Ognisty księżyc | Nieludzie z...

By KorpoLudka

260K 29.6K 7.9K

Kiedy Cassidy „Cassie" Ryan, asystentka w dziale księgowości, odkrywa coś nietypowego w rachunkach firmy, dla... More

Wstępnie
Prolog
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Bonus 1
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Bonus 2
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci
Rozdział trzydziesty czwarty
Epilog
Bonus 3

Rozdział dwudziesty ósmy

7.3K 789 73
By KorpoLudka

HANK

Obserwuję ją uważnie przez całą drogę do domu Iana, ale poza lekkim zdenerwowaniem Cassie wydaje się raczej spokojna. Zupełnie jakby nie jechała właśnie prosto w paszczę lwa, na spotkanie z grupą osób, które zapewne wezmą ją w krzyżowy ogień pytań albo zaczną rzucać niewybrednymi uwagami na temat skutków sparowania. Moja rodzina nie jest do końca normalna i bardzo chciałem jej tego oszczędzić – wystarczyłoby jedno jej słowo i wymówiłbym nas od tej kolacji. Cassie jednak uznała, że stanie na wysokości zadania, a ja jej wierzę.

Moja partnerka jest nie tylko słodka, ale też dzielna i dumna.

Jedziemy w ciszy; ona chyba jest zajęta denerwowaniem się, ja natomiast próbuję oswoić się z sytuacją, do której sam doprowadziłem. Nie planowałem tego w ten sposób. Nie chciałem parować Cassie, dopóki nie byłaby na to gotowa i nie podjęłaby świadomej decyzji, znając wszystkie fakty. Zamierzałem oswajać ją z tym po trochu, a nie kazać jej skakać na główkę i pogodzić się z tym, jak od teraz będzie wyglądało jej życie.

Czuję się z tym paskudnie. Praktycznie zmusiłem ją do tego sparowania, choć ona nawet nie miała pojęcia, że tego chcę. W ogóle nie dałem jej szansy na zrozumienie, o co w tym wszystkim chodzi, i podjęcie decyzji. Zrobiłem to za nią. Zmusiłem ją.

Jasne, teraz reaguje na mnie cudownie, ale nienawidzę się za wątpliwości, które mam. Czy byłoby tak samo, gdybym jej nie sparował? Czy też nieświadomie pokazałaby mi swoje blizny, pozwoliła doprowadzić się w łóżku do niezliczonej ilości orgazmów i poszła ze mną pod prysznic? Czy pozwoliłaby się trzymać w moim domu i wysłuchałaby wszystkich deklaracji, które dla niej miałem, i odpowiedziała mi tym samym? Czy ułożyłoby się między nami tak dobrze, gdybym nie ZMUSIŁ JEJ DO TEGO sparowaniem?

Choć wypełnia mnie euforia z powodu zyskania partnerki, równocześnie czuję się jak najgorszy dupek i staram się tego po sobie nie pokazać. Tak, wiem, że do pewnych działań zmusiły mnie okoliczności – gdybym jej nie sparował, kto wie, co zrobiłby z nią Lucien Anderson. Za grosz nie ufam tego gadowi. Jednak to nadal nie było w porządku.

A ona tak łatwo się z tym pogodziła.

Być może zbyt łatwo.

Robię jednak dobrą minę do złej gry, dojeżdżając do domu Iana i zatrzymując samochód na podjeździe. Odwracam się do Cassie ze zbolałym uśmiechem.

– Moja rodzina będzie głośna i bardzo inwazyjna – uprzedzam ją. – Oni nie znają pojęcia prywatności i będą chcieli wiedzieć wszystko. Nie wahaj się odmawiać, gdy nie będziesz się czuła komfortowo. Nie musisz nic im mówić, jeśli nie chcesz. Mimo wszystko nie są tacy źli.

Cassie ma dziwny wyraz twarzy, którego nie rozumiem. Posyłam jej pytające spojrzenie.

– To RODZINA – mówi, akcentując odpowiednie słowo. – Nieważne, że będą głośni i inwazyjni. Kochają cię, bo jesteś im bliski. Nawet nie wiesz... jak ci tego zazdroszczę.

Zaciskam zęby. Na moment zapomniałem, w jakich warunkach wychowywała się Cassie. Sama z popadającą z wolna w obłęd matką, która nie była w stanie się nią zająć. Musiała się czuć tak straszliwie samotna.

– To teraz także twoja rodzina, Red – zapewniam ją łagodnie. – Nie jesteś już sama i nigdy więcej nie będziesz.

Jej oczy szklą się podejrzanie, ale zanim zdążę się upewnić, że naprawdę chce płakać, Cassie chwyta za klamkę i otwiera drzwi mojego samochodu, po czym wyskakuje na zewnątrz. Cholera.

Muszę z nią o tym pogadać. To ja powinienem otwierać jej drzwi.

Wysiadam za nią i doganiam ją w drodze do drzwi wejściowych, po czym obejmuję ramieniem i przyciągam do swojego boku. Cassie nie protestuje, gdy kładę jej dłoń na biodrze, wręcz przeciwnie, rozluźnia się nieco. Cała jest miękka i pachnie tak pięknie, że mam ochotę natychmiast w nią wejść. Rozłożyłbym ją na przedniej masce mojego SUV-a, gdyby nie pewność, że za chwilę będziemy mieć towarzystwo.

Nie mylę się. Ian otwiera nam drzwi, jeszcze zanim zdążymy do nich dojść. Pieprzony słuch wilkołaków.

– No nareszcie. – Uśmiecha się, przenosząc wzrok ze mnie na moją partnerkę. – Cześć, Cassie. Jak się czujesz?

Mrużę oczy, a Ian podnosi dłonie w geście poddania.

– Mam na myśli to, że się zraniła – wyjaśnia. – Neve mówiła, że zakładała jej opatrunek na bok.

– Ach, tak – mamrocze Cassie. – Już dobrze. Dziękuję.

– Wejdźcie. – Ian robi nam przejście, a gdy wchodzimy do przedpokoju, mocno ściska mi dłoń. – Cassie, zapytasz Neve, czy nie potrzebuje pomocy w kuchni? Prosto i na lewo.

Moja partnerka posyła mi przelotne spojrzenie, po czym kiwa głową i odchodzi. Chcę iść za nią, ale Ian mnie zatrzymuje; dopiero wtedy orientuję się, że chciał ze mną porozmawiać w cztery oczy. To znaczy zapewne z daleka od Cassie, bo reszta wilkołaków i tak usłyszy każde słowo.

– To było bardzo szowinistyczne, wiesz? – rzucam. – Zamknąłeś kobiety w kuchni?

– Znasz Neve dostatecznie dobrze, by wiedzieć, że zamykanie jej w kuchni mogłoby się skończyć katastrofą. – Ian uśmiecha się szeroko, a ja marszczę brwi. Samobójca. Przecież Jaxon na pewno jej powie, jakie nasz alfa ma zdanie o jej umiejętnościach kulinarnych. – Chciałem, żeby na chwilę ją zatrzymała. Lepiej ona niż któryś z naszych pozostałych braci.

Mruczę potwierdzająco. Zwłaszcza że podobno Remy polubił Cassie.

Niesłychane. Przecież on nie lubi nikogo.

– Więc o co chodzi?

– Jak wasze sparowanie? – pyta Ian cicho. – Neve mówiła, że okoliczności nie były... idealne.

I tak prędzej czy później musiałby się o tym dowiedzieć.

– Tak, sparowałem ją bez jej zgody – przyznaję. – Nie widziałem innego wyjścia. Anderson by jej nie odpuścił, gdybym tego nie zrobił. Tylko w ten sposób mógł uznać moją przewagę w chęci sprawowania nad nią opieki. Rzekomo czuł się za nią odpowiedzialny jako jej szef.

Ian w zamyśleniu kiwa głową.

– Wiesz, że i tak będziemy musieli przedstawić tę sprawę podczas rady watahy.

– Wiem. – Takie są przepisy. Nie parujemy bez zgody drugiej strony. – Nie będziesz mógł przewodzić. Jestem twoim bratem i mógłbyś zostać oskarżony o stronniczość. Wybierz kogoś na zastępstwo.

– Już wybrałem. – Ian oczywiście jak zawsze jest dwa kroki przed innymi. – Na posiedzeniu zastąpi mnie Hardy.

W zdziwieniu unoszę brwi.

– Pozwolisz, żeby radzie watahy wilkołaków przewodził kodiak?

Hudson Hardy to wyjątkowy przypadek w naszym stadzie. Samotny niedźwiedziołak lata temu trafił do nas przypadkiem i już z nami pozostał. Jest częścią watahy i przyjacielem Remy'ego – razem pełnią role egzekutorów stada – ale przez wilkołaki zawsze będzie postrzegany jako ktoś trochę „z zewnątrz". Nawet gdyby spędził z nami całe swoje życie.

– Radzie powinien przewodniczyć egzekutor, jeśli ja nie mogę. – Ian wzrusza ramionami. – Remy mógłby być tak samo posądzony o stronniczość jak ja. Zostaje Hardy. Poradzi sobie. Szybko uciszy wszelkie protesty. Zresztą to i tak tylko formalność. Wszyscy się zgadzamy, że nie miałeś innego wyjścia. Chroniłeś partnerkę. Nie masz się czym martwić.

Ostatnie, czym mógłbym się martwić, to wyroki rady watahy. Przyjdę jednak na posiedzenie, bo uważam, że to istotna część procesu. Musimy się upewniać, że nikt nie jest parowany wbrew jego woli. Inaczej w stadzie szybko zapanowałby chaos.

– Nie martwię się – odpowiadam zgodnie z prawdą.

Ian wzdycha.

– Ja też bardziej martwię się o to, jak przyjęła to Cassie i co zamierzacie dalej – przyznaje.

Wzruszam ramionami.

– Zaskakująco dobrze. Wyjaśniłem jej wszystko i, jak widzisz, ciągle tu jest. Przyszła na kolację. Rozumie i chce nam dać szansę.

– A ty?

Ian zna mnie zbyt dobrze, by natychmiast nie dojść do sedna problemu. Rzeczywiście to ja mam większe wątpliwości związane z tym sparowaniem od niej. Cassie to przyjmuje, ale ja...

Nie mogę przestać myśleć, że nigdy by się nie zgodziła, gdybym miał okazję wszystko jej wyjaśnić.

– Jak mam się upewnić, że nie czuje się zmuszana? – pytam więc. – Cassie jest... cicha. Zgodna. Pozwala się zdominować i wyraźnie to lubi. Boję się, że...

– Myślisz, że mogłaby cię okłamać?

Waham się. Cassie jest kiepską kłamczuchą. Wszystkie jej uczucia widać od razu na jej twarzy. Ekspresyjna i uczuciowa – właśnie taką ją uwielbiam.

Obawiam się jednak, że będzie robiła dobrą minę do złej gry. Albo sama nie do końca zdawała sobie sprawę, w co się wpakowała.

– Nie sądzę.

– Więc porozmawiaj z nią szczerze – radzi. – Wytłumacz, jakie masz wątpliwości. Jestem pewien, że je rozwieje. Może i jest ugodowa, ale na pewno by z tobą nie została, gdyby tego nie chciała. To twoja partnerka. Odwzajemnia twoje uczucia, nawet jeśli tego nie powiedziała. Jest po prostu bardziej skryta i potrzebuje więcej czasu. Dotrzecie się, jeśli będziesz z nią szczery.

Uśmiecham się do niego krzywo.

– Kiedy zrobiłeś się taki mądry? Małżeństwo tak na ciebie wpływa?

– Konieczność radzenia sobie z Neve z każdego zrobiłaby mędrca. – Ian do mnie mruga, a ja jestem pewien, że Jax jej to przekaże. – Chodź, zanim moja żona spali naszą kolację. Jestem głodny jak wilk.

Ja też. I odrobinę podniesiony na duchu. Wiem, że Ian ma rację.

Do wszystkiego z Cassie dojdziemy z czasem.

***

To był naprawdę kiepski pomysł.

Dochodzę do tego wniosku gdzieś w połowie kolacji, słuchając toczącej się przy stole rozmowy. Po powrocie do domu Cassie na pewno uzna, że moja rodzina jest nienormalna.

– Ja tylko chciałem powiedzieć, że całe to bieganie w świetle księżyca jest mocno przereklamowane – peroruje Jaxon, a Lexie przewraca oczami. – Lepiej w tym czasie wziąć sobie jakąś chętną wilkołaczycę do łóżka.

Neve unosi brwi.

– A czy to przypadkiem nie jest to samo, co robisz na co dzień?

– Nie w zwierzęcej formie.

Jaxon mruga do niej, a Neve wzdryga się z obrzydzeniem. Odruchowo zerkam na Cassie, która wsłuchuje się w tę wymianę zdań z fascynacją.

– Proszę, powiedz mi, że źle zrozumiałam i tak naprawdę nie uprawiasz seksu w wilczej formie – jęczy Neve.

Wzdycham i wymieniam znaczące spojrzenia z Ianem. Ona naprawdę nie powinna była zadawać tego pytania.

– Dlaczego nie? – dziwi się Jax. – Przecież to nie zoofilia, jeśli partnerka też jest wilczycą.

Znowu mruga do Neve, która odrobinę blednie na twarzy. Dobrze wiedzieć, że jest coś, co rusza partnerkę Iana.

– To ciekawe. – Cassie za to o dziwo nie okazuje ani odrobiny zmieszania, kiedy włącza się do rozmowy. – To częste u wilków?

– Nie – odpowiadamy równocześnie z Ianem.

Jaxon parska śmiechem.

– Tylko tak mówią, bo obaj mają partnerki, które nie mogą się zmieniać. Nie chcą, żebyście myślały, że czegoś ich pozbawiacie, zwłaszcza że taki seks jest...

– Dobra, starczy tego – przerywa mu stanowczo Lexie. Dziękuję światu za moją młodszą siostrę. – Niekoniecznie chcę słuchać przy jedzeniu o tym, że uprawiasz seks, Jax. Fuj. Nie chcę o tym nawet myśleć! A wy – przy tych słowach zwraca się do Neve i Cassie – nie słuchajcie go. Jax to rozwydrzony bachor, który lubi szokować wszystkich dookoła. Nic więcej.

Jaxon krzywi się i chwyta za serce, jakby siostra bardzo go zraniła, ale wszyscy doskonale wiemy, że to jedynie przedstawienie. Lexie w ogóle się tym nie przejmuje, tylko wraca do jedzenia.

Chwytam za butelkę wina i dolewam najpierw Cassie, a potem także reszcie kobiet przy stole. Na chwilę zapada cisza, którą niestety przerywa Lexie.

I niestety wybiera chyba jeszcze gorszy temat do rozmowy.

– To co, nie porozmawiamy o tym słoniu w pokoju?

Wszyscy wpatrują się w nią z konsternacją.

– Słoniu...? – zaczyna Neve, ale Lexie szybko wchodzi jej w słowo:

– No dajcie spokój. Hank się sparował, a jego partnerka jest FENIKSEM. Naprawdę wolicie słuchać o seksualnych podbojach Jaxa, zamiast ich o to wypytać? Feniks, serio? Przecież to odlotowe!

Tym razem to Cassie blednie, zwłaszcza gdy zwracają się na nią oczy większości członków naszej rodziny. Cholera.

Właśnie dlatego wahałem się, czy kolacja u Iana to dobry pomysł. Nawet między sobą nie zdążyliśmy porozmawiać o wszystkim, ustalić pewnych rzeczy, a teraz Lexie chce z nas coś wyciągać? Nie poruszyłem z Cassie tematu jej przynależności rasowej, odkąd na mój samochód rzucił się ten potwór Andersonów. Swoją drogą nadal nawet nie wiem, co to było. Wyglądało jak jakaś zmutowana wersja niedźwiedzia.

Nieważne, ważne, że już nie żyje.

– Czy naprawdę musimy o tym rozmawiać? – pytam z niesmakiem. – Cassie sama jeszcze nie oswoiła się z tą myślą. Ostatnie dni przyniosły jej dużo zmian, pozwólcie jej na spokojnie do nich przywyknąć, zanim zacznie je omawiać.

– Hej! – Lexie celuje we mnie palcem. – Wiem, że chcesz jej bronić, ale musisz jej pozwolić zrobić to samej. Jeśli Cassie chce się odnaleźć w stadzie, nie może się chować za twoimi plecami. Musi nauczyć się sama odszczekiwać.

To może być problematyczne. Cassie jest chyba najmniej konfrontacyjną osobą, jaką znam.

– W porządku. – Cassie unosi dłonie i spogląda na mnie, jakby chciała mnie uspokoić. – Możemy o tym porozmawiać, ale nie wiem, czy dowiecie się czegoś, co chcielibyście wiedzieć. Ja sama jeszcze mam mętlik w głowie.

– Z powodu związku z moim bratem też? – Lexie uśmiecha się złośliwie.

Cassie kręci głową.

– Nie, z tego powodu nie – odpiera. – Chcę być z Hankiem. To jedno jest dla mnie jasne. Okej, może sparowanie nie odbyło się dokładnie w takich warunkach, w jakich powinno, ale ostatecznie to nie ma znaczenia. Za to moje pochodzenie... To ciągle nie mieści mi się w głowie. I nie wiem, co zrobić z tą wiedzą. Więc możecie pytać, ale nie wiem, co wam odpowiedzieć.

Przy stole na moment zapada cisza. Wow. Moja partnerka jest niesamowita.

Sięgam po jej dłoń i splatam jej palce z moimi, a ona odpowiada mi nieśmiałym uśmiechem. Zrobiłbym dla niej wszystko. Poświęciłbym własne życie. Wszystko, byleby tylko była szczęśliwa i bezpieczna.

Niestety sparowanie oznacza, że teraz muszę pilnować także siebie. Gdybym jakimś cudem zginął, Cassie mocno przeżyłaby to nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Przy mocnych sparowaniach to się kończy nawet śmiercią. Jak u moich rodziców.

Nie chcę jednak myśleć o czarnych scenariuszach. Wolę się skupić na życiu z Cassie, nie na śmierci.

– Co w ogóle wiemy o feniksach? – podejmuje tymczasem Lexie. – Władają ogniem, mogą unicestwiać wampiry, przez co te ich nie lubią, w porządku. Ale co poza tym? Na ile niebezpieczne może być obudzenie mocy Cassie, gdyby się na to zdecydowała?

Spoglądamy po sobie, ale wszyscy przy stole milczą. Lexie zadała pytanie, które jakoś nikomu wcześniej nie przyszło do głowy. Jeśli Cassie zamierza się zastanawiać, co zrobić z tą nową wiedzą na swój temat, przydałoby się jej jak najwięcej informacji. To prawda.

– Może zapytajmy twoją matkę? – zwracam się po chwili milczenia do Neve. – Ona dużo wie na temat innych nieludzi, prawda?

Neve prycha nieelegancko i przewraca oczami.

– Ufam mojej matce mniej niż mailom od nigeryjskich książąt – stwierdza z przekąsem. – Ale mogę zapytać Faye. Miała być jej następczynią i Elizabeth przekazywała jej mnóstwo informacji na temat innych ras. Może coś wiedzieć albo skierować nas do właściwej książki. Mamy do dyspozycji całkiem pokaźną bibliotekę po moim ojcu w Huntsville i spis wszystkich jego książek. Może znajdziemy tam coś przydatnego.

Spoglądam na Cassie. Wygląda na lekko zdezorientowaną, ale nie przestraszoną. Podchwytuje moje spojrzenie i odpowiada niepewnym, drżącym uśmiechem, który trafia prosto do mojego serca.

– A co ty o tym myślisz? – pytam zachrypniętym głosem. – Chcesz się dowiedzieć czegoś więcej o feniksach?

– Pewnie. – Cassie wzrusza ramionami. – To może mi pomóc oswoić się z całą sytuacją. Dowiedzieć, czego mogę się spodziewać. Więc tak, jasne, jeśli to nie problem, Neve, zapytaj swoją siostrę.

– To żaden problem – zapewnia ją Neve łagodnie. – Jesteś teraz częścią rodziny, Cassie. Zrobimy dla ciebie wszystko, tak samo jak Hank. Już się nas nie pozbędziesz. Zacznij się do tego przyzwyczajać.

Warto było usłyszeć to od Neve choćby po to, by zobaczyć minę Cassie po jej słowach. Moja partnerka wygląda na absolutnie urzeczoną, mimo że w części słów mojej szwagierki zawarte było żartobliwe ostrzeżenie. Serce mi puchnie na ten widok.

To kurewsko cudowne uczucie, że mogę dać Cassie coś jeszcze poza moją miłością i absolutnym oddaniem, coś, czego nigdy nie miała. Prawdziwą, dużą rodzinę.

Mam szczerą nadzieję, że naprawdę nigdy nie będzie chciała się nas pozbyć.

Continue Reading

You'll Also Like

4.2K 117 23
" - Dlaczego mi nie powiedziałaś o tej ciąży?! - krzyknął rozwścieczony. - A kiedy miałam ci powiedzieć? - spojrzałam na niego ze łzami w oczach...
3.1K 245 22
Kontynuacja chatu skz <3
574K 16.2K 57
Rose-15 letnia brunetka z błekitnymi oczami. Lubiana w szkole,miła i szalona.Razem ze swoja przyjaciółką Lucy jest w stanie roznieść pół szkoły. Nie...
513K 15.2K 66
Madison Taylor to 17-letnia dziewczyna, która nie ma zbyt kolorowej przeszłości. Jej rodzice i brat zginęli w wypadku samochodowym. Po tym traumatycz...