Your move

By panna_Nikt

150K 11.2K 4.3K

- Jak wspominasz swoją pierwszą miłość? Pytanie dźwięczało w mojej głowie, odtwarzając się ciągle od now... More

Prolog.
Chapter 1.
Chapter 2.
Chapter 3.
Chapter 4.
Chapter 5.
Chapter 6.
Chapter 7.
Chapter 8.
Chapter 9.
Charter 10.
Chapter 11.
Chapter 12.
Chapter 13.
Chapter 14.
Charter 15.
Chapter 16.
Chapter 17.
Chapter 18.
Chapter 19.
Chapter 20.
Chapter 21.
Chapter 22.
Misiaki...
Chapter 23.
Chapter 24.
Chapter 25
Chapter 26.
Chapter 27.
Chapter 28.
Chapter 29.
Chapter 30.
Chapter 32.
Chapter 33.
Chapter 34.
Chapter 35.
Chapter 36.
Chapter 37.
Chapter 38.
Epilog.

Chapter 31.

2.8K 272 174
By panna_Nikt

„Żal już będzie krótki
Po takim draniu mniej boli
Nie Tobie pół życia spierdoli
Zostaw żeż jej jego
Dam Ci jutro lepszego"


28 listopada 2016


Nigdy nie miałam się za tchórzliwą osobę, a właściwie słynęłam z tego, że moja żywiołowa natura, nie pozwalała mi odwlekać konfrontacji. I chociaż naprawdę sądziłam, że taka byłam, w ostatnim czasie mój charakter uległ zmianie i chowałam głowę w piasek, niczym ten przysłowiowy struś. I nie czułam się z tym dobrze, ale musiałam przyznać, że takie rozwiązanie było znacznie prostsze. Nie kłóciłam się, nie szargałam sobie nerwów. Czas leciał, uciekał, mijał, a ja po prostu trwałam w zawieszeniu i niewiedzy, która jednocześnie mnie uspokajała i niszczyła. Miliardy pytań kotłowało się w mojej głowie i żądało natychmiastowych odpowiedzi, podczas gdy podświadomość podpowiadała mi, że to kiepski pomysł, że jednak prawda okaże się zbyt bolesna do zniesienia. Przeczuwałam, że wcale nie chciałam wiedzieć, co takiego łączy Aurelię i Adriena. Wolałam grać, udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Z tego powodu unikałam Nikosto praktycznie dwa tygodnie i całkiem mi to wychodziło. Praktycznie tak dobrze, jak omijanie szerokim łukiem własnego brata. Byłam tchórzem i oficjalnie mogłam się do tego przyznać, chociaż głośno przez usta w życiu by mi to nie przyszło.

Udawałam bardzo zajętą, zapracowaną i ogólnie niedostępną osobę. Karcące spojrzenia Emilii z tego powodu się nie kończyły, a i telefony od babci Nikosto również. I kilka pierwszych dni mogłam udawać, że wcale tego nie widzę, ale na dłuższą metę było to już całkiem męczące.

Czternaście dni minęło, a ja w tym czasie motywowałam się do podjęcia ostatecznej decyzji. Pomysł staruszki wydawał mi się być naprawdę sensownym, więc w międzyczasie zsunęłam z palca pierścionek zaręczynowy i umieściłam go w szkatułce na biżuterię. Z trudem, a i owszem i wielkim ociąganiem, ale jakoś sobie z tym poradziłam.

I tym sposobem, dwa tygodnie później, stałam przed windą w wieżowcu, w którym mój brat wynajmował piętro, wraz ze swoim przyjacielem. I nadal walczyłam sama ze sobą i szukałam w sobie resztek odwagi, której przypływ kazał mi się tutaj pojawić.

Wcisnęłam przycisk, by móc przywołać windę i westchnęłam ciężko. Wyprostowałam się, cofając ramiona w tył i uniosłam dumnie głowę do góry. Grunt to odegrać rolę niezniszczonej, niezałamanej i niczym nie przejmującej się panny. Cel miałam wytyczony, a skoro tak, to musiałam go tylko osiągnąć. Całe życie nie mogłam uciekać i byłam tego w pełni świadoma. Wystarczająco długo odwlekałam tę rozmowę.

Gdy drzwi się rozsunęły, weszłam do środka i spojrzałam w lustro, chcąc dodać sobie pewności. Napotkałam wzrok własnych, niebieskich oczu i uniosłam lekko kąciki ust ku górze, układając wargi w nieznacznym uśmiechu. Mój strój był nienaganny. Granatowa sukienka leżała na moim ciele idealnie, właściwie niczym druga skóra i opinała je tak, że nie pozostawiała zbyt wielkiego pola do popisu dla wyobraźni. Każdy kształt mojego ciała był podkreślony, a miałam, co do tego pewność, ponieważ w swoim czasie brunet wyraził zachwyt dla tej kreacji. Dlatego też ją na siebie ubrałam. I zdecydowałam się na czarne botki na wysokim obcasie. Niezbyt praktycznie na przebieżki po mieście, ale chciałam zrobić odpowiednie wrażenie. Zsunęłam szalik z szyi, by móc odsłonić dekolt i odetchnęłam z ulgą.

Winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze, więc wyszłam z niej i skierowałam się w wybranym kierunku. Nie mogłam marnować więcej czasu. Poszerzyłam mój uśmiech i pewnym krokiem, mocno poruszając biodrami szłam. Zmysłowy chód dawał mi co najmniej plus trzydzieści do pewności siebie, a jej potrzebowałam teraz bardzo wiele. Dotarłam do biurka sekretarki Adriena, która spojrzała na mnie nieco zdezorientowanym wzrokiem, ponieważ nie byłam umówiona, a Nikosto nie lubił niezapowiedzianych gości. Zdawałam sobie sprawę, że takowe osoby proszone były o umówienie się na jakiś termin, bądź po prostu starano się je wypraszać. Ja jednak byłam siostrą wspólnika Adriena, więc byłam nieco trudniejszym przypadkiem. Posłałam w jej kierunku przyjazny uśmiech.

— Pani Aneto, dzień dobry — rzuciłam wesoło, wiedząc, że brzmię nieco podejrzanie, ale nie chciałam się tym przejmować.

Mój głos brzmiał zbyt entuzjastycznie, ale było już za późno by się poprawiać.

— Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

— Przyszłam do Adriena, jest u siebie, prawda? — odpowiedziałam, nie przestając się uśmiechać.

— Tak, ale...

— Świetnie, nie musi mnie pani zapowiadać, dziękuję! — dodałam pospiesznie, kładąc dłoń na jej telefonie.

Musiałam przechylić się przez jej biurko, ale nie martwiłam się tym, że jestem wręcz niegrzeczna. Nie mogła mnie zapowiedzieć, chciałam mieć mocne wejście. Chciałam zrobić odpowiednie wrażenie. Posłałam jej kolejny szeroki, nieco sztuczny uśmiech i mrugnęłam do niej okiem.

— Wie pani, niespodzianki! Niech żyją niespodzianki — zaśmiałam się wesoło i wyprostowałam się, by móc skierować się w stronę drzwi, które prowadziły do biura ciemnowłosego.

Zapukałam szybko, energicznie i nie czekając na odpowiedź, nacisnęłam klamkę, by móc wejść do środka.
Adrien siedział za biurkiem, przeglądał właśnie jakieś dokumenty, więc gdy podniósł głowę, by spojrzeć, kto zakłóca jego spokój, nie zdołał ukryć zaskoczenia. I dobrze. Mimo to zerwał się pospiesznie z miejsca.

— Samira, cholera, próbowałem... — zaczął, ale zamilkł, by zatrzymać się tuż przede mną.

Zamierzał przyciągnąć mnie do siebie i przytulić, ale zrobiłam unik i wyminęłam go, zsuwając płaszcz z ramion.
Posłałam w jego kierunku kpiący uśmiech.

— Tak, wiem, wiem, widziałam, dlatego przyszłam, pogadamy? — spytałam, odwieszając okrycie wierzchnie na miejsce i odwróciłam się w jego kierunku.

Stał w miejscu, zaciskając usta w wąską linię. Był wściekły. Cóż, spodziewał się, że padnę mu w ramiona, ale chociaż miałam na to wielką ochotę, to nie mogłam się dać. Faktem było, że za nim tęskniłam i gdybym chciała pozwolić sobie na chwilę dla siebie, podziwiałabym to jak idealnie wyglądał. Adonis. Jedno określenie, ale pasowało do niego, jak ulał. I chociaż był zły, wyglądał cholernie seksownie. I musiałam to zignorować. Tak samo jak chęć przytulenia się do niego, bądź przyznania, że dwa ostatnie tygodnie były katastrofalne.

— Oczywiście, napijesz się czegoś? — zaproponował, odzyskując fason.

Wyprostował się, poprawił materiał swojej marynarki, jakby chciał zyskać na czasie i ponownie do mnie podszedł, ale tym razem nie próbował mnie nawet dotknąć. Na szczęście, bliska byłam załamania i poddania się. Nie sądziłam, że moja słabość do niego miała, aż tak ogromny rozmiar. Westchnęłam cicho i pokręciłam głową w ramach odmowy. Nie przyszłam na kawkę, a na konfrontację.

— Nie, nie zajmie mi to, aż tak dużo czasu, nie kłopocz się, możemy usiąść? — spytałam, wysilając się na lekki, nieco zakłopotany uśmiech.

Objęłam dłońmi swoje ramiona i uniosłam jedną z brwi, w pytającym geście.

— Oczywiście, proszę. Jak rozumiem, chcesz zacząć? — gestem dłoni wskazał mi kanapę, ale ja wiedziałam, że jeśli wybiorę ten mebel umieszczony w rogu gabinetu, on usiądzie obok mnie.

A ja potrzebowałam dystansu od jego ciepła, zapachu i jego całego. Dlatego odwróciłam się i energicznym krokiem dotarłam do biurka, by zająć fotel przeznaczony dla gości. Brunet westchnął ciężko i przeczesał palcami włosy, ale nie skomentował tego. Chociaż zdawałam sobie sprawę, że miał wielką ochotę. Usiadł na swoim normalnym miejscu i oparł łokcie na blacie biurka. Palce splątał ze sobą i utkwił wzrok zielonych oczu w mojej twarzy.

— Powinnaś zrozumieć, że Aurelia i ja...

— Nie, nie interesuje mnie to — przerwałam mu gestem dłoni, prosząc, by jednak zamilkł.

Uśmiechnęłam się do niego pobłażliwie i potrząsnęłam głową, czując jak delikatne fale moich włosów uderzają w moje policzki, ale zignorowałam to. Zaskoczenie ciemnowłosego było dostrzegalne. Najpewniej spodziewał się, że przyszłam robić awanturę o pannę Ferro, ale nie zamierzałam wdawać się w żadne dyskusje na jej temat. Chociaż piekielnie interesowało mnie, co takiego miał do powiedzenia, musiałam być twarda. I konsekwentna, to przede wszystkim.

— Słucham? — spytał, rozchylając z niedowierzaniem usta.

— Temat Aurelii możemy ominąć. Nie interesuje mnie to. Czy z nią sypiasz, jesteś, czy cokolwiek takiego. To nie moja sprawa. Kimże ja jestem, by się tym przejmować? — spytałam retorycznie, widząc tylko jak mężczyzna zaciska usta w wąską linię.

Żyłka na jego szyi drgała tuż nad kołnierzykiem białej koszuli. Wkurzałam go, o tak. Ale zasługiwał na to. Zbyt wiele łez wylałam, by teraz móc przejmować się tym, że moje słowa go denerwują. Uśmiechnęłam się niewinnie i potarłam wierzchem wskazującego palca skórę, tuż nad wargą, jakbym chciała zyskać nieco na czasie i nie musieć się wcale tłumaczyć.

— Samiro? Uderzyłaś się? Boli cię coś? Stało się coś? — wyliczał zaniepokojony uważnie, wzrokiem lustrując moją twarz.

Nachylił się nad blatem biurka w moim kierunku, by móc uważniej mnie obserwować. Przechylił głowę w bok.

— Tak, otworzyłam oczy — odpowiedziałam, nie przestając się uśmiechać.

Z jego perspektywy musiałam wyglądać na bardzo zadowoloną osobę, ale równocześnie bardzo irytującą.

— Samiro!

— Dasz mi w końcu powiedzieć, czy będziesz mi przerywał, co sekundę, co? — rzuciłam mu oskarżycielskie spojrzenie i oparłam się wygodnie w fotelu.

Założyłam nogę za nogę i po raz kolejny poszerzyłam uśmiech. Sama siebie drażniłam tą nonszalancją, ale sytuacja jej wymagała. Miałam do wyboru to, albo płakać, ponieważ złamał mi serce i nie liczył się z moimi uczuciami. I chociaż był dla mnie wszystkim, nie mogłam pozwolić, by był całym światem. Mógł być częścią, większą, ale nie całością. W innym wypadku straciłabym samą siebie. A na to pozwolić nie mogłam.

— Nie jestem pewien, ponieważ zachowujesz się dziwnie — przyznał.

Odetchnął ciężko i pokręcił głową.

— Nie rozumiem cię, Mira.

— Chcę wyjaśnić, ale mi utrudniasz — zauważyłam z wyrzutem i wzruszyłam lekko, dość obojętnie ramionami, jakby nie robiło to na mnie wrażenia.

Przesunęłam spojrzeniem po jego twarzy i utkwiłam wzrok, na dłużej na jego ustach, co było błędem. Przypomniało mi się jak sprawnie potrafił całować, co było głupie. Zamknęłam oczy i wzięłam dwa głębokie wdechy, chcąc uspokoić rozszalałe zmysły.

— Okej, przepraszam, słucham — uniósł ręce, jakby kapitulował i zamknął usta.

Najpewniej zamierzał dać mi w końcu powiedzieć to, co chciałam.

— Dziękuję. Tak naprawdę przyszłam spytać, jak długo obowiązuje mnie jeszcze umowa i jak długo muszę udawać twoją narzeczoną? — zapytałam, poważniejąc.

Wyprostowałam się i utrzymałam między nami kontakt wzrokowy, chociaż było to naprawdę trudne. W jego oczach mogłam wyczytać naprawdę wiele, a wściekłość przez którą właśnie jego tęczówki ciemniały, wcale nie była przyjemna. Mimo to, musiałam. Dla własnego dobra. Egoistycznie, ale ja potrzebowałam się poskładać. Zachować twarz, chociaż to były tylko pozory. Westchnęłam ciężko.

— Udawać?! — zerwał się z miejsca, uderzając pięścią w biurko.

Zmierzył mnie rozwścieczonym wzrokiem.

— Tak. Zgodnie z umową, którą podpisałam miałam...

— Do cholery jasnej, w co ty grasz?! — przerwał mi, nie przejmując się tym, że prosiłam, by tego nie robił.

— Uspokój się — poprosiłam, nie cofając się.

W duchu miałam ochotę wiać, ale nie mogłam wycofać się w takim momencie.

— Samiro, w co ty grasz? — powtórzył swoje pytanie, akcentując mocno każdy wyraz, jakby z trudem nad sobą panował.

Obszedł biurko i sięgnął ręką po moje ramię, by zmusić mnie do wstania z miejsca. Dlatego stałam tuż przy nim, a pomiędzy naszymi ciałami była ledwo milimetrowa przestrzeń. Jego zapach owionął moje nozdrza, a ciepło bijące z jego ciała przenikało i mnie. Westchnęłam ciężko. Nie wyrywałam się. Nie awanturowałam. Nie na tym mi zależało. Chciałam to wygrać. Chciałam zachować godność, a nie zyskać metkę histeryzującej płaczki.

— Przyszłam by spytać, kiedy dokładnie kończy się nasza umowa, ponieważ została podpisana na okres nieokreślony, a ja muszę... — zaczęłam, ale nie dane było mi skończyć, bo dłoń Adriena wylądowała na moich ustach.

Zakrył mi je i zmusił do milczenia. Spojrzałam na niego nieco zdezorientowana, kręcąc głową, ale niestety był silniejszy.

— Nie ma żadnej pieprzonej umowy. Jesteśmy w związku. Oficjalnie. Bez umów. Bez udawania. I nie wiem, o co ci chodzi, ale skończ, nie igraj ze mną! Nie radzę — ostrzegł i cofnął rękę, jednocześnie puszczając moje ramię.
Zrobił kilka kroków i zatrzymał się, by gwałtownie odwrócić się w moją stronę i zmierzyć mnie wzrokiem.

— Och, no dobrze, no to chciałam ci powiedzieć, że dokładnie trzynastego listopada bieżącego roku, ten cały związek się zakończył — oznajmiłam z zimną furią, mierząc go wzrokiem.

Denerwował mnie. Ja jego też, ale nie obchodziło mnie to. Zachowywał się jak idiota, chociaż to ja zgrywałam idiotkę. Jęknęłam cicho.

— Słucham?! Powtórz to, bo najwyraźniej się przesłyszałem — ostrzegł, robiąc kolejny krok w moją stronę.

Zmarszczył brwi, a cała jego postawa informowała o tym, jak bardzo wzburzony był. I jak trudno było mu nad sobą panować.
Westchnęłam ciężko, dość teatralnie.

— Słyszałeś. Nie ma nas. Tak długo, jak Aurelia będzie przede mną, nie ma żadnych nas. I chociaż to brzmi jak ultimatum, uprzedzam, że nim nie jest. To tylko informacja. Nie zamierzam być jedną z wielu. Albo jestem jedyną, albo nie ma mnie wcale. I najwyraźniej o tym zapomniałeś! Więc ci przypominam — oznajmiłam dumnie, unosząc podbródek do góry, w dość waleczny sposób.

Zamrugałam pospiesznie powiekami, czując jak szczypią mnie oczy, co tylko zwiastowało nadejście płaczu. A ja nie chciałam wylewać przed nim łez. Wystarczająco wiele już ich przelałam.

— Uroiłaś sobie coś...

— Nie. To ty nie rozumiesz tego. Wyobraź sobie, że jestem z tobą, praktycznie w łóżku i przychodzi Sebastian...

— To nie to samo! — wszedł mi w słowo, nerwowo przeczesując włosy.

Właściwie miałam wrażenie, że sobie je wyrywa, co było nieludzkie, ponieważ uwielbiałam jego fryzurę, a on nie miał dla niej litości.
Jęknęłam cicho.

— Jesteś hipokrytą. Albo mnie chcesz, albo nie, to proste. To naprawdę było proste — przyznałam cicho i pokręciłam z rezygnacją głową. — Twoja babcia wie, że to był teatr. Powiedziała mi to. Nie musisz już udawać. To koniec, Adrien. Podjąłeś decyzję. A ja ją szanuję. To wszystko. Właśnie to chciałam powiedzieć — dodałam po chwili namysłu.

Cisza nastała po moich słowach. Ciemnowłosy mierzył mnie wściekłym spojrzeniem, jakby nie wierzył, że właśnie to powiedziałam, a ja patrzyłam na niego, ponieważ wiedziałam, że przez najbliższy czas wcale go nie zobaczę. I, że to będzie moja terapia.
Odwyk.
Był moim narkotykiem, uzależniłam się od niego, a teraz przyszło mi słono za to płacić. I chociaż było to trudne, wiedziałam, że musiałam tak postąpić. Musiałam i jemu otworzyć oczy. To nie było fair. To nie było ładne, ale było konieczne.

— Samiro — wyszeptał moje imię, gdy zauważył, że sięgam po płaszcz i zamierzam wyjść.

— Nie można nikogo zmusić do miłości — zakończyłam filozoficznie i wzruszyłam ramionami, by tak po prostu opuścić jego gabinet.

A on mi na to pozwolił.
I nie wiedziałam, czy powinnam być dumna, czuć satysfakcję, czy jednak płakać.
Cholera, słuchanie babci było trudniejsze, niż się spodziewałam.
Ból wypalał ślady w moim sercu, które wołało by tam wróci, przeprosić i rzucić się w jego ramiona.
I nie mogłam.
Miałam być silna. Taki był plan. A ja chciałam być osobą, która potrafi zawsze trzymać się planu.

Dobry wieczór, co myślicie o rozdziale? Buziaki!

Continue Reading

You'll Also Like

614 20 2
Czy obsesja może zamienić się w prawdziwą miłość? Toni Butler opuściła Austin w stanie Teksas, żeby zamieszkać na drugim końcu Stanów, na Alasce. Uci...
166K 9.3K 37
Melania Tchórznicka od zawsze była skryta i nieśmiała. Za bardzo. Jej matka powtarzała to za każdym razem, kiedy dziewczyna unikała jak ognia różnych...
11.8K 403 23
Emily Colins to jedynaczka. Pochodzi z bogatej rodziny. Mimo tego nie zadziera nosa. Przeprowadza się do Californi z powodu pracy taty. W nowej szkol...
24.4K 3.1K 40
Jedna kobieta. Czterech mężczyzn. I ktoś, kto niszczy jej życie. Każdy dzień Chloe Mills jest szczegółowo zaplanowany, a każde odstępstwo wyprowadza...