Mroczna Wyspa, jaskinia niedaleko bazy Alfa 1.0, tego samego dnia,
Drake zmarszczył brwi, przyglądając się dziwnie cichemu Lukasowi, który wpatrywał się w tajemniczą postać. Może i był zwykłym śmiertelnikiem, ale ani słuch ani wzrok miał niezgorszy od pozostałych w ekipie. Doskonale dostrzegał jeszcze świeże plamy czerwieni na bladej skórze wysokiego mężczyzny. Zmarszczył brwi, domyślając się, że facet miał już spotkanie z czarownicą. Domyślał się też, że do łagodnych ta rozmowa nie należała.
Nieśmiertelnik chyba poczuł na sobie wzrok Drake'a, ponieważ odwrócił głowę w jego stronę, marszcząc brwi i po chwili poprawiając kołnierz długiego płaszcza na szyi. Jakby przykazując mu tym gestem, aby się od niego odpierdolił, bo to nie jest jego sprawa. Drake'owi nie trzeba było tłumaczyć takiego przekazu kilkakrotnie. Wciągnął powietrze przez nos spokojnie i zacisnął w zębach swojego papierosa, przewracając oczami.
- Nie rozumiem, dlaczego nie możemy zająć się zielonym ninja teraz? - wysnuł po chwili Lukas, co zadziwiło nieco Drake'a. - Przecież nie ma z nim praktycznie nikogo. Powinnyśmy zaatakować teraz.
Kobieta siedząca przy brzegu jeziora spojrzała na mężczyznę, uśmiechając się łagodnie, jakby ta całą sytuacja, która wydarzyła się na dobrą sprawę nie tak dawno, została tak po prostu przez nią zapomniana.
- Wtedy wszystko dla nich stanie się jasne. Wszyscy będą wiedzieli, na czym mi zależy - odparła równie łagodnym głosem. - Dla mnie... liczy się chaos. Najpotężniejsza i niepowstrzymana siła. Będą tak zagmatwani i omotani, że sami wpadną w nasze sidła.
- A co z tym drugim koszmarkiem? - zapytał Lukas, prostując się. - Czemu go trzymamy? Nie lepiej byłoby go teraz wypuścić tak jak tego pierwszego?
Kobieta uśmiechnęła się przyjemnie.
- Nie, ten drugi koszmarek jest przeznaczony na inną okazję - odparła, podchodząc do jednego z komputerów. - Dla kogoś innego.
Zatrzymała się na moment, jakby otrzymała od kogoś porządny cios w serce i oparła się ręką o skałę. Źrenice w jej tęczówkach zmalały gwałtownie, a oddech przyspieszył. Stojący za kobietą najemnicy nie wiedzieli, jak zareagować.
- Mistrz piorunów jest naprawdę silny - powiedziała spokojnym głosem kobieta.
Drake przełknął ślinę, zapalając z nerwów swojego papierosa.
- Co mamy robić w takim razie? Jeżeli nie korzystać z okazji i nie złapać zielonego ninja? - zapytał, mając chyba gdzieś przemyślenia kobiety.
Nie powinien był się tak bezpośrednio do niej zwracać, a już szczególnie wtedy, gdy kobieta zajmuje się rzucaniem kolejnych czarów, rozmyślaniem nad istotą istnienia czy obmyślaniem kolejnych planów. Ale czy nie ta bezpośredniość urzekła ją wcześniej? Na jej twarzy wymalował się przebiegły uśmiech, gdy powróciła swoimi oczami na jego postać.
- Wprowadzać zamęt... - odparła, spoglądając i uśmiechając się na lśniącą taflę wody.
---
Klasztor ninja, o tej samej porze,
Matt odłożył na stos kolejną książkę i zabrał się za analizowanie drugiej. Lloyd przeciągnął się, gdy przewrócił następną stronice lektury. Skylor zawinęła ręce na piersiach nieco rozdrażniona, wodząc wzrokiem po stosie ksiąg, który się już uzbierał.
- Naprawdę? Ja rozumiem, potrzebujecie pomocy, ale sądziłam, że w misjach... a nie w czytaniu książek... - wysnuła znużona, odkładając na wpół przeczytaną lekturę. Widząc zerowy odzew od reszty, powróciła wzrokiem na swoją książkę i przewróciła kolejną jej stronę.
Lloyd westchnął ciężko, czując, że i on na tym zajęciu polegnie. Wolał chyba bić się z krwiożerczymi bestiami niż przesiadywać kolejne godziny w bibliotece. Czerwonowłosa widząc zerowy odzew, powróciła wzrokiem do swojej lektury.
Zaczytała się chwilę, zaraz marszcząc brwi i kładąc księgę na stół.
- Chyba coś znalazłam...
Lloyd, Misako i Matt wybałuszyli oczy i zwrócili się prędko w stronę mistrzyni bursztynu. Ta mrugając kilkakrotnie, posępniała nieco. Matka zielonego ninja stanęła tuż obok niej i pochyliła się na księgą.
- O czym jest ta księga? - zapytała Misako, przewracając księgę i spoglądając na jej okładkę.
- „Istoty zła" - wysnuł cicho Lloyd, przyglądając się okładce starej księgi.
Misako przewróciła księgę z powrotem tam, gdzie Skylor ją zakończyła.
- „Chaos - przeklęty smok"...
Lloyd osłupiał, odniósł przez moment wrażenie, że powietrze stało się niebezpiecznie rzadkie. Zdawało mu się przez chwilę, że widzi w pojedynczych literach księgi imię swojego ojca.
Czyżby Garmadon miał coś z tym wspólnego?
---
Półwysep Duchów, o tej samej porze,
Jay ledwo co sunął nogami po ziemi. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Walczył cały czas z bestią, zaprzeczał każdemu jej słowu, który usłyszał w głowie. Kiedy ona kierowała jego ciało w lewo, on ściągał je z całych sił w prawo i tak na zmianę. Do upadłego.
Drżącym ramieniem oparł się o pobliskie drzewo, czując jak serce nierównomiernie przetłacza krew.
- Zabij, zabij, zabij ich wszystkich!
- Nie widzisz tego? Oni wszyscy ciebie nienawidzą!
- Śmieją się z ciebie! Pokaż im, kogo należy się bać!
- Zabij Cole'a, on od początku knuje za twoimi plecami, jak odebrać ci Nyę!
- Zabij Kaia, on przeszkadza ci w byciu z twoją ukochaną!
- Zabij Zane'a za tą jego obojętność i bezstronność w tej sprawie!
- Zabij ich wszystkich!!!
Rudzielec sięgnął bladymi dłońmi do swojej rdzawej czupryny, uginając się przed taflą jeziora. Chciał zmiażdżyć tymi dłońmi swoją czaszkę, z której co chwila słyszał okrutne głosy.
Bestia siedząca wewnątrz jego ciała powaliła go na ziemię z hukiem. Jay wił się na ziemi, czując, jak pot ścieka z niego gęstymi strugami.
- Zabij ich wszystkich!!! - powtórzyła bestia w jego głowie.
Jay przewrócił się na brzuch i doczołgał do wody. Wbił swoją głowę do zimnej wody, jakby myśląc, że to wypędzi bestie.
- Nie!!! - krzyczał pod wodą, dławiąc się równocześnie cieczą.
Wyciągnął rdzawą głowę z wody, kaszląc przy tym okropnie i na moment zatrzymał się nad taflą. Płuca chaotycznie nabierały kolejnych dawek powietrza. Ciało mu drżało z wycieńczenia, a myśli z każdą sekundą miał coraz gorsze.
Jego oczy znalazły swoje odbicie w czystej tafli jeziora.
- Jay... - usłyszał czyjś melodyjny głos, który sprawił równocześnie, że chaos w myślach na moment ustąpił.
Rudzielec doznał wytrzeszczu oczu, gdy w lustrze ujrzał kompletnie inną postać niż siebie. Czerwone tęczówki w oczach czarnowłosej kobiety lśniły przerażająco. Jay chciał uciec, jednak coś nie pozwalało mu się stąd ruszyć. Pragnął krzyczeć, ale głos zatapiał mu się w gardle.
- K - kim jesteś? - wystękał, czując jak ciało znowu drży.
Kobieta uśmiechnęła się łagodnie, jak matka do swojego dziecka.
- Kimś, kto chce ci wskazać drogę... - zaczęła, po czym w jej oczach pojawił się dość dziwny i podejrzany błysk - ... i oszczędzić cierpienia.
- „Oszczędzić cierpienia"? - powtórzył niepewnie Jay z nikłą nadzieją na to, że faktycznie kobieta wyjmie z niego tą okropną bestię.
- Wystarczy, że się poddasz...
Rudzielec wybałuszył oczy i zaraz zmarszczył brwi.
- Nigdy!
- Ah, Jay... - kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Walka z tym nic nie da. Będzie jeszcze gorzej... nie chcę, aby taki wspaniały wojownik jak ty cierpiał tak okrutne katusze...
- Zabij! Zabij ich wszystkich! - syczała bestia w jego głowie, równocześnie prostując jego kręgosłup.
- Nie! - zawył rudzielec, kuląc się z powrotem do tafli wody. Zacisnął mocno pięści, w których zaczęły kotłować się kolejne pioruny. - Nie zrobię tego!!!
- Dlaczego? Czemu chronisz tych, którzy ciebie nie chcą? - zapytała czarownica.
- To wszystko, co mówisz, jest kłamstwem!!! - zawył, dusząc w sobie kolejne elektryczne wiązki. Zacisnął mocno powieki, czując jak wypływają z nich łzy. - Mówisz to tylko po to, żebym obrócił się przeciwko moim przyjaciołom! Nie wierzę w żadne twoje słowo! Kłamiesz! Kłamiesz!
- Czyżby?
Rudzielec mimowolnie otworzył oczy i dojrzał w tafli wody jedną z jego najgorszych obaw. Próbował wmówić sobie, że to, co widzi to nie jest prawda, że to wszystko jest ukartowane. Stawał się z sekundy na sekundy podatniejszy na sugestie bestii, drążyła dziurę w jego umyśle niezwykle szybko, a teraz, gdy przestał walczyć, miała ułatwione zadanie.
- To, co widzisz... - zaczęła kobieta, nadal stojąc w odbiciu wody tuż przed twarzą chłopaka. - Dzieje się właśnie w tym momencie.
- Nie! - zawył rudzielec, padając na ziemię. - To nie prawda! Próbujesz mnie zmanipulować!
Skulił się, czując jak z każdą sekundą jego duch słabnie.
- To prawda! To prawda! - syczała chrapliwie bestia w jego głowie. - Cole jeszcze dziś zabierze ci Nyę! Powstrzymaj ich!
Do jeziornej wody zaczęły skapywać łzy rudzielca. Chłopak czuł, jak z każdą sekundą resztki jego rozumu zostają zagłuszone przez tą okrutną bestię.
Nie wytrzymał w końcu, zacisnął ponownie powieki i uderzył pięścią w taflę wody, rozmywając tym samym obraz Nyi i Cole'a składających sobie nawzajem namiętne pocałunki.
Resztki jego rozumu straciły kontrolę nad ciałem, osłabły. Teraz zajęła się już nim ta okrutna bestia. Rządza mordu malowała się w żarzących się czerwienią tęczówkach, kiedy chłopak sunął po ziemi przed siebie, a z ust wydobywały się ciche śmiechy.
- Zabij, zabij... - syczała bestia.
Usta rudzielca rozciągnęły się psychopatycznym uśmiechu.
- Zabiję... zabiję...
***
Siemanko!
Wbijam z nowym rozdzialikiem, tak jak obiecałam.
Mam nadzieję, że się spodoba i wgl.
Elo!