Red Kingdom

By AnaTheEvening

54.5K 4.7K 9.8K

Wszystko było skończone, wszystko powinno było wrócić do normalności i upragnionego szczęścia Marietty King. ... More

#1 ' Idziemy jutro na imprezę. '
#2 ' Wódka z Colą. '
#3 ' Daj mi swój telefon. '
#4 ' Zrobię to. '
#5 ' Nie umiemy być ze sobą szczerzy. '
#6 ' Wszystko w swoim czasie. '
#7 ' Czy z nim jest okej? '
#8 ' (...) Cię. '
#9 ' (...) z dziewczynami się nie zadziera '
#10 ' To był czas, by się odegrać. '
#11 ' Czemu nie lubisz urodzin? '
#12 ' Chcę, byś była moja. '
#13 ' Nie mogę się na ciebie napatrzeć (...) '
#14 ' Chcę się z tobą kochać. '
#15 ' A jest dobry dla ciebie? '
#16 ' Scottowie, miło was znowu widzieć. '
#17 ' Marietto, proszę, porozmawiajmy. '
#18 ' Ciebie też kolejny raz zniszczę, jak pół roku temu. '
#19 ' To jest zbyt podejrzane. '
#20 ' Daniel żyje? '
#21 ' To ja mogłam umrzeć. '
#22 ' Nie dasz rady. '
#23 ' Miałeś być szczery w tym, co robisz. '
#24 ' Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. '
Epilog

#25 ' Proszę, nie zostawiaj mnie. '

1.5K 140 583
By AnaTheEvening

Wsiedliśmy do auta Daniela w pełnym zdziwieniu i zamyśleniu. Nie mieliśmy pojęcia, co się stało i czy w ogóle była to prawda. Shane w końcu była jedną z trójcy, a oni mieli za sobą masę ludzi, co oznaczało jeszcze to większe zamieszki, których moja głowa nie była wstanie trzeźwo pojąć.

Daniel na sucho mi wytłumaczył, że ten rodzaj fajerwerków z różowymi przejaśnieniami i o tak wielkiej sile i natężeniu naprawdę oznaczał śmierć jego mamy.

Daniel nie wyglądał zbytnio na smutnego i szczerze nie dziwiło mnie to. Był zszokowany i niedowierzanie pojawiło się na jego twarzy, ale zdecydowanie nie był smutny.

Pomyślałam jednak o Carmine, która w tym momencie była nieświadoma śmierci swojej mamy, z którą jednak była bardziej związana niż Daniel. Wiedziałam, że przekazanie jej tego, będzie cholernie bolesne dla każdego z nas.

Po dłuższej chwili Daniel zapytał mnie, jak właściwie wróciłam i weszłam na górę. Opowiedziałam im więc całą historię od zamiany z dziewczyną, aż po wyważenie szklanych drzwi, przez które właściwie wychodziliśmy.

- Wy natomiast po co tam byliście? - Zapytałam.

- W tym wieżowcu przechowywane są dosłownie wszystkie informacje, co do ludzi mieszkających w Splinder Springs razem ze zdjęciami z młodości. - Opowiadał blondyn. - Pomyśleliśmy, że weźmiemy to zdjęcie od Peytona i przyrównamy z aktami, znajdując tożsamość tego chłopaka.

Daniel podał mi to cholerne zdjęcie z dzieciństwa Peytona, na którym znajdował się z jakimś innym chłopakiem, który nie dawał mi spokoju. Byłam święcie przekonana, że go znałam i mogłam sobie za to rękę uciąć.

- Jedźmy do baraku Peytona. - Wpadłam na pomysł. - Przejrzymy jego dosłownie wszystko, co tylko się tam znajduje.

Tak też zrobiliśmy. Później jechaliśmy już w totalnej ciszy, w której chyba każdy z nas zajął się przemyśleniem całego zajścia, w którym się znaleźliśmy. Oboje z Danielem straciliśmy w tej wojnie rodzica.

Chłopak zaparkował auto na tyłach, sprawdzając, czy na pewno możemy wyjść z niego i będziemy bezpieczni.

Powędrowaliśmy do wejścia baraka Peytona, do którego weszliśmy za pomocą kluczy. Dosłownie przed oczami mignęła mi myśl, że przecież nie mogłam nazywać tego barakiem Peytona, gdyż był to barak Silesa.

Chłopak nie żył już prawie od roku, ale nie miało to większego wpływu na moją tęsknotę. Cieszyłam się, aby, że nie musiał aktualnie widzieć całej tej wojny i przechodzić najgorszych momentów. Umarł praktycznie w najlżejszym do zniesienia czasie, choć brzmiało to okropnie.

Tęskniłam za nim, ale wiedziałam, że jeszcze kiedyś go zobaczę. Nie mogłam jednak dzierżyć w umyśle fakty, że nie był w stanie nigdy się dowiedzieć, że zostanie ojcem. Ten fakt mnie jednak zabijał.

Gdy znaleźliśmy się w środku, automatycznie zaczęliśmy się rozglądać po całym wnętrzu e poszukiwaniu czegokolwiek ciekawego i wartego uwagi.

Przeszukaliśmy szafy, komody, łóżko, łazienkę, a Gideon zajrzał nawet do niektórych podważonych podłóg, ale nie znaleźliśmy nic. Było to z naszego punku widzenia niemożliwe, że ten chłopak nic sobie nigdy nie zapisywał.

Spojrzałam jeszcze raz na całe wyposażenie pomieszczenia, próbując myśleć jak ktoś, kto chciałby ukryć coś za wszelką cenę. Wtedy, gdy patrzyłam na jego dziwnie wielki i przestarzały komputer, przypomniała mi się scena z jakiegoś serialu, gdzie dokumenty znajdowały się akurat w nim.

Dodatkowo Peyton zajmował się przecież komputerami i pracował z Komputronikiem, co oznaczało, że powinien mieć porządny sprzęt, a ten gruchot nie wyglądał na takiego, który by działał.

Próbowałam więc go jakoś otworzyć, ale gdy chłopacy zrozumieli, co właściwie próbowałam wykombinować, zajęli się tym beze mnie w trochę bardziej konwencjonalny i brutalny sposób.

Wzięli go i rzucili o podłogę.

Wtedy okazało się, że faktycznie miałam rację, bo w tym małym ustrojstwie znalazł się inny album ze zdjęciami, który od razu podniosłam.

Zaczęłam przeglądać zdjęcia, których nigdy nie widziałam na oczy i próbując zanalizować, kim był ten chłopak, aż nie natknęłam się na ostatnie zdjęcia, które całkowicie mnie zmierziły.

Patrzyłam pusto w zdjęcie, próbując po prostu wydusić z siebie jakikolwiek odgłos, ale gardło zaciskało mi się z całych sił.

Dreszcz przerażenia przebiegł przez mój kręgosłup, a ja całkowicie nie mogłam uwierzyć w to, że to wszystko było prawdą, a powiązania sięgały nawet mnie.

Wszystkie wspomnienia, jakie zalały moją głowę, całkowicie mnie wmurowały. Stałam sztywno, powtarzając sobie w myślach, że śpię i nie może to być prawda.

Lecz jednak nią była, a ja wiedziałam już, gdzie powinniśmy się udać.

*

Na dworze było już ciemno, a praktycznie zapadła noc, choć w mieście, w którym dochodziło do tak wielkich zamieszek, jak Porter Brook i w pewnym stopniu już Splinder Sprongs nigdy nie było ciemno i spokojnie.

Ja z Danielem w samochodzie oraz orszak czterech przywódców wraz z Degorym staliśmy nieopodal naszego miejsca ataku w samochodach. Bacznie obserwowaliśmy wszystko, przygotowując się, zakładając dodatkowe ochraniacze, kamizelki kuloodporne i zabierając dodatkowe bronie.

Stresowałam się, jak cholera, gdyż widziałam, że ktoś naprawdę krzątał się po tym opuszczonym domu. Nie mogłam jednak dostrzec, kto to był, ale fakt, że znajdowaliśmy się w tej części Splinder Springs, w której nikt nie bywał i dodatkowo w nocy, sprawiał, że stres zjadał mnie od środka.

Nasze auta były w takiej pozycji, że łatwo było nam wyjechać, dobrze je zamaskowaliśmy, a także byliśmy w stanie podglądać każdy skrawek tego przeklętego domu. Moje zdenerwowanie i niedowierzanie sprawiało, że jedzenie podchodzili mi do gardła, a ja bałam się, że zaraz zemdleje w tym aucie.

Patrzyłam na Daniela, próbując się uspokoić, ale i nie dać po sobie poznać, że przeżywałam to wszystko tak intensywnie, jak naprawdę było.

Jego widok w pewnym stopniu mnie w tym całym koszmarze uspokajał i koił nerwy. Przeżyliśmy w ciągu roku tyle, ile ja nie przeżułam w ciągu reszty swoich siedemnastu lat i choć niejednokrotnie robiło się między nami nieprzyjemnie, to wracaliśmy do siebie ze zdwojoną siłą.

Na początku nie znaliśmy siebie i stopniowo, powoli odkrywaliśmy przed sobą swoje najgorsze, jak i najlepsze uczucia. Pokazaliśmy sobie całych siebie, zmieniając się w lepsze wersje i pomagając sobie nawzajem. Uratowaliśmy się, choć początki wcale nie były dobre i trwaliśmy w toksycznej relacji, która w tym momencie coraz to bardziej odchodziła w zapomnienie. Nie mogłam uwierzyć w to, ile przeżyłam z tym chłopakiem i jak bardzo zmienił on moje życie.

- Marietto. - Zwrócił się do mnie, chwytając moją rękę przez skórzane rękawice ochronne.

Patrzyłam w jego oczy, w których widziałam tę głębię, której nie potrafiłam odwzorować słowami. W nich widziałam ten ból i szczęście, które szczerze kochałam. On nie był idealny, ale ja, czy ktokolwiek inny też nie był.

By kogoś szczerze kochać, musieliśmy pokochać nie tylko jego zalety, ale także jego wady. Każdy z nas zrobił głupstwa w swoim życiu i nikt nie był krystaliczny, ale to było właśnie w nas wszystkich piękne. Byliśmy tak nieudanie piękni dla drugiej osoby, która akurat do nas coś poczuła i właśnie tym musieliśmy się kierować.

- Zaraz odbędzie się jedna z najgorszych i najbardziej niebezpiecznych akcji, w jakich kiedykolwiek brałem i pewnie będę brał udział. - Gdy to mówił, patrzył mi dogłębnie w oczy, przebijając się przez duszę i wprawiając moje serce w kołatanie. Nie wiedziałam, czego powinnam była się spodziewać. - Chcę na wszelki wypadek powiedzieć ci, jak bardzo cię kocham.

Poczułam, jak bardzo w tamtym momencie zachciało mi się płakać. Praktycznie ledwo co trzymałam łzy, rozumiejąc powagę jego słów, za dosłownie trzy minuty mięliśmy wkroczyć do akcji, by roztoczyć ostateczne rozrachunki z naszymi wrogami. On insynuował mi to, że mogłam go stracić i dzisiaj zdawało mi się to jakoś bardziej realne niż zawsze.

- Kocham cię Marietto, jak nikogo innego przed tobą i mam tak cholernie mało czasu, by ci to pokazać, że nie potrafię się streścić. - Mówił, co chwilę się jąkając, a ja czułam, jak jego dłonie drżą ze zdenerwowania, tak samo jak oczy, które co chwile patrzyły na zegarek, sprawdzając godzinę.

Dwie minuty.

- Ja ciebie przecież też kocham. - Powiedziałam uspokajającym tonem, którym nie wiedziałam, czy bardziej sama chciałam siebie uspokoić, czy naprawdę bardziej jego.

- Mogę zaraz zginąć i chcę po prostu byś była w stu procentach pewna moich uczuć, które we mnie obudziłaś. - Widziałam, że jego oczy się zaczynały szklić. - Chcę po prostu wiedzieć, że jeśli przejmujemy to wszystko, to przeżyjemy to razem i skończymy wszystko razem na zawsze.

Przez momenty moje zwoje mózgowe prostowała na dosłownie najwyższych obrotach i próbowałam pojąć, co on próbował mi tym za insynuować. Podejrzewałam jedną rzecz, ale wydawała mi się ona zbyt abstrakcyjna na Daniela Scotta.

- Daniel?... - Chciałam zapytać, ale chłopak nie dawał mi dojść do słowa, upewniając mnie w swojej tezie.

- Chcę wiedzieć, aby to, że jeśli przeżyje, to ty zostaniesz ze mną na zawsze. - Jego klatka mianownik się podnosiła. - Chciałabyś?

On mi się... Oświadczył?

Nie powiem, że nie, bo była to jedna z najbardziej nieprzewidywalnych rzeczy, jaką sobie mogłam wymyślić.

Miałam w końcu jedynie osiemnaście lat i zdawałam sobie sprawę z tego, jak szybko to wszystko się działo. Miałam niespełna jedną minutę na podjęcie tak życiowej i ważnej decyzji w tak młodym wieku.

Jednak nasz przypadek pod każdym względem różnił się od ogółu. My z osobna nie byliśmy normalni, a to co tworzyliśmy, gdy się związaliśmy, już całkowicie wyrzucało nas z tych ramek normalności.

- Chciałabym. - Powiedziałam, lekko się jąkając, a na moje usta wpłynął zdziwiony uśmieszek.

Popatrzyłam na chłopaka, który automatycznie rozpromienił się, pokazując mi jeden ze swoich najszczerszych i najmocniejszych uśmiechów, jakimi kiedykolwiek mnie obdarzył.

Złapał niespodziewanie moją twarz w ręce i wcisnął w moje usta pocałunek. Na chwilę odskoczyłam przez to, że nie spodziewałam się czegoś takiego, ale po chwili byłam w stanie cieszyć się chłopakiem chociaż przez tą minutę.

On smakował bólem i smutkiem. Czuć było od niego tę pustkę, którą odczuwał, choć nie pokazywał nam tego nigdy. Zawsze pokazywał siebie, jako tego twardego i niewzruszonego, a w środku rozpaczał.

Ten zniszczony dupek był dla mnie najcudowniejszym nie ideałem i narzeczonym.

- Pamiętaj, że oboje możemy zaraz zginąć. - Powiedziałam, gdy na chwilę odsunęłam się od chłopaka.

Zostało trzydzieści sekund, co oznaczało, że musiałam być już w pełnym pogotowiu, by wyjść.

- Nie, Marietto. - Powiedział spokojnie, zabierając kluczyki ze stacyjki. - Nie pozwolę ci tutaj umrzeć.

Nim zdarzyłam odpiąć pas, Daniel wyszedł z auta, zamykając mnie w środku.

Przeszłam na jego miejsce i zaczęłam pukać w zasrane okno. Chłopak patrzył na mnie z miną zbitego psa i pozostawił kluczki w miejscu, gdzie znajdowały się wycieraczki.

Próbował na mnie nie patrzeć i widziałam, jak bardzo niechętnie to wszystko robił. Byłam nawet w stanie stwierdzić, że odchodził z zaszklonymi oczami, które rozbrajały moje serce w nawet najmniejszym calu.

Nie mogłam uwierzyć, że on to po raz kolejny zrobił. Zostawił mnie, próbując teoretycznie obronić, choć całkowicie robił coś innego.

Patrzyłam, jak odchodził, waląc pięściami w szybę i czując, że ta wcale nie jest tak cienka, jak ta z wieżowca. Biłam, patrząc, jak cała akcja się zaczyna, a grupa wpada do opuszczonego domu, wydając huk spowodowany strzelaniną.

Łzy mimowolnie popłynęły mi po policzkach, a ja czułam, że tracę siły mentalne, a sama sytuacja mnie przerosła. Biłam, jak opętana, czując, jak moje kostki się ścierają, zostawiając na szkle czerwone plamy.

Czułam ból fizyczny i psychiczny. Pragnęłam docinać czas i wrócić do tego miejsca, gdzie było dobrze. Pragnęłam wrócić do Anglii i cieszyć się pięknymi widokami, jakie zaserwował mi Daniel, a nie siedzieć i myśleć, czy chłopak na pewno zdoła przeżyć.

Mogłam nie mieć żadnego doświadczeni bojowego, ani żadnych umiejętności, którymi mogłabym się pochwalić na tle gangsterów i mafiozów, ale wiedziałam dużo.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że to właśnie koputronik chciał mnie i robił większość rzeczy właśnie ze względu na mnie. Ten fakt zawsze w planach umykał Danielowi, a teraz, gdy znana była nam tożsamość chłopaka ze zdjęcia i po części komputronika, byłam pewna, że chcąc nie chcąc chodziło o mnie.

Gdybym tam była, miałby on jakiś punkt zaczepienia, gdyż wiedziałam, że chciał mnie żywą, a nawet jeśli musiałabym umrzeć, to bym to wybrała, gdyż moja jedna śmierć była mniej warta od śmierci reszty.

Musiałam się więc wydostać z pojazdu.

Nie byłam w stanie otworzyć okna, gdyż kluczyki znajdowały się po drugiej stronie auta. Również nie mogłam go wybić za pomocą jedynie pięści i swojej siły, więc musiałam znaleźć przedmiot, który pozwoliłby mi to zrobić.

Otworzyłam schowek, znajdując jedynie papiery i niezbyt ważne dokumenty. Wzięłam komórkę, by w ostateczności próbować wybić nią to zasranego okno, ale podawałam się w szukaniu, bo zdecydowanie potrzebowałam czegoś mocniejszego.

Przeszłam na tylne siedzenia, wchodząc pod nie i sprawdzając dosłownie każdy zakamarek w schowkach. Byłam w totalnej dupie, bo nie znalazłam zupełnie niczego. Bałam się, że to był już koniec, który oznaczałby klęskę.

Byłam tak zdesperowana, że wpadłam na najgłupszy pomysł, na jaki tylko mogłam.

Weszłam do bagażnika, ostatecznie sprawdzając, co tam jest. Daniel spakował nasze walizki, co oznaczało, że musiało się tam znajdować coś, co umożliwiłoby mi wybicie szyby.

Gdy zobaczyłam jednak małą, przenośną gaśnicę, odetchnęłam z ulgą, a jednocześnie z wielkim zdenerwowaniem.

Wzięłam ją, transportując się z powrotem na tylne siedzenie i czując, jak moje ręce drżą przed wykonaniem tego. Próbowałam nie myśleć, ale się nie udawało, bo moja głowa wprost krzyczała od natłoku myśli.

Nim się jednak obejrzałam, wzięłam zamach i z całej siły rzuciłam w okno, patrząc, jak szybka przemienia się w drobny maczek, spadając na ziemię oraz siedzenia, tworząc moje wyjście z opresji.

Serce waliło mi, jak oszalałe, a ja musiałam sobie zdać sprawę, że nie był to ostatni stresujący moment w tym dniu. Miałam się dzisiaj zmierzyć z najgorszymi koszmarami, z którymi nie chciałam już nigdy zabierać.

Wzięłam swój pistolet i odgarnęłam nogą kawałki szkła z siedzenia, robiąc nogą jeszcze większą dziurę w oknie.

Gdy przejście było w miarę odpowiedniej wielkości, próbowałam się przez nie przedostać, ale oczywiście musiałam się przy tym trochę poranić.

Moje udo, jak i lewa ręka delikatnie krwawiły, ale na szczęście nie było to jakieś mocne zranienie. Zacisnęłam zęby i próbowałam nie myśleć o bólu, który w tamtym momencie przeszywał moją skórę.

Złapałam za pistolet i zakradłam się na tyły domu, słysząc już z takiej odległości krzyki i strzały. Modliłam się, by nikt dla mnie ważny nie ucierpiał.

Dom był uznawany za opuszczony, więc większość okien po prostu została wyszczerbiona, co dawało mi idealne pole do popisu w wejściu niezauważoną.

Wślizgnęłam się do środka najciszej, jak tylko byłam w stanie, rozumiejąc, że znajdowałam się w składziku pod schodami, w którym znajdowała się dość duża rupieciarnia. Nie zwróciłabym pewnie na żadną z tych rzeczy uwagi, gdyby nie fakt, że zobaczyłam notes na małym stoliku, przy którym było zdjęcie Peytona i jego kuzyna. Wiedziałam, że po zakończonej akcji, będę musiała tutaj po to wrócić, więc przeniosłam go na szafkę, gdy tylko wkroczyłam do akcji. Wiedziałam, że wezmę ją ze sobą.

Jeśli mi się uda w ogóle nie umrzeć.

Wzięłam więc broń w dłonie, czując, jak świat przelatuje mi przed oczami, a oddech odbija się echem w uszach. Zdenerwowanie, z jakim mierzyłam się w tamtym momencie, było wprost zabójcze i nie miałam zielonego pojęcia, ile tam tak stałam, ale gdy usłyszałam strzał i syknięcie, które zawsze dałam radę rozpoznać, przebudziłam się i wiedziałam, że nie było odwrotu.

Wyszłam ze składziku, patrząc na to, co się działało w wielkim pustym pokoju, który zapewne wcześniej był salonem. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko się tak miało zakończyć. To był jakiś pierdolony żart i nie zgadzałam się na niego za żadne skarby świata.

Pod ścianami leżały ciała Bleasa, Gideona, Seana, Jeromego i... Daniela.

Chłopak jednak żył. Było widać, że ledwo się ruszał, ale żył, a ręka mężczyzny stojącego przed nim celowała mu w głowę. Znajdowało się tam dwóch mężczyzn, którzy patrzyli na ciała z wielką ekscytacją i zacieszem. Oni byli prawdziwymi potworami.

Nim się spostrzegłam, wycelowałam w głowę mężczyzny, który stał przed Danielem, pociągając za spust i oddając strzał. Zostałam lekko odrzucona w bok, ale gdy tylko spojrzałam na miejsce zbrodni, spostrzegłam, że strzał, który oddałam, był celny.

Mężczyzna padł bezwiednie na kolana, padając przed Danielem swoim nieżywym ciałem i wypuszczając z rąk pistolet.

Chciałam to ostatecznie zakończyć i oddać strzał w głowę mężczyzny na środku, ale on był szybszy. Nim się spostrzegłam, ten się odwrócił i przestrzelił mi pistolet, sprawiając, że był do niczego.

Swój zdenerwowany wzrok przeniosłam na mężczyznę, czując całkowite otępienie, bo nasze założenia niestety się sprawdziły.

Przed nami stał mój były nauczyciel od fizyki pan Greyson, który został wyrzucony ze szkoły przez romans z uczniem.

Mylesem.

Mylesem, który był tak naprawdę kuzynem Peytona i to właśnie on był na tych różnych fotografiach. Nie poznałam go na nich, gdyż był za młody i nie pamiętałam, jak wyglądał w przedszkolu, ale moje przeczucie mnie nie myliło i najczarniejszy demon z mojej przyszłości właśnie się odzywał.

On chciał się zemścić z Peytonem za to, co zrobiłam Mylesowi.

- Marietta King. - Odezwał się Greyson. - Już myślałem, że się nie pojawisz.

Byłam bezbronna. Zasychało mi w ustach i czułam, jak bardzo drżą mi ręce. Patrzyłam na Daniela, który krwawił z nogi. Nie mogłam sobie wybaczyć tego, że przed chwilą został postrzelony, a gdyby nie ja, to by umarł.

- Cieszę się jednak, że kolejny raz cię widzę.

Sam jego głos mnie przerażał i czułam, jak przechodzi on przez moje ciało, przywracając wspomnienia i próbując okiełznać moje skryte emocje.

- Czego chcesz? - Zapytałam niby hardo, choć moja mowa ciała zdradzała nikłą podstawę. - Chcesz mojej śmierci? Zabij mnie w takim razie i zostaw moich przyjaciół i rodzinę w spokoju.

Podchodził powoli coraz bliżej, a ja cofałam się w równomiernym tempie. Serce waliło mi jak oszalałe, a oddech grzązł w płucach. Daniel próbował się poruszyć, ale na szczęście nie mógł, bo zrobiłby jeszcze coś pochopnego.

Greyson prychnął delikatnie śmiechem, całkowicie wytrącając mnie z równowagi. Ten człowiek był tak cholernie nieprzewidywalny, że mógł zaraz zrobić dosłownie wszystko.

- Nie chcę, byś umarła, czując blogi spokój, a byś cierpiała, jak najdłużej.

On pragnął zabić wszystkich ludzi, których kochałam i sprawić, bym czuła się tak, jak on po stracie Mylesa. Nigdy nie sądziłam, że sprawa sprzed tylu lat, rozwiąże tyle nowych.

Pozbył się mojej mamy, wszczął zamieszki, pracował z moim byłym przyjacielem, zaczął poniekąd przedwojnę, w której zginął najwspanialszy człowiek, jakiego poznałam, a ten jeszcze chciał więcej.

- Został najważniejszy punkt.

Gdy usłyszałam te słowa z jego ust, wszystko zaczęło się dziać w cholernie szybkim tempie. Nawet nie wiedziałam, co się działo.

Greyson odwrócił się, celując w Daniela, który nie miał po prostu już jak się bronić. Chciałam się rzucić na mężczyznę, gdy był odwrócony, ale pociągnął za spust w szybszym tempie.

Krew, wszędzie widziałam zasraną krew, która wylewała łzy z moich oczu. Po chwili natomiast ja sama zostałam poplamiona krwią.

To było, jak chwilowe przyćmienie. Zupełnie nie wiedziałam, co się stało. Obraz wirował mi przed oczami, jak po pół litra wódki i chciałam zacząć płakać i krzyczeć zarazem.

To się działo za szybko.

Gdy Greyson wycelował w Daniela i pociągnął za spust, zza rogu wyleciał Degory, który oddał swoje życie za to Daniela. Rzucił się dosłownie w tym momencie, gdy pocisk leciał, dziurawiąc mu klatkę piersiową.

Nie było już ratunku.

Daniel jednak resztkami sił złapał za pistolet, który spadł drugiemu gościowi, którego zabiłam. Swoją drżącą ręką złapał za niego i wycelował w zdezorientowanego na tamtą chwilę Greyson, przestrzelając mu głowę.

Chwila nieuwagi zamknęła rozdział wielkiej trójcy, zostawiając ciała na podłodze i ułatwiające się dusze.

Moje serce odbijało mi się w uszach, wjeżdżając dziwnym piskiem na głowę. Ten stan był nie do zniesienia i miałam tak wielką ochotę krzyczeć, ale musiałam się ogarnąć. Musiałam uratować osobę, którą szczerze kochałam.

Złapałam za telefon, który wypadł z kieszeni Greysona i wykręciłam numer do Victora. Jakiś czad temu czułam, że nauczenie się numerów telefonicznych do moich przyjaciół będzie dobrym pomysłem i byłam z siebie dumna, że to właśnie w takim momencie się stało.

- Halo? Kto mówi?

- Victor musisz przyjechać do opuszczonego domu na końcach Splinder Springs. Tego, w którym mieszkał Myles i później ci to wytłumaczę. - Gadałam jak najęta bez ładu i składu. - Degory nie żyje, Greyson to komputronik, a on też nie żyje, a Daniel jest postrzelony w udo i potrzebuje natychmiastowej pomocy!

Liczył się zawsze czas, ale w tamtej chwili był on szczególnie ważny. Pomimo tego, że chłopak był przytomny, to widziałam, jak bladł, czy opadał z sił.

Pobiegłam do Degorego, czując, jak moje serce dosłownie łamie się na najmniejsze kawałeczki. Wzięłam jego krawat i podbiegłam do Daniela, próbując zatamować mu ranę. Uciekałam mocno, obwiązując jeszcze to wszystko bluzą tego trupa obok.

To, co się tam działo, było najzwyczajniej chore. Siedziałam w pokoju z tyloma trupami, chcąc uratować ostatnią osobę, która mi została.

Zabito resztę przywódców i pomimo tego, że z nimi nie przebywałam zbyt długo, wiedziałam, jak wielkie będzie to ukłucie w sercach ich gangsterów.

Najsmutniejszym faktem jednak była śmierć Degorego. Zawsze dla mnie miły, kochał mnie jak własną córkę, choć wiedział, że nigdy nie będę od niego tego wymagać. Nie chciał, bym nazywała go tatą i szanował Seweryna, wiedząc, że to on mnie wychował, a na końcu poświecił się dla Daniela.

- Proszę, nie zostawiaj mnie. - Załkałam, patrząc mu w oczy, które z każdą sekundą jakby gasły na wszelkie możliwe sposoby.

- Tu jest bomba masowego rażenia, Mari. - Wykrztusił, zaciągając się powietrzem. - Powiedz Victorowi, że wszyscy mają uciekać, tak samo, jak ty.

Nie mogłam uwierzyć w to, że to jeszcze nie był koniec naszych problemów. To był koniec całego porter Brook i Splinder Springs.

- Wyjdę z tobą, albo w ogóle nie wyjdę. - Powiedziałam, chwytając komórkę i powtórnie wykręcając zasrany numer.

Wiedziałam, że w takim wypadku musiałam wyprowadzić chłopaka z tego domu i że to nie będzie najłatwiejszy część, ale musiałam spróbować. To był mój obowiązek, by go uratować.

- Victor. - Zwróciłam się, gdy zobaczyłam, że mężczyzna odebrał. - Tutaj jest bomba, musimy zrobić ewakuacje z miast natychmiast. Nie wiem, gdzie ona jest, a Daniel nie da rady mi nawet wyjaśnić, gdyby wiedział.

- Kurwa. - Zaklął mężczyzna. - Weź go pod ramię i wyprowadź stamtąd. Wsadź do auta i jedź przed siebie, jak najdalej i zatrzymaj się dopiero, jak będziesz daleko. Powiesz mi, jak będziesz jechać, to skieruje cię do najbliższego szpitala, a ja sam muszę się stąd jak najszybciej ulotnić.

Moje życie, Daniela i reszty ludzi w tym mieście wisiało na włosku, a ja musiałam ratować siebie i chłopaka. Gdy Victor się rozłączył, mogłam być pewna, że zaczął ostrzegać ludzi i namawiać ich do ucieczki, a ja w tym czasie musiałam zająć się sobą i życiem chłopka. Musiałam przezwyciężyć moją fobię związaną z jazdą autem i spróbować uratować go, póki jeszcze była taka szansa.

Podniosłam chłopaka całą swoją siłą, a ten  odepchnął się na swojej zdrowej nodze, sycząc z bólu. Cały czas powtarzałam mu, że będzie dobrze, próbując wrócić to chyba samej sobie bardziej niż jemu.

Nie miałam bladego pojęcia, ile czasu nam zostało do wybuchu, ale mogłam być pewna, że nie ma go tak dużo, na ile bym chciała. Miałam świadomość, ile ludzi dzisiaj niewinnie zginie i ta myśl chyba przerażała mnie najbardziej. Śmierć niewinnych osób zawsze bolała, bo oni nigdy nie byli świadomi tego, że stracą swoje życie przez błędy innych.

Próbowałam najszybciej, jak tylko się dało wyjść z Danielem przez te zasrane drzwi, modląc się o to, by udało nam się zdążyć i wyjąc z tego wszystkiego w miarę cało.

Zanim jednak wyszłam, złapałam ten notes, wkładając sobie go w kieszeń spodni i mówiąc sobie, że go przeczytam, jak tylko wszystko się uspokoi i oczywiście jeśli w ogóle przeżyjemy.

Ledwo co udało mi się doczłapać z chłopakiem wiszącym na moim ramieniu do auta. Wzięłam kluczyki, otwierając samochód i próbując zapakować chłopka do niego. Prosiłam w myślach, by tylko chłopak mnie nie opuszczał i przeżył to wszystko. Wiedziałam, że rana w nogę nie była śmiertelna, ale chłopak mógł w każdej chwili się wykrwawić i tego obawiałam się najbardziej.

Gdy zasiadłam za kierownicą, próbując się nie rozpłakać, chwyciłam za kierownice i odpaliłam auto, głośno wzdychając. Kiedyś już próbowałam jeździć i jakoś mi to nawet wychodziło, ale po prostu bałam się jeździć i przerażała mnie sama myśl wyjechania na drogę, a nie fakt prowadzenia auta.

Musiałam teraz jednak pokazać, że strach nie da rady mnie stłamsić i okiełznać moje największe lęki, by uratować nasze życia.

Byliśmy już na siebie na zawsze skazani i skończyliśmy, uciekając przed złem, jakie nas chciało pochłonąć.

Continue Reading

You'll Also Like

439K 24.9K 63
Ona jest prawnikiem, a on pozwanym o zabójstwo swojej przyjaciółki. #10 in fanfiction -21.07. 2017 r. #8 in fanfiction -28.07.2017 r. #7 in fanfictio...
Arcane By cyanidelly

Mystery / Thriller

3.5K 136 15
Egzystencjalna pustka pozwala odkryć, że niektóre rany pozostawiają trwały ślad, a droga do uzdrowienia jest pełna wyrzeczeń. Wychowana w „złotej kla...
23.7K 1.1K 5
- Przysięgam, przejdę każdą drogę, aby być przy Tobie blisko, nawet jeśli będę skazana iść, przez piekło samotnie. - „Flirt With Heaven" to pierwsze...
5.4K 543 29
Nienawidzę tego kim jestem, nienawidzę siebie, ale znam swoje możliwości, bo od lat powtarzano mi, że powinienem spróbować i zrobiłem to, złożyłem po...