Ognisty księżyc | Nieludzie z...

Oleh KorpoLudka

255K 29.3K 7.9K

Kiedy Cassidy „Cassie" Ryan, asystentka w dziale księgowości, odkrywa coś nietypowego w rachunkach firmy, dla... Lebih Banyak

Wstępnie
Prolog
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Bonus 1
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Bonus 2
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci
Rozdział trzydziesty czwarty
Epilog
Bonus 3

Rozdział ósmy

6K 729 229
Oleh KorpoLudka

Dobra, ładnie prosiłyście na grupie, aż wierszyk poszedł piękny, więc łapcie jeszcze jeden bonus <3

________________________________

Co on tutaj robi?!

Jakim prawem jest w mojej firmie? Czego tutaj chce?!

Kiedy rano pan Coleman kazał mi pracować z jednym z ich marketingowców, któremu z dnia na dzień odeszła asystentka, byłam wniebowzięta. Kiedy okazało się, że ten marketingowiec jest całkiem sympatycznym gościem po trzydziestce, na którego w dodatku przyjemnie się patrzy, moje samopoczucie jeszcze się polepszyło i prawie zapomniałam o tym uporczywym wrażeniu, że ktoś cały czas mnie obserwuje. Liam od razu kazał mi mówić sobie po imieniu, po czym oświadczył, że chce współpracy, a nie poddanego, który będzie wykonywał jedynie jego polecenia. To wydawało się aż zbyt dobre, żeby było prawdziwe; wyglądało na to, że trafiłam na idealnego przełożonego, żeby nauczyć się możliwie dużo o marketingu.

A potem Liam zakopał się w materiałach, które zostawiła mu poprzednia asystentka, zanim odeszła, i wiedząc, że spóźni się na umówione spotkanie z nowym potencjalnym klientem – podobno ważnym, jak mi powiedział – poprosił, żebym sama poszła do salki i sprawdziła, czy przedstawiciel klienta już przyszedł i czy czegoś nie potrzebuje. Naprawdę nie spodziewałam się tego, co zastałam po otwarciu drzwi.

Winter, nasza recepcjonistka, pożerała Hanka wzrokiem, a on wcale nie wydawał się temu przeciwny. Wręcz przeciwnie, rozsiadł się na krześle pod oknem w taki sposób, jakby cały ten gabinet należał do niego. Czułam, jak gwałtownie bije mi serce, gdy tak wpatrywałam się w niego, ubranego jak zwykle w idealnie skrojony ciemny garnitur, w tych zawadiackich okularach, i nie byłam w stanie wydusić z siebie choćby słowa.

Na szczęście tę chwilę mojej słabości szybko przerywa nadejście Liama. Prosi, żebym siadła obok niego przy stole i robiła notatki, podczas gdy on skupia całą swoją uwagę na Hanku. Sam Hank wydaje się zaskakująco mało zainteresowany ofertą Anderson & Sons; jego wzrok najczęściej wędruje do mnie, a jest tak gorący, że czuję się, jakby tylko nim mnie rozbierał. Nie zdziwiłabym się, gdyby w którymś momencie poszedł mi guzik od koszuli na wysokości moich piersi.

– Wybacz takie bezpośrednie pytanie – odzywa się w pewnym momencie Liam – ale zastanawiam się, czego właściwie od nas oczekujesz. Wasza firma świetnie sobie radzi i bez kampanii reklamowej. Co chcecie osiągnąć?

Prostuję się, kiedy słyszę te słowa. Co takiego?!

Dobra, myślałam, że Hank po prostu jest księgowym. Tak wygląda, a pracuje w firmie oferującej usługi księgowe. Pytałam go o to, a on nigdy nie zaprzeczył! Tymczasem Liam wyraźnie sugeruje, że Hank jest WŁAŚCICIELEM FIRMY. Właścicielem?!

Ktoś taki odwoził mnie do mojego byle jakiego domu w Bayou St. John?!

Jestem trochę wyprowadzona z równowagi, ale staram się tego po sobie nie pokazać. Spuszczam wzrok na tablet, na którym robię pospieszne notatki, ale głos Hanka zdaje się docierać do samego mojego wnętrza.

– Chcielibyśmy wyjść z Empire Bookkeeping Services poza Nowy Orlean – odpowiada Hank gładko. – Otworzyć filie w sąsiednich stanach, rozszerzyć działalność, jak tylko się da. Tutaj idzie nam świetnie, pozbyliśmy się praktycznie całej liczącej się w branży konkurencji. Jeśli wy pomożecie nam wypłynąć na szersze wody, nic nas nie powstrzyma. Sądzę, że Lucien wie, że i wy możecie na tym sporo zyskać.

Lucien? Lucien Anderson? Czy Hank próbuje powiedzieć, że zna się z właścicielem mojej firmy?!

Robi mi się gorąco. A ja pokazałam mu dokumenty, które stąd wyniosłam?!

Boże, jestem taką idiotką. Dlaczego to zrobiłam? Zaufałam praktycznie obcemu mężczyźnie, o którym nic nie wiedziałam, nie mając pojęcia o jego powiązaniach! Nie wiem, dlaczego jeszcze nie powiedział moim szefom, jak mało lojalną jestem pracownicą, ale na pewno to zrobi. Albo spróbuje mnie szantażować... albo coś.

Tak naprawdę nie mam pojęcia, o co chodzi Hankowi Beckettowi.

– To bardzo ambitny plan – odpowiada Liam, nie zauważając stanu mojej chwilowej katatonii. – Jesteście gotowi na związane z tym koszty?

– Oczywiście. – Hank obojętnie wzrusza ramionami. – Nie byłoby mnie tu, gdyby było inaczej, prawda? Ostatecznie jako współwłaściciel Empire Bookkeeping Services mam lepsze rzeczy do roboty niż tracenie czasu na projekty, w których powodzenie nie wierzę.

Kręci mi się w głowie. Chwytam mocniej tablet, jakby miał mi pomóc utrzymać się w pozycji pionowej.

To już nie są sugestie. Hank właśnie wprost powiedział, że jest współwłaścicielem firmy. A mimo to przyznał mi rację, kiedy pytałam, czy jest księgowym! Po prostu nie wierzę, że można tak kogoś okłamać. Jaki człowiek robi coś takiego? I po co?!

Dobra, wiem, że jestem łatwowierna. I naiwna. Mnóstwo ludzi zawsze mi to powtarzało, a ja często miewałam przez to jakieś drobne nieprzyjemności. Komuś pożyczyłam coś, co nigdy do mnie nie wróciło. Zostawiłam gdzieś telefon w przekonaniu, że przecież nikt go nie zabierze, po czym okazało się, że jednak ktoś się na niego połasił. Tego typu sprawy. Nigdy jednak aż tak nie zawaliłam. Kontakt z Hankiem Beckettem może mnie nawet pozbawić pracy.

No dobra, i tak chciałam szukać innej, takiej, w której nie rządzą wampiry. Ale przecież nie tak od razu!

– No dobrze – mówi powoli Liam, wyraźnie zastanawiając się nad całą tą sytuacją. Nie rozumiem, w czym tkwi problem; skoro Hank zna się z Lucienem, to dlaczego nie dobijamy jeszcze targu? Powinni mu od razu podsunąć umowę do podpisania. Tymczasem cały czas mam wrażenie, że Liam traktuje Hanka z dystansem i ostrożnie. Nic z tego nie rozumiem. – Wiesz, że muszę przedyskutować taką możliwość z moimi przełożonymi. To wygląda na duży projekt i musimy mieć pewność, że chcemy w to wejść. Tymczasem jednak możesz uzupełnić formularz z moją asystentką, dzięki niemu określimy bliżej twoje potrzeby i preferowane drogi marketingowe. Gdybyś miał jakiekolwiek pytania, Cassie chętnie będzie służyć ci pomocą.

– Och, nie wątpię, że będzie – mruczy Hank, patrząc na mnie w dziwny sposób.

On naprawdę gapi się tak, jakby rozbierał mnie wzrokiem. Może ten facet chce, żebym w ten sposób straciła pracę? Powie wszystkim, że łączy mnie z nim jakaś relacja, a jako że ma zostać naszym klientem, ja będę musiała odejść?

Ale po co niby miałby robić coś takiego?

Liam żegna się z Hankiem, obiecując, że wkrótce się z nim skontaktuje, po czym zostawia mnie z nim sam na sam. Oczywiście zamyka za sobą drzwi, a ja nagle czuję się jak uwięziona w klatce.

Bez słowa podsuwam Hankowi tablet z otwartym formularzem. On jednak nawet na niego nie spogląda; wzrok ma cały czas utkwiony we mnie. Czuję się pod nim bardzo niekomfortowo, choć głównie dlatego, że z jakiegoś pokręconego powodu robię się podniecona.

– Cassie – mówi, kiedy uparcie wpatruję się w tablet. – Red, spójrz na mnie.

Nie potrafię oprzeć się temu idiotycznemu przydomkowi. Podnoszę niespiesznie wzrok, żeby zobaczyć, jak Hank powoli wciąga w płuca powietrze.

– Nie powiedziałeś mi, że jesteś właścicielem Empire Bookkeeping Services – wypominam mu.

Wzrusza ramionami.

– Współwłaścicielem – poprawia mnie. – Nie pytałaś.

– Pytałam, czy jesteś księgowym.

– Jestem – odpiera z rozbawieniem. – Nie okłamałem cię, Red.

Och, on może tak sądzi i nawet w to wierzy. Ale ja wiem lepiej. Hankowi świetnie idzie manipulowanie mną. Robi mi się niedobrze, gdy znowu sobie przypominam, jak wiele mu zdradziłam na swój temat i na temat Anderson &Sons.

Co zamierza zrobić z tą wiedzą?

– Znasz Luciena Andersona? – wyrywa mi się.

Kiwa głową.

– Niezbyt dobrze, ale tak – przyznaje. – Obracamy się... w podobnych kręgach. Dlaczego pytasz?

– I nie przyszło ci do głowy wspomnieć o tym, kiedy pokazałam ci wrażliwe dokumenty z mojej firmy?

Hank robi taką minę, jakby dopiero teraz zrozumiał, o co chodzi. Wyciąga rękę, próbując ją zamknąć wokół mojej dłoni, ale wycofuję się poza zasięg jego ramion. Z frustracją marszczy brwi.

– Po co? Nie zamierzam o niczym mówić Lucienowi ani nikomu innemu – obiecuje.

Ponieważ jednak nagle odkryłam w sobie spore pokłady nieufności względem tego faceta, pozostaję wobec tego zapewnienia sceptyczna.

– Ach tak?

– Dokładnie tak – potwierdza ze złością. – Cassie, nie mam zbyt dobrego zdania o tej firmie ani o osobach, które ją prowadzą. Nie mam też żadnego interesu w przekazywaniu Lucienowi informacji, którymi może jedynie zniszczyć młodą asystentkę mającą całą karierę przed sobą.

Coraz mniej z tego wszystkiego rozumiem. Skoro Hank nie lubi się z Lucienem Andersonem, to dlaczego chce kampanii marketingowej właśnie w jego firmie? Chodzi tylko o to, że to najlepsza tego typu firma w Nowym Orleanie? Nie mam pojęcia o układach panujących na szczycie, więc może tylko dla mnie to nie ma sensu.

Jestem prostolinijną osobą. Równie dobrze mogę o to zapytać wprost.

– Więc dlaczego tu jesteś?

Po raz pierwszy to Hank spuszcza wzrok. Zerka na tablet i przygotowany formularz, a w mojej głowie karuzela myśli nie chce się zatrzymać. On mnie nie okłamuje, po prostu pomija pewną część prawdy, gdy nie chce, bym ją znała. Robi tak od początku.

Teraz chyba też.

– To przez te dokumenty, które ci pokazałam?

Robi zaskoczoną minę.

– Co takiego?

– Dokumenty – powtarzam uparcie. – Mówisz, że nie lubisz Luciena Andersona. Więc może uznałeś, że się temu przyjrzysz? Po to tu jesteś?

Robi mi się głupio, gdy Hank parska śmiechem. Chyba jednak źle połączyłam te kropki.

– Red, po co miałbym to robić? – odpowiada, kręcąc głową. – Z pewnością wiesz, że usługi waszej firmy nie są tanie. Po co miałbym wyrzucać tyle pieniędzy, by wtrącać się w sprawy, które mnie nie dotyczą?

Wycofuję się. Cała moja pewność siebie znika, kiedy Hank tak jawnie się ze mnie wyśmiewa. Jakieś ziarenko niepewności we mnie pozostaje, ale nie poruszam więcej tego tematu.

On nadal wprost nie zaprzeczył.

***

Kiedy kończymy wreszcie wypełnianie formularza i resztę formalności, Hank prosi o odprowadzenie go do windy.

Zachowuje się naprawdę normalnie. Jest spokojnym, wyważonym facetem, do którego nie pasuje ani bezsensowna vendetta na właścicielach firmy wampirach, ani śledzenie mnie. Może ma jakieś logiczne wytłumaczenie, którego nie pozwoliłam mu przekazać? Dostaję od niego tak mieszane sygnały, że sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.

Oboje milczymy, kiedy korytarzami prowadzę go do wyjścia. Hank idzie tak blisko, że ramieniem niemalże ociera się o moje; dociera do mnie jego zapach i muszę zacisnąć szczęki, żeby się uspokoić. On mi tego jednak nie ułatwia, bo w następnej chwili kładzie dłoń między moimi łopatkami.

Dlaczego on mnie dotyka?!

Spinam się, a żar promieniujący z jego dłoni na moje ciało wkrótce ogarnia mnie całą. Podczas gdy ja prawie się rozpadam, on nawet na mnie nie patrzy i nie daje po sobie poznać, że ten gest w ogóle był świadomy, a co dopiero że cokolwiek czuje.

Na drżących nogach ledwie dochodzę do recepcji. Nie zamierzam się tam zatrzymywać, ale wtedy Winter wybiega zza swojego stanowiska i do nas dołącza. Jest ode mnie o pół głowy wyższa, więc czuję się przy niej idiotycznie i jak krasnal, chociaż mam na sobie szpilki.

– Już pan wychodzi? – szczebiocze Winter. – Mam nadzieję, że nasza... stażystka nie zniechęciła pana do współpracy?

Ledwie na mnie spogląda, gdy wypowiada te słowa. Czuję rumieniec występujący na twarz, ale się nie odzywam.

– Cassie jest asystentką – prostuje spokojnie Hank. – I umówi nam drugie spotkanie z Liamem, kiedy tylko ten skonsultuje się z przełożonymi, prawda?

Kiwam głową, zaskoczona, że w pewnym sensie stanął w mojej obronie, ale w tej samej chwili Winter gestem iluzjonisty wyciąga swoją wizytówkę i wręcza ją Hankowi. Ten chwilę przygląda się jej z namysłem, po czym ją bierze.

– Gdyby potrzebował pan jakiejś prywatnej porady – mówi zachęcająco recepcjonistka – to proszę dzwonić. O dowolnej porze dnia lub nocy.

Mruga do niego, wyraźnie zadowolona, po czym odchodzi, a ja czuję dziwne szarpnięcie w sercu na widok jej wizytówki znikającej w kieszeni spodni Hanka. Odwracam się, by skierować z nim do wind, Hank nie nadąża za mną i nagle zostaję pozbawiona jego dotyku.

On ma prawo brać wizytówki od kobiet, przypominam sobie, stając przy windach i wzywając dla niego jedną z nich. Może robić, co tylko chce. Jestem dla niego nikim i tak pozostanie. Może umówić się z Winter nawet na niezobowiązujący seks, a mnie nic do tego. W ogóle nic mi do tego, co on robi w wolnym czasie!

Czuję, kiedy Hank pojawia się obok, bo trudno przegapić jego gorącą, elektryzującą obecność, nawet gdy na mnie nie patrzy. Uparcie wgapiam wzrok w panel windy, byleby tylko nie musieć spojrzeć na mężczyznę, który w mojej obecności niewerbalnie przekazał innej kobiecie, że jest nią zainteresowany. Dlaczego w ogóle aż tak mnie to obchodzi?!

– Red, wszystko w porządku?

Kiwam głową. Nie zmusi mnie do odpowiedzi. Nie ma mowy.

– Pracujesz teraz z Liamem Petersonem?

– Tak – mamroczę. Głupio nie odpowiedzieć, kiedy on zaczyna zwykłą pogawędkę. – Jak widać.

– I jak ci się teraz pracuje?

– Zaczęłam dopiero dzisiaj, ale póki co dobrze. – Ożywiam się nieco, gdy myślę o Liamie. – To fajny facet. Kreatywny i pełen entuzjazmu. Nie przejmuje się aż tak bardzo, o której przychodzę do pracy, jak mój poprzedni przełożony, a kiedy siedzę przy biurku, powtarza, żebym zdejmowała szpilki. Jego zdaniem stopy w nich cierpią.

Czekam na jakąś odpowiedź, ale kiedy nie nadchodzi, nie wytrzymuję i w końcu na niego zerkam.

Hank wygląda dziwnie. Jakby go coś bolało. Ma zaciśnięte szczęki i mięsień w policzku mu pulsuje. Co mu się stało?

– Wszystko w porządku, Hank? Hej!

Kiedy winda nadjeżdża, on nagle chwyta mnie za ramię i wciąga do środka. Jesteśmy w niej sami; Hank wdusza przycisk dwudziestego szóstego piętra, po czym łapie także moje drugie ramię i przestawia mnie pod najbliższą ścianę. Wszystko to wydarza się w ciągu kilku sekund, nie mam nawet czasu na reakcję, poza tym jestem tak zaskoczona, że nie protestuję ani słowem. Po prostu gapię się z niedowierzaniem, jak on nachyla się nade mną, aż jest naprawdę blisko.

– Zjedz ze mną lunch, Red – mówi, choć jego głos bardziej przypomina warkot.

On chyba oszalał.

– Jest za wcześnie na lunch – protestuję. – Poza tym mam pracę i umówiłam się już z Liamem...

Piszczę, kiedy Hank zacieśnia uścisk na moich ramionach. Co ten człowiek wyprawia?!

– Hank, przerażasz mnie – dyszę.

Wyraz jego twarzy zmienia się w przeciągu sekundy. Puszcza mnie i odsuwa się pod przeciwległą ścianę windy, a ten dziki błysk w jego oczach stopniowo zanika. Jezu, jestem zamknięta w jednej windzie sam na sam z wariatem!

– Przepraszam – mówi dziwnie zachrypniętym głosem. – Przepraszam, Cassie, nie chciałem cię przestraszyć. Nigdy bym cię nie skrzywdził. Przysięgam.

Brzmi szczerze, ale to jeszcze nie znaczy, że naprawdę nic mi z jego strony nie grozi. Jakim cudem ten spokojny, ułożony księgowy w okularach może w ciągu sekundy przeobrazić się w kogoś, kto siłą wciąga mnie do windy i przyszpila do jej ściany?!

– Skąd znasz mój adres? – pytam drżącym głosem.

Hank mruga zdziwiony.

– Co takiego?

– Słyszałeś mnie – upieram się. – Skąd znasz mój adres?

Milczy przez chwilę. Pewnie się zastanawia, w jaki sposób mnie okłamać.

– Nie mogę ci tego teraz wyjaśnić – odpowiada w końcu ku mojemu rosnącemu przerażeniu. – Przysięgam, że nie miałem złych intencji, Cassie, ale nie jestem w stanie ci tego teraz wyjaśnić. Proszę...

Na szczęście w następnej chwili winda zatrzymuje się na dwudziestym szóstym piętrze. Nawet nie patrzę na jego wystrój, gdy wyskakuję na zewnątrz.

– Trzymaj się ode mnie z daleka – powtarzam. – To nie powinno być trudne.

Potem uciekam, odnajduję wejście na klatkę schodową i zaczynam w szpilkach zbiegać te dwanaście pięter z powrotem w dół.

To wszystko jego wina.

Hank oczywiście nie próbuje mnie ścigać, dzięki czemu po chwili moje serce zaczyna się odrobinę uspokajać. Nie rozumiem, co się wokół mnie dzieje. Dlaczego ten facet tak się zachowuje?!

I czy sama się w to wplątałam, zapraszając go tamtego dnia na lunch?

Lanjutkan Membaca

Kamu Akan Menyukai Ini

21.6K 3K 35
III tom serii. Opis później.
424K 38.9K 53
Riley zdecydowanie nie jest duszą towarzystwa. Nie jest też typowym złym facetem, a o arkanach flirtu wie tyle, co kot napłakał. Jednak jako żołnierz...
570K 16.2K 57
Rose-15 letnia brunetka z błekitnymi oczami. Lubiana w szkole,miła i szalona.Razem ze swoja przyjaciółką Lucy jest w stanie roznieść pół szkoły. Nie...
4.1K 116 23
" - Dlaczego mi nie powiedziałaś o tej ciąży?! - krzyknął rozwścieczony. - A kiedy miałam ci powiedzieć? - spojrzałam na niego ze łzami w oczach...