Zmienię czas, by z Tobą być |...

By KamanaHayami

359K 20K 3.3K

Hermiona Granger dostała misję, której powodzenie może przywrócić życie milionom istnień. Tylko ona była w st... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Epilog
Podziękowania
Alexander Tom Riddle
Alexander

Rozdział 7

14K 778 69
By KamanaHayami

Cichy, jednakże bardzo paraliżujący dźwięk sprowokował ich do oderwania się od siebie. Tom jak zwykle stał obojętnie i nasłuchiwał. Wcale nie zrobił na nim wrażenia ten pocałunek, czuł jedynie, że jego męska ambicja została zaspokojona.

W tym czasie Hermiona ukrywała pod maską strachu własne uczucia. Jak do tego doszło do cholery? Przecież nie tak to miało wyglądać. Przeklęła siarczyście pod nosem. Naprawdę, powinna zastanowić się, co tutaj było ważne. Misja czy jakieś denne romanse. Nie mogła sobie na to pozwolić.

— Idziemy — zarządził mężczyzna.

Oboje po cichu udali się w stronę kolumn, które zasłoniły ich tak, że mogli bez problemu patrzeć na to, co działo się na korytarzu. Nagle pojawiła się ciemna postać, oczy kobiety rozszerzyły się do granic możliwości.

Kto to był? Przecież o tej porze nie powinien być tu żadnen uczeń, który przechadzał się swobodnie po szkole.

— To Ogg, jeśli nie chcemy reszty nocy spędzić w lochach przypięci grubymi łańcuchami do ściany, idziemy stąd.

Pokiwała tylko głową. Nie mogła jednak wiedzieć, że w tej ciemności Riddle nic nie widział. Za bardzo przejęła się następstwami tej sytuacji.

— Idziemy? — syknął.

Przypomniała sobie, że panowały egipskie ciemności. Musiała otrząsnąć się z szoku i wreszcie ruszyć przed siebie.

— Jasne — odparła.

Szli więc w kierunku lochów powoli, tak aby nie wywołać zbędnego zamieszania. Dwóch prefektów, którzy nocą robili sobie schadzki, to naprawdę śmieszne. Musiała jakoś poradzić sobie z podnieceniem i na dodatek pożądaniem w stosunku do Toma. Nie tak miała wyglądać jej misja, nie tak miało wyglądać jej życie. Dzięki niej Harry wreszcie miał mieć rodziców, a ona możliwe, że była kimś innym, kimś kim zawsze chciała być. Prawdziwą sobą, Hermioną Granger.

Gdy wreszcie udało im się wejść do pokoju wspólnego, zapanowała cisza, jak makiem zasiał. Jeszcze gdy szli, słyszeli odgłosy swoich kroków, lecz teraz, gdy stali naprzeciwko siebie, nie wiedzieli za bardzo jak się zachować, przeszkadzało im to.
Szczególnie dziwnie czuł się siedemnastoletni mężczyzna, który pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji. Zazwyczaj odchodził bez słowa, ale czy teraz powinien?

Nie można od razu odzwyczaić się swoich nawyków. Wyminął kobietę, która aktualnie patrzyła na swoje buty. Urocze, wstydziła się, prawie jak każda możliwa dziewczyna.

Ruszył ku schodom, a zaraz później znikł za drzwiami, zostawił swoją partnerkę samą. A co zrobiła ona? Policzki ją piekły, serce łomotało w piersi. Powoli się uspokajała, musiała wrócić do normy. Nie mogła przecież tak wypełnić misji, ani tym bardziej zakochać się w takim człowieku, jakim był Tom Riddle.

Zło, które było głęboko zakorzenione w jego sercu nie było dla niej. Ona potrzebowała prawdziwego mężczyzny z krwi i kości, o gorącym sercu, który mógł sprawić, że i ona mogła poczuć ten dreszcz. Tak, tego było jej potrzeba ale przed nią jeszcze tyle pracy. Przede wszystkim czas na zmianę nastawienia. Musiała traktować wreszcie go jak człowieka, a nie obiekt. Tak, to było doskonałe ćwiczenie dla niej, a dodatkowa pewność siebie mogła przynieść tylko dobre rezultaty.

Ona również udała się na spoczynek. Tak, wreszcie trzeba odpocząć po trudach dnia codziennego i, co najważniejsze, zapomnieć o pocałunku, który miał w sobie tak wiele, że trudno go opisać.

(***)

Sen nie przyniósł jednak żadnych refleksji. Dlaczego Tom uległ takiemu uczuciu? Dlaczego się poddał i jednak ich usta zamknęły się w namiętności? Dlaczego?

Te pytania ciągle męczyły młodą kobietę. Zarówno przed pójściem spać, jak i po wstaniu. Wszystko było takie nijakie, cała ta przeszłość była przereklamowana.

Podniosła się powoli do pozycji siedzącej. Odsłoniła kotary, przymknęła delikatnie oczy. Słońce, które wpadało przez okna oślepiło ją swym blaskiem. Gdy jej oczy przyzwyczaiły się do światła, rozejrzała się po pokoju. Łóżko dziewczyny, której dalej nie pamiętała imienia, było już puste.

Z kolei łóżko Walburgii było całe rozkopane, a jego właścicielka leżała naga w łóżku. Jedynie skrawek kołdry zakrywał jej krok, a piersi były całkowicie widoczne.

Hermiona zapłonęła czerwienią. Wstała pospiesznie i podeszła do dziewczyny. Dźgnęła ją różdżką, którą miała w ręku. Usłyszała jakieś niezrozumiałe słowa, które zniknęły w poduszce. Jeszcze raz zdecydowała się ponowić atak na golasa.

— Cholera, Granger! Mogłabyś przestać?

Stała do niej tyłem. Nie chciała widzieć jej w takim stanie. Panna Black wyczuła jej niepewność. Zachichotała.

— Nie powiesz mi chyba, że krępujesz się moja obecnością? Nie przesadzaj! — krzyknęła i zaniosła się śmiechem.

Starszej dziewczynie również udzielił się humor.

— Mimo wszystko, ubierz się — rzuciła.

Hermiona poszła w stronę łazienki. Weszła do niej i spędziła zadziwiająco mało czasu. Umyła się, pielęgnacja włosów, paznokci, ciała zajęła jej mniej niż oczekiwała. Ubierała się pospiesznie. Wprawdzie było jeszcze sporo czasu na śniadanie, ale chciała być w Wielkiej Sali szybciej niż Riddle.

Po wczorajszym głupio było na niego spojrzeć, a co dopiero się do niego odezwać. Pospieszyła z pokoju w kierunku schodów. Przebiegła jak najszybciej przez pokój wspólny, wreszcie znalazła się na korytarzu, który był zalany zaspanymi uczniami, którzy niezwykle ją irytowali.

— Ruszcie się wreszcie — warknęła.

Tłum rozstąpił się, aby zrobić jej przejście. Nikt nie lubił zaczynać ze Ślizgonami, a ostatnimi czasy z nią samą. Biegiem dotarła na miejsce, usiadła na krześle i wrzuciła sobie na talerz tosta. Posmarowała go tak szybko marmoladą. Zrobiła to tak szybko, że ludzie z jej domu spojrzeli na nią pytająco. Zignorowała to. Pospiesznie przełykała kolejne kęsy chleba, gdy za swoimi plecami usłyszała znajomy, łagodny głos.

— Panno Granger, możemy panią prosić na minutkę?

Gdy odwróciła się, za swoimi plecami zobaczyła Albusa Dumbledore'a w towarzystwie dyrektora Dippetta.

Pokiwała sztywno głową i udała się za nimi. Szli zapewne do gabinetu któregoś z nich. Miała nadzieję, że jej były dyrektor, który w jej czasach był już martwy, bo zabił go Severus Snape, nie wyjawił nic swojemu zwierzchnikowi.

Zacisnęła kciuki i dalej podążała za mężczyznami, którzy uśmiechali się do niej nad wyraz przyjaźnie. Gdy wreszcie weszli do pierwszej, lepszej klasy, nie była już taka pewna czy rozmowa miała dotyczyć jej zadania powierzonego w przyszłości.

— Jak pani zapewne już zdążyła dowiedzieć się od swoich koleżanek, w tym roku w noc duchów odbędzie się bal. Nie byle jaki, oczywiście. Postanowiliśmy zaprosić kilku przedstawicieli ministerstwa. Dlaczego? Panno Granger, zapewne i panią czeka tam przyszłość! Ściągamy ich, aby znaleźli sobie przyszłych kandydatów na świeże posady w ministerstwie. Jak wiadomo i to od dawna, takie młode osoby są bardziej przydatne. Myślę, że doskonale rozumiemy powagę sytuacji.

Najwyższa głowa w Hogwarcie zwróciła się do niej, ale dlaczego? Nie rozumiała, po co jej ta wiedza, po co miała to wiedzieć. To nic szczególnego, to samo mogli powiedzieć Tomowi i zapewne odebrałby to tak jak ona. Nic nowego nie przyniesie to wydarzenie. Tak będzie też w przyszłości.

Westchnęła. Rzuciła jedno, krótkie spojrzenie w kierunku Dumbledore'a. Miała nadzieję, że miał coś więcej do powiedzenia.

— Ależ mój drogi! Nie powiedziałeś Hermionie nic! Musisz ogłosić w całej szkole, żeby dobierali się w pary. Poza tym, mam nadzieję, że prefekci domów przyjdą razem. Zadbaj o to, żeby Tom pojawił się u twojego boku, kiedy nadejdzie ta odpowiednia godzina. Prefekci rozpoczynają tańce, mam nadzieję, że nie jest ci obca ta sztuka?

Puścił w jej kierunku oczko. Mogła przysiądź, że tak było. Uśmiechnęła się lekko.

— Oczywiście panie profesorze, dziękuje za spotkanie.

Podeszła do drzwi i roześmiała się. Dzięki tej sytuacji ułatwiła sobie zadanie, a ponieważ ostatnimi czasy Tom Riddle robił się w stosunku do niej miękki, to jej jedyna szansa, aby wykorzystać to dostatecznie. Z wielkim uśmiechem na ustach poszła w kierunku pokoju wspólnego. Miała akurat trochę czasu, aby oznajmić Riddlowi, że byli umówieni na bal.

(***)

Wyszedł z sypialni dość późno. W dalszym ciągu nie rozumiał swojego współlokatora, który spędzał tyle czasu w łazience. Niejedna kobieta byłaby tym zdegustowana, a on wcale nie wyglądał przez to lepiej. Wręcz przeciwnie. Teraz był wyjątkowo odrażający

Co innego Tom. On nie robił nic, był wyjątkowy. Natura mu nie poskąpiła, dała mu wszystko, co najlepsze. Brązowe lśniące oczy, ciemne, lekko kręcone włosy, aksamitny głos, ładną, owalną twarz, a rysy jak u rzeźby. Idealny, pomijał oczywiście charakter. Nie dziwne, że większość dziewczyn w szkole znalazło trochę miejsca w sercu na niego, był wyjątkowo przystojny.

Co dziwne, on wcale nie pragnął tego wykorzystywać. Był tak niedoświadczony, że aż dziw brało, że w tym wieku jeszcze nie zabierał się za takie rzeczy, ale cóż, jak w jego głowie zamiast styku bzdur, pożądania i miłości i tym podobnych osiadło zło, które z dnia na dzień coraz bardziej wbijało swoje korzenie w bezbronne serce chłopaka? Niestety im dłużej myślał o zemście, tym szybciej odchodził z tego świata Tom Riddle a zastępował go Lord Voldemort.

Riddle szedł spokojnie przez pomieszczenie, gdy zobaczył, że przez dziurę w portrecie wślizgiwała się znajoma mu postać. Hermiona Granger - znowu ona. Rzucił niedbale jakieś przekleństwo pod nosem. Zmierzała w jego kierunku, nie tego się spodziewał po wczorajszej sytuacji.

— Musimy porozmawiać — rzekła.

Rozejrzał się po pokoju. Wiedział, że jej słowa sprawiły poruszenie w całym pomieszczeniu. Uśmiechnął się, specjalnie, aby dać im do myślenia.

— Oczywiście — odparł.

Wyszli razem jak najdalej od zgrai plotkarzy ze swojego domu. Naprawdę trudno prowadzić misję, gdy tyle osób niepotrzebnie zawracało ci głowę. Gdy dotarli na jakiś korytarz, gdzie w tej chwili nie było żadnego ucznia, nauczyciela, ani ducha, postanowili, że przystanął, aby zamienić ze sobą kilka słów.

— A więc? — zapytał.

Dziewczyna zastanowiła się chwilę nad tym, jak powinna mu przekazać tę cudowną dla nich nowinę. Na jej twarz przypałętał się kpiący uśmieszek.

— Wiedziałam się dzisiaj z dyrektorem i profesorem Dumbledorem. Mam nadzieję, że cię nie zdziwię. Na balu w noc duchów pojawią się pracownicy ministerstwa magii, aby wybrać grono ciekawie zapowiadających się uczniów. I najgorsza ze wszystkich wiadomość, Tom. Musimy iść razem jako para i otworzyć tańce — powiedziała, śmiała mu się w twarz.

Wiedziała, że takim zachowaniem prowokowała chłopaka, ale nie miała wyboru. Ten jednak tylko popatrzył na nią z góry, bez cienia wątpliwości odpowiedział na jej zaczepkę.

— Mam nadzieję, że masz się w co ubrać, a co ciekawsze czy umiesz tańczyć.

Odszedł od niej powolnym krokiem w stronę jadalni. To ciekawe, że nie wywarło to na nim wrażenia. Wzruszyła ramionami. Musiała inaczej znaleźć drogę do tego serca Riddle'a, który potrzebował pomocy, nieświadomy niebezpieczeństwa, które niosło ze sobą uczucie nienawiści.

(***)

Dwa tygodnie minęły tak szybko, że nikt nie mógł się spodziewać, że właśnie dzisiaj od rana w zamku panowała taka wrzawa. Młode dziewczyny powyżej piątego roku nauki, przygotowywały się wytrwale na bal, poza jedną, rzecz jasna.

Hermiona siedziała w pokoju wspólnym pośród wielu swoich adoratorów, którzy do ostatniej minuty starali się ją zaprosić na bal. Nie dochodziło do nich żadne słowo sprzeciwu. Nieopodal niej stał oparty o framugę drzwi dziedzic Slytherina. Spoglądała na niego od czasu do czasu.

Denerwowała go, wiedziała o tym. Był pewny, że jak większość kobiet w jej wieku przygotowywała na godzinę dziewiętnastą już od drugiej po południu. Patrzył na nią z pół przymkniętych powiek. Miał ochotę nią potrząsnąć i zmusić do działania. Dochodziła przecież godzina siedemnasta.

— Hermiono, ale przecież nikt cię nie zaprosił, nie poszłabyś jednak ze mną? — zapytał jakiś chłopak z rocznika niżej.

Ona nic nie odpowiedziała. Była zbyt zajęta lekturą, aby mieszać się w sprawy tej wielkiej uroczystości. Gdy jednak jednemu z mężczyzn się nie udawało, drugi podchodził do działania.

— Może jednak wybierzesz się ze mną? Wiemy przecież, że Gregory nie jest odpowiednią partią.

Przez salon przeszedł stłumiony śmiech. Tomowi było do tego daleko. Mało brakowało, aby poszedł do dziewczyny i kazał się jej szykować. Właścicielka mlecznych oczu zamknęła książkę. Wstała, tłum otaczających ją adoratorów popatrzył w oczekiwaniu.

— Idę się przebrać — powiedziała.

Riddle odetchnął z ulgą i sam udał się do własnego pokoju. Od wielu miesięcy zbierał pieniądze na tę szatę wyjściową. Była czarna, kompletnie. Wyglądał w niej idealnie. Jego ciemne oczy aż lśniły, tym razem już nie błyszczały od czasu do czasu. Wyglądały jak małe diamenty, zamknięte pośród czarnej sadzy.

Ubrał się w nią. Nie musiał za dużo poprawiać. Buty jak buty, zmienił na te wyjściowe. Do jego pokoju wpadł zdyszany Orion. Popatrzył z uznaniem na starszego kolegę, naprawdę bardzo dobrze wyglądał.

Sam Black nie prezentował się mizernie. Wręcz przeciwnie. Mimo tego, że był dopiero na piątym roku nauki, był on wzrostu swojego domniemanego przyjaciela, kolor oczu i włosów to heban, a jego szata mieniła się ciemną zielenią, co miało niby podkreślać sukienkę jego narzeczonej.

— Całkiem nieźle wyglądasz — stwierdził.

Chłopak delikatnie zmrużył oczy. Nie było już czasu na ceregiele. Nie było powodu, żeby tutaj przyszedł. Mogli się spotkać przecież na dole, w pokoju wspólnym.

— Czemu tu przyszedłeś? — zapytał.

Tego właśnie się spodziewał młody spadkobierca. Westchnął teatralnie i popatrzył na Toma z lekkim rozbawieniem na twarzy.

— Nie znasz się chyba na kobietach, wiesz? One lubią, jak się na nie czeka nawet godzinę. Chodź już, spryskaj się tylko tą wodą — podał mu flakonik — i chodź wreszcie.

Pociągnął go za rękaw. Wściekły na siebie i na niego dziedzic poszedł powoli na kanapę. Większość chłopców czekała na swoje wybranki serca, niektórzy na partnerki tylko na ta jedną noc. Właśnie, z kim oni mieli pójść? Czyżby czekali na Hermionę?

— A wy na kogo czekacie? — rzucił do nich wyniosłym tonem.

Nie chciał, żeby ktoś tak bezwstydnie oczekiwał na jego partnerkę. Mimo wszystko nie powinien pojawić się tam sam, to niedorzeczność.

— Granger jeszcze nie wybrała — odparł ktoś zniecierpliwionym tonem w jego kierunku.

Tom tylko się uśmiechnął, rozsiadł na kanapie i spoglądał na schody. Zapewne dla tych idiotów było to nie lada zaskoczenie, że ktoś taki jak ta dziewczyna szła z kimś takim jak on, ale, co by nie powiedzieć, on pasował do niej bardziej niż ta zgraja debili.

(***)

Hermiona weszła do swojego pokoju po cichu. Wiedziała, że dziewczyny już od dłuższego czasu przygotowują się. Chciały wypaść jak najlepiej i tego właśnie im życzyła. Gdy tylko zobaczyły ją, załamały ręce.

— Nie możesz tak wyglądać! To hańba dla naszego domu.

Panna Black wepchnęła ją czym prędzej pod prysznic bez większych protestów.

Zimna woda podziałała na nią pobudzająco, tym samym sprawiła, że jej twarz i ciało wyglądały lepiej niż dobrze. Otulona ręczknikiem wyszła z kąpieli i usiadła do stolika, na którym znajdowało się lustro, różdżka i miliony kosmetyków.

Tak naprawdę dziewczyna nigdy nie wiedziała na oczy połowy z nich, ale musiała zaufać swoim koleżankom, które zapewniły, że miała wyglądać jak bóstwo. Pomalowała tylko paznokcie u rąk i nóg na czerwono, stwierdziła, że będzie to idealnie pasowało do czarnej sukienki, którą musiała założyć.

Znalazła w swojej torbie równie ciemne szpilki, które założyła już po wyschnięciu lakieru. Zostało mało czasu. Walburgia zabrała się za makijaż, sama była już gotowa. Ubrana w ciemnozieloną sukienkę, baleriny, gdyż nie mogła założyć szpilek, prezentowała się całkiem dobrze. Jej koleżanka wyglądała według Hermiony dość śmiesznie, ale dziewczyna postanowiła tego nie komentować.

— Ciekawe, z kim idzie Tom — zaczęła Walburga.

Dobrze wiedziała, że właśnie osoba, którą się teraz zajmowała, była jego partnerką. Obie usłyszały westchnięcie Ashley, trzeciej z nich. Była ona blondwłosą dziewczyną o jasno zielonych oczach. Doskonale wpisywała się do swojego domu, była wyraźnie głupia i płytka, czego nie omieszkała jej na każdym kroku wypominać jej najlepsza przyjaciółka.

— Gdyby nie szedł z kimś, chętnie bym z nim poszła — powiedziała.

Obie z Granger zachichotały cicho, tak aby przypadkiem dziewczyna nie zobaczyła ich rozbawionych spojrzeń.

— Ale ty przecież idziesz z Armandem! — wykrzyknęła Hermiona.

Została zignorowana, a żadna z kobieta nie postanowiła podjąć dalszego temu. Zapanowała głucha cisza, tylko od czasu do czasu do ich uszu dochodził odgłos stukania obcasów Granger.

Tuż przed godziną zero wszystkie trzy stanęły naprzeciwko lustra. Cały efekt był niezły. Najstarsza z nich była fenomenalna. Sukienka, która na pierwszy rzut oka wydawała się strasznie odważna, na ciele kobiety układa się inaczej. Dekolt nie był wcale głęboki, a brak pleców był niemałym atutem.

Uśmiechnęła się do siebie. Jej włosy były rozpuszczone, pierwszy raz od długiego czasu okalały ładnie przypudrowaną twarz. Usta pociągnięte czerwoną szminką i niczym nie wyróżniający się makijaż. Czarne kreski, cieniutkie, na powiekach tuż przy linii rzęs, które były podkręcone tuszem do granic możliwości. Wewnętrzna część oka tuż nad powieką pociągnęła czarną kredką.

Tak, wyglądała wspaniale. Jej wysokie szpilki dodawały jej tylko uroku. Była zaskakująco niska jak na czarownicę czystej krwi. Nikt oczywiście nie wiedział, że z pochodzenia była mugolką. Nawet Tom, które poznał połowę prawdy. Okręciła się jeszcze raz. Było idealnie.

Dziewczyny już poszły, a ona została, nie wiedziała co właściwie czego mogła się dzisiaj spodziewać. Tyle wrażeń, tyle do zrobienia, a tak mało czasu. Czy naprawdę miała możliwość wyjść na prostą? Porzuciła troski, ten wieczór był jej.

(***)

Czekał zaskakująco długo, a już za dziesięć minut zaczynał się bal. Mieli go otwierać oni, nie przystoi, aby się spóźnili. Swoje gniewne spojrzenie zwrócił w kierunku stada napalonych samców. Czegoś tak obrzydliwego nie wiedział już dawno, a trzeba wspomnieć, że nie jedno w życiu się widziało.

Popatrzył, jak Orion wraz ze swoją narzeczoną opuszczał pomieszczenie. Pomachał mu porozumiewawczo, że miał czekać na sali. Kiwnął ledwie zauważalnie głową. Tyle wystarczyło. Za nim jednak zdążył się odwrócić, ze schodów schodziła Hermiona.

Cudownie wystrojona, tłum pierwotniaków oszalał. To właśnie zmusiło go do tego, aby spojrzeć w danym kierunku. Zatrzymała się tuż przy zejściu i błagała tylko swojego partnera, żeby wybawił ją z tego koszmaru, a wiadomo, że prawdziwy dżentelmen tak się zachował.

Nie pomyliła się. Przebił się przez tłum, podał jej delikatnie rękę. Uchwyciła ją. Wyszli. Zaczerpnęła gwałtownie powietrza. Uratowana, ale w sumie najgorsze było przed nią.

— Chociaż wyglądasz zadziwiająco dobrze — powiedział trochę do siebie, a trochę do niej.

Uśmiechnęła się kwaśno.

— Ty też nie wyglądasz najgorzej.

Wzajemne docinki sprawiały, że poczuli się bardziej pewni siebie. Jeszcze chwila i stanęli przed drzwiami, gdzie czekał na nich Albus Dumbledore.

— Widzę, że dobrze się zorganizowaliście, zaczynajcie.

Kolejny raz w ciągu kilku tygodniu puścił oczko w kierunku dziewczyny. Dzięki temu miała pewność, że w tych czasach nie była jednak sama. Uśmiechnięta wkroczyła na salę. Dzisiaj już nic nie mogło popsuć jej nastroju. Mimo tego, że trzymała za rękę Toma, który wyglądał jak ósmy cud świata, mimo tego, że tłum adoratorów chciał dzisiaj z nią tańczyć. Nie, dzisiaj był wspaniały wieczór.

Stanęli blisko siebie, znowu tak, jak na korytarzu. Cudowny dreszcz podniecenie przeszedł przez ciało Hermiony. Tom był taki rozkoszny. Jego wzrok również się zmienił. Zabrzmiała muzyka, walc, którego tak nienawidziła.

Ręka na jej plecach, druga trzymała jej dłoń. Cichuteńkie liczenie pod nosem. Walc się skończył. Zabrzmiało tango. Więcej par wchodziło na parkiet, a teraz istnieli tylko oni. Ich drapieżne spojrzenia, spocone ciała. Czuła, że jego ręka zsuwała się po jej plecach, delikatnie je gładziła. Jęknęła. Wiedziała, że ten odgłos i jemu sprawił niebanalną przyjemność. Obrót, zakręciło jej się w głowie, złapał ją. Tak blisko były jego usta. Tak bardzo chciała ich znowu zasmakować.

— Nie całuj mnie, Granger — syknął.

Jakby to miało ją powstrzymać. Muzyka ustała. Usiedli, wypili trochę drinków. Wszystko tylko po to, żeby rozładować atmosferę. Jeszcze trochę, a ten bal dobiegł końca.

— Parą wieczoru zostaje Tom Riddle wraz ze swą partnerką Hermioną Granger.

Po całej sali rozeszły się oklaski. Dwie prowizoryczne korony zostały założone na ich głowy. Podziękowali z gracją. Spojrzeli na tłum. Wyczekiwali ciekawego zakończenia.

— Wychodzimy? — zapytał.

Pokiwała tylko głową. Przeszli niczym królewska para do drzwi, wyszli, a nikt nie wyszedł za nimi. Zabawa dalej trwała, ale oni o tym nie wiedzieli. Doszli do pokoju wspólnego, nikogo tam nie było. Spojrzała w jego ciemne oczy.

— Ja pójdę już spać.

Chciała uciec od tego, co czuło jej ciało, a z czym nie zgadzało się serce. Od tego nie mogła uciec, to się spełniło.

— Ja też.

Znowu ta bliskość. Znowu te wargi.Tak szybko przyciągnął ją do siebie, tak pożądliwie wbił się jej usteczka, a gdy westchnęła, jego ręce zaczęły wędrować po jej ciele. Opadli na kanapę. Zdyszani, pijani i w stanie uniesienia. Nie zauważyli, gdy zmęczenie wzięło górę nad rozsądkiem. Tom usnął, a na nim Hermiona. Nie zrobili nic zdrożnego, po prostu ich usta zasmakowały się nawzajem, a ciała zbyt zmęczone wieczorem usnęły.

Continue Reading

You'll Also Like

210K 12.5K 97
Córka Czarnego Pana staje u boku Zakonu Feniksa, by pomóc mu wygrać wojnę. Jak poradzi sobie z demonami przeszłości i uczuciami, które nieustannie n...
152K 9.8K 41
(Zakończone) Evelyn Hopens była urodzoną aktorką, każdy tak mówił jeśli miał okazję się z nią spotkać (mówili też, żeby lepiej nie grać z nią w poker...
5.2K 386 19
Z pozoru - kobieta jak wszystkie. Aktorka, której rozpadło się małżeństwo, kariera kwitnie, a życie dopiero się zaczyna. Jednakże prawda jest taka...
122K 6.2K 33
"Idź na aktorstwo" - mówili "Będzie fajnie" - mówili "Będziesz znana i zagrasz w wielu filmach, może dostaniesz Oscara" - mówili "Może zagrasz...