Wszedłem do szkoły. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że tak będę się cieszyć, wracając do tego budynku, wyśmiałbym go. Ledwo przekroczyłem drzwi wejściowe, a wzrokiem już jej szukałem. Przeszedłem wzdłuż korytarza i wtedy ją znalazłem. Stała przy swojej szafce, szukając książek. Momentalnie kąciki ust mi się uniosły. Wyglądała dzisiaj pięknie. Z resztą, jak zawsze. Miała na sobie kolorową za dużą bluzę i czarne rurki. Takie zwyczajne ubranie, a dla mnie wyglądała idealnie. Włosy spięła w kok. Pierwszy raz zobaczyłem ją w tej fryzurze, zazwyczaj pozostawiała rozpuszczone, ale spodobało mi się. Muszę ją mieć w swoich ramionach. Teraz. Ruszyłem w jej stronę, uśmiechając się sam do siebie, jakbym miał problem z głową. Będąc już zaledwie trzy metry przed nią, stanąłem, pozbywając się głupiego wyszczerzu. Przylazł Reed i przyssał jej się do twarzy. Miałem zareagować, obić mu ryj, ale wtedy zauważyłem, że ona oddaje pocałunki. Zabolało. Zaczęli się przytulać, a ja ciągle stałem w miejscu i się gapiłem. Nie wiedziałem, co zrobić. To miałem być ja...
Nasze spojrzenia się zetknęły. Cholera. Odwróciłem się na pięcie i szybko udałem się w drugą stronę.
- Justin? - Bardziej zapytała, niż stwierdziła. Dopiero po chwili za mną krzyknęła - Justin!
Nie odwróciłem się. Usiadłem na schodach, chowając twarz w dłoniach. Musiałem ochłonąć. Minęła chwila i poczułem na ramieniu cudzą dłoń. Wzrokiem podążyłem na jej właściciela, a właściwie właścicielkę. To była ona.
- Justin...
- Cześć, Cori - odpowiedziałem, jakby nigdy nic. Przecież nie mogłem pokazać, że mi zależy.
- Gdzie ty tyle byłeś? Martwiłam się.
Prychnąłem na jej słowa. Martwiła się? Zauważyłem coś innego, znalazła sobie zajęcie o imieniu Nathan Reed.
- Miałem swoje sprawy, ty masz swoje...Zapomnij.
- O czym mam zapomnieć?
O mnie? Nie odpowiedziałem. Po prostu wstałem i zacząłem odchodzić. Musiałem to sobie wszystko przemyśleć. Nawet nie wziąłem pod uwagę opcji, że przez ten czas mogła sobie kogoś znaleźć. Jestem idiotą.
- Justin... - Złapała mnie za rękę, przy tym zatrzymując. Spojrzałem jej w oczy. Były smutne. Chęć przytulenia jej wzrosła. Kątem oka tylko widziałem, jak jej nowy chłopak nam się przyglądał.
- Jesteś szczęśliwa? - zapytałem. Długo nic nie odpowiadała. Spuściła głowę i patrzyła się pod nogi. Chyba mam odpowiedź.
- Możemy porozmawiać?
- A lekcje? - Wskazałem głową na uczniów, którzy zbierali się do klas. Przed chwilą zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcję. Każdy się przemieszczał, tylko nie my i Reed, który wciąż pilnował czy mam ręce przy sobie.
- Tak bardzo się nimi przejmujesz?
Pokręciłem przecząco głową. Uniosłem brew, patrząc na Nathana.
- A co z twoim chłopakiem?
- Cholera, Justin - jęknęła. - Idziesz czy nie?
- W sumie jestem bez śniadania. Możemy iść coś zjeść.
Niczego więcej nie potrzebowała. Złapała mnie za rękę i pociągnęła do wyjścia. W naszym kierunku ruszył Reed. Pokazałem mu środkowy palec. Wiem, że dziecinne, ale nie mogłem się powstrzymać. Nie znoszę gnoja. Przyśpieszyłem i teraz to ja prowadziłem brunetkę.
- Corinna! - krzyknął za nią, ale się nie odwróciła. Moja dziewczynka. Pierdol się, Reed.
***
Siedzieliśmy w pobliskim macu i jedliśmy zestawy śniadaniowe. Cały czas tkwiliśmy w ciszy. Chyba żaden z nas nie wiedział, jak zacząć rozmowę. Faceci zawsze muszą pisać pierwsi, więc też, uh...
- Przepraszam - zacząłem. Zwróciłem tym jej uwagę. Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. - Przepraszam, że nie byłem, kiedy mnie potrzebowałaś. Dopiero wczoraj przeczytałem smsy. Już wszystko w porządku?
- T-tak...To znaczy nie. Nie - westchnęła, po raz kolejny spuszczając wzrok. Złapałem za jej podbródek, unosząc jej głowę, by znów na mnie popatrzyła. Tak bardzo mi tego wszystkiego brakowało...
- Co się dzieje?
- Mama zmarła. J-ja...
Zaczęła płakać. Nie mogłem na to patrzeć. Nie minęła sekunda, a już trzymałem ją w mocnym uścisku. Ręką gładziłem jej plecy, próbując jakkolwiek pocieszyć. Naprawdę mnie wtedy potrzebowała... Jestem tak cholernie zły.
- Csiiii, kochanie. Wiem, że boli, ale w końcu się przyzwyczaisz.
- Łatwo ci mówić. Masz obu rodziców, a ja właśnie zostałam sama.
Corinna krztusiła się łzami, a ja, widząc ją w takim stanie, sam miałem ochotę się rozbeczeć w najlepsze. Ale nie mogłem. Musiałem być silny dla niej, chociaż śmierć ojca wciąż mnie bolała, a widok pocisku, przeszywającego jego ciało, nie znikał mi sprzed oczu.
- Masz mnie.
Na moje słowa, brunetka na chwilę się ode mnie oderwała, patrząc mi w oczy. Wytarłem łzy z jej policzków i uśmiechnąłem się delikatnie.
- I nigdy nie odejdziesz?
- Obiecuję, kochanie - powiedziałem, na co słabo się uśmiechnęła, po czym znowu we mnie wtuliła. Ona jest taka krucha... Pomogę jej przez to przejść, jak tylko umiem. Przy mnie zapomni o całym bólu. To też jest obietnica.
***
Po skończeniu śniadania nie wróciliśmy do szkoły. To była ostatnia rzecz, na którą mieliśmy ochotę. Tyle czasu byliśmy osobno, że musieliśmy się sobą nacieszyć. Teraz byliśmy u mnie. Leżeliśmy wtuleni na kanapie i oglądaliśmy film. Ona zajadała popcorn, a ja bawiłem się jej włosami. Uznałem, że spróbuję ją uczesać. Tak, żeby załapać praktykę, kiedy w przyszłości będę robił fryzurę do szkoły mojej córce. Naprawdę się starałem, ale wyszło na to, że strasznie poplątałem Corinnie włosy, która jęczała z bólu. Jestem tylko facetem...
***
- Możemy porozmawiać? - zapytałem, na co pokiwała głową. - W końcu nic sobie nie wyjaśniliśmy, a chciałbym...no wiesz.
- Lubisz mnie, Justin?
Miałem ochotę się roześmiać. Ja cię kocham dziewczyno. Naprawdę cię kocham... Pierwszy raz w życiu tak się czuję i trochę mnie to przeraża. Przeraża mnie, jak bardzo mi na tobie zależy i jak wiele mógłbym dla ciebie zrobić. Przeraża mnie, że jesteś moją pierwszą i ostatnią myślą. Przeraża mnie, że bez ciebie nie umiałbym żyć. Ale wiesz co? Nie powiem ci tego. Za bardzo się boję, że to wszystko by mnie złamało. Masz chłopaka, a ja mam tylko forsę.
- Nie, ja tylko z natury jestem miły dla każdego - powiedziałem. Wiedziała, że to był sarkazm, a ja wiedziałem, że i tak czeka, aż to usłyszy. - Tak, Corinno Haywire, lubię cię. Naprawdę cię lubię.
Delikatnie się uśmiechnęła. Momentalnie moje kąciki ust również powędrowały do góry.
- Martwiłam się - powiedziała, a ja prychnąłem.
- Nie widać, byłaś zajęta zjadaniem twarzy Reedowi.
Corinna zrobiła duże oczy, a ja tym razem beznamiętnie się na nią patrzyłem, plecami oparty o kanapę. Przybrałem postawę znudzonego dziecka.
- Czy ty jesteś zazdrosny?
- Nie - odpowiedziałem spokojnie, ale w głębi doskonale wiedziałem, że tak właśnie było. On zajął moje miejsce, dotykał ją tam, gdzie ja powinienem, robił z nią to, co ja miałem.
- Byłam samotna i przepełniona bólem, a on ze wszystkich wspierał mnie najbardziej.
- To nie znaczy, że od razu musiałaś włazić mu do łóżka.
I wtedy poczułem uderzenie w ramię. Spojrzałem na swoją rękę, a potem na jej wkurzoną minę.
- Nie spałam z nim! Poza tym, pragnę ci przypomnieć, że to ty zaliczyłeś prawie każdą dziewczynę w szkole. Jesteś pewny, że nie załapałeś żadnego syfa? - warknęła. Nie byłem zaskoczony ani nic, w końcu powiedziała prawdę. Taki byłem, dopóki moje pieprzone wnętrzności nie zaczęły robić pieprzonych fikołków na jej widok. Nic nie odpowiedziałem, co ją tylko jeszcze bardziej denerwowało. - Nie masz mi nic do powiedzenia? Okej, cześć, Justin.
Podniosła tyłek z kanapy, ale złapałem ją za rękę i pociągnąłem, sprawiając przy tym, że usiadła na moich kolanach. Objąłem ją rękami w pasie.
- Co ty ro-
Nie dałem jej dokończyć. Złączyłem nasze usta. Dopiero po chwili zaczęła oddawać pocałunki.