Rozdział dwudziesty trzeci

6.2K 787 181
                                    

Milczymy, wsiadając do samochodu, a także kiedy Hank rusza spod szpitala. Wokół nas zdążyło się już zrobić całkiem ciemno, ale jemu to raczej nie przeszkadza – w końcu jako wilkołak ma superwzrok.

Duke obiecał odwieźć Neve do jej męża, więc zostaliśmy z Hankiem sami. Cudownie. To daje nam okazję, żeby porozmawiać, ale oboje milczymy. Boję się powiedzieć cokolwiek, bo mam dziwne wrażenie, że Hank jest ode mnie bardziej odległy niż kiedykolwiek przedtem. Milczę nawet wtedy, gdy orientuję się, że nie jedziemy do mojego domu. Nie protestuję, choć nie wiem, gdzie on mnie wywozi i nie kojarzę nawet okolicy. Z każdą kolejną minutą zabudowa wokół nas robi się coraz luźniejsza.

W końcu to on pierwszy przerywa ciszę.

– Rozumiem, że dowiedziałaś się dzisiaj naprawdę zaskakujących rzeczy, Cassie. Rozumiem, że to dla ciebie ogromny szok. Ale... czy to naprawdę takie straszne wiedzieć, że jesteś kimś więcej niż tylko człowiekiem?

Wiedziałam, że odebrał moje słowa po swojemu.

– To nie tak, Hank...

– To musiał być dla ciebie ogromny szok, dowiedzieć się, że jesteś tym, czym najbardziej pogardzałaś przez całe swoje życie – kontynuuje, jakby mnie nie usłyszał. – Że nie jesteś tak bardzo ludzka, jak byś chciała!

– Wiesz, co było dla mnie największym szokiem? Że moja matka tak naprawdę nie jest moją matką! – Podnoszę w końcu na niego głos. – I że moja prawdziwa matka prawdopodobnie poświęciła życie, żebym ja mogła wieść swoje bez miecza wiszącego mi nad głową! Dowiedziałam się dzisiaj rzeczy, które przewróciły moje życie do góry nogami, ale jasne, bądź małostkowy i martw się jedynie tym, że nie chcę obudzić w sobie mocy, o której nic nie wiem! To rzeczywiście z tego wszystkiego jest najważniejsze!

Chce mi się płakać. Rozumiem, że Hank może czuć się urażony, ale naprawdę potrzebuję go teraz, żeby mnie pocieszył i stał po mojej stronie, zamiast robić mi wymówki. Kłótnia z nim jest ostatnim, na co mam ochotę.

– Przepraszam, Cassie – odpowiada Hank nieco spokojniej – ale myślę, że nie tylko o to chodzi. Nie tylko dlatego twoje życie stanęło na głowie. Tak się stało, bo byłaś przekonana, że dopóki nie trafiłaś na mnie i na wampiry, prowadziłaś zwykłe ludzkie życie. A teraz wiesz, że ono od początku było ustawione przez nieludzi.

Tak. Ma rację. I co z tego?

– Przepraszam, że nie potrafię się z tego cieszyć – mamroczę. – Taka już jestem.

Tak mnie wychowano. Co mogę na to poradzić?

– Tak, to rzeczywiście wygodna wymówka – komentuje kąśliwie Hank. – Bo taka już jesteś.

Wkurza mnie ten komentarz.

– A co dokładnie chcesz usłyszeć, Hank? – pytam drżąco. – Że poczułam ulgę, gdy dowiedziałam się, czym jestem? Nie, nie poczułam. Że chcę tego czegoś, co we mnie siedzi? Nie, to też nie byłaby prawda. Nie chcę zainteresowania wampirów i nie chcę tracić bliskich mi ludzi tylko dlatego, że mogę być dla nich zagrożeniem. Nie chcę wiecznie żyć w strachu, jak najwyraźniej żyła moja biologiczna matka. Nie zostałam stworzona do takiego życia. Rozumiesz?

Hank posyła mi ponure spojrzenie znad kierownicy.

– Rozumiem. Czy to oznacza również, że nie zostałaś stworzona do życia z wilkołakiem?

Otwieram usta, ale nie wiem, co odpowiedzieć. Jestem zbyt zaskoczona tym pytaniem. Przecież nie ma między nami nic poważnego. Parę razy spaliśmy w jednym łóżku, Hank raz zrobił mi palcówkę i parę razy ocalił mi życie. Czy to wystarczająca podstawa, by pytać o coś takiego?

Ognisty księżyc | Nieludzie z Luizjany #3 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now