GODS AND MONSTERS • MIRACULOU...

By -brzuchatek-

3.8K 362 1.3K

❝Sława jest niebezpieczna. Im bardziej ludzie cię kochają, z tym większym hukiem potem upadasz. ❞ Wiele... More

𝐏𝐑𝐎𝐋𝐎𝐆
『 KSIĘGA I - OBROŃCY 』
I. WYBRAŃCY
II. DRUGA SZANSA
III. PRZYJACIEL Z PRZYPADKU
IV. PARYŻ NIGDY NIE ŚPI
V. WRAŻLIWE SERCE ARTYSTY
VI. POWIDOKI
VII. SPOSÓB NA SZCZĘŚCIE
VIII. W KAŻDEJ LEGENDZIE JEST ZIARNO PRAWDY
IX. KAPŁANKA
X. BRZMIENIE CISZY
XI. U ŹRÓDŁA
XII. SZTUKA WALKI O SIEBIE
XIII. MAŁY SPRAWDZIAN ZAUFANIA
XIV. POWROTY BARDZIEJ I MNIEJ POŻĄDANE
XV. SAMOTNOŚĆ DZIELONA NA DWOJE
XVI. DWIE KRÓLOWE, JEDEN TRON
XVII. CO Z OCZU, TO Z SERCA
XVIII. MARY
XIX. WSZYSTKO IDZIE NIEZGODNIE Z PLANEM
XX. NOWY GRACZ NA PLANSZY
『 KSIĘGA II - ŚWIĘCI 』
𝐈. MUZY
𝐈𝐈. ŻYCZENIA A POWINNOŚCI
𝐈𝐈𝐈. ZDERZENIA Z RZECZYWISTOŚCIĄ
𝐈𝐕. RODZINNY SKARB
𝐕. TEMPERATURA WRZENIA
𝐕𝐈. W CENTRUM CHAOSU
𝐕𝐈𝐈. CENA ZWYCIĘSTWA
𝐕𝐈𝐈𝐈. POWODY DO ŚWIĘTOWANIA
𝐈𝐗. NIEPROFESJONALNE BIURO ŚLEDCZE
𝐗. POWAŻNE ZAMIARY
𝐗𝐈. OPOWIEŚĆ O NIEBIESKICH OCZACH
𝐗𝐈𝐈. DYM, KTÓRY NIE CHCE SIĘ ROZWIAĆ
𝐗𝐈𝐈𝐈. RELIKT PRZESZŁOŚCI
𝐗𝐕. OCALAŁY
𝐗𝐕𝐈. PORA ODPŁYWU
𝐗𝐕𝐈𝐈. ODKRYCIA MAŁE I DUŻE
𝐗𝐕𝐈𝐈𝐈. WDZIĘCZNOŚĆ I DUMA
𝐗𝐈𝐗. ROZPRZESTRZENIENIE ZARAZY
𝐗𝐗. DWA SERCA ZŁAMANE ZA JEDNYM ZAMACHEM
𝐗𝐗𝐈. OSTATNI TANIEC
𝐗𝐗𝐈𝐈. KOŃCOWA NUTA
『 KSIĘGA III - HERETYCY 』
I. JUTRZENKA
II. PRZESILENIE
III. GOŚCIE

𝐗𝐈𝐕. WIECZNE NIENASYCENIE

54 6 3
By -brzuchatek-

Mayura odwróciła się do przyczajonego w cieniu komina Władcy Ciem. Czekała, aż zatrzyma ją i zapyta, czy na pewno czuła się na siłach do działania, jednak nic takiego się nie wydarzyło. I dobrze, musiała się otrząsnąć i skupić na zadaniu.

Władca Ciem potrząsnął swoim berłem i z kamienia wyleciała akuma. Wniknęła w wachlarz Mayury.

— Uwolnię cię od niej, kiedy obudzisz naszego małego przyjaciela. Na razie jednak chcę, żebyś była moimi oczami — wyjaśnił. — Akuma może się nam jeszcze przydać, a nie chciałbym, żeby za dużo magii na raz cię osłabiło. Potrzebujemy wszystkich naszych sił.

Kobieta kiwnęła głową, mimo że jej zależało tylko na tym, by przez nadmiar magii nie zemdleć. Ostatnio kaszel nie męczył jej prawie w ogóle, dopóki nie znalazła się w łóżku. Tylko ból głowy nie chciał zelżeć.

Przetoczyła się po niej fala ciemności. Spojrzała w dół, ale nie widziała swojego ciała. Wyciągnęła rękę w stronę komina. Jej dłoń przeniknęła przez cegły.

— Doskonały plan — odezwała się, nie mając pewności, czy Władca Ciem ją usłyszy.

— Magia niestety nie objęła dźwięku — zauważył mężczyzna. — Pamiętaj, by być cicho.

Mayura przewróciła oczami. Nie takie rzeczy już robiła. Nie potrzebowała tak oczywistych wskazówek.

— Idę.

— Powodzenia. Będę cię osłaniał.

Zeskoczyła z dachu i cicho wylądowała pod drzwiami pana Kubdela. Odwiedzała go drugi raz w ciągu doby, ale on nigdy się o tym nie dowie.

Wcześniej nieraz poddawała w wątpliwość sens noszenia miraculum pawia cały czas przy sobie, ale okazało się to być doskonałym pomysłem. Kiedy król wysłał sir Armanda do archeologa, by doniósł, co powiedział pan Kubdel, pragnął, by Gabriel mu w tym towarzyszył. Agreste odmówił i posłał w swoje miejsce Nathalie.

Gdy tylko zobaczyła posąg, od razu wyczuła drzemiącą w nim magię. Dzięki miraculum trafnie oceniła, że stworzenie nie było wcale rzeźbą, a uśpionym emopotworem. Po powrocie do pałacu od razu udała się do Gabriela. On uznał, że nadarzyła się wspaniała okazja i nie należało zwlekać – trzeba przebudzić emopotwora jeszcze dzisiaj i zobaczyć, na co im się przyda.

Gabriel odprawił służbę ze swojego skrzydła, pod pretekstem szukania spokoju. Pod osłoną nocy przemienili się, spotkali poza pałacem i razem udali do domu pana Kubdela. Mieli plan, jak Mauyra dostanie się do środka. Nie martwili się jej wyjściem, do tego czasu powinna mieć pomocnika.

Mayura przeniknęła przez – tak jak wypadało wchodzić do cudzego domu – drzwi wejściowe z taką łatwością, jakby były z powietrza. Udała się do pomieszczenia, w którym spał emopotwór.

W pracowni było zupełnie ciemno. Przez zastawione okno nie wpadało ani trochę światła, ale Mayura doskonale wiedziała, gdzie znajdował się poszukiwany. Czuła przed sobą oszałamiająco silne skupisko magii.

Emopotwory rodziły się z emocji swojego stwórcy. Zastanawiała się, co musiała czuć osoba odpowiedzialna za tego, skoro magia wręcz w nim kipiała. Mayura nie miała w zwyczaju bać się emopotworów, nad którymi miała pełną kontrolę, ale tym razem towarzyszył jej dziwny niepokój.

Położyła dłoń na wychłodzonym kamieniu, przesunęła kciukiem po symbolu na czole emopotwora i nakazała mu się przebudzić. Czuła, jak budziły się jego zmysły i powoli docierała do niego rzeczywistość, w której niespodziewanie się znalazł.

Mayura zareagowała natychmiast, kiedy stwór mlasnął jęzorem i rzucił się na nią z zębami. Kucnęła, a on przeleciał nad jej głową. Wpadł na szafkę, która przewróciła się z hukiem. Kobieta miała nadzieję, że pozostanie niezauważona przynajmniej do momentu wyjścia, a on pokrzyżował jej wszystkie plany. Na szczęście to ona była górą.

— Głodny. Jeść miracula.

Nie była pewna, czy słyszała te słowa, które z jednej strony brzmiały głęboko, a z drugiej przypominały mlaskanie, na dnie swojej świadomości, czy emopotwór wymawiał je naprawdę. Jego nogi zatupotały w podłogę.

— Wystarczy! — syknęła Mayura i złożyła palce lewej dłoni, jakby miała zamiar pstryknąć. — Jeden zły ruch i znikniesz.

Tupanie ustało. Przynajmniej to na dole, bo hałas zbudził domowników i piętro wyżej zapanowało poruszenie.

— Głodny. — Emopotwór brzmiał na zawiedzionego.

— Możesz jeść wszystko oprócz miracul — Mayura wydała rozkaz, którego stwór nie mógł nie usłuchać. — Wyprowadź nas stąd. Teraz.

Emopotwór zamruczał nisko i pomaszerował do wyjścia. Mlasnęło. Różowy jęzor trafił w drzwi i całe zniknęły w jego paszczy. Mayura nie zamierzała tego kwestionować, widziała rzeczy dużo dziwniejsze.

Rodzina Kubdel zatrzymała się na schodach i przerażona patrzyła na wychodzącego na dwór emopotwora, który w słabym świetle ulicy okazał się być granatowy i urósł po zjedzeniu drzwi.

Mayura wybiegła za nim, ciesząc się, że była niewidzialna. Ceniła sobie takich fachowców i pracowitych ludzi jak pan Kubdel i nie chciała, by jego rodzina zadręczała się świadomością, że Mayura włamała się do ich domu. Cóż, wizja, że posąg ożył nagle w ciągu nocy i pochłonął drzwi nie była wcale lepsza.

Jęzor emopotwora śmigał na wszystkie strony, gdy ten pożerał, co mu się napatoczyło – kosze na śmieci, latarnie (nic sobie nie robił z ognia), wozy, kwiatki z parapetów. Mayura skoczyła na dach do Władcy Ciem. Gdy tylko wylądowała, odleciała od niej akuma i znowu schowała się w berle. Na powrót była widzialna.

— Nie możesz nad nim zapanować? — Mężczyzna wskazał emopotwora, który wsunął właśnie w całości konia. Mayura powtrzymała odruch wymiotny. Powinna była mu zabronić pożerania zwierząt.

— Powiedział, że jest głodny — odparła. — Chciał jeść miracula, więc uznałam, że lepiej będzie, jeśli pożre wszystko inne.

— Miracula?

Władca Ciem skrzyżował ramiona na piersi i pogładził się dłonią po brodzie. Mayurze przeszło przez myśl, że schowany w cieniu, kiedy miasto okryte było nocą, wyglądał niemal demonicznie. Był w końcu Władcą Ciem. Aparycja osoby, której nie chce się spotkać w bocznej uliczce by nie wystarczyła.

— Rzucił się na mnie, kiedy go obudziłam. Widocznie miał apetyt na moją broszkę.

— Świetnie się składa. — Władca Ciem uśmiechnął się, a jego zęby błyszczały groźnie w ciemności. Jak u wilka, który zamierza skoczyć na ofiarę. — Założę się, że doskonały z niego łowca. Każ mu zapolować na miracula.

— Chyba nie mówisz poważnie — przestraszyła się Nathalie. — Obierze nas sobie za pierwszy cel.

— Więc inaczej: każ mu zapolować na szkatułę z miraculami — poprawił się mężczyzna. — On pobiegnie szukać Strażnika, a my podążymy za nim.

Mayura nie wiedziała, co sądzić o tym planie.

— Nie mówiłeś, że chcesz zdobyć też pozostałe miracula.

— Nie było to nigdy moim celem, przyznaję. — Władca Ciem przyjrzał się rozrośniętemu emopotworowi z odrazą. — Liczę, że nasi mali bohaterowie przybędą na pomoc swojemu dobroczyńcy i wtedy ich dopadniemy. Jeśli się nie zjawią, tylko lepiej na tym wyjdziemy – będziemy mieć dla siebie całą szkatułę miracul i wtedy Biedronka i Czarny Kot okażą się wobec nas bezsilni.

Plan i sposobność były świetne, ale Mayurę nagle ogarnęła senność i potrzeba, by jak najprędzej znaleźć się w łóżku. Czuła nadchodzący atak kaszlu, ale próbowała go powstrzymać.

— Niech tak będzie.

Zeskoczyła na ulicę, kilka metrów od emopotwora. Rozejrzała się samymi oczami. Z okien wyglądały przerażone twarze obudzonych Paryżan. Zawsze w takich momentach miała nadzieję, że ich walka zakończy się jak najprędzej. Choć mieli szczytny cel, nie podobały jej się środki, które wykorzystywali. Szkoda, że nie mieli lepszych opcji.

— Emopotworze! — krzyknęła. Zawołany odwrócił się do Mayury. Wyglądał, jakby znowu chciał na nią skoczyć. Tym razem nie umknęłaby tak łatwo. Jego zapał ostudził się, gdy zobaczył złożone palce Mayury. — Jeden zły ruch — przypomniała. — Znajdź szkatułę z miarculami. Zapoluj na Strażnika!

Emopotwór zaczął węszyć, choć nie miał nosa. Odwrócił się tyłem do Mayury i popędził przed siebie. Kobieta pomknęła za nim. Kątem oka zerknęła na dach, by sprawdzić, czy Władca Ciem biegł wraz z nią. Dziś wyjątkowo nie była pewna jego wsparcia.

***

Tej nocy kompas moralny Adriena nie działał, jak powinien.

Wymknięcie się z pokoju było dla niego niczym. Nigdy wcześniej nie robił tego pod osłoną nocy i zdziwił go brak straży w skrzydle ojca. Był pewien, że Gabriel był niezwykle czuły na punkcie ochrony siebie i swojego syna, ale najwyraźniej się mylił.

Z niespodziewaną łatwością chłopak przemknął przez uśpiony pałac i przedostał się do budynku dla służby, ściskając pod pachą maskę, którą lata temu miał na jakimś balu i z której przed wyjściem oderwał wszystkie ozdoby. W budynku dla służby wysmarował sobie twarz i włosy sadzą z kominka. Kiedy wychodził, zobaczył leżący na ławie pocerowany płaszcz. Pomyślał, że skoro ubranie i tak leżało porzucone, właściciel nie obrazi się, jeśli pożyczy je sam Czarny Kot.

Starą koszulę i spodnie oraz znoszone buty, które założył w swojej garderobie, schował pod tym brązowym płaszczem. Założył na głowę kaptur i opuścił dziedziniec. Strażnicy spojrzeli na niego podejrzliwie, ale nie zaczepiali tego – jak im się zdawało – żebraka, który musiał zasnąć na dziedzińcu.

Adrien biegł najszybciej jak potrafił. Gdy zobaczył światło wylewające się ze stajni przy gospodzie, z której dobiegały dźwięki pijatyki, pokusa była silniejsza. Dwie minuty później siedział na oklep na siwym koniu, którego poganiał do galopu. Przed wyjazdem ze stajni założył maskę. Obiecał sobie, że zwróci konia i płaszcz, kiedy odzyska miraculum.

Nie wiedział tylko, jak to zrobić. Paryż był dużym miastem, do którego wpuszczały cztery bramy. Zwrócił się w myślach do Tikki, bo wierzył, że jedynie szczęście może mu w tej chwili pomóc.

Gnał bezmyślnie do przodu, a jego modlitwa musiała zostać wysłuchana. Zza jednego z zakrętów wyłoniła się postać bardzo podobna do niego – powiewała za nią ciemna peleryna, na tamtą osobę zdecydowanie zbyt duża, koń był nieosiodłany. Szczupła dłoń powstrzymywała kaptur przed spadnięciem.

Serce Adriena przyspieszyło. Oby się nie mylił.

— Zaczekaj! — krzyknął.

Pospieszył swojego siwka. Stopniowo zbliżał się do postaci.

— Proszę mnie zostawić! — odkrzyknął mu zdenerwowany dziewczęcy głos. — Bardzo się spieszę.

— Biedronka? — postanowił zaryzykować.

Dziewczyna wstrzymała konia i on także to zrobił. Zdjęła z głowy kaptur. Splątane, rozpuszczone włosy opadły wokół jej wysmarowanej sadzą twarzy. Głowę miała przewiązaną cienkim czarnym szalem, w którym wycięła otwory na oczy. Widać wpadli na podobne pomysły.

— Czarny Kot?

Adrien rozłożył szeroko ramiona i uśmiechnął się.

— We własnej osobie.

— Nie patrz na mnie — zażądała Biedronka i z powrotem założyła kaptur. — Ja też nie powinnam na ciebie długo patrzeć. Nie osłania nas magia, więc moglibyśmy zacząć podejrzewać nasze tożsamości.

Adrien przyznał jej rację. Poprawił swoją maskę i założył kaptur. Ucieszyło go, że dla tego nie patrz na mnie istniał rozsądny powód, a nie... cokolwiek ostatnio chodziło jej po głowie dziewczyny. Chciał rzucić jakimś żartem, żeby wybadać sytuację między nimi, ale nic nie przychodziło mu do głowy.

— Twoje miraculum też zniknęło? — zapytała Biedronka.

— Zgadza się. Myślisz, że to naprawdę Mistrz Fu?

— Na pewno — westchnęła. — Widziałam się z nim dzisiaj. Bardzo dziwnie się zachowywał. Powinnam się domyśleć, że coś jest nie tak!

— Czyli wiesz, gdzie on mieszka?

— Wiem — powiedziała powoli dziewczyna i spojrzała na niego spod kaptura. — Czekaj, ty nie i tak po prostu gnałeś przed siebie, nie wiedząc, czy nie jedziesz w zupełnie przeciwnym kierunku?

— Dokładnie. — Adrien znowu się uśmiechnął. Mógł powiedzieć, że nie miał lepszych opcji, ale taka odpowiedź była zbyt banalna. — Kierowałem się głosem serca i widzisz? Doprowadził mnie do ciebie.

Cień kaptura nie ukrył zaciśniętych ust Biedronki. Nie odpowiedziała, nie skarciła za żartowanie w środku misji. Nie jęknęła z irytacją tak jak dawniej. Milczała. Cisza, która kiedyś wydawała się Adrienowi tak przyjemna, teraz była dla niego jak nóż wycelowany w pierś.

— Pospieszmy się — zarządziła Biedronka. — Odzyskajmy miracula, nim Mistrz wydostanie się z miasta.

Popędziła konia. Adrien po drodze starał się utrzymać skupienie, ale kiedy widział przed sobą dziewczynę, zbyt wiele pytań przychodziło mu na myśl. Chciał wiedzieć, skąd miała konia – czy należał do niej, czy tak jak on musiała sobie pożyczyć. Chciał wiedzieć, czy w takim płaszczu mógł ją minąć na mieście. A przede wszystkim chciał wiedzieć, co sprawiło, że ich stosunki tak się oziębiły.

Musiał się bardziej skupić. Niewiele brakowało, a zamiast skręcić za Biedronką, pojechałby dalej.

Krajobraz powoli się zmieniał. Budynki stawały się coraz niższe i brzydsze. Adrien zgadywał, że zbliżali się do jednej z najuboższych części miasta. Biedniejsze były tylko znajdujące się poza murami slumsy.

— Co do..?

Biedronka nagle zatrzymała konia. Ten spłoszył się i stanął dęba. Zarżał, wyraźnie czymś przerażony. Dziewczyna krzyknęła. Trzymała się kurczowo jego grzywy, ale i tak zsunęła się na bok, próbując jeszcze się złapać. Wylądowała na ziemi i zaraz przetoczyła się w lewo, by uniknąć stratowania. Usiadła rozmasowując sobie kark jedną ręką, a drugą machając za koniem.

— Jasne, jedź sobie! Od miesięcy ryzykuję życie dla tego miasta, a kiedy trzeba, nie mam nawet jak się przemieszczać! — Przekręciła głowę. — Oj.

Adrien spojrzał tam, gdzie Biedronka. Skrzyżowanie uliczek przecinał właśnie jadący na koniu (ciekawe, czy on także był skradziony) Mistrz Fu. Zaraz za nim podążała niebieska bestia, która raz po raz chlapała na boki wielkim jęzorem i pożerała wszystko wokół.

— Moja Pani, wygląda na to, że dzisiaj to ja będę twoim rycerzem na białym koniu — powiedział, starając się zapanować nad drżeniem głosu. Nie spodziewał się walki z potworem bez mocy. — Usiądź za mną.

Biedronka poderwała się z ziemi i z drobną pomocą chłopaka wdrapała na konia. Dopiero zauważył, że tak jak w swojej bohaterskiej wersji, miała na sobie spodnie. Tylko te wyglądały na typowo męskie i ściągnęła je w pasie sznurkiem.

Ostrożnie, jakby bała się go dotknąć, objęła Adriena w pasie. Chłopak postanowił pomyśleć o tym kiedy indziej. Pognał ulicą i szybko skręcił.

— Gdzie ty jedziesz? — krzyknęła Biedronka.

— Wyprzedzimy ich.

Przez chwilę było słychać tylko tętent kopyt i możliwe, że Adrienowi tylko wydało się, że usłyszał, jak Biedronka wymamrotała:

— Ten koń nie jest biały tylko siwy.

Bardzo chciał, żeby te słowa nie były tylko wytworem jego wyobraźni.

Wypadli na ulicę i wkrótce zrównał się z nimi Mistrz Fu, który przez ramię miał przewieszoną wypchaną torbę. Ciepły, śmierdzący oddech potwora przypominał, że byli gonieni. Przynajmniej nie musieli się odwracać.

— Mistrzu! — zawołała Biedronka, ścisnęła mocniej Adriena, kiedy się obróciła i prawie spadła. — Pomożemy ci! Tylko oddaj nam miracula.

— Nie ma mowy — wysapał Fu, który niemal leżał na szyi pędzącego konia. — Nie powinienem był wam ich w ogóle dawać. Muszą opuścić Paryż wraz ze mną.

Jęzor potwora uderzył w ulicę niebezpiecznie blisko siwka. Biedronka pisnęła. Czyli nie tylko Adrien nie czuł się równie odważny jak w kostiumie.

— On na ciebie poluje — włączył się chłopak.

— Powstrzymamy go, jeśli oddasz nam miracula.

Mistrz Fu nie odpowiadał. Krople potu błyszczały na jego czole w księżycowej poświacie. W tej części miasta nie było świateł na ulicach, a jednak Adrien wyraźnie widział, że zielone kwami przysiadło na głowie konia Fu.

— Wayzz! — Biedronka także musiała go zobaczyć. — Przemów Mistrzowi do rozsądku. Skręcaj!

Ścisnęła prawy bok Adriena i chłopak od razu skręcił konia na tamtą stronę drogi. W ostatnim momencie, bo język emopotwora minął ich o włos.

— Ten koń długo tak nie pociągnie — zauważył Adrien, patrząc na wyczerpane zwierzę, które chyba tylko strach jeszcze napędzał.

— Co ty nie powiesz?

Mistrz Fu nagle skręcił swojego konia na przeciwległy kraniec drogi i zatrzymał go tam. Rozpędzony emopotwór, nim wytracił prędkość i zdołał obrócić swoje wielkie cielsko, przebiegł jeszcze kilkadziesiąt metrów.

— Chodźcie tu — zamachał do nich Mistrz Fu.

Emopotwór już się obracał.

— Idź po pierścień — poleciła Biedronka. Adrien posłusznie zeskoczył z konia, a dziewczyna przesunęła się na jego grzbiecie do przodu. — Zajmę jego uwagę.

Popędziła konia, który na szczęście okazał się być odważniejszy niż ten, na którym jechała uprzednio. Biegnąc do Mistrza Fu, Adrien jej nie obserwował, bo wiedział, że na widok Biedronki rzucającej się w paszczę potwora bez żadnej magicznej ochrony, nie oparłby się chęci pomocy.

Mistrz Fu stał na ziemi koło konia i wyciągał ku Adrienowi pomarszczoną dłoń, na której leżał pierścień. Chłopak od razu go założył i przemienił się.

— Jak Biedronka weźmie miraculum, niech Mistrz się schowa — powiedział. Odpiął od pasa laskę. — Potem porozmawiamy.

Pobiegł na pomoc dziewczynie, która ledwie umykała językowi emopotwora. Jej koń gdzieś zniknął. Schowała się za latarnią, która prędko znalazła się we wnętrzu stwora. Biedronka wykorzystała ten moment, by prześlizgnąć mu się pod nogami. Emopotwór obejrzał się zdezorientowany i obrócił powoli ku dziewczynie, która stała z wyciągniętymi rękoma, jakby chciała uspokoić spłoszonego konia.

— Dobry emopotworek. Wcale nie chcesz mnie zjadać.

Język wystrzelił. Biedronka rzuciła się szczupakiem na bruk. W tym samym momencie Czarny Kot skoczył i uderzył emopotwora w głowę rozwiniętą laską. Kiedy ten zaczął się odwracać, bohater przeskoczył nad nim. Dopadł do podnoszącej się z ziemi Biedronki.

— Jesteś cała? — zapytał, słysząc jej stęknięcie.

— Nic mi nie jest. Zajmij się emopotworem, a ja pobiegnę do Mistrza.

— Mam lepszy pomysł.

Nie zważając na jej protesty, podniósł Biedronkę i wybił ich na lasce. Przelecieli nad głową emopotwora, który wyrzucił za nimi język, i wylądowali kilkadziesiąt metrów od niego. Czarny Kot odstawił Biedronkę dopiero, gdy dobiegł z nią do Mistrza Fu.

— Poradziłabym sobie — fuknęła dziewczyna, odsuwając się.

Czarny Kot przewrócił oczami.

— O, tak, faktycznie znalazłabyś się tutaj równie szybko. Wiesz, czasami zwykłe dziękuję wystarcza.

— Pokłóciliście się? — Mistrz Fu popatrzył na nich podejrzliwie. Pokręcił szybko głową. — Racja, to nie czas i miejsce. Czarny Kocie, zajmij się naszym kolegą.

Chłopak odwrócił się we wskazaną przez Fu stronę, z której nadbiegał emopotwór. Ani chwili spokoju. Starł się z potworem, co przypominało raczej zabawę w ganianego. Od czasu do czasu uderzał go, ale głównie unikał pożarcia. Kilka walk temu miał nieszczęście użyć kotaklizmu na emopotworze, który potem oszalał. Wolał tego nie powtarzać.

— Załatwmy to szybko. — Biedronka pojawiła się kilka metrów od Czarnego Kota w swoim magicznym stroju i z jo-jo w ręku. — Szczęśliwy Traf.

Czarny Kot mógł spojrzeć na otrzymany przez nią przedmiot tylko przez ułamek sekundy. Wyglądał na zwykły kij, którym mógłby podpierać się wędrowiec napotkany w środku lasu.

— Coś takiego musicie znaleźć! — krzyknął do nich Mistrz Fu. Czarny Kot zastanawiał się, skąd on to wiedział.

— Jakieś pomysły? — spytał Biedronkę, gdy znowu uchylił się przed językiem.

Dziewczyna rozglądała się dokoła i niemal dało się widzieć obracające się w jej głowie trybiki. Czarny Kot zawsze był ciekaw, czy to kreatywność i instynkt Biedronki sprawiały, że zawsze wpadała na właściwe pomysły we właściwym czasie, czy była to kwestia magii miraculum.

— Tylko jedno miejsce przychodzi mi do głowy. — Biedronka jedną rękę zacisnęła na kosturze, a drugą na jo-jo. — Ktoś, kto jest wiecznie głodny, zje wszystko.

Czarny Kot najpierw spojrzał na nią, a potem na jo-jo które owinęło się wokół jego lewego nadgarstka. Biedronka przyciągnęła go do siebie, ale wciąż zachowywała dystans, jakby jego bliskość mogła jej zrobić krzywdę, i krzyknęła do stwora.

— Smacznego!

— Czekaj, nie wyrażam na to... — lepki, ciepły język przykleił się do piersi Czarnego Kota — ...zgody.

Emopotwór wciągnął język. Chłopak poleciał prosto do jego paszczy, a zaraz za nim podążyła przywiązana Biedronka. Zdążył tylko przestraszyć się szeregów ostrych zębów, między którymi utknęły resztki jedzenia i pomodlić się, by nie mieć z nimi styczności. Czarny Kot zatkał nos. Potwornie tam cuchnęło.

Spodziewał się wylądować w wyżerających skórę sokach żołądkowych i zostać otoczonym przez ciemność i mięsiste, różowe tkanki – najpierw przełyku, potem żołądka. Nie był przygotowany na widok bezkresnej, jasnej przestrzeni. Unosił się między bańkami, w których zamknięte były różne przedmioty, zwierzęta, a miejscami nawet śpiący ludzie skuleni w pozycji embrionalnej.

Dotknął palcem jednej z baniek, a ta zamiast się rozbić zamieniła się w kilka mniejszych bąbelków.

— Jak to możliwe? — spytał, patrząc z zainteresowaniem na ten miniaturowy wszechświat zamknięty w brzuchu potwora.

— Magia — odparła krótko Biedronka. — Pomóż mi szukać.

— Skoro jesteśmy tu zamknięci, moglibyśmy przez chwilę szczerze porozmawiać. Powiedziałabyś, dlaczego ostatnio tak dziwnie się zachowujesz...

— Użyłam Szczęśliwego Trafu — ucięła dziewczyna, łypiąc na niego groźnie. — Przemienię się tu, jeśli będziemy tracić czas, więc pomóż mi szukać.

Czarny Kot westchnął i dał za wygraną. Biedronka miała rację, że nie był to ani czas ani miejsce, ale obiecał sobie, że prędzej czy później porozmawiają, choćby miał ją do tego zmusić.

Rozglądali się, za pierwowzorem Szczęśliwego Trafu. W końcu chłopak dostrzegł go w jednej z baniek. Podążyli tam razem, co przypominało pływanie w powietrzu. Użył na bańce kotaklizmu i ten mały wszechświat, w którym tkwili, zaczął się rozpadać.

Wszystko zadrgało, bańki popękały, a po chwili świat stał się jedną wielką plamą granatu. Potem Biedronka i Czarny Kot znowu stali na ulicy Paryża, u ich stóp leżały dwa kostury. Z jednego z nich wyleciał amok.

Biedronka wypowiedziała swoje zaklęcia i wszystko wróciło do normy. Czarny Kot pogładził po szyi siwka, który pojawił się koło niego.

— A teraz porozmawiamy? — spojrzał na Biedronkę.

— Chyba zasługujecie na wyjaśnienia. — Mistrz Fu znikąd pojawił się koło bohaterów.

Czarny Kot rzucił Biedronce krótkie spojrzenie, którym chciał jej przekazać, że nie uniknie tej rozmowy. Był na tyle ciekawy, co Mistrz Fu ma im do powiedzenia, że mógł ją przełożyć na później.

Kolczyki dziewczyny zadźwięczały.

— Przynajmniej nie muszę się chować — wymamrotała pod nosem. — Chowaj kropki.

Chłopak nie sądził, że kiedyś to zobaczy, ale magiczny kostium Biedronki zniknął. Znowu przykrywała ją peleryna, a brudna twarz kryła się w cieniu kaptura. Dziewczyna podała Tikki okruchy ciastka, które miała w kieszeni spodni.

— Przypuszczam, że obydwoje czekacie, aż coś powiem. — Mistrz Fu spuścił głowę i wsparł się na kosturze, który uprzednio podał mu Czarny Kot. — Wolałbym to jednak zrobić w bardziej ustronnym miejscu. Chodźmy do mojego domu.

— Co z koniem? — chłopak wskazał na siwka. — Nie należy do mnie. Chcę go zwrócić właścicielowi.

— Zwróć go — odezwała się po chwili milczenia Biedronka. — Ja odprowadzę Mistrza do jego domu. Wy porozmawiacie innym razem.

— Jest pewien problem. Nie wiem, gdzie Mistrz mieszka.

— Biedronka pokaże ci mój dom — podsunął Fu. Dziewczyna nie wydała się zachwycona tym pomysłem. — Może to faktycznie rozsądne rozwiązanie. Z tobą, moja droga, także porozmawiam kiedy indziej. Jest środek nocy, powinniście spać. Nigdy nie wiadomo, kiedy Władca Ciem zaatakuje.

Dziewczyna znowu przemieniła się w magiczny kostium, a pierścień Czarnego Kota zadźwięczał. Uznał, że też będzie musiał nakarmić kwami, nim odprowadzi konia.

— Więc to Władca Ciem za tym stoi? — zapytał. — Pomysłowe – kazać stworzyć Mayurze emopotwora, który zapoluje na Strażnika.

— Właściwie to...

— Wyjaśnienia miały być kiedy indziej — przerwała Mistrzowi Biedronka. — Ruszajmy. Nie chcę tu dłużej tkwić. Mam złe przeczucie.

Spojrzała kątem oka na Czarnego Kota, ale on nie miał odwagi spytać, nawet w żartach, czy to złe przeczucie było związane z nim.

Biedronka wzięła Mistrza na ręce, a chłopak oglądał, jak się oddalali. Rozejrzał się, jak dziewczyna wcześniej, ale nic nie zobaczył. Były tylko cienie.

***

— Wy naprawdę się pokłóciliście — powiedział Fu, poprawiając sobie swój pakunek na ramieniu, kiedy Biedronka odstawiła go na ziemię w bocznej uliczce niedaleko jego domu. — Z tego co wcześniej mówiłaś, wasza relacja wydawała się dużo cieplejsza.

Dziewczyna przeklęła w myślach spostrzegawczość Mistrza. Kto to widział, by tak stary człowiek był jeszcze w stanie dostrzegać coś takiego? Nie mogła mu powiedzieć. Im mniej osób wiedziało, dlaczego musiała się oddalić od Czarnego Kota, tym lepiej.

— Jestem strasznie zmęczona. — By to udowodnić, wymusiła ziewnięcie. — Przez to zawsze robię się nerwowa.

Było zbyt ciemno, by to stwierdzić, ale Biedronka była prawie pewna, że na twarzy Mistrza zagościł wyraz podejrzliwości.

— W takim razie nie zwlekaj, wracaj do siebie. Tylko pamiętaj, by sprawdzić, czy nikt cię nie śledzi — przestrzegł ją Fu. — Mam dzisiaj jakieś dziwne przeczucie.

Zimny dreszcz przebiegł po plecach Biedronki. Czyli nie tylko ona to czuła. Jakby obserwowały ją tysiące par oczu. Cały czas zwalała to na karb Paryżan przyglądających się z okien walce bohaterów, ale rozsądek podpowiadał jej, że chodziło o coś więcej. A czasami nawet zdarzało jej się słuchać jego głosu.

Potrząsnęła głową. Była przemęczona, a przez sprawę z Białym Kotem miała paranoję. To wszystko.

— Dobranoc, Mistrzu — powiedziała, przygotowując jo-jo do rzutu. — Zajrzę jutro.

Zżerała ją ciekawość, by poznać historię, jaką Fu miał jej i Czarnemu Kotu do powiedzenia, ale jeszcze bardziej pragnęła wrócić do łóżka. Łudziła się na sen bez snów, podczas którego w końcu wypocznie.

Nie odeszła daleko, kiedy poczuła przeszywającą ją falę zimna. Zatrzymała się i pomyślała, że to nocny wiatr, jednak gdy przyglądała się drzewom na podwórkach, ich liście pozostawały w bezruchu.

Znowu naszło ją to przerażające przeczucie, że coś było nie tak. Część jej umysłu zabiła na alarm i nakazała zawrócić. Zrobiła to więc z sercem w gardle. Kiedy stanęła na dachu naprzeciwko domu Mistrza, zachwiała się. Drzwi były wywarzone.

Nie dbała już o to, czy ktoś zobaczy, jak Biedronka odwiedza jakiegoś przypadkowego staruszka (Fu wcześniej mówił, że dziewczyna, która przychodzi w odwiedziny, była jego wnuczką). Skoczyła czym prędzej na podwórko i wbiegła do domu, omijając wyważone drzwi.

— Mistrzu! — zawołała.

— Uciekaj stąd!

Nie było to polecenie, którego kiedykolwiek by posłuchała. Wbiegła do pokoju, który tak dobrze znała i krzyknęła. Od razu puściła jo-jo w ruch.

— Puszczaj go.

— Tylko jeśli mi powie, gdzie trzyma szkatułę.

Jakby chciał pokazać, że wisząca w powietrzu groźba jest realna, Władca Ciem przycisnął ostrze swojego berła bliżej gardła trzymanego przed sobą Mistrza Fu. Staruszek wyglądał, jakby chciał pokręcić głową. Biedronka całą siłą woli musiała się powstrzymywać od spojrzenia na kufer, pod którym znajdowała się dziura w podłodze schowana pod deską – skrytka na szkatułę.

— On jej nawet nie ma — dziewczyna postanowiła spróbować blefu.

— Twoje małe kłamstewko na mnie nie zadziała — odparł Władca Ciem. — Dlaczego ktoś, kto nie jest Strażnikiem, miałby mieć Grymuar i pracować nad jego tłumaczeniem? Kto inny zna ten język?

Biedronka zacisnęła szczękę, kiedy zobaczyła leżący pod stopami wroga Grymuar i plik kartek. Strasznie żałowała, że odprawiła Czarnego Kota.

— Zapytaj człowieka, któremu zabrałam tę księgę.

Mina Władcy Ciem zrzedła, a dłoń z berłem chwilowo opadła. Biedronka wykorzystała ten moment, by skoczyć na przeciwnika. Wyswobodziła z jego uścisku Mistrza Fu i kopnęła Władcę Ciem w splot słoneczny. Zgięty w pół mężczyzna, cofnął się, ale szybko na nią natarł. Broniła się zawzięcie, starając się ochronić zarówno siebie, Fu i sięgnąć po przynajmniej tłumaczenie Grymuaru.

— Jestem!

Na widok Mayury Biedronka miała ochotę zawyć. Władca Ciem pchnął dziewczynę na ścianę. Potrzebowała Czarnego Kota, nie było jednak sposobu na wezwanie go. Gdyby miała siłę, zawołałaby. Chciała, by wiedział, że w swoich ostatnich momentach myślała o tym, że z całego serca pragnęła go przeprosić.

Została jej ostatnia szansa. Uchylając się przed ciosem Władcy Ciem, przyzwała Szczęśliwy Traf i po chwili trzymała w ręku sztylet.

Popatrzyła na niego. Tylko jedna rzecz przychodziła jej do głowy. Nie, nie zrobi tego. Ona nigdy by nie...

Wróg znowu skoczył na nią ze swoim ostrzem. Przeskoczyła pod nim i po raz pierwszy postanowiła się nie patyczkować. Coś więcej niż jej moralność było teraz na szali. Wbiła sztylet w udo Władcy Ciem.

Nie wystrzeliła struga krwi, bowiem ostrze jednocześnie blokowało krwotok. Mężczyzna zawył jak ranione zwierzę i wypuścił berło. Gdy znowu próbował zaatakować Biedronkę, ta zwinnym ruchem wyciągnęła mu sztylet z rany. Dopiero wtedy poleciała krew.

Dziewczyna wzdrygnęła się na jej widok, ale starała się skupić na czym innym. Mistrz Fu, którego powinna ochronić, chował się w kącie pokoju. Pomyślała, że pewnie nie chciał się zdradzić, że ma na sobie miraculum żółwia i dlatego się nie przemieniał.

Los zdecydował za nią. Mayura, która wcześniej przechwyciła Grymuar i tłumaczenie, odciągnęła Władcę Ciem, wręczyła mu przedmioty i wskazała drzwi.

— Uciekaj stąd! — krzyknęła. — Zatrzymam ją.

Kuśtykający Władca Ciem opuścił pokój. Biedronka chciała za nim pobiec, ale Mayura zagrodziła je drogę.

— Nie tak prędko — rzuciła, rozkładając wachlarz.

— Dalibyście mi wszyscy święty spokój!

Kiedy walczyły, kolczyki Biedronki zadźwięczały. Czując presję czasu, na oślep cięła sztyletem i broniła się jo-jo. Mayura szybko wytrąciła jej broń z rąk. Wykręciła ramiona dziewczyny do tyłu i kopnięciem pod kolana zmusiła do klęknięcia.

— Mam ci zdjąć kolczyki, czy zaczekamy, aż sama się zaraz przemienisz? — niemal wysyczała do ucha Biedronki. — Głupia dziewczynka. Nie powinnaś stawać do walki z dorosłymi.

Nagle Mayura krzyknęła i puściła dziewczynę, która zachwiała się i upadła na podłogę. Odkręciła się, by zobaczyć, jak Mayura odwraca się do stojącego za nią Mistrza Fu, który uderzył ją gongiem w głowę. Biedronka szybko sięgnęła po leżący koło niej sztylet i wciąż leżąc, cięła w łydkę Mayury.

Kobieta krzyknęła i skoczyła na drugi koniec pomieszczenia. Kolczyki Biedronki znowu o sobie przypomniały, gdy dziewczyna się podniosła.

— Jeszcze się spotkamy — obiecała Mayura i wybiegła za drzwi.

— Chyba nie sądzi, że tak to zostawię — prychnęła Biedronka.

Chciała wybiec za Mayurą. Była pewna, że zaprowadzi go do Władcy Ciem i będzie mogła odzyskać zapiski. Może nawet minie dzwon, w które każe uderzyć, by wezwać Czarnego Kota.

Dlatego z początku nie zrozumiała, co się działo, gdy Mistrz Fu przytrzymał ją za nadgarstek.

— Pozwól jej odejść — powiedział cicho.

Biedronka cofnęła rękę i zacisnęła dłoń na sztylecie, maszerując do wyjścia.

— Zaraz wrócę. Z obiema wersjami Grymuaru.

— Zaraz to ty przejdziesz przemianę.

Jakby same chciały potwierdzić te słowa, kolczyki wydały z siebie pyknięcie.

— Postaram się ją powstrzymać, jak mnie uczyłeś. Albo przemienię się jeszcze raz.

— A wtedy twój Szczęśliwy Traf zniknie i nasi wrogowie pozostaną okaleczeni.

Co z tego? – niemal zapytała. Sztylet wysunął jej się z ręki.

Jak to co z tego? Choć walka była nieczysta, nie powinni zrównywać się z poziomem wrogów. Przecież nie chciała ich trwale okaleczyć. Użyła sztyletu ze świadomością, że potem będzie w stanie ich uleczyć. Prawda?

Popatrzyła na leżący u jej stóp nóż i krew na nim i zrozumiała, czemu po zranieniu Ilustrachora Czarny Kot przestał używać swojego miecza.

— Co jeśli ich uleczę i tu wrócą? — spojrzała niepewnie na Mistrza Fu. — Albo czekają na zewnątrz, przygotowując zasadzkę?

— Ranne zwierzę zawsze stara się oddalić od swojego napastnika — odparł Fu. — Zaczekaj do ostatnich chwil przed przemianą i dopiero wtedy wypowiedz zaklęcie. Myślę jednak, że nasi wrogowie również mają dość jak na jedną noc. — Pogładził się bródce. — A kiedy wrócą, nas tutaj nie będzie.

***

Drogi Fu, niektórzy nigdy nie mają dość. Niektórzy wiecznie pozostają nienasyceni. Jesteś ode mnie starszy prawie sto lat, powinieneś to wiedzieć.

Do następnego,

M.



Continue Reading

You'll Also Like

54.6K 3.4K 20
- W końcu Cię znalazłem.
14K 783 52
📡Dla fanów Transformers Prime🔭🚀🛸🛰🪐⭐🌍🤖 Uwaga!!!!!-To NIE jest historia miłosna!!!! *** Z góry przepraszam za błędy ortograficzne lub stylisty...
3.8K 154 13
Wszystko w środku, zapraszam :3 🪵 - zapisy 𝐨𝐭𝐰𝐚𝐫𝐭𝐞, RP 𝐧𝐢𝐞𝐫𝐨𝐳𝐩𝐨𝐜𝐳𝐞̨𝐭𝐞 🪶 - zapisy 𝐨𝐭𝐰𝐚𝐫𝐭𝐞, RP 𝐫𝐨𝐳𝐩𝐨𝐜𝐳𝐞̨𝐭𝐞 🐾...
5K 227 18
ONA - dziewczyna która przechodzi załamanie nerwowe po tym jak jej ukochany ojciec trafia do więzienia. ON - psychiatra który skrywa swoje drugie obl...