Rozdział dziewiętnasty

6.5K 760 82
                                    

No dobra, ponieważ wyjeżdżam jutro na Targi Książki do Krakowa, mogę mieć problem z terminowym dodaniem sobotniego rozdziału. Dlatego dostajecie bonus teraz (i ponieważ kilka chorowitych osób prosiło), a kolejny jak mi się uda, niekoniecznie jak zwykle o północy. Indżojcie!

____________________________________

HANK

Leżę w łóżku Cassie i przyglądam się skulonej obok mnie, śpiącej wciąż rudowłosej dziewczynie.

Nadal mi stoi po tym, jak ostatniego wieczoru doprowadziłem ją na szczyt. Przy niej praktycznie ciągle mi stoi. Zamiast jednak się na tym skupić, zastanawiam się, co ja właściwie, do kurwy nędzy, wyprawiam.

Wpadłem jak śliwka w kompot. Głęboko, nieodwołalnie i bez drogi ucieczki. Chciałem trzymać się od niej z daleka, a zamiast tego angażuję się coraz bardziej. Z tego już nie mogę się wycofać.

Nie po tym, jak usłyszałem jej ochrypłe krzyki, gdy dochodziła.

Oddała mi się. Pomimo całej swojej traumy z przeszłości, pomimo tego, jak przez lata karmiono ją strachem wobec nieludzi, pomimo tego, że ją oszukiwałem, jej ciało nadal reagowało na mnie instynktownie i oddała mi się, chociaż przekonanie jej do mnie powinno mi zająć znacznie więcej czasu. Ona musi czuć więź między nami, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie widzę innego wyjścia.

Potem ją nakarmiłem, a potem poszliśmy spać. Tak po prostu. Cassie przez cały ten czas była leniwie uśmiechnięta i zaskakująco zgodna, co każe mi przypuszczać, że orgazmy dobrze na nią działają. Dobrze wiedzieć na przyszłość.

Ja pierdolę, ta kobieta jest niesamowita.

Mimo że ciągle mi stoi, dawno nie czułem się tak dobrze jak teraz. Ona śpi przy mnie, taka ufna i spokojna, i wtula się mocno w moje ramiona, jakby szukała bliskości. Chcę ją chronić, chcę dać jej wszystko, na co zasługuje. Co sprawia, że czuję jeszcze większe wyrzuty sumienia.

Bo kły aż mnie świerzbią, żeby ją ugryźć. A ona nadal o tym nie wie.

Może i nie jest gotowa na nic więcej poza palcówką, ale nie dlatego nie uprawialiśmy jeszcze seksu. Boję się, że kiedy w nią wejdę, nie wytrzymam i ją ugryzę. Mocno. Sparuję ją, a ona nawet nie będzie wiedziała, co się dzieje. Odczuwam przerażenie zarówno na tę myśl, jak i na tę, by ją w to wszystko wtajemniczyć. Przecież dopiero co pogodziła się z faktem, że jestem wilkołakiem. Gdyby teraz usłyszała resztę, uciekłaby ode mnie z krzykiem.

Przytulam ją mocniej, aż jej plecy ocierają się o mój tors, a tyłek wpasowuje w kolebkę moich bioder. Mój twardy kutas dźga jej miękki pośladek, ale dochodzę do wniosku, że zasługuję na te tortury. Jej pościel pachnie chilli – zapachem, który już zawsze będzie mi się kojarzył wyłącznie z Cassie.

Przesuwam się odrobinę i zanurzam nos między pasmami jej rudych włosów. Kurwa. Kiedy Ian znalazł swoją partnerkę i robił z tego powodu cyrki, uważałem go za biednego idiotę. Było mi go żal. Wiedziałem już wtedy o Cassie, ale byłem zdeterminowany, by się do niej nie zbliżać. By tego nie utrudniać. Bo od początku wiedziałem, że Red będzie komplikacją. Nie spodziewałem się tylko, że aż taką.

I zdecydowanie się nie spodziewałem, że kiedy tylko się do niej zbliżę, zacznę jej aż tak chcieć.

Od tego nie ma już odwrotu. Ona prędzej czy później musi być moja, a ja muszę jej w końcu wytłumaczyć, kim dokładnie dla mnie jest.

Najlepiej w momencie, w którym będę miał pewność, że nie znajdzie drogi ucieczki.

Moje wewnętrzne tortury przerywa cichy sygnał komórki. Podnoszę się z łóżka szybko i cicho, by nie obudzić Cass, i zgarniam telefon z szafki nocnej. Dzwoni Ian. Jest naprawdę wcześnie, tym bardziej ciekawi mnie, co się stało.

Ognisty księżyc | Nieludzie z Luizjany #3 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now