Ninjago: Ludzka Klątwa [ zako...

By Ninja-w-dresach

24.5K 1.7K 1.3K

Co się stanie, gdy zło zostanie uwięzione w ludzkiej skórze? Czy to zdoła je powstrzymać? Czy można oszukać... More

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII 0.5
Rozdział XXXIII 1.0
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXIX apokalipsa cz. 2/2
Rozdział XL koniec
od autora + info

Rozdział XXXVIII apokalipsa cz.1/2

389 25 79
By Ninja-w-dresach

Okolice bazy Samuraja X, południe,

Ciało Sheller stygło już dobre pół godziny. Obecnie wyglądało jak mumia, która przebiła się wcześniej przypadkiem przez paradę równości. Misaco zawiązała ostatnią, białą chustę na jej ramieniu. W prawdzie z niej nie wyciekła już nawet kropla krwi, ale kobieta potraktowała ten gest dość symbolicznie.

- Tak mi przykro - wyszeptała, kładąc rękę nie jej ramieniu.

Kosmyki włosów dziewczyny poruszyły się, gdy tylko wiatr zawiał lekko. Czerń i zieleń z jej kitki zanikła powoli. To ciało opuściły właśnie dwie dusze.

- Co teraz zrobimy? - zapytała Nya przyćmionym głosem.

Kai przełknął ciężko ślinę, ledwo się prostując.

- Nie wiem... Mam kompletną pustkę w głowie... - wydusił z siebie, spoglądając na truchło.

Cole tak bardzo chciał uwierzyć, że dziewczynie nic się nie stało. Chciał, aby to było jakimś naprawdę beznadziejnym żartem.

- Skylor... - odezwał się nagle Zane, odwracając głowę w stronę zadymionej dziewczyny.

Czerwonowłosa spojrzała na niego, tak jakby obudziła się z transu. Zamrugała kilkakrotnie, przecierając po chwili zaszklone oczy.

- Tak? - zapytała.

- Wiem, że może to być nie na miejscu, ale... Musimy się szybko otrząsnąć - powiedział.

- Mroźny mistrz dobrze mówi - szarpnął nagle Matt, zwracając w swoją stronę spojrzenia wszystkich zebranych.

Stał spokojnie. Niewzruszony kompletnie tym, czego był przed chwilą świadkiem. Mało tego, wyprostował się dumnie, czekając wręcz z niecierpliwością na to, aż Lloyd sam się zawiąże i pójdzie prosto do siedziby jego szefowej.

- Ty potworze - syknęła Skylor, czując jak ogień zaczyna owijać się wokół jej pięści. Była gotowa poskładać zdrajcę od razu.

- Z tego co pamiętam... lepiej, żebyś ograniczyła używanie tej mocy do zera. Ogień nie jest twoim najlepszym przyjacielem - syknął, przypominając dziewczynie ostatni trening, na którym spaliła doszczętnie pół sali.

Ogień zgasł prędko.

Rozległ się nagle słaby śmiech za drużyną. Głos był przerażająco niski, zdawało się że odezwało się kilka osób na raz.

- Jak wy w tym świecie... Ah... Kretyni - głos ponownie wybrzmiał. Jay podskoczył przerażony, gdy tylko ogarnął, co się dzieje.

Usta Rose rozciągnęły się w cynicznym uśmiechu. Oczy skrzyły się agresywną czerwienią. Z nosa puszyła jej się ciężka para.

- Ohydne powietrze - odezwała się siła nieczysta, zamknięta w ciele Sheller.

- Rose - Cole wyciągnął rękę w jej stronę, Zane natomiast zareagował od razu.

- Cole. Nie - nindroid chwycił nadgarstek mistrza ziemi, ściskając go mocno, tak jakby uchronił swoje dziecko przed dotknięciem gorącej patelni. - To nie jest Rose.

Czarnoskóry wyszarpał rękę spod uścisku Zane'a. Przełknął ślinę ciężko, spoglądając na ciało dziewczyny, której wzrok utkwiony był w ziemi obok jej nóg. Demon uwięziony w jej ciele nie był w stanie go opuścić ani przejąć nad nim kontroli. Rany były zbyt głębokie.

Cole dopiero teraz dostrzegł jak w jednej z nich wycieka smoła, która przy styku z powietrzem zaczyna skwierczeć. Smród kwasu i palonego ciała odrzucił go od razu. Nie mógł jednak porzucić wrażenia, że dusza dziewczyny nadal tam jest. Naprawdę chciał, aby tam była.

- Będziecie teraz marnować siły? - sapnął demon po wcięciu kilku głębszych wdechach.

Czerwone oczy powłóczyły powoli ku górze. Demon jednak nie mógł przyjrzeć się ninja. Powoli zastygające ciało, zamarło w naprawdę niewygodnej pozycji.

- Na walkę? - upadły anioł prychnął ciężko, spluwając czarną posokę na ziemię - Po co? Nie unikniecie przeznaczenia. Poczynania Wu i Garmadona powinny was czegoś nauczyć w tej kwestii - prychnął demon.

Zane zmarszczył brwi, wyciągając zaraz broń laserową.

Sheller uśmiechnęła się jeszcze szerzej, odsłaniając swoje brudne od krwi zęby. Zaraz ugięła się do przodu kaszląc i ksztusząc się jakąś flegmą.

- Beznadziejni śmiertelnicy... Myślicie, że ucieczka wam pomoże - syczał, między gorzkimi kaszlnięciami.

Gdy demon ostatkami sił podparł się plecami o drzewo za nim, wyprostował się, tak, aby ogarnąć grupę swoim spojrzeniem.

Ponownie uśmiechnął się cynicznie.

- Do przodu brnięcie też zajęcie... - parsknął, ciężko oddychając. - Właśnie straciliście towarzysza broni. Dalej sądzicie, że idąc tą strategią cokolwiek ugracie?

Lloyd czuł, że słowa te skierowane były wprost do niego. W końcu to on był liderem. To on zdecydował o tej kretyńskiej walce w klasztorze.

- Nie łudź się na jej powrót - syknął demon uwięziony w ciele dziewczyny, spoglądając na czarnoskórego - ale na pocieszenie mogę zdradzić, gdzie jest.

Cole przełknął ślinę.

- W PIEKLE - zaryczał, oczy zabłysnęły jej żarem - I WY WSZYSCY TAM SKOŃCZYCIE.

Zdawało się, że przez gardło dziewczyny przemówiły same czeluści piekielne. Demon śmiał się, co chwila ksztusząc się i dławiąc trującym dla niego powietrzem.

Z ust wypluł dziwną, cuchnącą kwasem smołę, która skwierczyła i dymiła się przeraźliwie.

Nagle Matt podszedł do jej ciała i pstryknął nad głową Sheller. Demon uwięziony w jej ciele w jednej chwili padł na ziemię wraz z nią, zapadając w sen.

- Jak się rozjuszy nie da się go uciszyć - prychnął Matthew, zaraz odwracając się do grupy. - Podejmujcie decyzję trochę szybciej, proszę - odparł robot. - Nie mamy całego dnia.

- Pójdę tam - powiedział Lloyd, prostując się.

Wszyscy spojrzeli nagle w jego stronę.

- Idź - odezwał się nagle Zane.

- Jak możesz? - zapytała Nya.

- Oszacowałem sobie każdy kolejny scenariusz, uwzględniając w tym skutki każdej podjętej przez nas decyzji - powiedział nagle agresywnie, jakby chcąc uciszyć dziewczynę. - Spośród tysiąca z nich...

- ...tylko jedna dawała wam minimalną szansę na to, aby przeżyć - dokończył Mattew. - Wybudzenie potomka ciemności o dziwo może uchronić waszą krainę... Bo... hm... jak Ninjago ma przetrwać - spojrzał ponownie na ciało dziewczyny - bez was?

Zane spuścił pełne zmartwienia spojrzenie w dół.

- A co by się stało, gdybym ciebie zrównał teraz z ziemią? - Cole zgniótł pięść pięścią, przygotowując się do ewentualnego spuszczenia szpiegowi eleganckiego wpierdolu.

- Och, byłoby bardzo... Nieprzyjemnie - powiedział, cofając się o krok.

Zaraz w ciemnościach pod drzewami zaiskrzyło kilka dobrze znanych wszystkim czerwonych świateł.

- Kiedy to cholerstwo się tutaj pojawiło? - syknął Jay, czując, jak po opuszkach palców przemykają mu drobne iskry.

Z daleka słychać było zaraz ciężkie powarkiwanie.

- Gdzie to ma do cholery krtań? - zapytał, rozglądając się wokoło, pojmując zaraz, że grupa została otoczona.

- Macie szczęście, szefowa pragnęła bowiem, aby ta walka była sprawiedliwa. Stara się ukryć żal po tym, jak Wu i Garmadon zamknęli ją w ciele człowieka. Chce aby wszystko było tak, jak przypisało przeznaczenie i dlatego wyjątkowo nie zamorduje wybrańca i pachołków - powiedział Matt, chowając ręce za plecami.

- Miło z jej strony - syknął Kai.

- Szefowa czeka na klucz - powiedział Matthew, spoglądając na Lloyda.

Ten westchnął ciężko, po czym wyprostował się, upuszczając swoją broń na ziemię.

- Prowadź - powiedział po chwili, marszcząc ciemne brwi.

Matt uśmiechnął się pogodnie.

- Świetnie - odparł, kierując się w stronę lasu. - Podążaj za mną, ale oni - wskazał na resztę drużyny - muszą zostać tutaj. Jeżeli chcą to przeżyć.

- Lloyd, znajdziemy jakieś inne wyjście, nie idź tam! - sapnął Jay, na co Lloyd odwrócił się, unosząc rękę.

- Zostańcie tu, proszę - blondyn spojrzał na grupę. - Nie możemy już dłużej przed tym uciekać. Przeznaczenie musi się ziścić.

Po tych słowach wszyscy zamilkli, zdawało się nawet, że i wiatr zastygł w miejscu. Blondyn poszedł posłusznie za ebotem prosto do lasu, w którym migotały oczy pozostałych demonów.

Kiedy Lloyd zniknął w ciemnościach pod drzewami, powarkiwanie wokół jak i migocząca czerwień również ustała i zniknęła. Zupełnie jakby wyparowała.

Cole nie wytrzymał i pobiegł w ślad za przywódcą.

- Cole, co ty robisz? - krzyknął Zane.

Mistrz ziemi stanął w miejscu, gdzie przed chwilą widział Lloyda. Nie było po nim ani śladu. Jakby wcale jego tu wcześniej nie było.

- Czemu mam przeczucie, że zmierzamy w złą stronę? - zapytał, choć pytanie to kierował do samego siebie.

- Ponieważ po raz pierwszy się poddaliśmy przeciwnikowi i poprzestaliśmy na jego warunki - skwitował Zane. Po czym odwrócił się do reszty. - Nadal jednak mamy szansę na zwycięstwo.

- Bestia, która kontroluje rzeczywistość... - Jay zamyślił się na moment. - Czyli, że... Nad wszystkim? Nad każdym żywiołem? A może i nad myślą? Czekaj, skoro rzeczywistość jest jej posłuszna, to może tak naprawdę żyjemy w iluzji? Albo... Symulacji.

Nya zmarszczyła brwi.

- Za bardzo się zapędziłeś.

- Nie, nie zapędził się w żadnym z podpunktów - odparła Skylor. - Gdy filary klątwy podupadną, bestia odzyska swoje moce i żadna broń nie będzie w stanie jej powstrzymać. Jedyna nadzieją tkwi w tym, kto będzie w stanie zrównać się z nią mocą.

- Czyli tobą... - Jay przekrzywił głowę na bok. - Czyli najistotniejszym punktem jest teraz to, abyś dotknęła bestia po tym, gdy ściągnie się z niej klątwę wtedy...

-...nawet wtedy nie mamy pewności że wygramy, ale jest szansa - powiedziała mistrzyni bursztynu. - Samo przebrnięcie się przez pułapki i przeszkody zastawione przez bestię będzie wielkim wyczynem.

- Czy ona może samym spojrzeniem sprawić, że zapomnimy, jak oddychać? - zapytał nagle Jay.

- Tak - powiedziała Skylor, wciągając powietrze przez nos bardzo powoli.

- Och... Ym... To niedobrze wróży - wysapał, biorąc pojedyncze wdechy tak, jakby chcąc zrobić sobie ich zapas.

- Musimy dostać się teraz na Mroczną Wyspę - powiedział Zane.

- Wystarczy przywołać smoki, ale... Musimy oszczędzać energię na walkę a sama podróż może nas wykończyć smoki, nie wiemy też, czy podczas lotu nie zdarzą się kolejne wypadki - powiedziała Nya. - Teleportacja byłaby doskonałym rozwiązaniem.

- Zachowałam kilka notatek Wu na temat ziół i ich magicznych właściwości - powiedziała Misaco. - Są na dole w sterowni, Zane, jeżeli szybko je znajdziesz...

- Robi się - powiedział android, kierując się do wnętrza bazy zapasowej.

- My w tym czasie przygotujemy broń... - powiedziała matka zielonego mistrza, próbując opanować nerwy. Wyciągnęła notatnik Sheller, w którym zapisane było kilka użytecznych zaklęć. - Z jednej strony korzystanie z czarnej magii jest niebezpieczne - powiedziała, upewniając się, czy aby na pewno nie ma tutaj czaru na teleportację. Możliwe, że Sheller zapisała tylko te, które jej najbardziej odpowiadały. - Z drugiej strong jednak zważywszy na to, że nie mamy innego wyjścia, musimy opierać się na tym, co nam pozostało.

Zatrzymała się na stronie z zaklęciem polegającym na usprawnieniu broni. Wciągnęła powietrze przez nos spokojnie, po czym spojrzała na grupę.

- Do dzieła... - powiedziała po chwili.

- Każdy kontakt z czarną magią powoduje skarżenie duszy, prawda? - zapytała Nya.

- To też dlatego filary klątwy zaczęły podupadać - zamruczał pod nosem Cole - Lloyd używając zaklęcia... No jasne - połączył sobie wszystkie fakty w głowie.

Czarna magia to nie przelewki.

- Umysł zatraca się w tym. Jak i dusza. Claus postradał zmysły już dawno - powiedziała Misaco. - Nie zwracajcie uwagi na mnie. Operujcie swoimi mocami, ja będę wspierać was tym - wskazała na notes. - Dopóki ciemność nie skazi mi umysłu, będę wam pomagać.

- Rozumiem, że nie długo trzeba czekać na proces skażenia... Co zrobisz, gdy to się stanie? - zapytał nagle Jay.

Po tym zapadła długa cisza. Wzrok matki zielonego mistrza utkwiony był na moment w notatkach Sheller, choć same myśli skupiły się na pytaniu. Kątem oka zerknęła na ciało Sheller. Odpowiedź na to była oczywista, jednak nie chciała nic mówić.

- Wojna bez ofiar to nie jest prawdziwa wojna - pomyślała, zamykając zaraz księgę.

Uśmiechnęła się słabo.

- Wycofam się - powiedziała po chwili, choć wszyscy doskonale zrozumieli, o co chodziło kobiecie.

Gdyby to Lloyd usłyszał...

- - -

Obecnie słyszał przypominający mu ciężki, astamtyczny oddech przysadzistego osobnika. Tym kimś był Conrad w jakże swojej pięknej, gadziej formie.

Mężczyzna stał obok niego, gdy zielony mistrz bacznie przyglądał się poczynaniom zahipnotyzowanego Clausa.

Ten majaczył coś, rozsypując dziwne prochy wokół symboli żywiołów rozrysowanych na podłodze świątyni światła.

Najwięcej rzecz jasna rozsypał wokół Lloyda, który stał już pod wielkim dzwonem.

- Jesteś częścią wielkiego dzieła, mój drogi - usłyszał nagle za sobą.

Rozejrzał się wokoło, po czym przełknął ślinę ciężko, gdy w cieniu kolumn dostrzegł czerwone tęczówki a pod nimi delikatny uśmiech trupiobladej twarzy.

- I nawet nie musisz się wysilać. Jedyne co musisz to po prostu powiedzieć dwa słowa.

Kobieta wyprostowała się nieco, przez zdawała się być jeszcze wyższa. Lloyd ledwo sięgałby jej do ramion.

- "Zrzekam się" słowa klucze, które zaważą o losach tego świata. Ktoś już kiedyś w historii umywał ręce od tego, co się zaraz wydarzy - prychnęła, zaraz wzdychając ciężko. - Cudowne było to, jak naiwnie wierzyłeś, że da się obejść przeznaczenie. Zupełnie jak synowie pierwszego mistrza. Waszym rodem kieruje zwyczajna naiwność.

Lloyd przygryzł wargę, spuszczając swoje spojrzenie na podłogę.

- Dobrze, zaczynajmy więc...

Blondyn zaraz uniósł głowę.

- Jak to tak? Tak od razu?

- Ależ oczywiście - kobieta uniosła brwi. - Liczyłeś że będę przedłużała przeznaczenie o kolejne kilka minut, skoro i tak data waszej apokalipsy spóźniła się przez twojego ojca o okrągłe sto pięćdziesiąt lat?! Ha! Może jeszcze mi powiesz, że chcesz skorzystać na czasie, aby twoi przyjaciele zdarzyli tu przybyć i mi przeszkodzić?!

Kobieta wyłapała spojrzenie zielonego mistrza i zaraz przekrzywiła głowę na bok.

- Niedoczekanie twoje.

Jej oczy zaiskrzyły mrocznym fioletem, proch pod stopami zajarzył się potworną czerwienią, parząc zielonego mistrza w stopy. Chłopak krzyknął przestraszony, serce zadrżało boleśnie, powietrze stało się niemożliwie ciężkie. Czerwony proch rozświetlił zacienione dotąd kąty świątyni. Scarlett i Conrad skryli się za kolumnami.

Szefowa zaczęła majaczyć coś w swoim języku. Z każdym kolejnym słowem ziemia zdawała się drżeć coraz mocniej. Lloyd dostrzegł przez otwarte drzwi świątyni, jak jasne niebo spowiło się w ciemnych, gęstych chumrach. Jeden czerwony piorun przeciął mu widok nagle, rozrywając z hukiem napotkane drzewa na wyspie.

Lloyd chciał jakoś się wyrwać, jednak jakaś dziwna siła ściągnęła go na podłogę. Tak, jakby proch osłabiał i pochłaniał energię człowieka samym swoim bytem.

Zielonemu z trudem przychodziło oddychanie. Przed oczami miał mroczki, w uszach szum, przemieszany ze słowami w obcym mu języku, coś jakby rozrywało go od środka.

Dostrzegł kątem oka, jak majaczący coś Claus, wyciąga ostrze i zaraz wbija go sobie prosto w serce. Krew trysnęła na proch, skwiercząc.

Lloyd przeraził się niesamowicie, gdy tylko poczuł, jak on też zaczyna mimowolnie majaczyć. Jakby coś przejęło nad nim kontrolę.

- Krew spowita mrokiem... - zrozumiał między frazami, zaraz poczuł, jak ręce zaczynają mu drżeć, gdy te mimowolnie sięgają po wspomniany wcześniej nóż. - Krew przeszyta światłem...

- W imię przeznaczenia - kobieta zrzuciła z ramion ciężką szatę. Dopiero teraz Lloyd mógł dostrzec, jej faktyczny ubiór. Zbroję.

Dalej majaczyli coś w języku demonów. Brzmiał jak łacina przełamana indiańskimi naleciałościami. Lloyd nawet nie dostrzegł, jak nóż kieruje się prosto w jego pierś.

- Zrzekam się - powiedział nagle i zaraz padł na ziemię.

Poczuł nagle, jak więzadła niewoli opuszczają jego ciało. Coś co przyciskało go wcześniej do ziemi po prostu odpuściło.

Tak jak opuszczała go powoli krew z jego ciała.

Spojrzał zamroczony w stronę źródła potwornego bólu. Zajęczał słabo, gdy tylko ogarnął, co się stało. Nóż aż po samą rękojeść wyrastał z jego piersi. Drżącą ręką ledwo musnął ów przedmiot i zawył powtórnie z bólu.

Coś jednak ucichło.

Rozejrzał się wokół, czując, jak z każdą kolejną sekundą braknie mu oddechu. Każde uniesienie piersi zdawało się tylko przyspieszać ten proces.

Wyłapał spojrzenie kobiety. Wyjątkowo spokojnie się uśmiechała.

- Dokonało się - powiedziała, a przez jej gardło zdawało się że przemówiły czeluści piekielne.

Czerwony proch zaczął kierować się w jej stronę.

- Grzeczny chłopczyk... - kobieta odwróciła się zaraz w stronę wyjścia, kiedy czerwony proch zaczął oblepiać jej ciało. - Pewnie zastanawiasz się, czemu nie wspomniałam tobie o ofiarach tego rytuału... Czemu ciebie okłamałam, przecież powiedziałam tobie, jaką masz rolę.

Lloyd drżał, czując, jak do oczu wciskają mu się łzy.

- Widzisz... Nie musiałeś umrzeć - kobieta wzruszyła ramionami. - Ale coś czuję, że nadal byś mi przeszkadzał.

Blondyn nie mówił nic, jego głowa opadła w końcu na ziemię. Ostatki świadomości, chciały jednak walczyć dalej.

- Powinieneś był być mi wdzięczny. Twoi przyjaciele nie będą mieli już takiego szczęścia.

Zielony mistrz wydał ostatnie tchnienie, po czym jego oczy zamarły w bezruchu.

Czerwony proch oblepił ciało szefowej kompletnie. Zaraz kawałek po kawałku zaczęło się rozkruszaç, a spod ludzkiej skóry w końcu wypełzło długo oczekiwane przeznaczenie.

Mroczne, bezcielesne, bez formy.

Ciało kobiety rozkruszyło się jak procelanowa lalka. Jej kawałki padły na ziemię, tłukąc się i obijając. Tak jakby wąż zrzucał z siebie starą, zużytą skórę.

Pozostała tylko metalowa zbroja, która zdawała sie, że była jak plastelina.

Bezcielesna forma kształtowała się w inną. Większą i potężniejszą bestię, a zbroja posłusznie kroczyła tym torem, naśladując i dopasowując się do nowego ciała.

Prawdziwego oblicza chaosu.

Świątynia nie była w stanie wytrzymać takiej masy. Ciało chaosu rozerwało wszystkie filary, ściany i dach. Wszystko to runęło na ziemię.

A spod kłębin kurzawy zaraz wyłonił się ogromny smoczy łeb.

- Czas stworzyć nową rzeczywistość - rzekła bestia, spoglądając na rozciągające się morze przed sobą.

Jedną łapą sięgnęła ku wodzie morskiej, a ta zaraz spowiła się mroczną czerwienią. A wszystkie napotkane przez truciznę żyjątka zaraz pomarły i ich ciała dryfowały po powierzchni.

Niebo okryło cię ciemną szatą. Nie wiadomo było jednak czy była to noc, czy panował dzień.

Na nieboskłonie widać było i księżyc i słońce. Oba skrzyły się nienaturalnym fioletem.

- Wasz koniec jest moim nowym początkiem.

C.D.N.

***

Będzie napierdalanka.

FETA LATEM FETA LATEM FETA LATEM FETA LATEM

Continue Reading

You'll Also Like

659K 2K 31
Oneshots 18+!! Nic, co tu zawarte, nie jest prawdziwe Pojawiają się lesbian, ale gay raczej nie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Zapraszam.
5.7K 292 21
Dawna uczennica Wu, przyjaciółka złoczyńcy, wielka mistrzyni żywiołów. Co może się wydarzyć. Miłość ? Przyjaźń ? Honor ? Rodzina ? A może nienawiść...
59.6K 2K 120
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
21.2K 1.2K 52
Dziennikarka z Polski wysłana do Asgardu, by tańczyć na stole i gonić owce?? Czyli jak zrobić z sb idiotkę w 5 min i wkurzyć boga? Kolejne ff o Loki...