Live Your Life |BaM|

بواسطة x_Edi_x

94.8K 6K 2.3K

Czy w trzy lata da się zapomnieć o osobie, która znaczyła dla ciebie wiele? Ewidentnie tak, oni zapomnieli. S... المزيد

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdzaiał 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Epilog
💞🤗

Rozdział 8

1.7K 91 41
بواسطة x_Edi_x

Sophie's POV:

Jason przynosi nam ciepłe herbaty, a następnie wpycha się obok mnie pod koc, który sama sobie przyniosłam.

— To opowiesz mi ze szczegółami o co chodzi? — pyta — widzę, że coś cię gryzie.

Biorę kubek do rąk i je sobie ogrzewam – co z tego, że jest ciepło.

Wzdycham i zastanawiam się od czego zacząć.

— Po prostu... gubię się — oznajmiam w końcu, choć to nie ma najmniejszego sensu.

— Jak? — unosi brwi, a następnie upija łyk herbaty.

— Eh, to trudne być nową dziewczyną w szkole, boję się już teraz, a co jak jutro mam lekcje? Wszędzie tez czuję się nieswojo, a że jeszcze Charlie został moim psem — przewracam zirytowana oczami — i on wygląda zupełnie jak ty, z zachowania, co nie.

— Woah, kolejny niegrzeczni chłopcy w twoim otoczeniu — śmieje się brunet.

— Zauważ, że nie znam go — kręcę głową. — Może być zupełnie inny, prawda?

—No fakt, ale jak masz zamiar to sprawdzić, kiedy nie chcesz go poznawać? — uśmiecha się szeroko, na co wywracam oczami.

— Nic takiego nie powiedziałam. — Znów piję herbatę.

— Dobra — przytakuje — to... co masz zamiar zrobić?

— Jeszcze nie wiem, ale nie zostawię tego tak, wiesz, jaka jestem — unoszę kąciki ust i odwracam wzrok do telewizora.

— Taa, znam cię trochę — podsumowuje.

Zaczynam siorbać napój, ponieważ jest zbyt gorący.

— Czekaj! — krzyczę nagle.

— Jezu, co? — pyta zdziwiony.

— Co jeśli on słyszał, że mówiłam, że bym go ruchała? — wybucham śmiechem.

— Jeśli do teraz ci tego nie powiedział, to o tym nie wspomni.

— O, to jeszcze lepiej.

Tak naprawdę, to jestem zestresowana.

— A co u ciebie się działo? — pytam, aby zejść z tematu, w którym się za bardzo zagłębiłam.

— No więc, poznałem trochę tą Mię, wydaje się spoko, wiesz, szukam ci przyjaciół — cicho się śmieje, ale posyłam mu mordercze spojrzenie — nie no, poznałem kilka osób, które na pierwszy rzut oka nie są najgorsze — kończy swoją wypowiedź.

— Słuchaj, twoje towarzystwo zawsze jest złe — podsumowuję.

— A ty jesteś najgorsza ze wszystkich.

— Wypraszam sobie! — piszczę.

— Najgorsza, najlepsza przyjaciółka —  droczy się.

— Najpierw się zastanów, a potem coś mów — wywracam oczami.

Biorę do ręki telefon, na którym widzę powiadomienie z messengera.

Klikam na dymek czatu.


Leondre Devries:
Co robiliście na końcówce spotkania? Musiałem wyjść


Leondre Devries chce rozpocząć z tobą konwersację.
Zignoruj/Zaakceptuj.

K

likam zaakceptuj i od razu mu odpisuję.

Sophie Evans:
Em, poznawaliśmy się, znaczy, wszyscy mi się przedstawiali, chyba rozumiesz

Leondre Devries:
A, to okej, dzięki

Sophie Evans:
No luzik


— Czaisz, Leondre napisał do mnie z kulturą, ogłaszam święto narodowe, ktoś z własnej woli do mnie napisał i chce mnie poznać — śmieję się, a Jason wyciąga do mnie rękę.

Pokazuję mu wiadomości, a on w spokoju je czyta.

— No wiesz, ja bym to zapisał w kalendarzu.

— Wiem! Ja też! — Przybijamy sobie piątkę, co jest zabawne.

Zawsze jesteśmy zabawni.

— Od jakiej lekcji jutro zaczynasz? — pyta, zapatrzony w telefon – tym razem swój.

— Wtorek? — przyjaciel przytakuje — biologia — wzdycham niezadowolona.

— O, mój wychowawca kochany — uśmiecha się, choć jego wypowiedź ocieka sarkazmem.

— Nie lubisz go? — marszczę czoło.

— Nigdy nie lubiłem moich wychowawców — wzrusza ramionami.

— Ale tego nie poznałeś jeszcze! — oburzam się.

— Groził mi uwagą, nie mając założonego nawet dziennika — uświadamia mnie.

— O Boże, to serio idiota, ale myślę, że go polubię — wzruszam ramionami.

— Ty lubisz każdego nauczyciela, podkreślmy, nauczyciela.

— To nie ma znaczenia! — uderzam go w rękę — nauczycielki też są spoko.

— Tak, ale wolisz towarzystwo chłopców — porusza brwiami, a ja przykładam dłonie do twarzy.

No debil.

Przecież ja nic nie sugeruję, ale tak, wolę towarzystwo płci przeciwnej.

'*'

Kolejny dzień, kolejna rutyna, kolejne słowa, że dam radę, że nie mogę się poddać.

Tak, to zdecydowanie mi pomaga.

Z uśmiechem na ustach schodzę na dół i witam się z moim przyjacielem, który pije swoją kawę.

Zabieram mu kubek z ręki i upijam łyk.

— Fuj — krzywię się — jest niedobra — komentuję.

— Tak, jak twoja twarz, a nadal tu jesteś — obraża mnie, dlatego mrużę oczy.

— Jak ja cię szczerze nienawidzę — mówię pod nosem, a następnie robię sobie tosty – najlepsze śniadanie.

— Słyszałem, szmato — lekko mnie popycha.

— Miałeś słyszeć, szmato — udaję jego ton głosu, przez co wybucha śmiechem.

— Masz dwadzieścia minut — oznajmia i zabiera mojego tosta, aby go zjeść.

Znów mrużę do niego oczy, ale na szczęście został mi drugi.

Wzdycham i smaruję go kremem czekoladowym, a następnie go jem – polecam, takie są najlepsze.

'*'

Wchodzimy do szatni, gdzie obowiązkowo musimy zmienić obuwie, co jest bezsensowne, i tak tego nie będę robić.

— Zła dziewczynka — komentuje Jason, dlatego odwracam do niego głowę.

— Przepraszam, ale czy ty masz jakiś problem? — unoszę brwi.

— Nie skądże — broni się.

— Właśnie — uśmiecham się zwycięsko.

Wychodzimy na korytarz, a z Jasonem zaczyna się witać wiele osób.

— Skąd oni cię wszyscy znają? — pytam zniesmaczona.

— Um, sam nie wiem — śmieje się — poznałem Dylana, a on poznał mnie z Cameronem, a on tam kimś jest — tłumaczy.

— To wszystko wyjaśnia — przewracam oczami — nie wiem jak ty, ale ja nie mam pojęcia jak dojść do odpowiedniej sali.

— To już jest nas dwóch.

Rozglądamy się na boki i musimy z perspektywy innych osób wyglądać wprost komicznie.

— Patrz, idzie mój pies — śmieję się cicho i wskazuję na Charliego.

— I idzie moja pomocnica — Jason uśmiecha się szelmowsko, do czego się już przyzwyczaiłam.

— Hej — witają nas, a my odpowiadamy.

— Mam ci wszystko pokazać, co nie? — pyta mnie blondyn, dlatego przytakuję — to chodź — mówi i udaje się do przodu, żegnam się z Jasonem i szybko kieruję się za chłopakiem.

— Ta szkoła jest za duża, Boże —  wzdycham pod nosem, przechodząc przez kolejny korytarz.

— Dlatego dali ci psa — śmieje się blondyn — którego byś ruchała, prawda? — odwraca do mnie głowę, a ja się rumienię.

No to wpadłam.

— Miałam na myśli tego szatyna obok ciebie — próbuje się wyplątać.

— Ewidentnie słyszałem: tego blondyna. — wpadłam razy dwa.

— Nie moja wina, że blondyni podobają mi się bardziej! — krzyczę oburzona.

— Te krzyki zostaw sobie na później — znów się śmieje.

— Iks de, śmieszne kurwa — zakładam ramiona na piersi.

— Nie obrażaj się, nie dotknął bym cię, bez zgody. — Zwalnia, aby się ze mną zrównać. — Nie jestem taki, jak wszyscy myślą — uśmiecha się.

— Już myślałam, że znalazłam kogoś takiego jak Jason — przewracam oczami.

Jego nawyki mi nie pasują i to często.

— Jestem gwiazdą i nie mogę robić takich rzeczy — trąca mnie lekko ramieniem.

— Woah, nigdy o tobie nie słyszałam.

— Bars And Melody, słyszałaś może? — pyta lekko zawiedziony.

Kurde, coś mi świta.

— Chyba kiedyś — mrużę oczy w skupieniu — tak! Widziałam was w Mam Talent — przypominam sobie.

Tylko nie pamiętam, dlaczego akurat to oglądałam.

Nie lubię takich rzeczy.

— I uwierz, że to nie zmieni mojego życia i nastawienia do ciebie —mówię — A teraz prowadź do mojej klasy, chyba mam biologię — uśmiecham się niewinnie.

— Jasne — klepie mnie żartobliwie w ramie i idzie przed siebie.

Myślę, że mogłabym się z nim na luzie zadawać.

'*'

Dochodzimy pod klasę i zaczepia nas Leondre – zdążyłam go poznać wczoraj.

— Stary, mówiłem ci coś wczoraj — atakuje swojego przyjaciela, a ja nie mam pojęcia o co chodzi.

— Moja wina, że jestem jej psem?!

— Chloe jak to zobaczy, to nie będzie zadowolona, a jesteś z nią chyba szczęśliwy — zauważa młodszy.

— Tak, ale kurde, przypominam, to nie moja wina — wzdycha.

— Ja się nią zajmę — oświadcza szatyn, a następnie się do mnie uśmiecha.

— Dzięki. — Przybijają sobie piątkę i Charlie odchodzi.

— Coś ze mną nie tak, czy o co chodzi? Nic nie rozumiem — mówię cicho.

Naprawdę chcą mnie zlewać już na początku?

— Nie — szybko zaprzecza — jego dziewczyna jest chorobliwie zazdrosna, kumasz?

— Tak, okej. Już myślałam. — Nie powiem, bo mi ulżyło.

— Nie bój się — uderza mnie lekko w ramie.

Co oni z tym mają?

— To... pomożesz mi w razie co? — pytam.

— Oczywiście — uśmiecha się, a następnie przepuszcza mnie w wejściu do klasy.

Odwzajemniam jego gest i zajmuję pierwszą lepszą ławkę.

'*'

Idę samotnie korytarzem, po tym jak Leondre wytłumaczył mi jak dojść na stołówkę i gdzieś sam poszedł.

Zauważam dosyć duże zbiegowisko, ale nie lubię rzeczy takiego typu – jeszcze w coś mnie zamieszają.

Nagle, słyszę głos mojego najlepszego przyjaciela – jego krzyk.

Otwieram szerzej oczy i zawracam.

Przepycham się przez ludzi, którzy coś na mnie mówią, ale teraz jest najważniejszy Jason.

W końcu dochodzę do środka i widzę, jak brunet okłada jakigoś chłopaka, który na słabszego nie wygląda.

Gdy mój przyjaciel zadaje mu kolejny cios nie wytrzymuję.

— Jason! — krzyczę, a jego wzrok przenosi się na mnie.

Podchodzę do niego i kładę mu dłoń na ramieniu.

— Co ci odjebało? — pytam zdenerwowana.

On, zanim mi odpowiada, wyciera wierzch dłoni o koszulkę chłopaka, który z resztą już wstał.

Ten chce go uderzyć, ale szybko zatrzymuję jego dłoń – dzięki Jason za zabieranie mnie na kursy samoobrony i inne takie.

— Wynocha — patrzę na niego moim najgroźniejszym spojrzeniem – i nie ma to na celu bycie zabawną.

— A co mi możesz zrobić? — prycha.

Zaciskam mocniej palce na jego nadgarstku i uśmiecham się niewinnie.

— Nie lubię się powtarzać — mówię oschle.

— Dobra, dobra — unosi wolną rękę do góry, dlatego go puszczam i swobodnie odchodzi – oczywiście z uniesioną głową, choć przegrał.

— Idziemy porozmawiać — rzucam zimno w kierunku Jasona, a następnie przepycham się przez tłum i czekam na niego.

Zrezygnowany podąża za mną.

— Chciałbym coś zjeść — marudzi.

— Mamy czas —uświadamiam go — ta przerwa trwa pół godziny.

— Proszę cię — zaczyna.

— Ja też cię o coś prosiłam — zatrzymuję się gwałtownie i odwracam się na pięcie — mieliśmy tu zacząć jakby od nowa.

— Ale ja też mówiłem, że nie pozwolę cię za żadne skarby obrazić — przypomina.

— Co mówił? — pytam, robiąc kilka głębokich wdechów i wydechów.

— Chciał się ze mną założyć, kto szybciej cię przeleci, bo wyglądasz na taką szmatę.

Przymykam na kilka sekund oczy, aby nie wybuchnąć jeszcze większą złością.

— Dobra, wybaczam to. — Wtulam się delikatnie w jego ciało, ponieważ tego teraz potrzebuję.

Jego ramiona również mnie otaczają, a ja czuję w tym momencie, jakby wszystkie problemy odlatywały.

— Idziemy jeść, głodny jestem, plus mamy zajęte miejsca — odsuwa się jako pierwszy i łapie moją rękę, aby zaprowadzić mnie na stołówkę.

— Nie chcę siadać obok twoich znajomych — mówię stanowczo.

— Huh, za późno — śmieje się, a następnie otwiera drzwi.

Idziemy po jedzenie, a następnie prowadzi mnie do swoich znajomych, jednak powstaje mały problem.

— Mamy tylko jedno wolne miejsce — odzywa się jeden z chłopaków. — Chcesz możesz usiąść na moich kolanach — uśmiecha się zadziornie.

— Nie chcę, żeby ci stanął — mówię obojętnie — ale czekaj — dodaję — nawet bym nie poczuła — powtarzam jego uśmiech.

— Tak trzymaj, szmato — Jason przybija mi piątkę.

— Idę usiąść gdzieś indziej, szmato — oznajmiam.

— Ale możemy się przesunąć, szm...

— Nie kończ — odwracam wzrok do chłopaka, który się odezwał — on może, bo jest moim przyjacielem, w twoich ustach brzmiało by to pedofilsko, dziękuję — wyprzedzam jego pytanie i odchodzę od tamtego stolika.

Siadam gdzieś na uboczu i chcę zacząć jeść w spokoju, ale ta cała banda przychodzi do mnie z Jasonem na czele.

— Nie masz co robić, tylko mnie śledzisz? — pytam rozbawiona.

— Rób miejsce, szmato — śmieje się i stawia swoją tackę z jedzeniem obok mojej, a następnie sadza swoją dupę na ławeczce.

— Powiedziałam, że możesz tu usiąść?

— Ty mnie pragniesz.

Przewracam oczami i wzdycham.

Patrzę na wydzielony posiłek i coś nie bardzo mam zamiar go jeść, dlatego podnoszę głowę i patrzę na poszczególne osoby – od mojej lewej siedzi Jason, jakis chłopak, znów chłopak, Charlie, dziewczyna z maka, Leondre, jakaś dziewczyna, Mia i zaraz obok mnie znów chłopak.

— Jest za ciasno — odzywa się osoba po mojej prawej.

— Jason — szturcham przyjaciela, a ten orientuje się o co mi chodzi.

Odsuwa się lekko, aby zrobić mi miejsce na swoich kolanach, na których kilka sekund później siadam.

— Proszę bardzo — wymuszam uśmiech.

— Mogłabyś być milsza — mówi brunet.

— Nah, nie w tym życiu — śmieję się.

— Dlatego nie masz znajomych.- komentuje Charlie, grzebiąc jednicześnie widelcem w czymś, co miało być chyba kurczakiem.

— Zauważ, że ich nie szukam — przewracam oczami.

— A powinnaś, co ciągle masz być sama? — dodaje dziewczyna u jego boku.

Nie, nie, nie, z tobą to na sto procent się nie zaprzyjaźnię.

Nie lubię chorobliwie zazdrosnych blondynek, whoops.

— Wolę być sama, niż mieć wokół same fałszywe osoby, no cóż — wzruszam ramionami.

— Mogłabyś poznać się z Chloe, ona na pewno by ci pomogła znaleźć tych nie fałszywych — proponuje ktoś inny.

— Nie dzięki — uśmiecham się sztucznie.

— Jakbyś była taka sympatyczna jak ona, to więcej osób chciało by się z tobą zadawać — odzywa się następna osoba.

Wstaję gwałtownie i wzdycham.

— Zrozumcie, że nie szukam znajomych — oznajmiam zimno i zabierając swoją torbę opuszczam pomieszczenie.

Jest mi trochę trudno znaleźć klasę językową, ale w końcu się udaje.

W międzyczasie dostaje wiadomość na messengerze - tak, zdążyłam poznać hasło do internetu.

Bae❤:
Musimy poważnie pogadać w domu 😐

Moja❤:
Nie, nie znajdę znajomych 😒

Bae❤:
Chodzi o coś innego, poważniejszego 😐

Moja❤:
Niech zgadnę, kto szybciej przeleci trudny charakter?🙄

Bae❤:
Strzał w dziesiątkę 😑

Moja❤:
Przekaż każdemu kto się założył, że dostanie strzała w ryj, jeśli będzie miał głupie zamiary :))

Blokuję ekran, choć czuję jeszcze, że przychodzą mi wiadomości.

Wzdycham przeciągle i siadam przy ścianie, chowając twarz między kolana, które przyciągnęłam do klatki piersiowej.

Czy naprawdę wystarczy być nie miłą osobą, żeby się o ciebie zakładali?

Nienawidzę tych wszystkich stereotypów, naprawdę.

'*'

Mija dwadzieścia minut lekcji, a Leondre jak nie widziałam, tak nie widzę do teraz.

Nagle, drzwi otwierają się z wielkim hukiem, dlatego przenoszę tam moje znudzone spojrzenie – niemiecki jest dla mnie za łatwy.

-Przepraszam, że przeszkadzam, ale wychowawca kazał zwolnić Sophie Evans, tak samo jak mnie z tej lekcji — usprawiedliwia nas obiekt moich tymczasowych myśli.

— Tak, proszę. — Nauczyciel wskazuje na mnie, dlatego zbieram swoje rzeczy i udaję do drzwi.

Chłopak idzie jako pierwszy.

— Co się dzieje? — pytam lekko zdenerwowana.

— Jason uderzył jednego kolesia, w sumie wywołali bójkę i siedzą u higienistki — oznajmia beztrosko.

— Zabiję go — mruczę pod nosem.

— Fajnie to wyglądało, też bym chciał takiego przyjaciela — mówi po chwili — Dylan powiedział na ciebie jedno złe słowo i dostał w mordę — śmieje się szatyn, ale w tym nie ma nic śmiesznego.

— To nie jest fajne, że bije się w mojej obronie, on naprawdę będzie miał problemy — niepokoję się.

— Wyluzuj, ta szkoła nic z tym nie zrobi, każą im się przeprosić i to wszystko — uspokaja mnie.

— Sam fakt — wzruszam ramionami.

—:Ogólnie, to ja miałem wrócić normalnie na lekcje, ale nienawidzę niemieckiego i rozumiesz — znów się śmieje, a ja zastanawiam się skąd w nim tyle optymizmu.

— Ogarniam, ale dlaczego ktoś coś chce ode mnie? — pytam, bo to trochę niezrozumiałe.

— A, Jason nie dał się dotknąć i czeka taki lekko zakrwawiony.

— Zabiję go, naprawdę — tym razem mówię to głośniej.

W końcu dochodzimy do odpowiedniego miejsca, a Leondre wchodzi tam jak do siebie – czyli bez pukania i jakiejkolwiek kultury.

— Pojebało cię?! — krzyczę na przyjaciela.

— Słownictwo, Evans — upomnina mnie nauczyciel.


— Słownictwo, Evans — powtarzam pod nosem, czym rozbawiam Jasona i resztę towarzystwa – Charliego, który też jest lekko ubrudzony krwią, Leondre i jeszcze tego całego Dylana.

Tu nie ma nic do śmiechu, no halo.

— Jesteś normalny? W pierwszy dzień?! — dalej mam podniesiony głos, głupek z niego i tyle.

Cóż, to drugi raz dzisiaj.

Podchodzę do niego i zaczynam oglądać jego twarz.

— Możesz mu ją przemyć? Nie dał się dotknąć — oznajmia higienistka, a ja przytakuję.

Czemu on się tak zachowuje?

Biorę od niej wodę utlenioną i waciki. Mocno przyciskając preparat do twarzy, zaczynam zmywać mu krew.

— To boli — łapie mój nadgarstek, sycząc z bólu.

— Jak się biłeś to nie bolało — warczę na niego.

Po chwili kończę swoje zadanie, nic poważnego mu się nie stało, tylko lekko krwawi mu nos i łuk brwiowy.

— Przepraszam, słońce — mówi skruszony.

— Wsadź sobie w dupę to przepraszam, mówiłam ci coś — wzdycham rozdrażniona.

— Ja też ci coś mówiłem — przewraca oczami.

Higienistka daje mi duży plaster, który od razu naklejam.

— Co tu się wydarzyło? — pyta wychowawca trzeciej klasy.

— Zaczął mnie bić bez powodu — Dylan próbuje się tłumaczyć, ale jakoś mu nie wierzę.

— Nie kłam, kurde, zacząłeś wyjeżdżać na Sophie, a on się, kulturalnie mówiąc, zdenerwował i cię uderzył — oznajmia równie wkurzony Charlie — ale mu się nie dziwię, jak wyzwałeś ją od suk, nieznając kompletnie — kręci głową.

— Lenehan, twoje słownictwo również nie ocieka kulturą — biolog zakłada nogę na nogę, udając powagę.

Ja widzę twój uśmieszek, palancie.

— Pan sobie daruje te docinki. — Charlie macha ręką.

— Dobra, ale dlaczego ty też masz brudną koszulkę, tego nie rozumiem — wskazuję na ubranie blondyna.

— Miło mi, że tak mi się przypatrujesz — puszcza mi oczko.

Uśmiecham się pod nosem, ponieważ to zauważył i skomentował, a ma dziewczynę, tak pragnę przypomnieć.

— Ktoś musiał tych palantów rozdzielić — wzrusza ramionami.

— A Leondre co tam do tego wszystkiego?

— Ja? — pyta się głupio szatyn. — Ja się tylko dobrze bawię, widząc takie rzeczy i zwalniam się z lekcji — wybucha śmiechem.

— Miałeś zwolnić tylko ją — upomina nasz wychowawca.

— Ale wie pan, ona nowa, nie zna szkoły — tłumaczy się.

— Niemiecki?

— W rzeczy samej. — Leondre nie kryje swojego rozbawienia.

— Od dzisiaj mówię na ciebie palant, palancie — wskazuję na Jasona.

— To ja będę mówił szmato — wzrusza ramionami ze śmiechem.

— Graves słownictwo! — wydziera się jego wychowawca.

Mój przyjaciel zaczyna się cicho śmiać.

— Przypomnij mi, dlaczego się z toba przyjaźnię? — kpię.

— Bo... bo mnie kochasz i jestem przystojny — poprawia specjalnie włosy.

— Gdyby to była prawda, to byśmy się nie przyjaźnili — uśmiecham się chamsko.

— Skończmy tą miłą pogawędkę — przerywa nam biolog — Dylan i Jason, odbędziecie karną godzinę po szkole.

— Tak, a ja będę zapieprzać pół godziny na nogach — oznajmiam oburzona.

— Evans, kolejne upomnienie! — tym razem odzywa się mój wychowawca – chemik za dyche.

— Zabiorę cię _ proponuje Charlie. — Tylko gdzie mieszkasz? — pyta.

— Davis Street 26/9 — wzdycham.

— To wy pomyliliście te domy? — wybucha śmiechem, a ja mrużę oczy.

Skąd on o tym wie do cholery?

— Koniec tego, na lekcje — wychowawcy wydzierają się razem, co jest trochę przerażające.

Natychmiast milkniemy, ale da się usłyszeć dźwięk dzwonka, co skutkuje naszym rozbawieniem.

Nawet oni się uśmiechnęli!

Wychodzimy z pomieszczenia i stajemy we czwórkę pod ścianą – Dylan dosyć szybko uciekł.

— To co, trzymaj się mnie, okej? —pyta Leondre, a ja przytakuję.

— Zrobisz mi coś do jedzenia? — Jace robi minę szczeniaczka.

— Tak, zrobię ci makaron z sosem śmietankowym — wzruszam ramionami.

— To ja też wpadnę, moje ulubione danie! — odzywa się Charlie.

— Ja jako osoba towarzysząca — śmieje się szatyn.

— Okej, okej — uśmiecham się.

Wiedziałam, że oni są sympatyczni i tylko udają gnojków, ja to wiedziałam.

_____________

Mój najdłuższy rozdział w życiu, ludzie.
Długo go pisałam i mam nadzieje, że się spodobał - bo ja go lubię.

Jutro może nie być rozdziału, bo mam trochę nauki i rozumiecie chyba.

Do następnego.
~ Edi

واصل القراءة

ستعجبك أيضاً

Hidden Truth بواسطة Harpia

الخيال (فانتازيا)

297 55 10
Tom II Odkąd Donovan wyjechał, w Diliq życie toczy się bez większych zmian, aż do marca przyszłego roku, gdy pojawia się tajemnicza choroba i w dawn...
84K 2.9K 47
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
13.1K 1.3K 15
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
12K 895 33
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...