Zagubione Dusze

By J_K_Celinska

395K 17.5K 478

W dzieciństwie się przyjaźnili, ale w pewnym momencie coś poszło nie tak i sympatia przerodziła się w nienawi... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 28
Rozdział 29
31.
32.
33.
34.
35.
36.
37.
38.
Enemy of my brother - ZOSTANIE WYDANE 12.04.2023r
TYLKO NIE TY

Rozdział 27

7.5K 403 6
By J_K_Celinska

Jessamine

Tańczyłam z Jonathanem i czułam się w jego ramionach jak księżniczka. Miałam na sobie przepiękna niebieską suknię, która była tak szeroka, że ledwo mieściła się w kadrze. Chłopak był odziany w czarny frak, w którym wyglądał nieziemsko, a mnie na jego widok miękły kolana. Oboje czuliśmy się jak w bajce, której zakończenie nigdy nie miało nadejść. Gdy w pewnej chwili zatrzymaliśmy się obok wielkiego lustra, Jon pochylił się nade mną, aby mnie pocałować. Wahałam się, ale ostatecznie postanowiłam odwzajemnić jego czuły gest. Niestety nie było mi to dane, bo mój wzrok poleciał na lustro, w którym nie ujrzałam jego odbicia. Widziałam jedynie samą siebie i ani śladu Jona. Przestraszona odwróciłam wzrok, aby spojrzeć na swojego partnera. Okazało się, że chłopaka już tam nie było, a ja wybudziłam się ze snu zlana potem.

***

Szłam na uczelnię pieszo, będąc bardziej zestresowana niż zwykle. Za kilka godzin czekało mnie zaliczenie z prowadzenia działalności gospodarczej, do którego nie czułam się przygotowana. Trzymałam w dłoni książkę i starałam się powtórzyć choć najważniejsze fragmenty materiału, gdy nagle dostrzegłam Jona stojącego po drugiej stronie ulicy. Chłopak wpatrywał się w koronę drzewa i wyciągał rękę do góry, próbując dotknąć liści. Przestraszyłam się, że Jonathan znowu oddał się pijaństwu, więc czym prędzej zamknęłam książkę i podbiegłam do blondyna.

- Dobrze się czujesz? - rzuciłam, a Jon drgnął na dźwięk mojego głosu. Chłopak opuścił rękę i obrócił się w moim kierunku. - Nie żeby mnie to interesowało, ale Rosalie... - zaczęłam się tłumaczyć, nie chcąc przyznać, że wciąż w jakiś pokręcony sposób zależało mi na Jonathanie.

- Ze mną wszystko w porządku - zapewnił Jon i uniósł głowę do góry. Podążyłam za jego wzrokiem i na jednej z gałęzi drzewa dostrzegłam małego, rudego kota. - Próbuję go ściągnąć - wyjaśnił chłopak, przygryzając wargę w zamyśleniu.

- Mogę Ci jakoś pomóc? - spytałam niepewnie. Byłam szczerze wzruszona faktem, że Jonathan zainteresował się tym przestraszonym kociakiem.

- Właściwie... - zaczął ostrożnie Jon, rozważając coś w myślach. - Mogę Cię podnieść, a ty go ściągniesz - rzucił, przez co odrobinę się zarumieniłam. Wiedziałam, że chłopak chciał pomóc kotu, ale jego propozycja mimo wszystko wymagała zbliżenia. Po tak długim czasie miałam dotknąć chłopaka, a co więcej pozwolić mu się dotykać. Dopiero po chwili pozbyłam się tych myśli i postanowiłam poświęcić się dla dobra zwierzęcia.

- Okej - powiedziałam, kładąc książkę na trawniku. Po chwili odłożyłam obok niej także swoją torebkę i nerwowo wytarłam dłonie o spodnie. - Jak mam się ustawić? - spytałam, podchodząc bliżej Jona. On także wydawał się zdenerwowany, bo nerwowo przełknął ślinę, co nie umknęło mojej uwadze.

- Po prostu podejdź do mnie - poprosił cicho, a ja stanęłam jeszcze bliżej niego. Przez chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy, ale przerwałam to, odwracając wzrok. Jonathan cicho westchnął i uklęknął, aby złapać mnie za nogi. Już po chwili jedna z jego rąk była owinięta wokół moich łydek, a drugą przytrzymywał mnie poniżej pośladków.

- Cześć maluszku - powiedziałam do kota, który znalazł się na wysokości mojej twarzy. Rudzielec miauczał cicho, co chwilę wbijając pazurki w korę drzewa. - Nic ci nie zrobię - zapewniłam, chcąc uspokoić zarówno siebie jak i kota. Wyciągnęłam ręce w kierunku zwierzęcia i delikatnie złapałam go wokół brzucha. - Nie bój się - rzuciłam, unosząc kociaka do góry. Już po chwili zwierzątko było przytulone do mojej piersi, a Jonathan powoli postawił mnie na ziemi.

- Słodziak - rzucił chłopak, głaszcząc kota za uchem. Nie mogłam się z nim nie zgodzić. Przez chwilę oboje staliśmy w ciszy, głaszcząc miękkie futerko zwierzęcia.

- Co z nim teraz zrobimy? - spytałam po chwili, bo zdałam sobie sprawę z tego, że kot nie miał nawet obroży i zapewne był bezpański.

- Zjemy, gdy nadejdą ciężkie czasy - rzucił Jon, chcąc mnie rozbawić. Niestety udało mu się to, bo uśmiechnęłam się mimowolnie, słysząc jego absurdalną propozycję. Moja nagła zmiana nastroju sprawiła, że Jonathan również się uśmiechnął.

- Pytam poważnie - powiedziałam, przerywając chwilę wzajemnej adoracji. Kot, którego wciąż trzymałam na rękach był spokojny i w ogóle się nie wiercił, co wprawiało mnie w osłupienie. - Chyba zabiorę go do mieszkania Rosalie i zaadoptuję - rzuciłam nagle, zadziwiając przy tym samą siebie. Pierwszym i ostatnim kotem w moim życiu był Willow.

- Dobroć to twój dar - rzucił ni stąd ni zowąd Jonathan, a ja spojrzałam na niego ze smutkiem.

- Albo moje przekleństwo - stwierdziłam smętnie. Wiedziałam, że jeśli kiedykolwiek wybaczę Jonathanowi, a on ponownie mnie zrani, to będzie tylko i wyłącznie moja wina. Nie każdy człowiek zasługiwał na drugą szansę, a zwykle dowiadywaliśmy się o tym dopiero wtedy, gdy ją zmarnował. Wybaczanie ludziom wiązało się z ogromnym ryzykiem i prawdopodobnym cierpieniem.

***

Przez cały następny tydzień, dzień w dzień, na wycieraczce leżał bukiet kwiatów wraz z liścikiem. Kwiaty codziennie były inne, a liściki zawierały krótkie przemyślenia adresata. Mimo iż wiedziałam, że tym tajemniczym wielbicielem był Jon, to zawsze brałam kwiatki do domu i wstawiałam je do wazonu, a liścik chowałam do specjalnego pudełeczka. Widywałam Jona dwa razy w tygodniu na naszych zajęciach teatralnych i prawie zawsze uczyłam go tańczyć, ale nie wspominałam nic o kwiatach, które mi zostawiał. On także nie podejmował tego tematu, więc postanowiłam nie robić pierwszego kroku i zaczekać aż sytuacja samoistnie się rozwinie.

- Widzę, że coraz bardziej miękniesz - powiedziała uśmiechnięta Rosie, gdy przyłapała mnie na zbyt długim oglądaniu kwiatów od Jon'a. Pogodziłam się z nią, bo uznałam że nasza wieloletnia przyjaźń nie zasłużyła na taki brak zainteresowania z mojej strony. Poza tym mieszkałyśmy razem, więc nie miałam zbyt wielkiego wyboru i musiałam z nią rozmawiać.

- Przecież nie zostawię tych kwiatków na wycieraczce żebyś je zdeptała - warknęłam wściekle, bo wiedziałam, że dziewczyna miała rację.

***

Dni mijały zwyczajnie jak zawsze i wdarła się w to wszystko jakaś rutyna. Czułam, że nie ruszałam do przodu, ale przynajmniej nie cofałam się też w tył.
W piątek zadzwoniła do mnie mama i powiedziała, że w sobotę odbędzie się organizowana przez nią, tatę i Christiana impreza charytatywna. Oczywiście Jon i Rosie także byli zaproszeni, ale miałam to gdzieś. Nie musiałam rozmawiać z chłopakiem, a poza tym to była świetna okazja, aby spotkać się z bratem. Mimo iż mnie dogłębnie wkurwiał i nie potrafiłam z nim wytrzymać dłużej niż pięć minut, to i tak go kochałam. Nie wiedziałam dlaczego wcześniej nie pojechałam odwiedzić rodziców, skoro College znajdował się zaledwie godzinę drogi od naszego domu, ale postanowiłam, że od dzisiaj zacznę to nadrabiać. Od razu po wykładach wróciłam do mieszkania i zaczęłam się pakować.

- Wyprowadzasz się?! - wrzasnęła przerażona Rosalie, gdy także wróciła do domu i ujrzała porozrzucane w moim pokoju ubrania.

- Nie - zaśmiałam się z niej, bo jej reakcja szczerze mnie rozbawiła. - Jadę na weekend do rodziców - wyjaśniłam wspaniałomyślnie, a z jej twarzy zniknęło całe napięcie.

- Impreza? - spytała z domysłem.

- Tak - rzuciłam. Chyba oczywistym był fakt, że ja również zostałam na nią zaproszona.

- Może pojedziesz z nami jutro? - zaproponowała Rose, ale określenie z nami nie za bardzo przypadło mi do gustu.

- Dzięki, ale wolę pojechać już dzisiaj. Przynajmniej nie spóźnię się na bankiet - dodałam, aby nie zabrzmieć aż tak wyniośle. Dziewczyna uśmiechnęła się do szeroko, bo moja odpowiedź najwyraźniej ją usatysfakcjonowała.

- W takim razie do jutra - powiedziała w końcu i przytuliła mnie, a ja zapięłam walizkę na zamek i wyszłam z mieszkania. Na klatce schodowej minęłam się z Jonathanem, który na widok mojej walizki wybałuszył oczy, ale nie odważył się o nic zapytać. Schodząc po schodach zauważyłam, że chłopak bez pukania wszedł do naszego mieszkania, zapewne odwiedzić siostrę. Skoro mnie tam nie było, nie miałam nic przeciwko temu.

***

- Jak Ci się tam podoba? - spytała moja mama, gdy siedziałyśmy w domu na kanapie i razem oglądałyśmy seriale.

- Jest okej - rzuciłam i wzięłam garść popcornu z miski, która stała przed nami na stoliku kawowym.

- Też tam chodziłam - powiedziała. - Ale zanim skoczyłam College byłam już w ciąży - westchnęła tęsknie. Zdziwiłam się, że mama także uczęszczała do tego Cellege'u. Myślałam, że moje pójście tam miało związek jedynie z intrygą Rosalie.

- Ojciec chyba trochę się pospieszył - stwierdziłam zadziornie, a ona uśmiechnęła się pod nosem na samo wspomnienie tamtych czasów.

- Lepiej wcześnie niż wcale - zmieniła tak dobrze znane mi przysłowie na swoją korzyść i wzruszyła ramionami. Zachichotałam, bo zaczęłam się zastanawiać, co kryło się za jej zamyślonym spojrzeniem. - Tak dawno nie rozmawiałyśmy - powiedziała z żalem. - Cieszę się , że twoja depresja minęła - dodała, a ja nieco spoważniałam. Nie lubiłam rozmawiać na ten temat i przypominać sobie tamtego okresu.

- Ja też - rzuciłam chłodno, bo nie podobał mi się tor na jaki zeszła nasza rozmowa.

- Jak tam sprawy z Jonem? - spytała ni stąd ni zowąd kobieta.

- Jakie niby sprawy? - Nie rozumiałam dlaczego w ogóle zaczęła ten temat. - Nic mnie z nim nie łączy - zapewniłam pospiesznie.

-Myślałam, że może... - urwała. - Nie ważne. - Speszyła się i powróciła do oglądania serialu. Zmarszczyłam brwi i również na powrót zaczęłam wpatrywać się w ekran telewizora. Gdy serial się skończył zorientowałam się, że nie pamiętałam nic z tego, co przed chwilą obejrzałam. Moje myśli mimowolnie krążyły wokół czegoś, a raczej kogoś innego.

***

Następnego dnia po południu szykowałam się na imprezę charytatywną, na której miały pojawić się różne ważne osobistości. Zdecydowałam się na brzoskwiniową, zwiewną sukienkę z kwiatkiem na boku oraz kremowe pantofelki. Gdy byłam wreszcie gotowa, zeszłam na dół, gdzie zobaczyłam swojego brata. Nie widziałam go wczoraj po przyjeździe, bo nocował u Niny i zapewne był zajęty czymś ciekawszym niż rozmowa z siostrą.

- Hej - powiedziałam z uśmiechem, gdy byłam już przyklejona do torsu Williama. Był młodszy ode mnie o ponad rok, a wyglądał przy tym na o wiele starszego. Chłopak przede wszystkim wyróżniał się wzrostem i wagą swoich mięśni, a ja wyglądałam przy nim jak Calineczka.

- Hej - odpowiedział ze śmiechem i przytulił mnie do siebie. Nie widziałam go ponad miesiąc i czułam, że Rose musiała się czuć jeszcze gorzej gdy jej brat znikał niewiadomo gdzie, z kim i na jak długo. Ja przynajmniej miałam pewność, że William nie robił niczego głupiego i spędzał czas w miłym towarzystwie.

- Brakowało mi tego - wyznałam, ale starałam się nie rozklejać, aby nie rozmazać sobie makijażu.

- Mnie też i cieszę się, że wróciłaś do żywych - powiedział. - Byleby nie za bardzo - dodał po krótkim namyśle, a ja zaczęłam chichotać. Czasami byliśmy dla siebie wredni, ale i tak byliśmy rodzeństwem i pomagaliśmy sobie w kryzysowych sytuacjach. Dobrze było mieć takiego brata jak Will.

Rosalie

Jon bardzo się stresował przed dzisiejszym bankietem, ponieważ postanowił zrobić coś nowego, na czym kompletnie się nie znał. Gdy impreza już trochę się rozkręciła, a Jess zaśpiewała kilka piosenek, aby zabawić gości oraz zachęcić ich do dawania pieniędzy na cele charytatywne przyszła kolej na wystąpienie Jona. Ćwiczył to z Cherry przez cały tydzień, a wczoraj razem dopięliśmy wszystko na ostatni guzik, więc byłam pewna, że mu się uda.
Chłopak wyszedł na środek sceny i wziął mikrofon od wokalisty, który miał przez całą imprezę zabawiać gości.

- Dzień dobry - powiedział, a na sali zrobiło się cicho. - Chciałbym bardzo podziękować państwu za przybycie - uśmiechnął się. - Ale przede wszystkim wszedłem na tą scenę po to, aby coś zaśpiewać i prawdopodobnie się ośmieszyć - dodał, a na widowni rozległy się głośne śmiechy i gromkie oklaski. - Tę piosenkę dedykuję Jessamine Olsen - powiedział i spuścił wzrok w podłogę. Po chwili na sali rozległy się pierwsze brzmienia utworu. Kątem oka zauważyłam, że Jess aż wstała z krzesła i odwróciła się w naszą stronę, bo przedtem siedziała odwrócona do sceny plecami. Will przyglądał się jej uważnie z dołu, a nasi rodzice, którzy siedzieli przy jednym stole spoglądali to na nią, to na Jona. Byli wyraźnie poruszeni, a w szczególności nasze matki. Jon śpiewał o tym, że nie potrafi odejść i opuścić jej na zawsze. Wiedziałam, że te słowa do niej trafiały. Znałam ją od zawsze, podobnie jak mój brat, a kto jak nie ona rozumiał, że najlepiej uczucia okazywało się przez muzykę. W połowie piosenki weszłam na scenę i śpiewałam w tle pojedyncze słowa, które w oryginalnym wykonaniu śpiewała jakaś dziewczyna. Uważałam, że wszystko wyszło wspaniale, bo po występie ludzie gwizdali, krzyczeli i klaskali, tak jakby brali udział w talent show. Jess patrzyła przez chwilę na nas, a potem podeszła do swojej matki i coś do niej powiedziała. Ciocia Ness wstała, a potem wyszły razem na podwórze. Zmartwiłam się tym, że dziewczyna postanowiła opuścić przyjęcie, ale nie mogłam temu zapobiec. W międzyczasie podziękowałam gościom za tak gromkie brawa i pochwaliłam brata za jego odwagę, po czym zeszliśmy razem ze sceny, by dołączyć do rodzinnego stołu.

Continue Reading

You'll Also Like

10K 179 45
Dwójka nastolatków nienawidzą się od gimnazjum niestety ich rodziny się przyjaźnią. Czy zmieni się w ich życiu coś co połączy ich? Czy wrogowie się p...
1.1M 67.1K 57
Ludzi chyba przyciąga to co niebezpieczne i nieznane. Ustalają w życiu zasady, które często mają chronić nie tylko ich samych, ale też innych. Soph...
Over Again By Paula

Teen Fiction

861K 48.3K 59
W TRAKCIE KOREKTY "- Myślałam, że jesteś inny... A jednak, myliłam się... - Przecieram rękawem swetra łzę. - Daj mi szansę, spróbujmy jeszcze raz...
3.7K 123 6
Druga część Trylogii Relationship