Chapter 33.

2.7K 233 72
                                    

„Taki stał się mój świat,
Jak wrócić, kiedy każda z dróg prowadzi do twych rąk i ust?"

5 grudnia 2016


Znaną prawdą było to, że alkohol przełamywał bariery. Dużo łatwiej było zrobić wiele rzeczy pod jego wpływem, a przynajmniej ja byłam typem osoby, która dostawała plus dwieście do odwagi, za sprawą procentów. I właśnie przekonywałam się na własnej skórze, że w nadmiarze zniszczył ostatnią barierę, która trzymała mnie w całości i nie pozwalała mi się rozpaść. Trwałam w swoistej iluzji, zawieszeniu i wyobrażeniu tego, że wszystko może być idealne, że wystarczy chcieć i mogło się coś mieć. Niestety tak nie było. I odkrycie tej informacji zajęło mi naprawdę bardzo dużo czasu.

I nie miałam pojęcia, czy powinnam płakać, użalać się nad sobą, czy być szczęśliwą, bo w końcu otworzyłam oczy. Żadna z tych opcji mnie nie cieszyła. Pomimo wszystko, bolało, jak diabli. Prawda wypalała piętno na mojej duszy, na moim sercu i miałam wrażenie, że każdy mój organ, każda moja komórka wykręca się z żalu na drugą stronę.

Oparłam łokcie na blacie baru i schowałam twarz w dłoniach, pocierając ją energicznie kilka razy.
Kilka godzin temu miałam wrócić do mieszkania, ale zamiast to uczynić, wyłączyłam telefon i zaszyłam się w jednym z lokali, który aktualnie tętnił życiem. Ludzie dookoła śmiali się, pili alkohol, dobrze bawili się we własnym towarzystwie, a ja...
A ja nie miałam pojęcia, co u diabła się działo? Dlaczego wszystko tak bardzo bolało? Dlaczego przerażał mnie fakt, że nastał kolejny poniedziałek, a ja nadal nie wiedziałam, co dalej?
Jak żyć?
Jak przetrwać?
I w którym momencie mój idealny plan legł w gruzach?
Adrien miał mnie kochać, miał chcieć mnie odzyskać, a tymczasem mój telefon milczał. Zapomniał, chociaż faktem było, że najwyraźniej nigdy nie pamiętał. Myśl ta paraliżowała, więziła oddech w moim gardle i sprawiała, że chciało mi się płakać. Nie, poprawka, wyć z rozpaczy. Nie było ze mną dobrze. Naprawdę czułam się paskudnie i sądziłam, że właśnie osiągnęłam moment, w którym rozumiałam starą, zapomnianą i odrzuconą zabawkę, która leżała gdzieś w kącie i musiała patrzeć, jak jej ukochany dzieciak zajmuje się czymś nowym, lepszym, ładniejszym.

Sapnęłam głośno i zamrugałam powiekami, chcąc pozbyć się spod nich pieczenia.
Nie było dobrze.
Jeśli miałam być szczerą, było naprawdę tragicznie.
Przeniosłam wzrok na blat baru przy którym siedziałam i spojrzałam na szklaneczkę, która była praktycznie pusta. Ostatni łyk whisky znajdował się w niej, a ja musiałam przyznać, że żałosne było picie, w środku nocy, w jakimś lokalu z nadzieją, że wszystkie negatywne myśli i emocje ulotnią się wraz z nadmiarem alkoholu.

I chociaż łudziłam się, że ten sposób jest właściwy, musiałam przyznać, że zawodził. W mojej głowie obraz Adriena zagnieździł się na tyle mocno, że każda kolejna porcja tylko wyostrzała jego wyobrażenie. Widziałam wyraźniej jego uśmiech, jego spojrzenie i karcący wyraz twarzy, gdyby mnie teraz zobaczył. Wyobrażałam sobie wszystko.

Czułam jego pocałunki, jak jego dotyk działał na moją skórę, elektryzując mnie. Przyciągając i sprawiając, że pomimo sporego dawkowania, nadal łaknęłam więcej, więcej.

Miałam świadomość, że byłam żałosna. I mimo to nie przestawałam. Objęłam smukłymi palcami szklaneczkę i opróżniłam ją do końca. Odstawiłam ją z powrotem i zerknęłam za ladę, by móc wzrokiem odszukać barmana. Nie interesowało mnie to, że wyglądałam jak ofiara losu.

Byłam nią. Byłam ofiarą niespełnionych oczekiwań, wygórowanych marzeń i nieszczęśliwej miłości. Złamałam sobie serce. Zamiast walczyć, zamiast dotrzeć do mety, uznałam, że można zakończyć wyścig w połowie, że i w tym momencie można osiągnąć sukces.

Your moveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz