Epilog

7.2K 791 249
                                    

HANK

Dogadanie się z Lucienem Andersonem to droga przez mękę.

Chciałbym powiedzieć, że załatwiliśmy wszystko na jednym spotkaniu. Marzyłbym, żeby to było takie proste i tak właśnie się stało. Jednak nic z tego. Niezależnie od tego, że w czasie walki z jego ojcem tymczasem staliśmy po tej samej stronie barykady, po wszystkim Anderson wrócił do bycia dupkowatym wampirem i solą w naszym oku.

Czyli do codzienności.

Na trzecim spotkaniu w końcu dochodzimy do pewnego porozumienia. Jest to zapewne związane z szantażem, jakiego dopuszcza się zniecierpliwiony całą tą szopką Ian.

– Jesteście teraz w dosyć trudnej sytuacji – syczy ze swojego miejsca na sofie w moim gabinecie w siedzibie Empire Bookkeeping Services. Zarówno mnie, jak i Lucienowi tutaj najłatwiej się spotykać. – Z czwórki Andersonów zostało tylko was dwóch. Z pewnością nie chcielibyście w tym momencie borykać się z problemami związanymi z waszym wizerunkiem.

Wymieniam z Ianem spojrzenia. Od razu wiem, co ma na myśli. Chce wykorzystać informacje, które pomogła nam zgromadzić Cassie. Nadal mi się nie podoba, że uciekamy się do szantażu, ale jeśli to jedyny sposób, by ustawić Andersonów do pionu, to jestem skłonny przymknąć na to oko.

– Jakimi problemami z wizerunkiem? – pyta nieufnie Lucien.

– Wiemy o malwersacjach, jakich dopuszcza się Anderson & Sons – wyjaśnia Ian. – Bierzecie od państwa mnóstwo pieniędzy na kampanie, w których wydajecie może z połowę dotacji. Oczywiście wolelibyśmy to zostawić dla siebie, bo takie rewelacje postawiłyby w złym świetle nie tylko wampiry, ale wszystkich nieludzi. Jeśli jednak nie będziemy potrafili dojść do porozumienia, jesteśmy skłonni podzielić się tymi informacjami z władzami, żeby chwilowo mieć was z głowy.

Ian nigdy nie był dobry w delikatnym przekazywaniu wieści.

Lucien nie wygląda na zaskoczonego. Oczywiście. Nie wierzę, żeby cokolwiek działo się w jego firmie bez jego wiedzy.

– Byłem temu przeciwny – odzywa się w końcu z niesmakiem. – Wiedziałem, że wcześniej czy później ktoś się połapie, ale reszta mnie przegłosowała. Skąd o tym wiecie?

Prycham z niedowierzaniem.

– Nie mów, że nie wiesz. Przecież to dlatego zwróciliście uwagę na Cassie, prawda?

Lucien marszczy brwi.

– Na Cassie? To ona zabrała tablet Acosty, prawda? – domyśla się natychmiast, na co kiwam głową. – Nie, nie wiedziałem o tym. Mój ojciec napuścił na nią Acostę, bo rozpoznał w niej córkę feniksa. To nie miało nic wspólnego z defraudacją pieniędzy.

No tak. Brzmi szczerze i nawet jestem skłonny mu uwierzyć.

Na obronę Luciena Andersona przemawia wyłącznie to, że de facto nie chciał skrzywdzić Cassie, wręcz przeciwnie – rzeczywiście starał się ją chronić. Oczywiście miał ku temu własne powody, ale to nie on próbował ją zabić. Mógł, naturalnie, zrobić w tej sprawie więcej – na przykład od razu wyjaśnić, dlaczego jego stwórca się nią interesuje – ale rozumiem, dlaczego tego nie zrobił. Nieludzie nie lubią się dzielić prywatnymi sprawami swoich klanów. Anderson tak samo nie chciał zdradzić innych wampirów, jak ja nie chciałbym zdradzić mojej watahy.

Tylko dlatego ten skurwiel wciąż żyje. Bo zanim wpadliśmy do tamtego magazynu, to on bronił Cassie przed Laverne'em. Nigdy nie zostaniemy z Lucienem przyjaciółmi i zapewne nigdy mu nie zaufam, ale jestem w stanie wypracować kompromis, żeby żyć obok niego w tym samym mieście.

Ognisty księżyc | Nieludzie z Luizjany #3 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now