𝐀𝐑𝐈𝐒𝐓𝐎𝐂𝐑𝐀𝐓𝐈𝐀. 𝐬�...

By artesmortuae

15.6K 1.2K 1.8K

━ juliusz słowacki × adam mickiewicz, z elementami cyprian norwid × zygmunt krasiński ━ zakończone ━ głównie... More

| preludium
| ekspozycja
| memoriał
| remedia
| formalizm
| kontrpartner
| gafa
| lawiracja
| demonologia
| powiernictwo
| afektowność
| rapiery
| aparycja
| celebracja
| pokomplikowanie
| zwiadowcy
| następstwa
| rozwaga
| przebudzenie
| iskrzenie
| altruizm
| wirtuozeria
| ogniwo
| wspominki
| ballada
| insomnia
| rekonesans
| knieje
| monarchia
| bies
| finito
| zakończenie

| dyskutantki

525 40 97
By artesmortuae

— A więc mówisz, że Julek uznał za wyborny pomysł grozić swojemu chłopcu bronią białą, tak? Pf, zawsze wiedziałam że to nie ja jestem ta najmniej ogarnięta.

Aleksandra uniosła wzrok błękitnych tęczówek znad kolejnej pochłanianej przez siebie książki o historii ich kraju, ganiąc młodszą siostrę pełnym dezaprobaty spojrzeniem. Ta jednak nie zrobiła sobie z tego za wiele, nadal unosząc pobłażliwie brwi i uśmiechając się pod nosem. Siedziały właśnie w komnacie starszej Bècu, intensywnie dyskutując na temat ostatnich wydarzeń w życiu uczuciowym ich brata i poniekąd wspominając coś o nadchodzącym spotkaniu Długonocnym.

— No wiesz, mógł to tak odczytać.

— I tylko przynieść ten rapier. Ja tam myślę, że Adam mógł się przestraszyć kiedy zaistniała realna opcja rozpłatania mu klatki piersiowej przez całkiem sprawnego szermierza.

— Też fakt, ale do licha, trochę wyrozumiałości. Przecież się jako tako ostatnio dogadują.

— Muszę spytać Adama czy robi to z obawy przed umiejętnościami fechtunkowymi Julka.

— Ani się waż.

Parsknięcie śmiechu Hersylii zgrało się wręcz idealnie z drugą damą dworu chwytającą za jakiś cienki notatnik i dającą jej nim dyscyplinarnie po głowie. Nie zrobiła sobie z tego za wiele, jedynie przygładziła proste, atramentowo ciemne kosmyki i wzięła jeden między dwa palce, przyglądając mu się uważnie.

— Wiesz, w sumie to skróciłabym włosy na ten bal.

— Tak jak kiedy miałaś piętnaście lat i skończyłaś z takimi nieco za uszy, bo nie określiłaś jak krótkie mają być?

— Nie no, może dłuższe. Żeby się dało związać. Jak Ty możesz żyć z takimi przez całe dwadzieścia parę lat?

— Powód pierwszy, upinam je zawsze jakoś. Powód drugi, nie skaczę po drzewach, nie jeżdżę wyczynowo konno i nie próbuję robić treningów jak dla gwardzistów. Powód trzeci, dobrze wyglądają, no i jak rozpuszczę to mi cieplej w szyję.

— Słabe argumenty. Myślisz, że Celina lubi krótkie włosy?

— Sądzę, że sama wiesz lepiej. Po tym, jak wyjaśniłaś mi szczegółowo, które kwiatki lubi najbardziej i dlaczego, nabrałam przeczucia że możesz być nieco bardziej rozeznana w temacie.

Po chwili, na rozłożoną na kolanach Aleksandery książkę spadła poduszka. Konkretnie, poduszka która przed chwilą zatrzymała się na moment na twarzy starszej Bècu. I, jak to zresztą w rodzeństwie bywa, działanie to nie pozostało bez żadnego odwetu. Faktycznie, już po chwili "Geneza tradycji lellivańskich pod względem drobnych obyczajów opracowana" leżała na stoliku nocnym, podczas gdy poprzednio czytająca ją kobieta zaczęła bardzo dojrzale okładać swoją towarzyszkę poduszkami. I obrywać poduszkami, ale to mniej chlubne. A August, który wszedł do pomieszczenia przez otwarte zresztą drzwi i zobaczył, co właściwie zajmowało jego dorosłe i odpowiedzialne córki, przez krótki moment wydawał się personifikacją cichego załamania nerwowego. Przeczesał dłonią siwiejące na skroniach włosy i odkaszlnął lekko, próbując zwrócić na siebie jakąkolwiek uwagę dziewcząt.

— O, cześć, tato!

— Coś się dzieje, tato?

Na widok tak szybkiego uspokojenia się sytuacji, doktor doszedł do wniosku że Salomea miała rację i że kobieta faktycznie zmienną jest. Skonkludował również, że nie zrozumie tych przedziwnych istot, choćby i stanął na głowie.

— Aleksandro, wspominałaś wczoraj przy kolacji, że znalazłaś tamtą książkę, o której mówiła Mea?

— Tak, faktycznie. Pani mama wspominała, że chciałeś z nią nieco czytać…? Myślałam, że wolisz podręczniki akademickie.

August znowu przeczesał palcami brązowawe kosmyki.

— Te kryminalne powieści które lubi Mea nie mogą się przecież aż tak różnić od książek o patomorfologii. Same trupy i domyślania się, co spowodowało te trupy. Tak to wygląda, prawda?

— Jeny, tato. Widać, że dawno żadnej nie czytałeś.

— Co…?

— Wiesz co, to może ja Ci wszystko wyjaśnię, jak pójdziemy do biblioteki. Hersylka, a Ty nie chciałaś przypadkiem iść do Celiny?

Rzeczona Hersylka zmarszczyła brwi w zdumieniu, ale po chwili dotarło do niej, że tamta dawała jej po prostu do zrozumienia, że ma wyjść z jej komnaty. I w sumie, to właśnie uczyniła, niecałe kilka sekund po zniknięciu swojego ojca i siostry. No, może przy okazji przełożyła zakładkę w książce Aleksandry na stronę wcześniej, niż była, ale poza tym zachowała się niezwykle z klasą i dorośle. Tak, zdecydowanie trzymała poziom jak na swoje lata.

Sprężystym, dosyć szybkim krokiem przeszła do swojej komnaty, znajdującej się notabene jeszcze w tym samym korytarzu. Co z dumą podkreślała, pomieszczenie prezentowało się tak samo schludnie, a może nawet nieco bardziej, niż to, w którym rezydowała Aleksandra. Zdecydowaną przewagę w tej kwestii dawał brak wszechobecnych książek i fakt, że młodsza z panien Bècu spędzała zdecydowaną większość czasu na dworze. Teraz też zresztą nie miało być inaczej. Podeszła do garderoby i ściągnęła lekko brwi w skupieniu, analizując na co może zamienić jedną z nielicznych, pałacowych sukienek. Werdykt zapadł dosyć szybko i już po chwili, w luźnawej koszuli, dopasowanych spodniach i zimowych butach zajęła się układaniem włosów w praktyczny węzeł na karku. Wychodząc, ubierała się już w biegu w płaszcz, szalik i parę skórzanych rękawiczek; może i pierwszy śnieg pojawiał się zawsze w samą Długonoc, jednak nie znaczyło to że początek grudnia był jednym z cieplejszych okresów roku. Śmiała twierdzić, że wręcz przeciwnie. Miała więc już pomysł na to, czym może się zająć. Parys musiał się przecież wybiegać, prawda?

Zanim jednak wyszła z pałacu, w pobliżu głównego holu rzuciły jej się w oczy znajome ciemnorude pasma falujących włosów splecione w misterny warkocz. Uśmiechnęła się tylko szelmowsko i zbliżyła do ich właścicielki, naprawdę poważnie zastanawiając się przy tym, czy nie zmienić fryzury. Może jakoś wybada teren.

— No cześć, jak się miewasz? Też idziesz zaznać trochę świeżego powietrza?

Celina podskoczyła prawie niezauważalnie, skierowała wzrok i zielonej, i brązowej tęczówki na damę dworu, po czym, kilka sekund później, przerwała kontakt wzrokowy. Hersylia z pewną satysfakcją zanotowała, że policzki Szymanowskiej nabrały subtelnie ciemniejszej barwy, niż przedtem. Pomocnica medyka pochyliła lekko głowę i uniosła kąciki ust, nadal patrząc wszędzie poza oczami drugiej dziewczyny.

— Tak, właściwie to chyba tak, Panienko Bècu. Doktor Towiański prosił mnie, żebym skoczyła do miasta po parę składników do jego syropów, wiesz, gwardziści zaraz zaczną z sezonem katarowo—kaszlowym na poważnie.

— Czy Ty tak na poważnie z tym panienkowaniem?

— Nie wiem o czym Panienka mówi, Panienko Bècu.

— Celina, no! Weź się!

— Jak sobie Panienka życzy, Panienko Bècu.

Tutaj Celina nie chciała się już powstrzymywać i zaśmiała się cicho na widok zmarszczonych w geście niedowierzania i żartobliwego zawodu brwi Bècu. Żeby chociaż trochę zrekompensować jej to droczenie się, położyła jej dłoń na policzku, delikatnie głaszcząc kciukiem okolicę między jednym ciemnoorzechowym okiem a zarysowaną ładnie kością policzkową. Doskonale wiedziała, co mogło sprawić, że jej partnerka zapomni o wszelkich takich drobnych prztykach w jej stronę.

— Bywasz nie do życia.

— Chyba Ty. Ale tak serio, chcesz się może przejść do miasta? W sensie, spacerek, a ja pozałatwiam te sprawy i wracamy.

— Mam lepszy pomysł. Pamiętasz jeszcze Penelopę?

— Penelopę? Twojego jucznego livańskiego?

Hersylia pokiwała głową, przy okazji łapiąc za nieco drobniejszą od jej własnej dłoń Szymanowskiej i kierując się ponownie w stronę wyjścia z całego budynku. Wyglądało na to, że panienkowanie już przestało wyzwalać w niej żądnego zemsty demona; o ile kiedykolwiek miało to charakter poważniejszy niż delikatne przekomarzanie się z damą dworu.

— No tak, Penelopę. Jasnokasztanowata, grzywa z warkoczykiem.

— Pamiętam, ale co w związku z… Okej. Rozumiem. Znowu próbujesz mnie wyciągnąć na konną przejażdżkę i usprawiedliwisz to tym, że skoro doktor Towiański oczekuje, że pójdę piechotą, to mamy więcej czasu dla siebie i możemy sobie jeszcze pojeździć, znowu skończymy na jakimś leśnym trakcie i prawdopodobnie wrócimy jeszcze później, niż gdybym faktycznie się wlokła na piechotę.

Tym razem to Bècu uciekła wzrokiem w bok.

— Nieee… No dobra, tak. Ale tym razem Ty możesz wybrać trasę!

— Czyli do miasta i z powrotem przez lasek.

— Okej.

— Bez schodzenia ze ścieżki.

— Absolutnie.

— Jak odjedziesz w ten Twój prowokujący do jazdy za Tobą sposób, to jedziesz dalej sama.

— Zrozumiane.

— Tak?

— Definitywnie.

Celina wydawała się usatysfakcjonowana odpowiedzią, bo delikatnie przeciągnęła kciukiem po wierzchu dłoni Hersylii, tak jak zawsze, kiedy dawała jej do zrozumienia, że jest w porządku albo że się na coś zgadza. Tamta również wydawała się zadowolona, nawet mimo faktu że musiała ustąpić swojego zdania. Prawdopodobnie miał na to wpływ fakt, że ręka, którą czuła na swojej własnej, była niezwykle przyjemna w fakturze. Nieco mniej szorstka niż jej własna, ale wciąż dało się na niej wyczuć, że właścicielka używa jej przy swojej pracy, z wyczuciem i spokojnie.

— Lubisz krótkie włosy?

— Dawno nie nosiłam, szczerze mówiąc.

— Ale że tak u innych osób, wiesz.

— A co, ścinasz?

— Może tak. A może nie. Zobaczę. Ciekawe, czy Ferenc znowu wziął Parysa na przejażdżkę przede mną. Co jakiś czas tak robi.

— Wybitny akt podłości. Wiesz co, może sama też zacznę tak robić?

— PRZESTAŃ.

Tuż po wydaniu z siebie tego nadzwyczaj emfatycznego prychnięcia niezadowolenia, przyciągnęła swoją towarzyszkę nieco bliżej siebie, wchodząc do budynków stajennych. Jak zwykle, już od wejścia uderzała ogólna krzątanina, która nie ustawała prawie nigdy, dużo cieplejsza niż na zewnątrz temperatura i sporo odgłosów dochodzących z różnych stron; uderzenia kopyt o podłoże, przemawiający do zwierząt stajenni, albo charakterystyczny szelest przeżuwanej przez konie słomy. Minęły kilka boksów, kierując się do sekcji kompleksu w której znajdowały się wierzchowce należące stricte do rodziny królewskiej i pierwszym, co rzuciło im się w oczy, był kary troiczyk z białą strzałką na czole i w pełnym oprzyrządowaniu koniecznym do jazdy. Nawet bez tego widoku, po niespokojnym przebieraniu nogami przez podekscytowane stworzenie, była w stanie stwierdzić, że to właśnie Parys. A obok Parysa znajoma im, przerażająco wysoka sylwetka blondyna w zielonkawym płaszczu.

— Ferenc! Znowu bierzesz Parysa dla siebie?

Młodzieniec parsknął tłumionym śmiechem, po czym skłonił się lekko, nie puszczając trzymanych przez siebie wodzy. Troiczyk zarżał entuzjastycznie, widząc dwie nowe osoby w otoczeniu.

— Panienko Bècu, czyżby chciała Panienka samemu zabrać go na przejażdżkę? Czy to aby przystoi damie dworu? Cześć, Celina.

— Podły jesteś, Ferenc. Czy wy macie z Celiną jakąś zmowę?

Szymanowska uznała za punkt honoru przybić triumfalnego żółwika ze stajennym, kiedy Hersylia odebrała mu rumaka i przywitała się z nim lekkim poklepaniem po błyszczącej szyi. Co jak co, ale prezencji lokatorów lellivańskich stajni królewskich mógł niejeden miłośnik wierzchowców pozazdrościć.

— Wyciągnęła Cię na spacer z końmi? I którego Ci osiodłać?

— Penelopę. Dzięki, Ferenc. A tak poza tym, mam sprawę dla doktora Towiańskiego do załatwienia. Adam gdzieś zniknął, więc tym razem moja kolej na jazdę do miasta.

Chłopak zaczął oporządzać i przygotowywać do drogi ładną, spokojną klacz w typie nieco cięższym niż wierzchowiec Bècu. Celina pogłaskała zwierzę po chrapach, wywołując u niego zadowolone westchnięcie i nieznaczne wyciągnięcie szyi. Tyle dobrego, że to konkretne stworzenie było wybitnie spokojne i opanowane; na narwańca w guście Parysa nie wsiadłaby bez absolutnej konieczności. I ta miłośniczka spokoju czerpała radość ze spędzania czasu wolnego z równie narwaną co jej ulubiony rumak damą dworu? Brzmi nieco nieprawdopodobnie, ale w sumie to dokładnie tak to wyglądało.

— A, a Adam przecież tu przed chwilą był. Z księciem Juliuszem. Wzięli Ajasa, Nestora i się ulotnili.

— Chwila, Adam co?

— No był tutaj. Chyba też wybierali się na przejażdżkę, ale za dużo nie wiem, tak tylko mi w tle mignęli i się przywitali. Szczerze mówiąc myślałem, że wy to tak rodzinnie jedziecie jak zobaczyłem Ciebie i Panienkę Bècu.

— Coś czuję, że doktor Towiański usłyszy o tym, gdzie faktycznie znika Adaśko.

— Ja tam mam przeczucie że wie. W sensie, błagam, to nieco oczywiste. No i wydaje mi się, że dobrze się znają, przecież to jego ojciec.

Szymanowska powstrzymała się od dodania znaczącego nie do końca, mając doskonałe pojęcie o co takiego chodziło Ferencowi. Sama zresztą była na to dobrym przykładem; Andrzej był dla nich obu czymś może nie w rodzaju opiekuna zastępczego, bardziej stadium pośrednim między ojcem, starszym i nieco złośliwym bratem, a po prostu dobrym przyjacielem, szczególnie dla Mickiewicza. Pamiętała, że kiedy ona do nich trafiła, tamten był tam już od dobrego roku, jak nie więcej.

— Ale zaznaczenie tego nie zaszkodzi. W sumie, jest przezabawnie kiedy Adaś się tego wypiera i próbuje odciągnąć uwagę doktora Towiańskiego albo schodzeniem na tematy medyczne, albo mówiąc że ma coś do zrobienia. Biedny, chyba nie wie że my już wiemy. Dzięki za pomoc z Penelopą, Ferenc.

Złapała jedną ręką za uzdę, a druga za wodze, wyprowadzając klacz z jej stanowiska i powoli kierując się do wyjścia ze stajni.

— Nie ma za co, od tego jestem. Miłej jazdy! Niech Panienka Bècu znowu nie zgubi was w lesie, nie chce mi się znowu jechać na poszukiwania.

— Przekażę jej, słowo w słowo.

Pomocnica medyka zniknęła na zewnątrz razem ze swoim koniem, a Ferenc pozwolił sobie na mniej stłumiony śmiech, myśląc o tym że zapewne tak czy tak będzie musiał wyjechać po nie ze stajni za parę kwart. Ale na razie, miał wolne, bo nie musiał przecież zajmować się utrzymaniem Parysa w dobrej kondycji. Wiedział więc doskonale, gdzie może spędzić ten czas. No, a przynajmniej jeżeli poprawnie zapamiętał miejsce, w którym teraz Fryderyk będzie miał wartę.

[A/N] chyba widać kto był za młodu koniarą 🤠

(to ja. o mnie chodzi)

Continue Reading

You'll Also Like

50.6K 2.2K 175
╔═════ ▓▓ ࿇ ▓▓ ═════╗ ¡UWAGA! WIĘKSZOŚĆ TEKSTÓW JEST Z NETA ALBO YOUTUBE'A, CZĘŚĆ JEST AUTORSKICH ... TO NAJBARDZIEJ ŻENUJĄCA KSIĄŻKA CO POWSTAŁA NA...
Szczurzy Towarzysze By lomba

Historical Fiction

8.9K 614 54
Następca tronu Monako zostaje porwany przez kapitana statku pirackiego. W zawiłych okolicznościach nie zostaje jednak sprzedany ani wymieniony na oku...
10.4K 523 48
Druga część :P Zdjęcia z pinteresta/google
3.2K 275 8
różne au z shipu sasunaru, które miały stać się pełnoprawnymi fanfiction a skończyły jako jednorozdziałowa historia. anime; naruto paring; sasunaru