Zmienię czas, by z Tobą być |...

Por KamanaHayami

359K 20K 3.3K

Hermiona Granger dostała misję, której powodzenie może przywrócić życie milionom istnień. Tylko ona była w st... Mais

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Epilog
Podziękowania
Alexander Tom Riddle
Alexander

Rozdział 5

14.4K 865 123
Por KamanaHayami

Powoli nie mogła już wytrzymać. Od tego incydentu z Tomem nie mogła się do niego zbliżyć nawet na milimetr. Może trochę przesadzała. Fakt, razem patrolowali korytarze co drugą noc, ale nie odzywał się do niej ani słowem. Milczał niczym zaklęty. Musiała się skupić, przecież plan sam się nie zrealizował, był dopiero w trakcie a ona takim swoim zachowaniem tylko utrudniała sobie pracę. Postanowiła następnego dnia spróbować rozmowy z nim, a nóż by się udało.

Rozmowa mogła być kluczem do realizacji misji, która była tak ważna dla świata czarodziei. Musiała podjąć ryzyko, przecież to nic złego. Śmierć tutaj, nikt nawet nie dowiedziałby się o jej istnieniu. To było coś, co swego rodzaju ją przerażało, ale i przyprawiało o poczucie bezpieczeństwa. Nigdy nie była z zaborczym Ronem, przyszłym gwałcicielem. Tak. To była jednak ciekawa perspektywa

(***)

Wstała z łóżka ledwo żywa. Nie wiedziała, dlaczego przez całą noc dręczyły ją koszmary, zwłaszcza niebieskie oczy jej byłego chłopaka. Budziła się co godzinę zlana potem. Straszna gęsia skórka towarzyszyła jej przez cały sen. To nie może być tak. Ona nie mogła się go bać. Nie bała się Riddle'a, a on podobno był tym złym. Ale czy teraz? Mimo wszystko był uroczy w stosunku do kolegów ze swojego domu, do profesorów, dyrektora. Wszystko było takie piękne z zewnątrz, ale to tylko maska. Gdzieś głębiej krył się już ten prawdziwy Tom, Lord Voldemort.

Ale czy to była prawdą? Czy ten przystojny, inteligentny chłopak został największym złem całego świata? Niby dlaczego? Mógł mieć wszystko, inna drogą, a wybrał tylko śmierć niewinnych ludzi, którzy tracili swoje życie za niespełnione marzenia małego chłopca, który dorastał w sierocińcu.

Współczuła mu i chciała pomóc. To było głupie. Jej umysł zasłoniła mgła, to jego sprawa. Musiała się z niej otrząsnąć i to jak najszybciej. On zasługiwał na razie na jej pogardę. Tak. To jedyne, co mogła mu od siebie dać.

— Wstajemy, Hermiona! — krzyknęła koleżanka z pokoju.

Dziewczyna niechętnie podniosła się ze swojego łóżka z kolumienkami. Spojrzała badawczo na pokój. Powinna trochę posprzątać, pouczyć się. Chwila, moment. Co ona plecie? Przecież wszystko, czego w tej chwili się uczyła, już dawno przerabiała. Zostawały tylko prace domowe, ale to szło jej jak zawsze bardzo szybko. Wszystkie materiały miała w jednym, najmniejszym paluszku. Spuściła nogi na posadzkę wyłożoną dywanem.

— No, rusz się — rzuciła znowu jej znajoma.

Szybko udała się w stronę łazienki, obmyła swoją zmęczoną twarz. Powoli zbierała się do kupy, nie mogła tak wyglądać. Umyła zęby, ubrała się.

Postanowiła, że tym razem nie będzie tą szarą myszką. To była już zupełnie inna Granger. Ta Hermiona chciała być kimś. Kimś, kogo zapamiętałeś. Przysięgła sobie, że aby stać się kobietą, musi również wyglądać lepiej. Wyszła z pomieszczenia i przyjrzała się uważnie swoim współlokatorkom. Był już październik, na dworze robiło się zimniej, a młode kobiety zawzięcie o czymś dyskutowały. Nie chciała im przeszkadzać, ale została wciągnięta do rozmowy, czy tego chciała, czy nie.

— Masz już sukienkę?

To pytanie było niemniej dziwne. Spojrzała na nie, jak na dwie idiotki. Dziewczyny wyglądały na zaskoczone jej reakcją.

— Nie masz sukienki? — zapytała Walburga.

Brązowooka pokręciła głową. Westchnęły.

— Może jednak przejrzysz swoją torbę?

Dobrze wiedziały, że dziewczyna nie miała kufra tylko torbę. Równie dobrze wiedziały, że znajdowało się w niej wiele ciekawych rzeczy.

— Masz rację — powiedziała do koleżanki.

Zajrzała pod łóżko i wyjęła zawiniątko. Ręką pogrzebała w środku. To na nic. Za dużo jest tutaj rzeczy. Wzięła z szafki nocnej różdżkę.

— Accio suknia! — powiedziała.

Niespodziewanie puściła z rąk przedmiot. Niebezpiecznie zaczął dygotać. Nagle z jego wnętrza wyleciał czarny materiał i upadł na jej kolana. Przyjrzała mu się uważnie. Wstała, trzymając sukienkę w dłoniach. Oblała się rumieńcem, gdy zobaczyła, jak ona wyglądała.

— O kurcze, cudowna! — krzyknęła panna Black.

Druga również była pod wrażeniem. Czarna sukienka bez pleców. Z przodu był duży dekolt. Sięgała przed kolana. I jak niby ona miała w tym wystąpić, chwileczkę, i gdzie wystąpić? Spojrzała pytająco na dziewczyny. W mig pojęły, o co jej chodzi.

— Jest bal w Noc Duchów, myślałyśmy, że wiesz.

Westchnęła. To pięknie urządziło ją ministerstwo. Trudno, raz się żyło. Może wtedy udało by się jej jakoś Toma zachęcić do współpracy? Jednak nie wszystko było stracone.

— Nie, nie wiedziałam.

I to wcale nie oznaczało, że była tym zmartwiona. Wszystko mogło się dzięki temu lepiej potoczyć. Uśmiechnęła się szeroko. Wyszła z dormitorium zostawiając obie kobiety.

— Myślisz, że ktoś ją zaprosi? — zapytała pierwsza z nich.

Druga widocznie zirytowała się tym pytaniem. Podeszła blisko swojej przyjaciółki i spojrzała na nią z góry.

— Ślepa chyba jesteś, kobieto. Nie widzisz tego, ale ja owszem. Orion nawet widzi jego kolegów, nadmiernie śliniących się za nią. Faktycznie jest inteligentna, to razi w oczy, ale dodatkowo jest prawdziwą dumą tego naszego domu – Slytherinu. Powoli staje się sławna w szkole. Widziałaś, jak potraktowała tę jedną szlamę? Jest na ustach całego Hogwartu, było głupi by nie chciał jej zaprosić, to na nią zwrócą się oczy całej szkoły na tym balu i podejrzewam, że nie tylko na nią.

Faktycznie. Każda dziewczyna mogła być teraz o nią zazdrosna, ponieważ Hermiona Granger mogła mieć każdego, no może nie każdego. Tom Riddle nigdy nie uległ, bo on nie chciał żadnej kobiety.

(***)

Szła przed siebie z kupą papierów w rękach, z książkami. Biblioteka była oazą spokoju i jednocześnie miejscem, w którym czuła się najlepiej. Tutaj mogła spokojnie pomyśleć. Nie spodziewała się jednak, że dzisiaj będzie panował tam tłok. I faktycznie. Było sporo ludzi.

Przemieszczali się, pisali wypracowania. Usiadła na wolnym krześle. Zaczęła pisać swój esej. Zostało jej już ostatni, niedokończony. Wczoraj usnęła, co uważała za karygodne. Im szybciej skończy, tym więcej czasu będzie miała na Toma. Musiała.

Skrobała na papierze swoim piórem w taki tempie, że osoby, które siedziały obok niej przyglądały się z zaciekawieniem Była naprawdę ciekawą osobistością. I to jej przyjęcie do szkoły. Zadziwiające. Była w najstarszej klasie w Slytherinie. Naprawdę interesująca osoba. Na dodatek taka, która wokół siebie roztaczała niesamowicie przyjazną aurę. Była zupełnie nie podobna do swoich kolegów z domu. Inna jednak tak podobna.

Gdy pierwszego dnia już pogoniła jakiegoś ucznia, wtedy zaczęli się jej obawiać. Może wcale nie była taka, jak oni? Zwykli mugolscy uczniowie, w których ukazał się czarodziejski talent?

Może, a kto to wiedział. Nikt się do niej nie odzywał, wszyscy byli zafascynowani jej zapałem i inteligencją. Była z tego znana. Najlepsza uczennica w szkole, no może poza Tomem Riddlem, który również pochodził z jej domu. Ta dwójka widywana była razem podczas nocnych patroli. Osobno wytwarzali obok siebie różne aury, razem byli jak ogień i woda, mimo tylu podobieństw. Diabelsko inteligentni, dobrze wyglądali i to spojrzenie w ich oczach. Oboje mieli jakiś wielki cel, o którym wiedzieli tylko oni sami. Taka dwójka razem była cudowna, ale zaiste przerażająca.

— Co się patrzycie? — zapytała.

Nikt nie odpowiedział. Tego się spodziewała. Widziała, że się jej przypatrywali. Było to denerwujące, bardzo. Dlaczego akurat ona musiała wtapiać się w Ślizgonów? Przecież gdzieś w głębi duszy dalej była Gryfonką, z natury dobrą i pomocną uczennicą ale i człowiekiem.

Chciała znowu być Gryfonem, dobrym i odważnym. Zupełnie innym niż ci, z którymi teraz egzystowała. U nich liczyły się pieniądze i pozycja. Nie wiedziała tylko, jakim cudem Tom stał się tak popularny, był inny niż oni. Wszystko jednak tłumaczyło jego pochodzenie od samego Salazara.

Był taki jak on, zwyciężał zawsze tam, gdzie się znalazł, uważał się za mądrzejszego od wszystkich. I może by tak było, gdyby nie ona. Podbijała jego autorytet u wszystkich, co niezwykłe go wkurzało. Uśmiechnęła się myśląc o tym. Naprawdę musiał jej nie lubić. Ale co z tego? Ona miała coś ważniejszego do roboty.

(***)

— Tom? — zapytał kolega siedzący obok niego.

Siedział nieobecny i wpatrywał się w ścianę. Otrząsnął się z amoku i spojrzał na osobę, która przed chwilą przywróciła go do świata rzeczywistego. Nie lubił go, ale musiał przecież z kimś od czasu do czasu porozmawiać. Taka była rola naszego przetrwania, żeby nie zwariować, musieliśmy rozmawiać i zadawać się z tymi osobami, których nawet nie lubiliśmy.

— Tak?

Nie chciał być nieuprzejmy, ale przerwał mu naprawdę głęboką myśl, która zaprzątała mu głowę od kilkunastu dni. Hermiona Granger. Ona. Widziała znak Slytherina w łazience, na kranie. Było to zadziwiające. Podeszła do niego tak jakby od zawsze wiedziała gdzie był, a jeśli ona wiedziała? A jeśli wiedziała o Komnacie? Nie, to niemożliwe. Wprawdzie była o niej legenda, ale nikt nie potrafił jej odnaleźć, jemu samemu zajęło to kilka dobrych lat, a teraz wreszcie mógł pławić się w swoim zwycięstwie.

—Powinieneś iść.

Orion Black. Bardzo dobrze sytuowany chłopak z czystokrwistej rodziny. Mógł być dla niego bardzo przydatny. Dlaczego? Szukał zwolenników, tutaj w szkole miał już kilku, jednak oni dalej byli na etapie wielbienia jego, jako osoby Toma Riddle'a, a nie postaci, którą miał się stać.

Tak. Chciał przybrać inne imię, nie posiadać już brzemienia tego plugawego mugola, który go spłodził. Poczuł ukłucie złości, nienawidził go tak, jak nienawidził tego, że posiada jego imię, a co najgorsze - nazwisko.

Jedyną pozostałością po rodzie jego matki było jego drugie imię. Marvolo. Imię jego dziadka, który był głupcem, nędznikiem. Postanowił, że odbuduje swój ród, tak. Przywrócił nazwisku chwałę i uwielbienie, ale innemu niż swoje własne. Tom Marvolo Riddle odpływał w przeszłość, choć jeszcze nie do końca, ale jednak. W lipcu przyjął już inną nazwę, Lord Voldemort.

— Dzisiaj nie mam patrolu — odpowiedział po dłuższej chwili.

Dzisiaj była sobota, na całe szczęście, więc nie miał tego obowiązku. Nie mógł na nią patrzeć, trochę obawiał się jej towarzystwa. Kto wie, jakie jeszcze tajemnice skrywała ta mała osóbka? Kto wie.

— Ach, tak.

Młodszy od niego chłopak wstał jednak z kanapy i poszedł w stronę schodów. Starszy z nich spojrzał na niego pytająco.

—- Idę do swojej dziewczyny.

No tak. Narzeczeństwo w takich rodach było szybkie. Już jako płody mogli się spodziewać, że poznają swoją drugą połówkę. Wychowywali się razem i jednocześnie przyzwyczajali do siebie, przecież będą musieli spędzić ze sobą resztę życia.
Ale co to za życie, gdy ciągle było się uwiązanym? Nijakie.

On sam nie rozumiał tej miłości, nie ciągnęło go do kontaktów i ekscesów z kobietami. Były mu obojętne. A szczerze powiedziawszy na żadną nie zwrócił większej uwagi. Oczywiście do czasu.

Teraz pojawiła się ona i mimowolnie poświęcał jej wiele chwil, tylko w myślach, ale jednak. Była piękna, wiele osób się za nią oglądało, inteligentna - to akurat przyprawiało go o furię, ale zawsze to było znaczące, kimś więcej niż tylko kobietą. Wiedziała coś, czego on nie wiedział i za wszelką cenę musiał się tego dowiedzieć. Zapomniał zupełnie o Orionie, który zniknął już zapewne w namiętnych objęciach swojej dziewczyny. Musiał się zaprzyjaźnić z Granger, aby wydobyć z niej informację.

(***)

Wykończona wracała do pokoju wspólnego. Potem od razu schodami do pokoju. Otworzyła drzwi i zarumieniona zamknęła je. W środku zastała dobrze jej znaną z takich sytuacji parę. Wolała tam nie wchodzić ponownie, ale usłyszała tylko głos dziewczyny.

—Wejdź, już jest okej.

Powoli otworzyła drzwi. Zobaczyła, że leżą przykryci kołdrą. Odetchnęła z ulgą. Nie chciała już nigdy więcej natknąć się na nich, gdy uprawiali seks, to było straszne dla jej dziewiczych oczu. Rzuciła tylko swoje rzeczy, zgarnęła sweter i wyszła.

— Nie będzie mnie przez całą noc — rzuciła do nich tylko.

Widocznie się ucieszyli i wrócili do swojego zajęcia, zanim drzwi trzasnęły. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Zawsze miała przy sobie mapę Hogwartu. Otworzyła ją. Dochodziła godzina dwudziesta druga, a ona gdzieś musiała przenocować.

— Uroczyście przysięgam, że knuje coś niedobrego.

Stuknęła różdżką w papier. Uśmiechnęła się. Wszystko widoczne jak na dłoni, poszukała Toma. Znalazła go w gabinecie Dippetta. Nie było sensu bez powodu pojawiać się w gabinecie dyrektora, a tym bardziej jeśli Riddle tam był. Wzrok dziewczyny poleciał na korytarz na siódmym piętrze i przypomniała sobie coś.

Jak najszybciej zebrała się i popędziła do miejsca, gdzie znajdował się Pokój Życzeń. To tutaj mieli zajęcia Gwardii Dumbledore'a. Zapomniała tylko, że to było w przeszłości.

Stanęła przed ścianą, zamknęła oczy. Pomyślała czego bardzo pragnie. Pokoju z łazienką, szampana i trochę jedzenia. Pomyślała także o miejscu, z którego może to wszystko wziąć. Może zadziała.

Jak zaczarowana zobaczyła przed sobą drzwi, a obok lewitowało jedzenie z alkoholem. Uśmiechnęła się pod nosem, otworzyła drzwi. Jej oczom ukazał się pokój w jasnej kolorystyce, obok znajdowały się drzwi do łazienki. Już widziała tę wielką wannę w środku. Drzwi zamknęły się za nią, a ona jak w amoku zrzuciła z siebie ubranie. Spodnie, bluzka, bielizna leżały już na podłodze, a ona wchodziła do wanny. Różdżką przywołała do siebie butelkę szampana.

Zanurzyła się w gorącej wodzie i westchnęła. Tego było jej trzeba, tego pragnęła. Nie mogła się od pewnego czasu zrelaksować. Była taka zagubiona w tym nowym świecie, potrzebowała się wyrwać z tego. Udało się.

Zupełnie zapomniała o tym pomieszczeniu, a teraz miała to, co chciała. Oazę spokoju i wreszcie mogła spokojnie pomyśleć o nim. Odkorkowała trunek i łyknęła zdrowo. Poczuła, że ogarnia ją otępienie umysłu. Tak, to było piękne uczucie. Ostatnie tygodnie razem z Ronem właśnie tak spędzała. Pijała samotnie wino, czekała na niego. To był jedyny sposób, żeby uciec od Rona. Z resztą on do domu wracał w nie lepszym stanie, nie musiała się z niczego usprawiedliwiać a tym bardziej samej sobie.

Teraz wolna, bez obowiązku oraz bez jego natręctwa czuła się swobodnie i dobrze. Naprawdę dobrze, a na dodatek w swojej własnej skórze. Kolejne łyki alkoholu sprawiały, że odpływała coraz bardziej. Niedługo po tym wyszła z wanny. Gorąca woda spowodowała tylko jedno, była w ciężkim stanie. Choć to nie było wszystko. Przed nią stała jeszcze Ognista Whisky. Czemu nie - pomyślała. I tak nikogo tutaj nie było, nikt nie miał okazji jej zobaczyć w takim stanie.

— Mogę pić, ile chce! — krzyknęła.

Faktycznie, mogła, ale czy tyle, ile chciała? Na pewno nie. Po jakimś czasie nie była już w stanie. Opadła z sił i wyczerpania, Ognista też zrobiła swoje. Usnęła na kanapie z kieliszkiem w ręku. Po jakimś czasie wyślizgnął się z jej dłoni i upadł na podłogę, rozbił się w drobny mak. Ona nie była nawet w stanie się podnieść. Zasnęła. Nie wiedziała, że był ktoś kto jej szukał, bo bardzo zależało mu na jej informacjach, no, może nie tylko na nich.

(***)

Szukał jej już dobrą godzinę, gdy postanowił wrócić do pokoju wspólnego. Nie dość, że była irytująca, to dodatkowo bywała chyba niewidzialna. Gdziekolwiek był, jej nie było. Gdy zaszedł do biblioteki, zobaczył tam jednego ze Ślizgonów z młodszego rocznika. Podszedł do niego, oparł się o stół. Spojrzał na niego, jak na wielką sklątkę.

— Widziałeś Granger?

Wszyscy wiedzieli o kogo chodzi. Bo przecież kto jej nie znał? Od samego początku była interesująca.

— Siedziała tutaj jeszcze pięć minut temu — powiedział przestraszonym głosem mały chłopiec.

Westchnął. Czyli jednak cały czas tutaj była, a on, idiota, szukał jej po całym zamku. Zmrużył oczy.

— A gdzie teraz jest?

Ton jego głosu był łagodny, jednak wiedział, że ten maluch i tak, i tak się go bał.
Bo jak tu się nie bać?

— Poszła chyba do pokoju — odparł.

Starał się za wszelką cenę skupić na wypracowaniu. Zostało mu niecałe dziesięć minut do godziny policyjnej, więc chciał je skończyć. Riddle zamyślił się. To skubana dziewucha. Odszedł kilka kroków od młodzieńca.

— Wracaj do Ślizgonów — nakazał.

Chłopak pospiesznie spakował swoje rzeczy i wybiegł z biblioteki. Tom spojrzał przed siebie. Był bardzo ciekawy, co teraz robiła młoda czarownica. Powoli poszedł za smarkaczem. Była już godzina zero. Wszedł przez drzwi, zobaczył, że w salonie nie było już nikogo. Musiał w takim razie pójść do jej pokoju. Wchodził po schodach dość szybko, nie zapukał nawet. Otworzył drzwi z biegu i to, co zobaczył, napełniło go odrazą. Od razu przypomniał sobie, że Orion poszedł do swojej dziewczyny. Kobieta leżała na nim i lizała jego sutki.

— Ubierzcie się z łaski swojej — powiedział do nich.

Posłusznie nakryli się kołdrą. Puścił ten widok mimo oczu. Wydawali mu się obleśni, z resztą nie tylko jemu. Dobrze, że nie widział reakcji Hermiony, bo zapewne zaśmiałby się z tego. Podszedł do jej łóżka, odsunął kotary, ale nikogo tam nie było. Odwrócił się w stronę kochanków.

— Gdzie Granger? — zapytał beznamiętnym tonem.

Oboje spojrzeli na niego jak na wariata. Pięknie, jeszcze tego brakowało, żeby ta dwójka tam na niego patrzyła.

— A czemu pytasz?

Riddle zachował spokój, nie miał zamiaru dać po sobie poznać, że potrzebował czegoś od tej istoty.

— Ponieważ potrzebuję tej informacji.

— Chyba Riddle się zakochał — pisnęła Walburga na cały głos.

Kobieta zaczęła mimowolnie chichotać, Tom starał się ją zignorować i z zażenowaniem popatrzył na dwójkę.

— Nie ma jej, wyszła niedawno. Powiedziała, że dzisiaj nie wróci tutaj na noc — odpowiedział mu chłopak.

Jak to nie? Przecież musiała wrócić.

— Aha, dziękuję.

Ostatnie słowo ledwo przeszło mu przez gardło. Odwrócił się na pięcie i opuścił pokój. Odetchnął z ulgą jak tylko zszedł na dół do pokoju wspólnego. Widok tych dwojga na pewno nie był dla niego.. To nie na jego nerwy. Tymczasem za drzwiami tego pokoju słychać było szepty.

— Czemu on jej szuka? — zapytał kobiecy głos.

— Myślę, że coś jest na rzeczy — odparł mężczyzna.

Zamyślili się. Po co dalej ciągnąć temat, skoro teraz mieli ciekawsze rzeczy do roboty? I tak właśnie się stało, szybko zapomnieli o tej dwójce, jak oboje mieli siebie.

(***)

Zdenerwowany szedł przed korytarz. Nie mógł jej znaleźć. Pytał już kilka osób, ale to na nic. Nikt jej nie widział. Wkurzony stanął na korytarzu na siódmym piętrze.

— Gdzie jesteś, do cholery? — powiedział sam do siebie.

— Taka niewielka, a tyle z nią problemów.

Mocno się skupił. Myślał tylko, żeby znaleźć tę piekielną Granger i z nią porozmawiać. O czym? O tym, co ona wiedziała, a czego on się nie domyślał.

Odwrócił się w stronę ściany i zamarł. Przed nim były drzwi i mógłby powiedzieć, że ich jeszcze chwilę temu nie było. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem.

Delikatnie pchnął drzwi i wszedł do środku. Do jego nozdrzy od razu doleciał zapach alkoholu, a potem zobaczył ją. Spała na kanapie, a obok niej stała opróżniona Ognista. Przeklął w myślach. Tego mu jeszcze brakowało, żeby coś takiego widzieć.

— Hermiona, obudź się.

Dalej spała. Czuł, że to od niej waliło, jak z gorzelni. Zrezygnował z cucenia jej. Zobaczył, że pokój jest całkiem spory. Niechętnie wziął ją na ręce i zaniósł na pobliskie łóżko. Położył ją delikatnie na nim i nakrył kołdrą. Dziewczyna uśmiechnęła się przez sen, co nie umknęło jego oczom.

Miała cudowne, śnieżnobiałe i równe zęby. Jej malinowe usta wyglądały zachęcająco. Nie, wcale nie myślał nad tym, żeby ją pocałować. Wcale nie. Było już późno, dochodziła godzina druga w nocy. To straszne, ale musiał z nią zostać. Ciekawe, co ona mogła zrobić kiedy go zobaczy.

Mimowolnie zarumienił się. Nie był taki, nie może. Coś jednak kusiło go, aby dotknąć jej, nawet delikatnie. Nie mógł się opanować. Zobaczył, że jej wargi były lekko rozchylone. Fascynacja, która pożerała go od środka, wygrała.

Delikatnie oparł się na łóżku. Jego dłonie zapadły się w materac. Nachylił się tuż nad nią. Włosy spadły mu na czoło. Patrzył na te wargi, takie znajome, chociaż nigdy ich nie zasmakował. Chwila uniesienia, coraz bliżej. Musnął delikatnie jej usta i szybko się odsunął. To było dziwne, takie inne, niż przez te wszystkie lata sądził. Całować kobietę oznacza chyba coś zupełnie innego, niż myślał. Zrezygnowany poszedł położyć się na kanapę. Dobrze, że jutro była niedziela.

Continuar a ler

Também vai Gostar

66.6K 3.6K 123
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
26.1K 1.7K 60
hej, mam na imię Astoria. Mieszkałam z rodzicami w małym miasteczku, dopóki nie zostałam porwana przez przypominającego księdza człowieka. Zapisał mn...
7.2K 342 30
Wyspa potępionych. Tu żyją wszyscy złoczyńcy oraz ich dzieci. Piątka z nich dostanie szansę na życie w lepszym świecie.
813K 31.5K 73
Zastanawiało cię, jakby to było, gdyby nie wszystko było takim, jakim się wydawało? Gdyby na pozór dobra osoba wcale taka nie była? Gdyby zła osoba z...