GODS AND MONSTERS • MIRACULOU...

Bởi -brzuchatek-

3.8K 362 1.3K

❝Sława jest niebezpieczna. Im bardziej ludzie cię kochają, z tym większym hukiem potem upadasz. ❞ Wiele... Xem Thêm

𝐏𝐑𝐎𝐋𝐎𝐆
『 KSIĘGA I - OBROŃCY 』
I. WYBRAŃCY
II. DRUGA SZANSA
III. PRZYJACIEL Z PRZYPADKU
IV. PARYŻ NIGDY NIE ŚPI
V. WRAŻLIWE SERCE ARTYSTY
VI. POWIDOKI
VII. SPOSÓB NA SZCZĘŚCIE
IX. KAPŁANKA
X. BRZMIENIE CISZY
XI. U ŹRÓDŁA
XII. SZTUKA WALKI O SIEBIE
XIII. MAŁY SPRAWDZIAN ZAUFANIA
XIV. POWROTY BARDZIEJ I MNIEJ POŻĄDANE
XV. SAMOTNOŚĆ DZIELONA NA DWOJE
XVI. DWIE KRÓLOWE, JEDEN TRON
XVII. CO Z OCZU, TO Z SERCA
XVIII. MARY
XIX. WSZYSTKO IDZIE NIEZGODNIE Z PLANEM
XX. NOWY GRACZ NA PLANSZY
『 KSIĘGA II - ŚWIĘCI 』
𝐈. MUZY
𝐈𝐈. ŻYCZENIA A POWINNOŚCI
𝐈𝐈𝐈. ZDERZENIA Z RZECZYWISTOŚCIĄ
𝐈𝐕. RODZINNY SKARB
𝐕. TEMPERATURA WRZENIA
𝐕𝐈. W CENTRUM CHAOSU
𝐕𝐈𝐈. CENA ZWYCIĘSTWA
𝐕𝐈𝐈𝐈. POWODY DO ŚWIĘTOWANIA
𝐈𝐗. NIEPROFESJONALNE BIURO ŚLEDCZE
𝐗. POWAŻNE ZAMIARY
𝐗𝐈. OPOWIEŚĆ O NIEBIESKICH OCZACH
𝐗𝐈𝐈. DYM, KTÓRY NIE CHCE SIĘ ROZWIAĆ
𝐗𝐈𝐈𝐈. RELIKT PRZESZŁOŚCI
𝐗𝐈𝐕. WIECZNE NIENASYCENIE
𝐗𝐕. OCALAŁY
𝐗𝐕𝐈. PORA ODPŁYWU
𝐗𝐕𝐈𝐈. ODKRYCIA MAŁE I DUŻE
𝐗𝐕𝐈𝐈𝐈. WDZIĘCZNOŚĆ I DUMA
𝐗𝐈𝐗. ROZPRZESTRZENIENIE ZARAZY
𝐗𝐗. DWA SERCA ZŁAMANE ZA JEDNYM ZAMACHEM
𝐗𝐗𝐈. OSTATNI TANIEC
𝐗𝐗𝐈𝐈. KOŃCOWA NUTA
『 KSIĘGA III - HERETYCY 』
I. JUTRZENKA
II. PRZESILENIE
III. GOŚCIE

VIII. W KAŻDEJ LEGENDZIE JEST ZIARNO PRAWDY

80 9 36
Bởi -brzuchatek-

Promienie słońca wpadały do sypialni Adriena przez wąską szparę między zasłonami. Wędrowały powoli po pościeli i w końcu padły na śpiącego koło swojego wybrańca Plagga. Kwami otworzył oczy i z irytacją osłonił je łapką przed słońcem. Był gotów złorzeczyć każdemu, kto je stworzył, ale w porę przypomniał sobie, że miał w tym udział.

Plagg przeleciał nad głową Adriena, by schować się w jej cieniu. To drobne poruszenie wybudziło chłopaka z lekkiego snu. Usiadł na łóżku, przeciągnął się leniwie i wpatrzył w szafki z ciemnego drewna przed sobą. Przez chwilę nie mógł sobie przypomnieć, o czym tak intensywnie myślał przed snem, dlaczego przekręcał się z boku na bok i nie mógł zasnąć.

Przetarł oczy i spojrzał na Plagga, jakby ten potrafił udzielić mu odpowiedzi i wcale nie spał smacznie, podczas gdy Adrienem targały rozterki. Nagle przypomniał sobie. Wyskoczył z pościeli już kompletnie rozbudzony. Sięgnął po leżący na fotelu zielony szlafrok i zaczął go zakładać w zastraszającym tempie, jakby wstąpiła w niego nowa energia, której nie wykazywał nawet jako Czarny Kot.

— To już ten dzień, Plagg — powiedział, niemalże się śmiejąc. — To już ten dzień.

Kiedy biegał po sypialni tam i z powrotem, wyglądał jak mały chłopiec. Szukał pantofli, grzebienia, rozsuwał zasłony w oknach. Ogarnięty radością i podekscytowaniem, w ogóle nie przypominał młodego mężczyzny, który już wkrótce miał skończyć dziewiętnaście lat.

— Dziś będzie dostawa sera? — spytał Plagg zaspanym głosem. Nawet nie próbował nadążyć za chłopakiem. Przycupnął na oparciu fotela i obserwował, co jakiś czas kręcąc głową.

— A ty jak zwykle tylko o jednym — westchnął Adrien. Trzeba Plaggowi przyznać, że udało mu się go uspokoić. — Zgaduj dalej. Mówiłem ci o moim planie nieraz.

— Mówisz mi bardzo dużo rzeczy, dzieciaku — odparł Plagg ze wzruszeniem małych ramion. — Czasami nawet więcej niżbym chciał.

Adrien rzucił mu urażone spojrzenie. Znowu niczym mały chłopiec fuknął, skrzyżował ramiona na piersi, odszedł w stronę okna i odwrócił się plecami do kwami. Nie wytrzymał długo i wrócił się do fotela, na którym siedział Plagg. Rozłożył ręce.

— Plagg — powiedział — przecież dziś jest Dzień Miłości!

— Aha. — Kwami podrapał się po głowie. — A to znaczy..?

Chłopak spojrzał na niego załamany. Opadł na miękki fotel, a wtedy Plagg usiadł mu na kolanie.

— Nigdy nie słuchasz? — spytał Adrien. Kwami przewrócił oczami.

— Och, dajże spokój. Przecież się z tobą droczę. Przyjemnie jest cię czasem pomęczyć.

Adrien podrapał go między uszami. Wstał z fotela i znowu podszedł do okna. Nie potrafił usiedzieć w miejscu. Kiedy oparł się łokciami o parapet, kwami usiadł na jego ramieniu.

— Naprawdę chcesz jej powiedzieć? — upewnił się Plagg.

— Nie przychodzi mi do głowy lepsza ku temu okazja. — Adrien rysował palcem niewidzialne wzorki na parapecie. — Uważasz, że to zły pomysł?

— Tego nie powiedziałem. Nie jestem odpowiednią osobą do doradzania w tej kwestii. Bardziej przydałaby ci się pomoc Barkk.

Adrien wiedział, że to głupie, ale po odejściu Emilie przez długi czas czuł do bogini miłości urazę. Niczym jej się nie naraził, by zasłużyć na brak jakiejkolwiek formy tego uczucia w życiu. Teraz wszystko się zmieniło.

Odsunął się od parapetu. W nocy udało mu się w końcu zasnąć z postanowieniem wyznania swoich uczuć Biedronce, ale teraz, po wybudzeniu, wszystkie wątpliwości wróciły. Jego pewność siebie była jak morze – miała swój czas na przypływy i odpływy.

Wyszedł do komnaty dziennej. Usiadł przy pianinie i zaczął uderzać w przypadkowe klawisze, jakby mogło mu to pomóc. Zerknął na stolik przy szezlongu, na którym leżały kartki papieru, kałamarz i pióro.

— Może powinienem napisać jej wiersz — myślał głośno. Mówił raczej do siebie niż do Plagga.

Kwami stwierdził, że nie zna się na poezji i położył koło kałamarza. Adrien usiadł z westchnieniem przy stoliku. Zamoczył końcówkę pióra w atramencie. Trzymał je nad kartką tak długo, aż zostawiło na niej kilka pokaźnych kleksów. Pisał kilka wersów, potem je skreślał i tak w kółko. W końcu odłożył pióro na dobre, zgniótł kartkę w kulkę i rzucił nią przez pokój.

— Żaden ze mnie poeta, Plagg — westchnął i oparł brodę na oparciu szezlonga.

— Nikt nigdy nie powiedział, że nim jesteś. — Plagg wzruszył ramionami. Adrien posłał mu mordercze spojrzenie, na widok którego kwami się roześmiał. — Za dużo o tym myślisz.

Adrien poderwał się i rozłożył bezradnie ramiona.

— Nic na to nie poradzę!

— Owszem, poradzisz. — Kwami podleciał tuż przed twarz swojego właściciela i powtrzymał go tym samym przed krążeniem po pokoju. — Twój problem polega na tym, że chcesz, żeby wszystko było idealne, przez co komplikujesz sobie życie. Najprostsze słowa kryją w sobie najwięcej mocy, więc albo opiszesz jej włosy setką epitetów i dziesiątkami porównań, albo powiesz, że ci na niej zależy bardziej niż na kimkolwiek innym. Bo zależy, prawda?

— Tak! Bogowie, oczywiście, że tak!

Plagg roześmiał się i klasnął łapkami.

— Masz szczęście, bo jeden bóg właśnie lata ci przed nosem i każe ci wziąć się w garść, zanim ktoś ci ją sprzątnie sprzed nosa.

W Adriena ponownie wstąpiła energia, z którą się obudził. Podczas przemówienia Plagga cały czas kiwał głową z entuzjazmem.

— Masz rację — przyznał. — Dziękuję, Plagg. Normalnie chyba zaraz cię ucałuję.

Kwami skrzywił się, wystawiając język. Cofnął się.

— Litości — poprosił, wywołując śmiech Adriena. — Pocałunki zostaw dla swojej ukochanej, a mi oszczędź cierpienia.

Chłopak zakręcił się wokół własnej osi, pochłonięty wyobrażeniami tego, co mogła mu przynieść przyszłość. Nawet całkiem niedaleka, bo jego życie mogło odmienić się już dzisiaj.

Wyobraził sobie potajemne schadzki, które mogliby odbywać gdzieś wysoko, gdzie nikt by ich nie zobaczył, o oglądaniu gwiazd z Łuku Triumfalnego, gdzie nie byłoby już wypełnianej ciszą wolnej przestrzeni między nimi. I może, kiedy pokonaliby Władcę Ciem i odebrali mu miraculum, zdjęliby przed sobą maski i już nigdy nie musieliby milczeć.

Wiedziony tymi przyjemnymi myślami, Adrien podszedł do drzwi prowadzących na korytarz. Był gotowy zacząć działać choćby teraz, by jego marzenia jak najszybciej się ziściły. Nie wiedział, jak znajdzie Biedronkę. Po raz pierwszy naprawdę liczył na atak akumy, nawet w tak piękne święto. Jeśli nie, cały dzień i całą noc będzie czekać na nią na Łuku Triumfalnym z nadzieją, że zjawi się podczas swojej kolejnej bezsennej nocy.

Usłyszał nad sobą chrząknięcie Plagga. Spojrzał na kwami pytająco.

— Mógłbyś się chociaż ubrać — podpowiedział.

Adrien spojrzał na siebie. Całkowicie zapomniał, że wciąż był w koszuli nocnej i szlafroku. Prawda, nie mógł tak wyjść na korytarz. Nie chciał prowokować ojca. Jedna poważna rozmowa to dużo jak na jeden miesiąc.

— Racja — przyznał i skierował się do sypialni, by stamtąd przejść do garderoby.

— I błagam cię — Plagg wzniósł oczy do sufitu — nie psujmy tej pięknej ludzkiej tradycji i zacznijmy dzień od śniadania. Wyznawanie miłości z pustym żołądkiem jest szalenie niezdrowe.

***

Dzień Miłości jeszcze nigdy nie wydawał się Marinette równie przygnębiający. Kiedy wróciła z pracowni madame Bustier, usiadła na swoim łóżku i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Wieczorem jej rodzice zamierzali wyjść razem na miasto. Alya umówiła się z Nino już trzeci raz w ciągu tygodnia. Inny z jej pomysłów był daleko na morzu.

Marinette miała wśród służby wielu znajomych, ale z żadnym nie chciała się teraz widzieć. Pewnie spędziłaby resztę dnia na wzdychaniu i myśleniu, że jedyna osoba, z którą naprawdę pragnęła spędzić ten dzień, była poza zasięgiem, gdyby w mieście nie rozbrzmiały dzwony alarmowe.

Przemieniona w Biedronkę, przyglądała się, jak chłopak w postrzępionej długiej, czarnej szacie wznosił się na krwistoczerwonych skrzydłach nad ulicą i strzelał do zakochanych z łuku. Oczy jak dwa rubiny, osadzone głęboko w trupiobladej twarzy, łypały groźnie na otoczenie. Chłopak wyglądał jak karykatura postaci na kartkach sprzedawanych w Dzień Miłości. Nie bożek miłości a demon śmierci.

Usta postrzelonych zabarwiały się na czarno, a nienawiść zastępowała miłość w ich sercach. Odpychali swoich ukochanych, nie szczędząc obelg, deptali kwiaty i wrzucali podarunki do Sekwany.

Biedronka zacisnęła dłoń na jo-jo. To, że w tym roku nie cieszyła się z Dnia Miłości, nie sprawiało, że pragnęła, by inni czuli się jak ona.

Chłopak, który obwołał się Mrocznym Amorem przeleciał koło budynku, na którego dachu przyczaiła się Biedronka. Dziewczyna zamachnęła się jo-jo, które zahaczyło o strzały i wyciągnęło je z jego kołczana. Upadły na ziemię, ale nie połamały się. Ludzie odskoczyli z krzykiem.

Z początku była do niej uprzedzona, ale Biedronka szczerze lubiła swoją broń. Niepozorne jo-jo zachowywało się jak żywe stworzenie połączone z jej umysłem. Gdy wyobrażała sobie, co powinno zrobić, dokładnie to robiło, nawet jeśli było to niezgodne z prawami natury.

Mroczny Amor obrócił się gwałtownie w powietrzu. Chciał wycelować strzałę w stojącą na dachu Biedronkę, ale kiedy sięgnął do kołczana, ten okazał się pusty.

— No proszę — powiedział do dziewczyny, która nie spuszczała z niego oczu, kręcąc jo-jo, aż zaczęło przypominać tarczę. — Właśnie się zastanawiałem, kiedy cię znajdę.

— Niespodzianka. To ja znalazłam ciebie.

Mroczny Amor zmrużył oczy i rozejrzał się po dachach.

— Gdzie twój ukochany? — spytał ze złośliwym uśmiechem.

— Nie mam ukochanego — odparła szybko Biedronka. — Nie wiem, co cię spotkało, ale to na pewno nie powód, by psuć ten dzień innym.

Złoczyńca roześmiał się. Zerknął w kierunku leżących strzał, zapewne zastanawiając się, jak je odzyskać. Mrugnął jednym okiem do Biedronki i szybkim ruchem wyciągnął z buta nóż. Cisnął nim w dziewczynę, która odskoczyła. Poszybował ku strzałom.

Biedronka zeskoczyła z dachu za budynek i zaczęła biec. Po drodze kazała ludziom poszukać schronienia. Teraz, gdy zyskała trochę czasu, mogła w końcu udać się na Łuk Triumfalny, by spotkać się z Czarnym Kotem. Mroczny Amor stanął jej na drodze, a nie mogła pozwolić mu atakować ludzi. Nie wyobrażała sobie też walczyć ze złoczyńcą bez partnera.

Kiedy uznała, że jest bezpieczniej, wskoczyła z powrotem na jeden z dachów, bo łatwiej było jej przemieszczać się górą, niż przeciskać między ciekawskimi ludźmi, którym życie niemiłe. Biegła, przeskakując z budynku na budynek. Łuk był coraz bliżej.

Coś świsnęło za jej plecami. Potknęła się o wystająca dachówkę, następna obsunęła się spod jej stopy. Poleciała w dół. Gdy spadała z dachu, udało jej się zaczepić jo-jo o komin. Zawisła równolegle do ścian budynku, głową w dół.

— Myślałem, że powitanie do góry nogami to była jednorazowa akcja.

Biedronka wykręciła głowę i odetchnęła na widok swojego partnera.

— Pomóż mi, proszę.

Chłopak pomógł jej się wyplątać i stanąć na szerokim gzymsie kilkupiętrowej kamienicy. Gdy Biedronka się zachwiała, przytrzymał ją i wkrótce stali blisko. Zbyt blisko. Czarny Kot trzymał rękę na jej plecach. Czuła ciepło jego ciała. Serce Biedronki zaczęło bić szybciej.

— Czarny Kocie, co ty robisz? — Próbowała się wycofać, ale nie miała dokąd. — Mroczny...

— Daj mi chwilę. — Bohater przyłożył palec do jej ust. Dziewczyna nie rozumiała niczego. Sposobu, w jaki do niej mówił, sposobu, w jaki na nią patrzył i przede wszystkim sposobu, w jaki się czuła. Chciała uciekać, ale jednocześnie pragnęła się dowiedzieć, do czego to prowadzi. — Czekałem na ten moment od rana i nie wytrzymam ani chwili dłużej. Pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy, poprzysiągłem sobie, że ci to powiem. Biedronko, ja... — Jego oczy rozszerzyły się, gdy dostrzegł coś za jej plecami. — Uważaj!

Obrócił ich ciała o sto osiemdziesiąt stopni i zamienili się pozycjami. Czarny Kot objął Biedronkę ramionami i ścisnął, by nie spadli, kiedy coś uderzyło w jego plecy. Jego oddech przyspieszył.

— Co do..? — Biedronka wyjrzała ponad jego ramię i wtedy dojrzała Mrocznego Amora, który unosił się w powietrzu i z zadowoleniem przyglądał się swojemu dziełu. — Nie.

Nim zdążyła powiedzieć coś więcej, ramiona Czarnego Kota zacisnęły się na niej mocniej i z zaskoczenia wypuściła całe powietrze w płuc. Bohater zaczął nią potrząsać.

— Jeszcze nie skończyłem — wycedził jej prosto do ucha. — Każdego dnia pytam bogów, dlaczego muszę współpracować z kimś takim. Nie wierzę, że spośród wszystkich ludzi z Paryża padło właśnie na ciebie. Co oni w tobie zobaczyli? Może ja jestem ślepy, ale nie potrafię dostrzec tego co oni. Jeśli coś takiego w ogóle istnieje.

Każde kolejne słowo coraz boleśniej kuło ją w serce, ale Biedronka nie potrafiła ruszyć się z miejsca, pozostając w transie. Zacisnęła tylko palce na płaszczu Czarnego Kota, wsłuchując się w jego pełne nienawiści słowa.

— Przestań — wydusiła, gdy jej oczy zaszły łzami. Tegoroczny Dzień Miłości naprawdę z każdą chwilą robił się coraz gorszy.

Otrzeźwił ją dopiero śmiech Mrocznego Amora, który najwyraźniej wyśmienicie bawił. Zacisnęła zęby i z całą siłą nadepnęła na stopę Czarnego Kota. Wypuścił ją z ramion i poleciał w tył. Spadłby, gdyby w ostatniej chwili nie złapał się prawą ręką gzymsu. Zawisł w powietrzu i gdy uniósł głowę do góry, Biedronka zobaczyła jego pokryte czernią usta, które wykrzywiały się teraz złośliwie.

— Znajdę cię, Kocie — powiedziała Biedronka i przyszykowała jo-jo do rzutu. — Obiecuję.

— O nie — odparł chłodno Czarny Kot. — To ja znajdę ciebie.

Dalej Biedronka niczego nie słuchała. Wyskoczyła w górę i rzuciła się biegiem po dachach. Strzały przelatywały koło jej głowy, raz poczuła jedną centymetr od swojej twarzy. Biegła, nie oglądając się za sobą, aż w końcu Mroczny Amor porzucił jej trop.

Cała zdyszana, zatrzymała się na jednym z dachów. Miraculum poprawiało jej sprawność fizyczną, ale widocznie nawet ono nie uzupełniało wszystkich braków. Upewniła się, że nikt jej nie śledził i przysiadła przy wielkim kominie. Pomasowała skronie. Czarny Kot naprawdę powinien przestać się dla niej poświęcać.

Nie potrafiła wyrzucić z pamięci tego, co powiedział. Wchłonęła każde słowo jak gąbka wodę i nie potrafiła ich wycisnąć ze swojego umysłu. Wiedziała, że działała na niego moc Mrocznego Amora i wcale tak nie uważał. Ale co jeśli?

Potrząsnęła głową. Nie mogła tak myśleć. Potrzebowała swojego partnera w walce ze złoczyńcą i musiała go odzyskać. Pozostawało pytanie, jak to zrobić. Jeszcze nigdy nie musiała nikogo odczarowywać inaczej niż przy pomocy swoich mocy.

Gorączkowo zastanawiała się nad rozwiązaniem. To zapewne kwestia minut nim Czarny Kot i Mroczny Amor ją znajdą – razem lub oddzielnie. Zaczęła sobie przypominać wszystkie znane jej legendy o bogach i bohaterach. Jej myśli samodzielnie prześlizgnęły się do bajek, które rodzice opowiadali jej na dobranoc, gdy była jeszcze małą dziewczynką.

Pamiętała urywki jednej, w której na księżniczkę został rzucony zły czar, przez który zapadła w stuletni sen, ale wówczas przybył książę i uratował ją...

Nie.

Nie.

To nie wchodziło w grę. Nie mogła tak po prostu zaufać głupiej bajeczce dla dzieci na dobranoc. Z drugiej strony, jeszcze miesiąc temu miracula i bogów także uważała za głupie bajeczki. Mógł to być jedyny sposób na odczarowanie chłopaka. Żaden lepszy pomysł nie przychodził jej do głowy.

Wzięła głęboki oddech. Nie tak zamierzała spędzić ten dzień, ale teraz musiała znaleźć Czarnego Kota i pocałować go, nim cały Paryż zaleją fale nienawiści.

Usłyszała trzepot nad swoją głową i zaraz miecz znalazł się koło jej ucha, jego czubek wbity między cegły komina. Biedronka poderwała się na nogi i puściła jo-jo w ruch. Czarny Kot wydobył miecz, którego tak niedawno poprzysiągł nigdy więcej nie używać, i wycelował go w dziewczynę.

— Przecież powiedziałem, że cię znajdę — przypomniał.

— Zjawiłeś się w samą porę. Właśnie zamierzałam cię odszukać — odparła Biedronka i rozejrzała się dokoła. — Gdzie twój nowy kolega? Nie bawicie się już razem?

Czarny Kot przekrzywił głowę. Dziewczyna zawsze lubiła jego uśmiech, ale teraz, gdy kąciki czarnych ust powędrowały do góry, wydał jej się przerażający i obcy. Przyglądała mu się uważnie, wyczekując ataku. Nie sądziła, że przyjdzie taki dzień, kiedy będą walczyć przeciwko sobie.

— Wysłałem go na drugi koniec Paryża. Zamierzałem odnaleźć cię sam.

— Jeśli chciałeś pobyć ze mną sam na sam, wystarczyło powiedzieć. Ale i tak ci się udało. — Biedronka upewniła się, że tarcza z jo-jo dobrze ją osłania. — Co zamierzasz teraz z tym zrobić?

Odpowiedź dostała w czynach. Czarny Kot zaatakował. Odskoczyła na bok i kiedy zachwiała się na dachu, już zaczęła żałować, że w takim miejscu przyjdzie jej walczyć. Ostrze znowu pomknęło ku niej. Odbiło się od wirującego jo-jo. Dziewczyna rzuciła je z nadzieją, na oplątanie miecza, ale linka ześlizgnęła po klindze.

Czarny Kot uderzał, a Biedronka odbijała jego ciosy i starała się zachować równowagę. Ciął w jej nogi. Wykorzystała okazję i przeskoczyła za jego plecy. Złapała kaptur płaszcza Czarnego Kota i pociągnęła go. Chłopak zachwiał się, upuścił miecz i upadł na plecy.

Biedronka kopnęła ostrze, które spadło z dachu na podwórko jakiegoś nieszczęśnika. Rzuciła się na chłopaka, który właśnie się podniósł. Popchnęła go pod sam komin. Jego głowa uderzyła w cegły, co go zamroczyło. Biedronka syknęła – sam widok już ją zabolał. Przygniotła chłopaka swoim ciężarem, a gardło przycisnęła mu przedramieniem. Czarny Kot szamotał się na wszystkie strony i próbował ją odepchnąć. Spojrzała na jego czarne usta.

— Nie wierzę, że to robię — stęknęła. Nie wiedziała, czy mówiła do siebie czy do niego. — Zaraz będzie po wszystkim, Kocie.

Stanęła na palcach, żeby znaleźć się bliżej jego twarzy. Czarny Kot otworzył szeroko oczy w przerażeniu. Podciął Biedronce nogi. Dziewczyna poleciała w bok i potoczyła się po dachu, a każda dachówka wbijała jej się w ciało. Zatrzymała się na samym krańcu.

Wzięła drżący oddech. Podniosła oczy i zobaczyła, jak Czarny Kot odpina od pasa laskę. Przeniosła oczy w dal. Po niebie szybował jakiś wielki ptak. Nie, nie ptak. Mroczny Amor.

Uniosła się. Zaskoczyła Czarnego Kota i gdy ten szedł niespiesznie po pochyłości, po prostu skoczyła z dachu. Jej peleryna zafurkotała. Wylądowała na zgiętych nogach tuż przy mieczu swojego partnera. Szybko kopnęła go w najbliższe krzaki i pobiegła przez ogród. Przeskoczyła nad płotkiem na podwórko sąsiada, który rozdziawił usta, gdy bohaterka przebiegła przez grządki, na których pracował.

Biedronka uśmiechnęła się do niego przepraszająco, po czym wpadła do jego domu przez otwarte szeroko drzwi ogrodowe. Przebiegła przez skromne wnętrze, dostała się do czegoś, co wyglądało na sklep. Przeprosiła za wystraszenie klientów i wypadła na ulicę. Pobiegła w prawo. Trzymała się jak najbliżej budynków i nadziei, że odnalezienie jej zajmie przeciwnikom trochę czasu.

Na razie nie widziała nad sobą cienia ogromnych skrzydeł, a miecz nie wbijał się w ziemię koło jej stóp. Uznała, że nieźle jej idzie.

Zobaczyła na swojej drodze Plac Królewski. Już wcześniej zorientowała się, że znalazła się w pobliżu swojego starego domu. Przebiegła pod żelazną bramą prowadzącą na plac. Ludzie oglądali się na nią zdziwieni.

— Musicie opuścić plac. Natychmiast! — krzyknęła do nich w biegu. Zatrzymała się, bo zgromadzeni, których tworzyły głównie świętujące pary, wciąż spacerowali spokojnie lub siedzieli na ławkach. — Na co czekacie?! Ruchy!

Dopiero podniesiony głos zrobił na nich wrażenie. Za pierwszą parą ruszyły następne. Kurz wzbijał się pod ich stopami, kiedy przebiegali koło Biedronki, która poczuła wytworzony przez nich pęd powietrza. Jakiś ojciec wziął na ręce dziecko.

Biedronka obróciła się wokół własnej osi, obserwując ten zamęt. Przygotowała jo-jo. Nie da się zaskoczyć po raz kolejny. Gdy ludzie zniknęli, został tylko szum wody w fontannie.

Na ziemi przed nią pojawił się cień wielkich skrzydeł. Usłyszała, jak ktoś wylądował za jej plecami. Odwróciła się. Czarny Kot stał z rozłożoną laską w gotowości, a Mroczny Amor unosił się nad nim. Na naciągniętą cięciwę miał nałożoną strzałę, którą celował prosto w serce Biedronki.

— Ostatnie słowa zanim będziesz mogła tylko pluć jadem? — spytał.

Coś na piersi Mrocznego Amora błysnęło w słońcu. Biedronka przymrużyła oczy i zauważyła przypiętą do pasa kołczana broszkę. Domyśliła się, że tam ukryła się akuma. Zaraz spojrzała na Czarnego Kota. Jeśli ktoś był w stanie zniszczyć broszkę, to właśnie on. Im więcej o tym myślała, tym bardziej istotny punkt w jej planie stanowił.

— Tak, jest coś co chciałabym powiedzieć. — Spojrzała wyzywająco na Mrocznego Amora. — Szczęśliwy Traf!

Wyrzuciła w górę jo-jo i od razu odskoczyła w bok. Kilka strzał wbiło się w miejscu, gdzie przed chwilą stała. Czerwono-czarny przedmiot zmaterializował się w powietrzu i wpadł w dłonie Biedronki.

Rozpoznała, że to słodycz, który jej rodzice zawsze przygotowywali w Dzień Miłości. Było to cienkie, chrupiące ciastko w kształcie serca, obficie wypełnione bardzo słodkim nadzieniem. Bardzo słodkim i bardzo lepkim.

Spojrzała na Mrocznego Amora, który wycelował w nią kolejną strzałę i w jej głowie od razu zaświtał pomysł. Rzuciła ciastko prosto w jego twarz. Złoczyńca był zbyt zajęty strzelaniem, by uciec. Słodycz rozbił się na jego czole, a nadzienie zalało mu oczy.

No proszę, pomyślała Biedronka, uśmiechając się pod nosem. Takie niepozorne, a jakie skuteczne.

Mroczny Amor ryknął wściekle i wytarł oczy dłonią. Sięgnął po strzałę, ale nadzienie skleiło jego palce i nie był w stanie jej wystrzelić. Spojrzał na Czarnego Kota.

— Zajmij się nią — nakazał.

— Z przyjemnością.

Złoczyńca poleciał ku fontannie, by tam zmyć z siebie lepkie nadzienie. W tym czasie Czarny Kot zaatakował Biedronkę. Pchnął ją laską w brzuch, nim zdążyła się osłonić. Dziewczyna czekała na jego atak, a i tak była zaskoczona jego szybkością. Zgięła się w pół i zrobiła kilka kroków w tył. Wyciągnęła swoje jo-jo.

— Co jeśli trochę urozmaicimy naszą rozgrywkę? — Czarny Kot przez moment przyglądał się swojej lewej dłoni z udawanym zainteresowaniem. — Kotaklizm!

Biedronka ze świstem wciągnęła powietrze. Takiego obrotu spraw nie przewidziała. Czarny Kot odrzucił swoją laskę i pchnął wciąż obolałą dziewczynę na ziemię. W locie pociągnęła go za płaszcz, więc upadli razem.

Bliskość Czarnego Kota aż do teraz nigdy jej nie przeszkadzała.

Jego blond włosy były tak blisko, że odniosła wrażenie, jakby lada moment miały zacząć łaskotać ją w czoło. Lewą dłoń trzymał przy jej policzku. Kątem oka widziała falująca wokół jego palców ciemność.

— Chciałbym, żebyś powiedziała mi potem, jakie to uczucie — wyszeptał w jej twarz Czarny Kot. — Ale chyba nie będziesz miała okazji.

Teraz albo nigdy.

Biedronka uwolniła ręce, złapała policzki Czarnego Kota i przyciągnęła go do siebie. Zamknęła oczy i złączyła ich usta.

Nie tak to sobie wyobrażała. Latami oszczędzała swój pierwszy pocałunek na moment, w którym miałby prawdziwe znaczenie. Ostatnio zdarzało jej się marzyć, że będzie go dzielić z Adrienem. Ukryją się razem w uroczym miejscu z dala od ciekawskiego wzorku dworu królewskiego. Będzie to magiczny moment, taki, który wspomina się z czułością do końca życia.

Wyszło tak, że leżała w zakurzonym kostiumie, całując swojego partnera, który dość niedawno powiedział, jak bardzo jej nienawidzi. Nie chciała się nawet zastawiać, ile osób ich obserwowało.

Jednocześnie nie mogła nie poczuć dziwnego poruszenia w swoim wnętrzu, które pojawiło się, kiedy poczuła na sobie usta chłopaka. Nie mogła nie poczuć, ale mogła zignorować.

Biedronka odsunęła głowę Czarnego Kota, po czym delikatnie zsunęła dłonie z jego policzków. Zacisnął oczy, a dziewczyna wstrzymała oddech i czekała, czy pocałunek zadziała. Wypuściła powietrze, gdy czerń zaczęła znikać z jego ust.

Czarny Kot otworzył oczy i popatrzył na Biedronkę zdezorientowany. Potem przeniósł spojrzenie na swoją dłoń, w której nagromadzona moc czekała na użycie.

— Co się dzieje? — spytał.

Biedronka miała nadzieję, że nie jest tak czerwona, jak jej się zdaje. Musiała odstawić wszystko na bok, nim któreś z nich znowu dostanie strzałą.

— Nie ma czasu. — Pchnęła Czarnego Kota, by się podniósł. — Broszka, już!

Podnieśli się w idealnym momencie. Mroczny Amor właśnie pikował w ich stronę. Gdy znalazł się metr nad ziemią, Czarny Kot prześlizgnął się pod nim na kolanach i dotknął broszki. Ta rozpadła się w popiół, z którego wyleciała akuma.

Mroczny Amor upadł na ziemię i znieruchomiał. Biedronka oczyściła akumę. Znalazła we włosach złoczyńcy kawałki ciastka i rzuciła je nad głowę, by zamieniły się w naprawiające wszystko niezwykłe biedronki.

Na miejscu Mrocznego Amora podniósł się chłopak w granatowym mundurze strażnika. Biedronka patrzyła, jak bierze z ziemi naprawioną broszkę i wpatruje się w nią smutno. Najwyraźniej nawet żołnierzom łamano serca.

— Biedronko, muszę ci coś powiedzieć — powiedział za plecami dziewczyny Czarny Kot. Westchnęła. Zastanawiała się, jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.

— Posłuchaj. — Spuściła głowę i zaczęła bawić się palcami. — Ten pocałunek był tylko po to, żeby...

— Jaki pocałunek? Nie o to chodzi. — Czarny Kot był tak zaaferowany, że nie zwrócił uwagi na to, co sam właśnie powiedział.

Czy to możliwe, że on nic nie pamięta? – pomyślała Biedronka. Czy tak było czy nie, pragnęła jak najprędzej wrócić do siebie. Uratowały ją kolczyki, które dały znać, że wkrótce się przemieni i kolejny czar tego dnia pryśnie.

Czarny Kot chciał zacząć coś mówić, ale Biedronka mu przerwała.

— Zaliczone, tak? Muszę iść, zanim się przemienię. Do zobaczenia.

Uciekła, nie oglądając się za siebie. Jednak przed sobą i swoimi myślami nie ma drogi ucieczki.

***

Następnego dnia w samo południe Adrien i Chloe przechadzali się po pałacowym ogrodzie. Okrągłe kamyki chrzęściły pod ich stopami. Za nimi podążała Sabrina, która niosła koronkową parasolkę nad głową księżniczki, by chronić jej delikatną skórę przed słońcem.

Wiosna na dobre rozgościła się w ogrodach. Na drzewach pojawiły się młode liście, niektóre pąki kwiatów wkrótce miały zacząć się otwierać. By ogrody ukazały się w najlepszej formie, trzeba było jeszcze poczekać, ale Adrien lubił podziwiać już sam proces.

— Wczoraj przyszedł do mnie jeden ze strażników — odezwała się Chloe. Szła z dumnie uniesioną głową z wzrokiem wbitym przed siebie. — Uwierzysz, że chciał sobie kupić moją miłość jakąś marną broszką? Takim kamykiem mogę co najwyżej puszczać kaczki na wodzie.

Adrien drgnął. Nie mógł się z tym zdradzić, ale wiedział dokładnie, o jakiego strażnika chodziło i jak biedny chłopak potem skończył.

— Co mu powiedziałaś? — spytał. Starał się nie ukazywać żadnych emocji, chociaż wszystko się w nim gotowało. Potrafił sobie wyobrazić całą scenę w szczegółach.

— To, co powinnam — odparła Chloe. Nie uraczyła Adriena nawet jednym spojrzeniem. — Chyba nie zaczniesz tu zaraz moralizatorskiego wykładu?

Chłopak spojrzał przez ramię na Sabrinę, która zmieniała rękę, w której trzymała parasolkę. Mógł i chciał powiedzieć wiele rzeczy, ale wiedział, że wszystko będzie bezskuteczne. Po wczorajszym dniu nie miał na to siły.

— A ty niby jak spędziłeś to niedorzeczne święto zwane Dniem Miłości? — zapytała księżniczka, by wypełnić wydłużającą się ciszę. Uśmiechnęła się ze złośliwą satysfakcją, kiedy Adrien się skrzywił. — Tak myślałam. Też złamałeś czyjeś biedne, głupiutkie serduszko. — Odrzuciła jasne włosy do tyłu. — Pewnie tej Piekarzynie, przed którą tyle razy cię przestrzegałam, a i tak dochodzą mnie słuchy, że jesteś z nią widywany.

Adrien westchnął i pokręcił głową. Pragnął tylko jak najszybciej wrócić do swoich komnat.

— W przeciwieństwie do ciebie, nie złamałem niczyjego serca — zarzekał się. — A z Marinette... to nie tak jak myślisz.

— Przecież nic nie sugeruję. To ty się spoufalasz z tym, z kim nie powinieneś.

Chłopak zacisnął usta. Doszli do miejsca, gdzie zbiegało się kilka ścieżek, z czego jedna stanowiła szybką drogę do pałacu.

— Niedługo mam chiński — oznajmił i odwrócił się, nim księżniczka zdążyłaby zareagować. — Do zobaczenia, Chloe.

Oddalił się prędko. By jeszcze bardziej skrócić sobie drogę, gdy uznał, że nikt go nie zobaczy, przeszedł kawałek po trawie. Nie obejrzał się za siebie. Jedyne co czuł, to wyrzuty sumienia, że zostawił Sabrinę na pastwę gniewu Chloe. Szybko znalazł się w eleganckich wnętrzach i skierował w stronę części swojego ojca.

Kiedy zbliżył się do skrętu w inny korytarz, przystanął. Słyszał dwa żywo plotkujące ze sobą dziewczęce głosy, które musiały należeć do pokojówek. Sam nie wiedział czemu, ale przystanął i oparł się o ścianę. Zaczął przysłuchiwać się rozmowie.

— Nie mogę w to uwierzyć — powiedział pierwszy podekscytowany głos. — Znaczy się, jak wszyscy częściowo wierzyłam w tą teorię, ale żeby tak na oczach wszystkich? Nie powinni tego zachowywać w tajemnicy dla swojego bezpieczeństwa?

Adrien zmarszczył brwi. O kim mogły mówić?

— Mówię ci, że to prawda! — odparł energicznie drugi głos. — Jest kilku świadków. Biedronka po prostu przyciągnęła twarz Czarnego Kota i pocałowała go! Potem pokonali Mrocznego Amora i niby się rozeszli, ale wiesz co ci powiem? Myślę, że jeszcze gdzieś się spotkali, że zawsze się spotykają i znają swoje tożsamości.

Serce Adriena zjechało kilka pięter w dół, zrobiło fikołka i wróciło na swoje miejsce. Jak to Biedronka pocałowała Czarnego Kota? On był Czarnym Kotem! Jeśli faktycznie to zrobiła, dlaczego tego nie pamiętał? Starał się odtworzyć w pamięci walkę z Mrocznym Amorem, ale jej spora część została wyrwana z jego pamięci. Czy to wtedy..? Biedronka też chyba mówiła coś takiego, ale nie zwrócił wtedy na jej słowa zbyt wielkiej uwagi, skupiony na tym, co chciał jej wyznać.

O, bogowie.

— O tak, musisz mieć rację. Co za wspaniała, romantyczna historia!

Adrienowi ta historia też wydałaby się wspaniała, gdyby tylko była prawdziwa. Jeszcze nie pozbierał się po tym, jak jego wielkie plany rozeszły się jak chmury po deszczu, a już był zaskakiwany takimi rewelacjami.

Nie mógł tam dłużej wytrzymać. Wrócił trasą, którą przyszedł i wybrał inną drogę do swoich komnat – dłuższą, ale potrzebował rozchodzić emocje. Zaczął żałować, że nie został dłużej z Chloe. Skoro nie pamiętał pocałunku, wolał chyba o nim nie wiedzieć.

Wpadł do swojej dziennej komnaty jak huragan. Plagg wyleciał spod jego ubrania i spojrzał zaniepokojony na swojego wybranego, który chodził tam i z powrotem i od czasu do czasu przeczesywał palcami włosy.

— Plagg — Adrien zatrzymał się nagle — czy ty też to słyszałeś?

— Zawsze wszystko słyszę — odparło kwami. — No, chyba że śpię. Wtedy jedyne co odczuwam, to woń dobrego sera.

Adrien prychnął. Jedno trzeba było Plaggowi przyznać – mimo że był bogiem, postacią eteryczną, bardzo twardo stąpał po ziemi i zawsze skutecznie umiał przyciągnąć do niej chłopaka.

Kwami przysiadło na ramieniu Adriena, który opadł na taboret przy pianinie. Chłopak pochylił się i schował twarz w dłoniach.

— Porażka — wymamrotał.

— Tak — przyznał Plagg i poklepał Adriena po ramieniu łapką. — To raczej porażka nie pamiętać swojego pierwszego pocałunku i jeszcze dowiedzieć się o nim od osób trzecich.

Adrien jęknął

— Nie wierzę, że Biedronka mi nie powiedziała.

— Właściwie to powiedziała — przypomniał kwami. — To już twoja wina, że jej nie słuchałeś.

Chłopak jęknął głośniej, jakby ktoś poddawał go torturom. Czasami chciałby, żeby Plagg ściągał go na ziemię z trochę mniejszą brutalnością.

— Niedobrze, że cały Paryż będzie teraz o tym plotkował — zauważył kwami.

Adrien wzruszył ramionami.

— Przyzwyczaiłem się do plotek. Ludzie szybko zmieniają tematy. Wystarczy, żeby stało się coś równie albo nawet bardziej dla nich interesującego i zapomną.

Ale on nie zapomni nigdy.

— Nie martwią mnie ludzie — westchnął Plagg. — Plotka czy nie, Władca Ciem może jej uwierzyć i spróbować wykorzystać przeciwko wam to, co wyda mu się waszą słabością. Oboje z Biedronką możecie znaleźć się w niebezpieczeństwie.

— Znajdujemy się w niebezpieczeństwie kilka razy w tygodniu — roześmiał się ponuro Adrien. — Nic nam nie będzie.

Plagg nie odpowiedział. Adrien dotknął palcami swoich ust i pomyślał o tym, co niedawno usłyszał. Wiedział, że nie ośmieli się zacząć rozmowy na ten temat z Biedronką. Pozostało mu tylko zastanawiać się, co ona o tym myślała i co czuła.

***

Trochę mamy foreshadowingu w  tym rozdziale (jak ja lubię to robić!), a już za tydzień zabiorę Was w zupełnie nowe miejsce, wprowadzimy nową postać i będzie fragment z zupełnie nowej perspektywy.

Pytanie do osób, które są na bieżąco z serialowymi sprawami. Widzieliście postacie z drugiego uniwersum z nowego odcinka Miraculous World? Co o nich myślicie?

Do następnego,

M.

Đọc tiếp

Bạn Cũng Sẽ Thích

54.6K 3.4K 20
- W końcu Cię znalazłem.
1K 132 8
Prequel zwiadowczej serii Wczesne Lata. Opowieść o pierwszym poznaniu Halta i jego mistrza Pritcharda. Akcja dzieje się jakieś 3 lata przed opuszczen...
64.1K 3.6K 200
02.09.2020- 3 #star 19.10.2020 -6 #starwars 03.11.2020-1 #amidala 03.11.2020-1 #sorgana 09.11.2020-5 #starwars 11.11.2020-1 #wojnyklonów 12.11.2020-1...
5K 227 18
ONA - dziewczyna która przechodzi załamanie nerwowe po tym jak jej ukochany ojciec trafia do więzienia. ON - psychiatra który skrywa swoje drugie obl...