Your move

By panna_Nikt

150K 11.2K 4.3K

- Jak wspominasz swoją pierwszą miłość? Pytanie dźwięczało w mojej głowie, odtwarzając się ciągle od now... More

Prolog.
Chapter 1.
Chapter 2.
Chapter 3.
Chapter 4.
Chapter 5.
Chapter 6.
Chapter 7.
Chapter 8.
Chapter 9.
Charter 10.
Chapter 11.
Chapter 12.
Chapter 13.
Chapter 14.
Charter 15.
Chapter 16.
Chapter 17.
Chapter 18.
Chapter 19.
Chapter 20.
Chapter 21.
Chapter 22.
Misiaki...
Chapter 23.
Chapter 24.
Chapter 25
Chapter 26.
Chapter 27.
Chapter 28.
Chapter 29.
Chapter 30.
Chapter 31.
Chapter 32.
Chapter 33.
Chapter 35.
Chapter 36.
Chapter 37.
Chapter 38.
Epilog.

Chapter 34.

2.8K 243 130
By panna_Nikt

„Zbyt mało czasu dla siebie dziś mam.
Zbyt wiele jeszcze w sercu przeszłości ran."

19 grudnia 2016

Każdy tracił czas na swój własny sposób. Jedni woleli zamartwiać się, użalać nad sobą, a inni wybierali opcję działania. Ja nie należałam do żadnej z tych grup docelowo, ale musiałam przyznać, że po początkowym załamaniu nie było już u mnie nawet śladu.

Uśmiechałam się, ciągle, nieustannie, starannie utrzymując pozory szczęśliwej osoby i udawałam, że moje rozstrojenie nerwowe nie miało nigdy miejsca. Chrysander milczał, nie komentował mojego wybryku upijania się w miejscu publicznym, a i sama Emilia również dołączyła do drużyny milczenia.

Każde z nas wiedziało, że coś było na rzeczy, ale wolało nie drążyć tematu. Byłam z nich dumna. Trwali przy mnie, pomimo mojego paskudnego zachowania, nie skarżąc się nawet ani przez moment.

Kochałam ich. Naprawdę bardzo mocno. Dlatego też grałam i utrzymywałam tę grę pozorów na bardzo wysokim poziomie. Nawet Emilia nie usłyszała całej prawdy. Przyznałam, że czułam coś do Adriena, ale nie poinformowałam jej jak wiele. Oznajmiłam tylko, że między nami wszystko zostało zakończone i moje życie wraca do normy.

O ile można uznać je za normalne, gdy czeka się na konsultację u profesora i liczy dni, które mnie od niej dzielą. A właściwie tatę. Odwiedzałam go częściej, nadal do niego dzwoniłam systematycznie i starałam się być lepszą osobą. Tylko noce były ciężkie do przetrwania.

Wtedy skorupa się kruszyła, łzy spływały po moich policzkach, a ja łkałam w poduszkę i zastanawiałam się, ile czasu będę potrzebować, by się pozbierać do kupy, na nowo, na dobre?

— Mała, ratujesz mi życie, ja lecę na spotkanie, w razie pytań dzwoń — głos blondyna wyrwał mnie z zamyślenia, więc uniosłam głowę i spojrzałam na niego.

Faktycznie zbierał swoje rzeczy i zamierzał opuścić swój gabinet, w którym właśnie przebywaliśmy. Rozejrzałam się dookoła, nieco bezmyślnie, odkładając kartki, które powinnam czytać i uśmiechnęłam się do niego delikatnie, odsuwając się od biurka. Zajmowałam jego fotel, dokładnie jego miejsce i od kilku godzin starałam się zrozumieć, dlaczego dałam się wmanewrować w organizowanie jakiejś gali charytatywnej.

Oczywiście, cieszyłam się, że miałam jakieś zajęcie pomiędzy nauką do sesji, pracą, a katowaniem się myślami o ciemnowłosym, ale jednak, nadal nie rozumiałam skąd u Chrysandera pewność, że sobie poradzę.

— Super, ale zapomniałeś podpisać mi upoważnienie, a za godzinę mam spotkanie z właścicielką sali — przypomniałam mu, sięgając po papier, który leżał nadal na swoim miejscu, tam gdzie go odłożyłam jakiś czas temu.

Rzecz jasna, mój brat miał go podpisać, ale w całym natłoku obowiązków i spotkań, zapomniał.

— Och, faktycznie, pokaż — wrócił do mnie, sięgnął po długopis, pochylił się nad biurkiem i zamaszystym gestem złożył podpis w odpowiedniej rubryczce.

Uśmiechnął się do mnie szeroko i puścił do mnie oczko.

— Wiszę ci porządną kolację — oznajmił radośnie i złapał w dłoń płaszcz, który na siebie nałożył.

Zerknął na mnie.

— Wolę butelkę dobrego wina — odparłam z uśmiechem, co oczywiście skomentował wywróceniem oczami.

— Ty lepiej już nie pij, lecę, wracam za trzy godziny, może cztery, gdyby ktoś pytał, pa — rzucił i nim się obejrzałam, jego już nie było.

Zapadłam się w fotelu, okręciłam się dookoła własnej osi kilka razy i wróciłam do czytania dokumentów, które powinnam już znać. Zorientowanie się ile osób było zaproszonych, bądź jakie menu wybrać było rzeczą konieczną. Nigdy nie organizowałam takiej imprezy, ale skoro posiadałam wytyczne, nie mogłam tego zepsuć, prawda?

Skupiłam się na czytaniu,  notując co jakiś czas własne uwagi po bokach, by o nich nie zapomnieć. I czas płynął. Zerkałam raz za razem na zegarek, wiedząc, że od wyjścia dzieli mnie dosłownie trzydzieści minut. Dotarcie dwie ulice dalej nie było zbyt wielkim wyczynem, więc nie rezerwowałam na to zbyt wielkiej ilości czasu.

Słysząc trzask drzwi uniosłam głowę  i zmarszczyłam brwi, ponieważ nie spodziewałam się tego, by którykolwiek pracownik wchodził w ten sposób do gabinetu mojego brata. Rozszerzyłam oczy ze zdumieniem i wpatrywałam się w postać kobiety, która bezczelnie, bez pukania wtargnęła do pomieszczenia. Zmarszczyłam brwi i odłożyłam plik kartek, który trzymałam w dłoni. Wyprostowałam się i oparłam dłonie na blacie mahoniowego biurka.

— Pomyliłaś drzwi — rzuciłam złośliwie, nie ukrywając nawet wrogości we własnym głosie.

Nie zamierzałam. Co innego odstawiać teatr dla najbliższych i ważnych osób, a co innego starać się dla kogoś, kogo najchętniej wysłało by się w podróż na Sybir bez możliwości powrotu.

— Nie malutka, to ty zapomniałaś, gdzie jest twoje miejsce — odcięła się i weszła wgłąb biura.

Usiadła na fotelu naprzeciwko mnie, założyła nogę za nogę, specjalnie eksponując ich idealną długość i zaśmiała się szyderczo. Wyglądała jak zwykle pięknie, nie mogłam jej tego odmówić. Sukienka leżała na jej ciele idealnie, a i całokształt wraz z makijażem robił wrażenie. Była godną rywalką i chociaż fakt, że była wyjątkowo ładna powinien rekompensować mi ból porażki, tak nie było.

— Aurelio, spadaj — powiedziałam cicho, powoli, oczywiście akcentując ostatnie słowo.

Z trudem nad sobą panowałam. I nie chciałam się kłócić. To nie miało sensu. Nie teraz i nie nigdy.

— On cię nie kocha, on cię nie chcę i on się tobą bawi, ponieważ tylko mnie pragnie i...

— Powiedz mi coś czego nie wiem — wtrąciłam i zaszokowałam na tyle czerwonowłosą kobietę, że rozchyliła zdezorientowana usta i spojrzała na mnie bez zrozumienia.

Ha! Tu ją miałam. Sądziła, że będę się kłócić, zaprzeczać, a może nawet płakać i robić z siebie ofiarę. Nie zamierzałam. Pomimo bólu, który rozsadzał mnie całą od środka, pomimo tego, że moje organy wykręcały się na drugą stronę na samą myśl, że to prawda, nie zamierzałam dać jej tej satysfakcji i pokazać jak bardzo mnie to dotknęło.

— Słucham?

— Jest cały twój. Do twojej dyspozycji. Zostawiłam go. Zerwałam z nim kontakt, więc z łaski swojej spieprzaj i daj mi pracować. Niektórzy próbują robić coś w życiu, coś prócz ładnego wyglądania — zauważyłam kpiąco i wywróciłam oczami, nie zamierzając zagłębiać się w ten temat.

Miałam ochotę wstać, wytargać ją za włosy z pomieszczenia i oczami wyobraźni widziałam już tę scenę. I nie mogłam tak postąpić. Miałam być dojrzalsza. Miałam być mądrzejsza. I taką właśnie starałam się być. Uśmiechnęłam się cynicznie i gestem dłoni wskazałam jej drzwi.

Aurelia podniosła się z miejsca i oparła dłonie na blacie biurka, pochylając się w moim kierunku. Mierzyła mnie wściekłym wzrokiem, a ja nie ustępowałam i nie uciekałam własnym spojrzeniem. Wpatrywałam się w nią i sceptycznie unosiłam brew. Miałam przewagę. Miałam złamane serce, ale wycofałam się i nie planowałam prowadzić bitew, które z góry były już przegrane. Nigdy. Nigdy więcej.
Najpewniej czerwonowłosa zamierzała coś powiedzieć, ale drzwi do gabinetu po raz kolejny otworzyły się i do środka wszedł mężczyzna.

Od razu spojrzałyśmy na niego, dosłownie w tym samym momencie. Brunet zatrzymał się z wrażenia w miejscu, otwierając usta, nie wydając z nich żadnego dźwięku i cofnął dłoń, w której trzymał jakąś teczkę. Podrapał się po głowie, rozglądając się dookoła, jakby kogoś szukał.
Najpewniej Chrysandera.

— Sander jest na spotkaniu — oznajmiłam i podniosłam się z miejsca.

Skoro wszyscy stali, to i ja powinnam. Odsunęłam fotel, zebrałam kartki i umieściłam je w aktówce, co jakiś czas zerkając na pozostałe osoby, które milczały. Zabawne. I ironiczne. Walczyłam z chęcią odezwania się, próby rozmawiania z Adrienem. To było bezcelowe. Nie przyszedł do mnie, szukał tylko mojego brata, a fakt, że moje naiwne serce biło zbyt szybko na jego widok, musiałam ignorować. Dłonie mi się spociły, w ustach zaschło mi z wrażenia, ale nie dawałam tego po sobie poznać.

— Aurelio, tam są drzwi, zabierz swojego chłoptasia i won — powtórzyłam kolejny raz w kierunku rudej i uśmiechnęłam się kpiąco.

Nie chciałam tracić czasu. Nikosto zmarszczył brwi i zacisnął dłoń w pięść, widząc, że panna Ferro kieruje się w jego stronę. A może chodziło o to, że nazwałam go chłoptasiem? Kto wie?

— Nadal jesteś żałosna, możesz udawać, że masz tutaj coś do powiedzenia, ale nadal jesteś nikim, zapamiętaj to złotko — rzuciła, przesyłając mi całusa w powietrzu.

— Aurelio! — upomniał ją Adrien, co nieco mnie zaskoczyło.

Sądziłam, że to zignoruje. Właściwie tego się po nim spodziewałam.

— Adrien, nie bądź niemądry. Chodź, pora na lunch — zdecydowała wesoło, od razu zmieniając ton głosu.

Była żmiją. Dwulicową i podłą. I skoro on wolał kogoś takiego, nie był to mój problem. Bolało mnie, a i owszem, ale nie miałam prawa potępiać jego decyzji.

— Aurelio, wyjdź — polecił ciemnowłosy, nie spoglądając nawet na nią.

Otworzył jej tylko drzwi, a wzrok jego zielonych oczu nadal spoczywał na mnie. Nie rozumiałam go. Wiedziałam tylko jak nerwowo reagowało moje ciało. Chciałam stąd uciec i właściwie, mogłam. Miałam spotkanie i to był świetny pretekst do wykorzystania.
Ruda sapnęła coś, wykonała jakiś dziwny gest dłonią, ale nie odezwała się. Wyszła. Zdumiewające, jak szybko chowała szpony, gdy na horyzoncie pojawiał się Włoch.

— Ty też wiesz gdzie są drzwi. Sander wróci najpóźniej po piętnastej — oświadczyłam, obchodząc biurko, zebrałam potrzebne mi rzeczy i miałam się odwrócić z zamiarem zabrania płaszcza, ale ciemnowłosy mi to uniemożliwił.

Stanął przede mną i uwięził mnie pomiędzy meblem, a sobą. Oczywiście mogłam wybrać wyjście w bok, ale jednak jakoś tak moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Jego męski zapach opatulił moje zmysły, więc przymknęłam powieki i starałam się oddychać przez usta. Powoli. Nie chciałam, by mącił mi w głowie. Nie chciałam tego i nie mogłam mu na to pozwolić.

— Adrien — ostrzegłam cicho.

— Samiro, najwyższa pora porozmawiać.

— Nie mamy o czym. Jedyne, co wiem, to to, że mam spotkanie, więc... daj mi przejść. A najlepiej to wyjdź — oznajmiłam.

Miałam nadzieję, że mój głos był spokojny i opanowany, chociaż nie miałam, co do tego pewności. Działał na mnie. I zamiast myśleć o tym, jak bardzo bolały mnie jego decyzje, potrafiłam tylko wyobrażać sobie jak idealne wyczucie miały jego dłonie, gdy mnie dotykał, bądź jak świetnie smakowały jego usta.

— Samiro, bądź rozsądna — poprosił.

I kolejny raz mnie zaskoczył. Nie unosił się. Nie krzyczał. Nie próbował się kłócić. Zachowywał wręcz stoicki spokój. Ze zdumieniem rozszerzyłam powieki i spojrzałam na niego. Przechyliłam głowę.

— Wszystko, co miałam ci do powiedzenia, już powiedziałam. Dawno temu. Daj mi spokój. I daj mi pracować — skomentowałam, wywracając teatralnie oczami.

Oparłam dłonie na jego torsie,  odpychając go lekko od siebie i go wyminęłam. Sięgnęłam po płaszcz i pospiesznie go na siebie założyłam.

— Nie wiem, w co tym razem grasz, ale ja skończyłam. Spóźnię się, więc bądź tak łaskawy i nie zawracaj mi głowy!

— Jak długo zamierzasz udawać, że cię to nie rusza? — spytał niewzruszony tym jak się zachowywałam.

Zmarszczyłam brwi, sapnęłam cicho i sięgnęłam po teczkę, by skierować się w stronę drzwi.

— Skończ!

— Tęsknisz za mną tak, jak ja za tobą. Może nawet bardziej niż ci się wydaje. Porozmawiaj ze mną — powtórzył swoją prośbę, a ja prychnęłam cicho.

I tutaj był pies pogrzebany. Tęskniłam za nim. Cholernie. I miałam świadomość, że nie możliwe było to, by on tęsknił za mną. Jęknęłam cicho, zamrugałam kilkakrotnie powiekami, chcąc pozbyć się spod nich pieczenia. Nie mogłam płakać. Nie ponownie. Wystarczająco bodła mnie myśl, że wypłakuję oczy, co noc. Z jego powodu. Przez niego. Z tęsknoty za nim. Z bezsilności.

— Aurelia na ciebie czeka, kotku — oznajmiłam chłodno, właściwie z zimną furią i trzaskając drzwiami opuściłam gabinet.

Miał tupet. Układałam sobie wszystko, organizowałam czas tak, by o nim nie myśleć, a on robił coś takiego. Był bezczelny. Był po prostu dupkiem. Cholernie seksownym, ale jednak dupkiem.
Jęknęłam po raz kolejny.
Nie mogłam o nim myśleć. Nie teraz, dlatego też ruszyłam pospiesznie korytarzem w stronę windy, mając nadzieję, że za mną nie idzie. Ale nadzieja matką głupich, prawda? Dogonił mnie właściwie bardzo szybko i, nie czekając na nic, nie pozwalając mi nawet zareagować, przyciągnął mnie do siebie i przycisnął usta do moich warg.

I chociaż miałam ogromną ochotę go pocałować, oderwałam głowę w tył i zamachnęłam się dłonią, by móc go spoliczkować. Chwycił mój nadgarstek i zaśmiał się cicho.

— Twoje usta mogą kłamać, ale ciało nigdy — skomentował tylko z rozbawieniem.

— Idiota!

— Jeszcze cię znajdę, zobaczysz — ostrzegł i puścił moją rękę.

Uśmiechnął się szeroko, puścił do mnie oczko, musnął wargami mój policzek i odsunął się.

— Miłego dnia, aniołku — dodał i odwrócił się, by odejść.

Cholera! Znowu mnie zaskoczył. Znowu wygrał. Znowu zachowywał się jak facet, który wie czego chce. I nadal był tym, do którego należało moje serce.

Prychnęłam cicho, pokręciłam z niedowierzaniem głową i zignorowałam to, że kilka osób na mnie patrzyło. Pieprzony Nikosto musiał próbować pocałować mnie na oczach połowy firmy, a jakże. Jak coś robił, to z rozmachem. Szlag. Przeklęty Włoch.
Dotarłam do windy, oparłam czoło o jej ścianę i jęknęłam po raz enty tego dnia.

Chociaż zdawało mi się, że się leczę, odkryłam, że ja nawet nie zaczęłam tego procesu.
Przepadłam.
Przepadałam za każdym razem, gdy był blisko.

Continue Reading

You'll Also Like

204K 4.1K 9
Najlepiej prosperująca dziennikarka BBC News podejmuje się przeprowadzenia wywiadu z człowiekiem, który słynie ze swojej małomówności. Do Oliver'a Ag...
591K 26.8K 54
To historia o miłości toksycznej, pełnej sprzeczności i absurdu. Przesyconej krwią i brutalnością. Dociskającej do ziemi i obezwładniającej w całej s...
199K 1.2K 1
PIERWSZA CZĘŚĆ TRYLOGII OGNISTEJ #trylogiaognista Jedna historia, dwie perspektywy, dzięki którym widzimy, że nie wszystko jest takie, jak nam się wy...