Sophie's POV:
Jason przynosi nam ciepłe herbaty, a następnie wpycha się obok mnie pod koc, który sama sobie przyniosłam.
— To opowiesz mi ze szczegółami o co chodzi? — pyta — widzę, że coś cię gryzie.
Biorę kubek do rąk i je sobie ogrzewam – co z tego, że jest ciepło.
Wzdycham i zastanawiam się od czego zacząć.
— Po prostu... gubię się — oznajmiam w końcu, choć to nie ma najmniejszego sensu.
— Jak? — unosi brwi, a następnie upija łyk herbaty.
— Eh, to trudne być nową dziewczyną w szkole, boję się już teraz, a co jak jutro mam lekcje? Wszędzie tez czuję się nieswojo, a że jeszcze Charlie został moim psem — przewracam zirytowana oczami — i on wygląda zupełnie jak ty, z zachowania, co nie.
— Woah, kolejny niegrzeczni chłopcy w twoim otoczeniu — śmieje się brunet.
— Zauważ, że nie znam go — kręcę głową. — Może być zupełnie inny, prawda?
—No fakt, ale jak masz zamiar to sprawdzić, kiedy nie chcesz go poznawać? — uśmiecha się szeroko, na co wywracam oczami.
— Nic takiego nie powiedziałam. — Znów piję herbatę.
— Dobra — przytakuje — to... co masz zamiar zrobić?
— Jeszcze nie wiem, ale nie zostawię tego tak, wiesz, jaka jestem — unoszę kąciki ust i odwracam wzrok do telewizora.
— Taa, znam cię trochę — podsumowuje.
Zaczynam siorbać napój, ponieważ jest zbyt gorący.
— Czekaj! — krzyczę nagle.
— Jezu, co? — pyta zdziwiony.
— Co jeśli on słyszał, że mówiłam, że bym go ruchała? — wybucham śmiechem.
— Jeśli do teraz ci tego nie powiedział, to o tym nie wspomni.
— O, to jeszcze lepiej.
Tak naprawdę, to jestem zestresowana.
— A co u ciebie się działo? — pytam, aby zejść z tematu, w którym się za bardzo zagłębiłam.
— No więc, poznałem trochę tą Mię, wydaje się spoko, wiesz, szukam ci przyjaciół — cicho się śmieje, ale posyłam mu mordercze spojrzenie — nie no, poznałem kilka osób, które na pierwszy rzut oka nie są najgorsze — kończy swoją wypowiedź.
— Słuchaj, twoje towarzystwo zawsze jest złe — podsumowuję.
— A ty jesteś najgorsza ze wszystkich.
— Wypraszam sobie! — piszczę.
— Najgorsza, najlepsza przyjaciółka — droczy się.
— Najpierw się zastanów, a potem coś mów — wywracam oczami.
Biorę do ręki telefon, na którym widzę powiadomienie z messengera.
Klikam na dymek czatu.
Leondre Devries:
Co robiliście na końcówce spotkania? Musiałem wyjść
Leondre Devries chce rozpocząć z tobą konwersację.
Zignoruj/Zaakceptuj.
K
likam zaakceptuj i od razu mu odpisuję.
Sophie Evans:
Em, poznawaliśmy się, znaczy, wszyscy mi się przedstawiali, chyba rozumiesz
Leondre Devries:
A, to okej, dzięki
Sophie Evans:
No luzik
— Czaisz, Leondre napisał do mnie z kulturą, ogłaszam święto narodowe, ktoś z własnej woli do mnie napisał i chce mnie poznać — śmieję się, a Jason wyciąga do mnie rękę.
Pokazuję mu wiadomości, a on w spokoju je czyta.
— No wiesz, ja bym to zapisał w kalendarzu.
— Wiem! Ja też! — Przybijamy sobie piątkę, co jest zabawne.
Zawsze jesteśmy zabawni.
— Od jakiej lekcji jutro zaczynasz? — pyta, zapatrzony w telefon – tym razem swój.
— Wtorek? — przyjaciel przytakuje — biologia — wzdycham niezadowolona.
— O, mój wychowawca kochany — uśmiecha się, choć jego wypowiedź ocieka sarkazmem.
— Nie lubisz go? — marszczę czoło.
— Nigdy nie lubiłem moich wychowawców — wzrusza ramionami.
— Ale tego nie poznałeś jeszcze! — oburzam się.
— Groził mi uwagą, nie mając założonego nawet dziennika — uświadamia mnie.
— O Boże, to serio idiota, ale myślę, że go polubię — wzruszam ramionami.
— Ty lubisz każdego nauczyciela, podkreślmy, nauczyciela.
— To nie ma znaczenia! — uderzam go w rękę — nauczycielki też są spoko.
— Tak, ale wolisz towarzystwo chłopców — porusza brwiami, a ja przykładam dłonie do twarzy.
No debil.
Przecież ja nic nie sugeruję, ale tak, wolę towarzystwo płci przeciwnej.
'*'
Kolejny dzień, kolejna rutyna, kolejne słowa, że dam radę, że nie mogę się poddać.
Tak, to zdecydowanie mi pomaga.
Z uśmiechem na ustach schodzę na dół i witam się z moim przyjacielem, który pije swoją kawę.
Zabieram mu kubek z ręki i upijam łyk.
— Fuj — krzywię się — jest niedobra — komentuję.
— Tak, jak twoja twarz, a nadal tu jesteś — obraża mnie, dlatego mrużę oczy.
— Jak ja cię szczerze nienawidzę — mówię pod nosem, a następnie robię sobie tosty – najlepsze śniadanie.
— Słyszałem, szmato — lekko mnie popycha.
— Miałeś słyszeć, szmato — udaję jego ton głosu, przez co wybucha śmiechem.
— Masz dwadzieścia minut — oznajmia i zabiera mojego tosta, aby go zjeść.
Znów mrużę do niego oczy, ale na szczęście został mi drugi.
Wzdycham i smaruję go kremem czekoladowym, a następnie go jem – polecam, takie są najlepsze.
'*'
Wchodzimy do szatni, gdzie obowiązkowo musimy zmienić obuwie, co jest bezsensowne, i tak tego nie będę robić.
— Zła dziewczynka — komentuje Jason, dlatego odwracam do niego głowę.
— Przepraszam, ale czy ty masz jakiś problem? — unoszę brwi.
— Nie skądże — broni się.
— Właśnie — uśmiecham się zwycięsko.
Wychodzimy na korytarz, a z Jasonem zaczyna się witać wiele osób.
— Skąd oni cię wszyscy znają? — pytam zniesmaczona.
— Um, sam nie wiem — śmieje się — poznałem Dylana, a on poznał mnie z Cameronem, a on tam kimś jest — tłumaczy.
— To wszystko wyjaśnia — przewracam oczami — nie wiem jak ty, ale ja nie mam pojęcia jak dojść do odpowiedniej sali.
— To już jest nas dwóch.
Rozglądamy się na boki i musimy z perspektywy innych osób wyglądać wprost komicznie.
— Patrz, idzie mój pies — śmieję się cicho i wskazuję na Charliego.
— I idzie moja pomocnica — Jason uśmiecha się szelmowsko, do czego się już przyzwyczaiłam.
— Hej — witają nas, a my odpowiadamy.
— Mam ci wszystko pokazać, co nie? — pyta mnie blondyn, dlatego przytakuję — to chodź — mówi i udaje się do przodu, żegnam się z Jasonem i szybko kieruję się za chłopakiem.
— Ta szkoła jest za duża, Boże — wzdycham pod nosem, przechodząc przez kolejny korytarz.
— Dlatego dali ci psa — śmieje się blondyn — którego byś ruchała, prawda? — odwraca do mnie głowę, a ja się rumienię.
No to wpadłam.
— Miałam na myśli tego szatyna obok ciebie — próbuje się wyplątać.
— Ewidentnie słyszałem: tego blondyna. — wpadłam razy dwa.
— Nie moja wina, że blondyni podobają mi się bardziej! — krzyczę oburzona.
— Te krzyki zostaw sobie na później — znów się śmieje.
— Iks de, śmieszne kurwa — zakładam ramiona na piersi.
— Nie obrażaj się, nie dotknął bym cię, bez zgody. — Zwalnia, aby się ze mną zrównać. — Nie jestem taki, jak wszyscy myślą — uśmiecha się.
— Już myślałam, że znalazłam kogoś takiego jak Jason — przewracam oczami.
Jego nawyki mi nie pasują i to często.
— Jestem gwiazdą i nie mogę robić takich rzeczy — trąca mnie lekko ramieniem.
— Woah, nigdy o tobie nie słyszałam.
— Bars And Melody, słyszałaś może? — pyta lekko zawiedziony.
Kurde, coś mi świta.
— Chyba kiedyś — mrużę oczy w skupieniu — tak! Widziałam was w Mam Talent — przypominam sobie.
Tylko nie pamiętam, dlaczego akurat to oglądałam.
Nie lubię takich rzeczy.
— I uwierz, że to nie zmieni mojego życia i nastawienia do ciebie —mówię — A teraz prowadź do mojej klasy, chyba mam biologię — uśmiecham się niewinnie.
— Jasne — klepie mnie żartobliwie w ramie i idzie przed siebie.
Myślę, że mogłabym się z nim na luzie zadawać.
'*'
Dochodzimy pod klasę i zaczepia nas Leondre – zdążyłam go poznać wczoraj.
— Stary, mówiłem ci coś wczoraj — atakuje swojego przyjaciela, a ja nie mam pojęcia o co chodzi.
— Moja wina, że jestem jej psem?!
— Chloe jak to zobaczy, to nie będzie zadowolona, a jesteś z nią chyba szczęśliwy — zauważa młodszy.
— Tak, ale kurde, przypominam, to nie moja wina — wzdycha.
— Ja się nią zajmę — oświadcza szatyn, a następnie się do mnie uśmiecha.
— Dzięki. — Przybijają sobie piątkę i Charlie odchodzi.
— Coś ze mną nie tak, czy o co chodzi? Nic nie rozumiem — mówię cicho.
Naprawdę chcą mnie zlewać już na początku?
— Nie — szybko zaprzecza — jego dziewczyna jest chorobliwie zazdrosna, kumasz?
— Tak, okej. Już myślałam. — Nie powiem, bo mi ulżyło.
— Nie bój się — uderza mnie lekko w ramie.
Co oni z tym mają?
— To... pomożesz mi w razie co? — pytam.
— Oczywiście — uśmiecha się, a następnie przepuszcza mnie w wejściu do klasy.
Odwzajemniam jego gest i zajmuję pierwszą lepszą ławkę.
'*'
Idę samotnie korytarzem, po tym jak Leondre wytłumaczył mi jak dojść na stołówkę i gdzieś sam poszedł.
Zauważam dosyć duże zbiegowisko, ale nie lubię rzeczy takiego typu – jeszcze w coś mnie zamieszają.
Nagle, słyszę głos mojego najlepszego przyjaciela – jego krzyk.
Otwieram szerzej oczy i zawracam.
Przepycham się przez ludzi, którzy coś na mnie mówią, ale teraz jest najważniejszy Jason.
W końcu dochodzę do środka i widzę, jak brunet okłada jakigoś chłopaka, który na słabszego nie wygląda.
Gdy mój przyjaciel zadaje mu kolejny cios nie wytrzymuję.
— Jason! — krzyczę, a jego wzrok przenosi się na mnie.
Podchodzę do niego i kładę mu dłoń na ramieniu.
— Co ci odjebało? — pytam zdenerwowana.
On, zanim mi odpowiada, wyciera wierzch dłoni o koszulkę chłopaka, który z resztą już wstał.
Ten chce go uderzyć, ale szybko zatrzymuję jego dłoń – dzięki Jason za zabieranie mnie na kursy samoobrony i inne takie.
— Wynocha — patrzę na niego moim najgroźniejszym spojrzeniem – i nie ma to na celu bycie zabawną.
— A co mi możesz zrobić? — prycha.
Zaciskam mocniej palce na jego nadgarstku i uśmiecham się niewinnie.
— Nie lubię się powtarzać — mówię oschle.
— Dobra, dobra — unosi wolną rękę do góry, dlatego go puszczam i swobodnie odchodzi – oczywiście z uniesioną głową, choć przegrał.
— Idziemy porozmawiać — rzucam zimno w kierunku Jasona, a następnie przepycham się przez tłum i czekam na niego.
Zrezygnowany podąża za mną.
— Chciałbym coś zjeść — marudzi.
— Mamy czas —uświadamiam go — ta przerwa trwa pół godziny.
— Proszę cię — zaczyna.
— Ja też cię o coś prosiłam — zatrzymuję się gwałtownie i odwracam się na pięcie — mieliśmy tu zacząć jakby od nowa.
— Ale ja też mówiłem, że nie pozwolę cię za żadne skarby obrazić — przypomina.
— Co mówił? — pytam, robiąc kilka głębokich wdechów i wydechów.
— Chciał się ze mną założyć, kto szybciej cię przeleci, bo wyglądasz na taką szmatę.
Przymykam na kilka sekund oczy, aby nie wybuchnąć jeszcze większą złością.
— Dobra, wybaczam to. — Wtulam się delikatnie w jego ciało, ponieważ tego teraz potrzebuję.
Jego ramiona również mnie otaczają, a ja czuję w tym momencie, jakby wszystkie problemy odlatywały.
— Idziemy jeść, głodny jestem, plus mamy zajęte miejsca — odsuwa się jako pierwszy i łapie moją rękę, aby zaprowadzić mnie na stołówkę.
— Nie chcę siadać obok twoich znajomych — mówię stanowczo.
— Huh, za późno — śmieje się, a następnie otwiera drzwi.
Idziemy po jedzenie, a następnie prowadzi mnie do swoich znajomych, jednak powstaje mały problem.
— Mamy tylko jedno wolne miejsce — odzywa się jeden z chłopaków. — Chcesz możesz usiąść na moich kolanach — uśmiecha się zadziornie.
— Nie chcę, żeby ci stanął — mówię obojętnie — ale czekaj — dodaję — nawet bym nie poczuła — powtarzam jego uśmiech.
— Tak trzymaj, szmato — Jason przybija mi piątkę.
— Idę usiąść gdzieś indziej, szmato — oznajmiam.
— Ale możemy się przesunąć, szm...
— Nie kończ — odwracam wzrok do chłopaka, który się odezwał — on może, bo jest moim przyjacielem, w twoich ustach brzmiało by to pedofilsko, dziękuję — wyprzedzam jego pytanie i odchodzę od tamtego stolika.
Siadam gdzieś na uboczu i chcę zacząć jeść w spokoju, ale ta cała banda przychodzi do mnie z Jasonem na czele.
— Nie masz co robić, tylko mnie śledzisz? — pytam rozbawiona.
— Rób miejsce, szmato — śmieje się i stawia swoją tackę z jedzeniem obok mojej, a następnie sadza swoją dupę na ławeczce.
— Powiedziałam, że możesz tu usiąść?
— Ty mnie pragniesz.
Przewracam oczami i wzdycham.
Patrzę na wydzielony posiłek i coś nie bardzo mam zamiar go jeść, dlatego podnoszę głowę i patrzę na poszczególne osoby – od mojej lewej siedzi Jason, jakis chłopak, znów chłopak, Charlie, dziewczyna z maka, Leondre, jakaś dziewczyna, Mia i zaraz obok mnie znów chłopak.
— Jest za ciasno — odzywa się osoba po mojej prawej.
— Jason — szturcham przyjaciela, a ten orientuje się o co mi chodzi.
Odsuwa się lekko, aby zrobić mi miejsce na swoich kolanach, na których kilka sekund później siadam.
— Proszę bardzo — wymuszam uśmiech.
— Mogłabyś być milsza — mówi brunet.
— Nah, nie w tym życiu — śmieję się.
— Dlatego nie masz znajomych.- komentuje Charlie, grzebiąc jednicześnie widelcem w czymś, co miało być chyba kurczakiem.
— Zauważ, że ich nie szukam — przewracam oczami.
— A powinnaś, co ciągle masz być sama? — dodaje dziewczyna u jego boku.
Nie, nie, nie, z tobą to na sto procent się nie zaprzyjaźnię.
Nie lubię chorobliwie zazdrosnych blondynek, whoops.
— Wolę być sama, niż mieć wokół same fałszywe osoby, no cóż — wzruszam ramionami.
— Mogłabyś poznać się z Chloe, ona na pewno by ci pomogła znaleźć tych nie fałszywych — proponuje ktoś inny.
— Nie dzięki — uśmiecham się sztucznie.
— Jakbyś była taka sympatyczna jak ona, to więcej osób chciało by się z tobą zadawać — odzywa się następna osoba.
Wstaję gwałtownie i wzdycham.
— Zrozumcie, że nie szukam znajomych — oznajmiam zimno i zabierając swoją torbę opuszczam pomieszczenie.
Jest mi trochę trudno znaleźć klasę językową, ale w końcu się udaje.
W międzyczasie dostaje wiadomość na messengerze - tak, zdążyłam poznać hasło do internetu.
Bae❤:
Musimy poważnie pogadać w domu 😐
Moja❤:
Nie, nie znajdę znajomych 😒
Bae❤:
Chodzi o coś innego, poważniejszego 😐
Moja❤:
Niech zgadnę, kto szybciej przeleci trudny charakter?🙄
Bae❤:
Strzał w dziesiątkę 😑
Moja❤:
Przekaż każdemu kto się założył, że dostanie strzała w ryj, jeśli będzie miał głupie zamiary :))
Blokuję ekran, choć czuję jeszcze, że przychodzą mi wiadomości.
Wzdycham przeciągle i siadam przy ścianie, chowając twarz między kolana, które przyciągnęłam do klatki piersiowej.
Czy naprawdę wystarczy być nie miłą osobą, żeby się o ciebie zakładali?
Nienawidzę tych wszystkich stereotypów, naprawdę.
'*'
Mija dwadzieścia minut lekcji, a Leondre jak nie widziałam, tak nie widzę do teraz.
Nagle, drzwi otwierają się z wielkim hukiem, dlatego przenoszę tam moje znudzone spojrzenie – niemiecki jest dla mnie za łatwy.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale wychowawca kazał zwolnić Sophie Evans, tak samo jak mnie z tej lekcji — usprawiedliwia nas obiekt moich tymczasowych myśli.
— Tak, proszę. — Nauczyciel wskazuje na mnie, dlatego zbieram swoje rzeczy i udaję do drzwi.
Chłopak idzie jako pierwszy.
— Co się dzieje? — pytam lekko zdenerwowana.
— Jason uderzył jednego kolesia, w sumie wywołali bójkę i siedzą u higienistki — oznajmia beztrosko.
— Zabiję go — mruczę pod nosem.
— Fajnie to wyglądało, też bym chciał takiego przyjaciela — mówi po chwili — Dylan powiedział na ciebie jedno złe słowo i dostał w mordę — śmieje się szatyn, ale w tym nie ma nic śmiesznego.
— To nie jest fajne, że bije się w mojej obronie, on naprawdę będzie miał problemy — niepokoję się.
— Wyluzuj, ta szkoła nic z tym nie zrobi, każą im się przeprosić i to wszystko — uspokaja mnie.
— Sam fakt — wzruszam ramionami.
—:Ogólnie, to ja miałem wrócić normalnie na lekcje, ale nienawidzę niemieckiego i rozumiesz — znów się śmieje, a ja zastanawiam się skąd w nim tyle optymizmu.
— Ogarniam, ale dlaczego ktoś coś chce ode mnie? — pytam, bo to trochę niezrozumiałe.
— A, Jason nie dał się dotknąć i czeka taki lekko zakrwawiony.
— Zabiję go, naprawdę — tym razem mówię to głośniej.
W końcu dochodzimy do odpowiedniego miejsca, a Leondre wchodzi tam jak do siebie – czyli bez pukania i jakiejkolwiek kultury.
— Pojebało cię?! — krzyczę na przyjaciela.
— Słownictwo, Evans — upomnina mnie nauczyciel.
— Słownictwo, Evans — powtarzam pod nosem, czym rozbawiam Jasona i resztę towarzystwa – Charliego, który też jest lekko ubrudzony krwią, Leondre i jeszcze tego całego Dylana.
Tu nie ma nic do śmiechu, no halo.
— Jesteś normalny? W pierwszy dzień?! — dalej mam podniesiony głos, głupek z niego i tyle.
Cóż, to drugi raz dzisiaj.
Podchodzę do niego i zaczynam oglądać jego twarz.
— Możesz mu ją przemyć? Nie dał się dotknąć — oznajmia higienistka, a ja przytakuję.
Czemu on się tak zachowuje?
Biorę od niej wodę utlenioną i waciki. Mocno przyciskając preparat do twarzy, zaczynam zmywać mu krew.
— To boli — łapie mój nadgarstek, sycząc z bólu.
— Jak się biłeś to nie bolało — warczę na niego.
Po chwili kończę swoje zadanie, nic poważnego mu się nie stało, tylko lekko krwawi mu nos i łuk brwiowy.
— Przepraszam, słońce — mówi skruszony.
— Wsadź sobie w dupę to przepraszam, mówiłam ci coś — wzdycham rozdrażniona.
— Ja też ci coś mówiłem — przewraca oczami.
Higienistka daje mi duży plaster, który od razu naklejam.
— Co tu się wydarzyło? — pyta wychowawca trzeciej klasy.
— Zaczął mnie bić bez powodu — Dylan próbuje się tłumaczyć, ale jakoś mu nie wierzę.
— Nie kłam, kurde, zacząłeś wyjeżdżać na Sophie, a on się, kulturalnie mówiąc, zdenerwował i cię uderzył — oznajmia równie wkurzony Charlie — ale mu się nie dziwię, jak wyzwałeś ją od suk, nieznając kompletnie — kręci głową.
— Lenehan, twoje słownictwo również nie ocieka kulturą — biolog zakłada nogę na nogę, udając powagę.
Ja widzę twój uśmieszek, palancie.
— Pan sobie daruje te docinki. — Charlie macha ręką.
— Dobra, ale dlaczego ty też masz brudną koszulkę, tego nie rozumiem — wskazuję na ubranie blondyna.
— Miło mi, że tak mi się przypatrujesz — puszcza mi oczko.
Uśmiecham się pod nosem, ponieważ to zauważył i skomentował, a ma dziewczynę, tak pragnę przypomnieć.
— Ktoś musiał tych palantów rozdzielić — wzrusza ramionami.
— A Leondre co tam do tego wszystkiego?
— Ja? — pyta się głupio szatyn. — Ja się tylko dobrze bawię, widząc takie rzeczy i zwalniam się z lekcji — wybucha śmiechem.
— Miałeś zwolnić tylko ją — upomina nasz wychowawca.
— Ale wie pan, ona nowa, nie zna szkoły — tłumaczy się.
— Niemiecki?
— W rzeczy samej. — Leondre nie kryje swojego rozbawienia.
— Od dzisiaj mówię na ciebie palant, palancie — wskazuję na Jasona.
— To ja będę mówił szmato — wzrusza ramionami ze śmiechem.
— Graves słownictwo! — wydziera się jego wychowawca.
Mój przyjaciel zaczyna się cicho śmiać.
— Przypomnij mi, dlaczego się z toba przyjaźnię? — kpię.
— Bo... bo mnie kochasz i jestem przystojny — poprawia specjalnie włosy.
— Gdyby to była prawda, to byśmy się nie przyjaźnili — uśmiecham się chamsko.
— Skończmy tą miłą pogawędkę — przerywa nam biolog — Dylan i Jason, odbędziecie karną godzinę po szkole.
— Tak, a ja będę zapieprzać pół godziny na nogach — oznajmiam oburzona.
— Evans, kolejne upomnienie! — tym razem odzywa się mój wychowawca – chemik za dyche.
— Zabiorę cię _ proponuje Charlie. — Tylko gdzie mieszkasz? — pyta.
— Davis Street 26/9 — wzdycham.
— To wy pomyliliście te domy? — wybucha śmiechem, a ja mrużę oczy.
Skąd on o tym wie do cholery?
— Koniec tego, na lekcje — wychowawcy wydzierają się razem, co jest trochę przerażające.
Natychmiast milkniemy, ale da się usłyszeć dźwięk dzwonka, co skutkuje naszym rozbawieniem.
Nawet oni się uśmiechnęli!
Wychodzimy z pomieszczenia i stajemy we czwórkę pod ścianą – Dylan dosyć szybko uciekł.
— To co, trzymaj się mnie, okej? —pyta Leondre, a ja przytakuję.
— Zrobisz mi coś do jedzenia? — Jace robi minę szczeniaczka.
— Tak, zrobię ci makaron z sosem śmietankowym — wzruszam ramionami.
— To ja też wpadnę, moje ulubione danie! — odzywa się Charlie.
— Ja jako osoba towarzysząca — śmieje się szatyn.
— Okej, okej — uśmiecham się.
Wiedziałam, że oni są sympatyczni i tylko udają gnojków, ja to wiedziałam.
_____________
Mój najdłuższy rozdział w życiu, ludzie.
Długo go pisałam i mam nadzieje, że się spodobał - bo ja go lubię.
Jutro może nie być rozdziału, bo mam trochę nauki i rozumiecie chyba.
Do następnego.
~ Edi