GODS AND MONSTERS • MIRACULOU...

By -brzuchatek-

3.8K 362 1.3K

❝Sława jest niebezpieczna. Im bardziej ludzie cię kochają, z tym większym hukiem potem upadasz. ❞ Wiele... More

𝐏𝐑𝐎𝐋𝐎𝐆
『 KSIĘGA I - OBROŃCY 』
I. WYBRAŃCY
II. DRUGA SZANSA
III. PRZYJACIEL Z PRZYPADKU
IV. PARYŻ NIGDY NIE ŚPI
V. WRAŻLIWE SERCE ARTYSTY
VI. POWIDOKI
VII. SPOSÓB NA SZCZĘŚCIE
VIII. W KAŻDEJ LEGENDZIE JEST ZIARNO PRAWDY
IX. KAPŁANKA
X. BRZMIENIE CISZY
XI. U ŹRÓDŁA
XII. SZTUKA WALKI O SIEBIE
XIII. MAŁY SPRAWDZIAN ZAUFANIA
XIV. POWROTY BARDZIEJ I MNIEJ POŻĄDANE
XV. SAMOTNOŚĆ DZIELONA NA DWOJE
XVI. DWIE KRÓLOWE, JEDEN TRON
XVII. CO Z OCZU, TO Z SERCA
XVIII. MARY
XIX. WSZYSTKO IDZIE NIEZGODNIE Z PLANEM
XX. NOWY GRACZ NA PLANSZY
『 KSIĘGA II - ŚWIĘCI 』
𝐈. MUZY
𝐈𝐈. ŻYCZENIA A POWINNOŚCI
𝐈𝐈𝐈. ZDERZENIA Z RZECZYWISTOŚCIĄ
𝐈𝐕. RODZINNY SKARB
𝐕. TEMPERATURA WRZENIA
𝐕𝐈. W CENTRUM CHAOSU
𝐕𝐈𝐈. CENA ZWYCIĘSTWA
𝐕𝐈𝐈𝐈. POWODY DO ŚWIĘTOWANIA
𝐈𝐗. NIEPROFESJONALNE BIURO ŚLEDCZE
𝐗. POWAŻNE ZAMIARY
𝐗𝐈𝐈. DYM, KTÓRY NIE CHCE SIĘ ROZWIAĆ
𝐗𝐈𝐈𝐈. RELIKT PRZESZŁOŚCI
𝐗𝐈𝐕. WIECZNE NIENASYCENIE
𝐗𝐕. OCALAŁY
𝐗𝐕𝐈. PORA ODPŁYWU
𝐗𝐕𝐈𝐈. ODKRYCIA MAŁE I DUŻE
𝐗𝐕𝐈𝐈𝐈. WDZIĘCZNOŚĆ I DUMA
𝐗𝐈𝐗. ROZPRZESTRZENIENIE ZARAZY
𝐗𝐗. DWA SERCA ZŁAMANE ZA JEDNYM ZAMACHEM
𝐗𝐗𝐈. OSTATNI TANIEC
𝐗𝐗𝐈𝐈. KOŃCOWA NUTA
『 KSIĘGA III - HERETYCY 』
I. JUTRZENKA
II. PRZESILENIE
III. GOŚCIE

𝐗𝐈. OPOWIEŚĆ O NIEBIESKICH OCZACH

73 7 50
By -brzuchatek-

W ochronie przed słońcem Biedronka osłoniła ręką oczy i rozejrzała się po rozciągającym się pod nią ogrodzie. Choć wiedziała, że prawdopodobieństwo zobaczenia jej po tej stronie pałacu – w przeciwieństwie do okien wychodzących na dziedzińce – było niewielkie, niepewność wciąż wysyłała chłodne dreszcze wzdłuż jej kręgosłupa.

Poprawiła trzymany pod pachą biały płaszcz. Wcześniej złożyła go starannie, ale obawiała się, że nie było sposobu na uniknięcie wygniecenia go.

Przez noc nie zrezygnowała z podjętej decyzji. Wręcz przeciwnie – umocniła się w przekonaniu, że Kagami miała rację. Dlatego rano wstała wcześniej, by zwrócić Adrienowi płaszcz i nie spóźnić się do madame Bustier.

Tego dnia odbywał się trening szermierki, więc chłopak był zajęty. Pomyślała, że dzięki temu uniknie wręczania płaszcza osobiście i tłumaczenia się, dlaczego tyle go przetrzymała i nagle postanowiła go zwrócić, mimo że Adrien wcale się nie upominał.

Zastanawiała się, czy nie przekazać płaszcza przez jakąś służącą lub strażnika, ale uprzytomniła sobie, że wywołałaby falę zbędnych pytań. Mogła wysłużyć się swoim alter ego. Tikki ostrzegała ją, że nie powinno używać się miracul do własnych celów, ale chodziło tylko o zwrócenie ubrania. Nic wielkiego.

Sprawa była prosta. Dostać się do sypialni Adriena (obawiała się, że w komnacie dziennej kogoś zastanie albo ktoś inny pierwszy znajdzie ubraanie), zostawić płaszcz z karteczką z przeprosinami, a potem stopniowo ograniczać kontakt z chłopakiem, nim życie zrobi to za nią siłą. Łatwizna.

Spuściła się na swoim jo-jo na parapet okna. Zajrzała do środka przez szybę. Duże łóżko z baldachimem, fotel, eleganckie szafki i dywany. Raczej trafiła. Ucieszyła się, że okno było otwarte. Miała doświadczenie we włamywaniu się do komnat panów Agreste, ale nie chciała wykorzystywać nabytych umiejętności.

Otworzyła szerzej okno i skoczyła na podłogę. Dopiero teraz przypomniała sobie, że przecież nawet w sypialni mogła znaleźć służących. Rozejrzała się czujnie i odetchnęła. Była sama.

Na komodzie pod ścianą położyła złożony płaszcz i wygładziła go z westchnieniem. Czyli tak to się kończy. Kiedy była z powrotem przy oknie, przypomniała sobie o karteczce, którą schowała w kieszeni płaszcza. Co jeśli Adrien jej nie znajdzie, ubranie trafi do prania, a wiadomość przepadnie? Nie była bardzo istotna, ale dziewczyna wolała tłumaczyć się na papierze niż stojąc przed Adrienem.

Zawróciła, wyciągnęła karteczkę z kieszeni płaszcza, złożyła ponownie ubranie i zostawiła na nim wiadomość.

Serce Biedronki zabiło szybciej, kiedy usłyszała kroki w sąsiedniej komnacie. Zaklęła w duchu. Trening szermierki nie powinien skończyć się tak wcześnie, a jeśli to nie Adrien, tym gorzej dla niej.

Pobiegła do okna i wskoczyła na parapet. Za bardzo się bała, by sprawdzić, czy drzwi faktycznie się otworzyły, czy tylko jej się wydawało. Skoczyła w powietrze, jej jo-jo oplątało się wokół czegoś na dachu i pociągnęło ją w górę.

Usiadła na ciemnych dachówkach. Oddychała głośno i kręciła głową.

— Zrobiłam to — wyszeptała do siebie, a potem roześmiała się ulgą. Padła na plecy z rozłożonymi ramionami. — Zrobiłam to!

Jej uczucia do Adriena nie wyparowały tak nagle. Był to tylko pierwszy krok, ale była gotowa postawić ich wiele. Tyle, ile będzie trzeba. Przynajmniej tak sobie powtarzała. Okłamywanie siebie samego to zaskakująco łatwa sztuka.

Słońce tak przyjemnie ją ogrzewało, że z trudem przypomniała sobie o madame Bustier. Nie należało nadwyrężać dobroci i cierpliwości przełożonej. Świętować będzie po pracy. Wyciągnie Alyę na spacer lub przejdzie się do Luki, skoro dni były teraz długie. Może w końcu spędzi więcej czasu z rodzicami.

A może wypije uspokajające zioła i położy się wcześniej spać, bo właśnie zaczęła mieć halucynacje. Bardzo rzeczywiste halucynacje.

— Nie ma czasu do stracenia — powiedziała kobieta wychylająca się ze świetlistego portalu. — Musisz się pospieszyć.

Biedronka poderwała się na nogi i puściła jo-jo w ruch. Akuma, alarmował jej umysł. Straciła czujność, a teraz złoczyńca pojawiał się obok niej niezauważony.

Kobieta stanęła przed nią w pełnej okazałości. Jej szerokimi, biało-niebieskimi spodniami i bluzką z bufiastymi rękawami poruszał wiatr. Wokół maski w kolorach stroju opadały krótko przycięte jasnobrązowe włosy, w których w słońcu zdawało się, że widać różowe przebłyski. Na ramieniu trzymała złożoną białą parasolkę.

— Hej, hej, spokojnie! — wykrzyknęła na widok rekacji Biedronki. — Przecież chcę ci pomóc. A ty musisz pomóc mi. Sobie w sumie też. I całemu światu. Lista jest naprawdę długa.

— Kim jesteś?

— Ach, racja! Jeszcze mnie nie znasz. — Przybyła wymachiwała swoją parasolką, kiedy mówiła i samo to sprawiało, że Biedronka nie chciała się znaleźć blisko niej. — Jeśli dobrze pamiętam, wkrótce mnie poznasz, ale długo nie będziesz wiedziała, że ja to ja. W każdym razie, jestem Bunnix.

Wyciągnęła wolną rękę. Biedronka popatrzyła na nią podejrzliwie, ale w końcu zatrzymała jo-jo i uścisnęła dłoń Bunnix.

— Biedronka.

— Wiem — zaśmiała się Bunnix. — Chociaż dla mnie jesteś raczej Mini-Biedroneczką. Już zapomniałam, jak młodziutko wyglądałaś! Nie żebyś strasznie szybko się zestarzała, ale nie zawsze ma się dziewiętnaście lat.

Biedronka nie rozumiała połowy rzeczy. Była jednak na tyle mądra, by zrobić krok w tył.

— Dobrze... Bunnix — powiedziała. — Znam twoje imię, ale nadal nie wiem, kim jesteś.

Kobieta westchnęła, wymamrotała pod nosem coś o podróżach w czasie i odpięła od pasa biało-niebieski zegarek kieszonkowy z czarnymi elementami. Rzuciła go Biedronce.

— Domyślasz się?

— To miraculum — sapnęła Biedronka. Podniosła pełne niedowierzania oczy na Bunnix. — Miraculum królika.

— Już o tym wiedziałam, ale dzięki za przypomnienie. — Kobieta zabrała zegarek i znowu przypięła go przy pasie. — Skoro wiesz, kim jestem, możemy ruszać?

— To, że masz miraculum, nie znaczy, że za tobą pójdę, gdziekolwiek to prowadzi. — Biedronka wskazała na jaśniejący oślepiającą bielą portal. — Oczekuję więcej wyjaśnień. Dlaczego mnie znasz, mimo że się nie znamy? Skąd jesteś i dlaczego przyszłaś?

— Dlaczego spodziewałam się, że akurat z tobą łatwo mi pójdzie? — westchnęła Bunnix. — Historia w dużym skrócie, bo kiedy ja mówię, że nie ma czasu, to naprawdę nie ma czasu. Jestem z przyszłości – twojej, mojej, naszej. Jak mówiłam, wkrótce poznasz moją cywilną wersję. W przyszłości będziemy walczyć w jednej drużynie, ale to nie jest teraz nasz problem. Nasz problem tkwi w bliskiej przyszłości i jeśli go nie zażegnamy, nie będzie żadnej drużyny. Przyszłam do ciebie, bo tylko ty potrafisz to naprawić. Możemy w końcu iść?

Biedronka pokręciła głową. Nie mogła uwierzyć, że właśnie miała ze sobą osobę z przyszłości. Żałowała, że nie uważała wystarczająco na lekcjach Mistrza Fu o miraculum królika.

Coś jeszcze ją zaniepokoiło. Bunnix mówiła o walce w jednej drużynie. Czy to oznaczało, że walka z Władcą Ciem zajmie lata i zrobi się tak wyczerpująca, że potrzeba będzie kolejnych miracul? Bogowie, oby nie.

Odepchnęła tę myśl na bok. Skoro na razie miała większy problem, nie powinna się skupiać na czymś, co mogło wydarzyć się za kilka lat.

— Pójdę z tobą — zgodziła się wreszcie Biedronka. — Ale myślę, że powinnyśmy zawołać jeszcze Czarnego Kota. Nie umiem walczyć bez niego i...

— Ile razy mam powtórzyć, że nie mamy czasu? — Zbolała mina Bunnix mówiła Biedronce, że nie o brak czasu chodziło. — Poradzisz sobie bez niego. W razie czego będziesz miała mnie.

Biedronka nie spostrzegła, kiedy Bunix znalazła się obok niej, położyła jej dłoń na plecach i zaczęła lekko popychać w stronę portalu. Zniknęły w kłębie światła.

Dziewczyna przetarła oczy, by odegnać chwilowe oślepienie. Rozejrzała się. Trochę jakby znalazła się w pustce, bezkresie bieli, a jednak było tu wszystko. Setki małych portali, w których rozgrywały się różne sceny z życia Wszechświata.

Chciała zajrzeć w najbliższy portal, ale wtedy coś zasłoniło jej oczy. Bunnix założyła jej na głowę worek. Skąd ona go wzięła? Biedronka przestraszyła się, że dała się nabrać złoczyńcy Władcy Ciem i właśnie jest porywana.

— Żadnego podglądania — powiedziała Bunnix, co trochę uspokoiło dziewczynę. — Nie chcesz wiedzieć, co się wydarzy, a niektóre wydarzenia z przeszłości też powinny zostać tajemnicami. Zaufaj mi, wiedza to brzemię, Mini-Biedroneczko.

Biedronka znowu poczuła na plecach pchającą ją dłoń. Przeszła kilka kroków przed siebie i mimo że nic nie widziała, była pewna, że znalazła się w zupełnie innej rzeczywistości. Samo powietrze było inne. Duszące, będące mieszaniną rozkładu i zgnilizny. Pachniało katastrofą.

Bunnix ściągnęła jej z głowy worek. Biedronka przetarła oczy. Wystawienie na światło dnia naprawdę musiało ją oślepić. Świat wokół niej był jakby odbarwiony. Coś wyssało z niego niemal wszystkie kolory, zostawiając tylko różne odcienie szarości i niebieskiego. Tonął w błękicie.

Nie, nie w błękicie. Świat tonął pod wodą.

Biedronka spojrzała pod swoje nogi. Krzyknęła cicho, zasłaniając usta dłońmi. Stała na krańcu najwyższej wieży pałacu. Wszystko kilkanaście metrów poniżej niej było zalane wodą.

— To Paryż? — spytała. Oczy miała rozszerzone z przerażenia.

— Powodzenia.

— Czekaj!

Rzuciła się ku portalowi, ale on zdążył zniknąć i zabrać ze sobą Bunnix. Wrzasnęła, wściekła na siebie, że dała się porzucić w tym... Nawet nie wiedziała, jak nazwać rzeczywistość, w której się znajdowała. Była pewna tylko tego, że wydarzyło się coś strasznego, co doprowadziło do tej katastrofy.

***

Plagg trącał policzek Adriena łapką. Chłopak stał jak skamieniały, gapiąc się na okno i miętosząc w roztrzęsionych dłoniach niewielką karteczkę. Spojrzał jeszcze raz na treść wiadomości.

Drogi Adrienie,
Uwierzysz, że w końcu przypomniałam sobie, by zwrócić Ci płaszcz? Nie zastałam Cię, więc poprosiłam służącą o zaniesienie go do Twojej komnaty. Bardzo przepraszam, że tyle go przetrzymałam. Naprawdę mam pamięć złotej rybki!
Miłego dnia,
Marinette

Kłamstwo. Adrien na własne oczy widział wyskakującą przez okno jego sypialni Biedronkę, a jeszcze wcześniej z sąsiedniej komnaty słyszał jej kroki. Akurat tej dziewczyny nie pomyliłby z nikim innym.

Z początku wpatrywał się z uchylonymi ustami w okno, nie rozumiejąc, co mogła u niego robić. Potem jednak zauważył płaszcz i zagadka stała się jeszcze trudniejsza do rozwiązania. Kiedy znalazł wiadomość, wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce.

— Marinette jest Biedronką — wyszeptał Adrien. Nie dał rady mówić głośniej.

Plagg prychnął i machnął łapką.

— Zakładasz to przez jedną głupią wiadomość? Biedronki może nawet tu nie było. Mózg ci się przegrzał po treningu, dzieciaku.

— Marinette jest Biedronką — powtórzył głośniej Adrien. — Oczywiście! Czemu wcześniej na to nie wpadłem?

Gdy teraz się nad tym zastanowił, Biedronkę i Marinette zawsze więcej łączyło niż dzieliło. Pamiętał portret, który Biedronka wysłała mu podczas walki z Ilustrachorem i widział rysunki Marinette. Powinien był się domyślić, że wyszły spod tej samej ręki.

Obie dbały o dobro innych, podobnie reagowały na żarty Czarnego Kota. Nie wiedział, dlaczego nigdy nie zwrócił uwagi, że obie mają takie same ciemne włosy i fiołkowe oczy, że obie mają zwyczaj bawienia się warkoczem, kiedy się denerwują.

— Chyba nie mówisz poważnie — prychnął Plagg. Odwracał wzrok. — Na twoim miejscu lepiej bym to przemyślał.

Adrien przemyślał sobie wszystko bardzo dobrze i tylko upewnił się w swojej teorii. Roześmiał się. Nie wierzył we własne szczęście. Dziewczyna, którą kochał i jego najdroższa przyjaciółka były tą samą osobą. Naprawdę nie mógł trafić lepiej.

Tylko co teraz? Nie mógł przyznać przed nią, że poznał jej tożsamość i swojej też nie powinien zdradzać. Zastanowił się, ile czasu zostało mu do zaplanowanej lekcji chińskiego.

— Muszę ją znaleźć — oznajmił i od razu skierował się do drzwi.

— Kogo? Biedronkę? — Plagg poleciał za nim. — Życzę szczęścia. Pewnie dawno się przemieniła i nie zobaczycie się aż do następnej misji.

— Tak, ale dobrze wiem, gdzie znaleźć Marinette.

Adrien jak burza wypadł ze swoich komnat, a Plagg schował się pod jego ubraniem, co na dobre uciszyło jego protesty. Chłopak przemierzał korytarze niemal biegiem i z taką lekkością, jakby nic nie ważył.

Marinette to Biedronka. Biedronka to Marinette.

Po drodze zaczął przypominać sobie wszystko, co przeżył z obiema wersjami dziewczyny. To, jak Biedronka zawsze z impetem rzucała mu się na szyję, po jego kolejnym poświęceniu. To, jak otwierał się przed Marinette, jak odwiedzał ją na balkonie. Jak razem tańczyli – w pałacu i na Placu Królewskim, jak razem chodzili po jarmarku.

Pierwszy raz przeszło mu przez myśl, że gdyby nie Biedronka, to właśnie w Marinette by się zakochał. Na szczęście nie musiał tego roztrząsać. W końcu to jedna osoba.

Bez pukania wpadł do pracowni madame Bustier. Domyślał się, że musiał wyglądać jak oszalały – rozbiegany wzrok, różowe policzki, przyspieszony oddech.

— Czy mogę prosić Marinette? — powiedział bez zbędnych ozdobników, które wykradłyby mu ułamki sekund.

Kilka szwaczek popatrzyło na niego w niedowierzaniu, a potem zaczęło szeptać między sobą. Madame Bustier skinęła głową, wyraźnie zszokowana.

Z boku pomieszczenia coś uderzyło w podłogę. Adrien spojrzał w tamta stronę i zobaczył Marinette próbującą pozbierać rolki materiałów, które właśnie upuściła. Podniosła oczy, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, spłonęła rumieńcem, a serce Adriena zabiło szybciej.

— Możesz iść, Marinette — zwróciła się do niej madame Bustier. — Zostaw. Zaraz je pozbieram.

Dwie rolki, które dziewczyna zdążyła podnieść znowu wysunęły jej się z rąk. Adrien przekrzywił głowę z uśmiechem. Jej niezdarność była całkiem urocza.

Marinette podniosła się z kucek i wyprostowała spódnicę. W towarzystwie szeptów szwaczek wyszła z Adrienem z pracowni, zerkając na niego z niepokojem.

— Czy z płaszczem jest coś nie tak? — spytała, kiedy tylko drzwi się zamknęły. — Jeszcze dziś rano sprawdzałam, czy nie ma żadnych plam ani dziur i byłam pewna...

— Z płaszczem wszystko w porządku — przerwał jej Adrien, nie mogąc pohamować uśmiechu.

— Więc dlaczego..?

Marinette wskazała ręką na drzwi, a Adrien nagle zawstydził się swojego wielkiego wejścia. Podrapał się ręką po karku.

— Racja, mogłem inaczej to rozegrać — przyznał cicho. — Ale naprawdę nie dałbym rady dłużej czekać. — Zobaczył pytające spojrzenie Marinette. Rozejrzał się po korytarzu. — Przejdziemy się?

Zaprowadził ją w korytarz, który kończył się drzwiami balkonowymi. Nie przeszli za drzwi, żeby nie było ich widać z dworu. Uznał, że to miejsce będzie dobrą kryjówką. Grube, kobaltowe zasłony rzucały na nich cień.

Teraz, gdy znalazł się przed Marinette, obleciał go strach. Już raz odrzuciła Czarnego Kota. Przypomniał sobie, jak dziewczyna mówiła jego alter ego o kimś z pałacu, w kim była beznadziejnie zakochana. Nie zastanawiał się nad tym wcześniej, ale co jeśli chodziło o niego? Miał taką nadzieję.

— Marinette — zaczął po głębszym oddechu. Złapał dziewczynę za obie dłonie. — Wielokrotnie mówiłem ci, ile znaczysz dla mnie jako przyjaciółka. Przy nikim innym nigdy nie czułem się tak dobrze. Gdy jestem z tobą, nie muszę zakładać żadnej maski. Liczysz się z tym, co czuję i akceptujesz chłopaka, którym jestem.

Patrzył jej w oczy, które mimo cienia błyszczały. Jakim cudem nie domyślił się, że to ona była Biedronką?

— Każde spotkanie z tobą rozjaśnia moje dni — ciągnął. — Nawet nie spostrzegłem się, w którym momencie zacząłem ich tak bardzo wyczekiwać i cieszyć się na nie jak głupi. Dzisiaj to zrozumiałem i dlatego nie mogłem dłużej czekać. Marinette, dzisiaj zrozumiałem, że jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką.

— Najlepszą przyjaciółką?

Adrien przeklął w duchu samego siebie. Oczywiście, tyle razy utwierdzał ją w przekonaniu, że są tylko przyjaciółmi, wygłaszając podobne mowy, że nie spodziewała się niczego innego. Uśmiechnął się łagodnie, ściskając mocniej jej palce i przyciągając bliżej Marinette. Zadarła głowę, żeby nadal móc na niego patrzeć.

— To znaczy, że cię kocham, Marinette — wyszeptał.

Usta dziewczyny uchyliły się. Zająknęła się. Zaraz szok minął i ona też się uśmiechnęła. Adrien zrozumiał, że na razie innego sygnału nie dostanie. Ale jemu to wystarczyło.

Nie potrafił czekać dłużej. Złapał policzki dziewczyny i pocałował ją. Marinette spięła się zaskoczona, ale po chwili poczuł, jak jej ciało się rozluźnia, a ramiona obejmują jego szyję. Przyciągnął ją jeszcze bliżej, jakby w obawie, że nagle wymknie się z jego rąk. Gdy znalazła się tak blisko, nie wiedział, czy poradziłby sobie z jej zniknięciem.

Tak długo na to czekał. Jednak każdy dzień czekania był wart dotarcia do tej chwili. Zacieniony kąt korytarza stał się nagle najjaśniejszym miejscem w całym pałacu.

***

Biedronka do końca trzymała się nadziei, że to tylko jej wzrok nie działał tak dobrze, jak na co dzień. Jeszcze jedna pałacowa wieża wystawała z wody. W oddali bok przewróconej Wieży Flaeia odbijał się w tafli wody. Księżyc wyglądał, jakby ktoś rozłupał go na pół i rozsunął obie części.

Zrobiło jej się niedobrze. Jeśli cały Paryż znajdował się pod wodą, oznaczało to, że wszyscy ludzie, w tym jej rodzina i przyjaciele... Bogowie. Naszła ją kolejna straszna myśl. Księżyc, cichy władca pływów, był zniszczony. Nie tylko Paryż został zatopiony.

W przyszłości cały świat uległ zagładzie, a Bannix oczekiwała, że sama jedna Biedronka to naprawi. Zachciało jej się płakać, śmiać, wrzeszczeć i wymiotować – każde rozwiązanie było równie dobre i tak samo bezużyteczne.

Usłyszała cichą piosenkę. Nie wierzyła, że dopiero teraz jedyny dźwięk w tej dzwoniącej w uszach ciszy do niej dotarł. Serce Biedronki przyspieszyło. Ktoś przetrwał, nie była sama.

Mały kotek myślał u bram
miłości: nic mnie tu nie zrani.

Wspięła się na szczyt wieży. Powoli rozpoznawała w tych słowach starą piosenkę, której dawno nie słyszała. Jednak następnych słów nie potrafiła sobie przypomnieć.

Teraz mały kotek siedzi sam,
nie ma przy nim jego Pani.

Spojrzała w dół na postać siedzącą na krawędzi dachu. Znajome jasne włosy, lejąca się wokół peleryna, miecz leżący obok. Jednak coś się nie zgadzało. Czemu cały jego strój był biały? Czemu nawet włosy zdawały się rozjaśnione, jakby zamiast przypominać słońce, miały przywodzić na myśl tamten udręczony Księżyc?

— Czarny Kocie? — spytała. Głos jej drżał. Mogła znieść widok wyblakłego świata, ale nie swojego partnera.

Piosenka urwała się. Chłopak odwrócił głowę, a Biedronka stłumiła okrzyk. Zgadzały się wszystkie zaokrąglenia i wcięcia, z którymi dobrze się zapoznała. W tej znajomej twarzy otoczone białą jak świeży śnieg maską osadzona była para obcych niebieskich oczu.

Przywykła do zielonych oczu Czarnego Kota, które zawsze się śmiały i które na myśl przywodziły trawę w ciepły wiosenny dzień albo las w czasie złotej godziny. Teraz chłód niebieskich oczu przeszywał ją jak najmroźniejszy zimowy dzień. Nigdy nie sądziła, że tyle zimna może skryć się w jednym spojrzeniu.

— Moja Pani. — Chłopak uśmiechnął się, przez co jego oczy wydały się jeszcze bardziej przerażające. — Wróciłaś.

Podniósł się. Biedronka bała się do niego zejść, dopóki nie dowie się, co się stało. Obawiała się tylko, że nogi odmówią jej posłuszeństwa i stoczy się z dachu.

— Strasznie mi ciebie brakowało. Każdy dzień bez ciebie stanowił torturę, a czekałem tyle tygodni.

Łzy błysnęły w jego oczach i o dziwo nie zamieniły się w lód. Serce Biedronki zmiękło. Strach zmieszał się z troską.

— Och, Czarny Kocie — szepnęła, ale w tej ciszy to wystarczało. — Co się stało?

— Już nie jestem Czarnym Kotem. — Chłopak poruszył swoją peleryną. — Raczej Białym Kotem.

— Ale... jak? Jak do tego doszło?

Biedronce obsunęła się noga i prawie spadła, próbując postawić krok w tył. Biały Kot wspiął się po dachu na czterech kończynach jak najprawdziwszy kot. Stanął na nogi i obszedł dziewczynę. Maska obojętności nie była w stanie zamaskować łzy, która popłynęła po jego lewym policzku. Biedronka wyciągnęła rękę i starła ją.

— Wiedziałem, że wrócisz mnie uratować — szepnął Biały Kot. — Władca Ciem...

Dziewczyna pokręciła głową. To nie mogła być prawda. Władca Ciem nie mógł zaakumatyzować jej Czarnego Kota. A jednak wiele by to wyjaśniało.

— Pomogę ci. — Z trudem powstrzymywała się od płaczu. — Powiedz tylko, gdzie twoja akuma. W płaszczu? W mieczu?

Dotknęła zapinki płaszcza Białego Kota. Ten chwycił jej nadgarstek. Bezskutecznie spróbowała się wyrwać.

— Nie takiej pomocy potrzebuję. — Smutek w twarzy chłopaka zastąpiła nagle zupełna pustka. — Daj mi tylko swoje kolczyki. Zobacz, co nasza miłość zrobiła światu. — Wskazał bezkres wody wolną ręką. — Połączymy nasze miracula i zbudujemy sobie nową rzeczywistość. Taką, w której nikt więcej nie stanie nam na drodze. — Ścisnął mocniej Biedronkę, kiedy znowu spróbowała uciec. — Będzie tak, jak marzyliśmy. Wyjedziemy z miasta, może nawet z kraju. Za kilka lat pobierzemy się, a ja przyjmę twoje nazwisko. Wtedy nikt nie będzie mógł mnie znaleźć. Może kiedyś będziemy mieć dzieci. Jak to było? Emma, Louis i Hugo.

Biedronka patrzyła na niego oniemiała. Skąd on to wiedział? Nikomu nie zdradziła, jak w przyszłości chciałaby nazwać swoje dzieci. Nawet Tikki nie mogła tego wiedzieć.

— Urzeczywistnimy to wszystko — naciskał Biały Kot. — Tylko daj mi miraculum.

Biedronka zrozumiała, dlaczego Bunnix nie chciała, by Czarny Kot w tym uczestniczył. Nie wyobrażała sobie, jak jej partner przyjąłby wiadomość, że w przyszłości wywołał apokalipsę.

Nadepnęła stopę Białego Kota. Syknął z bólu i puścił ją. Biedronka zbiegła z dachu, a raczej zjechała po chybotliwych dachówkach. Wyrzuciła jo-jo, które pociągnęło ją na sąsiednią wieżę.

— Więc tak będzie? — zagrzmiał Biały Kot, schodząc powoli po swoim dachu. — Chcę zrealizować twoje marzenie, nasze marzenie, a ty odnawiasz mi pomocy? Trzy miesiące wiernego oczekiwania na twój powrót nic dla ciebie nie znaczą?

Brzuch Biedronki zgniótł się w kulkę jak kartka papieru. Trzy miesiące życia w tym katastroficznym krajobrazie. Trzy miesiące samotności.

— Nie mamy dokąd wyjechać! — odkrzyknęła. — Cały świat stoi pod wodą. Nam obojgu nie podoba się ta rzeczywistość, więc powiedz mi, gdzie twoja akuma, żebym mogła wszystko naprawić.

— Naprawić? Mamy wrócić do świata, który nas zniszczył? Nie. Nigdy. Musimy wbudować zupełnie nową rzeczywistość.

W jednej chwili Biały Kot odpiął od pasa laskę i wybił się na dach, na którym stała Biedronka.

— Proszę, Kocie. Nie chcę z tobą walczyć — powiedziała, ale trzymała jo-jo w gotowości.

— Ja z tobą też nie — zapewnił ją Biały Kot. — Ale nie dajesz mi wyboru.

Wyciągnął z pochwy miecz i zamachnął się na Biedronkę. Zrobiła unik. W duchu dziękowała swojemu Czarnemu Kotu za lekcje szermierki. Nie tylko nieco się nauczyła, ale poznała sekwencje ciosów, które najbardziej lubił.

Biały Kot walczył znacznie zacieklej i używał miecza, którym Czarny Kot się brzydził od kiedy poważnie zranił Ilustarachora. Jednak dla Biedronki najgorsze byłe, że wraz ze swoim partnerem znaleźli się przeciwnych polach bitwy.

— Dlaczego mi to utrudniasz? — wykrzyknął Biały Kot, gdy zatrzymał się na chwilę.

Biedronka wykorzystała jego rozproszenie. Linka jo-jo zahaczyła o jelec miecza i wyrwała go chłopakowi z dłoni. Dziewczyna złapała za rękojeść z zamiarem rozbicia klingi o dach. Laska Białego Kota powstrzymała opadające ostrze. Biedronka podniosła wzrok na zmęczone niebieskie oczy, które nalazły się tuż przy niej.

— Oddaj go — zażądał chłopak. — Zrobisz sobie krzywdę.

Dziewczyna cofnęła się. Zasłoniła się mieczem, gdy laska poleciała w jej stronę. Zamachnęła się, ale Biały Kot zblokował cios.

— Używasz tego, czego cię nauczyłem, przeciwko mnie? — sapnął, odpychając miecz.

Oczy Biedronki wypełniły się łzami. Nigdy nie chciała, by ich wspólne treningi, pojedynki rozgrywane dla zabawy, zamieniły się w prawdziwą walkę.

— Odpuść, Kocie — poprosiła. — Porozmawiajmy... porozmawiajmy o twojej ofercie.

Twarz chłopaka rozjaśniła się. Biedronka aż westchnęła, gdy nie musiała dłużej wysilać ramion, by blokować jego laskę. Biały Kot odszedł kilka kroków, gładząc się palcami po brodzie.

— Wiedziałem, że...

Biedronka zamachnęła się mieczem nad głową i rozbiła klingę o dach. Białe odłamki rozleciały się na wszystkie strony. Ze zniszczonego miecza nie wyleciała akuma. Pudło. Przynajmniej teraz nie musiała się martwić ewentualną dekapitacją.

— Zdrajczyni! — wrzasnął Biały Kot. Zaraz przycisnął pięści do skroni, zamknął oczy i odetchnął. — Moja Pani — zaczął kilka tonów ciszej — jak długo zamierzasz tak ze mną pogrywać? Proszę cię tylko o jedną parę kolczyków. To nic wielkiego.

Biedronka spojrzała na unoszące się miejscami na wodzie powozy, meble, całe kawały gruzu z rozwalonych budynków. Nie czuła się dobrze z myślą o walce na dachu, wolałaby większe pole manewru. Nie czuła się także dobrze z myślą, że w oczach swojego partnera właśnie go zdradzała.

— Za bardzo się powtarzasz — mrugnęła do Białego Kota. — Robi się nudno.

Skoczyła. Gdy spadała na najbliższy wóz, usłyszała, że przeciwnik ruszył za nią.

— Myślałem, że mi ufasz. Niszczysz coś więcej niż moje serce, Marinette!

Czy to przez impet lądowania czy z szoku, kiedy uderzyła w drewniane deski, zachłysnęła się powietrzem. Nie chciała podnosić głowy, ale stracenie Białego Kota z oczu na dłuższą chwilę było jeszcze straszniejsze. Odwróciła się.

— Jak mnie nazwałeś?

Biały Kot wylądował na drugim krańcu wozu, który rozkołysał się przy tym.

— Marinette — powtórzył z szerokim uśmiechem. — Moja najdroższa Marinette, która była moim domem, a teraz okazała się zdrajczynią!

Rzucił się na nią. Biedronka skoczyła na pływające obok szczątki dawnego Paryża. Pozwoliła mu się gonić. Zbyt zajęta była uciekaniem, by go powstrzymywać. Jej serce biło jak oszalałe i z trudem łapała oddech. Nie wiedziała, jak do tego doszło, ale Czarny Kot znał jej tożsamość.

Wieża Flaeia, którą wybrała na miejsce walki była coraz bliżej. Wyrzuciła jo-jo, które oplątało się wokół metalowej belki i pociągnęło ją na te żałosne resztki, które kiedyś były symbolem potęgi Paryża.

Udało jej się złapać tylko kilka oddechów, nim kilka metrów od niej pojawił się Biały Kot. Przygotowała się do walki, choć nie miała na nią więcej sił. To nie samo starcie ją osłabiało, a świadomość, z kim walczyła.

— Podjęłaś decyzję? — spytał Biały Kot znudzonym tonem.

— Nigdy nie oddam ci miraculum.

Chłopak wzruszył ramieniem.

— Pomogę ci zmienić zdanie.

Wyciągnął przed siebie prawą rękę, złączył środkowy palec z kciukiem i przed jego dłonią pojawiła się kula białego światła. Wycelował ją pod nogi dziewczyny i wystrzelił. Podłoże pod nogami Biedronki popękało. Runęła w dół.

***

Adrien mógłby równie dobrze wyrzucić kalendarz. Nie liczył dni ani tygodni. Ostatnie dwa miesiące nie składały się z godzin i minut, tylko z licznych spacerów za rękę, wymykania się na pikniki, tańczenia razem na mieście, skradzionych pocałunków w zagłębieniach pałacowych korytarzy i wymienianiu znaczących spojrzeń, gdy służba pojawiała się na horyzoncie.

Ostatnio czuł się taki szczęśliwy, gdy Emilie Agreste była zdrowa. Czyli dawno temu. Dlatego nie potrafił pojąć, dlaczego Marinette nagle pojawiła się przed drzwiami jego komnaty ze spuszczoną głową, a jego strażnik nie pozwalał mu wyjść na korytarz.

Ulewa tłukła w szyby, a Adrien czuł się, jakby stał na tym zimnym deszczu. Dreszcze, ucieleśnienie złego przeczucia, biegały po jego skórze.

— Marinette, co się dzieje? — spytał, gdy dziewczyna podniosła oczy. Całe były opuchnięte i zaczerwienione.

— Adrien, ja... Przepraszam. — Wciągnęła głośno powietrze. — Myślałam ostatnio o nas i... Nie powinieneś tracić na mnie więcej czasu. Nie mamy żadnej przyszłości.

Niepochamowany nerwowy śmiech opuścił usta Adriena.

— Nie rozumiem. Mamy przyszłość. Pamiętasz nasz plan?

Marinette pokręciła głową.

— To mrzonki. Tego planu nie da się zrealizować. Lepiej będzie... — Wzięła drżący oddech. — Lepiej będzie, jeżeli się teraz rozstaniemy. Przykro mi.

Nie mówiła i nie słuchała nic więcej. Po prostu uciekła.

Adrien chciał pobiec za nią, ale ramię strażnika zasłoniło mi przejście. Chłopak podniósł na niego oczy, z których płynęły strumienie łez. To nie mogło się tak skończyć. Prawdziwa miłość powinna być wieczna, a był pewien, ze takie uczucie łączyło jego i Marinette.

— Błagam, puść mnie.

Strażnik mruknął coś i zabrał ramię. Adrien pobiegł w stronę, w którą uciekła Marinette. Zobaczył ją na końcu jednego z bocznych korytarzy. Siedziała skulona pod ścianą z twarzą schowaną w obejmowanych kolanach. Jej ramiona trzęsły się od płaczu.

Niedaleko niej skrzydłami zatrzepotał czarny motyl. Serce Adriena zatrzymało się na sekundę.

— Marinette!

Rzucił się biegiem, a dziewczyna podniosła głowę. Nie pozwoli, by Władca Ciem wykorzystał jego Marinette w jednym ze swoich planów, by splamił jej piękną duszę. W biegu przemienił się w Czarnego Kota, przywołał kotaklizm i gdy akuma była centymetry od dziewczyny, zamienił motyla w proch.

Marinette oddychała głośno, wpatrując się w Czarnego Kota. Uśmiechną się niezręcznie i kucnął koło niej.

— Musiałem. — Nadszedł moment na wyznanie prawdy. Przysunął usta do jej ucha i ściszył głos do szeptu. — Moja Pani.

Zachłysnął się powietrzem, gdy Marinette zarzuciła mu ramiona na szyję. Objął ją ciasno i poczuł jej palce we włosach.

— Jak? — zapytała tuż przed tym, jak ponownie wybuchła płaczem.

Przemienił się z powrotem. Głaskał jej plecy i próbował zrozumieć coś z tego, co mówiła.

— Wcale nie chciałam — załkała. — Przysięgam, że nie chciałam, Adrien. Twój ojciec... On... Szantażował...

— Ćśś — wymruczał w jej włosy. Nie chciał teraz myśleć o ojcu. — Poradzimy sobie. Nie ma takiej siły, która mogłaby mi cię odebrać. Zrobiłbym wszystko, żebyśmy tylko mogli być razem. Podpalę pół świata albo i cały.

Marinette dalej płakała, a Adrien cierpliwie czekał, aż poczuje się lepiej. Nie wiedział, że dziewczyna nie była jedyną, która poznała jego sekretną tożsamość.

Po Nathalie nie został nawet cień. Wycofała się po cichu i skierowała swoje kroki w odpowiednim kierunku.

***

Biedronka boleśnie uderzyła plecami w wodę i przedarła się przez powierzchnię. W pierwszym odruchu spanikowała, wypuszczając z ust ostatnie bąbelki powietrza. Przypomniała sobie jednak, że kiedyś już musiała walczyć pod wodą. Rozsunęła jo-jo i przyłożyła je do ust, by oddychać przez nie.

Nie chciała od razu wracać na górę. Opuszczone podwodne miasto wydało jej się mniej przerażające od walki z partnerem, który w dodatku znał jej tożsamość. Oczy ją szczypały od zanieczyszczonej wody albo łez. Wstrzymała odruch wymiotny na myśl, czym była zanieczyszczona. Tak wiele ciał zatopionych przez trzy miesiące.

Wzdrygnęła się, gdy zobaczyła dwie sylwetki stojące pod wieżą Flaeia. Spodziewała się, że trupy będą wypełniać wodę jak niegdyś ryby. Po chwili uprzytomniała sobie, że trupy nie stoją na nogach a już na pewno nie w wodzie.

Podpłynęła bliżej. Postaci wyglądały, jakby były z węgla. Na płytach zarysowały się czarne smugi jakby po wybuchu. Przyjrzała się ciałom. Z przerażeniem stwierdziła, że ta, która zasłaniała twarz, była Władcą Ciem.

Na widok drugiej wstrząsnęły ją torsje. To była ona. Wyciągała ręce przed siebie, jakby próbowała kogoś uspokoić. Twarz Biedronki z przyszłości zastygła w smutku. Dotknęła jej policzka, a wtedy fragmenty spopielonej postaci rozpłynęły się na wszystkie strony.

Wyobraziła sobie całą sytuację. Ona i Władca Ciem pierwszy i ostatni raz ramię w ramię. Czarny – lub wtedy Biały – Kot naprzeciwko. Wstrząs był tak silny, że prawie wypuściła jo-jo. Musiała uciec z tego miasta duchów, nim stanie się jednym z nich.

Biedronka odpłynęła stamtąd czym prędzej. Czuła, jakby popioły z ciała Biedronki z przyszłości oblepiały jej skórę i ubranie, a zanieczyszczona, śmierdząca rozkładem woda wlewała się do nosa, choć nic takiego nie miało miejsca.

Złapała potężny haust powietrza, gdy jej głowa wynurzyła się nad powierzchnię. Woda skapywała jej z twarzy i w włosów. Część niej chciała odpuścić. Opaść na dno, pozwolić by jej ciało z czasem nabrzmiało od wody. Jednak ktoś ważniejszy od niej czekał na uwolnienie od cierpienia.

Przy pomocy jo-jo wywindowała się tam, gdzie ostatnio widziała Białego Kota. Czekał na nią.

— Stęskniłaś się? — zapytał. — Mam nadzieję, że podwodna wycieczka ostudziła twój zapał do walki. — Wyciągnął rękę. — Kolczyki.

— Nie.

— Jak sobie życzysz.

Biały Kot uniósł rękę nad głowę. Pojawiła się kula światła, która rozciągała się i narastała do niepojętnych dla dziewczyny rozmiarów.

— Jeśli nie może istnieć świat, w którym jesteśmy razem — powiedział Biały Kot — nie będzie żadnego świata. Zniszczę doszczętnie ten i w końcu się uwolnię od samotności. Wcześniej się powstrzymywałem, ale...

— Nie!

Uświadomiła sobie, że walka nie pomoże. Potrzebowała innego sposobu.

— Pomogę ci! — wykrzyknęła rozpaczliwie. — Tylko to cofnij. Proszę.

Biały Kot zmniejszył kulę. W końcu całkiem zniknęła. Biedronka podeszła do chłopaka.

— Czyli pogodziłaś się z tym, że jestem teraz Białym Kotem?

Pokręciła głową, siląc się na uśmiech. Starała się, by jej spojrzenie było jak najłagodniejsze, jakby jej oczy nigdy nie zobaczyły widoków podwodnego Paryża.

— Dla mnie zawsze będziesz Czarnym Kotem — powiedziała. Położyła dłonie na piersi chłopaka. Była zimna, jakby nie biło w niej dawno złamane serce. — Choćbyś zniszczył cały Wszechświat.

Z goryczą pomyślała, że prawie to zrobił.

Chłopak przyciągnął ją bliżej siebie. Słusznie nazwał ją zdrajczynią, ale miała tylko jedną szansę. Patrzyła, jak chłopak zamykał oczy, przekonany, że zaraz pocałuje dziewczynę, za którą tęsknił trzy miesiące.

— Przepraszam ­— szepnęła w jego usta.

Złapała zapinkę płaszcza, nacisnęła ją i ściągnęła ubranie z pleców Białego Kota. Skoczyła do tyłu, stopą przytrzymała materiał i pociągnęła, aż się porwał. Jednocześnie złamała w ręce zapinkę, z której w końcu wyleciała akuma.

— Nie! — krzyknął jeszcze Biały Kot, nim zamienił się w swoją normalną wersję.

Dziewczyna oczyściła akumę i dopiero wtedy na niego spojrzała. Na widok czarnego stroju i zielonych oczu miała ochotę się rozpłakać. Skoczyła do chłopaka i mocno objęła go w pasie ramionami.

— Marinette? — Rozglądał się zdezorientowany. — Co się dzieje?

Biedronka odsunęła się od niego na długość ramienia.

— Nie powinieneś mnie tak nazywać.

— Przecież tak masz na imię — roześmiał się chłopak.

— Tak, ale ty nie możesz tego wiedzieć.

— O czym ty mówisz? — Uśmiech nie schodził mu z twarzy. — Wiem, że jesteś Marinette, tak samo jak ty wiesz, że jestem...

— Cicho! — Zasłoniła mu usta dłonią. — Nie mów mi tego.

Odsunęła się i odeszła kilka kroków. Objęła się ramionami. Wcześniej była zbyt zajęta walką, by choć pomyśleć o swoich mocach. Przywołała Szczęśliwy Traf. Nie wiedziała, co zrobić z płaszczem, który dostała. No tak, Szczęśliwy Traf pomagał w pokonaniu złoczyńcy a dopiero potem wszystko naprawiał. Niech to!

— Wszystko w porządku?

Podskoczyła. Najpierw skojarzyła ten głos z Białym Kotem. Z trudem przełknęła ślinę i odwróciła się. Oprócz Czarnego Kota zobaczyła Bunnix wychodzącą z portalu.

— Wiedziałam, że ci się uda — powiedziała kobieta. Jej uśmiech nie pasował do tego, co właśnie przeżyła Biedronka.

— Kto to jest? — spytał Czarny Kot, wskazując na Bunnix.

Biedronka miała pomysł, jak naprawić tę katastrofę. Musiała cofnąć się do chwili, w której pchnęła pierwsze domino, którego pęd doprowadził do końca świata.

— Nic się nie martw, Kocie. — Uśmiechnęła się do niego z niemałym trudem. Wiedziała, że umysł z nią pogrywa, ale momentami widziała w jego miejscu Białego Kota. — Zaraz wszystko naprawię. Bunnix, wracajmy.

Pomachała Czarnemu Kotu i wskoczyła do Norki za Bunnix. Jej serce się zgniotło, gdy usłyszała ostatnie słowa partnera.

— Czekaj, nie zostawiaj mnie samego!

Odwróciła się, by zapewnić, że jego los się wkrótce odmieni i nie będzie pamiętał całego cierpienia, ale portal zdążył się zamknąć. Zwróciła się więc do Bunnix i podała jej chwilę, w której chciała się znaleźć.

***

— To koniec, Władco Ciem!

Echo słów Biedronki odbiło się echem od kamiennych ścian groty. Czarny Kot spojrzał na nią z uśmiechem. Wciąż trudno mu było uwierzyć, że ta niesamowita dziewczyna była jego dziewczyną.

Teraz jednak należało skupić się na Władcy Ciem. Wróg popełnił karygodny błąd, który dla bohaterów był jak marzenie – dzięki niemu odkryli jego kryjówkę.

Władca Ciem cofał się powoli pod świetliste drzewo. Czarny Kot chciał zatrzymać się i podziwiać piękną grotę, ale to także musiało zaczekać.

— Myślicie, że zwyciężyliście? — Władca Ciem błysnął zębami w niebezpiecznym uśmiechu.

Bohaterowie szli za nim, dzierżąc swoje bronie.

— Albo oddasz nam swoje miraculum — powiedział Czarny Kot — albo pochowa cię twoja własna nora. Kotaklizm!

Ciemność wiła się wokół palców jego lewej dłoni, ale Władca Ciem nie wyglądał na zastraszonego. Wydawał się wręcz zadowolony, kiedy stanął na brzegu połyskującej sadzawki.

— Na twoim miejscu uważałbym tutaj z mocą, Adrienie.

Władca Ciem odsunął się, prezentując sadzawkę i tą, która się w niej znajdowała.

Czarny Kot stanął w miejscu. Zawartość jego żołądka zawirowała. Władca Ciem wiedział, kim był. Władca Ciem trzymał ciało jego matki w swojej kryjówce. A to oznaczało tylko jedno.

— Ojcze?

Czarny Kot zapragnął zedrzeć z twarzy Władcy Ciem ten jego uśmieszek. Ojciec czy nie, to on był przyczyną miesięcy walk, to on zagrażał całemu miastu, to on próbował zaakumatyzować Marinette i robił wszystko, by ich rozdzielić.

Czarny Kot ryknął i rzucił się na nic nie spodziewającego się Władcę Ciem. Zatrzymał rękę przy piersi ojca i spojrzał mu w oczy.

— Dlaczego to zrobiłeś? — spytał łamiącym się głosem.

— Zrobiłem to dla nas. Potrzebuję waszych miracul, by przywrócić Emilie. Nie chcesz, by twoja matka wróciła?

— Chcę! Ale ona nie chciałaby wrócić do potwora, którym się stałeś — wycedził Czarny Kot. — Nie robisz tego dla nas tylko dla siebie.

— Jak śmiesz!

Krótki trzask. Ojciec wymierzył mu policzek. Czarny Kot usłyszał tylko ostrzeżenie Biedronki, gdy w bok uderzyło go berło Władcy Ciem. Poleciał na lśniące drzewo. Niechcący dotknął pnia ręką z aktywnym kotaklizmem.

Światła w grocie zamigotały. Woda w sadzawce zabulgotała i straciła swój blask, a pływające w niej ciało Emilie uległo przyspieszonemu rozkładowi. Jej skóra znikała kawałek po kawałku, wyżerana przez czas.

Władca Ciem wrzasnął. Czarny Kot przytrzymał się kurczowo drzewa, które pod wpływem kotaklizmu poczerniało i zaczęło rosnąć w górę w zastraszającym tempie. Dotarło do sufitu groty i przebiło kamień.

Czarny Kot puścił drzewo, kiedy tylko ujrzał światło dnia. Zeskoczył na pałacowy dziedziniec. Drzewo przestało rosnąć. Zakasłał, wokół unosiły się kłąby kurzu.

— Moja Pani? — zawołał.

— Tu jestem!

Nie potrafił zlokalizować, z którego kierunku dobiegł głos. Postąpił kilka kroków i potknął się o coś. Krzyknął, kiedy zorientował się, że to ręka martwego strażnika, któremu ostry kawał gruzu wbił się w brzuch. Kałuża krwi pod nim rozrastała się w oczach.

— Ojca nie szukasz? — usłyszał za sobą. Kolejne uderzenie.

Przeleciał nad murami dziedzińca. Wylądował na ulicy, po której toczył się przez kilka długich sekund. Przetarł usta. Z rozciętej wargi płynęła krew. Postukał się po pasie i stwierdził, że nie miał żadnej broni. Musiał je stracić, kiedy drzewo niespodziewanie wystrzeliło. Jego płaszcz był w strzępach.

Nad dziedzińcem wciąż unosił się kurz, ale zobaczył, jak z bramy wychyla się Władca Ciem. Czarnemu Kotu pozostała ucieczka. Pierwszym, co przyszło mu do głowy była Wieża Flaeia. Krążyły legendy, że to dar od bogów. Jeśli rzeczywiście tak było, liczył, że zawarta w niej cząsteczka magii go ochroni.

Biegł, ignorując krzyczących ludzi. Jego miraculum pykało kilkakrotnie, ale pamiętał, co powiedziała mu kiedyś Biedronka – przy odpowiednim wysiłku woli może spowolnić przemianę. Dobrze, że droga do Wieży była łatwa, bo powstrzymywanie przemiany zabierało dużo uwagi.

Ludzie rozbiegli się, kiedy zobaczyli wbiegającego na plac sponiewieranego Czarnego Kota i podążającego za nim Władcę Ciem. Chłopak powoli opadał z sił. Rozejrzał się, żeby zobaczyć, czy zbliża się Biedronka i potknął się o własne nogi. Poleciał na ziemię. Odwrócił się, ojciec go dogonił.

— Chciałem, żebyśmy znowu byli rodziną — powiedział spokojnie mężczyzna. — Wciąż jest szansa.

Czarny Kot z trudem podniósł się na nogi. Splunął krwią zmieszaną ze śliną. Gardził człowiekiem stojącym przed nim. A jednak... mógł odzyskać matkę.

— Kocie, nie słuchaj go!

Biedronka wylądowała kilka metrów od Władcy Ciem. Jej płaszcz także został porwany, twarz miała pokrytą kurzem.

— Jeśli naprawdę cię kocha — Władca Ciem wskazał dziewczynę berłem — nie przeszkodzi ci.

— Nie słuchaj go! Wiesz, że nie da się użyć mocy absolutnej bez konsekwencji!

Czarny Kot pokręcił głową. Nie wiedział, kogo słuchać. Chciał tylko, żeby wszyscy zostawili go w spokoju.

Władca Ciem potrząsnął berłem. Z fioletowego kamienia wyleciała akuma. Poleciała do Czarnego Kota i wniknęła w zapinkę od płaszcza, a żadne okrzyki Biedronki nie mogły tego powstrzymać.

— Nie! — krzyknął chłopak, łapiąc się za skronie. Upadł na kolana. — Wynoś się z mojej głowy!

Nie w taki sposób, myślał. Mogę pomóc, ale nie tak.

— Zabraniam ci się opierać, Adrienie — powiedział Władca Ciem spokojnie. Dobrze znajoma siła w głosie ojca, która zawsze zabraniała mu się sprzeciwiać, sprawiła, że Czarny Kot stracił siły i chęci do walki.

Fala ciemności przetoczyła się po nim, łatając jego strój i zastępując czerń bielą. Biały Kot oddychał ciężko.

— A teraz zniszcz ją. — Władca Ciem skinął na Biedronkę.

Biały Kot wyciągnął jedną rękę, na końcu której urosła kula światła, a drugą próbował powstrzymać siebie samego.

— Wiesz, że nie jestem twoim wrogiem. — Choć Biedronka cała się trzęsła, usiłowała brzmieć uspokajająco.

Wycelował ręką w ojca.

— Nie we mnie! W nią!

Biały Kot patrzył na stojącą przed nim dwójkę. W jego wnętrzu toczyła się bitwa. Jego ręka sama uniosła się nad jego głowę, a kula światła zaczęła rosnąć.

— Przepraszam, Marinette.

Władca Ciem osłonił się ramionami. Biedronka wyciągnęła ręce, jakby jeszcze w swoich ostatnich sekundach chciała pomóc chłopakowi.

— Adrien...

Fala światła. Wybuch. Krzyk. Woda, której nic nie trzymało w miejscu. I śmierć.

***

Bunnix przeprowadziła Biedronkę przez kolejny portal i dziewczyna znowu znalazła się na dachu pałacu. I znowu zobaczyła siebie – przynajmniej tym razem żywą.

Przyglądała się, jak druga Biedronka rozgląda się po ogrodzie, osłaniając oczy przed słońcem. Kiedy przymierzała się do skoku, pobiegła i złapała ją za kraniec płaszcza.

— Hej! — wykrzyknęła Biedronka z przeszłości. Odwróciła głowę. Jej oczy otworzyły się szeroko.

— Wierz mi, nie chcesz oddawać tego płaszcza.

Biedronka rzuciła nad głowę w Szczęśliwy Traf i wypowiedziała zaklęcie. Owinęła ją fala różu i czerwieni, a gdy zniknęła, stwierdziła, że drugiej Biedronki nie było. Wszystko wróciło do normy.

Bunnix stanęła obok niej i położyła jej dłoń na ramieniu.

— Świetnie się spisałaś, Mini-Biedroneczko. Skąd wiedziałaś, żeby tu wrócić?

— Zakładam, że Adrien domyślił się mojej tożsamości, gdy zobaczył, że Biedronka ucieka z jego komnaty po zostawieniu wiadomości od Marinette. A potem... — Biedronka rozłożyła bezradnie ręce. — Nie mam pomysłu, co mogło wydarzyć się potem. I proszę, absolutnie mi tego nie mów.

— Nie zamierzałam. — Bunnix poklepała ją po ramieniu. — Czas, żebym wróciła do mojej Norki, chyba że potrzebujesz porozmawiać z kimś na temat tego, co przeszłaś.

— Nie ma sprawy, wracaj. — Biedronka zmusiła się do uśmiechu. — Też muszę iść. Madame Bustier będzie czekać.

Kobieta skinęła głową, zarzuciła sobie złożoną parasolkę na ramię i otworzyła portal.

— Do zobaczenia, Mini-Biedroneczko.

— Do zobaczenia.

Biedronka machała Bunnix, gdy ta przechodziła przez portal. Gdy została sama, wypalone w jej umyśle wspomnienia, wróciły, by siać spustoszenie w jej duszy. Wróciły, duchy po nią przyszły.

Dopiero teraz zaczynało to do niej docierać. Czarny Kot pod władzą akumy. Widok jej martwego ciała. Paryż stojący pod wodą.

Zobacz, co nasza miłość zrobiła światu.

W przyszłości, którą oglądała, zakochała się w Czarnym Kocie. Byli razem i to dorowadziło do końca świata. Przypomniała sobie wczorajszą rozmowę z Mistrzem Fu. Staruszek napomknął o historii, w której posiadacze miracul biedronki i czarnego kota walczyli ze sobą, co doprowadziło do wielkiego kataklizmu. Podobno historie lubią się powtarzać.

Wszystko zaczęło się od miłości.

Biedronka nigdy nie myślała o przyszłości z większym lekiem. Teraz wszystko naprawiła, ale skąd mogła mieć pewność, że to się nie powtórzy i tym razem to ona nie będzie w centrum wydarzeń? Że nie jej ciało zostanie spopielone, że nie jej rodzina zginie?

Przestraszyła się swojego zdradzieckiego serca, które ostatnio zbytnio cieszyło się na widok Czarnego Kota; które podpowiadało jej, by dotknęła jego włosów, twarzy, zbliżyła się do jego ust.

Najlepszym rozwiązaniem byłoby odsunięcie się od chłopaka. Nie mogła nigdy zakochać się w Czarnym Kocie i on też powinien o niej zapomnieć.

Pomyślała, że to zabawne – przyszła na ten dach z myślą, że musi zrobić wszystko, by pozbyć się uczuć do Adriena, a wróciła i zdecydowała, iż musi sprawić, by Czarny Kot przestał kochać ją.

W końcu Biedronka się rozpłakała. Nogi ugięły się pod ciężarem wspomnień. Dziewczyna położyła się na dachu i zwinęła w kłębek. Objęła samą siebie i wbiła palce ramiona, aż zabolało. Ignorowała przypomnienia kolczyków i wkrótce znowu była tylko Marinette. Bezsilną, słabą dziewczyną, która wyszła z walki zwycięsko, a jednak przegrała.

Ogłuchła na pocieszenia Tikki. Leżała i płakała, aż obudziło się palące kłucie w mostku.

***

Biały Kot wspiął się na najwyższy punkt przewróconej Wieży Flaeia. Miasto wokół tkwiło pod wodą. Nie czuł ani głodu, ani zmęczenia (zapewne prezent od Władcy Ciem), choć spędził długie godziny na poszukiwaniach. Nie znalazł nikogo, kto by przeżył. Zresztą osoba, której najbardziej potrzebował, z pewnością nie żyła. Sam ją zabił.

Łzy ponownie popłynęły z jego oczu, kiedy przypomniał sobie, jak cudnie Marinette się uśmiechała, jak śmiała się z jego głupich żartów i jak przerażona była w swoich ostatnich chwilach. To jego wina. Gdyby miał oprzeć się ojcu tylko raz w życiu, powinien to być tamten moment.

— Co ja najlepszego zrobiłem? — wyszeptał do martwego miasta.

Popatrzył na swoją prawą rękę ubraną w obcą, białą rękawiczkę. Wyczarował na niej świetlistą kulę. Smutne, że coś tak ładnego powodowało takie spustoszenie. Wycelował ją sobie w pierś. Jeżeli istnieją jakieś zaświaty, zaraz spotka w nich Marinette i ją przeprosi. Chwilę pewnie zaboli, ale potem będą razem na zawsze.

Przestraszył się, że jej tam znajdzie. Zasługiwała na całe dobro świata, a on powinien po wsze czasy cierpieć, katowany za to, co zrobił. To i tak nie byłaby wystarczająca kara.

Niemalże wyjąc, upadł na kolana. Świetlista kula zniknęła. Złapał się za pierś. Serce kuło, domagając się ostatecznego zniszczenia. Dławił się od płaczu.

— Marinette...

Przecież ona zawsze miała plan. Marinette, Biedronka zawsze znajdowała sposób, by uratować sytuację. Złapał się rozpaczliwie cienia nadziei, że tak stanie się i tym razem.

Równowaga. Gdzie było zniszczenie, musiało być i stworzenie.

Podniósł głowę i jeszcze raz spojrzał na rozciągające się przed nim zatopione miasto. Miasto, którego teraz był panem, bo nikt oprócz niego nie przeżył. Popatrzył na zniszczony Księżyc i uprzytomnił sobie, że był panem świata.

Samotność była jego jedyną towarzyszką, ale to się zmieni. Zaczeka na Biedronkę, ile będzie trzeba. Razem coś wymyślą. Może nawet zbudują nowy, lepszy świat.

Wytarł łzy, by nie przesłaniały mu widoku Paryża, w którym pogrzebana została jego miłość. Był sam. Całkiem sam.

***

--- komentarz odautorski ---

Pisanie tego rozdziału było bardzo ciekawym doświadczeniem. Chat Blanc jest jednym z moim ulubionych odcinków w całym serialu i przygotowując się do jego przeniesienia zadałam sobie pytanie: Co mogę zrobić, żeby uderzał jeszcze mocniej?. Mam nadzieję, że kilka szczegółów,  które dodałam, boli was tak jak mnie. A jeśli teraz nie czujecie zbyt wiele w związku z tym retellingiem, cieszę się, że jeszcze w przyszłości będzie mogło się to zmienić.

Tak się też składa, że jutro (3.03) będzie rocznica dnia, w którym zaczęłam pisać prolog tej historii. W lipcu napisałam go od nowa i stara wersja nie została opublikowana, ale wciąż czuję coś specjalnego na myśl, że udało mi się dokończyć tak duży projekt. Z okazji rocznicy chciałam opublikować one shota (niezwiązanego z tym ff, ale wciąż), ale nie mam czasu na jego edycję. Jednak naprawdę jestem z niego zadowolona, więc postaram się w przyszłości to zmienić.

Przyjemniejsza połowa II Księgi za nami. Jak Wasze odczucia?

Do następnego,

M.

Continue Reading

You'll Also Like

133K 9.8K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
26.4K 1.4K 47
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
10.6K 723 32
Co by było gdyby pierwszym jeźdźcem nie został Czkawka, a Astrid? Co by było gdyby Czkawka był Łowcą smoków?Jak wtedy wyglądała by historia popychadł...
14.9K 739 21
- Druga cześć książki pod tytułem „Inaczej nie umiem Five" - ❗️Częste przekleństw i niestosowne sceny❗️