Ninjago: Ludzka Klątwa [ zako...

By Ninja-w-dresach

24.5K 1.7K 1.3K

Co się stanie, gdy zło zostanie uwięzione w ludzkiej skórze? Czy to zdoła je powstrzymać? Czy można oszukać... More

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII 0.5
Rozdział XXXIII 1.0
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII apokalipsa cz.1/2
Rozdział XXXIX apokalipsa cz. 2/2
Rozdział XL koniec
od autora + info

Rozdział XXXI

396 34 16
By Ninja-w-dresach

Siema! Na wstępie chciałam tylko powiedzieć, że treść przedstawiona poniżej zawiera niezwykle brutalne sceny. Poważnie zastanów się nad ich przeczytaniem, aby później nie narzekać, że zniszczyłam Tobie gar. Sceny zawierają brutalne środki mordowania, które nie szczędzą na wylanej krwi.

Ostrzegałam.

***

Jeden z opuszczonych magazynów na przedmieściach stolicy, godzina 0:35,

Mistrz ziemi wraz z nieśmiertelnikiem toczył niesamowicie widowiskowy - rzecz jasny dla fanów krwawych masakr - pojedynek. Cole wyprowadził kolejny cios z siłą ciężkości równą ogromnej skale skutecznie łamiąc mostek swojemu przeciwnikowi. Lukas zatoczył się ponownie do tyłu, a gdy ciemnoskóry ponownie miał na niego naskoczyć, uniknął w porę kolejnego ciosu, przeturlając się na bok. Pięść mistrza ziemi utkwiła w podłodze i chłopak przez moment nie mógł jej wyciągnąć. Poczuł jak coś przekłuwa boleśnie mięśnie w nadgarstku, syknął z bólu.

- Cholera, jasna - warknął, próbując się wyszarpać z sideł drutów. - I to jeszcze prawą ręką...

Blondyn zaśmiał się szyderczo, gdy poczuł jak połamane kości w żebrach, mostki i kręgosłupie w zaledwie kilku sekundach zaczęły się zrastać.

- Zabawny jesteś, Cole - syknął mężczyzna, wstając z podłogi.

Czarny ninja napiął wszystkie mięśnie, nawet te od szczęki i pociągnął rękę w górę, aby móc się wyswobodzić. W między czasie Lukas zabrał ze stołu łom i szurając nim po podłodze podszedł zaraz do swojego przeciwnika.

W oczach blondyna pojawił się dziwny błysk, po czym uniósł metalowy pręt w górę i wymierzył solidny cios w łopatki czarnego mistrza. Cole stęknął i padł na ziemię, czując, jak coś chrupnęło mu w kościach. Nie wiedział czy to dlatego, że coś mu pękło czy po prostu mogło mu się to wydawać.

Lukas zaśmiał się szyderczo, chwytając przeciwnika za włosy i doprowadzając do pionu. Pięść mistrza ziemi nadal tkwiła w podłodze i Cole czuł wyraźnie jak ciepła krew sączy się po jego palcach. Blondyn uśmiechnął się nieco psychodenicznie, dostrzegając rany swojego przeciwnika.

- Wiesz co jest najgorsze w mojej mocy? - zapytał, zbliżając swoje usta do ucha mężczyzny.

Cole nie odpowiedział. Zacisnął mocno szczękę, ledwo powstrzymując się od krzyku.

- To, że ona nie czeka - wyjaśnił, kładąc zaraz swoją rękę na ramieniu Cole'a.

Mistrz ziemi poczuł nagle dziwne ciepło na ramieniu, które powoli schodzi do jego zranionego i nadal tkwiącego w podłodze nadgarstka. Zaraz jęknął przeraźliwie z bólu, czując jak rany zaczynają się zrastać pomimo tego, że w jego mięśniach nadal tkwiły potworne druty.

Czarny ninja próbując się wyswobodzić, odruchowo zaczął wierzgać jak rozszalałe zwierze. Szybko jednak pożałował tego wyboru, ponieważ przy jakimkolwiek najmniejszym ruchu, ból w rozrywanych i ponownie zrastających się mięśniach był wręcz nie do wytrzymania. Czuł wręcz jak rany zrastają się i skwierczą w miejscu, gdzie druty przebijały jego skórę, mięśnie oraz liczne żyły. Oddech miał coraz cięższy i nie mógł skupić się na niczym. Potworny ból mu na to nie pozwalał.

- Niezbyt przyjemne, co? - zaśmiał się blondyn, nie odrywając ręki od drżącego ramienia Cole'a.

Zacisnął w dłoni metalowy pręt i zaraz uderzył nim mocno o podłogę.

Cole jęknął ponownie, czując jak druty - choć wprowadzone w lekkie drgania - rozrywają jego nerwy. Blondyn stojący nad nim zaśmiał się szyderczo i ponownie uderzył łomem o podłogę, przez co końcową reakcją łańcuchową jego "zabawki" był głośny krzyk i zaraz Cole padł twarzą na podłogę.

Jego dłoń, ugrzęśnięta w sidłach drutu aż po sam łokieć, na przemian krwawiła, zrastała się i znowu rozrywała, a to wszystko działo się niemożliwe szybko przez co Cole miał wrażenie, że zaraz się porzyga. Mógłby błagać swojego oprawcę o litość, mógłby zawołać o pomoc, mógłby zacisnąć w końcu szczękę i wyciągnąć tą rękę z sideł drutów jednak ból skutecznie go od tego odcinał.

Lukas uśmiechnął się i ponownie pociągnął za włosy mężczyzny. Cole ponownie jęknął nieznacznie, wyłapując obłąkanym spojrzeniem dwie identyczne do siebie brunetki. Blondyn nachylił się ponownie do swojej "zabawki", spoglądając na walkę Rose i Camille, stukając lekko łomem o podłogę.

- O, popatrz - wyszeptał Lukas - chyba moja siostra albo twoja przyjaciółka dostaje baty... - zaśmiał się. - Sam nie jestem w stanie ich rozróżnić! - zaśmiał się głośniej, uderzając jeszcze mocniej prętem o podłogę, przez co ponownie Cole zawył z bólu.

Mistrz ziemi przed oczami miał mgłę. Jedyne, co w tym momencie dostrzegał, to dwie chaotycznie tańczące postacie, nawzajem wyprowadzające sobie ciosy. W zaledwie kilku minutach zmagania się z torturą stracił zbyt dużo krwi i miał wrażenie, że zaraz straci przytomność.

- Wiesz już, która z nich to twoja przyjaciółka? - zapytał po chwili Lukas, jakby przypominając sobie, że jest tutaj z nim mistrz ziemi.

Łom ponownie wywoływał drobne drgania metalowych prętów w podłodze.

- N - nie - zakrztusił się, czując, jak pot ścieka po jego skórze. Pot jak i krew ponownie rozrywających się ran.

Camille w postaci przeciwniczki ponownie wyprowadziła kolejny cios Rose. Sheller nie zdążyła go zablokować i poczuła nagle jak pięść jej kopii kruszy żebra.

- Masz niezłe mięśnie, jak na dziedziczkę mocy wiatru - wysyczała mistrzyni przemian, wyprowadzając zaraz kolejny cios otępiałej przeciwniczce. - Nie jesteś jednak tak silna jak Morro... - prychnęła, gdy Rose padła na podłogę.

Sheller przez moment nie mogła złapać oddechu. Walczyła o powietrze, z trudem przywołując ciało do porządku. Drżącą dłonią dotknęła miejsca, w które przed chwilą dostała i przez moment zastanawiała się, czy jedno z płuc nagle nie pękło wraz z żebrami.

- ...czy twoja matka - dodała po chwili Camille, tryumfalnie się uśmiechając.

Ostatnie słowa brzęczały głośniej w głowie Sheller. Zaraz mistrzyni wiatru zacisnęła szczękę, unosząc głowę i wyłapując spojrzenie swojego odbicia.

- Znałaś ją? - wysyczała przez zęby, czując, jak gniew zaczyna przejmować nad nią kontrolę.

- Selenę? Trudno nie było jej nie znać... oh... jaka to przykra historia... jej zniknięcie... ciężka sprawa - odparła mistrzyni przemian, uśmiechając się szyderczo. Zaraz biorąc zamach i próbując kopnąć z całej siły oryginał w brzuch. - A to wszystko przez... kogoś... kto pojawił się tak nagle... tak niespodziewanie...

Rose załapała, że chodziło o nią. Przypuszczenia co do jej matki stawały się coraz bardziej zrozumiałe i uznawała je za prawdę.

- Milcz.

Tym razem Sheller uniknęła ciosu, w porę przeturlając się do tyłu. Nie zamierzała słuchać niczego więcej o swojej matce. Mogłaby rozerwać szczękę Camille własnoręcznie i to gołymi łapami. Klatka piersiowa dziewczyny unosiła się szybko i równie szybko opadała. Ręce zaczęły jej drżeć. Gniew i gorycz zaczęły chwytać za wodze.

- Milcz - rzuciła ponownie brunetka, wstając powoli z podłogi. W jej oczach pojawił się dziwny błysk.

Camille jednak nie miała zamiaru przestać. Zdawałoby się, że tego właśnie oczekiwała.

- Bo co mi zrobisz? Ponownie będziesz chciała mnie uderzyć? Jesteś marnym pierwiastkiem rodziny Morro. Nie masz w sobie tyle siły co on - powiedziała. - Selena była dziwką, a ty byłaś wpadką. Nieoczekiwaną przez nikogo...

Kopia Sheller nagle przerwała swój wywód, widząc stan przeciwniczki.

Oryginał oddychał ciężko z powodu napływu emocji jak i bólu wszystkich mięśni w ciele. oczy Sheller nagle zalśniły dziwną poświatą i nagle ta ruszyła z impetem w stronę mistrzyni przemian.

- Zamknij się! - krzyknęła, wyprowadzając kolejne ciosy.

Camille dopiero teraz poczuła, że są one znacznie silniejsze od poprzednich.

Sheller nie wiedziała , co robi. Nie panowała teraz nad sobą. I poniekąd podobało się jej to to z drugiej strony chciała temu zaprzestać. Nie potrafiła jednak temu zaradzić. Jej pięści były coraz szybsze a ciosy coraz mocniejsze. Camille usilnie starała się je odbijać lub blokować, lecz tym razem Sheller była nie do powstrzymania.

Mistrzyni przemian uskoczyła do tyłu i w tym momencie rozpędzona Rose z siłą huraganu uderzyła pięścią w brzuch Camille. Mistrzyni przemian jęknęła przeraźliwie, z jej ust poleciała krew, a ręka mistrzyni wiatru przebiła jej ciało na wylot. Cios był zbyt szybki, aby się przed nim obronić i zbyt mocny aby go wytrzymać.

Kopia Rose zawzięcie jednak walczyła o życie, drapiąc i wyprowadzając kolejne ciosy pięściami w stronę twarzy skupionej brunetki. Z każdym jednak uniesionym ramieniem, czy napięciem jakichkolwiek mięśni Camille odczuwała potworny ból. Oczy jej się rozszerzyły, gdy ogarnęła, co się jej stało. Bowiem nie mogła przyjąć przez pierwsze kilka sekund, że pięść mistrzyni wiatru przedziurawiła jej brzuch.

Krew tryskała ściekała po nogach Camille. Kopia Rose słabła coraz bardziej z kolejnymi sekundami. Sheller dopiero w momencie, gdy wyłapała spojrzenie mistrzyni przemian, ogarnęła, co tu się stało. Odruchowo wręcz próbowała wyciągnąć pięść z ciała przeciwniczki. Każdy ruch jednak i uczucie gorących organów wokół przedramienia dziewczyny sprawiały, że płoszyła się coraz bardziej.

W końcu Sheller totalnie nie ogarniająca rzeczywistości odepchnęła nogą drżące ciało przeciwniczki i wyciągając rękę z jej ciała, pociągnęła za sobą jelita, żołądek oraz trzustkę, która w tym momencie przypominała wyrzyganą przez psa papkę. Okrwione flaki wypełzły na podłogę, a Rose zakręciło się w głowie. Camille straciła zmysły i jej ręce zabierały z podłogi organy, aby z powrotem wepchnąć je do dziury w brzuchu. Krew jednak lała się litrami. Lśniąca podłoga pokryła się szkarłatem i zaraz ciało mistrzyni przemian padło w kałużę.

Sheller zatoczyła się, nie mogąc równocześnie oderwać oczu od tego, co widziała. Zaraz ocknęła się jakby i zasłoniła dłonią ten widok. Dopiero w tym momencie ogarnęła, że ta dłoń po sam łokieć unorana była we krwi. Rose otworzyła usta, oddech jej przyspieszył, nie była w stanie nic z siebie wykrztusić ani krzyku ani słowa ratunku. Miała wrażenie, że ta dłoń dostała drugie życie i zaraz przebije ją na wylot.

Zaraz przypomniała sobie to ciepło organów, w których ta dłoń przez moment utknęła. Tętno żył przeciwniczki zdawało się pulsować dalej a odczucie to pozostawało nadal w ręce dziewczyny. Sheller ponownie spojrzała na ledwo unoszącą się klatkę piersiową Camille. Po czym spojrzała na wypełzające z jej brzucha jelita oraz żołądek i zaraz ugięła się, chwytając się za jedną z metalowych konstrukcji i zwymiotowała.

Niecodziennie przebijała gołymi pięściami cudze ciała.

Niecodziennie też widziała wnętrzności.

Lukas wpatrywał się w ten obrazek, nie mogąc się ruszyć. Widok martwej kopi Sheller wręcz go zahipnotyzował. Ta dziura, z której wypełzały flaki i wypływała krew, zdawała się, że go przyciąga. Kałuża krwi wręcz zmierzała w jego kierunku. Lukas patrzył na trupa jak na najprawdziwsze dzieło sztuki, nigdy nie uzyskał takiego efektu. I choć wiedział, że to była jego siostra, nie mógł przestać myśleć o tym, aby samemu nie podejść do jej jeszcze ciepłego ciała i dotknąć tej "sztuki". Jego spojrzenie zatrzymało się na poszerzającej się kałuży krwi. Miał wrażenie, że szkarłat woła go, aby w nim zatonął, aby poczuł to ciepło i spojrzał na iskrę życia powoli gasnącą w oczach jego bliźniaczki.

Cole ledwo powstrzymywał się przed zwymiotowaniem. W tej jednej chwili obraz przed mężczyzną wyostrzył się na tyle, aby mógł wszystko widzieć. Zapomniał zupełnie o bólu. Jego umysł próbował ogarnąć, co się tutaj stało. Oddech miał coraz cięższy i w głowie mu zaczęło szumieć.

- Oh... Camille... - nieznaczną ciszę, po tym, jak Rose przestała rzygać, przerwał głos Lukasa przesycony zachwytem. - Wyglądasz jak prawdziwe dzieło sztuki... zieleń tych oczu pięknie kontrastuje z tym szlachetnym szkarłatem...

Lukas zdjął rękę z ramienia Cole'a i zbliżył się do kałuży krwi, która zatrzymała się zaledwie minimetr przed jego stopami. Rose ciężko dysząc wyłapała spojrzeniem postać blondyna. Widok całego zajścia sprawiał, że nie potrafiła się ruszyć. Tak jak Cole była wręcz sparaliżowana.

Camille przestała oddychać, a w jej wyraz twarzy wyrażał jasno, że oczekiwała od brata pomocy. Nie spodziewała się tego, że Lukas tak po prostu zacznie zachwycać się zmasakrowanym ciałem kopii Sheller.

- Prawdziwe dzieło sztuki - powiedział, spuszczając zaraz spojrzenie na szkarłatne bajoro. Uważnie obserwował granicę między podłogą a rozlaną cieczą, śledził spojrzeniem jej brzeg aż do momentu, gdy napotkał drżącą pod metalowymi rusztowaniami brunetkę.

Jego oczy ugrzęzły w miejscu, gdzie krwista kałuża zaledwie lekko dotyka buta Rose. Przerażająco jasne oczy psychopaty wspięły się po ciele Sheller, aby zaraz móc wyłapać jej spłoszone spojrzenie.

- Zniszczyłaś to idealne dzieło - powiedział.

Zaraz zmarszczył brwi, zaciskając mocno pięści. Perfekcjonista zakorzeniony w nim wkurzył się niesamowicie, widząc idealną linię brzegową kałuży, którą śmiała przerwać ta zbiegła z więzienia kryminalistka.

- Zniszczyłaś to! - krzyknął mężczyzna, zaraz ruszając w stronę brunetki.

Sheller nie mogła się ruszyć. Siedziała sparaliżowana pod rusztowaniami, nie zdobywając się na najdrobniejszy ruch.

- Pożałujesz za to!

Cole ocknął się nagle i napędzany nową siłą zacisnął szczękę, napiął wszystkie mięśnie i zaraz wyciągnął rękę z podłogi. Z podziurawionej jak ser szwajcarski ręki pociekła krew, która zaczęła skapywać na podłogę. Lukas już miał wyciągać swój pistolet ze spodni i celować w spłoszoną brunetkę, gdy nagle złapał go za rękę czarny ninja i siłą równą niedźwiedziowi pociągnął, aby zaraz rzucić nieśmiertelnika na inne rusztowania.

Rose dopiero w tym momencie poczuła, że może oddychać i kaszlnęła okropnie, zataczając się i drżąc na podłodze. Mistrz ziemi przyklęknął przy dziewczynie, chwycił jej głowę w obie ręce i wyłapał jej spojrzenie.

Choć sam nie mógł się pozbierać zdobył się na to:

- Spokojnie. Zaraz się stąd wydostaniemy. Nie myśl o tym - powiedział.

Chłodna zieleń w oczach dziewczyny iskrzyła się totalnym nieogarnięciem rzeczywistości. Dłonie jej drżały. Jedna ręka czysta druga brudna od krwi i dziewczynie nadal się zdawało, że ta druga dłoń nadal dotyka flaków jej martwej już przeciwniczki.

- Rose, proszę cię - powiedział, już nieco spokojniejszym głosem.

Ostanie słowa mężczyzny zabrzęczały mocniej w głowie mistrzyni wiatru. Dziwny szum w jej uszach ustał. Ręce przestały powoli drżeć tak intensywnie. Oddech z lekka zwolnił.

- Zaraz się stąd wydostaniemy - powtórzył Cole, puszczając jej policzki.

Sheller pokiwała głową powoli.

Choć wiedziała, że obrazy te zostaną z nią do końca jej życia.

Wpatrywała się w głęboki brąz oczu mistrza ziemi, jakby odnajdując w tym, co mówi jakieś zapewnienie i namiastkę spokoju. Nie odrywała i nie miała zamiaru tego robić spojrzenia od jego, gdy nagle zza ramienia Cole'a wyłonił się Lukas z prętem w rękach.

- Uważaj! - krzyknęła.

Jednak za późno, czarny ninja otrzymał porządny cios w ramię i zaraz padł na podłogę. Sheller widząc to przed sobą zaraz ocknęła się i popędzona nową siłą, wstała prędko i zaraz ruszyła na Lukasa.

Nieśmiertelnik już miał uderzyć ją łomem w kark, gdy nagle silny podmuch wiatru rzucił nim o ścianę tak mocno, że wbił się w nią i przez moment nie mógł z niej wyjść. Po jasnej szarości ściany zaczął ściekać znany im wszystkim szkarłat i tworzyć kolejne dzieło sztuki. Nie na długo jednak, ponieważ Lukas szybko zbierał się do siebie i kałuża w jednej chwili przestała się poszerzać.

- Cole - zachrypiała Sheller. Wyłapała nieco zbłąkane spojrzenie Brookestone'a.

- W - wszystko gra - wystękał, czując jak ból w podziurawionej dłoni i uderzeniu po łomie zaczyna mu doskwierać. - Musimy znaleźć na niego sposób.

- Cholera, jaki? - zapytała niemal samą siebie dziewczyna, pomagając stanąć na równe nogi mężczyźnie.

Cole rozejrzał się po pomieszczeniu i zaraz wyłapał spojrzeniem postać Lukasa, która za moment mogła się wyrwać ze ściany. usta blondyna rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a jasne jak księżyc oczy doznały wręcz wytrzeszczu.

- Zaraz tego wszystkiego pożałujecie! Zostaniecie moimi najpiękniejszymi dziełami!!! - wysyczał, uwalniając prawe ramię i już zaczął czuć dolne kończyny. Jeszcze chwilka i mógł stanąć przed wojownikami na równe nogi.

Rose przełknęła ślinę, spoglądając na rusztowania, jakby w nich szukając odpowiedzi. W tym momencie widziała przed oczami miliony opcji walki z Lukasem, jednak żadna nie przynosiła oczekiwanych rezultatów. Mężczyzna i tak przecież był nieśmiertelny.

Cole ukradkiem spojrzał na dziewczynę i nie wiedzieć czemu zaczął rozpamiętywać dzień, w którym ją pierwszy raz zobaczył. Na odpowiedź natknął się, gdy zrozumiał istotę miejsca, w którym byli. Wydział antyczny związany z kulturą mityczną.

Wszystkie bestie które znał z podręczników o mitach do niego wręcz powróciły. Każda nazwa i sposób w jaki heros lub mityczny bóg się ich pozbył.

I w Lukasie widział przez moment jedną z nich.

Spojrzał ponownie na mężczyznę, który zdążył już spaść na podłogę i wyprostować się dumnie.

- Właśnie wpadłem na pewien pomysł - powiedział, niezbyt będąc pewnym, tego, czego się podjął. - Jest głupi i szczerze wątpię w to, że on się uda.

Rose przełknęła ślinę, wyłapując wściekłe spojrzenie Lukasa.

- Zawsze warto spróbować, prawda? - zapytała, zaraz marszcząc brwi i się reflektując. - Cholera! - rzuciła, rozumiejąc, że ona sama nie ma żadnych pomysłów. - Mów szybko, co zaplanowałeś!

Lukas zaśmiał się szyderczo.

- Nic mnie nie powstrzyma! Rozumiecie?! Jestem nieśmiertelny! Dla mnie śmierć nie istnieje! Nigdy po mnie nie przyjdzie!

Brookestone nagle zmarszczył brwi i ruszył z impetem w stronę nieśmiertelnika. Lukas nadal się śmiejąc, unikał, blokował i zaraz wyprowadzał kolejne ciosy w stronę mężczyzny. Rose tymczasem zniknęła za innymi rusztowaniami. Lukas jednak był w tym momencie zbyt zajęty Cole'm, aby interesować się tym, co robi była kryminalistka.

Nie przejmował się tym. Nawet, gdy ta znajdzie jakąś broń i go zastrzeli. Wiedział, że on i tak przeżyje.

- Nadal myślisz, że zdołacie mnie pokonać?! - zaśmiał się mężczyzna, kopiąc zaraz nieco zmęczonego Cole'a w twarz.

Mistrz ziemi padł na podłogę i Lukas już miał wymierzyć kolejny cios w jego twarz, gdy ten w porę przeturlał się. Lukas już miał podejść i wymierzyć kolejny cios przeciwnikowi, gdy nagle powietrze między nimi przeciął miecz, który z brzdękiem padł na podłogę tuż obok mistrza ziemi. Nieśmiertelnik prychnął przeciągle:

- To nic nie da, jeszcze się nie nauczyliście? - zapytał, spoglądając na brunetkę, która stała nieopodal.

Cole poczuł tuż przy palcach rękojeść miecza, chcąc więc wyczuć chwilowe zapatrzenie Lukasa, sięgnął po niego, złapał rękojeść i wymierzył solidny cios przeciwnikowi. Działo się to zbyt szybko, aby Lukas to uniknął lub zdołał zablokować. Nie zdążył nawet powrócić wzrokiem na postać Brookestone'a, gdy poczuł nagle chłód blachy tuż przy swojej krtani.

Krew jakby strzepnięta z bicza trysnęła na ścianę i podłogi, zostawiając krwistą smugę. A głowa Lukasa padła na ziemię i przeturlała się po podłodze, zostawiając za sobą równie szkarłatną posokę.

Rose stojąca nieopodal zareagowała od razu i widząc, że ze świeżo skróconego karku mężczyzny zaczyna wyrastać nowa głowa, wylewając równocześnie litry krwi i brudząc nią wszystko dookoła, chwyciła w dłonie kanister z kwasem i oblała żrącą cieszą szyję.

Ciało Lukasa nadal stało w pionie, a nerwy nie mając swojego kierownika - mózgu, zaczęły szaleć i nogi krzywawo pokierowały resztę do przodu. Ręce i palce nieśmiertelnika szukały zaginionej głowy, gdzie ta leżała kilka metrów dalej.

Usta Lukasa zaczęły drżeć, a gałki oczne dostały wręcz oczopląsu.nerwy rozbiegane w tą i nazad kierowały ciałem, a skwierk palonej skóry, krwi i mięśni wraz z kośćmi drażnił uszy obojga wojowników.

Cole nagle spostrzegł, że tyle nie wystarczy, ponieważ ze świeżo spalonej i zwęglonej skorupy zaczyna przebijać się nowa głowa. Rose zdyszana ponownie oblała to kwasem, czując, że znowu zbiera się jej na wymioty. Ten dźwięk skwierczącego się - jak na głębokim oleju - ciała drażnił w uszy niesamowicie i zaraz Sheller oraz Brookestone poczuli potworny zapach spalenizny.

Mistrzyni powietrza jednak nadal oblewała ciało kwasem i gdy skończyła się zawartość zbiornika, niemal automatycznie popędzana adrenaliną cofnęła się po drugi. Cole tym czasem, jakby za sprawą drobnej iskry sprawił, aby maszyna ruszyła, podszedł bliżej do ciała, podciął mu nogi, aby to w końcu padło na podłogę. Wciągnął w tej chwili powietrze przez nos, podnosząc wysoko miecz, ostrzem skierowanym do ciała i zaczął je dźgać.

Funkcje życiowe nadal jednak nie miały zamiaru ustać i ciało cały czas walczyło, gdzie głowa po prostu zamarła w bezruchu. Cole dźgał ciało i nie zamierzał przestać dopóki nie zboczy żadnych efektów jego działań. Zaraz podbiegła do niego Sheller i z równie poważną i wystraszoną obrazem przed sobą miną otworzyła kolejną butlę z kwasem i bolała cieszą ciało Lukasa.

Cole cofnął się w momencie, gdy kwas prawie skapnął na lśniącą blachę miecza i dopiero teraz zauważył, że kwas zaczyna drążyć coraz głębiej w miejscach, gdzie przed momentem on nakłuwał to mieczem.

Smród spalenizny i kwasu drażnił ich nozdrza jednak nie zamierzali przestać dopóki nie przekonają się, że Lukas faktycznie nie żyje. Klatka piersiowa w końcu przestała się unosić, a ciało przestało drżeć.

Zaciśnięte dotąd mięśnie w pięściach poluźniły się w końcu i nareszcie ciało opadło.

Przez moment słychać było tylko skwierczenie w całym pomieszczeniu.

Cole i Rose nie mogli oderwać od tego swoich oczu. Obserwowali z istnym przerażeniem, jak kwas wyżera kolejne tkanki jeszcze ciepłego ciała i jak nad tym wszystkim zaczyna tańczyć dziwny, prawie niewidoczny dym. Oboje równocześnie się bali jak i cieszyli.

- Nie zasnę dziś w nocy - odezwała się nagle Sheller, przerywając ciszę i zagłuszając na moment swoim głosem dźwięk syczącego kwasu.

- Ja chyba też nie - dopowiedział Brookestone.

Sheller zaśmiała się słabo.

- Ten obraz będzie mnie prześladował...

Cole pokiwał głową, nie odrywając spojrzenia, od kwasu, który właśnie przedarł się przez klatkę piersiową i zaczął wyżerać płuca.

- To może... przestańmy się na to patrzeć?

Rose jakby ktoś pstryknął jej w nos ocknęła się nagle. Uniosła wyżej brwi, gdy napotkała spojrzenie mistrza ziemi.

- Tak... tak, chyba tak powinniśmy zrobić... - powiedziała, zaraz przełykając ślinę.

- Myślę, że tak będzie najlepiej - dodał, czując, że robi się coraz dziwniej.

Właśnie we dwójkę brutalnie zabili mężczyznę. A smród spalonego ciało nadal drażnił ich węch.

- Zgadzam się z tym w stu procentach - pokiwała głową Sheller, znowu spoglądając, jak kwas wyżera jelita. Po czym znowu się odwróciła i niezbyt pewnym siebie krokiem ruszyła w stronę wyjścia. - Dobra... chyba trzeba to jakoś posprzątać...

- Też tak myślę - dodał Cole, czując, że jeżeli zaraz się czymś nie zajmie to oszaleje.

Te obrazy nigdy nie znikną z ich pamięci.

Nigdy.

***

Siema, za moment rok szkolny, nie?

Depresja pewnie Ciebie dopadła...

To masz jeszcze ten rozdział, żeby Ciebie dobić.

Miło mi, że jeszcze tutaj jesteś. Pragnę tylko poinformować, że kolejne rozdziały będą pojawiać się jak tylko będę mogła coś zdziałać. Ja też mam szkołę i... no...

Do następnego!

Elo!

Continue Reading

You'll Also Like

8.3K 648 24
Pewnego upalnego dnia rybacy przywożą do Stambułu niezwykłą zdobycz... Sadık, personifikacja Imperium Osmańskiego, musi zadecydować: zabić ją c...
43.6K 1.9K 20
„- Jako pierwszy mnie zrozumiałeś. Byłeś moim pierwszym przyjacielem. Pierwszą miłością. Jako pierwszy mnie pocałowałeś. Jesteś moim pierwszym chłopa...
3.7K 463 58
Headcanony, czasem teorię, generalnie jakieś moje pomysły i wymysły, których nie dało się przerobić na talksy. Wszystko dotyczy serialu Marvela „Moon...
26.8K 603 71
Dlaczego akurat ja? Blondyn podszedł bliżej i złączył nasze usta. Kiedyś będzie lepszy opis 😘💜 Jest już druga część