Ninjago// One shots

By _-Octavia-_

24.2K 1.4K 869

Okładka by @VickyMasterOfCacao Wolno pisane, nie polecam hihi. A tak serio to wbijać tylnymi drzwami bo przed... More

Bambosz, czyli istota z piekła rodem.
Świąteczny koszmar cz.1
Wakacyjny koszmar cz.1
Wakacyjny koszmar cz.2
Para (nie) idealna.
Wakacyjny koszmar cz.3
Speszjal, soł chard.
"What is love?"
Perfekcyjny
Nie moje
Jeden, jedyny miesiąc.
"Jak zatkać usta teściowi", poradnik dla opornych
Obraz
Bakterie
La mar
Au, powiedział Lloyd, złoty ninja i złote dziecko
Źle, niedobrze, w dodatku pora umierać
Twoi ludzie kasztany
Ziomki tańczą se beztrosko
Depresja-anoreksja-poraumierać
Kto rano wstaje ten ma raka
Lloyd Nosi Kalosze I Ma Raka
Mały Jay Is Fucking Precious cz. 1
Mały Jay Is Fucking Precious cz.2
Nudna matma cz.1
Nudna Matma cz.2
Artzy i Kraftzy cz.2
Bro kłótnie

Artzy i Kraftzy cz.1

386 36 12
By _-Octavia-_

Cole właściwie nie wiedział czego się spodziewał.

Chociaż patrząc na plakat, który w teorii miał zachęcać do dołączenia do klubu artystycznego (a w praktyce skutecznie odstraszał potencjalnych członków zanim ci w ogóle przekroczyli próg pracowni plastycznej), można by powiedzieć, że w zasadzie wszystkiego.

Plakat, poza bardzo infantylnym napisem: „Wpadnij do klubu artystycznego-będzie fajnie!!!!" (napisanym comic sansem, z każdą literką w innym kolorze - należy dodać) przyozdobiony był również kilkoma emotikonkami i losowymi zdjęciami ze Google Grafiki (które nadal miały na sobie znaki wodne), a gdy zobaczył go pierwszy raz, głośno się zaśmiał.

Chwilę później, kiedy dowiedział się, że to jednak nie żart i tak będzie wyglądało jego życie przez najbliższe pół roku, nie było już mu tak do śmiechu.

Następne dziesięć minut spędził na błaganiu dyrektora o przypisanie go do jakiegokolwiek innego klubu („Do cholery, niech to będzie chociaż klub jodłowania!"), na co uzyskał odpowiedź, że nigdzie indziej nie ma miejsc.

W każdym innym wypadku po prostu rzuciłby to w pizdu i zająłby się ważniejszymi sprawami (takimi jak rzucanie jajkami w szyby sąsiada - jak przystało na każdego zbuntowanego nastolatka), ale obecnie nie mógł sobie na to pozwolić.

To znaczy: mógł. Ale nienadrobienie opuszczonych godzin w formie spotkać kółka zainteresowań mogło skutkować wydaleniem go ze szkoły, na co obecnie średnio mógł sobie pozwolić.

Chcąc nie chcąc (bardzo nie chcąc), stał pod drzwiami pracowni plastycznej w poniedziałek po lekcjach, z gitarą zawieszoną przez ramię i głową pełną niepewności i niechęci do życia.

Wziął głęboki wdech, przypomniał sobie jeszcze raz dlaczego to robi i zacisnął dłoń na klamce, szarpiąc ją w dół.

Powitany został przez głośny huk i kilka przekleństw.

Wystarczyła sekunda, by Cole rozpoznał z czyich ust wypływał ten potok wulgaryzmów. Kai Smith z pewnością był znaną osobistością - kapitan drużyny piłkarskiej, zapraszany na każdą możliwą imprezę - i gdyby nie opaska prezydenta klubu na jego ramieniu, pomyślałby, że wylądował tu z tego samego powodu, co on.

Obecnie szatyn podskakiwał na jednaj nodze, drugą obejmując dłońmi, wykrzywiając twarz w bólu.

-Nya, do cholery, co ty tam nosisz? Kule do kręgli?!

Nya Smith, młodsza siostra Kai'a, znana przede wszystkim z bycia siostrą Kai'a, kucała na ziemi i szukała czegoś w sporej torbie, która prawdopodobnie przez przypadek (lub wcale nie przypadek) wylądowała na stopie szatyna.

W pokoju były również dwie osoby, które Cole widział pierwszy raz w życiu. Rudy chłopak stojący przy sztaludze w kącie pomieszczenia, bardziej zainteresowany uważnym przypatrywaniem się białemu płótnu, niż zwracaniem uwagi na rozgrywającą się za jego plecami scenę.

Za to blondyn siedzący na parapecie, z nogami założonymi jedna na drugą, poderwał wzrok znad książki którą trzymał i rzucił mu uważne spojrzenie.

- Dzień dobry.

Kai zamilkł, przestał układać układ taneczny „Dziadka do orzechów, ale na jednej nodze", poprawił szybko włosy i w kilku susach był już przy Cole'u, energicznie ściskając jego dłoń.

- Hej, witamy w klubie!

- Co?

Teraz wszyscy zdali sobie sprawę z jego przybycia.

Kai uśmiechnął się jeszcze szerzej, szczerząc białe zęby, a Cole nie mógł zlekceważyć faktu, że chłopak rzeczywiście był niezwykle atrakcyjny, i powoli zaczynał rozumieć całe to zamieszanie wokół niego.

Szybko wyrwał dłoń z uścisku, uznając, że starczy mu już kontaktu fizycznego na dzisiaj. Wcisnął dłonie do kieszeni w swojej bluzie i przygryzł wargę.

- O, czekaj! Mam papierek na takie sytuacje!

- Masz co?

Nya oparła się biodrami o biurko nauczyciela stojące w rogu sali i wbiła uważne spojrzenie w swojego brata, jakby spodziewała się, że z tylnej kieszeni spodni wyciągnie co najmniej dwa granaty, przy okazji je odbezpieczając. Zamiast tego, Kai wyjął wygniecioną, poszarpaną kartkę, którą zaraz rozłożył. Spojrzał na Cole'a, Nyę, znów chłopaka i zaczął czytać.

- „Jako prezydent klubu, mam zaszczyt ogłosić, że od teraz stajesz się oficjalnie członkiem Artystycznego Klubu! Robimy tu dużo niezwykłych rzeczy takich jak"... Czekaj, nigdy nie fundowali nam wycieczki do galerii sztuki! Ani zajęć z ekspertami! Ej, to jest jakieś wielkie oszustwo! Żądam zwrotu pieniędzy!

- Nikt ci nie płaci, żebyś tu był, Kai.

Chłopak siedzący na parapecie zatrzasnął z hukiem książkę i zeskoczył na podłogę.

- Właśnie! A powinni! RACJA?! KTO JEST ZE MNĄ?!

- Cisza, potrzebuję ciszy, artysta nie może pracować w hałasie!

Rudzielec, który do tej pory ignorował istnienie całego świata, w końcu odwrócił się do nich przodem, tak, że Cole był w stanie dostrzec jego piegowatą twarz.

- „Pracować"? Od godziny wpatrujesz się w puste płótno!

Rudzielec szybko rzucił wszystko ci miał i ruszył w stronę Kai'a, stając przed nim na palcach (był sporo niższy) i mierząc go wzrokiem.

- A ty od godziny tylko się wydzierasz i przeszkadzasz innym!

- Jay, trzy głębokie wdechy.

- Wypchaj się swoimi wdechami, Lloyd! Twój chłopak obraził moją sztukę!

- To nie jest sztuka!

- Jest, debilu!

- Wcale nie, idioto!

- Sam jesteś idiotą, półgłówku!

- Cymbał!

- Kasztan!

- Imbecyl!

- Czajnik!

- Toster!

- Lodówka!

- Cholera, zamknijcie się oboje, straszycie nowego!

Obaj chłopcy natychmiast zamilkli, przypominając sobie o istnieniu jeszcze jednej osoby w sali.

Cole opierał się o drzwi, trzymając swoją gitarę i obserwując całą sytuację z tym samym dzikim zainteresowaniem z jakim ogląda się muchy tonące w szklance wody.

- Oh nie, nie przeszkadzajcie sobie.

Jay spojrzał mu w oczy pierwszy raz. Sekundę później potrząsnął głową, szybko poprawił włosy i posłał mu zadziwiająco uroczy uśmiech.

- Ups, wybacz, hehe. Normalnie taki nie jestem, coś mnie poniosło.

Z bliska, Jay prezentował się zaskakująco dobrze. Był niski, blady i miał zaskakująco małe stopy. Dodatkowo wpatrywał się w Cole'a z ogromnym uwielbieniem, co wywołało w nim dość mieszane uczucia. Jay odchrząknął, włożył ręce do kieszeni i wbił wzrok w ziemię.

- To... Co sprowadza cię do klubu Artystycznego?

- Groźba wydalenia ze szkoły. - Z hukiem odstawił gitarę na ziemię i zajął miejsce na najbliżej stojącym krześle.

- Oh. A czemu akurat my?

Nya, wyraźnie niezadowolona z chwilowego braku atencji, podeszła bliżej, dołączając do reszty.

Z całą czwórką uczniów wiszących nad jego głową, powoli zaczynał czuć się jak na przesłuchaniu.

- No cóż, nie miałem do końca wybo-

- Widziałeś plakat?!

Cole zamrugał, uważnie przypatrując się Jay'owi, który co chwila unosił się na palcach, jakby szykował się do lotu w kosmos. Co w sumie nie było takie dziwne, bo już na pierwszy rzut oka wyglądał na kogoś, kto właśnie stamtąd pochodził.

- No ta. Jest dość... ciekawy.

- Ha! Podobał ci się? Sam go zrobiłem!

- O-oh.

Miał ochotę dorzucić: „Tak mi przykro", ale w porę ugryzł się w język.

Jay wyglądał już jakby w ów kosmos właśnie wyleciał, osiągając nowy stan ekstazy.

- Ha, podobał ci się! MÓJ PLAKAT CI SIĘ PODOBAŁ! WIDZISZ KAI, KTOŚ DOCENIA MOJĄ SZTUKĘ!

- To nie sztuka!

Jay jednym susem wskoczył na ławkę, która zazgrzytała niebezpiecznie, jakby chciała mu przekazać, że jak nie zejdzie, to mu odda.

- HAHA, JESTEM ARTYSTĄ! MAM OCHOTĘ ŚPIEWAĆ!

- Proszę, nie.

Lloyd skulił się lekko, prowizorycznie zasłaniając uszy dłońmi.

- UWAGA, BO ŚPIEWAM! PIESKI MAŁE DWA, CHCIAŁY PRZEJŚĆ PRZEZ RZECZKĘ!

Cole mocniej przywarł do krzesła, zastanawiając się, czy ma większą ochotę zrzucić chłopaka na ziemię, czy może zacząć przygrywać mu na gitarze.

- NIE WIEDZIAŁY JAK - ZNALAZŁY KŁADECZKĘ! NANA, NIE ZNAM DALEJ, PIESKI DWA!

- ZAMKNIJ MORDĘ!

Kai kopnął w nogę ławki, przez co ta zachwiała się niebezpiecznie. Jay rozłożył ręce z trudem utrzymując równowagę i roześmiał się serdecznie.

-Okej, okej! Po prostu tak się cieszę, że ktoś mnie w końcu docenił! - Zeskoczył na podłogę i ukłonił się do publiczności, jakby ktoś rzeczywiście klaskał.

- Um, nie ma za co - zaśmiał się nerwowo.

- Więc - Nya usiała na ławce, wcześniej otrzepując ją z ziemi zostawionej przez buty Jay'a - jak ty się właściwie nazywasz?

- Cole Brookstone.

- Miło poznać, Cole! Nie chcę wyjść na zołzę, ale... mnie już pewnie znasz.

- Jakby ktoś cię nie znał, Smith.

Dziewczyna zachichotała, podciągając nogi do góry, obejmując kolana rękami. Miała na sobie spódniczkę (i majtki w groszki), co nie uszło uwadze Jay'a. Zaczerwienił się lekko, szybko odwracając wzrok.

- A wiesz, ja ciebie chyba skądś znam.

Cole szybko odwrócił się w prawo, natrafiając na badawczy wzrok Lloyda. Blondyn był drobny, jeszcze bladszy niż Jay, a Cole był pewny, że nigdy wcześniej go nie spotkał.

- Tak? Nie przypominam sobie.

- Ludzie często o mnie zapominają. - Machnął lekceważąco ręką .- Byłem na wyborach do samorządu w tamtym roku.

- Ooo... No jasne, już pamiętam!

Nie pamiętał.

- Powiedziałeś, że jak wygrasz, to wysadzisz szkołę w powietrze. To było całkiem zabawne - zaśmiał się cicho.

- Nie żartowałem.

Zaśmiał się głośniej, znacznie bardziej nerwowo, i zacisnął palce na ramieniu Kai'a.

- Ojejku, która to już godzina! Lepiej bierzcie się do roboty, bo zaraz przepadnie wam spotkanie!

Jay znów się rozpromienił, opierając dłoń na ramieniu Cole'a. Latynos zamarł, przerażony nagłym pogwałceniem jego strefy komfortu, i zacisnął palce na swojej gitarze.

-Racja! Cole, czym tak właściwie się zajmujesz?

Brunet spojrzał na Jay'a, instrument w swojej dłoni i znów na chłopaka. Chwilę wpatrywali się w siebie w niezręcznej ciszy, zanim Jay wydusił ciche: „Oh!".

- To co? Zagrasz nam coś?







-------------

Wow, w końcu skończyłam tego shota.

Bradzo lubię to au, więc może cos jeszcze z niego napiszę.

Zaczeły się wakacje, więc napisałabym, że będę pisać częściej.

Ale pewnie nie będę, więc ten no.

Bierze mnie całoroczna depresja i brak motywacji, więc ciężko mi cokolwiek zrobić.

Bywa.

Continue Reading

You'll Also Like

18K 1.1K 30
O Natalie Horner krążyła jedna plotka - dziewczyna nie istnieje. Córka szefa zespołu Formuły 1 po raz pierwszy w swoim życiu została pokazana publicz...
26.9K 1.4K 47
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
4.1K 338 17
Kiedy nieoczekiwanie twoje życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni za prawą pewnego szatyna o lazurowych oczach, ale potem przewraca się jeszcze...
55.3K 6K 52
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...