Nic już nie ogarniam

By blueselwood

136K 6.5K 579

Amber i Rachel to zupełnie dwie różne osobowości. Jednak od zawsze łączyła je nadzwyczajnie silna przyjaźń. C... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42

Rozdział 13

3.6K 218 11
By blueselwood

Amber

O Boziu... Jak zimno! 

To była pierwsza rzecz, którą pomyślałam, nadal jeszcze na wpół śpiąc. Na ślepo naciągnęłam na siebie kołdrę pod samą szyję. Jak mi było dobrze... Miękki materac, wielka biała poduszka. Pachnąca pościel. Czułam, jak moje wyczerpane ciało łapczywie pochłania ten spokój i wygodę. W powietrzu za to, dało się czuć tak zwany ,,męski zapach" i.... chyba wanilię. 

Kiedy zdałam sobie sprawę, że najpewniej nie udałoby mi się znowu zasnąć, otworzyłam oczy i podniosłam się do siadu. Nadal było mi cholernie zimno, więc okryłam się kołdrą jak najszczelniej. Pewnie widać było tylko moją głowę nad wielką kupą pościeli. 

Scott siedział na tym samym łóżku, przeglądając coś w telefonie. Miał na sobie koszulkę na ramiączkach, więc mogłam widzieć parę tatuaży na jego ramieniu. Chciał mieć je niżej, ale za bardzo się bał, że ludzie z restauracji, w której pracuje, doczepią się tego.

Chłopak odwrócił się w moją stronę i powitał mnie promiennym uśmiechem szczeniaczka. Dosłownie tak wyglądał, szczególnie z tymi porozwalanymi, ciemnymi włosami. Odłożył telefon na bok i usiadł przodem do mnie.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry  - odpowiedziałam zachrypniętym głosem i lekko odwzajemniłam jego uśmiech. 

Nadal czułam powoli oddalające się wyczerpanie i opuchniętą od wczorajszego płaczu twarz. Kiedy Scottie mnie odebrał od razu pojechaliśmy do niego. Chłopaki już wtedy spali, więc najprawdopodobniej nadal nie wiedzieli o mojej obecności. Kiedy dojechaliśmy, a ja nadal byłam w, dosłownie, opłakanym stanie, mój przyjaciel pożyczył mi jakąś swoją koszulkę i położył od razu do łóżka. Po jakimś czasie sam do mnie dołączył.

Uwaga cytuję: ,,nie będzie się męczył całą noc na kanapie, a poza tym ja i tak jestem homo". Ale dla mnie to nie było nic dziwnego, czy nowego. Miliony razy spaliśmy w jednym łóżku.

- Jak się czujesz? - spytał z poważniejszym wyrazem twarzy.

- Wypompowana. - odpowiedziałam przeczesując palcami tłuste włosy. 

Chłopak westchnął ciężko.

- Am... Chcesz mi powiedzieć co tam robiłaś? Wiesz jaki jest układ. Nie musimy mówić, ale martwię si. - uśmiechnęłam się do niego. 

Taki kochany chłopak. Mój przyjaciel. Cały czas uśmiechnięty, mogłoby się wydawać szczęśliwy prosty kucharzyna. A przecież jego los też nie szczędził. 

- Czy ty byłaś tam... No wiesz.... Na tych całych... Boksach? - parsknęłam śmiechem.

- Eh Scott.... - na mojej twarzy nadal gościł głupi mały uśmieszek. 

To była jedna z tych poważnych rozmów. A co ja wtedy robiłam? Czy mówiłam już jak dobra w ludzkich emocjach jestem? 

Nagle znowu zrobiło mi się smutno i spoważniałam. Oh tak, wspaniała huśtawka nastrojów. Cicho potwierdziłam mruknięciem odpowiedź na jego wcześniejsze pytanie. Scott przysunął się bliżej i objął mnie i moją kołdrową fortecę ramieniem.

- Wiesz, że nie musisz mówić. Ale wiesz też, że możesz mi ufać - wiedziałam to. 

Od początku naszej dziecięcej przyjaźni, gdy spotykaliśmy się w tych ,,gorszych częściach ulic", mogłam mu ufać, a on mi. Chyba najczęściej tak się zdarzało, gdy dwójka ludzi dostawała kopa od życia i odnajduje się w tym nawzajem. Oboje byliśmy, zagubionymi, zranionymi duszami. A takie zawsze się przyciągają. W innym życiu na pewno byliśmy małżeństwem z gromadką dzieci.

- Tak... Byłam tam... I dałam się złapać. Najwidoczniej wyszłam z wprawy - uśmiechnęłam się niemrawo. - tata się odzywał - dodałam cicho. 

Scott z wrażenia odsunął się ode mnie.

- I co?

- I spanikowałam. I uciekłam. Jak zwykle - zakopałam się w kołdrę jeszcze głębiej.

- Amber proszę cię. Ten człowiek zmienił twoje życie w piekło. To oczywiste, że spanikowałaś. To dlatego wyjechałaś tak? - pokiwałam głową na potwierdzenie. 

- Ale najgorsze jest to, że on znowu był tym dobrym. I chciałam lecieć do niego i wszystko mu wybaczyć - mówiłam coraz bardziej piskliwym głosem. 

Zwyczajnie nie miałam już siły, by odreagowywać tak jak wcześniej. Agresją. Głupi płacz mógł zaraz znów uderzyć we mnie mocną falą. Scott przytaknął. Wiedział o czym mówiłam, bo było tak już milion razy wcześniej. 

- Chciał się spotkać? - spytał, co ja znów potwierdziłam machnięciem głowy. - Może.... Może powinnaś? - zaczął niepewnie. - W sensie,  że... Minęło sporo czasu... I może to by ci było potrzebne? Dla siebie, nie dla niego.

Miał rację. I chyba właśnie potrzebowałam, żeby ktoś powiedział mi to prosto w twarz. Uświadomił, że to nie takie złe. Że mogłam się z nim spotkać i nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. Nie myśleć, że jest to równe byciu słabym. To chore, ale nie mogłabym znieść znowu bycia słabą przez niego. 

- To pokaże, że jesteś ponad to. Że jesteś na tyle silna, żeby stanąć z nim twarzą w twarz i być ponad to. Jeśli nie chcesz to oczywiście, że nie. Ale nie chciałbym żebyś czegoś żałowała gdy będzie za późno - Scott zawahał się na chwilę i utkwił wzrok w podłodze. - Nie wiem czy powinienem to mówić, ale gdybym miał szansę spotkać rodziców... Gdyby nie zginęli, albo nie rozpłynęli się tak w powietrzu... Gdybym chociaż mógł na chwilę ich zobaczyć, albo pójść nad ich grób i powiedzieć, że nie jestem na nich zły... 

Nie chciałam żeby się przeze mnie smucił. Bycie sierotą to zupełnie inny wymiar traumatycznego dzieciństwa. Szczególnie, gdy finalnie nikt go nie adoptował. Biedny Scott nigdy nie miał nikogo nad sobą. Nie byłam fanką pocieszania kogoś w stylu ,,nie smuć się, inni mają gorzej", ponieważ każdy smutek jest inny i nie ma odpowiedniej skali, by móc je porównywać. Jednak jeśli chodziło o Scotta dobrze wiedziałam, że nie miał nic złego na myśli. Nie uważał, że miałam lepiej, nigdy mi nic takiego nie powiedział. 

Sama do tego doszłam. Jakkolwiek źle by nie było, miałam parę dobrych wspomnień oraz parę dobrych rodziców, którzy kiedyś otaczali mnie miłością. Skoro mój przyjaciel zasugerował, że mogłabym tego żałować, chciałam mu zaufać. 

Uśmiechnęłam się do niego, a on uśmiechnął się do mnie. Oboje mieliśmy już szkliste oczy. Jejciu jak ja go kochałam. Jak bym miała kiedykolwiek sobie poradzić bez nich? Bez moich przyjaciół? Jak to dobrze, że byliśmy w tym razem. Nawet jeśli była to definicja relacji typu ,,prowadził ślepy kulawego".

- Będzie dobrze - skwitował, chyba najbardziej oklepanym tekstem w dziejach. 

Ale będzie dobrze, wiedziałam to. Musiało być.

- Polecę wziąć prysznic. - powiedziałam zrywając się z łóżka. 

Już za dużo ckliwości jak dla mnie. 

- Okej, wiesz gdzie są ręczniki? 

- Tak, tak - podeszłam do jego szafy. - Aha, i jeszcze ukradnę ci jakieś bokserki.

- Amber, ohyda! Będą za wielkie. No i chyba nie muszę ci tłumaczyć, że będziesz miała taką małą kieszonkę z przodu - odwróciłam się do niego z bielizną w dłoni.

- Wolę to niż moje parudniowe. Jak pewnie się domyślasz, nie zatrzymywałam się w luksusowych hotelach. Ani nie miałam ze sobą walizki.

- Jak chcesz - podniósł ręce w górę, w geście poddania się i wrócił do swojego telefonu. 

Eh... Nie potrafiłam nigdy powstrzymać tej myśli dłużej niż godzina, kiedy z nim przebywałam. Przydałaby mu się dziewczyna, to aż kłuło w oczy.

Już po chwili stałam pod strumieniem gorącej wody, lecącym na całe moje blade ciało i ciemne włosy. Słodko rozgrzewało i relaksowało spięte mięście. Mogłabym stamtąd w ogóle nie wychodzić....


Rachel

- Hej! - zawołałam zatrzaskując za sobą drzwi do mieszkania chłopaków. Naprawdę, mogliby chociaż na noc zamykać, to nie są żarty w dużym mieście. Z jednego z pokoi wyłonił się Marshall.

Jeśli ktokolwiek nigdy nie widział świeżo co obudzonego metala z wujkiem kacem, to mogłam zaświadczyć, że wyglądało to przezabawnie.

Te długie, kręcone kudły, każdy wystający w inną stronę, szary t-shirt z napisem "kocham swoją mamę" i oczywiście tatuażowe, kolorowe rękawy wyłaniające się z tego jakże pięknego i stylowego ciuchu.

- Co ty tu robisz tak wcześnie? - wymamrotał siadając na jednym z barowych stołków. 

Stanęłam po drugiej stronie blatu i zabrałam się za robienie kawy. Myślałam, że mi się przyda filiżanka, ale jak widać mamy na pokładzie bardziej krytyczne przypadki.

- Wcześnie? Marshall, jest 13.30 - powiedziałam nastawiając wodę na gaz. - Chcesz kawy?

- Mhm - chłopak przetarł oczy i podrapał się po głowie.

- Poza tym nie świruj mi tu, że dopiero co wstałeś. Jeszcze chwilę temu nawijałeś z Erin - chyba go tym zaskoczyłam, bo natychmiast się rozbudził.

- Ale to było, bo obudziłem się wcześniej. Potem jeszcze zasnąłem i poza tym to było wszystko przez Aidena, bo dopiero rano wrócił i stwierdziłem, że no, ten tego, dam znać o próbie, ale nie musiałem teraz i.... 

Ewidentnie sam plątał się w zeznaniach, więc nawet nie gimnastykowałam się nad zrozumieniem tego monologu.

- Mhm... Rozumiem. I pierwsza rzecz o jakiej pomyślałeś to, że musisz zadzwonić do Erin. Ojoj... Czy ktoś się tu zauroczył? - spytałam trzepocząc rzęsami. 

Spojrzał się na mnie, jakby miał ochotę wsadzić mnie do worka i powiesić nad ogniskiem. Zapamiętać - nie drażnić Maryego przed kawą. Nagle chłopak zrobił wielkie oczy i zerwał się z swojego miejsca.

- Zaraz! Jest 13.30? Za pół godziny próba! Daleko! Nie! Szybko! - pobiegł do swojego pokoju, a dalej słychać było już tylko trzaski. Mimowolnie zaśmiałam się.

Więc skoro Aid wrócił skądś dopiero rano, teraz musiał odsypiać. U Scotta też cicho, więc może go nie było. Poprzedniej nocy zmył się w środku imprezy, więc możliwe, że nocował gdzieś indziej, może u jakiejś dziewczyny z klubu? 

Nie... Zaraz, pewnie był po prostu w łazience, bo w końcu paliło się tam światło. 

Kiedy woda przestała lecieć podążyłam w tamtą stronę, w celu umycia rąk. Czułam, że brud z metra możnaby ze mnie zdrapywać. Łazienkowe drzwi oczywiście też nie były zamknięte, więc od razu weszłam do środka.

Było strasznie gorąco, a całe lustro i kabina - zaparowane. Scott najwidoczniej nadal był w środku, ale i tak nie dało się nic zauważyć, poza tym specjalnie unikałam wzrokiem tego kierunku.

- Hej, ja tylko przyszłam umyć ręce - rzuciłam za siebie, po czym wycisnęłam sobie trochę mydła. 

Dziwne, ale nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Ręcznik przerzucony przez drzwi kabiny został wciągnięty do środka 

- Żyjesz? - spytałam odwracając się o 180 stopni. 

Coś przestało mi pasować w rozmazanym kształcie zza kabiny. 

I wtedy drzwi się otworzyły. A w środku stał nie kto inny, a ona. 

Amber.

Owinięta czerwonym ręcznikiem, z mokrymi, czarnymi włosami i bardzo zmęczoną twarzą.

Wgapiałam się w nią jak głupia, nadal z mokrymi dłońmi. Nagle w zaparowanej łazience stało się dla mnie jeszcze goręcej. 

Ona również się we mnie wpatrywała szerokimi, niebieskimi oczami. Na jej twarzy malowała się jeszcze niepewność. 

Czułam się jakby nagle ktoś wymazał z mojej głowy każde słowo, którego kiedykolwiek się nauczyłam. Kompletna pustka. 

Ona również nie umiała nic z siebie wydusić. Przełknęła jedynie głośno ślinę i uśmiechnęła się do mnie.

- Hej - powiedziała w końcu cicho. - Jak życie? - wciągnęłam powietrze i wyrzuciłam ręce w górę, starając się coś powiedzieć, ale wyszło z tego tylko jakieś dziwne dukanie. 

Z jednej strony tak mi ulżyło, gdy ją zobaczyłam. Ale z drugiej, widziałam, że coś było nie tak. No i pomijając to, kompletnie nie wiedziałam jak się zachować. 

Wtedy Amber podeszła do mnie i objęła moją zdezorientowaną twarz dłońmi.

- Rachel. Wyjaśnię ci. Wszystko ci wyjaśnię - była smutna, widziałam to. 

A ona widziała, że mi również nie było łatwo przez ostatnie dni. Pokiwałam pośpiesznie głową i smutno się uśmiechnęłam. Chciałam coś powiedzieć, ale nie miałam pojęcia co. 

Amber, martwiłam się? Amber, tęskniłam? Amber, co się stało?

- Amber, kocham cię.

- Wiem - odpowiedziała z niemrawym uśmiechem.

- Ale nie tak jak wcześniej. Ja naprawdę cię kocham. Wszystkimi sposobami jakimi się da. Tak mi się wydaje. Bo ja nie wiem... Ale tak tęskniłam... I nie chodziło tylko o to, że normalnie się martwiłam... Ja... Ja... - z oczu zaczęły lecieć mi łzy, nie mogłam tego kontrolować. - Ja.... Tyle się stało...  I jesteś dla mnie tak ważna.. I ... 

Nie umiałam sklecić już żadnego sensownego zdania. Jakby słowa, które wypowiadałam były dziwne. Nienaturalne. Tak przynajmniej podpowiadał mi mózg. Byłam okropnie zmęczona tym ciągłym rozmyślaniem. Myśli nie mieściły się już w mojej głowie. 

- Nie wyjeżdżaj już. Proszę - tak, przynajmniej tego byłam pewna. 

Amber uśmiechnęła się do mnie i starła kciukami moje łzy. Przy ostrym, łazienkowym świetle, dało się zobaczyć parę piegów, które miała na nosie.

- Ćśś... Rache - zmusiła mnie bym na nią spojrzała. -  wszystko będzie dobrze. 

Uśmiechnęła się do mnie. I uśmiechnęła się tak, że nie dało się tego uśmiechu nie odwzajemnić. 

Amber stanęła na palcach, bo w końcu była przecież sporo niższa i przycisnęła swoje usta do moich. Przemieściła dłonie z moich policzków na kark i delikatnie objęła jedną z moich warg swoimi.

Już po chwili oddałam jej ten pocałunek, równocześnie obejmując ją, nadal owiniętą w czerwony ręcznik.

Odsunęłam myśli. Odsunęłam myślenie. I po raz pierwszy naprawdę czułam, że ją całuję. I tak dobrze się z tym czułam. 

Całowałam osobę, którą kochałam i w końcu to zrozumiałam.




***

Witam wszystkich, jako osoba oficjalnie po egzaminach, bez zmartwień. Przepraszam, że długo nie dodawałam nic, ale był to ostatnio zaiste stresujący czas.

W rekompensacie, daję najdłuższy jak na razie rozdział.

Mam nadzieję, że się wam spodoba i zachęcam do zostawiania opinii w komentarzach, wiecie jak to motywuje. No i chciałabym wiedzieć co myślicie.

W piątek udaję się na klasową wycieczkę do 1 maja, więc kolejny rozdział pojawi się wtedy.

- Ola <3

Continue Reading

You'll Also Like

19.4K 1.4K 11
Melissa Johnson pochodzi z dobrej rodziny, ma kochających rodziców i prowadzi kancelarię prawniczą ze swoją przyjaciółką. Od kilku miesięcy interesuj...
1.4M 56.5K 103
ON - Wielbiciel szybkich samochodów, głośnych imprez i niezobowiązujących związków. ONA - Wielka romantyczka z bardzo ciętym językiem. Osiemnastol...
57.2K 2.6K 30
Cześć! To moja kolejna praca o tej tematyce. Tym razem Hailie ma 12 lat. Na początku książki Shane i Tony mają 16 lat; Dylan 17 lat; Will 24 lata; V...
8K 285 18
Tom I trylogii Mafia