Zmienię czas, by z Tobą być |...

By KamanaHayami

359K 20K 3.3K

Hermiona Granger dostała misję, której powodzenie może przywrócić życie milionom istnień. Tylko ona była w st... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Epilog
Podziękowania
Alexander Tom Riddle
Alexander

Rozdział 4

14.1K 860 102
By KamanaHayami

   Minęło kilka dni za nim przyzwyczaiła się, że jej pokój wspólny był w lochach. Było to dość denerwujące. Już znowu chciała iść do wieży Gryffindoru, a w połowie musiała zawracać.

Mimo wszystko była teraz Ślizgonką i wszystko musiało wyjść po jej myśli. Miała przecież doskonały plan. Świetny? Dobra, to był po prostu plan, taki sobie zwykły. Wszystko zależało od niej i w jej rękach spoczywał los świata. Trzeba się wziąć w garść.

Zielarstwo. Lekcja, na której nie musiała się za bardzo wytężać, a i tak wychodziło jej świetnie. Na każdych zajęciach wiedziała wściekłość swojego celu. Patrzył na nią niby spokojnie, ale i tak w jego oczach pojawiały się żarzące się płomienie. I wiedziała to tylko ona. Nikt inny.

Dlaczego? Po prostu nikt go nie znał, nikt nie próbował poznać.

Wróciła do dormitorium od razu po lekcjach. Czemu? Musiała wreszcie przeszukać, co ciekawego znajdowało się w jej plecaku, ponieważ gdy tylko zaczęła się szkoła, nie miała na to po prostu czasu.

Teraz wreszcie nadeszła ta chwila, kiedy ciekawość została w końcu zaspokojona. Ostatnią lekcją jak zwykle były eliksiry. Patrzyła znowu z podniesioną głową na Toma, którego oczy zrobiły się niebezpiecznie ciemne.

— Gratuluję, panno Granger, kolejne punkty dla naszego domu. Powinniście brać z niej przykład.

Zaklaskał w dłonie Slughorn. Faktycznie. Na tych lekcjach miała sporę wzięcie u nauczyciela, nic dziwnego, przecież był opiekunem jej domu, w sumie to zastępczego domu. I tak w głębi duszy dalej była Gryffonką.

— Dziękuję, profesorze — odpowiedziała Hermiona i odrzuciła swoje bujne włosy do tyłu.

Ten gest najbardziej wkurzał Riddle'a, która zacisnął swoje dłonie tak mocno, że tym samym zwrócił uwagę swojego kolegi, który siedział obok.

— Tom, co jest? — zapytał go.

Ten tylko potrząsnął głową i rozluźnił swoje dłonie. Naprawdę go wkurzała. Ba, może to nawet nie było określenia na to, jak bardzo go denerwowała. A szczególnie w takich momentach, gdy siedziała tyłem do niego i bezwiednie odgarniała włosy do tyłu. Podejrzewał, że na jej ustach w tym momencie był drwiący uśmiech, który był skierowany w jego stronę. Dla niego była tylko zwykła ladacznicą.

— Nic, zupełnie nic — odpowiedział.

Swoje oczy znowu zatopił w książce, która leżała tuż przed nim. Nie zauważył nawet, że lekcja dobiegła końca. Siedział dalej z nosem w lekturze. Tak sobie po prostu, bez stresu.

Zobaczył, że ktoś się przy nim nachyla. Poznał tą znienawidzoną dłoń z bransoletką z serduszkiem. Zamknął szybko swoją uciechę i podniósł głowę do góry. Natrafił na czekoladowe oczy młodej kobiety. Zaklął w myślach. Były całkiem przyjemne, jak gorąca czekolada w zimowe dni.

— Zajęcia skończone — powiedziała powoli do niego.

Przekręcił głowę w bok. Ziewnął.

— Mogę prosić o autograf? Nie wpadłbym na to. Dziękuję pani za wyzwolenie z tych sideł nauki.

Uśmiechnął się i gwałtownie wstał, sprawił że dziewczyna odskoczyła do tyłu.
Udał się w kierunku drzwi, śmiał się pod nosem.

— Znowu się rumienisz, Granger, na mój widok. To przykre.

Drzwi trzasnęły, a ona została sama z myślami. A były one dziwne. Bardzo dziwne, szczególnie, że teraz młody Voldemort przypominał jej Malfoya. Różnili się tylko tym, że Draco nie był w stanie wymyślić czegoś takiego, jak bycie Lordem Voldemortem. Zła, bo po prostu bał się. A on? To, co widziała, to skorupa, a w środku był ten człowiek, którego trzeba złamać, a ona postara się to zrobić i to jak najlepiej. Co do tego nie było żadnych wątpliwości.

(***)

Po lekcjach, a konkretnie po ostatniej w dość nieciekawym humorze udała się do dormitorium. Rzuciła się na łóżko i głośno zaczerpnęła powietrza. To było męczące, jednocześnie przypominać sobie cały materiał z owutemów, a dodatkowo wykonywać tę misję.

Naprawdę nie wiedziała za bardzo, jak to wszystko pogodzić, ale musiała za wszelką cenę pokazać, że była coś warta. Ronowi, Harry'emu, wszystkim. Była zdolna do największych poświęceń z tytułu przywrócenia wszystkiego do normalności. Świat czarodziejów był bez wojny - perspektywa tego cieszyła bardziej dostanie cukierka od rodziców  w młodych latach jej życia. Miała nadzieje, że jej się to uda.

Sięgnęła ręką pod łóżko, gdzie leżał plecak. Wyciągnęła go i położyła sobie na brzuchu. Obejrzała się w każdą możliwą stronę i zanurzyła swoją dłoń w środku zawiniątka. Tak naprawdę była to głęboka szafa. Z całą pewnością mogło tam się znajdować milion rzeczy, a ona musiała powoli do nich dojść.

Złapała pierwszą lepszą rzecz, jaka otarła się o jej dłoń. Powoli zbadała materiał z jakiego została zrobiona. To na pewno papier. Wyciągnęła go. Był to pergamin, na którym, została napisana krótka instrukcja. Znała ją na pamięć, ale zawsze przecież może się przydać, prawda? Rzuciła go na szafkę nocną i znowu zaczęła szukać.

Głębiej i głębiej. Znowu coś papierowego dotknęło jej dłoni. Chwyciła teraz już trochę większy pergamin i wyciągnęła go. Od razu rozpoznała, z czym ma do czynienia. Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem.

— Dziękuję, Harry — wyszeptała.

Miała w swoich rękach mapę Huncwotów. Ojciec Wybrańca - James Potter, wraz ze swoimi kolegami z roku, Syriuszem Blackiem, który stał się ojcem chrzestnym chłopaka, Remusem Lupinem, który przez groźne ugryzienie stawał się raz w miesiącu groźnym wilkołakiem i Peterem Pettigrew, niepozornym, brzydkim chłopakiem, który zdradził swoich przyjaciół ze strachu przez Lordem Voldemortem, stworzył tę mapę. Mapę Hogwartu, która pokazywała wszystkich. W tej chwili nie istniała nawet ta rzecz, a ona miała ją w rękach. Nie mogła uwierzyć, że teraz było o wiele łatwiej. Odetchnęła z ulgą. Rozłożyła ją.

— Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

Od razu wszystko było widoczne. Przyjrzała się dobrze wszystkiemu. Hogwart kwitł w miłość. Nie wiedziała dlaczego, ale każde możliwe dormitorium było w parach. Wzdrygnęła się na samą myśl o Ronie. Nie chciała tego jeszcze raz przeżywać. Nigdy więcej.

— Głupie dzieciaki — powiedziała pod nosem.

Miała już zamknąć swoją drogę do sukcesu, gdy zobaczyła punkcik. To był ten punkt najważniejszy. Tom Marvolo Riddle. Przechadzał się powoli po korytarzu na siódmym piętrze i szedł powoli w stronę schodów. Przyglądała się temu z niemałym zaciekawieniem. Powoli zmierzał do łazienki dziewczyn, gdzie urzędowała Jęcząca Marta.

Stop. Przecież on jeszcze nie otworzył Komnaty Tajemnic, co mogło oznaczać tylko jedno. Marta na razie była żywą osobą i ją również mogła uchronić od losu, który ją spotkał. Śmierć, mimo wszystko była potem duchem, ale jakim. Jej jęki słychać było prawie w całej szkole. Normalnie jak na planie jakiegoś horroru z mugolskiego kina.

Dlaczego takie dziwne porównania przychodzą jej na myśl? Otrząsnęła się z tego. Nie powinna tak myśleć. Przecież była Hermioną Granger. Ona tak nie myślała. Ona była grzeczną i ułożoną osobą. Tak, jak jej całe życie. Wszystko musiało  być perfekcyjne.

Spoglądała, jak chłopak zmierzał do damskiej ubikacji i przechadzał się po pomieszczeniu. Zanim zdążyła cokolwiek, pomyśleć do pomieszczenia wpadła jej współlokatorka wraz ze swoim chłopakiem.

— O, Hermiona — powiedziała trochę zawiedzionym tonem.

Kobieta od razu zrozumiała aluzję. Ześlizgnęła się z łóżka, wzięła ze sobą torbę i wcisnęła do niej mapę. Rzuciła przepraszające spojrzenie Walburgii i zniknęła za drzwiami. Zdążyła usłyszeć tylko, jak ona i Orion padli na łóżko dziewczyny. Wolała nie wiedzieć, co nastąpiło potem.

Powoli udała się w stronę biblioteki. Miała nadzieję, że była tam sama. Nie myliła się. Usiadła przy stole tak, aby bibliotekarka nie mogła dojrzeć, co robi. Rozłożyła ponownie mapę i patrzyła na nią. Riddle dalej kręcił się po łazience. Najwyraźniej czegoś szukał. Nie wiedziała, co zrobić. Jedyne, co jej przyszło do głowy, to pójść tam. Po prostu. Powstrzymać go. Było jednak na to za wcześnie. Bo co mu miała powiedzieć? Że jest z przyszłości i starała się nie doprowadzić do tego, żeby stał się tyranem? Nie uwierzył by jej, a nawet jakby uwierzył, to by miało tylko negatywne skutki.

Musiała jakimś podstępem się do tego zbliżyć, oczywiście zbliżyć do powodzenia w swojej misji, nie do Toma. Patrzyła jeszcze chwilę na mapę, a po chwili wskaźnik Ślizgona zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. Patrzyła oniemiała. Przecież w zamku nie można się teleportować i tak chyba było zawsze. Skąd mogła wiedzieć? Polegała tylko na swojej wiedzy zaczerpniętej z Historii Hogwartu, ale przecież nie wiedziała tego dokładnie.

— Cholera — zaklęła cicho pod nosem.

Zerwała się na równe nogi. Musiała zobaczyć, co się tam stało. Powoli ruszyła w kierunku łazienki. Mijała młodszych uczniów, którzy uciekali przed nią w popłochu. Trudno się dziwić. Była przecież prefektem, a na dodatek domu, który był niezbyt lubiany w szkole. Po prostu Ślizgoni mieli we krwi wszystko to, co dla innych znaczyło zło. Konkretnie - arogancja była mało lubiana i niezbyt ceniona, a przecież od czasu do czasu się przydawała, prawda?

Pospiesznym krokiem zbliżała się do wejścia. Pchnęła drzwi i zajrzała przez otwór. Nie zobaczyła nikogo. Przetarła oczy. Dalej nic. Musiał wejść do środka, bo ten korytarz nie był przecież pokazany na mapie, przecież skąd mógł o tym wiedzieć przyjaciele ojca Pottera? Po prostu. Tak wyszło, że akurat jego nie znaleźli.

Chciała czekać. Nie wiedziała, ile może to potrwać. Usiadła więc przed drzwiami do ubikacji i czekała. Wytężyła swój słuch, jak najlepiej umiała, zaczęła dodatkowo czytać książkę. Wtedy była najbardziej skupiona, co owocowało w to, że mogła nawet najcichszy szmer usłyszeć. Minęła godzina, a on nadal nie wyszedł ze swojej kryjówki. Była bardzo niezadowolona. Bolały ją plecy od opierania się o ścianę, a na dodatek tyłek od twardej posadzki. Było jej niewygodnie, ale postanowiła, że się nie podda.

Wtem ni stąd, ni zowąd usłyszała cichy głos chłopaka. To była jej szansa. Uniosła się powoli i chwyciła za klamkę. Popchnęła drzwi. Na środku pomieszczenia zobaczyła zmieszanego Toma. Wyglądał tak, jakby coś ukrywał, a ona dokładnie wiedziała co. Wejście do Komnaty było przed nim, lecz już zamknięte.

— Czego tu szukasz? — zapytała.

Nie wiedział za bardzo, jak wybrnąć z zaistniałej sytuacji, wydukał tylko kilka słów.

— Nie twój interes.

Spojrzał na nią. Jego wzrok był lodowaty, wprawdzie przyzwyczaiła się do tego, ale od czasu do czasu nadal przechodziły ją po ciele dreszcze przerażenia.

— Pomyłka. Znajdujesz się w damskiej ubikacji. Wypłaszać możesz młodsze uczennice. Jak mniemam, prefekt powinien dawać dobry przykład, a ty z kolei dajesz zupełnie odwrotny. Wychodź stąd — powiedziała przez lekko zaciśnięte zęby.

Już na nią nie patrzył, tylko na umywalki. Podeszła ostrożnie w jego kierunku. Spojrzała na miejsce gdzie na jednym z kranów było godło Slytherina, a następnie zajrzała mu prosto w oczy. Złapał jej wzrok, znowu były rozkosznie ciepłe jej mleczne oczy.

— Widzisz tutaj? — zapytała, pokazując z daleka palcem.

Spojrzał na miejsce gdzie pokazywała. Uśmiechnął się. To była przecież tylko umywalka.

— Widzę, tu się myje ręce po potrzebie, wiesz? — zapytał ją z lekką kpiną w głosie.

Przeleciało jej to mimo uszu. Podeszła bliżej. Dotknęła kranu, przejechała delikatnie opuszkami palców po głowie węża, który wił się na nim jak żywy. Nie uszło to uwadze mężczyzny, którego oczy zrobiły się intensywnie brązowe.

— Widzisz? To znak Slytherina. Piękny, prawda? Aż dziwne, że umieścił go w takim miejscu — wyszeptała, dalej dotykała mały symbol.

Powstrzymał się od komentarza. Dlaczego? Może dlatego, że bał się w tej chwili, iż ktoś odkrył jego sekret? To na pewno.

Przeszła obok niego, powoli. Stanęła tak, że była tuż obok niego. Dla niego ciągnęły się minuty, a ona stanęła na palcach. Jej ciepły oddech poczuł tuż przy swoim uchu. Słodki zapach delikatnie zamącił mu w głowie. Stop. Musi się powstrzymać.

— Widzisz, Tom, ja wiem o wiele więcej rzeczy, niż Ci się zdaje, a szczególnie o tobie.
Zapomniał chwilę o Bożym świecie. Dlaczego? Tego sam nie wiedział. Jego ciało stało centymetr nad ziemią. Było to niesamowicie przyjemne.

— Żegnaj.

Ten głos był już daleko z tyłu. Wyszła z pomieszczenia, a drzwi za nią trzasnęły. A on? Stał jak słup, nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Wiedziała coś, o czym on nie wiedział. Miał tylko wielką nadzieję, że nie chodziło tutaj o jego dziedzictwo. Oby tego nie wiedziała.

(***)

Szła powoli, nigdzie się jej nie spieszyło. Czuła w duchu, że odniosła nie lada sukces. Dlaczego? Bo Riddle pierwszy raz, od kiedy ona tutaj jest, miał dosyć niewyraźny wzrok. Przestraszył się? Wątpliwe. Przecież ktoś z rodu Slytherina nie boi się niczego.

Z pewnością był wielkim czarodziejem ale tylko od niego zależało jak to wykorzystał, miał niezwykły potencjał, czy wybierze ścieżkę zła czy dobra, ona była skłonna go podziwiać. Miał ten upór, niezwykle zawzięty, realizował cel, który sobie postawił i nie szukał wymówek. Chyba trochę odpłynęła i stanęła w miejscu. Przed nią pojawił się ni stąd, ni zowąd jakiś mężczyzna.

— Rusz się, szmato — powiedział.

Jej uszy automatycznie zaczerwieniły się. Strasznie nie lubiła, jak się tak do niej mówiło.

— Bo co? Dasz mi nauczkę? — prychnęła na chłopaka.

Przyjrzała mu się. Był nie za wysoki, niewiele wyższy od niej. Na jego twarzy było wiele wyprysków, a oczy do złudzenia przypominały świńskie ślepia. Jednym słowem, był obrzydliwy. Koszmarnie obrzydliwy. Nie podobało jej się to ani trochę.

Automatycznie wymierzył jej policzek. Poczuła, jak palący ból przechodzi po jej twarzy. Postanowiła, że tak tego nie zostawi. Już się postarała, żeby dostał za swoje.

— Levicorpus — mruknęła w myślach i wycelowała różdżką w chłopaka, który, jakby na kostki zarzucono mu linę, zawisł do góry nogami.

Uśmiechnęła się. Był to bardzo przyjemny widok.

— I co, szlamo? Fajnie tak, prawda? A może sprawdzimy, czy masz coś w spodniach, bo tak głośno kraczesz, że na pewno kilka wron zjadłoby twojego robaka.

Korytarz ryknął z uciechy, a ona machała różdżką tak, że chłopak latał w te i powrotem. To w prawo, to w lewo. Do góry, na boki, aż wreszcie zrobił się zielony na twarzy. Najwidoczniej nie służyło mu takie latanie.

— Minus pięćdziesiąt punktów za obrażanie prefekta. Szlaban przez miesiąc u woźnego — Tutaj jeszcze szerzej się uśmiechnęła — a dodatkowo zakaz obrażania wszystkich uczniów pod karą wydalenia z Hogwartu.

Machnęła różdżką, a blady jak ściana chłopak runął na ziemię. Wszyscy, dosłownie wszyscy się śmiali. Chłopak wstał, otrzepał się i chciał ruszyć w jej kierunku z wyciągniętymi rękami, ale ona pomachała mu swoim magicznym patykiem tuż przed nosem.

— Nie radzę, dzieciaczku, bo naprawdę się zdenerwuję. Znasz zaklęcia niewybaczalne?

Spojrzała na niego nienawistnym wzrokiem. Cofnął się. Tak jak i reszta uczniów.

— Co się patrzycie? Do swoich dormitorium, zaraz cisza nocna — ogłosiła, a tłum powoli się przerzedzał.

Tej sytuacji przyglądał się jak zwykle z oddali Tom. Był zaskoczony, że ta kobieta tak dobrze radzi sobie z magią, a szczególnie zainteresowało go to zdanie na temat zaklęć niewybaczalnych. Czyżby potrafiła ich używać? Zaiste, bardzo interesujące. Spojrzał na swój mugolski zegarek na ręku. To jedno z tych urządzeń, który lubił. Było naprawdę przydatne.

— Granger! — krzyknął za nią.

Odwróciła się na pięcie i spojrzała na chłopaka.

— Tak?

Nie miała teraz ochoty na konwersację i wymianę zdań z tym osobnikiem, nie po tym, co wydarzyło się tutaj.

— Nic.

Ruszył w kierunku lochów, zostawiał ją samą. Fakt. Dzisiaj nie czas na ich patrol, więc i ona powinna już wracać. Czas spać, jutro też był dzień na plan, jak powstrzymać Toma Riddle'a przed zagładą świata czarodziejów.

Continue Reading

You'll Also Like

18.8K 1.2K 27
Pomimo, że Vees byli dla ciebie jak rodzina (niektórzy) jako bliska przyjaciółka samej księżniczki piekła postanawiasz pomóc jej w prowadzeniu hotelu...
210K 12.5K 97
Córka Czarnego Pana staje u boku Zakonu Feniksa, by pomóc mu wygrać wojnę. Jak poradzi sobie z demonami przeszłości i uczuciami, które nieustannie n...
66.2K 3.6K 122
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
Szron By Malkontenctwo

Historical Fiction

4.7K 298 13
Jak to jest nienawidzić każdej uncji swojego jestestwa bardziej niż czegokolwiek? Jak to jest nie móc spojrzeć na siebie w lustrze ze świadomością po...