Rozdział ósmy

5.9K 726 228
                                    

Dobra, ładnie prosiłyście na grupie, aż wierszyk poszedł piękny, więc łapcie jeszcze jeden bonus <3

________________________________

Co on tutaj robi?!

Jakim prawem jest w mojej firmie? Czego tutaj chce?!

Kiedy rano pan Coleman kazał mi pracować z jednym z ich marketingowców, któremu z dnia na dzień odeszła asystentka, byłam wniebowzięta. Kiedy okazało się, że ten marketingowiec jest całkiem sympatycznym gościem po trzydziestce, na którego w dodatku przyjemnie się patrzy, moje samopoczucie jeszcze się polepszyło i prawie zapomniałam o tym uporczywym wrażeniu, że ktoś cały czas mnie obserwuje. Liam od razu kazał mi mówić sobie po imieniu, po czym oświadczył, że chce współpracy, a nie poddanego, który będzie wykonywał jedynie jego polecenia. To wydawało się aż zbyt dobre, żeby było prawdziwe; wyglądało na to, że trafiłam na idealnego przełożonego, żeby nauczyć się możliwie dużo o marketingu.

A potem Liam zakopał się w materiałach, które zostawiła mu poprzednia asystentka, zanim odeszła, i wiedząc, że spóźni się na umówione spotkanie z nowym potencjalnym klientem – podobno ważnym, jak mi powiedział – poprosił, żebym sama poszła do salki i sprawdziła, czy przedstawiciel klienta już przyszedł i czy czegoś nie potrzebuje. Naprawdę nie spodziewałam się tego, co zastałam po otwarciu drzwi.

Winter, nasza recepcjonistka, pożerała Hanka wzrokiem, a on wcale nie wydawał się temu przeciwny. Wręcz przeciwnie, rozsiadł się na krześle pod oknem w taki sposób, jakby cały ten gabinet należał do niego. Czułam, jak gwałtownie bije mi serce, gdy tak wpatrywałam się w niego, ubranego jak zwykle w idealnie skrojony ciemny garnitur, w tych zawadiackich okularach, i nie byłam w stanie wydusić z siebie choćby słowa.

Na szczęście tę chwilę mojej słabości szybko przerywa nadejście Liama. Prosi, żebym siadła obok niego przy stole i robiła notatki, podczas gdy on skupia całą swoją uwagę na Hanku. Sam Hank wydaje się zaskakująco mało zainteresowany ofertą Anderson & Sons; jego wzrok najczęściej wędruje do mnie, a jest tak gorący, że czuję się, jakby tylko nim mnie rozbierał. Nie zdziwiłabym się, gdyby w którymś momencie poszedł mi guzik od koszuli na wysokości moich piersi.

– Wybacz takie bezpośrednie pytanie – odzywa się w pewnym momencie Liam – ale zastanawiam się, czego właściwie od nas oczekujesz. Wasza firma świetnie sobie radzi i bez kampanii reklamowej. Co chcecie osiągnąć?

Prostuję się, kiedy słyszę te słowa. Co takiego?!

Dobra, myślałam, że Hank po prostu jest księgowym. Tak wygląda, a pracuje w firmie oferującej usługi księgowe. Pytałam go o to, a on nigdy nie zaprzeczył! Tymczasem Liam wyraźnie sugeruje, że Hank jest WŁAŚCICIELEM FIRMY. Właścicielem?!

Ktoś taki odwoził mnie do mojego byle jakiego domu w Bayou St. John?!

Jestem trochę wyprowadzona z równowagi, ale staram się tego po sobie nie pokazać. Spuszczam wzrok na tablet, na którym robię pospieszne notatki, ale głos Hanka zdaje się docierać do samego mojego wnętrza.

– Chcielibyśmy wyjść z Empire Bookkeeping Services poza Nowy Orlean – odpowiada Hank gładko. – Otworzyć filie w sąsiednich stanach, rozszerzyć działalność, jak tylko się da. Tutaj idzie nam świetnie, pozbyliśmy się praktycznie całej liczącej się w branży konkurencji. Jeśli wy pomożecie nam wypłynąć na szersze wody, nic nas nie powstrzyma. Sądzę, że Lucien wie, że i wy możecie na tym sporo zyskać.

Lucien? Lucien Anderson? Czy Hank próbuje powiedzieć, że zna się z właścicielem mojej firmy?!

Robi mi się gorąco. A ja pokazałam mu dokumenty, które stąd wyniosłam?!

Ognisty księżyc | Nieludzie z Luizjany #3 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now