Nic już nie ogarniam

By blueselwood

136K 6.5K 579

Amber i Rachel to zupełnie dwie różne osobowości. Jednak od zawsze łączyła je nadzwyczajnie silna przyjaźń. C... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42

Rozdział 11

3.7K 183 9
By blueselwood

Rachel

-Poproszę dwie teuqille - wykrzyczała w stronę barmana Erin. 

Spojrzałam się na nią morderczym wzrokiem. Chyba ją posrało. Tequilla z moją słabą głową? 

- No co? - dziewczyna wzruszyła ramionami patrząc na mnie tymi niby niewinnymi oczami. 

Wspięłyśmy się na wysokie stołki barowe, co nie było takie znowu proste w takich krótkich sukienkach. Ona przynajmniej nie miała obcasów. Już po chwili wymachiwała nogami okrytymi jedynie wysokimi, czarnymi conversami. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież kompletnie nie pasują do ciemnozielonej, obcisłej sukienki i totalnie skracają jej nogi, ale ją gówno to obchodziło. Powiedziała, że i tak jest już wysoka i nie chce być wyższa od jakiegoś faceta w klubie, bo to zniszczy jego biedne, kruchutkie ego. A poza tym przecież szpilki to tylko głupi wynalazek mężczyzn, by kobiecy tyłek wydawał się bardziej kształty niż jest w rzeczywistości - cytując moją kochaną współspaczkę.   

- Dziękuję bardzo - Erin uśmiechnęła się pięknie do mężczyzny za ladą i odebrała nasze shoty - Za to, żebyś nie zwariowała na punkcie nauki i nie sfrajerowała się - powiedziała. 

Pochyliłam się nad nią, by przebić swój głos przez tę głośną, na marginesie beznadziejną, muzykę.

- Nie ma takiego słowa!

- O tym właśnie mówię! - wykrzyczała. 

Stuknęłyśmy się kieliszkami i wlałyśmy w siebie alkohol jednym ruchem ręki. Rozpalający dreszcz przeszedł przez całe moje ciało. Nie zdołałam powstrzymać małego wzdrygnięcia, na co moja przyjaciółka wybuchnęła śmiechem. 

- O! Widzę naszych towarzyszy! - powiedziała głośno, zeskakując z siedzenia. 

Obróciłam się w stronę wskazaną przez Erin i... Zmroziło mnie. Niedaleko wejścia stała grupka czterech facetów. Scott, Marshall oraz Cameron i Tom - pozostali członkowie kapeli Maryego. Klasyczne faux-pas jakiego mogłam się spodziewać na koniec beznadziejnego dnia. To karma za to, że zdecydowałam się w ogóle gdzieś wychodzić.

Gdy podeszłyśmy bliżej nich, Erin przywitała się z wszystkimi muzykami i przedstawiła się Scottowi. Moich dwóch przyjaciół obrzuciło mnie potępiającym wzrokiem. Uśmiechnęłam się najsłodziej jak tylko potrafiłam i przywitałam z Camem i Tomem. Zdążyłam już kiedyś ich poznać, nawet towarzyszyli nam parę razy w wypadach na miasto. 

- Proszę, proszę - Scott pokręcił głową krzyżując ramiona na klatce piersiowej. 

Wszyscy poza naszą trójką wydawali się być nieco zdezorientowani. Zresztą ja też! Co oni do cholery tu robili i co mieli wspólnego z nową pracą Erin? 

- Podobno miałaś się uczyć - wykrzyczał w moją stronę Scott.

Marshall przytaknął przyjacielowi. Dobrze, że było tam tak głośno, dudniąca muzyka ściągała z tej sceny conajmniej połowę napięcia.

- Zaraz, to wy się znacie ? - spytała Erin

- Chodźcie usiądziemy.  Zaraz wszystko się wyjaśni - zadecydował Mary. 

Gdy znaleźliśmy wystarczająco duży stolik, i to w nieco cichszym miejscu, Erin spojrzała na nas pytającym wzrokiem, najwyraźniej czekając na wyjaśnienia. Miałam ochotę się do niej przyłączyć.

- Więc tak. Scott, Rachel i ja - zaczął Marshall wskazując każdego z osobna, jakby ktokolwiek nie wiedział o kogo chodzi - znamy się od liceum. To - tym razem wskazał na basistę i wokalistę - są moi drodzy współczłonkowie zespołu. A to - tym razem, z bananowym uśmiechem na twarzy, przeniósł wzrok na krótkowłosą - jest Erin Tucker. Nasza nowa perkusistka.

Wciągnęłam głośno powietrze zupełnie jakbym oglądała brazylijską telenowelę.

- Dlaczego nie wiedziałam, że grasz? - spytałam przyjaciółkę. 

Już miała odpowiedzieć, kiedy uprzedził ją Scott.

- Dlaczego nas okłamałaś ty mała wywłoko? - westchnęłam głęboko przymykając oczy. 

Raz daj się namówić na wyjście i proszę! Było na to tylko jedno wytłumaczenie. Jak mówiłam, wszechświat chciał mnie ukarać. Trzeba było zostać w pokoju i się uczyć.   


Amber

Powoli otwierałam oczy, kiedy od razu powieki zaczęły mi się mrużyć. Okropne, złe światło! 

Gdy kładłam się spać musiałam zapomnieć zasunąć żaluzji. Odwróciłam się na drugi bok i próbowałam znowu zasnąć, ale mocne słońce nie pozwalało mi na to. Poleżałam jeszcze chwilę, wpatrując się w biały sufit, po czym z westchnieniem się podniosłam. 

Siedziałam na łóżku parę minut, wpatrując się w stolik pod oknem. Wynajęłam najtańszy pokój w pobliskim motelu i jak na razie cały ,,pobyt'' leżałam w łóżku, na zmianę budząc się i zasypiając. Nadal miałam z sobą jedynie czarny plecak. Ten sam, z którym wyszłam dwa dni temu od chłopaków. A może to były już trzy dni? 

Eh, kogo to obchodzi? - pomyślałam i ruszyłam w końcu tyłek z łóżka. 

Powłócząc nogami weszłam do małej łazienki w rogu pokoju. Przemyłam twarz chłodną wodą, po czym wytarłam ją ręcznikiem. Ręcznikiem, który byłam przekonana kiedyś, wiele lat temu może i był biały. 

Przeniosłam wzrok na swoje odbicie. Nie miałam zamiaru kłamać, nie było to moje najpiękniejsze wydanie. 

Czarne włosy, normalnie sięgające do ramion, teraz całe były potargane i przez to nieco podniesione. Pod oczami odznaczały się sławetne, wielkie wory. Miałam na sobie jedynie biały podkoszulek, który znalazłam zresztą w pokoju. Leżał głęboko w szafie. Na pewno należał do jakiegoś mężczyzny. Może zapomniał go w szale pakowania narkotyków, bo goniła go policja. Albo właśnie kogoś w nim zabił. Może właśnie w tej łazience, leżało powoli rozkładające się ciało? 

Nie wiem czy już mówiłam, ale zawsze patrzę na wszystko bardzo optymistycznie.

Bez obaw, najpierw go przeprałam. W każdym razie pod owym podkoszulkiem, łatwo widoczne były obrażenia po ostatniej walce. Siniaki nabierały kolorów, rozcięta warga nieco napuchła. Moja przeciwniczka musiała mieć długie paznokcie, gdyż znalazłam na sobie też parę zadrapań.

Chwilę potem wyszłam z łazienki i z powrotem usiadłam na łóżku. Zegarek na stoliku wskazywał 17:34. Jeszcze niedawno o tej porze było już ciemno jak w nocy. Właśnie... Kończył się kwiecień... Niedługo na uczelni będą zaliczenia. W tym roku już na pewno mieli zamiar mnie wywalić. Biedna Rachel, będzie zdruzgotana. Zawiedziona mną. Teraz pewnie siedziała i ostro zakuwała. 

Rachel... Poczułam niemiłe ukłucie w brzuchu. Można by to zwalić na brak śniadania, obrażenia, wczorajsze picie na pusty żołądek. 

Jednak ja dobrze wiedziałam, że to przez moją tęsknotę. I wyrzuty sumienia. Ale głównie tęsknotę, czułam się w tym bezpłciowym pokoju tak samotna... Zwinęłam się w kłębek na białej pościeli, zupełnie niczym małe dziecko.

Nie umiałam pozbyć się tego strasznego poczucia, że wszystko zawsze musiałam spieprzyć. Wszystko było w końcu dobrze, nawet idealnie, ale ja musiałam zwalić. Na pewno nie zasługiwałam na to szczęście. Może po prostu byłam zbyt samo-destruktywna, żeby być szczęśliwą.

 Ile razy już słyszałam, że wszystko zawsze spieprzam? Nie miałam nikogo, kto by zaprzeczył bredzeniu pijanego człowieka, więc naturalnie zaczęłam w to wierzyć. 

Dlaczego, gdy byłam głupią nastolatką, której powinno się pomagać, bo wiadomo że każdy dorastający człowiek ma sieczkę w głowie, musiałam radzić sobie sama? Kraść, by mieć co zjeść, kraść, by mieć co ubrać, walczyć, by mieć pieniądze na wycieczkę szkolną, żeby tak strasznie się nie wyróżniać. 

Zamiast móc być zbuntowaną i, powiedzmy uciekać z domu, co ja robiłam? Czekałam na mojego tatusia, obgryzając przez pół nocy paznokcie z nerwów i wpatrywałam się w drzwi. Nasłuchiwałam kroków na klatce, dosłownie wariowałam czekając na telefon z szpitala. A kiedy już się pojawiał, mogłam jedynie zdjąć mu buty, przykryć go kocem i czekać, aż wytrzeźwieje. Aż zmieni się z człowieka, który za śmierć mojej matki winił mnie i mojego brata oraz który wyrażał swoją frustrację i ból przez okładanie mnie pięściami, w tatę, którego kochałam. Kochanego tatę, który czcił mamę i nas. Kochał nas i okazywał to na każdym kroku. Nawet, gdy ponosił go temperament, wystarczył jeden dotyk mamy w ramię i już był spokojny. 

Po policzku spłynęła mi łza.

Kurwa jego jebana mać!

Poderwałam się i walnęłam w poduszkę.

Dlaczego nie mogłam zapomnieć i udawać, że tego nigdy nie było?

Znów walnęłam poduszkę.

Dlaczego nie mogłam go po prostu znienawidzić?

Kolejny cios w białą poszewkę.

Musiał wszystko zepsuć! Nienawidzenie go tak dobrze mi wychodziło! Zwyczajne udawanie, że nie istnieje, zero wyrzutów sumienia, bo to w końcu i tak nie był już mój tata, tylko jakieś monstrum.

Tym razem przez przypadek uderzyłam również swoje kolano. Zaczęłam krzyczeć i okładać pięściami poduszki, kołdrę, swoje nogi, wszystko co akurat było obok. Płakałam już na dobre.

Głupia słabość. Miałaś nie być słaba - mówiłam sobie. Nie chciałam już. Nie chciałam już tego wszystkiego... 

Otarłam twarz i wciągnęłam na siebie czarne spodnie. Narzuciłam kurtkę i wyszłam zamykając pośpiesznie pokój. Ruszyłam przed siebie ze złością ścierając resztki łez. Magazyn był niedaleko. Dam radę - myślałam sobie. Jeszcze tylko kawałek. Musiałam tylko się uspokoić... Chociaż troszkę.

Już po paru minutach mijałam w wejściu Brada. Zignorowałam jego powitanie. Wokół ringu nie było dużo ludzi, ale tu zawsze był ktoś. 

Walczyły dwie kobiety. Nie zatrzymując się, na szybko związałam pohaczone włosy w byle jakiego koka, po czym zrzuciłam z siebie kurtkę. Przedarłam się przez gapiów i wskoczyłam na ring. Dziewczyny przerwały zaskoczone. Podeszłam do tej bliżej mnie i walnęłam ją w twarz. Zdezorientowana upadła od ciosu i po chwili szybko zeszła na dół.

- No dalej - zwróciłam się do drugiej kobiety, przyjmując bokserską pozę. 

Nie miałam na dłoniach taśmy, ani nie wykonałam rozgrzewki, ale miałam to wszystko gdzieś. 

Tłum zaczął krzyczeć i buczeć. Domagali się walki, ciekawi dalszego rozwoju wydarzeń. Dziewczyna, którą znokautowałam pobiegła w stronę ludzi Jo. Spojrzałam na tą drugą i podniosłam pytająco brwi. Dziewczyna oblizała wargi i również przyjęła pozę.

Wszystko we mnie buzowało. Nie umiałam tego powstrzymać. Już od zawsze miałam z tym problem, tylko starałam się nad tym panować. Ale po co się męczyć? Zapomnij... Zapomnij... Zapomnij... Wywlecz tą wściekłość na zewnątrz, bo zwariujesz - mówiłam sobie. Zacisnęłam oczy, oddalając wszelkie myśli z dala od siebie i natarłam na nią. 

Byłam jak pijana. Wygłodzona, brudna, niewyspana, obolała. Moje oczy znów zrobiły się szkliste od łez. Waliłam pięściami, z krzykiem na ślepo, odruchowo wykonując ciosy, których się nauczyłam. Przed sobą widziałam już jedynie rozmazane kształty.



***

Rozdział pojawił się szybciej, powiedzmy z okazji świąt. Jeśli jest słabszy wybaczcie, ale byłam zmuszona pisać na nieswoim komputerze, dokładniej macu. I stwierdzam, że go nienawidzę. Głupi alt jest po drugiem stronie, a klawiatura jest cholernie mała! Tak więc nie moja wina.

Chciałam również podziękować Wam za komentarze, które mi zostawiliście i które uwielbiam. Ludzie mogą nie zdawać sobie z tego sprawy, ale to naprawdę daje kopa do pisania i sprawia, że czuję, że to co robię ma sens. 

Spóźnionych Wesołych Świąt,

Ola :))

Continue Reading

You'll Also Like

7.6K 273 32
Szesnastoletnia Leila Miller miała życie pełne wzlotów i upadków. Gdy myślała że tym razem będzie inaczej bo poznała wspaniałych przyjaciół na jej d...
8K 285 18
Tom I trylogii Mafia
17.7K 502 31
❗CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ...❗ 13 nastolatka myślała że jej życie będzie normalne, miała najlepszych pod słońcem rodziców oraz brata, ale w...
38.6K 1.6K 29
Jest to historia o szesnastoletniej dziewczynie, Florze Davis, która po śmierci ojca, musi zakasać rękawy i poradzić sobie z trudną rzeczywistością...