Chapter 12.

3.3K 255 71
                                    

„Mam swój plan. I wiem, nic nie zabierze nam ostatnich szans. I tylko bądź obok mnie, obok mnie. Tym razem wiem, nie zawiodę się na Tobie."

15 czerwca 2016

  Zapewne każdemu z was zdarzają się takie dni, gdy wasz budzik uparcie dzwoni, pomimo tego, że aktualnie macie dzień wolny i możliwość spania nawet do południa, jeśli tylko to było waszym celem. Przekręciłam się, z trudem, ponieważ dłoń Adriena spoczywała na moim boku. Dosięgłam telefon, wyłączyłam tę piekielną aplikację i wywróciłam oczami, ponieważ dochodziła dopiero szósta rano.

— Samiś...wyłącz to — wymamrotał mężczyzna, zmieniając swoją pozycję.

Nakrył głowę poduszką i starał się powrócić do snu. Też tego chciałam, ale fakt, że już musiałam się podnieść i wykonać kilka ruchów sprawił, że nie byłam w stanie zasnąć. Cholerny budzik. Jęknęłam cicho i przekrzywiłam głowę w bok, by móc zerknąć na mojego towarzysza. Uśmiechnęłam się nikle, ponieważ wypłakiwanie się w nocy, w jego ramiona, zdawało się mieć całkiem dobry skutek. Czułam się lepiej, może niezbyt znacznie, ale trochę, a to był już ogromny sukces.

Westchnęłam cicho, zastanawiając się nad tym, czy oby na pewno chciałam zrobić to, co przyszło mi na myśl. Aczkolwiek, przecież, mogliśmy dobrze się bawić i nie zachowywać się jak wrogowie, co udowodnił w nocy. Pomógł mi. I nie dał się sprowokować, chociaż miał kilka okazji, by się odgryźć i się wycofać.

— Adrien — powiedziałam, opierając dłoń na jego ramieniu i nieco nim potrząsnęłam. Kilkakrotnie, odkrywając, że nie przynosi to żadnego efektu. — Adrien! — powtórzyłam nieco głośniej.

On tylko uchylił nieco poduszkę, by móc na mnie zerknąć, uśmiechnął się niegrzecznie, co w jego wykonaniu wyglądało tak uroczo, że musiałam odwzajemnić ten gest. A potem przyciągnął mnie do siebie i zmusił do położenia się. Przytulił się do moich pleców.

— Śpij, mała, śpij — poprosił, zacieśniając nieco uścisk i potarł nosem o mój kark.

Zapewne moje włosy go łaskotały, ale nie dał tego po sobie poznać. Poczułam jego oddech na skórze. Chciałam protestować, chciałam go obudzić i wiele jeszcze chciałam, ale odpuściłam. Zasłużył na trochę snu. Ciężko pracował na co dzień, a i ostatnio wcale zbyt wiele mu nie ułatwiałam. Byłam okropna, a przecież, to ja skrzywdziłam jego, nie on mnie. Ja odeszłam, gdy on traktował mnie nienagannie. Nic, nigdy mi nie obiecywał. Okazywał mi szacunek, spędzał ze mną swój wolny czas i po prostu był. To ja nawaliłam. To ja zniknęłam. Nie wyjaśniłam nic i odeszłam. I jeśli ktoś miał prawo tutaj do wywoływania awantur, był to on.

Nie wyrwałam się, leżałam tak spokojnie i nie robiłam nic. Zamknęłam oczy. I nawet sama nie wiem, kiedy, ani jakim cudem zasnęłam, ale się stało.

Gdy ponownie otworzyłam oczy, dochodziła już godzina dziewiąta, a nade mną stała babcia Alina. I uśmiechała się tak szeroko, że z przerażeniem zerwałam się z miejsca.

— Samiś, przestań — wymamrotał Adrien, cofając rękę, by móc uwolnić mnie ze swojego uścisku.

— Twoja babcia tu jest! — szturchnęłam go łokciem w brzuch, sprawiając, że ciemnowłosy zdecydował się na otworzenie oczu.

— O, cześć — uśmiechnął się do staruszki i usiadł, przeczesując przy okazji swoje włosy palcami, co wyglądało niesamowicie seksownie. I zdecydowanie nie powinnam o tym myśleć. — Czym sobie zasłużyliśmy na tę wizytację?

— Adrien! — upomniałam go, wywracając oczami, ponieważ zachowywał się niegrzecznie.

Nawet jeśli faktycznie było to najście.

— Chciałam was obudzić na śniadanie, rozumiem ideę wakacji, ale chciałam móc spędzić z wami trochę czasu przed przyjęciem — wyjaśniła kobieta, przysiadając na skraju łóżka i po raz kolejny uśmiechnęła się do niej.

Już miałam odwzajemnić ten gest, ale jakaś lampka ostrzegawcza zapaliła się w mojej głowie.

— Przyjęciem? — powtórzyłam, marszcząc brwi.

— Babciu, powiedz, że to nie to, co myślę — dodał ciemnowłosy, spoglądając na naszego gościa.

— O co chodzi? — spytałam, gdy zauważyłam, że Alina zrobiła niewinną minę i wzruszyła lekko ramionami, jakby bagatelizowała swój czyn.

Coś zrobiła, ale ja nie miałam bladego pojęcia, o co chodzi?

— To nic takiego, przecież to tylko...

— Ile osób, babciu?

— Kochani, przecież... — zaczęła, ale widząc minę wnuka, przerwała.

— Ile? — ponowił swoje pytanie Adrien, więc zerknęłam na niego z niedowierzaniem.

— Coś koło pięćdziesięciu...może stu. Nic więcej nie zdołałam zorganizować od wczoraj, ale...

— Babciu! Cholera! — warknął niezbyt zadowolony, podnosząc się z miejsca i przeszedł kawałek.

Spojrzał na mnie z przepraszającym wyrazem twarzy.

— Ale o co chodzi? — miałam wrażenie, że tylko ja nie rozumiem, o czym oni rozmawiali.

— O waszym przyjęciu zaręczynowym, pozwoliłam sobie je zorganizować — wyjaśniła starsza kobieta, spoglądając na mnie z szerokim uśmiechem, a ja rozchyliłam usta.

I zamknęłam je. I ponownie otworzyłam i miałam wrażenie, że całe powietrze z moich płuc uleciało. Mieliśmy udawać przed członkami jego rodziny, a nie przed setką osób, których nawet nie znałam. Jęknęłam cicho.

— Cholera, babciu, mówiłem ci, że tego nie chcemy, że to głupi pomysł, wyjdź, muszę porozmawiać z Samirą — powiedział Adrien, siląc się na spokojny ton, chociaż wiedziałam, że walczył ze złością.

Ja zaś skupiłam się na obserwowaniu moich zaciśniętych na pościeli palców. Zdecydowanie miałam problem z oddychaniem, nasze kłamstwo stawało się okropnie niekomfortowe. Co innego sprostować coś takiego przed kilkoma osobami, a co innego nagłośnić zaręczyny na taką skalę. Wzięłam kilka głębszych oddechów.

— Dziecko, dobrze się czujesz? — zadała pytanie kobieta, opierając dłoń na mojej ręce, więc uniosłam głowę i na nią spojrzałam.

Nasze wzroki się spotkały. Jej zatroskany, z moim przerażonym i pomimo tego, jak bardzo się obawiałam, skinęłam jej ruchem głowy. Nie chciałam, by się przejmowała. Miałam, co chciałam. Zgodziłam się i miałam konsekwencję.

— Babciu, zostaw nas, proszę — powtórzył zielonooki i podszedł do staruszki, by wręcz wyrzucić ją z sypialni, którą aktualnie zajmowaliśmy.

Ja w tym czasie zaczęłam nerwowo obracać pierścionek zaręczynowy na palcu, zastanawiając się, jak daleko zabrniemy, nim odkryjemy, jak wielkie jest to bagno, w które wdepnęliśmy. Wspólnie, ponieważ miałam świadomość, że i Nikosto nie planował, aż takiego rozmachu przy realizacji planu. Alina protestowała, ale w końcu wyszła, a Adrien wrócił i usiadł obok mnie.

— Hej, Mira, hej, spójrz na mnie — poprosił — oddychaj.

— To nie dzieje się na prawdę — wymamrotałam tylko i opadłam na łóżko, zakrywając twarz dłońmi.

Zdecydowanie to był kiepski film, beznadziejna komedia, która zamieniała się powoli w dramat. Pokręciłam z niedowierzaniem głową.

— Nie planowałem tego.

— Wiem, domyśliłam się, po prostu...miałam oszukać twoją babcię, niecały tłum — przypomniałam mu.

— Zdaję sobie z tego sprawę, ale...babci na tym zależy, chyba nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, jak bardzo zależy jej na tym, bym się ożenił — przyznał cicho i pokręcił głową z niedowierzaniem.

Złapał moje ręce i zmusił mnie do tego, bym ponownie usiadła. Uśmiechnął się do mnie nikle.

— Dlaczego?

— Ponieważ ubzdurała sobie, że źle mi samemu. Nie mam pojęcia, po prostu...hej, jest okej, damy sobie radę. To przyjęcie dla rodziny i najbliższych znajomych, sporo osób może nie dotrzeć, ponieważ babcia zaczęła planować to wczoraj.

— Chcesz mi powiedzieć, że nie odwołasz go?

— A sądzisz, że miałbym jak? — spojrzał na mnie, unosząc sceptycznie brwi, a ja prychnęłam cicho.

— Chyba kpisz, że ono się odbędzie — rzuciłam cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową.

— Gorzej, musimy iść na zakupy, potrzebujesz sukienki.

— Zabiję cię, Nikosto — Mruknęłam, zrywając się z miejsca i wywróciłam oczami. — Powinnam chcieć za to pół miliona, dwieście tysięcy to za mało, by odgrywać taki cyrk — dorzuciłam złośliwie i opuściłam sypialnie, kierując się do łazienki.

Mężczyzna jednak nie dał za wygraną i dogonił mnie.

— Tak ci ze mną źle?

— A sądzisz, że jest dobrze? — spojrzałam na niego, przechylając głowę i założyłam dłonie na wysokości klatki piersiowej.

I tyle, jeśli chodziło o jakiekolwiek porozumienie.

— Samira, cholera, zależy mi na szczęściu babci i jeśli mam być szczery, nie wybrałem cię ze względu na to, że potrzebowałaś pieniędzy, a dlatego, że rozumiesz, jak wiele rodzina znaczy. Miałem pewność, że to wiesz — wyjaśnił i rozłożył bezradnie ręce.

Jęknęłam cicho. Spodziewałam się, że będzie się ze mną kłócił, a nie wyznawał mi prawdę. Ponownie jęknęłam. Tego zupełnie się nie spodziewałam.

— O czym ty mówisz?

— O tym, że byłem świadomy tego, że jeśli moja babcia miałby kogoś zaakceptować u mojego boku, to byłabyś to ty. Zresztą, zależało mi na tobie wcześniej, sam cię chciałem. Sądziłem, że to najlepszy wybór — oświadczył tak po prostu, a ja wpatrywałam się w niego jak w idiotę, ponieważ to wszystko oznaczało, że jego pomysł nie był spontaniczny.

On to przemyślał. On działał z premedytacją.

— Jak to mnie chciałeś?!

— Samira, cholera, zależało mi na tobie, sądziłem, że to było oczywiste, chociaż może nie, ponieważ odeszłaś, ale...

— O czym ty mówisz? — spojrzałam na niego z niedowierzaniem i po raz kolejny tego poranka rozchyliłam usta.

I zamknęłam je. I otworzyłam. I powtórzyłam tę czynność kilka razy, ale to i tak nie pomogło mi wyjść z szoku.

— Traktowałem cię na tyle poważnie, że moja rodzina wiedziała, że się z tobą spotykam. — Odsunął się, by móc dotrzeć do drzwi od łazienki. — Dlatego jesteś najlepszym wyborem.

— Nadal nie rozumiem — wyszeptałam, przecierając dłonią twarz, jakby to miało mi pomóc.

W zrozumieniu. W pozbieraniu myśli, które chaotycznie rozbijały się o siebie nawzajem.

— Gdybyś nie odeszła...— zaczął, ale przerwał, machając lekceważąco ręką — mniejsza o to. Naprawdę. Mówię tylko, że to ja będę musiał to odkręcać, więc bądź tak miła i po prostu pogódź się z myślą, że dzisiaj wieczorem udajesz zakochaną we mnie do szaleństwa. I mogę zapłacić ci więcej, jeśli tylko to sprawi, że uszczęśliwisz moją babcię. Pójdę jej o tym powiedzieć. Śniadanie każe przynieść tutaj — dodał i wyszedł.

A ja zostałam z całym mętlikiem, który utworzył się w mojej głowie. Wierzyć mu, czy też nie? Igrał ze mną, pogrywał, czy może faktycznie był szczery? Jęknęłam cicho. Zdecydowałam się tego nie analizować. Miałam grać. Udawać. Płacił mi. Znałam swoją rolę, więc dlaczego przeżywałam wszystko tak, jakby w jakimkolwiek stopniu mnie dotyczyło?

Weszłam pod prysznic, rozbierając się wcześniej. Odkręciłam wodę i oparłam czoło na ścianie. Woda spływała po moim ciele, a ja stałam tak w bezruchu. Walczyłam sama ze sobą. Chciałam, by jego słowa były prawdą, a z drugiej strony, wolałam, by to była sterta bzdur. Łatwiej było tolerować go obok mnie, gdy wydawało mi się, że mnie nienawidzi. Chociaż, po czymś takim mogłam mieć pewność, że tak właśnie było. Czuł coś to mnie. Zrujnowałam to. Czy to nie był dostatecznie dobry powód, by kogoś nie lubić?

Nie mam pojęcia, ile czasu spędziłam w kabinie prysznicowej, ale w końcu umyłam się, owinęłam ciało ręcznikiem i wyszłam z łazienki. W salonie zastałam Linę, która układała na stole śniadanie. Rozejrzałam się dookoła, ale Adriena nie było. Nie byłam pewna, czy to dobrze, czy może jednak nie.

— Dzień dobry — rzuciłam cicho, gdy dziewczyna mnie zauważyła i wysiliłam się na lekki uśmiech w jej kierunku.

Nie mogłam źle traktować każdej kobiety, której podobał się Nikosto. A miałam pewność, że tej ciemnowłosej piękności zdecydowanie się podobał. Odwzajemniła nieśmiało mój gest i skinęła mi ruchem głowy.

— Adrien nadal rozmawia z babcią?

— Tak, proszę pani. Przekazać mu coś?

— Nie, ale mów do mnie po imieniu. Jestem Samira i nie sądzę bym była od ciebie starsza. Pójdę się ubrać, dziękuję za śniadanie — dodałam i skierowałam się do sypialni, nie czekając na jej odpowiedź.

Z szafy wyjęłam komplet bielizny oraz szorty i zwiewny, biały top. Ubrałam się, spięłam włosy w prowizorycznego koka na czubku głowy i wróciłam do salonu, by móc zjeść śniadanie. Włączyłam telewizor, by móc wypełnić czymś tę ciszę, która dookoła panowała.

Adrien wrócił po pewnym czasie, właściwie, gdy kończyłam posiłek, ale jego humor wcale nie był idealny. Zmarszczone brwi, zaciśnięte usta i ogólnie sztywny krok sugerowały, że był zły. I nie miałam pojęcia, czy na mnie, czy może jednak nie.

— Adrien?

— Muszę coś załatwić, babcia pojedzie z tobą na zakupy — powiedział i sięgnął po portfel, by móc wyciągnąć z niego kartę kredytową — zapłacisz moją kartą.

— Stać mnie na sukienkę!

— Nie interesuje mnie to, koszty tego spektaklu ponoszę ja, tak głosi nasza umowa, pamiętasz?

— Ale przecież...

— Samira, skończ. Jadę coś załatwić, jak zjesz, idź poszukać babci, to wszystko, co mam ci do powiedzenia. Widzimy się wieczorem — dodał i wzruszył ramionami, kierując się do sypialni.

Zapewne z zamiarem ubrania się.

— Sądziłam, że...

— To nie sądź! Udajemy. I tego się trzymaj. Ty masz być zakochana we mnie. Ja w tobie. Tymczasowo. Nic więcej nie musi zostać przedyskutowane, a teraz pozwól, że się ubiorę. Do zobaczenia — zakończył naszą rozmowę i zniknął za drzwiami sypialni.

Cholera. Było tak pięknie i jak zwykle wszystko się spieprzyło. Cholera.

— Nosz kurwa — mruknęłam i odłożyłam filiżankę, tracąc ochotę na kawę.  

Your moveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz