Zmienię czas, by z Tobą być |...

By KamanaHayami

359K 20K 3.3K

Hermiona Granger dostała misję, której powodzenie może przywrócić życie milionom istnień. Tylko ona była w st... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Epilog
Podziękowania
Alexander Tom Riddle
Alexander

Rozdział 8

13.5K 766 99
By KamanaHayami

Zmęczenie położyło ich na kanapie w pokoju wspólnym. Tym samym dało innym uczniom powód do plotkowania. Z samego rana Hermiona obudziła się pierwsza. Głowa bolała ją niemiłosiernie, dlatego też nie za bardzo miała pojęcie co wczoraj się stało. Było jej jakoś przyjemnie, wręcz za bardzo. Leżała na czymś bardzo ciepłym, na czymś co oddychało, a serce łomotało mu jak dzwon. Chwileczkę? Jak to możliwe? Przecież musi być w swoim łóżku, otóż to.

Otworzyła przerażona oczy, które prawie wyszły jej z orbit. Leżała na Tomie. Wyglądało to nie mniej dziwnie, zerwała się na równe nogi, wbiła przy tym chłopakowi kolano w brzuch. Jęknął. Otworzył oczy i złapał się za głowę.

— Co jest do cholery? — warknął.

Widział tylko sufit, czarny, tak jak jego uśpione do tej pory serce. Wszystko było dziwne, głowa bolała go tak bardzo, że wszystko było dziwne.

— Chciałam zapytać o to samo — wtrąciła dziewczyna.

Zdezorientowany skierował wzrok w jej stronę. Stała w tej samej sukni co wczoraj. Chwileczkę. Dlaczego była w tej sukni skoro wyszli wczoraj razem? To niedorzeczne. Już miał z niej zakpić, gdy przypominał sobie wczorajszy incydent. Kolejny. Czy wiele jeszcze miało się ich wydarzyć, gdzie on i ta Granger będą odrywać główne role?

Robiło się to nie mniej denerwujące. Całował ją, pragnął jej ust. To musiało być tak nieznane mu wcześniej pożądanie. Orion wiele razy wspominał mu jakie to przyjemne, jednakże Riddle wątpił w jego słowa. Teraz niechętnie przyznał mu rację, ale po co? Nigdy się do tego nie przyznał przed nikim i nie zamierzał. Nie zamierzał się przed kimś płaszczył. Co to, to nie.

— Nic nie pamiętasz? Naprawdę byłaś dobra — powiedział lekko, uśmiechnął się perfidnie przy tym.

Hermiona stała prosto, jakby właśnie piorun wbił ją w ziemię. Na jej twarzy pojawiły się czerwone plamy. Była zawstydzona, poniżona i niezadowolona z siebie. Jak ona mogła posunąć się do czegoś takiego? Już chciała schować twarz w dłoniach i uciekać, gdy zobaczyła, że chłopak śmiał się bezgłośnie. Posłała mu zabójcze spojrzenie, które zignorował.

— Uwierzyłaś w to, że mógłbym Cię tknąć? Nie martw się. Nigdy więcej nie popełnię takiego błędu.

Na samym końcu teatralnie westchnął. Poczuła nieopisaną ulgę, ale jednocześnie zawiedzenie. Coś było nie tak z nią, skoro potrafiła jednak coś czuć do tej bestii.

— Wiesz Tom, powtarzasz tak za każdym razem, ale gdy znajdziemy się razem, wszystkie twoje obietnice, umierają tak jak Ty w tej chwili dla mnie.

Pokazała na jego podkrążone oczy i bladą twarz. Faktycznie nie prezentował się dobrze, jednak był spokojny o siebie. Nic nie wytrąciło go z równowagi.

— Tym razem mogę Ci to obiecać — powiedział przez zaciśnięte zęby.

Nie powinien dopuścić do tego, żeby jego ciało działało, gdy umysł mówił coś innego. Powoli dążył do tego, aby odciąć się od czarownicy.

— Obiecaj, że nigdy mnie nie pocałujesz — powiedziała cicho.

Spuściła głowę. Naprawdę czuła inaczej, jednak nie mogła sobie pozwolić na takie spoufalenie się. Nie tym razem. Wiele razy została zraniona, a teraz miała misję. To było najważniejsze, prawda?

Tom wstał, wysoki i przystojny, nawet teraz i stanął tuż przed dziewczyną. Mimowolnie podniosła głowę do góry. Spojrzała w jego ciemne oczy. Przybliżył się do jej twarzy na tyle blisko, aby ich usta były niecałe kilka centymetrów od siebie. Wypieki na jej twarzy paliły jak słońce w cudowny gorący dzień. Musnął delikatnie jej wargi, przymknęła urzeczona oczy. To było takie cudowne, takie coś, co chciała czuć codziennie, ale dlaczego od niego? Tak bardzo się różnili, tak bardzo od siebie różni. Nie. To nie mogła być miłość, to zwykle zauroczenie.

— Tego nie mogę ci obiecać.

Poczuła, że traciła jego usta, które przed chwilą tak pieściły jej duszę i ciało.
Otworzyła swoje brązowe oczy. Jego już nie było, rozpłynął się w wielkim salonie Slytherinu. Bez słowa, bezmyślnie udała się do swojego dormitorium. Dochodziła piąta rano. Wszystko było takie inne. Świat stał się piękniejszy. Dlaczego?

(***)

Kolejny dzień przysporzył dziewczynie więcej trosk niż mogła podejrzewać. Gdy tylko wstała rano zobaczyła nad sobą dwie koleżanki z pokoju, które wyczekiwały na jej wyjaśnienia. Udała, że nie wie o co chodzi. Poszła do łazienki się myć, a gdy już wróciła, siedziały patrząc wyczekująco w jej stronę.

— Czegoś ode mnie chcecie? — zapytała.

Właściwie chciała zaprzeczyć wszystkim, nawet sobie. Tom nic dla niej nie znaczył i taką wersję warto utrzymać.

— Wszyscy was widzieli! Jeszcze się pytasz. Usnęłaś na Tomie! Riddlu! W pokoju wspólnym. Chodzicie razem, prawda? A dodatkowo byłaś z nim na balu! Myślałam, że przyjdzie sam i znowu będzie patrzył na wszystkich z góry, a tu taka niespodzianka. Jak to zrobiłaś?

Najwidoczniej kłamanie w tej kwestii było łatwiejsze niż myślała. Na wszystko mogła w sumie odpowiedzieć zgodnie z prawdą, szczególnie jeśli chodzi o ich związek, którego nie było.

— Nie chodzimy ze sobą, musieliśmy pójść razem. Dyrektor tego od nas wymagał. Nie widzę w tym nic ciekawego, ani tym bardziej interesującego — powiedziała.

Tak. Czysta prawda, nie musiała się zbytnio tłumaczyć a tym bardziej kłamać.

— Doprawdy? Wszyscy widzieli, że tango miało na was zbawienny wpływ, a następnie wyszliście jako pierwsi z balu. Nie uwierzę w to co mówisz, choćby była to prawda. Wiem co widziałam, wiem, że między wami coś jest — powiedziała Ashley.

Hermiona mruknęła coś pod nosem. Nie chciało jej się już kontynuować rozmowy. Najwyższy czas na późne śniadanie. Całe szczęście, że dzisiaj był sobota. Śniadanie z racji wczorajszej imprezy, wydawali do godziny dwunastej, co niezmiernie ucieszyło większość siódmoklasistów, którzy mogli wrócić do swoich dormitorium w stanie upojenia alkoholowego.

Szła powoli korytarzem w stronę wielkiej sali, gdy na własnym ramieniu poczuła czyjąś dłoń. Wzdrygnęła się. Była to wielka łapa, zapewne wysokiego osobnika. Odwróciła się ostrożnie. Przed nią stał chłopak z jej domu. Nie znała jego imienia i mogła na spokojnie stwierdzić, że był od niej młodszy. Czegoś chciał, widziała to w jego oczach.

— Czegoś ode mnie potrzebujesz? — zapytała.

Pokiwał od razu głową. Popatrzyła na niego pytająco. Widziała, że walczy ze sobą żeby się do niej odezwać. Spokojnie czekała.

— Czy Ty chodzisz z prefektem naczelnym?

Wydawał się bardzo speszony mimo tego, że z jego twarzy nie można było wyczytać żadnej emocji. Westchnęła, widziała, że dzisiejszego dnia ta sytuacja może powtarzać się wiele razy.

— Nie, spieszę się. Mam nadzieję, że rozumiesz.

Skocznym krokiem chciała uciec jak najdalej od chłopaka. Była już na zakręcie gdy usłyszała jak wołał za nią

— To dobrze, bo mi się podobasz.

Zdziwiona poszła zjeść posiłek. Wiedziała, że obserwuje ją wiele osób. Ta sytuacja zaczęła się w ciągu dnia coraz częściej powtarzać. Hermiona powoli traciła panowanie nad sobą. Podchodzili do niej Krukoni, Puchoni, a nawet Gryffoni. Oczywiście, nie zabrakło Ślizgonów, którzy jak na nich przystało, zbyt nachalnie prosili ją o chodzenie, a nawet zdarzył się jeden, który zaproponował jej małżeństwo. Niedorzeczność, doprawdy.

Uciekała przed nimi gdzie się dało. Stołówka, pokój wspólny, korytarze. Wszędzie była brana pod lupę. Dziewczyny patrzyły na nią z nienawiścią w oczach, inne zaś z podziwem. Nie lubiła być w centrum zainteresowania, szczególnie teraz gdy była coraz bliżej osiągnięcia celu.

Riddle, gdzie jesteś gdy trzeba Cię znaleźć? Westchnęła. Postanowiła udać się w ostatnie miejsce, do którego mogli przyjść do niej adoratorzy i z nią rozmawiać. Biblioteka, było to prywatne sanktuarium dziewczyny, miejsce, które kochała od zawsze. Tutaj czuła się jak w niebie. Kochała książki, litery, które przekształcały się w zdania. Wszystko to było piękne, uspokajało ją.

Weszła cicho do środka, wiedziała, że tutaj była bezpieczna. Wzięła pierwszą, lepszą lekturę i rozsiadła się na krześle. Postawiła torbę na ziemi, popatrzyła zadowolona przed siebie.

Ten dzień był mimo wszystko piękny. I faktycznie. Wszyscy zainteresowani nią chłopcy, wychodzili szybciej niż mogli z biblioteki. Wychodzili to jednak złe słowo, zostali wyrzucani przez bibliotekarkę, która nie mogła znieść choćby jednego słowa wypowiedzianego głośniej. Dzięki temu było lepiej.

Dochodził wieczór, a ona kończyła gruby tom. Miała już go położyć na miejsce, gdy jednak jej wzrok poszedł na koniec stołu. Na ostatnim krześle siedział chłopiec. Był zapewne na pierwszym roku nauki, jego włosy były w kolorze zboża, a oczy zielone jak trawa. Nosił na sobie strój Gryffindoru. Jego policzki zdobiły łzy.

Zmieszała się. Powinna już iść. Nie to leżało w naturze Ślizgona, powinna go zostawiać i sobie pójść. Kiedyś była Gryffonem, a jej gorąca krew nakazywała pomagać i być odważnym człowiekiem.

W pomieszczeniu nie było nikogo oprócz jednej pani, która wypożyczała książki, a dodatkowo siedziała za wielkim filarem. Nie miała powodu w takim razie żeby stąd odejść bez słowa. Podeszła powoli do chłopca. Spojrzał na nią przestraszony.

— Ja... Ja... już idę — powiedział.

Chciał już się podnosić, jednak dziewczyna zatrzymała go, nakazała ruchem ręki mu usiąść na krześle. Był zdezorientowany, jednak posłuchał Hermiony.

— Dlaczego płaczesz? — zapytała.

Pokiwał głową z niedowierzaniem. To nie może być prawda, rozmawiał ze słynną prefekt Slytherinu, najmądrzejszą z pośród wszystkich dziewczyn w Hogwarcie, a przede wszystkim, kobieta ze Slytherinu. Wiadomo było, że oni nienawidzili mugolaków.

— Nie potrafię tego zrobić — szepnął cicho.

Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który kompletnie zbił z tropu małego chłopca.

—Bo czytasz złą książkę. Pomogę Ci trochę, dobrze?

Pokiwał tylko głową w odpowiedzi. Podeszła do regału i wyjęła właściwą pozycję. Rozłożyła ją na stole i pokazała miejsce gdzie powinien zacząć czytać. Przeczytała mu kilka linijek i pokazała jakie błędy popełnił. Słuchał jej zauroczony, była taka dobra, tak bardzo nie pasowała do swojego domu. To dziwne i nieprawdopodobne.

— Masz przyjaciół? — zapytała.

Poczuła, że to pytanie może go zaboleć. Nie zdziwiła się gdy odpowiedział łamiącym się głosem.

— Nie, nie potrafię z nimi rozmawiać. Jestem dodatkowo dziwny. Wszyscy mówią, że jestem za wysoki jak na swój wiek, poza tym nie wiem nic o magii. Dopiero się uczę, a większość z moich kolegów ma jednego rodzica, który jest czarodziejem, a moi to mugole. Tata prowadzi sklep, a mama siedzi w domu i wychowuje młodsze rodzeństwo. Był to dla nich szok, że dostałem się do szkoły magii i że czarodzieje istnieją. A ja? Byłem zachwycony do pierwszego tygodnia szkoły. Potem okazało się, że różnię się od reszty — powiedział to jednym tchem.

Współczuła mu. Sama cofnęła się te kilkanaście lat wstecz. Teraz miała już dziewiętnaście lat. To było osiem lat temu. Była najmądrzejsza w całej klasie, przez to nie mogła znaleźć sobie kolegów ani koleżanek.

Pamiętała jak na początku Harry i Ron z niej szydzili. Te wspomnienia zabolały tak mocno, że o mało sama nie popadła w trwogę. Nie, nie powinna. Pomogła mu tylko i mogła iść. Tak było dla nich najlepiej.

— Na pierwszym roku również nikt mnie nie lubił. Byłam najlepsza w klasie i przez to nie potrafiłam znaleźć dla siebie miejsca. Dopiero później po pewnym zdarzeniu, udało mi się wreszcie zdobyć przyjaciół. Nie przejmuj się, wreszcie będziesz tacy jak oni. Zobaczysz, to tylko kwestia czasu, a masz go bardzo dużo, uwierz mi.

Uśmiechnęła się do niego najlepiej jak potrafiła. Odwzajemnił jej uśmiech. Była szczęśliwa, że mogła mu pomóc. To pomogło też i jej. Wstała, podeszła w stronę drzwi. Dochodziła pora kolacji, powinna już iść, czas coś zjeść. Odwróciła się.

— Jak masz na imię? — zapytała.

Chłopak popatrzył nad nią z nad lektury.

— Martin — powiedział szybko.

Chciał już chyba zabrać się do dalszej pracy. Krzyknęła tylko.

— Niech to będzie nasza tajemnica, dobrze? Do zobaczenia.

Pomachała mu ręką i wyszła na ciemny korytarz, który oświetlały tylko płomienie pochodni. Szła przed siebie powoli, nie chciała się spieszyć. Znowu wróciła do tej strasznej rzeczywistości, a przecież w tej bibliotece było tak przyjemnie.

(***)

Kolacja. Tom siedział i grzebał widelcem w talerzu, zjadł niewiele. Cały czas myślał nad tym co zrobił dzisiaj rano, a poza tym pytania, które zadawali mu koledzy były ohydne. Ciągle tylko słyszał czy Hermiona była dobra w łóżku, czy jest namiętną kochanką. W sumie nie dziwił się kobietom, że tak bardzo odrzucały takiego typu mężczyzn. Westchnął. Widział, że Orion bacznie go obserwuje.

— Czyli nic między wami nie ma? — zapytał.

Riddle niechętnie kiwnął głową. Między nimi bya pewna namiętność, chęć spełnienia na sobie swoich pożądań. To było bardzo ciekawe, ale jednocześnie niebezpieczne dla jego przyszłości.

— Myślę, że kłamiesz, ale skoro tak twierdzisz uznajmy, że Ci wierzę — skwitował.

Dalsza część jedzenia przy stole Slytherinu trwała w ciszy. Gdy dopiero udali się do pokoju wspólnego, zobaczyli jakie piekło zapanowało w ich domu. Na środku pokoju stała Hermiona Granger, z wyjątkowo zaciętą miną. Wokół niej zgromadziło się wiele osób, które zazwyczaj były młodsze i mniej rozmowne, tym razem jednak były bardzo natarczywe i gwałtowne. Z początku słyszał tylko strzępki rozmowy, gdy jednak znalazł się bliżej do jego uszu doszły akty oskarżenia, jakie padały w stosunku do kobiety.

— Jesteś tylko i wyłącznie głupią dziwką! Nie dość, że podrywasz Toma Riddle, a potem wszystkim mówisz, że to nie prawda, to jeszcze dodatkowo pomagasz Gryffonom! Jesteś żałosna — powiedziała dziewczyna, której nigdy na oczy nie wiedział chłopak.

Wydął usta w brzydkim grymasie i spojrzał na dziewczynę. Przebił się już przez cały tłum i stał tuż za dziewczyną, która nie zwróciła na niego nawet uwagi, gdyż zaczęła się odpowiadać.

— Nie chodzę z Tomem i mam nadzieję, ze to właśnie do ciebie dojdzie, a poza tym co robię poza pokojem to moja prywatna sprawa, nie twoja — skwitowała.

Właściwie miała rację, co niechętnie przyznał w duchu, jednak nie zamierzał na razie się odezwać.

— O, Tom! Jesteś! Powiedź jej, że nie ma u ciebie szans i, że jest tylko wredną manipulatorką! — jęknęła następna z dziewczyn.

Wszyscy patrzyli na niego w oczekiwaniu. Westchnął teatralnie. Nienawidził takich sytuacji i takich ludzi.

— Sądzę, że miałaby większe szansę niż wy wszystkie razem wzięte. Nie chodzimy razem jeśli chcecie wiedzieć, poza tym ma rację. Nie wasza sprawa co robi poza pokojem Slytherinu, a ponieważ jednak została przyłapana na pomocy Gryffonowi powiem wam całą prawdę. Hermiona wzięła od tej osoby zapłatę, nie pochwalałem tego co robi, ale skoro brakuje jej na drobne wydatki, czemu nie. Temat uważam za zamknięty, a was nie chce widzieć na oczy. Jesteście obrzydliwe.

Wskazał palcem na wszystkie dziewczyny, które stały jak porażone gromem przed Hermioną, która uśmiechała się z satysfakcją. Miała coś jeszcze powiedzieć na odchodne, jednak poczuła, że ktoś ciągnął ją w swoim kierunku.

— Ani mi się waż — syknął.

Dziedzin Slytherina widocznie nie był zadowolony z jej działań. Co miała zrobić? Po prostu pomogła. Mimo tego, że teraz musiaa być taka, a nie inna, jej druga, prawdziwa natura, dalej miała nad nią władzę. Zaciągnął ją na pusty korytarz, tak aby mogli porozmawiać w spokoju.

— Naprawdę oszalałaś. Wiem, że jedna sytuacja nie była niczyją winą, ale pomagać Gryffonowi? Naprawdę, spodziewałem się po tobie czegoś lepszego.

Zakończył swoją wypowiedź. Przełknęła głośno ślinę. Nie pozwolia sobie na takie traktowanie.

— Martwiłeś się? To naprawdę uroczę — zakpiła.

Widziała, że chłopak powoli nie wytrzymuje. Zaciska dłonie w pięści jednak nic poza tym.

— Chcesz coś jeszcze dodać, Granger? — warknął na nią.

Pokiwała przecząco głową, uśmiechnęła się.

— Śmiem zauważyć, że podobam Ci się, Riddle i co najgorsze - sam nad tym nie panujesz. Czekam na kolejną obronę. Myślę, że znalazłam prywatnego ochroniarza.

Jej uśmiech był szczery i pozbawiony jakichkolwiek złych wibracji. To było dziwne, nigdy nie myślał, żeby się zakochać.

— Nie zakochałem się — powiedział.

Właściwie to sam nie rozumiał coś się teraz z nim dzieje. Przez jego ciało przechodziły miłe dreszcze, był zadziwiająco spokojny i szczęśliwy bo mógł jej pomóc, i że jej nic się nie stało. No właśnie, ona była dla niego ważna.

Ciepło w sercu, które topiło lód, który zamarzł wiele lat temu. To niesłychane. On nigdy się nie zakocha, nikt nigdy nie pokocha jego.

— Mam nadzieję, że teraz kłamiesz — powiedziała cicho.

Miała już odejść, pełna obawy, że usłyszał ostatnie zdanie. Nie wiedziała co w nią wstąpiło. Nie chciała tego usłyszeć, nie chciała. Serce bolało ją na samą myśl, że teraz się od niej odsunął.

Tak, to było dziwne, że akurat on. Ktoś kto był największym zagrożeniem dla całego świata, miałby się stać najbliższą osobą dla niej. To niemożliwe, wszystko to co się z nim wiąże było niemożliwe. Nie było takiej opcji.

— Doprawdy?

Czuła, że kolejny raz przyciągnął ją do siebie. Delikatnie podnosił jej podbródek, tak aby mogła spojrzeć w jego lśniące brązowe oczy. Dziewczyna z kolei zatapiała się w jego oczach, tak cudownych, tak pasujących do takiego pięknego człowieka. Niepojęte było to, że on mógł być tak zły.

Gdy jego usta znowu musnęły jej wargi, odpłynęła w świat fantazji o przyszłości, której dla siebie nie mieli. Dlaczego życie musiało być takie trudne, że najbardziej fascynowały nas osoby, z którymi być nie możemy? Dlaczego.

— Nie mogę się oprzeć — powiedział zmysłowym tonem i tym samym przywarł z dziewczyną do ściany.

Pogłębił pocałunek, delikatnie penetrował językiem podniebienie dziewczyny, a jedna z jego rąk delikatnie wsuwała się pod sweter kobiety. Nie miała nic przeciwko, podobało jej się, pragnęła tego. Nie usłyszeli nawet kroków, które zatrzymały się tuż przed nimi, gdy góra część garderoby dziewczyny, była pociągnęła tuż przed stanikiem. Tylko dziewczęcy chichot i stłumiony, zapewne ręką, męski śmiech doszedł ich uszu.

Oderwali się od siebie, Tom rzucił pod nosem przekleństwo, a Hermiona zapłonęła rumieńcem. Przed nimi stało narzeczeństwo Black w dość rozbawionym humorze.

— Ja wcale nie jestem z Hermioną — zacytowała Walburga.

Starsza dziewczyna zerknęła na Riddle, który płonął w tej chwili jak piwonia.

— Faktycznie, masz większe szansę niż reszta, Granger — powiedział Orion.

Wiedzieli, że zaraz miał pojawić się wybuch. Tom ruszył przed siebie, nie oglądał się na nich.

— Tylko spróbujecie coś powiedzieć, a was wszystkich pozabijam jednym machnięciem różdżki.

To nie był ludzki głos, brzmiał jak syk węża, który jest gotowy zabić aby się pożywić.

— Żartuje, jak zwykle. Przejdzie mu — powiedział do niej mężczyzna.

Ona jednak wiedziała swoje. Lord Voldemort nie rzucał słów na wiatr, a ten przystojny chłopak, który w tej chwili ją opuścił, to ta sama osoba. On nigdy nie żartowa. Doprowadziła się do stanu używalności.

— Nikomu nie powiedzie? — zapytała dość przestraszona.

Pokiwali tylko przecząco głowami. Nie zamierzali zdradzić tajemnicy tych dwojga, mieli nadzieję, że coś co się urodziło, wykiełkuje.

Continue Reading

You'll Also Like

217K 11.9K 54
Major SS, Thomas Engel zostaje zameldowany w zagarniętej przez Niemców Warszawie. Na miejscu ma zająć się obowiązkami związanymi z jego wysoką pozycj...
43.2K 2.3K 69
Mity stały się rzeczywistością. *w fanfiction pojawiają się wszelkiego rodzaju używki, sceny erotyczne i przekleństwa, czytasz na własną odpowiedzial...
Nie dla ciebie By Księżna

Historical Fiction

62.4K 3K 26
Znacie historie zakazanej miłości Romeo i Julii albo lepiej historie trudnej miłości Scarlett i Rhetta? Tak? To dobrze. A Anny i Stefana? Historie o...
62.2K 7.4K 106
Kiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmie...