Nic już nie ogarniam

By blueselwood

136K 6.5K 579

Amber i Rachel to zupełnie dwie różne osobowości. Jednak od zawsze łączyła je nadzwyczajnie silna przyjaźń. C... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42

Rozdział 22

2.4K 105 6
By blueselwood




Josh

- Sam już nie wiem co mam myśleć... - westchnąłem do słuchawki przecierając oczy. 

Z drugiej strony przez jakiś czas również panowała cisza.

- Dobrze wiesz, że nie mogę ci kazać niczego zrobić. - powiedział po drugiej stronie delikatny kobiecy głos - I ani Amber, ani ja, ani nikt na tym świecie nie zmusimy cię, żebyś cokolwiek zrobił. Sam musisz podjąć tę decyzję Josh. 

Nienawidziłem gdy Taylor miała rację. Ale zazwczynaj to ona właśnie ją miała. Znów westchnąłem.

- Wiem, wiem Ty. Ale to wcale nie ułatwia sprawy. Jeszcze przed chwilą dzwonił do mnie znowu mój szef - mówiłem dalej, idąc wzdłuż ścieżki rowerowej w Central Parku. 

Przejechały obok mnie dwie roześmiane dziewczyny, a chwilę później chłopiec, który najwyraźniej dopiero co zdjął boczne kółka. Można tak sądzić po dopingującym go i biegnącym za nim mężczyźnie.

-I co chciał? - spytała Ty.

- Po prostu pytał się kiedy wrócę do kancelarii.

- Przecież masz urlop. Nie ma prawa ci kazać wracać przed wyznaczonym terminem -  już zaczęła się burzyć. 

Czasem wydawała zachowywać się jakby cały świat był przeciwko niej i musiała być wiecznie czujna i gotowa na atak.

- To też wiem. Ale jestem tam póki co na okres próbny. Nie chciałbym tego zawalić - kontynuowałem kopiąc jakiś kamyk leżący na drodze. - Po prostu serio już nie wiem co mam robić. Jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów. 

Ty znów westchnęła po drugiej stronie słuchawki. Już miała zacząć coś mówić, ale nie dałem jej dojść do głosu. 

- Wiem co powiesz. Powiesz żebym do niego poszedł. Ale ja naprawdę nie dam rady na niego patrzeć i jeszcze... - mimowolnie zacisnęła mi się szczęka. - i jeszcze co? Mam mu współczuć?

- Josh - głos w telefonie stanowczo mi przerwał. - nikt nie będzie ci nigdy mówił co masz czuć. I nikt cię do niczego nie zmusi. Ale musisz popatrzeć na to wszystko z innej strony. Z strony swojej siostry. Pomyśl co ona musi teraz czuć, będąc tam zupełnie sama przy nim. Przecież oboje wiemy jak bardzo ją kochasz Joshie.

- Nienawidzę gdy masz rację - powiedziałem, siadając na najbliższej ławce. 

Ty cicho się zaśmiała.

- To musisz mieć w sobie serio dużo nienawiści biedaku. - również się zaśmiałem, ale wyjątkowo smutno. 

Taylor, jakby umiejąc domyśleć się wszystkiego z tonu mojego głosu natychmiast zareagowała. 

- Josh, serio. Pamiętasz co mówiłam ci o sobie. O własnej sytuacji. Nie chcesz czuć tego, co ja czułam. 

Słyszałem jak smutno westchnęła. Miałem przed oczami jak leży teraz na swojej fioletowej kanapie i nerwowo się drapie. 

- W sumie co nadal czuję - kontynuowała. - Z tego co wiem, twój ojciec nie ma dużych szans. Będziesz tego żałował. Uwierz mi na słowo. 

Nie bardzo wiedziałem co jej odpowiedzieć. Gdzieś głęboko wiedziałem, że miała rację. Ale.. Ale to co innego. Ja po prostu nie mogłem znieść jego widoku bez ochoty przywalenia mu w tą wiecznie czerwoną twarz. Na samą myśl cały się spinałem.

- Ty... - zacząłem po chwili. 

Nie mogłem dać się ponieść tej fali gniewu, on nie był tego warty, on niczego nie był warty.

- Tak? - spytała tym swoim pięknym, delikatnym głosem. Jakby od razu częściowo ukoiła we mnie agresję.

- Strasznie za tobą tęsknię - wydukałem. - Chciałbym żebyś była tu teraz ze mną. 

Znów, nie mogłem tego udowodnić, ale byłem pewien, że w tym momencie Taylor uśmiechnęła się sama do siebie i wolną ręką zaczęła bawić się kruczo-czarnymi włosami.

- Wiesz, że ja za tobą też tęsknię. Nawet bardzo.

Świetnie, teraz sam zacząłem się do siebie uśmiechać jak debil, siedząc na ławce w parku. 

- Ale już niedługo się znowu zobaczymy.

- Tak? Niedługo mówisz? - zacząłem się z nią droczyć. 

To takie dziwne, jak można przy kimś tak szybko zmieniać nastroje. Magicznie zapomnieć o czymś co dzieje się w prawdziwym życiu i w sekundę przejść do krainy, gdzie wszyscy głupawo się szczerzą. 

- Może w takim razie wtedy będziemy mogli w końcu porozmawiać o sama wiesz czym. 

Po stronie Taylor przez chwilę trwała cisza, a ja wsłuchiwałem się w nią i wyłapywałem najmniejsze odgłosy czekając na jakąś jej odpowiedź.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz- odpowiedziała w końcu sarkastycznie. 

- Myślę, że jednak wiesz. 

Nie zamierzałem tak łatwo odpuścić. Taylor przeciągle jęknęła, jak mniemam wyrażając swoje poirytowanie. Czy może raczej pseudo-poirytowanie.

- Dobrze wiesz jak nienawidzę tych rozmów. Poza tym nawet nie mamy o czym rozmawiać. Na zawsze zostaniesz w wielkiej bańce friendzone'u i nic ani nikt tego nie zmieni. Tak było odkąd miałeś 17 lat i tak zostanie - parsknąłem śmiechem zakładając jedną nogę na drugą.

- Nie jesteś trochę za stara na takie powiedzonka? 

Ty prychnęła, a ja znowu mógłbym przysiąc, że widziałem jak przewraca oczami.

- Jeśli ktoś tu jest stary to na pewno nie ja.

- Ranisz mnie. Cały czas zadajesz mi tylko emocjonalny ból - powiedziałem łapiąć się za lewą pierś. 

Po chwili jednak zdjąłam rękę, orientując się, że przecież ona mnie nie widzi. I że znowu wyglądam jak kretyn.

- Jesteś prawnikiem - odgryzła się. - to jest fizycznie niemożliwe.

- Ty jesteś fizycznie niemożliwa. 

Nagle coś zawibrowało mi przy policzku. Spojrzałem na telefon odejmując go od ucha. Nad zdjęciem Taylor i licznikiem, mówiącym, że rozmawiamy już czterdzieści minut, pojawiła się wiadomość od Amber. Znów przyłożyłem telefon do ucha. 

- Ty, przepraszam cię, ale chyba muszę kończyć. Właśnie napisała do mnie siostra.

- Okej. 

Dziewczyna jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki zmieniła ton z wrednego i sarkastycznego, na przejęty i czuły. 

Dlatego właśnie ją... No... Lubiłem. Znaczy się kochałem, ale jak przyjaciółkę. Raczej. 

- Zadzwoń do mnie potem koniecznie.

Znów się uśmiechnąłem.

- Oczywiście.


***

Gdy wbiegłem do szpitala w holu stała Rachel. Od razu mnie zauważyła i podeszła do mnie. Wyglądała na zaniepokojoną.

- Hej. Wszystko okej z Amber? - spytałem.

Rachel bez słowa nagle przytuliła się do mnie. Z początku byłem trochę zdezorientowany, ale po chwili odwzajemniłem uścisk. Szczerze mówiąc czułem małe skrępowanie tak niespodziewanym pokazem uczuć. Tak naprawdę dopiero co poznałem tą dziewczynę.

- Josh, musisz tam przy niej być. - powiedziała po chwili blondynka nadal nie zmniejszajać siły uścisku. 

Momentalnie poczułem jak mój żołądek się ściska. 

- Nie znam cię dobrze, ale wiem, że Amber w życiu sama ci nic nie powie. Ale widzę jak cierpi, będąc tu sama. 

Rachel nadal z twarzą na moim ramieniu mówiła wszystko na jednym tchu, nie podnosząc nawet na mnie wzroku. 

- Wiem też, że mieliście ciężko. Ale gdybyś chociaż spróbował... - w tym momencie Rachel podniosła głowę i spojrzała na mnie błagalnie. - Wiem, że jestem ostatnią osobą, która mogłaby ci mówić co masz robić i możesz uznać, że to chamskie wścibstwo, ale... Ale ja nie mogę patrzeć na to jak jej ciężko. 

Jej oczy zrobiły się nieco szkliste, a nos czerwieńszy. 

- Dobija mnie to, ale mogłabym stanąć na głowie, a nie mogę jej pomóc. Nie tak jak ty możesz - Rachel odsunęła się ode mnie i szybko przetarła oczy rękawem. 

-Bo  byliście w tym wszystkim razem, wiesz. Tylko ty zrozumiesz ją teraz, a ona ciebie.  

Patrzyła na mnie tak, jakby jednocześnie chciała mnie zabić, ale też błagała mnie o coś. Pośpiesznie przytaknąłem jej ruchem głowy i ledwo coś z siebie wyduszając po tym monologu spytałem:

- Gdzie ona teraz jest?

- Pewnie w jego pokoju. Drugie piętro, chodź zaprowadzę cię. - powiedziała, po czym ruszyliśmy w stronę schodów. 

Byłem tak zdenerwowany, że w pewnym momencie zacząłem przeskakiwać co drugi schodek, zostawiając Rachel za sobą. Kiedy dotarliśmy zacząłem rozglądać się w obie strony. Było tu zdecydowanie ciszej niż na parterze, można było tylko słyszeć rozmowy spacerujących chorych z swoimi odwiedzającymi. Stałem u szczytu schodów, czułem, że mam strasznie miękkie kolana.

- W prawo - usłyszałem obok siebie głos Rachel. 

Ruszyliśmy we wskazanym przez nią kierunku, ale gdy weszliśmy do pokoju ojca nie było tam, ani Amber, ani jego.

- Gdzie ona może jeszcze być? - spytałem. 

Dziewczyna widocznie zdezorientowana pokręciła głową.

- Nie wiem, siedziałyśmy tu, a ja poszłam po ciebie na dół. 

Wyszedłem na zewnątrz i nerwowo zacząłem się rozglądać. Po plecach przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Miałem coraz czarniejsze myśli. Co jeśli stało się najgorsze? Co jeśli on umierał, a mnie przy niej nie było?

Gardło zaczęło mi się zwężać, nie mogłem oddychać. Jednocześnie czułem wychodzące na policzki wypieki. Nie wiem czemu ale zacząłem biec w prawo, mijałem ludzi z kroplówkami na kółkach najostrożeniej jak umiałem. Jednym uchem słyszałem, jak Rachel mnie woła, ale zignorowałem ją.

Znalazłem się przed szklanymi drzwiami z napisem: BLOK OPERACYJNY. Nie można było tam wejść, przy klamce wisiał czytnik, zapewne tylko na karty personelu.

- Josh? - obróciłem się w stronę, z której dobiegł głos. 

W wgłębieniu ściany stała mała drewniana ławka, na której siedziała, jeszcze bledsza niż zwykle Amber.

Oboje podbiegliśmy do siebie, a ja przytuliłem ją najmocniej jak umiałem. Moja siostra ukryła twarz w mojej szyi. Zacząłem głaskać ją po głowie i uspokajać. Chociaż sam nie wiem czy bardziej potrzebowała tego ona czy ja.

- Tak się cieszę, że tu jesteś - powiedziała cicho.

- Przepraszam, że nie było mnie wcześniej - odpowiedziałem, po czym odsunąłem ją od siebie, tak, by móc spojrzeć jej w twarz. - Co się właściwie stało? 

Mój głos zabrzmiał bardziej łamliwie niż planowałem, ale nie miałem już nad tym kontroli. Nad niczym nie miałem.

- Tacie pękły szwy - powiedziała po chwili. 

Miała taką zmęczoną twarz, była taka blada, taka wyczerpana. 

- Miał ostatnio pierwszą operację i nie wiadomo jeszcze czemu, ale nagle mu pękły szwy. 

Jej głos był jakby zupełnie pozbawiony życia. Przenikały z niej tylko smutek i bezradność. 

- Siedzieliśmy sobie u niego i właśnie przyszła Rachel, kiedy nagle wykrzywił się z bólu. Byłam taka przerażona - mówiła podczas gdy jej oczy wypełniały się łzami. - krew przesiąkła przez piżamę i kołdrę. Ja... Ja nie wiedziałam co... - chlipnięcia przeszkadzały jej w mówieniu, łzy już bezwiednie skapywały na jej koszulkę. Przyciągnąłem ją do siebie, chciałem ją pocieszyć, sprawić żeby nie płakała.

Ale nie chciałem też, żeby widziała, że mnie również przeszkliły się oczy.

- Wszystko będzie dobrze Bambs... - mówiłem cicho, kompletnie nie wiedząc czy właśnie nie wciskam jej najgorszego kitu. 

Pociągnąłem ją w stronę ławki i usiadłem na niej, biorąc moją siostrę na kolana, zupełnie jakby znowu miała pięć lat, a ja pocieszałbym ją, bo na przykład ktoś na placu zabaw się z niej naśmiewał. Zawsze czułem się w obowiązku bronienia jej przed całym złem tego świata.
Amber nagle odsunęła się ode mnie. Już nie była taka blada, na twarz wyszły jej wypieki, a oczy poczerwieniały.

- Co? - spytałem uśmiechając się na siłę do niej.

- Joshie, ty płaczesz? - spytała.

- No coś ty - burknąłęm, podczas gdy ona dotknęła mojego policzka ścierając z niego łzę.

- Nie płacz Josh - powiedziała uśmiechając się do mnie pociesznie. 

Hipokrytka, pomyślałem patrząc na nią, całą zapłakaną. 

- To nic takiego. Ja się wystraszyłam, bo tam było tyle krwi i wszyscy przybiegli do pokoju. Krzyczeli jakieś medyczne słowa i wywieźli go. Dopiero potem lekarka powiedziała mi o co chodziło. Ale... Ale to nic takiego. Tylko go jeszcze raz zszyją.

- Myślałem, że... - powiedziałem łamiącym się głosem. - że coś... Że on już...

- Nie - przerwała mi. - On żyje. 

Wziąłem głęboki oddech i przytaknąłem ruchem głowy. Miałem nadzieję, że lepszy dopływ tlenu mnie uspokoi. Cała ta panika która przed chwilą mnie naszła zdawała się powoli mnie opuszczać.

Amber zeszła z moich kolan i usiadła obok, łapiąc moje dłonie.

- Josh spójrz na mnie. - powiedziała spokojnie. 

Zwróciłem na nią wzrok. 

- Tata żyje. Jeszcze. Nie wiemy kiedy... kiedy to się skończy. Musisz coś zrobić. Nie jest jeszcze za późno. 

I ona, i Taylor mówiły mi, że będę żałował, że się z nim nie pogodziłem. Ale cały czas myślałem, że to bzdury, że nie jestem do tego zdolny. Żyłem w przekonaniu, że ten człowiek jest dla mnie już martwy od wielu lat.

Jednak dopiero w tamtej chwili przeżyłem ten strach. Prawdziwy strach, że on odszedł, a ja nic nie zrobiłem. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułem. Ta miękkość w kolanach, mroczki przed oczami. W głowie zaczęły pojawiać mi się pojedyncze wspomnienia, obrazy które zapamiętałem z dzieciństwa. Kiedy byliśmy szczęśliwą rodziną, kiedy tata był moim idolem, nad życie kochającym mamę. Zawsze zachowywał się względem niej tak, jakby nadal mieli po siedemnaście lat. Zawsze z Amber czuliśmy, że nasze małe mieszkanie było całe wypełnione miłością. Wyparłem te wspomnienia, bo wydawały się gówno warte przy całym bólu, który przez niego przeżywaliśmy. 

Jednak zorientowałem się, że to właśnie tamtego ojca również mogłem stracić. I to na zawsze, do końca życia zastanawiając się czy tamten tata nie mógł jeszcze przypadkiem wrócić i przeprosić. Zastąpić z powrotem ruinę człowieka, który nigdy nie pogodził się ze śmiercią miłości swojego życia i zniszczył siebie, a przy okazji wszystko wokół.

- Masz rację Amber. - wydusiłem z siebie w końcu, ślepo wpatrując się w drzwi za moją siostrą. 

- Cały czas ją miałaś, ale... Ale ja myślałem, że już go dawno straciłem... Że umarł wtedy z mamą.

- On jest taki jak wtedy - powiedziała biorąc moją twarz w swoje dłonie. 

Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się smutno. 

- Musisz się z nim pożegnać Josh. Wybaczyć mu i poznać tatę sprzed lat. 

Poruszyłem objętą twarzą w dół i w górę, potwierdzając jej słowa. 

- On strasznie boi się rozmowy z tobą. Nie mówi tego, ale widzę jak go to męczy Joshie. On cię tak kocha...

Zacisnąłem oczy i szczękę powstrzymując złe obrazy. Chciałem w tamtym momencie odrzucić z pamięci te uderzenia i kopniaki. Kładzenie go spać, sprzątnie po nim. Już na zawsze chciałem to wymazać z swojej pamięci. Gdzieś głęboko czułem, że nie będzie to takie proste, ale w tamtym momencie chciałem zablokować te wspomnienia i uwierzyć, że mogę mu wybaczyć. 

Amber potrafiła. 

- Boże Am... - uśmiechnąłem się do niej. - cały czas nie mogę uwierzyć w to, jaka już jesteś dorosła i samodzielna... I taka dojrzała. Umiałaś sobie z tym poradzić od samego początku. I to zupełnie sama. 

Ona również się do mnie uśmiechnęła.

- Po pierwsze to nie tak od razu. A po drugie nie byłam przecież sama 

Amber obróciła się za siebie. Skierowałem wzrok za nią i zobaczyłem stojącą na końcu korytarza Rachel. Patrzyła się na nas i nerwowo drapała po ramieniu. Oboje uśmiechnęliśmy się do siebie. 

Kto by pomyślał, że mógłbym być zazdrosny o wysoką blondynkę, która jakimś cudem zdołała ukraść moją rolę.

- Myślisz, że kiedy będziemy mogli go zobaczyć? - spytałem wstając z ławki.

- Lekarz powiedział, że dopiero jutro wróci na oddział.

- W takim razie, póki co zapraszam ciebie i twoją dziewczynę na kawę. 

Amber uśmiechnęła się na słowo "dziewczyna" i znów obróciła za siebie.

- Tak. 

Wypieki już prawie zupełnie zeszły przywracając jej jej naturalną bladość. 

- To naprawdę świetny pomysł - powiedziała z uśmiechem, po czym ruszyliśmy w stronę Rachel.

***
Witam w najpiękniejszym z wszystkich dniu dziecka. Wszystkim wspaniałym czytelnikom życzę wszystkiego co najlepsze, spełnienia i szczęścia. Dziękuje, ze tu ze mną jesteście, dziś szczególnie i za wspieranie mnie i popychanie do pisania. Wszystkiego najlepszego i do następnego rozdziału ❤️
PS: Kochani jeszcze musimy iść 14 razy do szkoły, damy radę Xd

Continue Reading

You'll Also Like

61.2K 2.1K 24
„Gdzie byłeś sześć lat temu?" Gdzie Blake Remington był kiedy Charlotte Wilson go potrzebowała? Tego nikt nie wie. Przepadł z dnia na dzień, a nikt n...
49.7K 2.9K 3
Szesnastoletnia Nina przylatuje do Barcelony na wakacyjny kurs hiszpańskiego. To jej pierwszy samodzielny wyjazd, dlatego jest zdeterminowana, by sob...
60.6K 2.7K 32
Cześć! To moja kolejna praca o tej tematyce. Tym razem Hailie ma 12 lat. Na początku książki Shane i Tony mają 16 lat; Dylan 17 lat; Will 24 lata; V...
26.5K 1.8K 13
Melissa Johnson pochodzi z dobrej rodziny, ma kochających rodziców i prowadzi kancelarię prawniczą ze swoją przyjaciółką. Od kilku miesięcy interesuj...