Nic już nie ogarniam

By blueselwood

136K 6.5K 579

Amber i Rachel to zupełnie dwie różne osobowości. Jednak od zawsze łączyła je nadzwyczajnie silna przyjaźń. C... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42

Rozdział 31

1.4K 72 15
By blueselwood

Amber

- Dobra przekażę chłopakom. Wracaj szybko - powiedziałam, po czym nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Przy okazji sprawdziłam godzinę. Dochodziła szósta. Czekając poprzedniego dnia na Scotta musiałam zasnąć u niego w pokoju. Nadal miałam na sobie jeansy i bluzę.

Miałam tego dnia strasznego doła. Nie umiałam przestać myśleć o Rachel i tym głupim Adamie. Głównie o Rachel.

Wszystko mi o niej przypominało, każda najmniejsza głupota. Piosenka w radiu, zapach proszku do prania którego używała, nawet widok jedzenia, które razem jadałyśmy. Nie mogłam wytrzymać, nawet gdy bardzo się starałam o niej nie myśleć, zawsze wracała do mojej głowy.

Chciałam z kimś pogadać. Albo chociaż móc się przy kimś rozpłakać. Wiedziałam, że Josh skoczyłby za mną w ogień i tak dalej, ale nie chciałam dokładać mu problemów. Było tyle roboty z tatą, z dnia na dzień było z nim gorzej. Szczególnie gdy zaczął przyjmować chemię. Poza tym Josh był już w pewien sposób nastawiony do Rachel i wiedziałam, że od niego mogę spodziewać się tylko agresji w stosunku do niej.

No i okej, zachowała się strasznie, ale przecież nie było tak cały czas. Poza tym może za dużo od niej wymagałam, może sama wmawiałam sobie, że się kochamy i wszystko jest super, podczas gdy ona tylko w tym wszystkim się męczyła.

Miałam wrażenie, że zwariuję więc wsiadłam w autobus i pojechałam do Scotta. Wiedziałam, że jest empatyczny, zrozumie mój ból, wysłucha mnie, ale będzie też widział drugą stronę medalu. No i cokolwiek by się nie działo on zawsze był szczery. Kochany, ale szczery.

Tylko, że w mieszkaniu go nie zastałam, Marshalla zresztą też nie. Otworzył mi Aiden, ale on sam też wydawał się być czymś przybity. Gdy spytałam o co chodzi powiedział tylko, że pewna dziewczyna odwołała ich spotkanie. Na blacie leżały kwiaty, więc domyślałam się, że to nie było takie znowu pierwsze lepsze spotkanie, ale nie chciałam naciskać. Ewidentnie był przybity i nie chciał o tym gadać. Usiedliśmy więc razem na kanapie, zamówiliśmy pizzę i oglądaliśmy Przyjaciół.

Aiden zasnął po siódmym odcinku z rzędu, więc odstawiłam pudełka z pizzą, przykryłam go kocem. Ku woli ścisłości dwoma kocami, żeby starczyło na całe jego długie cielsko. Potem poszłam do łóżka Scotta. Czekałam na niego i czekałam, słuchałam muzyki, przeglądałam czasopisma, aż w końcu zasnęłam.

Jego poranny telefon mnie obudził. Przeprosił i powiedział, że była straszna awaria metra i utknął tam na całą noc.

Przetarłam oczy i strzyknęłam karkiem. Domyślałam się, że już nie zasnę, mogłam więc równie dobrze zrobić coś produktywnego.

Wstałam z łóżka, narzuciłam na siebie koc w postaci peleryny i poszłam do kuchni. Myślałam, że wszyscy będą jeszcze spać, ale przy barku siedział Marsh. Aiden spał na kanapie tak, jak go zostawiłam.

- Co ty już nie śpisz? - szepnęłam otwierając jednocześnie lodówkę.

Marshall powoli podniósł głowę znad blatu.

- Chyba raczej jeszcze nie śpię. A ty co tu robisz?

- Przyszłam wczoraj do Scotta, ale go nie było. Właśnie zadzwonił, że dopiero wyszedł z metra. Pociąg się zepsuł i utknął tam na całą noc.

Marshall podrapał się po głowie i przetarł oczy. Wyglądał jakby umarł i właśnie wrócił do żywych. Miałam wrażenie, że nie rejestruje conajmniej połowy słów, które do niego kieruję.

- Co z tobą jest? - spytałam.

- Nic takiego. Byłem na imprezie. W klubie. Całą noc - znów położył głowę na blacie.

- Wiesz... Nie chcę znowu zaczynać ani nic, ale...

- Amber przysięgam, - wymamrotał nadal się nie podnosząc. - jeżeli znów będziesz mi mówić o Erin i o tym jaki jestem chujowy i jak wszystko zepsułem, to możesz równie dobrze nic nie mówić. Doskonale to wszystko wiem. Szczególnie teraz.

Szczególnie teraz? Zmarszczyłam brwi i wyjęłam z lodówki sok.

- Co to znaczy? - spytałam.

Marshall podniósł na mnie swój zmęczony wzrok.

- Naprawdę byłaś tu całą noc i nic nie słyszałaś? - wzruszyłam ramionami i upiłam trochę soku.

- Ja wszystko słyszałem.

Z salonu odezwał się nagle Aiden. Wstał z kanapy i ruszył w naszym kierunku. Żadne z naszej trójki nie wyglądało na wyspane.

- Wczoraj w nocy Marsh przyszedł do domu z koleżanką.

- Serio? Kolejna laska?

Naprawdę zaczynałam tracić wiarę w ludzkość. Albo przynajmniej w gatunek męski. Dlaczego zawsze muszą w ten sam sposób radzić sobie z problemami sercowymi? Iść i przelecieć kogoś, niezawodny sposób na znieczulenie smutku. Z własnych doświadczeń powinni umieć wyciągnąć wnioski. Takie akcje tylko wydłużają proces leczenia złamanego serca.

- Ale to jeszcze nie jest najlepsze - blondyn stanął za Marshallem, który znowu pokładał się na blacie i poklepał go po plecach. - Z tego co słyszałem, a mój słuch jest niezawodny, nie dał rady stanąć na wysokości zadania. Jeśli wiesz co mam na myśli.

Zakryłam usta dłonią.

- Nie!

- O tak - Aiden uśmiechnął się zadowolony.

- Chryste panie, jesteście straszni - Mary zszedł z krzesła i walnął się na kanapę. - To był najbardziej upokarzający moment mojego życia. Wszystko szło genialnie. Opowiadałem jej o zespole, tańczyliśmy. Od razu czułem, że chce jechać do mnie. Jeszcze żebyście ją widzieli, ona była tak dobra - znów uderzył się w czoło. Naprawdę wyglądał na zdołowanego. I jednocześnie zażenowanego. - Tłumaczyłem jej, że strasznie mi się podoba i nie wiem o co chodzi, może to przez zmęczenie czy coś. Zostawiła mnie półnagiego i bez słowa wyleciała z mieszkania. Co za upokorzenie...

- Marshall, ale tak na poważnie - usiadłam na jego wcześniejszym miejscu, obracając się w stronę salonu. - Dobrze wiesz co to znaczy. Próbujesz sam sobie wmówić, że chcesz być tym pseudo wyzwolonym Johnnym Bravo, który rucha wszystko co się rusza i za nic w świecie nie chce być w związku, ale tak naprawdę każda komórka twojego ciała próbuje ci przekazać, że jesteś zakochany w Erin. Albo zauroczony, nie wiem. Nazywaj to jak chcesz, ale twoja podświadomość chce ci przekazać, że nie chcesz ,,stawać na wysokości zadania" z nikim innym niż ona.

Aiden przyznał mi rację ruchem głowy. Mary odwrócił się do nas. Zmęczony, smutny, bezradny długowłosy facet. Wyglądał jakby oczekiwał od nas dokładnej instrukcji obsługi życia uczuciowego. Chciałabym mu pomóc i było mi go żal, ale sama bym potrzebowała takiego czegoś. Wszystko byłoby wtedy o wiele prostsze.

- Ale co z tego, jeśli ona teraz jest z jakimś fagasem.

- No cóż. Zachowałeś się jak debil. Naprawdę myślałeś, że nie znajdzie sobie nikogo?

Marshall jeszcze bardziej posmutniał.

- Czyli myślicie, że już nie ma szans? Koniec? Przepadło i finito?

- Sama nie wiem - Aiden również wzruszył ramionami.

- A nie mogłabyś jej o to wypytać? Albo może lepiej napiszę do Rache, ona przecież jest z nią blisko.

W momencie kiedy wymówił ,,Rache" byłam prawie pewna, że ktoś właśnie kopnął mnie w brzuch. Spięłam się i odwróciłam tyłem do nich.

- O matko, Amber przepraszam. Zapomniałem - Marshall wstał i objął mnie od tyłu.

- Nie szkodzi - powiedziałam uwalniając się od uścisku. Co za dużo kontaktu fizycznego to niezdrowo. - Muszę się przyzwyczaić, przecież nie przestaniecie się z nią przyjaźnić. Poza tym już mnie to nie obchodzi. Jest sobie z Adamem i tyle, ja nie potrzebuję się przed nikim płaszczyć, ani błagać o miłość. Związki chyba i tak nie są dla mnie. Mam to już totalnie za sobą, więc luz.    

- Chryste, Amber jesteś tragiczna w kłamaniu i tym całym udawaniu twardzielki - powiedział Marshall. Skrzyżował ramiona na piersiach i wymienił spojrzenia z Aidem. Stali i patrzyli na mnie z góry uważając się za niewiadomo kogo. Znalazło się dwóch ekspertów od związków. 

- Ej! - wstałam żeby choć trochę zmniejszyć moją różnicę wzrostu między nimi. - Udawać twardzielkę? Serio Marsh będziesz mi teraz z takimi rzeczami wyskakiwał? A powiedz mi ile razy się z kimś pobiłeś? Albo ile razy byłeś w kajdankach? I nie, te z różowym futerkiem się nie liczą. -

- Wow! - Aidena najwyraźniej bawiła ta sytuacja. Marshall spiął się i zacisnął usta. 

- Jesteś wredna, bo mówię prawdę - odpowiedział wolno. Jakby musiał uważnie kontrolować co mówi. - I nie chodzi o to ile razy byłaś aresztowana, skoro uważasz to za coś czym musisz się chwalić. Ale robisz dokładnie to samo o co oskarżasz mnie. Wypierasz swoje emocje i przyjmujesz jakąś pozę. Jesteś hipokrytką!

Wyrzucił ramiona w powietrze i patrzył na mnie groźnie.

Coraz bardziej zaczynała mnie irytować ta dyskusja. Kim są żeby mnie teraz oceniać?

- On ma rację Am - świetnie, pomyślałam, teraz drugi będzie się mądrzył. - Naprawdę oczekujesz, że uwierzymy, że gdy przyszłaś tu wczoraj do Scotta to nie liczyłaś na to, że zastaniesz Rachel?

Czułam rosnącą w sobie agresję. Miałam ochotę w coś uderzyć.

On faktycznie miał rację. Nie chciałam tego, ale potrzebowałam ją zobaczyć. Tak strasznie za nią tęskniłam. Zerwanie nie powinno boleć aż tak, to jest przecież niemożliwe żeby tysiące ludzi to przeżywało i dawało radę. To za bardzo bolało. Nigdy nie rozumiałam tego opłakiwania związku i związanej z zerwaniem depresji. Nabijałam się z tych osób. Myślałam, bez przesady przecież to tylko jakaś laska albo jakiś tam facet.

Ale czułam to całym swoim ciałem, nie potrafiłam już normalnie funkcjonować. Nie mogłam jeść, bo żołądek był wiecznie związany w supeł, nagle wstawanie z łóżka stało się najcięższym momentem dnia. Coś mnie przygniatało do materaca, nie miałam ochoty na nic. Tylko na spotkanie z nią, tylko tego pragnęłam.

Cholera jasna, nawet oddychać było mi trudniej.

Co się ze mną działo, kiedy zmieniłam się w takiego mięczaka? Kiedy pozwoliłam jakiejś osobie stać mi się an tyle bliską, że decydowała czy mogę bez niej oddychać czy nie?

Powinnam być wściekła. Pobić tego jej całego frajera. Wyklinać ją i wszystko z nią związane.

A co robiłam? Jak ostatnia idiotka szukałam pretekstów żeby tylko ją zobaczyć, poczuć jej obecność, chciałam tak bardzo wrócić do tego co było.

- Zamknijcie się! Oboje! - ledwo powstrzymywałam łzy. Nienawidziłam płakać przy ludziach, pokazywać tego, że ich słowa jakoś na mnie działają. Agresja jakoś sama wychodziła, po prostu chciałam żeby zostawili mnie w spokoju. Nie masz co się złościć Am. To nic złego, każdy reaguje na wszystko w swój sposób - Aiden położył rękę na moim ramieniu ale natychmiast ją strząchnęłam.

Nagle poczułam pod swoją dłonią coś miękkiego. Odwróciłam się i zobaczyłam leżący tam od poprzedniego wieczora bukiet.

 - Swoją drogą dla kogo to miało być co Aid? - zawsze najlepszą obroną jest atak. Wyraz twarzy Aidena od razu się zmienił. Mówiłem już, że spotykałem się z jedną laską, ale odwołała, bo miała jakiś problem z przyjaciółką - wycedził.  

- No jasne, jakaś tam laska. Możesz się mądrzyć, bo nigdy nam nic nie mówisz. A tak naprawdę kręcisz z jakąś laską już od paru miesięcy. Wychodzisz z pokoju za każdym razem jak dzwoni, wymykasz się gdzieś wieczorami. Kto to jest co? I czemu nigdy nam nic nie mówisz?

Wtedy i Aiden poczerwieniał na twarzy. Całą trójką patrzyliśmy się na siebie wilkiem w ciszy. Po chwili uratował nas zgrzyt zamka w drzwiach.

- Hej wszystkim - do mieszkania wszedł Scott promieniejąc szczęściem. Kontrastował z nami jak noc z dniem. - Co takie ponure miny?

Nikt się nie odzywał, Aiden odwrócił się, wziął kwiaty i zamknął się bez słowa w pokoju. Marshall podszedł w ciszy do lodówki i wyjął sobie jogurt.

Zaczynałam mieć wyrzuty sumienia, może niepotrzebnie tak na nich naskakiwałam. Nigdy nie widziałam Aidena w takim nastroju, zazwyczaj to on wszystkich uspokajał.

- Pytanie powinno brzmieć czemu ty jesteś taki szczęśliwy -powiedziałam w końcu. - To nie jest humor osoby zamkniętej w śmierdzącym wagonie metra na całą noc.

Scott tylko szerzej się uśmiechnął i walnął się na kanapę, zakładając nogi na stolik. Zdawał się w ogóle nie zauważać panującej w mieszkaniu gęstej atmosfery. A to znowu, nie jest w jego stylu. Scott był empatyczny i zawsze jako pierwszy wyczuwa konflikty.

- Chyba nie wiecie co mówicie. Było super. Tak się składa, że właśnie poznałem matkę moich dzieci.

Nawet Marshall odwrócił się w naszą stronę zaciekawiony. Cały czas jednak unikał ze mną kontaktu wzrokowego.

- Słucham....? Co ty w ogóle bredzisz? Plus, czemu tak śmierdzisz wódą?



Dwie godziny wcześniej

Scott 

- Czekaj czekaj - powiedziała starając się opanować atak śmiechu.

Siedzieliśmy w zepsutym metrze już czwartą godzinę. Moja rosyjska towarzyszka okazała się być jeszcze bardziej tajemnicza niż na początku zakładałem. Uparła się, że nie możemy nic o sobie wiedzieć. Mimo tego już zdążyłem wyrobić sobie pewną opinię o niej. Była piękna, ale to było widać od pierwszego wejrzenia. Ale była też niepewna siebie, chociaż w nieoczywisty sposób. Zupełnie jakby nie chciała żeby ktokolwiek się dowiedział, że ma jakieś słabości. Trochę przypominała mi pod tym względem Amber. Dlatego też założyłem, że musi być silna. Oprócz tego widać było, że pochodziła z dobrego domu, bo była dobrze wychowana i inteligentna. Ale też odeszła stamtąd, skądkolwiek była, z jakiegoś powodu. Uważałem, że chciała się wyrwać by robić coś wbrew zasadom. Miała poczucie humoru, była zdystansowana i sarkastyczna. Potrafiła mnie zagiąć przy każdej okazji. 

- Dlaczego nadal tam pracujesz skoro ten nowy właścielk tak okropnie cię traktuje?

Już byłem prawie spokojny, kiedy przez nią znów zacząłem się śmiać.

- Kto mnie źle traktuje? Właścicielko?

- WŁAŚCIELK - dziewczyna nadal się śmiejąc zaczęła dla mnie literować.

Ta wódka zdecydowanie mnie wzięła. Szczerze mówiąc chyba jeszcze nigdy nie piłem nic tak mocnego.

Ale najgorsze było to , że ona kompletnie mnie przepijała. Było mi wstyd, wypiliśmy tyle samo, a ja już zaczynałem widzieć gwiazdki. Oboje stwierdziliśmy, że podłoga była znacznie wygodniejsza i od conajmniej godziny siedzieliśmy na, nawet nie chciałem myśleć jak bardzo brudnej, ziemi. Butelka była pusta w jakichś dwóch trzecich.

- Tak się tego nie mówi moja droga - wydukałem w końcu. Etap skrępowania minął. W tamtym momencie już nic, co mówiłem, ani robiłem nie było przemyślane. Nie przejmowałem się zupełnie niczym, poza tym, że mogę spędzić czas z tak fajną i intrygującą dziewczyną. Swoją drogą zupełnie spoza mojej ligi. Te rude włosy były po prostu hipnotyzujące.

- Oj dobra, to nie lekcja gramatyki - powiedziała z przymkniętymi oczami uderzając mnie w ramię. Loki zakrywały jej połowę twarzy. Nagle jakoś dziwnie bardzo mi to przeszkadzało. Pochyliłem się i założyłem jej rude włosy za ucho.

- Tak ci lepiej. Przez włosy nie widziałem twojej twa.. - przerwa na czknięcie. - rzy. Twarzy. Masz bardzo bardzo bardzo ładną twarz.

Niby byłem pijany i mój obraz nie był do końca ostry, ale i tak zauważyłem, że się zarumieniła. Schlebiło mi, że przejęła się moją opinią. Poczułem się pewniejszy siebie. Czyli ja też się jej podobałem.

- Jasne. W środku nocy z zerowym makijażem na pewno wyglądam fantastycznie.

- Przecież nie mówiłbym tak gdybym tak nie myślał - odpowiedziałem zirytowany. Dlaczego kobiety piękne kobiety zawsze tak robią? Mają niskie mniemanie o sobie i nie umieją zwyczajnie przyjąć komplementu.

- Moja mamochka zawsze mówiła, że jestem piękna, ale Bóg pokarał mnie tymi strasznymi piegami, które wszystko psują. I że nie wyglądam tak szlachecko jakbym mogła. I zaaaaawsze - prawdziwość tego ,,zawsze'' zaakcentowała kręcąc głową. - zawsze kazała mi nosić szpachly makijażu. Od dziecka.

- Cóż za okropna mamojka! - krzyknąłem.

- Mamochka - poprawiła mnie śmiejąc się. - to znaczy mamusia.

- A nie tęsknisz za nią? Jesteś tak daleko od domu... - oparłem głowę o siedzenia obok nas. Bardzo starałem się nie urywać z nią kontaktu wzrokowego.

- Nie - pokręciła przecząco głową i przyłożyła mi palec do ust. - nie rozmawiamy o szczegółach naszego życia.

Średnio dotarło do mnie co mówiła, bo za bardzo przejąłem się tym, że nawiązaliśmy kontakt fizyczny. Jej palec na moich wargach. Od razu nieco wytrzeźwiałem.

Naprawdę byłem żałosny. Nie dość, że dwa razy mniejsza dziewczyna mnie przepiła to jeszcze zachowywałem się jak piętnastolatek.

- Możemy jak chcesz zagrać w prawda czy wyzwanie - powiedziała. Niestety zabrała z powrotem palec.

- Jak niby mamy w to grać skoro nie chcesz mówić o sobie? 

- Będziemy odpowiadać szczerze, ale na pytania o nic ważnego. Małe rzeczy często bywają bardziej interesujące i wstydliwe niż jakieś ,,prawdziwe'' rzeczy - palcami pokazała cudzysłów.

Zastanowiłem się nad tym. Co miałem do stracenia? Kto wie ile jeszcze mieliśmy tam siedzieć. 

- Okej wchodzę w to. Możesz zacząć.

Rosjanka przypatrywała mi się chwilę. Zmrużyła oczy i podrapała się w nos.

- No dalej... - chciałem ją pośpieszyć, ale nie wiedziałem nawet jak się do niej zwracać. Co za bezsensowna zasada. - To jest bez sensu. Nie wiem jak masz na imię. Mam do ciebie mówić ,,ej ty"?

- Mówiłam ci, żadnych imion.

Przewróciłem oczami.

- No dobra nie musi być prawdziwe. Powiedz mi jak zawsze chciałaś się nazywać.

Dziewczyna zawahała się chwilę.

- Patty. Zawsze mi się podobało to imię.

Uśmiechnąłem się. Pasowałoby do niej.

- A ty jak zawsze chciałeś się nazywać?

Kurczę... Nigdy jakoś nie przeszkadzało mi się moje imię. Ostatni raz kiedy myślałem nad jakimś innym niż Scott miałem 8 lat i chciałem nazywać się Spiderman.

- Spiderman.

Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

- No dobra Spiderman - jak mówiła ,,Spiderman" jeszcze bardziej dało się słyszeć twardość rosyjskiego akcentu. Wymawiała to zupełnie inaczej niż ja. - Powiedz mi... Może na początek coś łatwego. Masz jakieś tatuaże?

- No ba! - prychnąłem. - Mam ich nawet dosyć sporo.

Ewidentnie się zaciekawiła.

- Gdzie?

- Najwięcej na ramieniu. - Spojrzałem na swoją rękę, jakbym zapomniał co mam na sobie. Otóż była to koszulka z rękawem do łokci. Zawsze starałem się zakrywać moje tatuaże w pracy. Naprawdę nie chciałem jej stracić za jakieś głupstwo, jak mój wygląd.

- Pokaż!

- Pod warunkiem, że naraz wypijesz połowę tego co jest w butelce - Robiło mi się coraz głupiej, że byliśmy na tak różnych etapach upojenia.

- Umowa - Patty sięgnęła po butelkę i duszkiem wypiła dokładnie połowę pozostałej wódki bez zmrużenia okiem. Dopiero gdy odsunęła od siebie alkohol syknęła i otworzyła szerzej oczy. - Dobra, ale jeśli po tym będziesz musiał mnie zanosić na izbę wytrzeźwień, to sam tego chciałeś Spiderman.

- Nie będzie z tym najmniejszego problemu - odpowiedziałem z uśmiechem. Zacząłem podwijać rękaw żeby wykonać swoją część zadania, ale był za ciasny. Dałem radę odsłonić jedynie kawałek wzoru zaczynającego się nad łokciem.

- Ej to się nie liczy!

- To co mam się tu rozbierać? - pytanie było retoryczne, ale ona energicznie pokiwała głową, że tak, tego właśnie oczekuje. Nie dało się określić czy to od alkoholu, czy znów się zawstydziła, ale miała zaróżowione policzki.

Cóż poradzić. Poza tym byłem tak pijany, że mogłaby równie dobrze kazać mi zatańczyć kankana i myślę, że bym się zgodził. Złapałem za koszulkę i zacząłem przeciągać przez głowę. Nie spodziewałem się, że to będzie takie trudne. Zaplątałem się i nie umiałem wydostać głowy na zewnątrz.

- Pomocy! - dziewczyna zaczęła się ze mnie śmiać, ale jednocześnie przybyła z odsieczą.

- Ile ty masz lat? - złapała za materiał i zaczęła ciągnąć w górę.

- Ała! To boli! - krzyknąłem, gdy zahaczyła o moje ucho. W końcu nam się udało i uwolniłem się. Z bolącym uchem i potarganymi włosami, ale udało się.

Zorientowałem się, że jesteśmy bardzo blisko siebie. Patty wciąż trzymała moją koszulkę i uśmiechała się. Dopiero gdy była tak blisko zauważyłem maleńki kolczyk w jej nosie. Musiałem wcześniej pomylić go z piegami.

Nie chciałem się odzywać, bo odsunęłaby się ode mnie, a tego naprawdę nie chciałem. Nasze kolana się stykały i czułem na sobie jej ciepły oddech. Pachniała wódką, ale i tak nie zabiło to jej wcześniejszego zapachu. Coś jak wanilia ale zmieszana z jakimś kwiatowym perfum.

- Więc, ładne te tatuaże - powiedziała schodząc wzrokiem w dół. Nadal nie odrywając od niej oczu powiedziałem:

- Tak. Też je lubię.

- Masz jeszcze jakieś? - spytała. Jej głos był zachrypnięty, więc odchrząknęła.

Podobało mi się, że ona też czuła to coś co wisiało w powietrzu. Atmosfera stała się gęsta, ale nie było nawet mowy o niezręczności. Bardziej coś jak rosnące napięcie. Zauważyłem, że patrzyła na moje mięśnie. Nie wiem czemu tak się dzieje, ale automatycznie je spiąłem. Nigdy nie kręciło mnie pakowanie na siłowni, ale lubiłem sport od dziecka no i często chodziłem na tenisa, albo rzeczy w tym guście.

- Jeszcze parę, tak - znów podniosła na mnie wzrok. Delikatnie podniosłem ręce i dotknąłem jej ramienia. - A ty?

- Niestety nie. Nie mogłam - odpowiadała jakby od niechcenia, ale widziałem jak nerwowo przełknęła ślinę, gdy jej dotknąłem.

- Czemu nie mogłaś? - nie wiedziałem czemu, ale instynktownie ściszyłem i zniżyłem nieco głos.

- Nie mogę powiedzieć. To by łamało zasady.

- Co ty masz z tymi zasadami? Wychowały cię siostry zakonne czy jak? - spojrzała na mnie ironicznie. - Bo mnie tak.

Byłem zupełnie poważny, ale ona zdawała się mi nie wierzyć. Miałem ochotę podzielić się z nią czymś prawdziwym, jakimś faktem z mojego życia.

- Naprawdę! Może i złamię teraz tą twoją ,,zasadę", ale ja rzeczywiście dorastałem w sierocińcu prowadzonym przez zakon. Nigdy nie poznałem rodziców.

Tym razem uwierzyła mi i nieco posmutniała. Zrobiło mi się głupio, nie chciałem psuć jej humoru, a już na pewno nie chciałem żeby urok chwili minął. Musiałem szybko działać żeby się nie odsunęła.

- Dobra mam dla ciebie wyzwanie - znów nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. - Wyzywam cię żebyś mnie pocałowała.

Patty ewidentnie się speszyła, ale nadal się nie odsuwała. Po chwili wyraz niepewności zniknął z jej twarzy i wrócił ironiczny uśmiech.

- Przepraszam, ale czy jesteśmy w siódmej klasie?

- Gramy w prawda czy wyzwanie i pijemy wódkę z gwinta, więc chyba tak.

Zaśmiała się, pokręciła głową. Już myślałem, że wstanie, skończy całą tą grę i będziemy siedzieć w ciszy i udawać, że się nie znamy. Nie żeby to było takie znów dalekie od prawdy.

I kiedy najmniej się tego spodziewałem pochyliła się i mnie pocałowała.

Chryste.

Zacząłem się zastanawiać kiedy ostatni raz całowałem się z dziewczyną.

Miesiąc?

Tak, chyba miesiąc temu. Wtedy też byłem okropnie pijany i skończyło się na tym, że poszliśmy do niej. Nic specjalnego, chyba liczyła na jednorazowy wyskok, bo już po godzinie rozmowy zaprosiła mnie do siebie na kawę. Nawet nie odpisała mi następnego dnia.

W każdym razie byłem pewien, że musiało minąć więcej czasu, bo ten pocałunek z Patty wydawał się być taki idealny...

Jedynym logicznym wytłumaczeniem byłoby idealizowanie tego momentu przez jakąś długą posuchę, ale no miesiąc to nie jest wcale dużo czasu.

Totalnie odlatywałem, znów czułem się jak dzieciak. Dało się powiedzieć, że ona przeżywa to samo. Drżały jej ręce, czułem, że tak samo jak ja zdecydowanie nie chciała tego przerywać. Chciałem żeby się rozluźniła, więc objąłem ją w pasie. Jakie to piękne znów mieć 13 lat i wykorzystywać jakąś głupią grę żeby móc pocałować śliczną dziewczynę. Ona również mnie objęła, splotła dłonie za moją szyją i

pogłębiła nasz pocałunek.

Moje ciało coraz bardziej dawało po sobie poznać jak bardzo podobała mi się ta sytuacja. Jedną ręką przyciągnąłem ją bliżej, a drugą dotknąłem jej policzka. Wsunęła się na moje kolana i mocniej się do mnie przytuliła.

Siedzieliśmy na ziemi opierając się o siedzenia i dopiero, gdy przycisnęła się do mnie poczułam, że bardzo przeszkadza mi wbijająca się w plecy krawędź fotela. Nie chciałem się od niej odsuwać, więc na oślep próbowałem wymacać coś na czym mógłbym się podciągnąć. W końcu natrafiłem na metalową rurę. Chwyciłem ją i nadal drugim ramieniem obejmując Patty, podciągnąłem nas i usiadłem na siedzeniu.

Oderwała się ode mnie, ale tylko zaśmiała się cicho i założyła włosy za ucho. Naprawdę działała na mnie w dziwny sposób. Miałem jednocześnie ochotę nie przestawać tego co teraz robimy, ale rownież móc przegadać z nią całą noc i dowiedzieć się o niej wszystkiego.

I wtedy zaczęła całować moją szyję. Tego było dla mnie za wiele, w końcu byłem tylko facetem.

Robin Williams powiedział kiedyś, że Bóg dał mężczyźnie mózg i penisa, ale krwi tylko tyle, żeby zasilać jedno na raz. Coraz bardziej odczuwałem prawdziwość jego słów.

Ręce automatycznie zsunęły mi się w dół jej pleców. Ścisnąłem ją za pośladki i przycisnąłem jeszcze bliżej siebie.

Szczerze mówiąc spodziewałem się z jej strony wszystkiego poza mruknięciem, które z siebie wydała. W momencie kiedy myślałem, że nie da się być już bardziej nakręconym, ona to robi.

Pocałunkami zaczęła schodzić w dół szyi, wzdłuż obojczyka. Dopiero wtedy przypomniałem sobie, że jestem półnagi. W takim położeniu miała idealny ogląd na wszystkie moje tatuaże. Połowiczny rękaw, parę mniejszych wzorów na drugim ramieniu i piersiach. Z początku mogły wydawać się przypadkowe, ale wszystko w przemyślany sposób tworzyło jedną całość. Zauważyłem, że Patty przechodzi ustami od tatuażu do tatuażu.

Parsknąłem śmiechem. Nie wiedziałem czemu, ale jakoś mnie to rozbawiła ta jej obsesja.

- Nie śmiej się ze mnie - powiedziała wracając z pocałunkami na szyję. - Podobają mi się, a jeszcze nigdy nie widziałam z bliska kogoś ktoś miał ich tak dużo. 

- Cieszę się, że mogę pomóc, badaj je ile chcesz - chciałem wymyślić jeszcze jakiś sarkastyczny komentarz, ale mój mózg pracował na zwolnionych obrotach. Na szczęście uratowała mnie od tego całując mnie w usta. Kto by pomyślał, że zdążyłem się za nimi stęsknić.

Całowaliśmy się jakby ktoś nas gonił. Wszystko było namiętne i dokładne, ale jednocześnie takie szybkie. Bałem się, że jeszcze chwila i zupełnie puszczą mi wszystkie hamulce. Szczególnie gdy zaczęła dłońmi jechać w dół po mojej klatce piersiowej.

To był dla mnie jakiś bodziec osłabiający moją samokontrolę.

Obróciłem ją w lewo i położyłem na siedzeniach, jednocześnie nakrywając ją sobą.

Znów wydała z siebie ten odgłos. Zacząłem ją całować jeszcze szybciej. Miałem wrażenie, że to wszystko jest tak nieprawdopodobne i ulotne, że równie dobrze mogę za chwilę obudzić się sam, w łóżku, w swoim mieszkaniu.

Zacząłem całować jej szyję. W pewnym momencie chyba zrobiłem nawet małą malinkę. Chciałem schodzić niżej, ale miała na sobie bluzkę. Odgiąłem nieco dekolt, by powiększyć powierzchnię do działania. Szybko spojrzałem na nią, ale nie protestowała. Już byłem przy dolnej krawędzi bluzki i chciałem wsunąć pod nią dłoń kiedy pociąg nagle ruszył.

To było tak nagłe i głośne, że wręcz od siebie odskoczyliśmy. Z hukiem spadłem na ziemię. Spojrzeliśmy na siebie, oboje w szoku. Nie widziałem siebie, ale jej wygląd na pewno zdradzał co robiliśmy. Jej włosy zwiększyły swoją objętość jeszcze dwukrotnie, bluzka była zagięta, usta opuchnięte, a na szyi rzeczywiście widniał mały czerwony ślad.

Szybko wziąłem koszulkę z podłogi i nałożyłem przez głowę. Patty również wstała, poprawiła ubranie i złapała butelkę.

- Odwrót - powiedziała wskazując na mnie palcem.

- Co mówisz? - jej głos jeszcze bardziej sprowadził mnie do pionu. To wszystko faktycznie się działo.

- Masz koszulkę na odwrót - powiedziała rozbawiona. Spojrzałem w dół, poźniej na nią, znów na koszulkę i znów na nią. Patrzyliśmy się na siebie chwilę i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Nie chciało mi się już znów rozbierać, ale pomogłem jej spakować rzeczy, które niewiadomo czemu ani kiedy znalazły się na ziemi. Spojrzeliśmy jeszcze raz na siebie. Została nam jakaś niecała minuta, przynajmniej wydawało mi się, że tyle było do następnej stacji.

Oboje się uśmiechaliśmy. To doświadczenie było dziwne, ale naprawdę wyjątkowe. Miałem wrażenie, że znamy się od lat. Nie chciałem się rozstawać, chciałem spędzić z nią jeszcze cały dzień, czułem się przy niej tak dobrze.

Przysunąłem się do niej i poprawiłem włosy. Loki odstawały w każdą możliwą stronę, więc tylko trochę je przyklepałem.

- Pięknie, teraz nikt się nic nie zorientuje - powiedziała patrząc na mnie ironicznie. Nie wiedziałem, że można być jednocześnie tak uroczym i tak seksownym. Pociąg właśnie wjeżdżał na stację, kiedy pochyliłem się i bardzo delikatnie, ledwie ją dotykając musnąłem ustami jej wargi.

- Rozumiem, że nie mam co liczyć na numer telefonu? - Patty nieco posmutniała. Znów mi to schlebiło.

- Przykro mi.

Mnie również było przykro.

- Mi też.

Drzwi się otworzyły. Na peronie stało paru mężczyzn w roboczych kombinezonach.

- Jeśli cię to pociesza to nawet nie mam telefonu - powiedziała podnosząc torbę. Zaśmiałem się niemrawo.

- Sam nie wiem, czy mnie to pociesza.

Wyszliśmy na peron, a kolejka ruszyła dalej. Jakaś elegancko ubrana kobieta ruszyła w naszą stronę.

- Świetnie było mi cię poznać Spidermanie - dziewczyna wspięła się na palce i pocałowała mnie w policzek. - Nie chmurz się tak. Jeśli jest nam pisane spotkamy się jeszcze. Może tym razem w jakimś zepsutym autobusie.

Nie dała mi nawet szansy odpowiedzieć, kiedy szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Westchnąłem głęboko i przetarłem oczy. Ciężko będzie nie traktować teraz tej dziewczyny jako zwykłej fatamorgany spowodowanej niedotlenieniem.

- Witam pana, jest nam bardzo przykro z powodu tej awarii, czy nie potrzebuje pan paramedyków? A pana znajoma? Byliście państwo w tym pociągu ponad cztery godziny, więc jeśli tylko...

W ogóle nie docierało do mnie co mówiła. Nie mogłem przestać się zastanawiać czy jeszcze kiedyś się spotkamy.

- Zaraz pięć godzin? - zwróciłem nagle wzrok na kobietę. - Pani wybaczy muszę zadzwonić.

*** 

- No i tak to wyglądało - westchnąłem i przeczesałem dłonią włosy. To mi przypomniało, że miałem trochę je podciąć. Jakoś nigdy się nie składało, ale dosięgały już ucha. 

Ale kto by się przejmował takimi bzdurami. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Musiałem wyglądać jak naćpany, ale nie umiałem nic na to poradzić. Przed oczami wciąż miałem tylko jej piegowatą twarz, a na skórze wciąż czułem jej usta.

Gdybym zobaczył ją na imprezie, jeszcze z tym surowym i niedostępnym wyrazem twarzy jaki miała na początku, w życiu bym do niej nie podszedł. Nawet nie łudziłbym się, że mam u niej jakieś szanse. 

- I to tyle? - spytała Amber. Oboje z Marshallem wpatrywali się we mnie. - Nigdy więcej się nie spotkacie?

Am trochę mnie sprowadziła na ziemię. Co z tego, że było pięknie jak z kiczowatej, ale jednak przyjemnej, komedii romantycznej, skoro pewnie już nigdy jej nie spotkam? Czasami miałem wrażenie, że ktoś na górze naprawdę się na mnie uwziął. Może po prostu miłość i bliskość z drugą osobą nie były mi pisane.

Przypomniałem sobie o Amber. Jak mogłem użalać się nad sobą, podczas gdy ona przeżywa straszne rozstanie. Zdrada drugiej połówki plus tragedia w rodzinie. Jeśli ktoś ma prawo do narzekania to ona. 

- Ambi, a jak ty się czujesz? Co z tobą? - spytałem podchodząc do niej.

Już otwierała usta, by odpowiedzieć, kiedy w jej kieszeni zaczął wibrować telefon. 

- Halo? - Amber odebrała. W tle słychać było głos jej brata. - Ale co się stało?

Am zbladła, a jej twarz zamarła. Od razu wiedziałem, że stało się coś strasznego. Czułem to od środka, widziałem rosnący ból w jej oczach. 

- O Boże Josh - powiedziała przerażająco cicho. Wymieniłem spojrzenia z Marshallem. Oboje wiedzieliśmy już co się stało. 

- Nie wierzę, że mnie tam nie było - jej głos zrobił się wyższy, zmarszczyła brwi i zamknęła oczy jakby miała się rozpłakać. Ale po jej policzkach nie popłynęła żadna łza. Za to ja już czułem jak ściska mi się gardło i wilgotnieją mi oczy. 

- Mój tata.. - Amber odłożyła telefon i spojrzała na nas. Była taka bezbronna i wystraszona. - Mój tata właśnie... On... 

- Amber tak nam przykro - Marshall przebył dystans między nimi i ją przytulił. Wiedziałem, że ona nie lubi uścisków, a już na pewno nie w ramach współczucia, ale nie mogłem się powstrzymać. Miałem ochotę zabrać trochę tego smutku od niej. Również ją objąłem.

- Tak strasznie przykro - dodałem. Schowałem twarz za jej plecami, żeby nie widzieli, że popłynęły mi łzy. Było mi jej tak strasznie szkoda, przecież ona nie zasługuje na tyle bólu.



***

Jak też dawaliście mi znać, było opóźnienie, wiem. Cieszę się, że był odzew nawet jeśli w sprawie zażaleń Xd

Dobrze, że piszecie, pokazujecie, że jesteście. Miałam okropną, straszną, najgorszą blokadę, ale jak widziałam, że czekacie zmuszałam się do pisania dalej.

Nic mi się nie podobało, kasowałam, potem komputer sam skasował mi połowę tekstu. Było ciężko, ale udało się coś wyskrobać. Na pocieszenie rozdział jest długi, mam nadzieję, że miliony poprawek opłaciły się i Wam się podobało. 

Wiecie jak to jest, bardzo się postaram dodać kolejny jak najszybciej, do końca grudnia, póki wena mnie trzyma. 

Ściskam mocno, dziękuję za cierpliwość, komentarze i to, że jesteście. 

Trochę też eksperymentuję, chciałabym przybliżyć pozostałe postaci. Dzielcie się swoimi myślami i do następnego. 

- Ola :)  

Continue Reading

You'll Also Like

17.8K 502 31
❗CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ...❗ 13 nastolatka myślała że jej życie będzie normalne, miała najlepszych pod słońcem rodziców oraz brata, ale w...
38.6K 1.6K 29
Jest to historia o szesnastoletniej dziewczynie, Florze Davis, która po śmierci ojca, musi zakasać rękawy i poradzić sobie z trudną rzeczywistością...
8K 285 18
Tom I trylogii Mafia
82.5K 5.7K 29
Okładka została stworzona przy pomocy Kreatora Obrazów Microsoft. ˖⁺‧₊˚ 𓆏 ˚₊‧⁺˖ Nell Myers, nie cierpi Hero Westa, znacznie bardziej niż nie cierpi...