Wstaliśmy wcześnie rano, bo przed wyjazdem chciałam zajrzeć jeszcze do wujka. Pożegnać się i sprawdzić, jak ma się Sheila po niefortunnych wydarzeniach z wczoraj oraz upewnić się, czy nie zmieniła zdania i zaraz nie ucieknie z powrotem do swojej wygodnej oazy. Poza tym długa droga przed nami więc jeśli chcemy dojechać od Los Angeles o jakiejś rozsądnej godzinie, trzeba wyjechać wcześniej. Zresztą musimy jeszcze znaleźć tam jakiś hotel, bądź motel z wolnymi pokojami. Oczywiście opcję motelu, w którym mieszkałam, odrzuciliśmy na starcie. Za dużo bałaganu tam narobiliśmy, wstyd by się było teraz tam pokazać. Szczególnie że w pośpiechu się stamtąd zwinęliśmy, by uniknąć nieprzyjemności związanych z właścicielem budynku.
-Nie puście z dymem L.A, ok? - spytał z zaczepnym uśmieszkiem Roger, kiedy żegnał nas w progu. Udałam, że nie słyszę tego pytania, ale widzę, że wujaszkowi się dowcip wyostrzył.
-Jedźcie ostrożnie - dodała stojąca obok niego Sheila. -Ann - zwróciła się do mnie, kiedy się odwróciłam. -Raz jeszcze dziękuję - spojrzałam na jej niesmutny już uśmiech, po czym go odwzajemniłam.
-Nie zmarnuj tej szansy - dodałam z powagą.
-Nie - zaprzeczyła szybko. -Twój wujek pomaga znaleźć mi odwyk - posłałam jej kolejny ciepły uśmiech, zerknęłam na wujka, unosząc brew i więcej mówić nie musiałam, doskonale wiedział co, na myśli miałam. Żeby mi przypadkiem, prócz pomocy nic się tam nie wywiązało, bo nie ręczę.
Wróciliśmy z Nils'em do motocykli, gdy już wsiadłam na swój, nim ubrałam kask, zadzwoniłam do zniecierpliwionej Rozy dać jej znać, że już wyruszamy z Reno. Uraczyła mnie swoim przeszczęśliwym piskiem, aż musiałam odsunąć telefon od ucha. Chyba nawet wiking usłyszał, bo zaśmiał się, kręcąc głową na boki. Ciekawe, czy tak bardzo ucieszyła się na moją wizytę, a nie fakt, że pozna mojego wybranka. Co ja się łudzę, oczywiście, że wybrała opcję drugą. Ciekawość ją zjadała już od dawna, a wreszcie będzie mogła ją zaspokoić. Dziewczyna zaproponowała, abyśmy się u niej zatrzymali na ten czas, ale zwinnie wymanewrowałam się z jej propozycji. Miło z jej strony, ale zasypałaby nas takim gradem pytań, na który ani trochę przygotowana nie jestem. Dlatego opcja motelu dużo bardziej mnie przekonuje.
Jednak rudowłosa bardzo chciała się ze mną zobaczyć. Uznała, że nie wytrzyma do wieczora następnego dnia, nim fiesta się rozpocznie, dlatego zaprasza nas wspólną kolację wieczorową porą, po swojej zmianie. Zgodziłam się dla świętego spokoju. Ustaliłyśmy, że wpierw znajdę wraz z chłopakiem miejsce na nocleg, a potem podjedziemy pod tawernę. Wsiądzie do mnie na motocykl i pojedziemy tam, gdzie zaplanowała.
Gdy wreszcie udało mi się rozłączyć, założyłam kask oraz rękawiczki i ruszyliśmy w trasę drogą stanową numer 5.
8 godzin później
Po kilku tygodniach znów wróciłam do miasta aniołów i uświadomiłam sobie właśnie, jak bardzo brakowało mi tego miejsca. Czy to dziwne, że tutaj bardziej czuję się w domu, niż w swoim rodzinnym mieście? Jednak tę uwagę zachowam dla siebie.
Zanim trafiliśmy do motelu oddalonego 15 minut od centrum miasta Los Angeles, zjechaliśmy 4 inne hotele. Niestety nie mieli wolnych pokoi, jak każdy z nich tłumaczył się natłokiem turystów. Na szczęście California słynie z dużej ilości hoteli oraz moteli począwszy od 1 gwiazdki, a kończąc na 5. Na trafił się akurat motel 2-gwiazdkowy. Skromny, ale bardziej zadbany, niż ten, w którym przyjemność miałam nocować na początku mojej przygody w tym mieście. Rozkład pokoju oraz wyposażenie, podobne jak nie takie same jak w większości moteli, poniżej 4 gwiazdek. Prywatna łazienka z prysznicem, duże łóżko zajmujące centralną część pokoju, a zarazem jej największą, biurko, lampka, lustro, telefon, telewizor, stolik z krzesłem, szafa na ubrania i wykładzina dywanowa na podłodze koloru kiedyś śnieżnej bieli, dziś barwy popielatej.
Wejście do pokoju bezpośrednio z zewnątrz. Zarezerwowaliśmy pokój na parterze, aby mieć lepszą widoczność na motocykle zaparkowane na miejscu parkingowym tuż przed drzwiami pokojowymi.
Odłożyliśmy nasze bagaże, porozmawialiśmy jeszcze, jak to teraz wszystko będzie wyglądać i nim się obejrzeliśmy, czas było się zbierać, bo ruda zaraz kończy zmianę.
Podjechaliśmy na parking tawerny dla gości i postanowiliśmy czekać, aż dziewczyna skończy wszystko i dołączy do nas. Wjeżdżając na teren, dostrzegłam trzy motocykle zaparkowane przed wejściem głównym do baru. Jednak nie udało nam się niezauważenie przemknąć, ponieważ ledwo zdążyliśmy zgasić silniki i rozebrać się z kasków oraz masek, gdy dołączyli do nas Ethan, Mike oraz jakiś nowy chyba prospect, ponieważ wcześniej go nie widziałam w ich szeregach.
-Roza powiedziała nam, że przyjechałaś - kierownik tawerny uśmiechnął się do mnie serdecznie. -Stęskniliśmy się - zaśmiał się, po czym spojrzał na wikinga. -A któż, to ci towarzyszy? - łypnął na mnie ciekawskim spojrzeniem.
-Nils mój chłopak - mężczyzna zsiadł z motocykla i każdemu z osobna uścisnął dłoń na przywitanie, ściągając wcześniej rękawiczki, bo nie wypada w nich z kimś rozmawiać.
-Czyli zostawiłaś bikerów dla bikera - wtrącił rozbawionym tonem głosu Mike.
-Tak wyszło - odpowiedziałam nieśmiało, wzruszając ramionami i zsiadłam z motocykla.
-No proszę, jakie to życie zaskakujące - podsumował Ethan. -Mam nadzieję, że przyjechaliście na fiestę - wskazał na mnie palcem, udając śmiertelnie poważnego, ale nie wytrzymał i po chwili zaczął śmiać się sam z siebie. -Pierwsze dwa dni odbędą się dla naszych bliskich na naszym Clubhouse'ie, więc w razie czego nie krępujcie się i zaparkujcie sobie u nas, koło warsztatu - dopowiedział zerkając raz na mnie, a raz na Nils'a.
Po paru minutach zza rogu wybiegła Roza. Widząc mnie, rzuciłam mi się na szyję, później wciąż trzymając mnie za szyję, szepnęła mi na ucho, że niezłego faceta sobie przygarnęłam. Odszepnęła jej, że jest nienormalna, wtedy się ode mnie odsunęłam i poszła zapoznać z wikingiem, a po wszystkich uprzejmościach wpakowała się bezpardonu na mój motocykl, kiedy usiadłam na niego. Brakowało mi jej oraz tej całej otoczki szaleństwa, która nie odstępowała ją na krok.
-Do zobaczenia w takim razie jutro - Ethan odsunął się na bok, dając możliwość wyjazdu, po czym wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów, a z niej jedną fajkę, którą zaraz odpalił. -A Ciebie było miło poznać - zwrócił się do Nils'a.
Roza zabrała nas do miasteczka Santa Monica, leżącego na przedmieściach Los Angeles nad brzegiem Pacyfiku. Prócz niesamowitego widoku na i niepowtarzalnego uroku tego miasta, mieści się tutaj wiele restauracji, jak na przykład słynna Buppa Gump, do której właśnie się kierujemy.
Zdecydowanie zakochałam się w zachodach słońca w Californii. Uwielbiam obserwować, jak słońce układa się do snu, chowając za horyzont. Jednak podtrzymuję, że najlepsze są w Venice Beach.
Usiedliśmy przy stoliku koło okna, byśmy mogli kątem oka podziwiać wybrzeże oceanu. Każdy z nas wybrał inną pozycję z menu, swoją drogą, wiecie, że obok każdego dania macie wyliczone kalorie? Też nie wiedziałam, ale fajna sprawa dla sportowych świrów. Nils dał się namówić rudej na najlepszy według niej tutaj wybór i razem postawili na Alabama chicken linguine, czyli grilowana pierś z kurczaka z sosem śmietankowym, pomidorami, parmezanem oraz pieczywem czosnkowym. Ja skusiłam się na pozycję Maker's mark salmon - łosoś grilowany na ogniu z sosen burbon maker's mark, brokułami oraz ryżem gotowanym na parze. W przeciwieństwie do nich uwielbiam wszelkie owoce morza oraz ryby. Choć powiedziałbym, że je już nieco mniej, bo jak mam do wyboru łososia, a inną rybę, to wybór jest oczywisty.
Przerzuciłam stronę w menu, by wybrać napój i doznałam szoku z powodu możliwości stworzenia swojego drinka. Z każdej kategorii wybierasz jeden składnik, który chcesz zamieścić swoim trunku. Już nie dziwię się, czemu Roza tak pochlebnie wypowiadała się o tej części jedzeniowej. Nie spotkałam się jeszcze z tym, aby jakaś restauracja proponowała taką opcję, zazwyczaj dostawało się gotowe już drinki, które wybierało się z karty, jak u nas w tawernie. Mężczyzna z kobietą postawili standardowo na coca-cole, przeraża mnie ich zgodność, a ja jako ta, która lubi mieszać ze sobą niepasujące smaki, zamówiłam lemoniadę minute maid z truskawkami. Swoją drogą ciekawa nazwa tej lemoniady, chyba wolę nie wiedzieć co było inspiracją tej nazwy.
-A więc - zaczęła w oczekiwaniu na przyniesienie dań, głupkowato się do nas szczerząc. -Skąd się znacie? - spytała, opierając łokcie o stół, splatając ze sobą dłonie, by podeprzeć na nich swój podbródek. -I długo się znacie? - dodała po chwili.
-Tak z 11 lat - wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. -Był moim wujkiem - dodałam z premedytacją, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Nie mogłam się oprzeć nie wypalić z tak absurdalną odpowiedzią na jej zasypanie pytaniami, których szczerze nie cierpię. Ale, prawdę mówiąc, od prawdy nie odbiegłam.
-Co?! Jak 11?! To ty nie masz 25?! - dopytywała z niedowierzaniem.
-Mam - odpowiedziałam z uśmiechem.
-Słuchaj, ja po prostu wychowywałem sobie żonę od młodości - wtrącił Nils, puszczając jej oczko, a ja nie wytrzymałam, wybuchnęłam śmiechem, widząc jej zdezorientowaną minę.
-A myślałam, że to ja mam nie równo pod sufitem - westchnęłam, biorąc łyka coli, którą właśnie przyniosła kelnerka.
-Dobrze, daruję ci ten zawał - rzuciałam rozbawionym tonem w stronę rudowłosej. -Nils był przyjacielem mojego taty, dlatego nazywałam go wujkiem - kobiecie prawdopodobnie spadł kamień z serca, ponieważ odetchnęła z ulgą i od razu się do nas szczerze uśmiechnęła. -Naprawdę mam 25, on jest po prostu ode mnie starszy, ma 35 lat - uprzedziłam jej kolejne pytanie, gdy tylko otworzyła usta, żeby coś powiedzieć.
-W takim razie wybaczam - kelnerka przyniosła jedzenie. -Ale więcej tak nie róbcie - przysunęła sobie bliżej talerz. -Prawie zawału dostałam, a jeszcze nie zjadłam - zaśmiała się, zaciągając aromatem dania i nie czekając, ani chwilę dłużej przystąpiła do jego konsumpcji.
-Myślałem, że nic więcej, niż twoja rodzina już mnie nie zaskoczy - szepnął mi na ucho.
-To poczekaj, jak poznasz resztę - zaśmiałam się, szturchając go delikatnie łokciem.
Miło spędziliśmy czas na rozmowach o niczym. Zdążyłam już dawno zapomnieć, jak to jest, nie musieć się nigdzie śpieszyć, niczym martwić i o nic obawiać. Naprawdę niesamowita odskocznia od mojego codziennego skomplikowanego życia, o którym nie mogę podzielić się z Rozą. Jedyne osoby, z jakimi mogę, o tym rozmawiać jest Nils oraz wujek. Być może kiedyś będzie dana możliwość mi wtajemniczenia dziewczyny bardziej w moje życie, choć przy niej istnieje obawa, że zaraz cała California będzie o tym rozprawiać. Za to powiedziałam jej, że następnym razem ja zapraszam na kolację. I nie w L.A, a zapraszam, aż do Nevady. Gdzie tym razem to ja będę rudą oprowadzać po moich rodzinnych stronach, nie na odwrót.
Po wszystkim odwieźliśmy dziewczynę do siebie, a my wróciliśmy do motelu. Przypomniałam, że mam przy sobie list od taty, którego nie zdążyłam przeczytać, dlatego zabrałam go ze sobą, by zrobić, to tutaj.
Nils wyszedł na papierosa na zewnątrz, chcąc zapewnić mi chwilę samotności, która w tej chwili będzie zbawienna. Usiadłam na brzegu łóżka, wcześniej wyjmując z plecaka białą kopertę podpisaną na odwrocie Ann. Otworzyłam ją ostrożnie, jakbym bała się jej przypadkiem uszkodzić
Ann,
Jeśli, to czytasz nie żyję, a Ty dowiedziałaś się o Sheila'i, która miała pozostać dla Ciebie tajemnicą. Powierzyłem swój sekret w jej ręce. Nasza relacja nie była taką, jaką powinna, lecz łączyła nas jedna cecha. Chęć zapewnienia Ci godnego życia. Wiedziałem, że Marry ucieknie przy najbliższej okazji. Zabezpieczyłem Cię na ten moment. Zabezpieczyliśmy. Poprosiłem swoich braci wikingów o doglądanie, czy mojej księżniczki nikt nie krzywdzi.
Roger obiecał wziąć Cię pod swoje skrzydła. Ja nie podołałem, ale on podoła. Straciłaś jednego ojca, ale zyskałaś drugiego, który obiecał zabrać Cię z tego świata. Zapewnić, to czego ja nie potrafiłem. Nie było mi dane patrzeć, jak dorastasz. Służyć ojcowską radą, pocieszać po rozstaniach z chłopakami i przeganiać potencjalnych zięciów. Zawiodłem. Umarłem. Odszedłem, gdy najbardziej mnie potrzebowałaś. Przepraszam. Pamiętaj, że zawsze będę nad Tobą czuwał. Kocham Cię, lecz mój czas dobiegł końca.
Wybacz, że tak nie mądrze dałem się podejść. Zignorowałem polowanie. Uważałem się za niepokonanego, jak wikingowie. Tymczasem odszedłem do Vallhali, jak wikingowie.
Proszę Cię jedynie, byś nie grzebała w przeszłości zbyt mocno. Bo jak Cię znam, nie pozwoliłaś Roger'owi wygonić się z Reno i zapewne siedzisz, gdzieś teraz czytając ten list, a wokół Ciebie krząta się, któryś z moich braci wikingów. Nie gniewam się, że nie poszłaś zaplanowaną drogą, ponieważ tę też przewidziałem. Jesteś moją córką. Moją lepszą, młodszą wersją. Skrycie podejrzewałem, że dasz się oczarować urokowi wikingów. Nie wiem, który z braci zawładnął sercem mej księżniczki, ale wierzę, że o nią zadba i będziesz szczęśliwa u jego boku.
Znów muszę przeprosić. Nie poprowadzę Cię do ołtarza. Nie zobaczę w białej sukni i nie zobaczę, jak dorastasz do życia. Na szczęście Roger nie zawiedzie. Podziękuj mu i przekaż, jak bardzo za Wami wszystkimi tęsknię. Kiedyś znów się spotkamy, ale oby jak najpóźniej.
Spytaj Sheila'e o klucz, przekaż Ci pewną tajemniczą rzecz.
Zerknij też do koperty, jeśli nie zauważyłaś tego wcześniej. Pozostawiam Ci mój sygnet z symbolem Valknut. Znany pod węzłem poległych. Kto nosi symbol Valknuta gotów jest głosić jego wartości i kontynuować spuścizny poległych wojowników. Być zawsze gotowym do walki i przygotowanym na śmierć.
Ja poległem, nie jest mi już potrzebny, ale Ty będziesz wiedziała, co z nim zrobić. Jesteś wojowniczką, jak Twój tata był wojownikiem.
Kocham Cię. Jesteś najlepszym, co w życiu mnie spotkało. Pamiętasz naszą historyjkę?
Król odszedł jeździć po niebieskich autostradach, pozostawiając księżniczkę bez ochrony, ale zjawił się królewicz, który stopił lód z jej serca, zaskarbiając je dla siebie. Nie miał białego konia, lecz czarnego rumaka, nieco stalowego, a ona nie była typową księżniczką, lecz żyli długo i szczęśliwie, odrobinę szaleńczo, ale wciąż szczęśliwie.
Dbaj o siebie córcia i ani mi się waż pojawiać u mnie wcześniej, niż w sędziwym wieku.
Wyjęłam srebrny sygnet taty z koperty i rozpłakałam się, spoglądając na niego i wciąż trzymając list w prawej dłoni. Czuje, jak kłuje mnie serce. Nie byłam przygotowana. Tak bardzo mi go brakuje. Do pokoju wrócił Nils, gdy zobaczył mnie w takim stanie, bez słowa usiadł obok i wziął w objęcia.
-To tak strasznie boli - wydukałam przez łzy. -Dlaczego to tak boli?! - mężczyzna gładził mnie po włosach, całując od czasu do czasu w czubek głowy.
-Tak się dzieje, gdy kochasz - szepnął mi do ucha, mocniej wtulając w swoją klatkę piersiową, a ja rozpłakałam się jeszcze bardziej.