Your move

By panna_Nikt

149K 11.2K 4.3K

- Jak wspominasz swoją pierwszą miłość? Pytanie dźwięczało w mojej głowie, odtwarzając się ciągle od now... More

Prolog.
Chapter 1.
Chapter 2.
Chapter 3.
Chapter 4.
Chapter 5.
Chapter 6.
Chapter 7.
Chapter 8.
Chapter 9.
Charter 10.
Chapter 11.
Chapter 12.
Chapter 13.
Chapter 14.
Charter 15.
Chapter 16.
Chapter 17.
Chapter 18.
Chapter 19.
Chapter 20.
Chapter 21.
Chapter 22.
Misiaki...
Chapter 23.
Chapter 24.
Chapter 25
Chapter 26.
Chapter 27.
Chapter 28.
Chapter 29.
Chapter 30.
Chapter 31.
Chapter 32.
Chapter 33.
Chapter 34.
Chapter 35.
Chapter 36.
Chapter 37.
Chapter 38.

Epilog.

5.6K 323 140
By panna_Nikt

"Mu­sisz od­na­leźć nadzieję i nieważne, że nazwą ciebie głupcem. "

17 luty 2017


Nie chciałam tutaj być, chociaż musiałam przyznać, że było mi wszystko jedno. Ignorowałam chłód, który przenikał moje ciało. Nie zwracałam również uwagi na śnieg, który pruszył i osiadał nie tylko na moich włosach, ale i twarzy. Nie było żadnego innego miejsca, w którym mogłabym czuć się lepiej jak tu. Niemalże wszyscy się rozeszli włącznie z mężczyznami zatrudnionymi na cmentarzu, którzy szybko uwinęli się z zasypaniem dołu, w którym spoczęła trumna z ciałem mojego taty.

Byłam ja. Tkwiłam w miejscu. Wpatrywałam się w kwiaty, które przyodabiały kopiec ziemi i wiedziałam, że nic nie było i nie mogło być już takie samo.

Moja dusza przemarzła, a serce zatrzymało się na dobre.
Bolało, jak diabli. Nigdy nie sądziłam, że cokolwiek może ranić tak mocno. I nigdy nie przypuszczałam, że przetrwam coś takiego. Zniesienie straty o takiej skali zdawało się być nierealne.

Rozglądałam się dookoła i szukałam taty. Łudziłam się, wciąż miałam nadzieję, chociaż byłam świadoma jego odejścia. Podobno pogrzeb był potrzebny, że dzięki niemu można było rozpocząć proces żałoby i godzenia się ze stratą. Nie potrafiłam patrzeć na to w ten sposób. I nie potrafiłam również wyobrazić sobie kolejnego dnia. Przerażała mnie myśl o jakiejkolwiek przyszłości, nawet jeśli podjęłam już decyzję. Mogłam się wycofać. Mogłam zrobić wiele, ale nie chciałam łamać danego słowa.

— Maleńka, już czas — Chrysander pojawił się tuż za mną i oparł dłonie na moich ramionach.

Przytulił mnie do swojego torsu, najpewniej chcąc mi dodać otuchy, ale pomimo największych starań, mi nie dało się pomóc. Ból był wszechobecny i ogromny, a co ważniejsze, nie mogłam się go pozbyć. Zostało mi zmierzyć się z nim, przyjąć go, zaakceptować i jakoś żyć. Dokładnie taka była by wola taty. Byłam tego świadoma.

Podciągnęłam po raz kolejny, w dość nieelegancki sposób nosem i pokręciłam głową. Nie byłam pewna, co chciałam tym zakomunikować. Nadal nie potrafiłam stąd odejść i nadal nie chciałam tutaj być. Paradoks.

— Daj mi chwilę.

— Stoisz tu godzinę, przemarzłaś, będziesz mieć zapalenie płuc, a Wiktor...

— Nie wspominaj o moim ojcu — ostrzegłam, przerywając mu i wyrwałam się z jego uścisku.

— Mira.

— Nie. Powinien żyć! Do cholery jasnej, on miał żyć! Miał wyzdrowieć, miał całe życie przed sobą! I miał prowadzić mnie do ołtarza, rozumiesz? Miał tu być! Ze mną! Przy mnie... — zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć.

Głos mi się załamał, a ja nie mogłam zrobić nic innego, jak wtulić się w brata i po prostu szlochać. Znowu. Ponownie. Nadal.

— Pora wracać do domu — oznajmił pewnie, właściwie nie pytał mnie nawet o zdanie.

Wsunął dłoń pod moje kolana i podniósł mnie bez wysiłku. Nie protestowałam. Przytuliłam policzek do połów jego płaszcza i objęłam dłońmi kark.

— Właściwie to wyjeżdżam za kilka godzin — przyznałam, wiedząc, że Sander nie znał moich planów.

Jedynie Emilia, połowicznie, ponieważ pomagała mi. Nawet jeśli była przeciwna i odwodziła mnie od jego realizacji.
Blondyn doniósł mnie do samochodu i wsadził na miejsce pasażera. Obszedł auto i wsiadł na swoje miejsce.

— Gdzie i na ile?

— Odpocząć. Muszę odpocząć. Zniknę dosłownie na kilka tygodni i... wrócę. Potrzebuję kilku tygodni. Z dala od wszystkiego — odpowiedziałam wymijajająco i wysiliłam się na krótki, lekki uśmiech.

— Rozumiem — skinął mi lekkim ruchem głowy i odpalił silnik.

Nastała cisza. On prowadził, jadąc do domu, a ja nie wiedziałam, co jeszcze miałabym powiedzieć.
Zresztą. Taka cisza była dobra. Nikt nie mówił bez potrzeby, a ja miałam pewność, że San nie jest na mnie zły. Najpewniej miał mnóstwo pomysłów na to, by mi pomóc, ale potrafił uszanować moją własną decyzję. Również tę, że pozwoliłam mu zająć się wszelkimi formalnościami związanymi z pogrzebem taty. Ja nie potrafiłam zdobyć się na przekroczenie progu domu pogrzebowego, a on przyjął to jak na prawdziwego mężczyznę przystało. Zajął się wszystkim. Bez wahania i ociągania i bez zbędnych pytań. Oszczędził mi wybierania trumny, kwiatów, czy stroju taty.

Starał się na równi z Emilią. Oboje robili wszystko, co w ich mocy. I obojga ich kochałam, a mimo to pragnęłam samotności. Po kilkunastu minutach Chrysander zaparkował pod domem i spojrzał na mnie, a z troska emanowała nie tylko z jego oczu. Uśmiechnął się smutno.

— Jeśli chcesz pozbędę się tych ludzi — zaproponował, przenosząc wzrok na samochody, które były dookoła nas, sugerując, że stypa już trwała.

— Nie. Każdy ma prawo pożegnać go w właściwy sposób, na swój własny. Rozumiem to, pójdę do pokoju, przeprosisz ich za moją nieobecność? — potrząsnęłam głową i wysiadłam, by móc napotkać Emilię, która wyszła z domu.

— Muszę cię ostrzec — zaczęła, spoglądając na mnie niepewnie — Adrien tu jest.

Wyprostowałam się gwałtownie niczym struna i zmarszczyłam brwi. Sądziłam, że tylko wyobraziłam go sobie w kościele.

— Mogę go wyrzucić...

— Nie. Dam radę, gdzie jest? — przerwałam jej, posyłając kolejny, nieznaczny uśmiech.

Miał tupet, by tu przychodzić, ale i tak musiałam z nim to załatwić raz na zawsze. Czegokolwiek chciał.

— W twoim pokoju — oparła dłoń na moim ramieniu i lekko je uścisnęła. — Krzycz jakby coś. Zajmę się Sanderem.

— Dziękuję — powiedziałam i minęłam ją, kierując się do własnego pokoju.

Zsunęłam szpilki z nóg i płaszcz z ramion. Weszłam do środka i rzuciłam niedbale płaszcz na łóżko. I tak za chwilę miałam wyjechać, nie miałam zbyt wiele czasu.

— Mów czego chcesz i się wynoś —rzuciłam wściekle, nie fatygując się nawet, by spojrzeć w jego kierunku.

Nie miałam ochoty ponownie katować się, chociaż musiałam przyznać, że to, co zrobił mi on było niczym w porównaniu z tym, jak boleśnie skrzywdził mnie tata. Adrien ledwo drasnął moje serce, bo jak się okazuje, utrata taty boli mocniej, bardziej, intensywniej.

— Samiro... gdybym wiedział... — zaczął, ale umilkł, gdy spotkał się z moim wściekłym spojrzeniem.

Gotowało się we mnie. Miałam ochotę rzucić się na niego i przeorać jego twarz paznokciami. I wiedziałam, że ulga byłaby chwilowa, a poczucie wstydu trwało, dłużej. Nie chciałam dać się sprowokować.

— Nie chce mi się nawet tego słuchać, ale skoro tu jesteś... — pokręciłam z rezygnacją głową i wyjęłam z torebki kopertę, którą miałam przekazać Em, by ją wysłała i oddałam ją Adrienowi, który nie prezentował się najlepiej.

Wyglądał jak udręczony i zmęczony obraz jego samego. Nie zamierzałam go żałować.

— Co to?

— Potwierdzenie przelewu i pierścionek. Chciałam ci to wysłać,  ale może to i lepiej, że tu jesteś. Powiem ci coś i mam nadzieję, że zapamiętasz... — odpowiedziałam i uśmiechnęłam się cynicznie, spoglądając na niego.

Odrzuciłam włosy w tył i pokręciłam głową. To było absurdalne.

— Daj mi wyjaśnić — poprosił, rozkładając bezradnie ręce.

Dziwny widok. Nigdy taki nie był. Niepewny i zagubiony.
Zacisnęłam usta w wąską linię i pokręciłam głową. Nie chciałam wyjaśnień.

— Nie nienawidzę cię  — powiedziałam spokojnie i założyłam dłonie na wysokości klatki piersiowej.

Ciemnowłosy zrobił krok w moją stronę, więc ja się cofnęłam.

— Samiro...

— Ale dla mnie nie istniejesz. Jesteś jak ta zdechła mysz. Wzbudzasz we mnie obrzydzenie, ale jest mi wszystko jedno. Dlatego zapamiętaj, trzymaj się ode mnie z daleka  — ostrzegłam, unosząc palec wskazujący i wymierzyłam nim w niego.

— Samiro, cholera, naprawdę cię kocham i gdybym...

— Skończ pieprzyć, święty Mikołaj jest równie prawdziwy, co ta twoja miłość — zakpiłam i wybuchnęłam gorzkim śmiechem.

Ból rozsadzał mnie całą, ale fakt, że mogłam się na nim wyżyć, jakoś złudnie pomagał. Albo tak mi się wydawało.

—  Rozumiem, zasłużyłem sobie, ale...

— Ja już skończyłam z tobą. A teraz, jeśli pozwolisz, pójdę już, ponieważ ktoś na mnie czeka — ponownie mu przerwałam i złapałam płaszcz, by go ubrać.

Sięgnęłam po walizkę i skierowałam się w stronę drzwi.

— Co ty robisz? — spytał zszokowany, wpatrując się we mnie bez zrozumienia.

Nie spodziewał się tego po mnie. Nie interesowało mnie to.

— Nie ma tu dla mnie miejsca, pamiętasz? Nie należę do tego świata, więc wyjeżdżam — poinformowałam kpiąco, nawiązując do ostatniej rozmowy i odwróciłam się, by wyjść.

— Sam! — złapał mój nadgarstek i zatrzymał mnie w miejscu.

I już miałam się z nim kłócić, gdy do pokoju weszła Emilia.

— On już czeka.

— Super. Idę — wyrwałam rękę z chwytu bruneta.

— Kto?

— Nie ty. Żegnam — prychnęłam i ruszyłam na zewnątrz.

Spojrzałam na Emilię i uśmiechnęłam się lekko.

— Przeproś Sana i przekaż, że zadzwonię. Kocham cię, pamiętaj — uścisnęłam przyjaciółkę.

Ubrałam buty, wzięłam walizkę i ruszyłam do samochodu.
Miałam plan. Miałam go nim umarł tata. I chciałam go zrealizować. Był rozsądny i odpowiedni dla mnie.
Miałam plan i nie miałam nic do stracenia.

I dziękuję. Tym sposobem kończymy. By podziękować każdej z Was osobna musiała bym napisać esej. Dziękuję za każde miłe słowo, za wsparcie. Za każdą gwiazdę i komentarz. Bardzo dziękuję ❤.

I widzimy się w kolejnej części. Już za chwilę u mnie na profilu, o tytule:  "My choice".

Continue Reading

You'll Also Like

23.6K 5K 200
Co może mieć wspólnego młoda modelka o pełnych kształtach i wykładowca z akademii sztuk pięknych ? Ona znana w wielu kręgach i rozchwytywana do rekl...
36.5K 3.1K 51
Mit o Hadesie i Persefonie osadzony we współczesnym świecie. Bez magii. Bez fantastyki. Wyłącznymi potworami są ludzie. Osiemnastoletnia Kora przybyw...
4.3K 266 18
/do korekty 2 część przygód Emily Hudson - dziewczyny władającej magią wody. Któregoś dnia znika jest 6-letnia siostra a wina spada na córkę kobiety...
554K 27.1K 34
To historia życia Rosalie. Dziewczyna, która przysięga, że nie skończy jak matka, jest właśnie na dobrej drodze to osiągnięcia tego co ona. Spotkanie...