz się coraz bardziej - prychnęła brunetka.

Lloyd wzruszył ramionami.

- Mama już idzie do ciebie, rozmawiała chwilę z Nyą. Wiecie pewnie, o co chodzi.

- Ach no tak, baba w ciąży, trzeba jej pomagać - westchnęła ciężko Sheller.

- Nie czujesz się jakoś dziwnie, bez swojej tożsamości? - zapytał Lloyd nagle.

- Nie, właśnie tak... - dziewczyna zastanowiła się chwilę, jakby zastanawiając się nad doborem odpowiednich słów - jakby pozbawiono mnie jakiegoś balastu. Jest dobrze, pewnie będę miała problem z przyzwyczajeniem się, wiadomo... przecież od zawsze mówiono do mnie "Rose Sheller" ale po jakimś zżyję się z nową tożsamością. Zresztą nie mam za bardzo w tej kwestii wyboru. Trzeba żyć z tym dalej - westchnęła, spoglądając ponownie na ołtarzyk.

- Już jestem, kochani - powiedziała Misaco, odgarniając zasłonę z gałęzi wierzby. - Sheller, moja droga, znaczy Walsh... Samej ciężko mi się do tego przyzwyczaić, dzięki za cierpliwość - powiedziała, wyciągając zza pleców kopertę sporych rozmiarów, podała ją dziewczynie od razu. - Proszę, to tylko luźna propozycja, jeśli nie chcesz się jej podjąć, nie musisz, nie zmuszam do niczego.

Aida uniosła brwi i zamrugała kilkakrotnie.

- Propozycja? - zapytała, Misaco natomiast poleciła jej w odpowiedzi otwarcie koperty. - Och, dobrze... - odparła, rozrywając ją i otwierając zaraz jej zawartość. Przeczytała wydruk i zszokowana spojrzała na kobietę. - To propozycja pracy.

- Tak, pomyślałam, że wrócę do macierzy, do archeologii. Świat jeszcze wiele przed nami skrywa, a twoja pomoc...

- Tak - przerwała jej i zaraz podbiegła, aby ją przytulić. - Tak, chcę tam pracować!

Kobieta przez moment stała zdziwiona, ale zaraz odwzajemniła uścisk.

- Cieszę się bardzo.

- Och, czyli dalej będziemy mogli tobie truć życie? - Lloyd uśmiechnął się lekko.

Na co Aida uniosła zaraz głowę.

- Tak, ale nie będzie to trucie jednostronne, pamiętaj - odparła, zaraz uśmiechnęła się rozbawiona.

- Kolacja! - usłyszeli nagle Zanea, który wychylał się z okna w swoim jakże gustownym, różowych fartuszku.

- O, jedzenie - Cole poderwał się zaraz i ruszył w stronę klasztoru - chodźmy, bo wystygnie.

- Już, już, Zane, już idziemy! - odkrzyknął Lloyd.

- Zaraz do was dołączę - machnęła ręką brunetka, stojąc przed ołtarzykiem.

Misaco uśmiechnęła się ze zrozumieniem i ruszyła w stronę reszty.

Aida spojrzała na zdjęcia Skylor.

- Dobra, nie mam ci za wiele do powiedzenia - dziewczyna zawinęła ręce na piersiach. - Może po pierwsze to, że naprawdę długo szukałam tego zdjęcia. Myślałam, że je wyrzuciłam, ale jednak się zachowało, o dziwo... Albo to twoja sprawka... - dziewczyna, jakby z niechęcią zabierała się na rozmowę. Oczywiście była ona jednostronna. - Poczułam się trochę oszukana wiesz? Morro powiedział mi, że przecież my wszyscy przeżyjemy... Dopiero później zrozumiałam, że mówiąc "my wszyscy" miał na myśli tych, którzy należeli do tego świata. Ale ty dla mnie zawsze będziesz częścią nas. Mnie - odpowiedziała po chwili. - Także... Czekaj tam na mnie w zaświatach. Bo już trochę tęsknię. Tylko trochę. Nie dorabiaj sobie do tego teorii spiskowych - sapnęła szybko, jakby chcąc odgrodzić swoją osobę od czegoś takiego jak empatia. Na próżno, oczy dziewczyby znów zaszkliły się od łez. - Taką niespodziankę nam zgotowałaś. Swoją śmierć... Ciekawe, co jeszcze nas czeka?

Nagle coś poruszyło się w krzakach. Dziewczyna spłoszona odskoczyła na bok, odruchowo wyciągając swoją broń, którą na ten moment była torba, ale świadomość tego, że jej ciężar i odpowiedni zamach mógłby zrobić komuś krzywdę dodawał jej otuchy.

- Kto tam jest? - zapytała, spoglądając w wysoką trawę. Zaraz przeklęła pod nosem. - Cole, ty ciężki dzbanie, miałeś skosić trawę! Halo? Kto tam siedzi? Wyłaź stamtąd, bo pożałujesz, mam kumpli ninja i nie zawaham się ich zawołać!

Nagle z krzaków wyłoniła się dziwną, jak na standardy wyglądowe Aidy, różowa czupryna, która zdobił jedno niebieskie pasemko.

Obca dziewczyna oddychała ciężko, jakby przed chwilą biegła. W jej jasnych, szarych oczach, Aida dostrzegła strach.

- Czyli to tutaj mieszkają ninja? - dziewczyna z nadzieją w oczach, wyłapała spojrzenie Walsh. - To na pewno tutaj? - dopytała, wstając z miejsca.

Zaraz dziewczyna podniosła ręce do góry. Choć wydawało się to Aidzie bardzo dziwne. Dłonie różowowłosej zdawały się prześwitywać i lśnić delikatnym, chłodnym błękitem.

- Błagam, pomóż - przestraszona zrobiła krok do przodu. Jednak jej noga w sekundę upodobniła się do ręki i przestała być materialna, przez co zapadła się w ziemii i dziewczyna upadła na twarz.

Aida podbiegła szybko, aby pomóc wstać dziewczynie.

- Co ci jest? - mistrzyni wiatru podciągnęła. - Co się dzieje z twoimi kończynami.

Różowo włosa zawyła przestraszona, gdy zobaczyła, co się stało z jej nogą.

- Boże, ja znikam, umieram, zmieniam się w ducha! Błagam pomóżcie, wy na pewno wiecie, co się dzieje i jak na to zaradzić! Słyszałam, jak jedno z was zmieniło się kiedyś w ducha i powróciło do normalności! Błagam, pomocy! - krzyczała zapłakana, kiedy Aida ciągnęła ją za ramiona w stronę klasztoru.

- A odwiedziłaś świątynie Chena? - zapytała  - albo bawiłaś się w czarną magię?

- Co? Nie! Nic takiego!

Aida uniosła brwi.

- Och, to nie wiem, co tobie dolega, ale... Tak, Cole był duchem, na pewno tobie pomoże przyzwyczaić się do życia umarłego.

- - -

- ...więc... kim jesteś? - zapytał Jay, przekrzywiając głowę na bok.

- Seliel, nazywam się Seliel Gelbero, studiuję na uniwersytecie sztuk pięknych w stolicy Ninjago. Jeszcze wczoraj wszystko było normalne, gdy nagle nie mogłam utrzymać ołówka w ręce... W pierwszej chwili pomyślałam, że mam omamy, ale nagle moja ręka zrobiła się przeźroczysta! - sapnęła zdenerwowana, wyciągając dłoń do przodu. Dłoń czystą jak szkło, jak duch, taką, przez którą Aida widziała zdezorientowane spojrzenie Zane'a.

- Dziwne... - Walsh zmarszczyła brwi, dotykając dłoni. Tak jak myślała, jej ręka przeszła przez ramię Seliel, jakby była powietrzem.

- Błagam, pomóżcie mi, ja... Ja nie chcę stać się duchem, proszę! - prawie zapłakana chciała zetrzeć z oczu łzy, jednak przeźroczyste ręce jej na to nie pozwoliły.

- Spokojnie, na pewno na to zaradzimy, wszystko będzie dobrze - zapewnił Cole.

- Jak się tu dostałaś? - zapytał Zane.

- Jedną ręką byłam w stanie prowadzić samochód, ale gdy nagle obie straciły... Gęstość... Ja... Nie wiem, ile tak biegłam.

Misaco zareagowała od razu.

- Odpocznij kochana, my spróbujemy coś wykombinować w tym czasie. Cole, zaprowadź ją do któregoś z pokoi.

Mistrz ziemi kiwnął głową i nachylił się, aby podnieść w ręce spłoszoną dziewczynę.

Szedł powoli, nie chcąc bardziej jej denerwować. Seliel zaczęła cicho szlochać, kilka jej łez przeniknęło przez jej przeźroczyste ramiona, co przykuło uwagę Cole'a od razu. Mistrz ziemi pocieszał ją stałe. Jednak nie chciał nic jej mówić na temat swoich domysłów, aby jej czasem nie płoszyć jeszcze bardziej.

- Pożyczę ci mój pokój - powiedział po chwili, kładąc ją na swoim łóżku delikatnie. - Zawołaj, jeśli będziesz czegoś potrzebować.

Dziewczyna nie odpowiedziała. Skupiła się na tym, aby czasem nie zniknąć kompletnie, jakby to od niej zależało.

A może właśnie zależało.

- Postaraj się zasnąć. Sen na pewno dobrze zrobi - powiedział Cole, choć wiedział, że takie słowa na wiele się nie zdadzą.

- Dziękuję - usłyszał za sobą. Odwrócił się w stronę dziewczyny. Światło księżyca odbijało się od jej zaszklonych oczu. - Przepraszam za kłopot. Na pewno macie ważniejsze sprawy.

- Co? Nie mów tak, od tego jesteśmy, aby pomagać innym.

Usta dziewczyny rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu. Cole odwzajemnił go, po czym zamknął powoli za sobą drzwi.

- Jak będziesz czegoś potrzebować, wołaj - powtórzył, po czym domknął drzwi.

Odwrócił się i zaraz spłoszył niesamowicie, gdy zobaczył Aidę z jej dziwnym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.

- Boże! - zdusił krzyk - czemu się tak skradasz?!

- "pożyczę tobie mój pokój" - dziewczyna zacytowała prześmiewczo - niezły z ciebie zawodnik, dziewczynę znasz dwadzieścia minut a już jest w twoim łóżku.

Cole prawie zachłysnął się powietrzem.

- O czym ty gadasz? Co ty insynuujesz, Sheller?

- Ja nic nie insynuuje... Po prostu dziwię się, że zamiast do pokoju Kaia, który ewidentnie zaszył się gdzieś po drugiej stronie ninjago i nie ma zamiaru wracać, wpakowałeś ją do siebie - dziewczyna zaśmiała się lekko.

Cole zdawał się rumienić.

- Przecież jej nie znam, więc tym bardziej nie rozumiem, o co tobie chodzi, chciałem być miły!

- Winny się tłumaczy - Aida parsknęła rozbawiona. - Chodź już, bo reszta zastanawia się co zrobić, ale nie wie jak się do tego zabrać.

- Śpi? - zapytała Misaco, siedząc przy stole kuchennym.

- Chyba tak... - sapnął Cole, stale się rumieniąc, gdy Aida co chwila na niego spoglądała z tym swoim szyderczym uśmieszkiem - Sheller, przestań, to wcale tak nie wygląda!

- Zauważyłeś coś dziwnego? - Zane przywrócił jego rozum do rzeczywistości.

- Jej łzy, przenikały ją, wcale jej nie raniąc. Nie staje się duchem.

- To, czym wtedy? - Nya uniosła brwi.

- To ciężkie pytanie. Pozwoliłem sobie pobrać jej krew, gdy z wami rozmawiała. Wyniki będą za kilka godzin, mam nadzieję, że nawet szybciej - powiedział android. - Coś mnie jednak w tym wszystkim martwi.

Jay spoglądał w telewizor, obserwując wiadomości.

Zaraz poderwał się z siedzenia.

- Zane, podgłoś to - powiedział mistrz piorunów.

- Jay, mamy tutaj poważną sprawę do omówienia, a ty zajmujesz się wiadomościami? - Nya wzruszyła ramionami zdenerwowana.

- Uważacie, że to nie jest ważne?! - zapytał, wskazując na ekran.

Wszyscy spojrzeli na pasek informacyjny, który wyświetlał się pod dziennikarzem relacjonującym wydarzenie.

Mówił coś. Zane podgłosił telewizor, jednak wszyscy i tak skupili się na słowach wypisanych na pasku.

- "Konkurencja mistrzów żywiołów" "dzieci pierwszego mistrza mają bliźniaków"? - Nya przeczytała napis zdziwiona. - O czym oni bredzą?

- Przez ostatni tydzień banki okradane są przez niejakiego mistrza polaryzacji. Do tej pory śledczy sądzili, że organizowała grupa przestępcza. Stoję teraz w miejscu, w którym doszło do kolejnego napadu - mówił dziennikarz, wskazując ręką na zniszczony sejf. - To tu kamery zarejestrowały poraz pierwszy mistrza polaryzacji.

- Mistrza czego? - Cole zmarszczył brwi.

Na ekranie wyświetliło się krótkie nagranie, na którym widać było jak zamaskowany Ktoś, chcąc obronić się przed pociskami ochroniarzy, wytacza przeźroczyste pole, dzięki, któremu uchronił się od strzałów. Mało tego. Tarcza rozciąga się przybierając kształt kuli, którą prawdopodobnie mężczyzna toczy wprost do sejfu, robiąc w nim ogromne wgniecenie.

- Co tu się... - Aida uniosła brwi.

- Choć śledczy nazywają go mistrzem polaryzacji - dziennikarz kontynuował, brodząc w zgliszczach opróżnionego sejfu - internauci wymyślili mu bardziej chwytliwą nazwę. Magneto. Nieznana jest nam jego tożsamość. Może się on ukrywać wśród nas. Jest poszukiwany listem gończym. Ludzie jednak zadają sobie pytanie, czy to jeden z potomków pierwszego mistrza, czy może jest to ktoś zupełnie inny? Śledczy snują teorie, że może to być...

- ...pokolenie mrocznej gwiazdy - dokończyła Misaco. - Tak, teraz rozumiem. No jasne... To oczywiste... Pierwszy mistrz miał potomków. Mroczny, aby zachować równowagę nadał swoim moce równie potężne, co mistrzom żywiołów.

- Czyżbyśmy byli świadkami nastania nowej ery? - zapytał dziennikarz.

- Zane, zatrzymaj tu! - krzyknął Jay.

Android zrobił pauzę.

- Zbliż tu! - wskazał na prawy dolny róg ekranu. - Jeszcze, jeszcze! Stop!

Nagle rudzielec cofnął się o krok.

- Szlag by to...

Na ekranie niemalże świecił wizerunek Matthewa. Jego robotyczną twarz zdawała się nie zdradzać żadnych emocji.

- Szmatthew - sapnęła Aida. - Że też byłam na tyle naiwna, aby mu wtedy pomóc.

- Skąd mogłaś wiedzieć... Rose, każdy postąpiłby na twoim miejscu tak samo - Misaco położyła rękę na jej ramieniu.

Dziewczyna przekręciła oczami.

- Jasne...

- Co on tam robi?

- Nie mam pojęcia, możliwe, że on chce odnaleźć wszystkich potomków mrocznej gwiazdy - powiedział Zane.

- To więcej niż pewne - sapnęła kobieta, wstając z miejsca.

- Ale co z Seliel? Nie wydaje się być zła...

- Bo nie jest - dopowiedział Cole, zaraz cofnął się o krok. - Znaczy, tak czuję, że nie jest zła.

Sheller parsknęła rozbawiona.

- Przestań! - pisnął Cole.

- I co teraz? - zapytał Jay, spoglądając na resztę drużyny.

- Teraz... Kiedy nie ma już przeznaczenia, to my decydujemy o losie rzeczywistości - Misaco wstała z miejsca. - Więc ludzie będą za pewne dorabiać teorie spiskowe na temat swojego pochodzenia. Możliwe, że coniektórzy, nawet mistrzowie żywiołów, potomkowie pierwszego mistrza, zwrócą się ku ciemnej stronie.

- A my wtedy... - zaczął Lloyd.

- Musimy zadbać o krainę - powiedziała matka zielonego mistrza - o ludzi. Teraz bez wytycznych to my ustalamy jakie będą dalsze losy świata.

- Dziwne uczucie... - powiedziała Nya, gładząc się po brzuchu.

- Nie powiedziałbym... - Jay przekrzywił głowę na bok. - W końcu to my mamy władzę nad swoim losem, prawda? Nie musimy godzić się na śmierć bliskich - spojrzał jej w oczy.

Nya uniosła brwi, widząc w tym spojrzeniu znajomą iskrę smutku. Od razu przypomniał jej się brat, który to najbardziej cierpiał z powodu przeznaczenia. Coś jednak dalej truło jej myśli.

- Nie masz wrażenia, że zostałeś bez...

-...bez opieki? Bez pewnika? - Aida wstała nagle z siedzenia. - Tak, to dziwne uczucie, kiedy w końcu zostaliśmy wyzwoleni z dyktatury przeznaczenia - sapnęła z dość wyczuwalną w tym ironią. - To uczucie to...

-... władza - dokończył Cole, spoglądając w ekran telewizora.

- Kompletna władza nad swoim losem - powiedziała Misaco. - Czas pokaże czy wy, mistrzowie, będziecie potrafili żyć bez wytycznych.

Właśnie.

Tylko czas pokaże, czy dadzą radę.

K o n i e c

Continue Reading

You'll Also Like

24.4K 440 40
Mnóstwo tego na wattpadzie, ale połączenie popularnego typu historii z moją ograniczenie zabawną percepcją fandomu... Cóż, zapraszam [Edit: Obie częś...
7.8K 374 11
Jesteś Usagi Tensho czyli 19-sto letnia kunoichi z Ukrytej Wioski Liścia. Masz niesamowite umiejętności w wyniku czego dostajesz się do ANBU w wieku...
59.1K 2K 120
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
5.7K 292 21
Dawna uczennica Wu, przyjaciółka złoczyńcy, wielka mistrzyni żywiołów. Co może się wydarzyć. Miłość ? Przyjaźń ? Honor ? Rodzina ? A może nienawiść...