Red Kingdom

By AnaTheEvening

54.2K 4.7K 9.8K

Wszystko było skończone, wszystko powinno było wrócić do normalności i upragnionego szczęścia Marietty King. ... More

#1 ' Idziemy jutro na imprezę. '
#2 ' Wódka z Colą. '
#3 ' Daj mi swój telefon. '
#4 ' Zrobię to. '
#5 ' Nie umiemy być ze sobą szczerzy. '
#6 ' Wszystko w swoim czasie. '
#7 ' Czy z nim jest okej? '
#8 ' (...) Cię. '
#9 ' (...) z dziewczynami się nie zadziera '
#10 ' To był czas, by się odegrać. '
#11 ' Czemu nie lubisz urodzin? '
#12 ' Chcę, byś była moja. '
#13 ' Nie mogę się na ciebie napatrzeć (...) '
#14 ' Chcę się z tobą kochać. '
#15 ' A jest dobry dla ciebie? '
#16 ' Scottowie, miło was znowu widzieć. '
#17 ' Marietto, proszę, porozmawiajmy. '
#18 ' Ciebie też kolejny raz zniszczę, jak pół roku temu. '
#19 ' To jest zbyt podejrzane. '
#20 ' Daniel żyje? '
#21 ' To ja mogłam umrzeć. '
#22 ' Nie dasz rady. '
#23 ' Miałeś być szczery w tym, co robisz. '
#24 ' Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. '
#25 ' Proszę, nie zostawiaj mnie. '

Epilog

2.5K 200 623
By AnaTheEvening

DZIESIĘĆ LAT PÓŹNIEJ:

- Rozumiem pani Scott, dziękujemy za zrealizowanie naszego zamówienia. - Zwrócił się do mnie klient, wychodząc z mojego lokalu.

Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się, że zakończyłam pracę na dzisiaj. W końcu był piątek, a ja byłam zmęczona ciągłym wydawaniem ciast i kawy ludziom, którzy czytali w moim małym azylu.

Po przeprowadzce do Londynu otworzyłam parę kilometrów od naszego apartamentu kawiarnię połączoną z biblioteką. Było mnie stać na porządnych cukierników, więc w ciągu roku mój lokal osiągnął dość dużą popularność, a fakt, że można w niej było do woli korzystać z książek, sprawił, że nawet zwiedzający z chęcią wpadli, zostawiając pięć gwiazdek w recenzji.

Teoretycznie nie musiałam nawet nigdy pracować, bo Daniel miał odłożoną masę pieniędzy na koncie, a zarabiał dodatkowo sporą sumę przez prowadzenie sieci klubów w Europie. Jednak ja nie byłam stworzona do bezsensownego siedzenia na dupie i musiałam sama zrobić coś dla siebie oraz znaleźć idealne zajęcie. Tak czy siak, pracowałam mało, jak na moje możliwości, ale potrzebowałam trochę innego wysiłku niż sprawunek nad dziećmi, z którego dzisiejszego dnia byłam wyręczony przez moje przyjaciółki.

Nie sprawiało im to dużej różnicy, bo przynajmniej nie musiały być same z dziećmi, a spotykały się w grupie, plotkując i przy okazji pilnując nasze pociechy. Najlepiej na tym wszystkim wychodziła Carly, gdyż Case był już dużym chłopakiem i sam potrafił w większości o siebie zadbać. Ciekawiło mnie, co tym razem wymyśliły.

Zamknęłam lokal, wzdychając i ciesząc się dwóch dni odpoczynku od pracy.

Wzięłam telefon i zadzwoniłam po taksówkę, bo do teraz nie przepadałam za autami, a trauma, jakiej się nabawiłam dziesięć lat temu, gnając przez miasta z ledwo żyjącym Danielem, wzmagała moją decyzję o nieporuszaniu się samochodem.

Pamiętałam tamten dzień, jak nigdy. Nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że dzisiaj była dziesięcio rocznica wybuchu i masakry w Porter Brook, Splinder Springs i innych miastach. Moje zadowolenie przez ten fakt momentalnie zniknęło.

Wspomnienia tamtego dnia odcisnęły duże piętno na mojej psychice, Daniela i naszych przyjaciół. Najgorzej jednak w tym wszystkim miał sam Daniel, który ledwo przeżył.

Gdy jechałam po pustych ulicach, zmierzając w niewiadomą mi stronę, zadzwonił do mnie Victor, któremu wytłumaczyłam, gdzie się wtedy znajdowałam. Był to chyba jakiś szczęśliwy traf, bo znał gościa z okolic, który był lekarzem.

Zatrzymałam się więc, czekając na tego domniemanego gościa, który na szczęście przyszedł i zaczął zajmować się Danielem, którego przetransportowaliśmy na tylne siedzenia. Okazało się wtedy, że do szpitala jest około pół godziny drogi i gdyby nie ten lekarz, Daniel mógłby nie przeżyć.

Nie zapomnę tego, jak weszliśmy do tego szpitala praktycznie bez kolejki, zważając na znajomości i stan chłopaka, który na tamtą chwilę się pogarszał. Nie chcieli mi wtedy nawet powiedzieć, co się z nim działo, ale gdy wspomniałam, że „jestem jego narzeczoną" co na tamtą chwilę było dość niedorzeczne, musieli mi powiedzieć, co się z nim działo. Daniel wszystko przemyślał i musiał wiedzieć, że jeśli trafi do szpitala, to nie będą chcieli mi podać informacji, chyba że się oświadczy.

Tamtego dnia amputowali mu nogę i był to wielki cios dla mnie, dla niego i reszty. Bał się życia bez nogi i tego, co się teraz stanie.

Teraz gdy wszystko było między nami spokojne i poukładane, to nawet nie zauważaliśmy tego, że Daniel ma protezę zamiast kończyny. Mój mały mężczyzna obawiał się również tego, że przez takie coś go zostawię. Do teraz śmieje się z jego głupoty.

Gdy zajechałam pod dom, poczułam, jak nagle zbiera mi się na wspomnienia. Wszystko jakby na chwilę wróciło.

Nie mogłam uwierzyć, że mieszkałam teraz w najbardziej zamożnej części Londynu, prowadząc ustatkowane życie z dziećmi i mężem.

Gdybym jednak wiedziała, że muszę powtórzyć wszystko, co stało się te parę lat temu, nie pokusiłabym się chyba na to jednak.

Gdy Daniel został wypuszczony ze szpitala, jeździł na wózku i nigdy nie zapomnę jego łez, gdy o tym wszystkim opowiadał. Musiałam go zapewniać, że to nic nie zmieni między nami, ale w tamtym momencie mało co do niego docierało.

Najbardziej przerażający w tamtym momencie był huk, który dochodził z dość daleka, a oznaczał on wysadzenie bomby.

Nigdy bym nie była w stanie zapomnieć stresu, jaki zawładnął moim umysłem. Miałam tysiąc myśli na sekundę, a obawa, że któryś z moich przyjaciół nie żyje, całkowicie mnie paraliżowała.

Na szczęście Victor spisał się na medal i jego ostrzeżenia poszły masowo po miastach, bo nawet, jak oddalał się swoim samochodem, to dzwonił do jak największej liczby osób. Uratował wtedy więcej żyć, niż mogłam się spodziewać i na szczęście Noen i Styles uciekli z tamtego miejsca.

Po tych zamieszkach, przez które zginęła masa ludzi i wybuch, który zwieńczył to wszystko, stwierdziliśmy, że musimy się odciąć całkowicie od tego gangsterskiego świata i zniknąć.

Przez to, że Degory, Shane i Komputronik zginęli, wielka trójca upadła, a my z Danielem wlecieliśmy na pierwsze miejsce najbardziej wpływowych gangsterów w Ameryce. Strasznie kontrowersyjny był nasz wiek i do teraz się cieszę, że udaliśmy z tego wszystkiego z życiem.

Postanowiliśmy się wtedy wynieść całkowicie ze stanów. Wzięliśmy mojego tatę, któremu kupiliśmy niedaleko nas małe mieszkanie, a nasi przyjaciele ustatkowali się w różnych częściach Londynu. Nie chcieliśmy się rozdzielać, bo za dużo przeszliśmy razem, by do tego w ogóle doszło. Nie mogłam naprawdę uwierzyć, że minęło od tamtego feralnego dnia równe dziesięć lat.

Weszłam do budynku, wpisując kod i wchodząc do holu, a następnie do windy. Pamiętałam, jak pierwszy raz zawitałam z Danielem w tym mieszkaniu, gdy przyjechaliśmy tutaj w ramach moich urodzin. Wtedy nie wiedziałam, że zamieszkam tu na stałe.

Poprawiłam torbę, wytarłam buty o wycieraczkę i weszłam do domu. Tim i Nora, którzy zauważyli, że mama wróciła, od razu rzucili się w moim kierunku, by mnie przytulić.

Tim był upartym po ojcu sześciolatkiem, który w ostatnim czasie przechodził bunt. Jednak nie trwał on za długo, bo Daniel dawał mu kary, gdy rozwalał zabawki po domu.

Nora miała cztery lata i posiadała po rodzicach zamiłowanie do literatury i zawsze na dobranoc musieliśmy jej czytać do snu bajki. Jednak twardy charakter również odziedziczyła niestety po ojcu, więc miałam trzy tykająca bomby w domu, z którymi musiałam sobie radzić na co dzień.

Nie mogłam jednak narzekać, bo dzieci były czymś, czego nie mogłam sobie wyobrazić. Od zawsze myślałam, że studia w Londynie będą moim największym marzeniem, a gdy przyszło co do czego, to porzuciłam studia po roku.

Nie byłam w stanie się uczyć. Siedziałam przez dwa lata w domu, korzystając z udogodnień tego pięknego miasta, czując podświadomie, że byłam ciężarem dla swojego chłopaka. Wtedy przechodziliśmy pierwszy kryzys, a on musiał mnie zapewniać, że naprawdę nie musiałam pracować, bo jego sieć klubów, którą założył z Victorem z roku na rok, prosperowała coraz to lepiej.

Sam Victor również odciął się od tego przestępczego świata i stał się wspólnikiem mojego męża, co było chyba najlepszą decyzją. Przez większość czasu skupiał się jedynie na interesach, ale od roku spotykał się o około dziesięć lat młodszą supermodelką. Nie była to moja sprawa, z kim się spotykał i dziewczyna była śliczną blondynką o niebieskich oczach.

Wszyscy się ustatkowaliśmy i byliśmy szczęśliwi. Cieszyłam się codziennie, że nasze życie zawędrowało w taką stronę.

- Mama! - Zawołała Nora, rzucając mi się na szyję.

Przytuliłam ją, podnosząc i całując w czoło po odgarnięciu kępy jej blond włosów. Spojrzałam w jej niebieskie oczy, widząc tę głębię, którą oboje moich dzieci odziedziczyło po swoim ojcu. Gdyby nie fakt, że Tim był brunetem, zdenerwowałabym się, że moje dzieci wcale nie były do mnie podobne ani z charakteru, ani z wyglądu. Zasrane geny dominujące.

- Ciocia Gwen dopilnowała, byś zjadła obiadek? - Zapytałam, patrząc na moją pociechę, która pokiwała twierdząco głową.

Odstawiłam małą na podłogę, a ta wróciła do swojego brata, który chyba miał znowu humorki i do Samanty - czteroletniej córki Gwen i Stylesa.

Spojrzałam na trzy moje przyjaciółki, które siedziały na kanapie, gadając zawzięcie między sobą. Milan wrażenie, że czas się zatrzymał, bo każda z nas była przez cały czas tak samo oszałamiająco piękna.

Carly zmieniła kolor włosów, zmieniając je o sto osiemdziesiąt stopni i zostając przy czerni, która wyglądała na niej równie cudownie. Pracowała w kancelarii prawniczej, więc była nad wyraz wyniosła i ubierała się elegancko, wplatając swoje charakterne dodatki. Carly chyba na zawsze miała już pozostać żyletą.

Carmine była, jak zawsze piękna i zbyt wiele się nie zmieniła. Skróciła trochę włosy, przerzuciła się na dziewczęce bluzki i przylegające spodnie, a teraz kończyła studia związane z zarządzaniem, ciesząc się świeżym narzeczeństwem z Noenem. Daniel cały czas nie mógł uwierzyć, że jego mała siostra była już jedną nogą w sukni ślubnej.

Noenowi i Carmine nie spieszyło się z dziećmi, co było dość przemyślanym posunięciem. W końcu Carmine miała dopiero dwadzieścia pięć lat i nie musiała jeszcze o nich myśleć. Za to Noen, który spełniał się, jako trener personalny, już powoli zaczynał naciskać. Jednak na razie nie zanosiło się na powiększenie rodziny.

Gwen i Styles dorobili się jednej córeczki Samanty i jednej, która była w drodze. Gwen przez stan brzemienny wyglądała na dość zmęczoną, ale potwornie szczęśliwą i widać było po niej, że cieszyła się teraz swoim spokojnym życiem.

Razem ze swoim mężem założyli firmę, w której rozwijali się pod względem techniki. Nie miałam bladego pojęcia, co to znaczyło, bo było to związane z komputerami, a ja w to zupełnie nie umiałam. Pchnęła ich do tego cała ta sytuacja z komputronikiem i była to jedna z niewielu rzeczy, która wyszła na dobre pod tym względem.

- Wszyscy zjedli obiad, oprócz Tima, który stwierdził, że nie będzie jadł brokułów. - Oznajmiła Carmine, pokazując Timowi język, na co ten odwdzięczył się tym samym. - Uważaj sobie młody, bo po dupie od ciotki dostaniesz.

Prychnęłam śmiechem i zdjęłam swój płaszcz i buty, pozostawiając je w przedpokoju, który dopieściliśmy z Danielem.

Właściwie cały nasz apartament był dopieszczony, czym oczywiście zajęłam się ja. Pare rzeczy nie podobało się Danielowi i musiałam je zmieniać, a później darliśmy się na siebie, ale w końcu doszliśmy do kompromisu i byłam całkowicie zadowolona z tego, jak wyglądał ten dom.

- O której Daniel ma przyjechać? - Zapytała Carmine.

Spojrzałam na zegar, który znajdował się nad lodówką. Wszystko wskazywało na to, że niedługo miał zjawić się mój mąż, który byłby w stanie wcisnąć Timowi te brokuły.

- Powinni z Victorem zaraz skończyć, więc będzie tak za dwadzieścia minut. - Westchnęłam, włączając ekspres. - Chcecie może kawę? - Zapytałam, spoglądając na dziewczyny, ale one pokręciły głowami.

Gdy wysyłałam sobie dwie łyżeczki cukru, wzięłam kubek i poszłam do salonu, gdzie zasiadłam obok Gwen na kanapie. Cały czas nie mogłam uwierzyć, że moja przyjaciółka była w kolejnej ciąży.

- Widzieliście, co Tabitha wstawiła na instagrama? - Zapytała Carly, wyciągając telefon i pokazując nam zdjęcie Jenny i Tabithy z małym dzieckiem na rękach. - Adoptowały go jakiś miesiąc temu i nazywa się Chris. Cieszę się, że w końcu im się udało.

Jenny i Tabitha po wyjeździe z Porter Brook zamieszkały gdzieś na obrzeżach San Diego. Uważały, że Europa nie jest dla nich, dlatego nasz kontakt przez to wszystko dość mocno się popsuł. Wiedziałam jedynie, że ze sobą zerwały na dwa lata, gdzie spotykały się z kimś innym, ale końcowo znów wróciły do siebie i teraz miały razem syna, którego adoptowały.

- To słodkie, że znów są razem. - Skwitowałam, biorąc łyka kawy.

- Chciałabym mieć takie ciało, jak one. - Powiedziała Carly. - Po ciąży, to jest to średnio możliwe, a szczególnie u mnie. Dodatkowo jestem leniwa.

Zaśmiałyśmy się, przerywając na chwilę rozmowę, by popatrzeć na nasze pociechy, które zażarcie się o coś kłóciły.

- Oddaj mi moje autko! - Warknął Tim, zabierając siostrze jakiś samochód, o którego istnieniu nawet zapomniałam.

- Miałeś się dzielić Timothee. - Upomniała go Samanta, zabierając mu auto i podając swojej przyjaciółce. - Zabrałeś mi wczoraj ulubioną barbie i zrobiłeś jak ała, a teraz nie chcesz się dzielić. Tak nie wolno.

- Tim, zachowuj się, bo inaczej porozmawiamy i dostaniesz karę. - Upomniałam swojego syna, a ten zmarszczył brwi zdenerwowany i wydął wargę.

Ten mały pięciolatek był prawdziwym szantażystom emocjonalnym i gdybym nie była wcześniej zahartowana przez życie, to pewnie niejednokrotnie bym mu uległa. Jednak nie wiedział, że miał za matkę prawdziwego diabła, który potrafi wybuchnąć, jak się zdenerwuje i to gorzej niż ojciec.

- Nie patrz się tak na mnie, bo dopiero wróciłam z pracy i jestem zmęczona. Jak dłużej będziesz się tak zachowywać, to nie pójdziesz z nami jutro do kina. - Obwieściłam, a obrażony Tim wyminął sofę i poszedł do swojego pokoju, zamykając drzwi.

- W ojca się wdał chyba. - Skwitowała parsknięciem Carly. - Case się mnie na szczęście słuchał, ale też nie miał chyba zbytnio innego wyboru.

Case był niczego sobie dziewięciolatkiem, który na swój młody wiek, to zachowywał się nad wyraz dojrzale. Posiadał te czarne włosy po swoim ojcu, który był zabójczy z lodowatym spojrzeniem Carly. Mimo jego dość niedorzecznego, jak na tak młody wiek wyglądu, to był prawdziwym aniołkiem. Zawsze pomagał Carly, na tyle, na ile mógł, dobrze się uczył i miał dość duże grono przyjaciół. Ogółem byłam pod wrażeniem tego, jak Carly dobrze go wychowała.

- Przechodzi bunt. - Westchnęłam i gdy chciałam już coś dopowiedzieć, to do naszego mieszkania wszedł pan domu.

Momentalnie spojrzałam za siebie, skupiając się na nadal cudownej sylwetce, która stała w progu drzwi. Mój ukochany trzydziestojednoletni chłopczyk, właśnie wrócił do domu.

Daniel poza paroma zmarszczkami, zarostem na twarzy i innym stylem ubierania, nie zmienił się w ogóle. Nadal miałam wrażenie, że rozmawiałam z tym samym Danielem Scottem, którego pierwszy raz poznałam na tej feralnej imprezie.

- Już jest dwudziesta? - Zapytała zdezorientowana Gwen zaraz po tym, jak spojrzała na ekran swojego telefonu. - Cholera jasna. - Zaklęła, wrzucając do torebki resztę rzeczy. - Obiecałam Stylesowi, że pojedziemy na dwudziestą pierwszą do jego kuzynki, która ostatnio przyleciała tutaj, by poznać małą i muszę się zbierać.

Gwen zebrała się w szybkości światła, żegnając się z wszystkimi oprócz nadal obrażonego Tima, który chyba nawet nie zauważył, że jego tata był w domu.

- My dwie też będziemy się zbierać, bo nie mam pojęcia, jak Noen radzi sobie z Casem. Boje się, że zdemoralizuje mi moje dziecko. - Zaśmiała się Carly, obejmując mnie i Norę.

Carmine zrobiła to samo, ale gdy tylko Daniel ją przytulił, to zmierzwił jej włosy, jak kiedyś. Oni nigdy nie wyrastali z dogryzanie sobie i nawet w dzień naszego ślubu, to zaczęli się kłócić o to, że Daniel powinien był założyć inny krawat.

Ogólnie nasz ślub był wspaniałą, ale kameralną imprezą w zimowym stylu na sali, z której dało się obserwować piękny szczyt Scafell Pike. Od kiedy zamieszkałam na stałe w Anglii, to pokochałam zimę i jej cudowny, biały wygląd, dlatego mój ślub nie mógł odbyć się w innym stylu.

Posiadałam skromną, lekko rozkloszowaną sukienkę do kostek, która nie posiadała żadnych koronek. Miała jednak dekolt w serek, który był dość spory i trzymała się jedynie na ramiączkach z delikatnymi śnieżynkami. Włosy miałam pofalowane, a na głowie zamiast wieloma dzierżyłam wianek, który miał wyglądać na przyprószony śniegiem. Wszystko było w tak pięknej i malowniczej scenerii, że nie mogłam sobie nigdy tego lepiej wymarzyć.

Nasza impreza była na mniej niż sto osób, gdyż z wiadomych przyczyn umarła nam dość duża część rodziny. Cały czas to bolało mnie, że moja i Daniela mama nie dożyły tego, by zobaczyć mnie w sukni ślubnej, jak i swoje wnuki. Nie wspominałam już o Degorym, o którym myślałam codziennie, gdy przytulałam się w nocy do torsu Daniela. Dziękowałam mu, że był w stanie poświecić swoje życie, wiedząc, że umrze, bym tylko nie straciła mojego mężczyzny.

- Tim ma bunt brokułowy. - Oznajmiłam, wchodząc do kuchni i zabierając z kodeki dość sporą ilość brokułów.

- Timothee czemu na zjadłeś obiadu? Tata wrócił i jest zły. - Oznajmił Daniel, a my czekaliśmy, aż drzwi od samochodowego pokoju pięciolatka się otworzą.

Po paru minutach tak się stało i zza drzwi wyłonił się przestraszony pięciolatek, który wyglądał, jakby miał ryknąć zaraz płaczem.

- Chodźcie tu oboje. - Powiedziałam, kucając obok Daniela, który zrobił to samo, rozkładając ręce.

Po minucie już ściskaliśmy nasze pociechy, zamykając je w rodzicielskim przytuleniu. Dzieci potrzebowały zawsze dużo opieki i były wyczerpujące, ale je kochaliśmy ponad życie. Codziennie męczenie się z nimi było czymś poniekąd cudownym.

- Jesteście głodni? - Zapytałam, na co Nora Pokręciła głową, a Tim oczywiście przytaknął.

Daniel wziął więc swojego syna i posadził na fotelu przy krześle w jadalni.

- Czyli nie lubisz brokułów? - Zapytał Daniel, otwierając lodówkę i patrząc na jej zawartość.

- Nie.

- A lubisz kalafior? - Zapytał, ale młody również pokręcił głową. - Marchewkę? Musisz jeść warzywa.

- Lubie. - Odpowiedział Tim, uśmiechając się.

- Widzisz skarbie, teraz to my musimy zjeść to zielsko, które zostawił. - Ogłosił teatralnie Daniel, zamykając lodówkę.

- To wiesz co, połóż małą, bo dziewczyny ją wcześniej wykąpały, a ja zrobię jedzenie Timowi. - Zaproponowałam, a Daniel od razu się zgodził.

Podszedł do Nory, która siedziała nadal na podłodze i podniósł ją, dając całusa w czoło. Mogłam godzinami patrzeć na to, jak zajmował się naszymi dziećmi, gdyż nawet po tylu latach nie byłam w stanie uwierzyć, że Daniel Scott był moim mężem.

Ja natomiast od czterech lat byłam oficjalnie Mariettą Scott, co cały czas mnie dziwiło.

Weszłam do kuchni, nastawiłam wodę, pokroiłam marchewkę i zajęłam się przyrównywanie jedzenia. Po parunastu minutach na talerzyku znajdował się ryż z marchewką i białym serem z przyprawami i szczypiorkiem, który maluch uwielbiał.

Gdy podałam jedzenie, usiadłam obok dyna na krześle i patrzyłam na jego piękną buźkę, która mnie rozczulała zawsze, jak na nią patrzyłam.

- Kiedy przyjedzie do nas dziadek? - Zapytał Tim, wkładając sobie do buzi kawałek marchewki.

Sama kwestia dziadków była za trudna, by wyjaśniać ją dzieciom, więc z Danielem ograniczyliśmy się do tego, by tatę dać od mojej strony.

Zdawaliśmy sobie sprawę, że za parę lat będziemy musieli wyjaśnić dzieciom, o co dokładnie chodziło i w pewnym wieku opowiemy im o tym, co się stało sprzed dziesięcioma latami. Teraz jednak oni nie rozumieli nic, gdyż byli za mali, ale i tak Tim dopytywał o babcie, bo dzieci w przedszkolu mają aż dwie, a on żadnej.

Bałam się rozmowy o przeszłości, jak niczego innego na tym świecie i wiedziałam, że mogę ją odbyć za dziesięć, a nawet za dwadzieścia lat, ale zdawałam sobie sprawę, że od niej nigdy nie ucieknę.

- Wstąpi do nas jutro i pojedziemy razem do kina, tak jak obiecywaliśmy z tatą. - Przypomniałam synowi, zauważając, że Daniel akurat wyszedł z wróżkowego pokoju Nory.

- Idź się wykąp i połóż, a ja zajmę się Timotheem i dołączę. - Zaproponował Daniel, a ja pokiwałam.

Byłam bardzo zmęczona, więc nie protestowałam. Od razu poszłam do łazienki, gdzie odstawiłam cały swój rytuał, a gdy już zmęczona powędrowałam do łazienki, zauważyłam, że mój mąż leżał już w łóżku, czytając książkę i czekając na mnie.

- Nie myjesz się dzisiaj śmierdzielu? - Zapytałam, wchodząc do łóżka i przytulając się do jego boku.

Teraz moje miejsce do spania było po stronie zdrowej nogi, gdyż Daniel po raz pierwszy, gdy się przytuliłam do jego drugiego boku, to wpadł w panikę. Pomimo moich zapewnień, że to nic nie zmienia, to chciałam, by on sam czuł się komfortowo i zamieniliśmy się stronami łóżka, by mu również było dobrze.

Leżałam przytulona do jego boku, słuchając, jak jego serce bije i czując, jak klatka piersiowa się unosi. Nieważne było to, ile czasu minęło, to nadal kochałam się do niego przytulać i czuć to bezpieczeństwo, które poczułam przy nim po raz pierwszy.

- Przeglądałem dzisiaj media, gdy miałem przerwę w pracy. - Powiedział nagle, poprawiając rękę i kładąc ją na moim biodrze. Mimo że było ciemno, wiedziałam, że na mnie patrzył. - Pisali dzisiaj o dziesięcioleciu wybuchu w Californii. Cieszę się, że stamtąd uciekliśmy.

Sama świadomość, że od tego dnia minęło dziesięć lat, przerażała mnie. Tamtego dnia zginęło ponad sto tysięcy osób mieszających w pobliżu Porter Brook, a według danych statystycznych tylko jakieś dziesięć tysięcy zdążyło uciec w dwadzieścia cztery godziny przed wybuchem.

Codziennie zżerały mnie wyrzuty sumienia, które nie dawały mi spokoju. Co roku w ten sam dzień wspominano o dwójce nastolatków, którzy byli prowodyrami i choć nie wspominano o naszych danych osobowych, to ludzie wmieszani w cały ten gangsterski świat, wiedzieli, że chodziło o nas.

Parę dni po wybuchu my staliśmy się najbardziej rozchwytywani w Californii, co jeszcze bardziej narażało nas i naszych bliskich. Szczerze byliśmy zmęczeni i pragnęliśmy odcięcia się od całego tego przestępczego świata, w którym egzystowaliśmy. Szybko więc podjęliśmy decyzję o przeprowadzce do Europy, w której nikt nas nie znał i poniekąd mogliśmy zacząć od początku, a że Daniel i tak tutaj miał swój klub z Scarlett, to posiadaliśmy źródło dochodów.

Początki były trudne, bo choć mieliśmy dość dużą sumę pieniędzy, jak na osiemnastolatkę i dwudziestojednolatka, to nie potrafiliśmy się odnaleźć w tej nowej pozycji. Kłótnie przez pierwszy miesiąc były na początku dziwnym, ale z czasem słabły i doszliśmy do tego momentu, gdy nie kłóciliśmy się prawie w ogóle.

Codziennie w głowie odtwarzałam sobie treść słów z notatnika, który wzięłam z opuszczonego domu Mylesa. Greyson, który zaplanował wszystko, nie spodziewał się, że my z Danielem wpędzimy siebie w takie bagno.

Dosłownie rozpisał sobie tam każdą akcję i możliwe kontynuacje. Wiedział, że przez narkotyki, które Harper dała Gideonowi, ten zarządzi przedwojnę. Wiedział, że na osiemdziesiąt procent Siles zginie i że już nie odpuszczę i zostanę w tym niebezpiecznym świecie, jaki zgotował mi Scott.

To on podłożył te czerwone fajerwerki, które przerwały nam jedną noc z Danielem, to on trzymał pieczę nad wszystkim, co właściwie się stało i nawet przewidział to, że jeśli on zginie, to my razem z nim, gdyż nie mieliśmy w ogóle wiedzieć nic o bombie. Ten mężczyzna był prawdziwym psychopatą, który przez dobre trzy lata wymyślał plan zemsty, by pomścić swojego byłego kochanka.

Z biegiem czasu jednak rozumiałam, że ni była to tylko moja wina, że Myles się zabił. Może i jak z Gwen rozesłałyśmy ten filmik i to był gwóźdź do trumny, ale gdybyśmy żyli w normalnym społeczeństwie, to ludzie by się z niego nie śmiali, a wsparli, po czym Greyson by poszedł do więzienia za pedofilię. Wszystko mogło się inaczej potoczyć.

Ale jednak tak się nie stało.

- Cieszę się, że uciekliśmy razem. - Szepnęłam mu na ucho, delikatnie również całując policzek.

Dwie zagubione dusze, które niczym wiatr błąkały się po świecie, w końcu znalazły swoje upragnione miejsce, które znajdowało się z dala od kataklizmów i sztormów.

Osiedliśmy na maleńkim wzgórzu, z którego codziennie mogliśmy obserwować, jak pogoda plątała figle. Jednego dnia było gorzej i wzmagała się nad nami burza, innego to nie mogliśmy się do siebie odzywać i walił grad, a czasami nawet nie mogliśmy na siebie patrzeć i byliśmy w stosunku do siebie oziębli, jak w zamieć śnieżną.

Nigdy w życiu nie było idealnie i nigdy nie powinno być idealnie. Żeby pokochać najcudowniejsze zalety drugiej osoby, najpierw musimy poznać jego wady i je zaakceptować, a później cieszyć się tęczą, jaka nastąpi.

Bo my od zawsze byliśmy tęczą, która może i momentami chowała się za chmurami, ale od podatku tworzyliśmy to nieidealne dopełnienie, do którego podświadomie dążyliśmy.

- Kocham cię. - Powiedział i złożył na moim czole pocałunek, który zdołał rozbroić mnie na małe kawałki.

Nie było już nam trudno przyznać przed sobą swoich uczuć. Byliśmy obnażeni ze swoich leków, kłamstw i problemów. Byliśmy dla siebie wsparciem w naszym trudnym, codziennym życiu.

- Też cię kocham. - Odpowiedziałam bez wahania. - Nigdy nie przestanę.

W końcu jednak udało nam się wyjść na czyste niebo i nie zostać zmąconym przez burze.

Aż do końca naszych wspólnych sztormów na morzu miłości.

KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ

Continue Reading

You'll Also Like

292K 10.5K 24
Dla Cartera muzyka jest całym życiem. Gdy rodzice zabraniają mu udziału w konkursie dla młodych talentów z powodu złych ocen chłopak nie zamierza się...
253K 17K 32
Kiedy po wypadku Ann traci wspomnienia z ostatnich kilku lat, Luke próbuje zrobić wszystko, by je przywrócić. Czy mu się to uda? © 2014, by teenagel...
Trust me By ksicja_

Teen Fiction

42K 1.3K 33
Bo byliśmy tylko dziećmi, które nie zasłużyły na życie w takim świecie. Ty wolałabyś mnie nigdy nie spotkać, a ja wolałbym nigdy cię nie skrzywdzić. ...
7.6K 334 20
,,Gwiazdy niepozornie mogą być dla nas po prostu białymi kropkami na ciemnym niebie, ale dopiero, gdy spojrzysz na nie oczami wyobraźni, pokażą ci sw...