Rozdział trzeci

5.6K 685 227
                                    

Łapcie ostatni rozdział w naszym maratonie! Kolejny pojawi się już standardowo w środę. Indżojcie! <3

________________________________

Odkąd zaczęłam pracę w Anderson & Sons, nigdy nie miałam wolnego dnia w ciągu tygodnia, więc nie bardzo wiem, co powinnam w tym czasie robić. Na śniadanie kupuję bajgla, którego zjadam w pobliskim parku, a potem przenoszę się pod wejście do przeszklonego budynku, w którym pracuję, i obserwuję otoczenie, czekając.

Jestem naprawdę cierpliwa. Na szczęście już koło dwunastej wśród niewielkiej grupki pracowników, którzy opuszczają budynek podczas przerwy lunchowej, dostrzegam znajomą sylwetkę. Podnoszę się z ławeczki i ruszam w jego stronę.

Oooch, jak on świetnie wygląda w tym szarym garniturze. Czy on jest szyty na miarę? Nie mam pojęcia, ile zarabiają dobrzy księgowi, ale zakładam, że nieźle, bo zawsze widuję Hanka w takich porządnych ciuchach. Ja za to mam na sobie beżową spódniczkę i żakiet z second handu. Wydawało mi się, że wyglądają dobrze, ale kiedy przyglądam się temu niesamowitemu mężczyźnie, jak podnosi do ucha telefon i zaczyna z kimś rozmawiać, a na jego nadgarstku błyszczy rolex, zaczynam mieć wątpliwości.

Stopniowo zwalniam kroku, a moje samozaparcie się ulatnia. Jezu, o czym ja myślałam, czekając na niego? PODCHODZĄC DO NIEGO, jakbyśmy się znali, jakbym miała do tego prawo?!

Wycofaj się, Cass!, krzyczy mój mózg, włączając syrenę alarmową. Wycofaj się, póki jeszcze możesz!

Zatrzymuję się, ale jest już za późno. Hank mnie dostrzegł; jego okulary odbijają promienie słońca, gdy spojrzenie mężczyzny pada prosto na mnie. Chcę się odwrócić i uciec, ale po pierwsze, wyszłabym w ten sposób na jeszcze większą idiotkę, a po drugie, nogi wrosły mi w ziemię. To koniec. Nauczę się fotosyntezy i zostanę tu na zawsze.

– Cassie? – mówi już z daleka, kiedy już kończy rozmowę i chowa telefon do kieszeni. – Co ty tutaj robisz? Masz przerwę na lunch?

W zdenerwowaniu kiwam głową, chociaż to nawet nie jest prawda.

– Czekałam na ciebie – wyrywa mi się.

Natychmiast żałuję tych słów, ale już za późno, one opuściły moje usta i poszły w świat. Dlaczego ja zawsze muszę być taka prawdomówna?!

Hank tymczasem robi zaskoczoną minę.

– Czekałaś? Na mnie? – powtarza ze zdziwieniem. Kiwam głową i nerwowo wykręcam palce. – A dlaczego na mnie czekałaś?

– Miałam nadzieję, że pójdziesz ze mną na lunch – wypalam.

Nie poznaję samej siebie. Trzęsę się ze zdenerwowania, bo totalnie nie wiem, co we mnie wstąpiło. Ja nigdy nie zachowuję się w ten sposób! Po co ja w ogóle ciągnę tę sprawę?! Danny się nią zajął, koniec tematu!

Coś mnie jednak pcha do przodu, chociaż to takie nie w moim stylu.

– Na lunch. Z tobą. – Hank znowu powtarza moje słowa, w dodatku takim dziwnym tonem, że od razu robi mi się niedobrze. Chyba nie podoba mu się ta perspektywa. O Jezu, a jeśli jest już z kimś umówiony? Jeśli ma już plany albo zwyczajnie nie chce ze mną spędzać czasu?! – Niech to dobrze zrozumiem... Zapraszasz mnie na randkę, Cassidy Ryan?

Chyba tracę na moment kontakt z rzeczywistością.

Czy on to naprawdę powiedział? A może tylko mi się śniło? Może... Jezu. Naprawdę to powiedział. W dodatku z takim niedowierzaniem w głosie, jakby to było absolutnie nieprawdopodobne (i pewnie równie komiczne) że ktoś taki jak ja mógłby zapraszać kogoś takiego jak on na lunch! Na RANDKĘ!

Ognisty księżyc | Nieludzie z Luizjany #3 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz