GODS AND MONSTERS • MIRACULOU...

By -brzuchatek-

3.8K 362 1.3K

❝Sława jest niebezpieczna. Im bardziej ludzie cię kochają, z tym większym hukiem potem upadasz. ❞ Wiele... More

𝐏𝐑𝐎𝐋𝐎𝐆
『 KSIĘGA I - OBROŃCY 』
I. WYBRAŃCY
II. DRUGA SZANSA
III. PRZYJACIEL Z PRZYPADKU
IV. PARYŻ NIGDY NIE ŚPI
V. WRAŻLIWE SERCE ARTYSTY
VI. POWIDOKI
VII. SPOSÓB NA SZCZĘŚCIE
VIII. W KAŻDEJ LEGENDZIE JEST ZIARNO PRAWDY
IX. KAPŁANKA
XI. U ŹRÓDŁA
XII. SZTUKA WALKI O SIEBIE
XIII. MAŁY SPRAWDZIAN ZAUFANIA
XIV. POWROTY BARDZIEJ I MNIEJ POŻĄDANE
XV. SAMOTNOŚĆ DZIELONA NA DWOJE
XVI. DWIE KRÓLOWE, JEDEN TRON
XVII. CO Z OCZU, TO Z SERCA
XVIII. MARY
XIX. WSZYSTKO IDZIE NIEZGODNIE Z PLANEM
XX. NOWY GRACZ NA PLANSZY
『 KSIĘGA II - ŚWIĘCI 』
𝐈. MUZY
𝐈𝐈. ŻYCZENIA A POWINNOŚCI
𝐈𝐈𝐈. ZDERZENIA Z RZECZYWISTOŚCIĄ
𝐈𝐕. RODZINNY SKARB
𝐕. TEMPERATURA WRZENIA
𝐕𝐈. W CENTRUM CHAOSU
𝐕𝐈𝐈. CENA ZWYCIĘSTWA
𝐕𝐈𝐈𝐈. POWODY DO ŚWIĘTOWANIA
𝐈𝐗. NIEPROFESJONALNE BIURO ŚLEDCZE
𝐗. POWAŻNE ZAMIARY
𝐗𝐈. OPOWIEŚĆ O NIEBIESKICH OCZACH
𝐗𝐈𝐈. DYM, KTÓRY NIE CHCE SIĘ ROZWIAĆ
𝐗𝐈𝐈𝐈. RELIKT PRZESZŁOŚCI
𝐗𝐈𝐕. WIECZNE NIENASYCENIE
𝐗𝐕. OCALAŁY
𝐗𝐕𝐈. PORA ODPŁYWU
𝐗𝐕𝐈𝐈. ODKRYCIA MAŁE I DUŻE
𝐗𝐕𝐈𝐈𝐈. WDZIĘCZNOŚĆ I DUMA
𝐗𝐈𝐗. ROZPRZESTRZENIENIE ZARAZY
𝐗𝐗. DWA SERCA ZŁAMANE ZA JEDNYM ZAMACHEM
𝐗𝐗𝐈. OSTATNI TANIEC
𝐗𝐗𝐈𝐈. KOŃCOWA NUTA
『 KSIĘGA III - HERETYCY 』
I. JUTRZENKA
II. PRZESILENIE
III. GOŚCIE

X. BRZMIENIE CISZY

116 7 90
By -brzuchatek-

Od kiedy tylko służący opuścili pokój, powietrze stało w miejscu. Długi czas panował zamęt, a teraz wszystko zamarło. Adrien został sam, naprawdę sam, bo Plagg czekał na niego, ukryty w sypialni.

Stał przed lustrem w pozłacanej ramie i wpatrywał się w swoje odbicie. Zdawało mu się, że patrzy na niego zupełnie obca osoba. Chciał odejść, ale nogi miał jak z ołowiu. Pogładził białą kamizelkę, a postać w lustrze zrobiła to samo. Pod palcami czuł złoty haft, który miał przypominać wijący się bluszcz. Tak właśnie się czuł – coś wiło się wokół niego i wkrótce miało zacisnąć się dokoła jego szyi, by wysłać go na tamten świat.

Adrien nigdy nie przepadał za swoimi urodzinami, ale te póki co zapowiadały się najgorzej. Miał wejść między obcych ludzi, znajomych swojego ojca, i udawać, że świetnie się bawi. Udawać, że tęsknota za matką nie przypominała chodzenia ze sztyletem wbitym w serce.

Tego dnia nieobecność Emilie szczególnie dała mu się we znaki. W urodziny mama zawsze budziła Adriena rano i zabierała na śniadanie w ogrodzie. Nawet skłaniała Gabriela, by się pojawiał. Kiedy zachorowała, Adrien sam przychodził do jej łóżka z tacą ze śniadaniem, a ona uśmiechała się, rozczulona.

Tym razem nikt nie przyszedł go obudzić i sam też nie miał dokąd pójść.

Niemal do samego końca łudził się, że ojciec pozwoli mu zaprosić Nino, Marinette i Alyę na urodziny. Prawie pokłócił się z nim z tego powodu, ale nie udało mu się nic wywalczyć. Z pewnością wszyscy troje wiedzieli o jego urodzinach. Sam zwierzył się ze wszystkiego Nino. Choć chłopak powtarzał, że wszystko rozumie, Adrien bał się spojrzeć im w oczy. Jak można nie zaprosić przyjaciół na wielkie przyjęcie urodzinowe?

Ktoś próbował wejść do pokoju. Adrien nie odwrócił się, tylko obserwował w lustrze, jak otwierają się drzwi i staje w nich Nathalie. Jak zwykle nie potrafił wyczytać emocji z jej twarzy, ale cieszył się, że przyszła i rozproszyła ciążącą mu samotność.

— Goście przybyli — oznajmiła Nathalie rzeczowo. — Powinieneś zejść na dół.

— Niech mój ojciec ich zabawia — burknął Adrien. Zaraz zreflektował się, że nie powinien się na niej wyładowywać. — Przepraszam. Daj mi jeszcze pięć minut, proszę.

Spodziewał się, że Nathalie wyjdzie z pokoju, zostawiając go znowu samego. Zamiast tego z niemałym zdziwieniem patrzył, jak jej odbicie przybliża się do jego. Patrzyli na siebie w lustrze. Żadne się nie odwróciło. Zapadła cisza, ale taka, która Adrienowi nie przeszkadzała. Jest różnica między ciszą samotności a tą dzieloną z ukochaną osobą.

Co było jeszcze bardziej niezwykłe, lewa dłoń Nathalie wślizgnęła się w prawą Adriena i zacisnęła na jego palcach. W oczach chłopaka błysnęły łzy. Nie przypominał sobie, czy Nathalie kiedykolwiek zdobyła się na taki gest. Tęsknił za rodzicielską miłością. Tęsknił za matką. Tęsknił za ojcem, który choć siedział po drugiej stronie stołu, nigdy nie był tak daleko.

— Wiem, że to dla ciebie trudne — powiedziała Nathalie, nie odrywając oczu od lustra. — Nie powiem, żebyś to zrobił dla swojego ojca, dla mnie, ani nikogo innego. Gdybym tylko mogła, uratowałabym cię przed tym wszystkim.

Pierś Adriena sama zaczęła falować od szlochu, a z jego oczu wypłynęły łzy, lśniące jak drogocenne kamienie. Nie wiedział, kiedy znalazł się w ramionach Nathalie. Osunęli się razem na podłogę i wypłakiwał się w ramię jedynej opiekunki, jaka mu została. Nie musiał czuć się samotny tak długo, jak Nathalie była przy nim.

Chwilę to trwało, nim wysunął się z jej ramion i zaczął wycierać twarz dłońmi. Kobieta podeszła do stojącej w garderobie szafki, wzięła stamtąd chustkę i podała Adrienowi.

— Poczekam na ciebie na korytarzu. — Przesunęła ręką po jego włosach i wyszła z garderoby.

Po kilku głębszych oddechach Adrien zdecydował, że czas spełnić swój synowski obowiązek. Nie wybrał takiego życia, ale też nie mógł przed nim uciec. Spojrzał w lustro na swoją zaczerwienioną twarz. Liczył, że wróci do normalnego stanu, nim dojdzie na miejsce.

Założył marynarkę fraka i opuścił garderobę. W sypialni wyleciał do niego Plagg, który ku radości Adriena nie skomentował jego wyglądu. Kwami przysiadł na ramieniu swojego pana.

— Schowam się w tym twoim szlafroczku. Mam nadzieję, że przemycisz mi tam małe co nieco.

— Ty i małe? — Adrien uniósł brew, a Plagg prychnął. — Przemycę. Ale jeśli będę potem śmierdzieć serem, winę zrzucę na ciebie.

Przeszli razem do dziennej komnaty, skąd już krótka droga dzieliła ich od Nathalie.

— Już widzę, jak oznajmiasz wszystkim, że nosisz pod ubraniem kwami — sarknął Plagg. — Pamiętaj: najbardziej cenię sobie camembert, ale dobrym pleśniowym też nie pogardzę.

Tym razem to Adrien prychnął. Pokręcił głową.

— Chowaj się — polecił, a Plagg grzecznie wleciał pod ubranie.

Nathalie czekała przed drzwiami wraz ze strażnikiem, do którego widoku Adrien przyzwyczaił się jak do swojego cienia. We trójkę ruszyli w plątaninę korytarzy i schodów.

Na parterze w dalszej części pałacu znajdowała się tak zwana Mała Sala, w której odbywały się takie przyjęcia jak urodziny Adriena. Nazwa mogła być zwodnicza, bo pomieszczenie było pokaźnych rozmiarów, ale została nadana w kontraście z Dużą Salą, gdzie odbywały się ogromne bale.

Weszli rzadziej uczęszczanymi korytarzami do pomieszczenia z boku Małej Sali. Przez grubą, szkarłatną kurtynę Adrien słyszał panujący w niej gwar i elegancką muzykę. Przez cienką szparkę przechodziło światło setek płomyków.

Adrien wyjrzał dyskretnie za kurtynę. Wodził okiem za mężczyznami w mundurach i wytwornych strojach. Kobiety poupinały wysoko włosy. Ich szerokie, kolorowe suknie zajmowały mnóstwo miejsca na sali. Pomiędzy nimi kręcili się służący i służące, wszystkie w jednakowych prostych, kremowych sukienkach i zaplecionych na głowach koronach. Gabriel dopilnował każdego szczegółu. Słychać było prowadzone rozmowy i stukanie obcasów o wypolerowaną na błysk posadzkę.

— Jesteś gotowy? — spytała za plecami Adriena Nathalie.

— Tak sądzę.

Nathalie skinęła głową strażnikowi.

— Daj sygnał panu Agreste, że przyszliśmy.

Strażnik skinął w milczeniu i odszedł wykonać polecenie. Adrien stanął blisko kurtyny i wyprostował plecy. Wygładził swój strój ostatni raz. Miał nadzieję, że nie zmiażdżył przy tym Plagga. Nasłuchiwał dźwięku swojego imienia po drugiej stronie.

Rozległo się pobrzękiwanie. Ktoś blisko kurtyny uderzał sztućcem o swój kieliszek. Musiał stać z boku, bo Adrien nie widział tej osoby przez sz. Gwar na sali ucichł. Została tylko delikatna muzyka.

— Zacni goście! — Chłopak rozpoznał, że przemawia jego ojciec. Dawno nie słyszał w głosie Gabriela tyle energii. — Przyjęcie może nareszcie rozpocząć się na dobre. Zjawiła się osoba, dla której wszyscy się tu dzisiaj zebraliśmy. — Adrien poczuł narastającą w gardle gulę. — Proszę o oklaski dla mojego syna, Adriena Agreste, który kończy dziś dziewiętnaście lat.

Kurtyna powoli rozsunęła się na boki. Światło, które zastąpiło półmrok, oślepiło Adriena. Postąpił kilka kroków do przodu. Zalała go fala oklasków. Rozejrzał się po twarzach zebranych, ale było ich zbyt wiele, by zawiesić na którejś wzrok na dłużej.

Po swojej lewej poczuł obecność ojca. Ramię Gabriela owinęło się wokół niego.

— Właśnie tak! To moja chluba! — wykrzyknął mężczyzna do wiwatującego tłumu. Ścisnął ramię syna i zniżył głos do szeptu. Mówił ledwie poruszając wargami. — Pokłoń się królowi.

Dopiero teraz Adrien zorientował się, że znajduje się na podwyższeniu wyłożonym czerwoną wykładziną, a na tronie po jego prawej siedzi król. Ciężki płaszcz przygważdżał go do siedzenia.

Chłopak postąpił kilka kroków. Gabriel szedł tuż za nim z kieliszkiem w ręku. Adrien spojrzał za ojca. Kurtyna znowu się zasuwała, a Nathalie nigdzie nie było widać. Nie wyszła razem z nim.

Adrien stanął przed królem i pokłonił się najlepiej, jak potrafił. Muzyka znowu stał się głośniejsza.

— Wszystkiego najlepszego, Adrienie — powiedział król Andre. Ton jego głosu stanowił połączenie wesołości i znudzenia. — Liczę, że będziesz się bawić przednio. Czy to tak wyraża się teraz młodzież?

— Dziękuję, wasza wysokość. — Adrien pokłonił się ponownie. — To zaszczyt, że zechciałeś być obecny w tak ważnym dla mnie dniu i pozwoliłeś mojemu ojcu na zorganizowanie tego przyjęcia, korzystając z twoich dobrodziejstw.

Król zaśmiał się.

— Ależ to drobiazg! Ty, Adrienie, jesteś dla mnie prawie jak rodzina. Już cię nie zatrzymuję. Idź, korzystaj z tej nocy!

Adrien skłonił się jeszcze raz. Zszedł z podwyższenia po trzech niewysokich schodach i zaraz został oblężony przez ludzi składających mu ociekające nieszczerą słodyczą życzenia. Nie rozpoznawał ich. Możliwe, że spotkał niektórych z nich raz w życiu, a potem zapomniał. Równie dobrze mógł nie widzieć ich nigdy. To nie miało znaczenia. Przyjmował życzenia z należnymi podziękowaniami i uśmiechał się do wszystkich dokoła.

Poruszał się po sali powoli. Ludzie byli jak fale wody, które leniwie go unosiły i przesuwały dalej. Od czasu do czasu migały mu przed oczami kremowe sukienki i proste stroje służących, którzy na tacach nosili kieliszki i jedzenie, uzupełniając bufet pod ścianą.

— Adrien! — Chloe odepchnęła parę w średnim wieku, która stała jej na drodze. — Wszystkiego najlepszego! — Złapała Adriena za ramiona i pocałowała go w oba policzki.

— Dziękuję, Chloe. — Śmiejąc się, chłopak zdjął jej ręce z ramion. — Pięknie wyglądasz.

Naprawdę tak sądził. Część jasnych włosów, w których ukryto złote nitki, Chloe miała upięte, a część opadała kaskadą loków na jej plecy. Do żółtej, miejscami udrapowanej sukni, miała poprzypinane herbaciane róże. Białe falbany i koronki ładnie kontrastowały z jej skórą, która nawet po zimie wyglądała na opaloną. Wokół szyi Chloe miała naszyjnik z pobłyskującymi kamieniami, do którego dobrano ciężkie kolczyki.

— Wiem. — Księżniczka ręką w białej rękawiczce za łokieć odsunęła za plecy lok, który ośmielił się przesunąć do przodu.

Muzyka grała i ludzie, którzy spełnili swoją powinność i złożyli jubilatowi życzenia, ustawiali się na pustym środku sali do tańca. Kolorowe suknie wirowały. Wszyscy stawiali kroki rytmicznie, niesieni dźwiękami instrumentów smyczkowych.

Adrien wyjrzał ponad głowy zebranych i zobaczył, jak Gabriel rozmawia z królem i jednocześnie bacznie obserwuje syna. Chłopak westchnął. Naprawdę nie miał teraz ochoty tańczyć.

— Księżniczko. — Ujął dłoń Chloe. Materiał rękawiczki był jedwabiście gładki. — Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?

— Naturalnie — odparła księżniczka z radością, jakby tylko na to czekała.

Adrien poprowadził Chloe na środek sali. Wszyscy rozstępowali się przed nimi. Na parkiecie nagle zrobiło się luźniej. Goście zgromadzili się wokół nich w okręgu; wszyscy byli gotowi na obejrzenie widowiska.

Chłopak jedną dłoń położył na talii Chloe, a drugą trzymał jej rękę w powietrzu. Zaczął prowadzić ich po sali powoli, w rytm muzyki. Ciążyły mu spojrzenia zebranych, w szczególności ojca i króla, ale starał się skupić na tańcu.

Szło im gładko – Gabriel postarał się, by jego syn miał dobrą nauczycielkę tańca już jako dziecko – dopóki Adrienowi nie wydało się, że zobaczył trzymającą tacę z kieliszkami Alyę. Jego serce zabiło szybciej. Jeśli ona tu była, to może...

— Skup się — syknęła Chloe, której Adrien nadepnął na stopę, i ścisnęła palcami jego ramię, aż znowu na nią spojrzał.

— Wybacz. Zagapiłem się.

— Właśnie widzę — odparowała księżniczka. — Naprawdę nie masz za kim się rozglądać. W końcu przywykniesz do bycia maskotką swojego ojca.

Nim zdumiony tymi słowami Adrien wymyślił odpowiedź, utwór dobiegł końca. Zebrani oklaskiwali tańczącą parę, która się ukłoniła. Adrien odprowadził Chloe poza parkiet, który ponownie zaczął się zapełniać, pocałował ją w dłoń i puścił.

— Muszę się napić — powiedział, po czym prędko się wycofał.

Wybrał jak najdłuższą drogę do bufetu, gdzie powinno znajdować się coś innego niż alkohol. Rozglądał się uważnie po mijanych twarzach, od czasu do czasu wymienił z kimś uprzejmości. Gdzieś na lewo zobaczył ciemną głowę, na której rosły jeszcze ciemniejsze krótkie włosy.

— Nino?

Zawołany chłopak odwrócił się, o mały włos nie zrzucając na ziemię pustych kieliszków, które miał wynieść z sali.

— Do usług — wyszczerzył się Nino.

Po raz pierwszy tego wieczora Adrien uśmiechnął się szczerze i szeroko. Zapomniał nawet o wstydzie, że nie zaprosił chłopaka na swoje urodziny. Po głowie krążyło mu tak wiele pytań.

— Jak się tu znalazłeś? — spytał. Wciąż nie dowierzał w to, kogo widział.

— Myślałeś, że wymigasz się dzisiaj od mojego towarzystwa? — Nino roześmiał się. — Najlepszego! Chciałem ci coś dać z okazji urodzin, ale nie wiedziałem, co, więc pomyślałem, że może...

Adrien nie dowiedział się, o czym myślał Nino. Ktoś położył dłoń na jego ramieniu i wymówił jego imię tuż przy jego uchu. Chłopak zamarł. Nino wyglądał na przerażonego.

— Adrienie — powiedział chłodno Gabriel. — Ile razy mogę ci zwracać uwagę, byś nie zadawał się ze służbą?

Chłopak nie wiedział, co powiedzieć. Parę razy uchylił usta tylko po to, by zaraz je zamknąć. Spuścił głowę i chciał odejść, ale wtedy usłyszał głos Nino.

— Właściwie to nie jestem służącym. — Brzmiał pewnie, choć broda mu drżała.

— Nie? — spytał Gabriel i wystąpił przed syna. — Więc kim jesteś, jeśli mogę wiedzieć?

Adrien kręcił głową i rzucał Nino błagalne spojrzenia, żeby wycofał się, nim będzie za późno, ale ten nie zwracał na niego uwagi, tylko uniósł dumnie głowę i naprężył się. Kilka osób naokoło zaczynało odrywać się od swoich rozmów i obserwować scenę.

— Minstrelem.

Gabriel wybuchnął głębokim, nieprzyjemnym śmiechem, który wywołał u Adriena dreszcze. Wolał już siedzenie z ojcem sam na sam w niezręcznym milczeniu.

— Minstrelem? — powtórzył Gabriel, jakby nie dosłyszał.

Skrzydełka nosa Nino zafalowały. Odezwał się cicho. Tak cicho, że słyszeć go mogli tylko Gabriel i stojący obok Adrien, dla którego były to najgłośniejsze słowa świata.

— Lepiej być minstrelem niż gównianym ojcem.

Gabrielowi nie drgnął nawet najmniejszy mięsień twarzy. Adrien obserwował go z zapartym tchem, gotowy rzucić się mu do stóp w każdej chwili, by prosić o litość dla przyjaciela. Ojciec pochylił się nad Nino, by te słowa zawisły tylko między ich trójką.

— Jeśli lubisz mieć głowę na karku, wyjdziesz stąd w tej chwili.

Nino zacisnął usta. Skinął głową Adrienowi, który patrzył na niego smutno i bez żadnych ukłonów udał się do szeroko otwartych drzwi wypadających na korytarz. Zniknął za nimi wraz z tacą i zaraz Adrien zauważył, jak salę opuszcza także Alya. Czyli nie miał zwidów.

Chciał za nimi wybiec, ale po raz kolejny dzisiaj jego nogi odmawiały posłuszeństwa. Popatrzył na ojca z lichą nadzieją, że ten coś powie, cokolwiek, by nie trzymać syna w niepewności.

— Co tu się wydarzyło? — spytał głośno Gabriel radosnym tonem. — Orkiestra, żwawiej, prosimy!

Smyczki przyspieszyły swój bieg po strunach, a Gabriel odszedł w stronę króla bez słowa. Adrien chciał biegać jak opętany, krzyczeć i rwać włosy z głowy. Zamiast tego sięgnął po kielich z winem od najbliższej służącej i wypił wszystko duszkiem. Wolał się skupić na tym rodzaju goryczy. Skrzywił się i odstawił naczynie na tackę.

Kręcił się tam i z powrotem, zaczepiany przez każdego. Niektórzy rozwodzili się nad tym, jak to wydoroślał, jak zmężniał, a Adrien gryzł się w język, żeby nie powiedzieć tym ludziom, że pierwszy raz widzi ich na oczy.

Kątem oka uważnie śledził ojca i gdy tylko Gabriel przestał zwracać na niego uwagę, wymknął się na korytarz. Potrzebował świeżego powietrza. Mógł skorzystać z tarasu połączonego z salą, ale wiedział, że spotka tam mnóstwo osób. Oprócz świeżego powietrza potrzebował też samotności. Fizycznej.

Gdy odszedł dalej od sali i przestał mijać gości, skręcił w korytarz, który wyprowadzał prosto na niewielki, zapomniany taras. Pchnął oszklone drzwi i wyszedł w noc. Kawałek dalej widział, jak ludzie śmiali się na tarasie oświetleni blaskiem lejącym się z Małej Sali. Docierały do niego tylko niewyraźne szmery.

Usiadł na ławce pod kamienną balustradą, wokół której wił się bluszcz. Ten taras na uboczu był lekko zaniedbany, a dzięki temu – rzadko uczęszczany. W sam raz dla niego. Adrien nie wołał Plagga. Potajemnie liczył, że kwami śpi w najlepsze i tym sposobem dobrze spędza noc.

Zastanawiał się, ile czasu minie, nim ktoś zauważy jego nieobecność. Miał nadzieję, że sam będzie mógł tam wrócić, a nie zostanie zaciągnięty przez wysłannika ojca. Gabriel sam by się nie pofatygował.

Kiedy Adrien przypomniał sobie, jak mężczyzna wygonił z sali Nino, łzy wstydu i złości same zaczęły płynąć z jego oczu. Jakimś cudem Gabrielowi udało się sprawić, by ta noc była jeszcze gorsza. Akurat w momencie, kiedy serce Adriena rozświetliła iskierka radości, ojciec zgasił ją, nim zdążyła wzniecić pożar.

Pociągnął nosem i wytarł policzki. Zamglonymi oczyma zauważył, że ktoś stoi w drzwiach na taras. Niewyraźny, ciemnowłosy kształt.

— Zaraz wracam, Nathalie. Daj mi tylko chwilę — poprosił, znowu pociągając nosem.

— Nie jestem Nathalie.

Adrien zamrugał, żeby odgonić wszystkie łzy i stwierdził, że właścicielką tego łagodnego głosu była Marinette. Dziewczyna stała w drzwiach ze złożonymi przed sobą dłońmi, jakby nie ośmielała się podejść bliżej. Kremowa sukienka służącej była niewiele ciemniejsza niż jej skóra. Ciemne włosy splecione w koronę błyszczały razem z oczami.

— Przyszłaś. — Adrien wydusił z siebie jedyne, co przyszło mu do głowy.

— Przepraszam — powiedziała w tym samym momencie dziewczyna i spuściła głowę.

To jedno słowo wbiło Adriena w ławkę.

— Za co?

Kiedy Marinette podniosła oczy, wydawało mu się, że zaraz to ona wybuchnie płaczem.

— Spotkałam na korytarzu Alyę i wszystko mi opowiedziała — zaczęła dziewczyna. — To moja wina. To ja namówiłam ją i Nino, żebyśmy tu dzisiaj przyszli. Gdybym tego nie zrobiła, twój ojciec by się nie wściekł. Teraz pewnie będziesz mieć z nim kolejne problemy, a to wszystko przeze mnie.

Adrien wpatrywał się w Marinette jak zahipnotyzowany. Czyli to za jej sprawą cała trójka dostała się na jego przyjęcie urodzinowe. W głowie zakręciło mu się albo z wdzięczności, albo od wina.

— Proszę, powiedz coś. — Marinette popatrzyła na niego błagalnie.

— Usiądź. — Adrien wskazał miejsce na ławce obok siebie. — Proszę.

Marinette przesunęła po nim niepewnym spojrzeniem, ale odsunęła się od drzwi i podeszła. Usiadła po prawej stronie Adriena, na najdalszym krańcu ławki. Dłonie położyła sobie na kolanach i zaczęła zaciskać w nich materiał sukni.

— A więc to ty ich tu wprowadziłaś? — spytał chłopak cicho.

— Przecież mówię. — Palce Marinette złapały mocniej za materiał. Sama dziewczyna pochyliła się do przodu. — Proszę cię, jeśli jesteś zły to po prostu powiedz, co masz do powiedzenia i miejmy to już za sobą.

— Nie jestem zły — odparł lekko urażony Adrien.

Przyglądał się uważnie Marinette. Dziewczyna drgnęła i dopiero odwróciła głowę w jego stronę.

— Nie?

— Nie — zapewnił ją. — Dałaś mi najlepszy prezent urodzinowy, jaki mogłem dziś otrzymać. — Pomyślał, że powrót Emilie też byłby miłą niespodzianką, ale niestety niemożliwą. — Bardzo chciałem, żebyście byli obecni, ale ojciec nie pozwolił mi nikogo zapraszać.

— Och — sapnęła Marinette. Wybuchła nerwowym śmiechem i przetarła czoło dłonią. — To mi teraz ulżyło. — Zamarła. — Nie o to chodzi! Bardzo mi przykro, że ojciec nie pozwolił ci zaprosić, kogo chciałeś i...

Przerwał jej śmiech Adriena. Speszona Marinette zamknęła usta i oparła ręce na ławce. Śmiech dobiegł także z tarasu nieopodal, ale Adrien nie uważał, żeby tamten brzmiał szczerze. Jak mogło tak być, skoro Marinette siedziała tutaj, tylko z nim?

Zdawało mu się, że dziewczyna wycofała się i poczuł wyrzuty sumienia. Żałował, że nie ma między nimi takiej swobody jak na jarmarku. Zastanawiał się, czy problemem były przytłaczające zamkowe mury, ludzie w nich siedzący czy on sam.

— Jeśli chodzi o prezenty — podjęła znowu Marinette — mam coś dla ciebie. Ale nie przy sobie, więc musisz dać mi chwilę.

Wstała z ławki z zamiarem opuszczenia tarasu. Adrien złapał ją za nadgarstek i zatrzymał. Marinette odwróciła się w jego stronę i spojrzała ze znakiem zapytania wymalowanym na twarzy.

— Zostań — poprosił. — To może poczekać. Opowiedz mi, jak się tu dostaliście.

Patrzyli na siebie w ciszy przerywanej tylko wybuchami śmiechu nieopodal. W końcu Marinette kiwnęła głową. Adrien puścił ją, a wtedy usiadła obok niego, tym razem nie odsuwając się jak najdalej.

— To był pomysł madame Bustier — przyznała Marinette, kiedy już udało jej się zebrać myśli. — Powiedziała, że brak zaproszenia nie stanowi żadnej przeszkody. Doradziła mi, żebym wpisała się na listę służących, którzy będą pracować dziś w nocy. Wpisałam też Alyę i Nino, oczywiście po porozumieniu z nimi. Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę, ale... nie wyszło do końca tak jak pragnęliśmy.

Adrien wyobraził sobie najpierw jak urocza, rudowłosa istota, którą uwielbiał jako dziecko, zdradza Marinette ten plan. Potem widział oczami wyobraźni konspirujących przyjaciół. Uśmiechnął się pod nosem.

— Nawet jeśli — zaczął ostrożnie Adrien — i tak jestem wam niezmiernie wdzięczny. Mam na myśli również madame Bustier — dodał z uśmiechem, który Marinette odwzajemniła. — Wy nic nie zepsuliście, tylko mój ojciec. W ogóle to gdyby nie on, nie byłoby dziś żadnego problemu, a już na pewno nie tego głupiego przyjęcia!

Ścisnął rękoma brzeg ławki. Marinette wyraźnie się zawahała, przez co na moment zapadła cisza. Adrien wziął głęboki oddech.

— Cieszę się, że przynajmniej teraz możemy tu razem posiedzieć. — Podniósł oczy na Marinette. — Mam nadzieję, że zrozumiesz, kiedy powiem, że wolałbym widzieć cię w Sali nieprzebraną w strój służącej. Może moglibyśmy nawet zatańczyć. — Wzruszył lekko ramionami.

Marinette wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Nawet w ciemności nocy było widać, jak jej policzki zmieniają barwę. Wyglądała, jakby walczyła sama ze sobą.

— Nie wiem jak ty... — powiedziała cicho. Przerwa. Spuściła oczy i odetchnęła. — Słyszę stąd muzykę.

Adrien wsłuchał się w dobiegające z sali dźwięki. Kiedy zaczął ignorować rozmowy i śmiechy, do jego uszu także dotarła przyjemna, niezbyt szybka melodia. Wstał z ławki i wyciągnął dłoń ku Marinette.

— W takim razie — powiedział Adrien — czy zechcesz uczynić mi ten zaszczyt i zatańczyć ze mną, panno Dupain-Cheng? Przepraszam, Marinette.

Z ust dziewczyny uciekł krótki śmiech. Szybko spoważniała. Kiwnęła głową.

— Naturalnie, panie Agreste. Przepraszam, Adrienie — odparła Marinette z figlarnym błyskiem w oku. Chłopak uśmiechnął się.

Dziewczyna wyciągnęła rękę i położyła ją ostrożnie na dłoni Adriena. Jej palce były ciepłe i miękkie, choć pokryte mnóstwem małych skaleczeń. Domyślił się, że to przez szycie. Marinette podniosła się z ławki, a we wnętrzu Adriena coś zamigotało.

Przez drzwi Małej Sali uciekł dźwięk, jakby ktoś zbił pół tony szkła. Odruchowo Adrien odwrócił się w stronę drugiego tarasu i schował Marinette za swoimi plecami. Ludzie zaczęli wybiegać z Małej Sali na dwór – schody z tarasu prowadziły do ogrodu.

— Akuma — powiedzieli jednocześnie Adrien i Marinette. Popatrzyli się i roześmiali, ale było w tym coś nerwowego. Oboje zerkali w stronę drzwi.

Adrien pomyślał, że nim przemieni się w Czarnego Kota, musi znaleźć Marinette bezpieczną kryjówkę. Pokazał jej gestem, żeby podążała za nim. Wybiegli z tarasu i skierowali się w korytarz w lewo, byle dalej od Małej Sali. Ślizgali się po świeżo polerowanej posadzce, ale cierpliwie poruszali do przodu, pozostawiając za sobą hałas.

Od czasu do czasu mijali ich strażnicy, tak pochłonięci biegiem do akcji, że nawet nie zwrócili na nich uwagi. Adrien zaprowadził Marinette do swojej komnaty.

— Zostań tutaj — polecił, otwierając przed nią drzwi. — To moja komnata, czuj się jak u siebie. — Chciał zamknąć drzwi, ale Marinette je przytrzymała.

— Co z tobą? — spytała dziewczyna, wodząc oczami po jego twarzy. Adrien podrapał się po policzku.

— Muszę znaleźć moją opiekunkę — rzucił pierwsze, co mu przyszło do głowy. — Schowam się z nią w komnatach ojca. Może jego też odnajdziemy.

Czekał, czy dziewczyna nie zaprotestuje, że nie chce być zostawiona sama sobie, kiedy blisko czyha niebezpieczeństwo, ale ona nie wydawała się zła. Przyjęła to z cichym westchnieniem.

Adrien nie chciał odchodzić, ale wiedział, że obowiązek go wzywa. Przytrzymywał drzwi i przyglądał się Marinette, myśląc, co jeszcze mógłby powiedzieć.

— My to mamy szczęście, nie? — zagadnął. — Już drugi raz, kiedy zostaliśmy na dłużej sami, zjawiła się akuma. — Uśmiechnął się krzywo. Marinette to odwzajemniła, ale Adrienowi wydało się, że spogląda nań z pewnym zniecierpliwieniem. Westchnął. Naprawdę powinien już iść. — Do zobaczenia. Później się spotkamy.

— Oczywiście.

Nie był pewien, które z nich zamknęło drzwi. Teraz, gdy ten ważny krok został przedsięwzięty, należało w końcu się przemienić.

***

Biedronka wylądowała na ugiętych nogach na dachu, kilka pięter ponad Małą Salą. Czarny Kot obserwował ją z cienia, kiedy zamierzała zeskoczyć na taras. Bezszelestnie pojawił się koło niej.

— Poczekaj.

Dziewczyna podskoczyła.

— Tyle razy ci mówiłam, żebyś mnie tak nie straszył!

— Nie mogę się powstrzymać. — Czarny Kot uśmiechnął się szeroko. Biedronka fuknęła pod nosem. — Uwielbiam cię denerwować.

— Na co mam czekać?

— Chcę się podzielić moimi obserwacjami — wyjaśnił i wskazał dłonią na taras.

Biedronka skrzyżowała ramiona i pochyliła się w stronę chłopaka z półuśmiechem.

— Czyli w końcu wziąłeś sobie moje rady do serca i nauczyłeś się obserwować zamiast bezmyślnie rzucać się do walki? Jestem dumna z moich metod wychowawczych.

Gdy znalazła się tak blisko, wzrok Czarnego Kota sam przesunął się na jej usta. Od razu przypomniał sobie o tym, co podsłuchał w pałacu. Od Dnia Miłości Władca Ciem łaskawie zrobił bohaterom kilka dni wolnego i nie wysyłał akumy aż to tej nocy. Co za tym szło, spotkali się po raz pierwszy od walki z Mrocznym Amorem.

— Dlaczego tak na mnie patrzysz? — spytała podejrzliwie Biedronka.

— To nic takiego.

Cały czas łudził się, że Biedronka nawiąże do tego pocałunku, którego nie dane mu było zapamiętać, bo sam nie miał odwagi rozpocząć tej rozmowy. Najwyraźniej przeliczył się. Wydawało mu się, że dziewczyna ucieka przed jego wzrokiem, ale o tamtym wydarzeniu nie wspomniała nawet słowem.

Czarny Kot westchnął. Przecież nie miał pewności, że pocałunek był prawdziwy. Wiadomość o nim przechodziła z ust do ust. Każdy mógł przekręcić parę faktów lub dodać coś od siebie. Tym bardziej nie on powinien o to pytać.

— Więc co zaobserwowałeś? — zapytała Biedronka po odchrząknięciu.

Chłopakowi zdarzało się zapominać, że nie przemieniał się w Czarnego Kota dla samych spotkań z Biedronką, ale by walczyć z ofiarami akum. Zakłopotany pomasował się po karku.

— Złoczyńca ma mandolę — zaczął. — Kiedy na niej gra, chyba może hipnotyzować ludzi. Zajrzałem do sali, kiedy tych, którzy nie zdołali uciec, zmuszał do tańca w kręgu i wypytywał, gdzie jest Gabriel Agreste.

— Czyli nie ma go tam? — Biedronka opierała ręce na biodrach i patrzyła na zalany światłem taras pod sobą. Wyglądała, jakby kalkulowała w głowie.

— Nie — potwierdził Czarny Kot. Miał nadzieję, że dziewczyna nie słyszała tego drżenia w jego głosie. Był wściekły na ojca, ale chciał, by był bezpieczny. A Gabriel zniknął.

— Co z jego synem?

Czarnego wpatrzył się z zaskoczeniem w profil Biedronki, ale ona nie odwróciła głowy.

— Jego też nie ma.

Dziewczyna powoli pokiwała głową.

— Musimy się zabezpieczyć, żeby złoczyńca nie mógł zahipnotyzować też nas — zmieniła temat. — Myślisz, że umiemy porozumiewać się bez słów?

Wreszcie odwróciła głowę ku Czarnemu Kotu z tajemniczym uśmiechem, który mówił: mam plan. Chłopaka to już nawet nie dziwiło. Biedronka zawsze miała plan.

— Przekonajmy się.

Bez dalszej zwłoki wpadli do jednej z komnat przez otwarte okno. Biedronka znalazła tam świecę, która niedawno musiała się palić. Wosk przestygł nieco, ale wciąż pozostawał lepki i plastyczny. Pomogła Czarnemu Kotu zalepić uszy. Zapytała go o coś, ale on nic nie słyszał. Nie potrafił też wyczytać nic z ruchu jej warg.

— Chyba działa — powiedział głośno, bo nie słyszał swojego własnego głosu.

Biedronka, szczęśliwa, że jej pomysł się sprawdził, poklepała go po ramieniu i wzięła się za zalepianie swoich uszu. Kiedy skończyła, na migi poprosiła partnera, by coś powiedział. Nic nie słyszała, więc kiwnęła głową zadowolona. Pokazała Czarnemu Kotu, by wyszli, tak jak weszli.

Chłopak czuł się niepewnie, kiedy jeden ze zmysłów został mu odebrany. Polegał na wyostrzonym przez miraculum słuchu aż do teraz. Gdyby tylko ktoś chciał się zakraść do nich od tyłu, nie musiałby się szczególnie starać. Postanowił jednak zaufać Biedronce i swojemu wzrokowi, który przynajmniej pomagał mu widzieć w ciemności.

Ustawili się przy drzwiach z tarasu do Małej Sali, Biedronka po lewej stronie, Czarny Kot – po prawej. Dyskretnie zajrzeli do środka. W kręgu stworzonego z wirujących w tańcu par stał, Czarny Kot od razu domyślił się, że to on, zaakumatyzowany Nino. Jego strój kelnera został przeobrażony w kostium łudząco podobny do tego, który zakładał jako minstrel, z tą różnicą, że cały był czarny. Wyróżniało się tylko białe pióro przy czapce.

Złoczyńca pociągał za struny opalizującej w świetle mandoli i wykrzykiwał do tańczących przez wykrzywione usta. Cały taniec wyglądałby niewinnie, gdyby nie wyczerpanie i panika na twarzach ludzi. Prawdopodobnie obracaliby się tak, aż wszyscy po kolei zaczęliby padać ze zmęczenia.

Czarnego Kota coś złapało za serce. Czuł się winny tego, że jego przyjaciel padł ofiarą akumy. Nie powinien go wtedy zagadywać, tylko uśmiechnąć się i podziękować za przyjście przy innej okazji. Wtedy Gabriel by się o niczym nie dowiedział i nie byłoby problemu.

Przynajmniej ojciec nie padł ofiarą akumy. Czarny Kot nie potrafiłby z nim walczyć.

Spojrzał na Biedronkę. Wzięła głęboki oddech i skinęła mu głową. Z jej oczu wyczytał wszystkie polecenia. Odpiął od pasa laskę, ona – jo-jo i razem wpadli do sali.

Złoczyńca machnął ręką na tańczących, zapewne zakazując im przerywać i spojrzał na przygotowanych do walki bohaterów. Jego wargi poruszyły się, a potem szarpnął za struny swojej mandoli. Czekał przez chwilę, po czym popatrzył w niedowierzaniu to na instrument, to na bohaterów. Krzyknął do nich.

Czarny Kot rozłożył bezradnie ręce. Spojrzał kątem oka na Biedronkę – uśmiechała się i kręciła przed sobą jo-jo. Złoczyńca nakazał tańczącym rozstąpić się przed nim. Kiedy powolnym krokiem szedł ku oczekującym go bohaterom, odłamał gryf od pudła rezonansowego mandoli i wyrzucił je w górę. W powietrzu zmieniły się kolejno w miecz i tarczę.

Tego Biedronka nie przewidziała.

Gdy instrument zamienił się w rynsztunek, tańczący zatrzymali się. Wszyscy chwiali się na nogach, dyszeli ciężko i łapali za serca. Biedronka dała Czarnemu Kotu kilka znaków, które od razu zrozumiał. On zajmie się złoczyńcą, a ona ludźmi. Nie miał ochoty na walkę wręcz z przyjacielem, ale nie było innego wyjścia. Na samym początku ich przygody zobowiązał się chronić partnerkę.

Nie zamierzał sięgać po miecz. Wydłużył swoją laskę z nadzieją, że magia pozwoli jej przetrwać w starciu z bronią przeciwnika. Władca Ciem naprawdę powinien przestać wyposażać swoje ofiary w śmiercionośne ostrza.

Złoczyńca natarł najpierw na Biedronkę. Dziewczyna cofnęła się o krok, zasłaniając się rozpędzonym jo-jo. Czarny Kot wpadł między nich i zablokował cios. Ręką dał Biedronce znak, że ją osłania i żeby się pospieszyła.

Dziewczyna odbiegła w bok. Złoczyńca próbował ją gonić, ale Czarny Kot stanął mu na drodze. Była to dziwna walka, której brakowało charakterystycznego szczękania broni. Ostry miecz ześlizgiwał się po walcowatej lasce. Przeciwnicy krążyli wokół siebie. Czarny Kot cały czas starał się odwracać uwagę od ewakuowanych przez Biedronkę ludzi. Stopniowo wszyscy znikali za drzwiami, niektórzy wspierający się na ramieniu bohaterki, ledwie posuwając zmęczonymi starymi nogami.

Czarny Kot żałował tego jednego kielicha wina. Odnotował w pamięci, by nie powtórzyć tego błędu, który teraz osłabiał jego zdolności do walki.

Rozproszył się, patrząc na dziewczynę. Złoczyńca wykorzystał okazję, pchnął go tarczą, a potem kopnął w brzuch. Bohater poleciał na stół. Strącił z niego szkła, które rozbiły mu się pod nogami. Laska potoczyła się w bok, ale wciąż nie chciał dobyć miecza.

Złoczyńca stanął nad nim, gotowy do zadania ciosu. Czarny Kot spojrzał na Biedronkę, która wyprowadzała przez drzwi ostatnie osoby. Przypomniał sobie, że nie tylko on był w tej sali bez słuchu.

— Nino! — krzyknął niezamierzenie głośno – nie potrafił modulować swojego głosu, gdy go nie słyszał. — Wystarczy!

Złoczyńca zatrzymał się na dźwięk swojego prawdziwego imienia. Zniżył miecz i tarczę i wpatrzył w Czarnego Kota. Bohater w tym czasie podciął mu nogi, kopnął miecz, który złoczyńca wypuścił z rąk, gdy upadał na podłogę, i pobiegł zebrać z podłogi swoją laskę.

Wybacz, Nino, zdążył tylko pomyśleć. Co za szczęście, że ofiary akum niczego nie pamiętają.

Biedronka zamknęła drzwi za uciekającymi i stanęła u boku Czarnego Kota z wyciągniętym jo-jo i kiwnęła głową na znak, że wykonała swoje zadanie. Złoczyńca zdążył się podnieść, stanął naprzeciw bohaterów.

Czarny Kot wiedział, że Biedronka nie jest za przedwczesnym używaniem mocy, bo po tym zostaje im niewiele czasu do przemiany zwrotnej i jeśli szybko nie pokonają przeciwnika, zaryzykują ujawnienie tożsamości. Jednakże był już ogromnie zmęczony tym dniem i nie chciał wydłużać walki z przyjacielem ani o minutę.

Naśladując, jak to zawsze robi Biedronka, złożył dziewczynie niemą prośbę, by użyła Szczęśliwego Trafu. Ona spojrzała na zmierzającego w ich stronę złoczyńcę spod przymrużonych powiek, po czym zgodziła się. W jej ręce wpadła pęseta.

Zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu, zapewne szukając rozwiązania układanki. Wtedy Czarny Kot przypomniał sobie, że nie przemyśleli tego, jak porozumieją się w kwestii Szczęśliwego Trafu.

Biedronka spojrzała do niego z tym błyskiem w oku, który oznaczał, że już wie, co robić. Wykonała gest, jakby grała na mandolinie. Chłopak nie miał czasu się nad tym zastanowić, bo złoczyńca znowu zaatakował. Czarny Kot odepchnął go w głąb sali i stracił Biedronkę z oczu.

Wymieniał uderzenia ze swoim przyjacielem i spychał go coraz bliżej ściany. Po chwili poczuł, jak coś okręca się wokół niego i zaraz został pociągnięty kilka metrów do tyłu. Laska znowu wypadła mu z ręki.

Znalazł się koło Biedronki, która postukała się w uszy. Zobaczył, że nie ma już w nich śladu po wosku. Nagle zrozumiał, o co chodziło jej z graniem na mandoli. Chciał sam wyciągnąć wosk i wskazał na pęsetę w jej dłoni, ale dziewczyna powtrzymała go kręceniem głową.

Biedronka odwróciła się do złoczyńcy i powiedziała coś w jego stronę. Ten uśmiechnął się półgębkiem i kiedy rzuciła się do niego biegiem, podrzucił miecz i tarczę, które w powietrzu złączyły się i zlały w jedną mandolinę. Ledwie znalazła się w jego rękach, Biedronka wpadła na niego i także złapała za instrument. Siłowali się między sobą. Każdy ciągnął w swoją stronę.

Och, czyli o to chodziło.

Czarny Kot przywołał kotaklizm. Kiedy tylko złoczyńca to usłyszał, kopnął Biedronkę w kolano, które wygięło się nienaturalnie. Dziewczyna puściła mandolinę i wrzasnęła tak głośno, że jej krzyk, głośny dla niego jak szept, dotarł do Czarnego Kota. Dla złoczyńcy było już jednak za późno. Bohater znalazł się obok niego i zaraz instrument rozpadł się w pył.

Złoczyńca zamarł w miejscu. Czarny Kot dopadł do Biedronki, ale ona odgoniła go gestem. Łzy bólu same wypływały jej z oczu. Sięgnęła do pasa po pęsetę, którą wcześniej tam wcisnęła i wyrzuciła ją w górę. Przedmiot zmienił się naprawiające wszystko magiczne biedronki.

Złapała akumę i oczyściła ją. Czarnemu Koty chwilę zajęło zrozumienie, że naprawdę słyszy głos dziewczyny. Dotknął uszu. Wosk zniknął. Na ziemi Nino siedział już w zwykłym ubraniu i rozglądał się zdezorientowany.

— Wszystko w porządku? — spytał Czarny Kot Biedronkę, kiedy spełniła już wszystkie swoje powinności.

Dziewczyna kiwnęła głową. Mimo że ból minął, jej oczy wciąż były lekko zamglone.

— Tak, już tak — powiedziała. Brzmiała na wyczerpaną. — Władca Ciem musiał przypuścić atak w środku nocy, bo chyba uznał, że brak walki od czasu Dnia Miłości to zbyt wiele — wetchnęła.

Czarny Kot pomyślał, że to idealny moment, by spytać o tamten pocałunek, ale nie potrafił sformułować sensownej wypowiedzi nawet w głowie. Poza tym na podłodze koło nich siedział Nino. Nie chciał, by ktoś inny przysłuchiwał się takiej rozmowie. Kolczyki Biedronki przypomniały dziewczynie, że pora się wycofać.

— Muszę iść. Proszę, zajmij się nim. — Wskazała na Nino. Wymienili z Czary Kotem swoje szybkie zaliczone. — Dobranoc, chłopaki. — Pomachała im i wybiegła na taras.

Nino wzdychał ciężko z twarzą schowaną w dłoniach.

— Hej — odezwał się Czarny Kot. Kucnął koło chłopaka. — Już po wszystkim. Teraz jesteś bezpieczny.

— Nie o to chodzi. — Nino pokręcił głową. Odsunął dłonie od twarzy. — Widzisz, co tu się wydarzyło? Zniszczyłem urodziny mojego przyjaciela. A przynajmniej uważał mnie za niego do dzisiaj.

Czarny Kot przygryzł usta. Nie chciał, żeby wszyscy po kolei obwiniali się za zepsucie jego urodzin. One od początku były skazane na porażkę.

— Jestem pewien — zaczął ostrożnie, bał się mówić zbyt wiele, żeby się nie zdradzić — że twój przyjaciel postrzega całą sytuację inaczej, niż sobie wyobrażasz.

— Nie możesz tego wiedzieć.

— Mogę. — Wyszczerzył się Czarny Kot. — Koty mają dziewięć zmysłów, a jednym z nich jest czucie takich rzeczy.

Nino uniósł brwi.

— A to nie było dziewięć żyć?

Pierścień Czarnego Kota dał znak, że i on wkrótce się przemieni. Obiecał sobie, że jako Adrien wyjaśni wszystko z Nino przy najbliższej okazji.

— Mogą być i życia. — Podniósł się z kucek. Nino zrobił to samo. — Przydałyby mi się. Do zobaczenia.

Wypadł na taras, a zaraz potem dostał się na dach. Musiał jeszcze coś sprawdzić.

***

— Szukałem cię. — Adrien wślizgnął się przez uchylone ciężkie drzwi do Małej Sali. — Dlaczego nie zostałaś w mojej komnacie?

Marinette odwróciła się na dźwięk jego głosu i przycisnęła do piersi pakunek w brązowym papierze przewiązany zieloną wstążką. W pomieszczeniu było już znacznie ciemniej. Większość świec została zgaszona przez służących. Przyjęcie skończyło się wraz z atakiem, ale jeszcze nikt nie kwapił się do sprzątania.

— Przepraszam. Słyszałam, że już po wszystkim — zaczęła się tłumaczyć dziewczyna. — Nie wiedziałam, czy po mnie przyjdziesz, więc zaszłam na chwilę do siebie, a potem sama poszłam cię szukać.

— Oto jestem. — Adrien rozłożył ręce z uśmiechem. — Cieszę się, że nic ci nie jest.

— Wzajemnie — odparła. — Przyjęcie chyba się skończyło.

— Chyba tak.

Zapadła cisza. Adrien podszedł bliżej Marinette i przez chwilę stali w milczeniu na środku parkietu. Dziewczyna spojrzała na pakunek w swoich dłoniach i wyciągnęła go w stronę Adriena.

— Proszę — powiedziała nieśmiało. — Wszystkiego najlepszego, Adrienie.

Zaskoczony chłopak przyjął prezent z jej lekko drżących rąk. Rozpakował go i po chwili trzymał zielony szalik, który pasował do jego oczu. Przesunął palcami po miękkiej wełnie. Ręce, które go zrobiły, musiały być bardzo wprawne, bo splot był idealny. Uświadomił sobie, że te ręce musiały należeć do Marinette.

Popatrzył na dziewczynę, która wyglądała, jakby w każdej chwili miała zemdleć. Uśmiechnął się do niej i owinął sobie szalik wokół szyi. Teraz dni miały stawać się coraz cieplejsze, ale gdy tylko przyjdzie jesień, z pewnością nie będzie się z nim rozstawał.

— Wiem, że to nic wielkiego...

— Dziękuję, Marinette — przerwał jej Adrien — To wspaniały prezent.

Co nastąpiło dalej, nie do końca tak sobie wyobrażał, ale może to nawet lepiej. Czasami warto wyjść ze strefy wyobrażeń, bo rzeczywistość może się okazać znacznie piękniejsza. Nie zawsze, ale jednak.

— To jak? — zagadnął Adrien. — Może teraz nic nam nie przerwie, jeśli będziemy chcieli zatańczyć.

Niebieskie oczy Marinette błyszczały w półmroku. Rozejrzała się dokoła, jakby chciała upewnić się, że nikt ich nie widzi ani nie słyszy. Znowu spojrzała Adrienowi w twarz, ale prędko uciekła wzrokiem. Jej policzki pociemniały.

— Nie ma muzyki — powiedziała cicho.

— Poradzimy sobie. — Adrien wzruszył ramionami. — Ponowię więc moją prośbę. Panno Dupain-Cheng, czy zechcesz zatańczyć ostatni taniec tej nocy ze mną? — Wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny, a ona położyła na niej swoją.

— Skoro pan nalega, panie Agreste. — Westchnęła teatralnie, ale nawet to nie było w stanie zamaskować jej uśmiechu.

Adrien przysunął Marinette do siebie. Położył rękę na jej talii, ona swoją na jego ramieniu. Złączone dłonie trzymali w górze. Adrien wyraźnie czuł bijące od dziewczyny ciepło.

Początkowo kołysali się powoli w rytm muzyki, którą słyszeli tylko oni. Wkrótce wirowali jak szaleni, śmiejąc się do rozpuku i potykając się co jakiś czas. Adrien obracał Marinette pod swoim ramieniem, prowadził ją po całej sali.

Pomyślał, że może jednak te urodziny nie były takie złe. Mimo paru nieprzyjemnych sytuacji zrozumiał, że owszem, stracił matkę, tracił ojca, ale wciąż byli ludzie, którym na nim zależało.

Adrien i Marinette zwolnili i znowu kołysali się wolno, stawiając kroki tak drobne, jakby w ogóle nie odrywali stóp od podłogi. Adrien zastanawiał się, kiedy cisza stała się jego ulubioną muzyką.

***

I tym sposobem połowa pierwszej Księgi jest już za nami. Jak wasze odczucia na tym półmetku?  Chętnie poczytam o waszych wrażeniach, uwagach, czy nawet odpowiem na ewentualne pytania (jeśli to nie będzie coś, co celowo teraz jest niezrozumiałe, bo wyjaśnia się później). W drugiej połowie bądźcie gotowi na trochę angstu. Ale tylko trochę, taki przedsmak tego, co będzie działo się potem ;)

W tym miejscu chciałabym jeszcze napisać, jak miło mi jest widzieć, że ktoś rzeczywiście czyta tę historię, wraca do niej, kiedy pojawiają się kolejne rozdziały. Wszelkie powiadomienia zawsze robią mi dzień, więc, Czytelniku, dziękuję, że śledziłeś losy bohaterów aż dotąd!  To niesamowite uczucie - bycie czytaną <3

Jeśli kolejny tydzień studiów mnie nie wykończy, do następnego,

M.

Continue Reading

You'll Also Like

64.1K 3.6K 200
02.09.2020- 3 #star 19.10.2020 -6 #starwars 03.11.2020-1 #amidala 03.11.2020-1 #sorgana 09.11.2020-5 #starwars 11.11.2020-1 #wojnyklonów 12.11.2020-1...
3.8K 154 13
Wszystko w środku, zapraszam :3 🪵 - zapisy 𝐨𝐭𝐰𝐚𝐫𝐭𝐞, RP 𝐧𝐢𝐞𝐫𝐨𝐳𝐩𝐨𝐜𝐳𝐞̨𝐭𝐞 🪶 - zapisy 𝐨𝐭𝐰𝐚𝐫𝐭𝐞, RP 𝐫𝐨𝐳𝐩𝐨𝐜𝐳𝐞̨𝐭𝐞 🐾...
10K 405 49
Severus spokojnie uczy w Hogwarcie. W tym roku do szkoły ma przyjść słynny Harry Potter. Jednak dzień przed rozpoczęciem roku Dumbledore posyła go po...
23.2K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...