Red Kingdom

By AnaTheEvening

54.1K 4.7K 9.8K

Wszystko było skończone, wszystko powinno było wrócić do normalności i upragnionego szczęścia Marietty King. ... More

#1 ' Idziemy jutro na imprezę. '
#2 ' Wódka z Colą. '
#3 ' Daj mi swój telefon. '
#4 ' Zrobię to. '
#5 ' Nie umiemy być ze sobą szczerzy. '
#6 ' Wszystko w swoim czasie. '
#7 ' Czy z nim jest okej? '
#9 ' (...) z dziewczynami się nie zadziera '
#10 ' To był czas, by się odegrać. '
#11 ' Czemu nie lubisz urodzin? '
#12 ' Chcę, byś była moja. '
#13 ' Nie mogę się na ciebie napatrzeć (...) '
#14 ' Chcę się z tobą kochać. '
#15 ' A jest dobry dla ciebie? '
#16 ' Scottowie, miło was znowu widzieć. '
#17 ' Marietto, proszę, porozmawiajmy. '
#18 ' Ciebie też kolejny raz zniszczę, jak pół roku temu. '
#19 ' To jest zbyt podejrzane. '
#20 ' Daniel żyje? '
#21 ' To ja mogłam umrzeć. '
#22 ' Nie dasz rady. '
#23 ' Miałeś być szczery w tym, co robisz. '
#24 ' Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. '
#25 ' Proszę, nie zostawiaj mnie. '
Epilog

#8 ' (...) Cię. '

2.1K 219 628
By AnaTheEvening

NIESPODZIANKA!

N a j w a z n i e j s z y

———

Jechaliśmy z Danielem na tylnych siedzeniach jakiegoś starego wana. Obmyłam mu niektóre rany, sprawdzając, czy nic przypadkiem sobie też nie złamał. Ten jednak nic do mnie przez calutki czas nie mówił, a ja nawet nie miałam ochoty zaczynać, gdyż wiedziałam, że zakończy się to kłótnią, a ja nie chciałam, by kierowca wana nie był nami aż tak zgorszony.

Czułam, jak ugina się pod moim dotykiem i syczy pod nosem, gdy mocniej nacisnę, sprawiając mu ból. Musiałam go najpierw opatrzyć po powrocie do baraka, a następnie z nim porozmawiać. Nie mogłam puścić mi tego płazem. Nie tym razem.

Gdy stanęliśmy na posesji, facet, który prowadził pojazd, wsparł nas w wykaraskaniu się ze środka. Podziękowałam mu, pomagając Danielowi złapać równowagę, bo pomimo tego, że chłopak szedł sam bez żadnej pomocy, to chwiał się, jakby był pijany.

Złapałam go pod pachę, zarzucając jego rękę na swój barak i prowadząc po schodkach do baraka. Zakluczyłam go zaraz po naszym wejściu, a klucze odłożyłam na szafkę.

- Dziękuję za pomoc, ale...

- Do wanny. - Nakazałam od razu.

Nie miałam szczerej ochoty na słuchanie jego wyrzeczeń, że sobie da radę i poradzi sam. Był całkowicie obolały, a musiał się umyć i pomimo tego, jak to wszystko brzmiało, to nie chodziło o zobaczenie go nago.

Nie zdążył nawet wydać sprzeciwu, bo zacisnęłam paznokcie na jego ciele, które na początku sprawiło mi opór. Na szczęście chyba zrozumiał, że tym razem nie pójdę na kompromis.

Posadziłam go na toalecie. Podeszłam do wanny, odkręcając kurek i sprawdzając temperaturę wody, by przypadkiem nie oparzyć chłopaka. Wróciłam do jego osoby, zbierając jego ręce do góry i delikatnie ściągając umazaną od wszelakiego brudu i krwi koszulkę.

To, co jednak było pod nią, sprawiło mi największy ból, bo jego tors był cały posiniaczony. Niewielkie rany zbierały się na umięśnionej klatce, a czerwona ciecz spływała po zaczerwienionej skórze. Był okropnie poharatany.

- Byłem już w gorszej sytuacji. - Mruknął, ale ja nie zamierzałam przestawać.

Złapałam za guzik od spodni i rozpięłam rozporek. Zdjęłam najpierw skarpetki, a następnie pomogłam chłopakowi podnieść się lekko, zostawiając go jedynie w czarnych bokserkach.

Sprawdziłam wodę i zakręciłam kurek. Rzuciłam swoją kurtkę i buty w kąt łazienki, zostając jedynie w satynowej piżamie do połowy ud i koronkowych majtkach, które miałam pod spodem.

- Chyba się spieszyłaś, gdy tam jechałaś, że pozwoliłaś innym oglądać cię w swojej ulubionej piżamie. - Mruknął, lustrując mnie od góry do dołu i patrząc na każdy cal mojego ciała.

- Bardzo. - Fuknęłam. - Woda już jest. - podeszłam do niego z zamiarem ściągnięcia mu bokserek.

Gdy złapałam za materiał, nie zdążyłam za niego pociągnąć, bo poczułam, jak Daniel próbował zacisnąć rękę na moim nadgarstku. Nie mógł jednak tego zrobić przez ból, który mu doskwierał. Patrzyłam na niego pytająco, bo nie sądziłam, że był aż tak wstydliwy.

- Nie będę patrzeć. - Powiedziałam, koncentrując się na jego twarzy, na której widniał niepokój.

- Od kiedy jesteś taka harda? - Zapytał, jakby urażony tym, że chciałam mu pomóc.

- Przestań zgrywać cholernego buca i mnie nie denerwuj. - Odgryzłam się.

- To sama przestań zachowywać się, jak zasrana księżniczka, która wszystkim tylko rozkazuje. - Warknął, patrząc na mnie spod byka. - Kiedyś taka nie byłaś. Zmieniłaś się do cholery.

To tak bardzo bolało, bo pomimo tego, że zdawałam sobie sprawę, że jego słowa są prawdziwe, nie chciałam w nie wierzyć. Kolejny raz robiłam się zła.

- Szczerze? Nie rozumiem twojego zachowania. Nie jesteś już tą samą Mariettą Mari King, którą uratowałem przed pobiciem na imprezie. Jesteś inna.

- W nowym towarzystwie ludzie się zmieniają. - Odparłam krótko, bo nie wiedziałam nawet, jak powinnam była na to zareagować.

- Mogą się zmienić na lepsze, tak, jak w moim przypadku. Natomiast ty się zepsułaś. Nie jesteś już tą samą dziewczyną, którą czytałem Harrego Pottera po nocach. Nie jesteś tą dziewczyną, która bała się pociągnąć za spust, by zrzucić na głowy tych durni ul podczas drugiego tygodnia przedwojny. Nie jesteś tą dziewczyną z soczystymi i zawsze nawilżonymi ustami, które tak cudnie smakowały wiśniami. Teraz jesteś zepsutą powłoką Marietty, której nigdy nie pokocham, tak jak pierwowzoru. Nie lubię kopii.

- Tak zmieniłam się cholernie mocno w ciągu tych pieprzonych miesięcy! - wybuchłam, po prostu wybuchłam. Czułam, jak wielki błąd popełniałam.- Jestem cholernie poddenerwowana, nastawiona do wszystkiego i wszystkich negatywnie, nie mam siły nic robić, a nawet się uśmiechać, bo nic nie jest w stanie wywołać szczerego uśmiechu na mojej twarzy. Zamknęłam się przed wszystkimi, bo jestem najzwyczajniej zmęczona tą próbą ratunku samej siebie.

Nie wiedziałam, czy otwierałam się przed chłopkiem, czy po prostu chciałam mu dopiec. Od dawna nie czułam takiego bólu i chęci zrobienia komuś krzywdy, jak jemu teraz. Chciałam mu pomóc, a ten zwyzywał mnie od najgorszych.

- Nie masz cholernego pojęcia, jak bardzo pragnę odciąć całą tę przeszłość grubą kreską i zapomnieć o niej. Chciałabym zacząć od nowa. Chciałabym cofnąć się do tego, co było kiedyś. Chciałabym cię nigdy nie poznać, bo pomimo tego, że chciałam ci pomóc, to ty boisz się mi pokazać. Myślisz, że interesuje mnie, co masz w gaciach? Oglądałam to już, a z tobą jest gorzej niż z dwulatkiem! - Krzyczałam, wpatrując się w jego złą i jakby smutną twarz.

- Niby stałaś się teraz taka zimna, ale ja wiem, jak wrażliwa w środku jesteś. - Westchnął, zmieniając cały swój ton. Złość nagle z niego uszła, ale u mnie jego widok nadal szybciej pompował krew.

- Ty natomiast jesteś nadal tak samo zepsuty, a nawet bardziej. - Odgryzłam się, patrząc w jego morskie, puste oczy. - Śmiem twierdzić, że jesteś nawet gorszy, bo potrafisz świecić kutasem przed Harper, która pociąga połowę męskiej populacji, ale nigdy by ci nie pomogła. Ja wiem, że nie jestem tak cudowna jak ona i idealna, bym mogła oglądać cudowne ciało Daniela Scotta w całej okazałości, ale boże weź się zlituj, bo chciałam tylko pomóc! - Chciałam już wyjść z tego pomieszczenia, ale poczułam, jak Daniel złapał za moją dłoń, zaciskając ją.

- Poczekaj, zostań.- Mruknął prosząco.

Widziałam, jak wielki ból sprawił mu ten nagły ruch w moją stronę. Jego ręka była cała czerwona i obolała, ale ten zdobył się na złapanie mnie za nią z całej siły. Był po prostu głupi.

Jego słowa mnie zabolały i nie byłam w stanie się uspokoić. Byłam cholernie zdenerwowana. Chciałam tylko wyjść i strząsnąć drzwiami i pewnie bym tak zrobiła, gdybym nie miała sieczki w mózgu. Sumienie nie dawało mi go zostawić w takiej chwili, pomimo tego wszystkiego, co mi przed chwilą powiedział.

- Nie o to chodzi. - Westchnął załamany, puszczając moją dłoń i przepraszając.

Próbował sam zdjąć z siebie ubranie, ale nie był zupełnie w stanie tego zrobić. Westchnęłam zdenerwowana, podchodząc do niego i agresywnie mu pomagając. Od razu zrozumiałam, o co mu chodziło.

Poza wieloma siniakami, które zasypały ciało blondyna, zauważyłam jego przecięte biodra. Nie były one zmasakrowane, a przecięte. Czerwone lub białe, proste kreski na jego biodrach dawały mi jednoznaczny sygnał, co się stało.

Nie potrafiłam już nawet wstrzymać bólu, jaki we mnie wzrósł. To było tak niespodziewane i raniące. Cała złość, która we mnie rosła przed chwilą, ulotniła się, choć zapamiętałam sobie jego słowa i wiedziałam, że kiedyś do nich wrócę.

Podniosłam go i pomogłam wejść do wanny. Był cały czas kamieniście wpatrzony w kafelki i ani razu nie spojrzał w moją stronę. Ja nawet nie kryłam emocji i wybuchłam cichym płaczem.

Moja twarz stała się momentalnie czerwona i spuchnięta, a z oczu lał się strumień łez. Pociągałam nerwowo nosem, gdy przejeżdżałam delikatnie gąbką, która cały czas drżała przez moje dłonie po ciele chłopaka.

- Proszę cię, nie płacz. - Poprosił, spoglądając w dół na zaczerwienioną już wodę.

- Powiesz mi, dlaczego to robiłeś? Czy to przez używki? - Zapytałam nareszcie wymijającym głosem.

Obraz kości biodrowych Daniela cały czas ukazywał się przed moimi oczami. Wywoływał on rozpacz, bo nie rozumiałam, jak można było aż tak siebie skrzywdzić.

Przecięcia niektóre były sprzed paru lat, ale niektóre były świeże. On odreagowywał ból tak, jak nikt nigdy nie powinien tego robić.

- Wszyscy myślą, że to alkohol, narkotyki, gangi i cała ta otoczka 'złego' świata wpływa na to, że się krzywdziłem. Prawda jest taka, że ból psychiczny, jaki w życiu doświadczyłem, jest dwa razy mocniejszy niż oddanie kulki w kolano. Większość ludzi, gdy ma piętnaście lat, spędza więcej czasu w szkole niż w barakach, a przy tym nigdy nie trzymali broni w rękach. Niektórzy piją okazjonalnie i palą papierosy dla szpanu, jednak gdy jest się wychowywanym w miejscu, gdzie alkohol jest zamiennikiem mleka, a papierosy są zbawieniem, trudno jest być normalnym. Gdy inni bawili się klubach i spędzali czas z przyjaciółmi, ja strzelałem do ludzi ze słabych pistoletów, albo sprzedawałem dragi, by trochę dorobić. Straciłem prawictwo w zbyt szybkim wieku i zrobiłem to, bo chciałem ją przelecieć dla szpanu. Chciałem nią zaleczyć rany, jakie zrobiło moje życie.

Aż zamarłam. Wstrzymałam oddech, patrząc na twarz chłopaka z drgającymi ustami i lejącymi się łzami z oczu. On nie zasługiwał na to. Nikt nie zasługiwał.

- Przepraszam za słowa, które ci przed chwilą powiedziałem. - Wypowiedział, a ja zauważyłam, że z jednego jego oka wypływa łza. - Nie myślę tak. Ranienie innych to mój system obronny, nad którym nie panuje jeszcze. Naprawdę tak nie myślę. Po prostu się wystraszyłem, że zobaczysz mnie w świetle i ujrzysz wszystko.

Miał rację. Za każdym razem, gdy tylko się do siebie zbliżaliśmy, ten włączał światło. Myślałam, że jest to jego upodobanie lub coś, co miało nas w dużym stanie podniecić. Nigdy bym nie wpadła na to, że jest to przykrywka do ran po jego autodestrukcji.

- Powiedziałeś mi kiedyś, że chcesz, by nadszedł taki dzień, w którym sobie wszystko powiemy. - Załkałam, próbując opanować drżenie ręki. - Chcę, by to było teraz.

Daniel westchnął, jakby w obawie. Wiedziałam, że miał wiele trupów w szafie i że jego życie było jednym z najtrudniejszych, z jakimi się spotkałam, ale obiecałam sobie, że nie będę go pochopnie osądzać. Chciałam go zrozumieć i poznać prawdę.

Gdy delikatnie, ale dokładni umyłam chłopaka, a jego włosy oczyściłam wodą, stwierdziłam, że należałoby go już stamtąd wyciągnąć.

- Pójdę, aby po świeże bokserki, pomogę ci wyjść, a następnie pójdziemy do pokoju i tam porozmawiamy. - Rzuciłam, a chłopak pokiwał głową.

Spuściłam wodę i pomogłam mu wyjść, choć widać było, że próbował zrobić to jak najbardziej sam. Oparłam go o krawędź wanny, szukając ręcznika. Przeleciałem ciemną tkaniną  najpierw delikatnie po smutnej, rozkojarzonej twarzy chłopaka. Zjechałam po szyi, próbując nie dotykać świeżych ran, by tylko nie zrobić mu jeszcze większej krzywdy.

Gdy zjechałam niżej, nie poczułam nawet, bym się gorszyła, gdy byłam blisko jego miejsca punktowego. Nie bałam się przed nim otworzyć, a on przede mną. Próbowałam jedynie się jeszcze bardziej nie rozpłakać, gdy przecierałam jego biodra.

Kiedy już był w miarę suchy, wzięłam jego czarne bokserki i wsunęłam mu je przez stopy, zakładając. Patrzył na mnie przez ten cały czas z tak wielką delikatnością i zaangażowaniem, że czułam się trochę speszona. Dokładnie patrzył, co robiłam i jak robiłam, ale nie zmieniał wyrazu swojej twarzy. Bał się mojej reakcji i tego, co miało zaraz nadejść.

Poprawiłam swoją nocną bieliznę i pomogłam mu się przetransportować z łazienki do pokoju, usadzana go na łóżku. Oparł się o zagłówek, a ja usiadłam naprzeciw jego osoby. Nerwy, ciekawość, ból i złość zżerały mnie od środka, ale w końcu doczekałam się tego dnia, kiedy wszelkie tajemnice miały ujść z naszej relacji.

- Tego jest tak dużo i wszystko poszło niczym domino, więc nie wiem, od czego nawet zacząć. - Powiedział swoim spokojnym, ale lekko smutnym tonem, unikając mojego wzorku niczym ognia. - Pytałaś się pewnego dnia Noena o to, co musiałem zrobić, by mi przebaczyli.

Przypomniałam sobie dokładnie tę przejażdżkę autem, kiwając głową. Nie zdałam sobie wcześniej sprawy, że Maas powiedział mu o naszej rozmowie.

- Carmine zażądała ode mnie, bym poszedł do psychologa z powodów autoagresyjnych i wybuchów złości, które zdarzały się dość często swego czasu. - Tłumaczył. - Pracuję nad tym, by nie zawieźć większości ludzi. Biorę tabletki i w miarę nad sobą panuję. Wszyscy, a najbardziej Carmine mnie wspierają w tym, bym nie odreagowywał złych emocji w tak destrukcyjny sposób.

Słuchałam jego słów, czując, jak moje serce coraz bardziej boli. On przeżywał tyle rzeczy, nie mówiąc mi o tym i pomimo tego, że chciał mnie jakoś tym sposobem chronić, to nie mogłam sobie przebaczyć, że nie było mnie przy nim wtedy, kiedy mnie najbardziej potrzebował.

Bo oboje siebie potrzebowaliśmy.

- Zapewne chciałabyś wiedzieć, o co chodzi z Harper i tym, że tam dzisiaj pojechałem. Wszystko się tak naprawdę ze sobą łączy i tworzy jedno wielkie koło z domina. - Wyprzedził mnie, zanim zdążyłam zapytać. - Pamiętasz, jak byliśmy u Victora w kasynie i poroniła ta jedna kelnerka, gdy ten łajdak prawie poderżnął jej gardło i o mało jej też nie zabił?

Pamiętam, że to był jeden z najgorszych dni w moim życiu. Wtedy Danielowi puściły nerwy, a ja sama wykrzyczałam mu prosto w twarz, że go nienawidzę.

Pokiwałam twierdząco głową, spoglądając na wciąż obolałą twarz chłopak. Samo opowiadanie tego wszystkiego bardzo mocno go raniło, ale oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że była to konieczność, jeśli chcieliśmy w nas dalej wierzyć.

A chyba chcieliśmy?

- Poszedłem do niej do szpitala, bo kobiety w ciąży to dość drażliwy u mnie temat i zaraz ci o tym opowiem. - Westchnął. - Kelnerka okazała się ciotką Harper, a one same są ze sobą bardzo blisko związane, więc wtedy spotkałem ją pierwszy raz.

Wstrzymałam oddech na chwilę, próbując zrozumieć to, jak wszystko się nagle zaczęło łączyć. Bałam się, jakie rzeczy z przeszłości będą mieć jeszcze znaczenie na naszą przyszłość. Wszystko waliło się niczym domek z kart, który za zabraniem jednej ściany, rujnował się cały.

- Nie gadałem z nią nawet wtedy, ale mnie poznała. Chyba każdy z waszej szkoły mnie zna, ale to mniejsza o to. - Pociągnął nosem. - Drugi raz ją spotkałem, gdy wyszła z ciotką z terapii, bo kończyła zawsze przede mną. Widziałem ją tak parę razy, a ona mnie i w końcu zagadała.

Nasze życie naprawdę było serią niefortunnych zdarzeń.

- Była dość miła, a ja ją już zdążyłem kojarzyć, więc porozmawiałem z nią dłużej i zaprosiłem na kawę. Było spoko, ale nie wybitnie i pewnie nasza relacja zostałaby na czysto koleżeńskich warunkach, w których się sobie zwierzaliśmy. Miałem do niej zaufanie i rozmawiałem z nią o problemach, bo czułem, że ona ma równie fatalnie. Nie myśl, że ona wie więcej od ciebie, bo szczerze to nie wie pewnie połowy, co ty.

Trochę mi ulżyło, gdy to usłyszałam, ale nie chciałam mu dać po sobie poznać, że byłam jakkolwiek zazdrosna. Było to masakrycznie samolubne, ale nie potrafiłam inaczej.

- Wszystko by tak zostało, gdyby nie jedna impreza w klubie u Victora, na której pojawiła się za darmo przez wzgląd na ciotkę. Oboje wtedy przesadziliśmy z alkoholem, a że wiadomo, jaki jest klub Victora, to skorzystaliśmy z jednej z sypialni i przespaliśmy się ze sobą.

Zabolało. Tak cholernie zabolało, choć nie powinno i, mimo że nie byliśmy nawet nigdy tak naprawdę razem, to poczułam, jakby ktoś mnie zdradził. Choć bardziej po prostu zranił. Bolało mnie serce tak, jak nigdy wcześniej i nie umiałam tego zdefiniować. Nienawidziłam tej dziewczyny, mimo tego, że nigdy mi nic nie zrobiła, bo przecież Daniel nie należał do mnie. On był żywym, wolnym człowiekiem, a ja go porzuciłam, więc miał prawo to zrobić. Dlaczego więc tak bardzo cierpiałam wewnętrznie?

- Następnego dna czułem się ze sobą tak obrzydliwie, jak od dawna się nie czułem. Chciało mi się wprost wymiotować na samą myśl o tym, co zrobiłam wcześniejszej nocy. Obiecałem sobie wcześniej, że nie będę już nigdy uprawiał przygodnego seksu i nie wytrwałem w tym. - Pociągnął nosem. Cholernie mocno to wszystko w niego uderzyło. - Przed spotkaniem Candace przez dwa lata zaliczałem różne dziewczyny i zmieniałem je niczym zasrane rękawiczki. One były jak szmaty, które zmieniałem co rok i na samą myśl, ile w tamtych latach zła narobiłem, jest mi niedobrze. Nie wiem, co wtedy siedziało mi w głowie. Piłem, ćpałem, dawałem nadzieję i odchodziłem. W ciągu tych paru lat złamałem więcej naiwnych serc niż przez resztę mojego nędznego życia. Chciałem zapomnieć o wszystkim. Wcisnąć życiowy delete i zacząć pisać książkę od nowa. Natomiast życie to nie jest książka i nie mogę zamazać napisanych przez siebie stron, mogę, aby zacząć tworzyć kolejne, które będą o wiele lepsze niż te, które już zostały przeczytane.

On tylko i włącznie pod skorupą złości, wzbraniałam się od emocji. W środku był równie emocjonalny, co ja, a przy tym tak bardzo skrzywdzony. Tak cholernie mocno skrzywdzony.

- Po tym, jak Candance odeszła.- Zmarszczył brwi. - Zaczęły się moje napady agresji, autodestrukcji i nagminne koszmary, których byłaś świadkiem.

Na samym początku, gdy spałam u niego te pierwsze razy za czasów przedwojny, miewał okropne koszmary. Wprost wierzgał i nie mógł się opanować, a jedynie mój dotyk sprawiał, że się uspokajał. Po pewnym czasie one ustały, a ja nie zdawałam sobie sprawy, że mogą mieć one aż tak głębokie znaczenie.

- Po tym, jak pojawiłaś się w moim życiu w naprawdę krótkim czasie, zmieniłaś mnie nie do poznania. Nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, że przestawałem się karać i o wiele mniej wybuchałem. Sama również kołatałaś moje koszmary, które na pewien czas ustały. - Wytłumaczył. - Jednak po nocy z Harper wszystko wróciło i znów odreagowywałem w ten sposób, zamiast uciekać w alkohol, którym raczyłeś się zaraz po swoim odejściu.

On był tak okropnie zależny ode mnie. Oboje przeżywaliśmy nasze rozstanie tak mocno, jak jeszcze nigdy żadnego wydarzenia. Tęskniliśmy za sobą i wiedzieliśmy, że nadal coś do siebie czujemy, ale nie chcieliśmy rozmawiać. Stoczyliśmy się na samo dno, by teraz stanąć i odbić się od niego. W końcu ostatnia osoba, która nam zagrażała, nie żyła, a my otwieraliśmy się przed sobą, jak jeszcze nigdy wcześniej.

- Przepraszam, ja...

- Za nic nie przepraszaj. - Przerwał mi. - Nie masz za co. Chcę, byś słuchała mnie teraz uważnie, bo obawiam się, że po usłyszeniu niektórych informacji, przekonasz się, jak wielkim potworem jestem.

Nie chciałam mu mówić, że na pewno by tak nie było, bo nie mogłam być tego pewna. Tyle razy, ile on bombardował mnie okropnymi wieściami, było zbyt kolosalne, by móc mu obiecać, że teraz nie wybuchnę.

- Czemu więc pojechałem tam sam? - Bardziej zapytał, ale sam siebie. - Nie miałem nic do stracenia, a zależało mi jedynie na twoim bezpieczeństwie.

Nie potrafiłam trzymać już emocji na wodzy i zaczęłam płakać rzewnymi łzami. On nie mógł tak o sobie uważać, bo nie zasługiwał na tak niskie mniemanie o sobie. Wszyscy przed nim podali, był władcą i panem, a w środku był zniszczony i zepsuty. Czemu on to sobie robił?

- Mnie zależy na tym, byś żył. - Wypowiedziałam, szturmując go moim rozryczanym spojrzeniem.

- Jeszcze ci na tym zależy. - Mruknął zraniony. - Nie jestem odpowiednią osobą, by ci na mnie zależało.

Chciałam, by tylko zaczął rozumieć to, jak bardzo mi na nim zależało. Nie chciałam nawet sobie wyobrażać jego śmierci, bo on... nie.

- Powiesz mi o Candance? - Zapytałam delikatnie, patrząc mu w jego rozchwiane oczy.

W końcu je podniósł na moją twarz, spoglądając prosto w moje tęczówki. Błaganie i ból, jaki widniał w środku tych morskich oczach, przeszywał moje serce. On wprost błagał, bym o to nie prosiła, gdyż jego cierpienie dało się wyczytać z każdej najmniejszej części jego nadszarpanego ciała.

Musiałam jednak poznać całą prawdę po tak długim czasie.

- Dobrze. - Odpowiedział, a jego oczy momentalnie się zaszkliły. - Candance Laura Martin była moją dziewczyną. - Zaczął Daniel, próbując nie patrzeć mi w oczy. - Była, bo już nie żyje. - Zawahał się chwilę, ale na szczęście kontynuował. - Była z mojego rocznika, ale miała urodziny pod koniec listopada, więc zawsze zwracałem się do niej młoda, choć tego nienawidziła. Była piękna. - Zamyślił się chwilę, a jego wzrok znów stał się pusty. - Miała długie, lisie i grube włosy, które najczęściej falowała. Zawsze miała mocno podkreślone pełne i soczyste usta czerwoną, matową szminką. Jej oczy były jasne, ale to tak jasne, że początkowo zastanawiałem się, czy to soczewki. Ciemnorude brwi, które uwydatniały się na jej bladej i przyprószonej piegami twarzy. Była tak delikatna, a jednocześnie tak mocna. Była smukła, ale kształtna i wysoka. Jej prosty i śnieżnobiały uśmiech śnił mi się codziennie i nie mogłem nigdy uwierzyć w to, że jestem w związku z tak cudowną dziewczyną. Pomimo tego, że moi przyjaciele jej nienawidzili, ja uważałem, że ułożymy sobie życie w przyszłości. Kochałem ją. - Zaśmiał się wrednie, przejeżdżając językiem po zębach. - Szkoda, że ona mnie nie kochała. - Westchnął mocno, a po policzku spłynęła mu łza. - Tak idealna dziewczyna wzbudzała oczywiście duże zainteresowanie u płci męskiej. Aż za duże.

Słuchałam w zamyśleniu, zastanawiając się, jak bardzo ta dziewczyna musiała być głupia, by zostawić takiego chłopaka, jak Daniel. To ona go zepsuła.

- Pamiętam dokładnie ten dzień, kiedy wróciłem z delegacji z Hiszpanii. Odrabiałem tam przekręty dla Mafiosa z Sycylii, ale wrócił jego brat bliźniak i wróciłem dwa dni wcześniej. - Znów na chwilę się zawiesił. - Stwierdziłem, że kupię jej kwiaty i bilet na upragniony koncert. Gdy wszedłem do baraka nie zastałem Candance samej, a dwoma innymi gośćmi. Jeden robił jej palcówkę, a ona zaspokajała drugiego swoimi pełnymi ustami. - Mina mu się zmieniła na całkowicie pustą. Dało się zobaczyć płomień pogardy w jego srebrzystych oczach. Jego to cholernie bolało, ale też jej jednocześnie nienawidził. - Nie zobaczyli mnie, póki nie rzuciłem kwiatami i biletem i nie wybiłem szyby przy drzwiach z otwartej ręki. Spojrzała na mnie wtedy, tak jakby ducha zobaczyła, a ja chwyciłem kawałek szyby i za dużo nie myśląc, przejechałem jednemu po szyi ostrym narzędziem. Przeciąłem mu tętnice.

- Wpadłem wtedy w jakiś szał, którego nie potrafiłem opanować. Ten drugi uciekł. Miałem ochotę wszystko rozwalić i pozabijać każdego, kto stanie na mojej drodze. Nie czułem wtedy nic oprócz zastanej nienawiści, bo Candance wtedy była jedyną osobą, którą kochałem i pierwszą prawdziwą dziewczyną. Zaczęła piszczeć i krzyczeć, bo oblała ją krew chłopaka, któremu wcześniej ciągnęła. Trup padł na ziemię, a drugi chłopak złapał jakąś szmatę i uciekł od razu, zanim cokolwiek mu zrobiłem.

Brzmiało to, jak to samo uczucie, które poczuł, gdy spotkał Noena i Carmine w niejednoznacznej sytuacji. Wtedy też chciał tylko rozwalać i zabijać, a to, kogo przy tym mógłby zranić, było dla niego nieważne. O to też wtedy chodziło Carmine.

- Nigdy wcześniej nie czułem takiego bólu, takiej siły i chęci zranienia, jak wtedy. Moja ręka, która była tak pogruchotana przez szkło, mnie nawet nie bolała. Jej delikatna twarz była przerażona i czułem, jak jej jeszcze gorące ciało drży pod moją zaciśniętą na jej szyi ręką. - Wetchnął, patrząc zdenerwowanie na boki, jakby próbując uciec od mojego wzroku za wszelką cenę. - Brzydzę się tym, co zrobiłem. Poddusiłem ją tak mocno, że zaczęła kaszleć. Wierzgała, kopała, drapała i próbowała się bronić, ale stałem jak mur i nie czułem w ogóle bólu i tego, że umierała. Wciąż na nią krzyczałem, kląłem czy wyzywałem od najgorszych. W jednej chwili, gdy stała się bielsza niż zawsze, z jej oczu wypłynęła ostatnia łza, zwiastująca zamknięcie powiek, a ta już straciła siły do walki, poczułem, że przestała oddychać. Udusiłem ją.

Oderwałam się na chwilę od rzeczywistości. Nie wiedziałam, co miałam powiedzieć, bo wszelkie słowa zastały mi w gardle. To nie było tak, że byłam na niego zła, bo to ta dziewczyna była kimś okropnym. Byłam po prostu wstrząśnięta i zdziwiona. On natomiast do teraz cierpiał.

- Zadzwoniłem później po Stylesa. Nie zapomnę jego miny, gdy wpadł do mojego baraka i zobaczył trupa z lejącą się krwią z szyi i praktycznie rozbitego, płaczącego mnie nad ciałem swojej, sztywnej już dziewczyny. Nie zapomnę jej fioletowych, mocnych siniaków, które jej narobiłem na szyi i tego, jak zimna się robiła z każdą minutą.

Sama czułam jego ból i to, co się za nim kryło. Tak bardzo mu współczułam, choć nie powinnam. Byłam rozbita.

- Chłopcy zajęli się ciałami, a Carly próbowała mnie jakkolwiek uspokoić. Spojrzałem jeszcze tego samego dnia do jej telefonu i zobaczyłem wiadomości, które jeszcze bardziej mnie rozbiły. - Znów się zatrzymał. - Okazało się, że zdradzała mnie nagminnie z wieloma chłopakami. Nie to samo w sobie było najgorsze, ale to jakie rzeczy o mnie mówiła, nie mieściło mi się w głowie. - Wstrzymał oddech, patrząc w sufit. Złapałam go za rękę, a ten zacisnął ją na tyle delikatnie, na ile mógł. - Pisała im, że ją biję, przetrzymuję, a nawet gwałcę. Pisała to do nich w tym czasie, kiedy ja myślałem o tym, jak bardzo ją kocham. Mówiła, że traktuję ją jak dziwkę, a nie jak dziewczynę. - Tak bardzo się męczył, opowiadając to, że w sercu kłuła mnie dosłownie każda mała cząsteczka. - Gdy wszedłem na konwersację z jednym chłopakiem, dostałem w szoku. Okazało się, że Candance była w ciąży z jednym z nich. — Popatrzył na mnie- Zabiłem ciężarną dziewczynę, którą kochałem.

Już zupełnie odjęło mi mowę. Nie wiedziałam, co powinnam była myśleć o tej dziewczynie, bo ona, jak i Daniel nie byli dobrzy. Natomiast Daniel próbował być lepszą osobą, a ona.. ona była martwa.

- Tu masz odpowiedź, czemu tak przesadnie boje się o dziewczyny w ciąży z mojego gangu, czemu tak trudno mi zaufać, czemu mam problemy z autoagresją, czemu tak trudno mi się do kogoś zbliżyć i czemu jestem takim pojebanym typem, który zmienia nastroje szybciej niż ta kurwa facetów. - Wyrecytował prawie na jednym tchu, odrywając się od poduszek i opadając na nie, płacząc przy tym. - Przez bardzo długi czas nie potrafiłem się po wszystkim pozbierać. Stałem się oschły i pusty, a ten stan nie zmieniał się przez dwa lata. - Prychnął, uśmiechając się przy tym dość strasznie. - Uwierzysz, że przez dwa lata nie uśmiechnąłem się szczerze?

Spojrzał na mnie, próbując przyciągnąć mnie bliżej. Opadłam na miejsce obok chłopaka, zatapiając swoją twarz w jego torsie. Czułam się tak bezpiecznie, a jednocześnie dziwnie. To było chore, jak po tak długim czasie kolejny raz dawaliśmy sobie szansę.

- To się zmieniło, gdy poznałem ciebie.

Podniosłam wzrok na jego twarz, patrząc na nią pytająco. Nie spodziewałam się aż tak szczerego wyznania. Ono sprawiło, że przepadłam po raz kolejny, a trzeci i decydujący strzał został oddany.

- Pokłóciłem się z tobą, gdyż chciałem, byś odeszła nienawidząc mnie, a nie kochając. - Wydyszał, patrząc mi prosto w oczy. - Kiedyś zrozumiesz.

Ja rozumiałam, ale nadal to cholernie bolało. Chciałam go już mieć przy sobie.

- Udawałem, że dla mnie nie istniejesz i że jest dobrze, bo nie potrafiłem znieść myśli, że mnie zostawiłaś. - Powiedział, a z jego oczu nadal spływały potoki łez. - Nie potrafiłem znieść tego, że będziesz szczęśliwa beze mnie.

Przybliżyłam się na tyle, by poczuć jego niespokojny oddech na mojej twarzy. Przetarłam jego mokre policzki, ujmując je w moje delikatne ręce.

- Szkoda, że nikt mi nie powiedział, jak będę się czuł, gdy odejdziesz.

Nie mogłam już dłużej czekać. Jego słowa ujmowały całą moją duszę, otulając ją. Nie był on idealny, a jego przeszłość była aż nieprawdopodobnie zła. To ile bólu ten chłopak zniósł przez swoje życie, przerażało mnie. Chciałam być jego słońcem i nigdy nie wywoływać już burzy.

Zakochałam się w niewłaściwej osobie, jaką był Daniel Scott. Był definicją złego nałogu, z którego nie potrafiłam się uwolnić. Tak samo, jak on z palenia tych cholernych papierosów.

To uczucie spalało nas niczym tytoń w tych podłużnych, uzależniających niedopałkach.

Patrzyliśmy na siebie w ciszy, wgapiając się w nawzajem w swoje zaryczane oczy, które wyrażały ogromny ból. Nie mogłam uwierzyć, że Daniel w końcu się przede mną odkrył i pokazał siebie z całkowicie innej strony. On nie był zły, a skrzywdzony.

Gdy po dłuższej chwili postanowiłam się odezwać, poczułam, jak drżę. Łzy powoli spływały na poduszkę, a usta były już tak suche, jak piasek na pustyni. Mój głos się zaczął łamać, gdyż bałam się obnażyć. Kochałam go.

- Chyba nie potrafię być sobą, od kiedy pozwoliłeś mi odejść.

- Ja nie jestem sobą, od kiedy to zrobiłaś.

Przycisnęłam jego usta do swoich, czując słony smak łez na moim podniebieniu. One wciąż leciały z mych przekrwionych oczu na jego nadal poharataną twarz. Delikatne usta chłopaka, muskały moje usta, sprawiając, że pocałunek był wciąż niepowtarzalny. Gdy go całowałam, zdawałam sobie sprawę, że nikt tego przed nim nie robił poprawnie.

Kiedy się od niego odsunęłam, zrozumiałam, że przyszedł czas, by w końcu to powiedzieć. Musiałam się przed nim otworzyć tak, jak on przede mną. Spojrzał na mnie zdezorientowany, próbując zrozumieć moje nagle zachowanie, a ja jedynie wypowiedziałam mu drążącym głosem jedno bardzo ważne zdanie.

- Kocham cię.

Continue Reading

You'll Also Like

502K 17.8K 44
[Okładkę wykonała @Stokrotka_222_11] Minnie jako córka mężczyzny, siejącego postrach nad miastem. Nigdy nie miała łatwo. 17-latka nie była już małym...
63.3K 3.2K 9
Druga część dylogii ,,Racing" Życie Mili Taylor układało się wspaniale od 5 lat. Miała dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, a co najważniejsze miała...
635K 17.2K 56
,,𝐏𝐫𝐚𝐰𝐝𝐚̨ 𝐛𝐲ł𝐨 𝐭𝐨, 𝐳̇𝐞 𝐛𝐲𝐥𝐢𝐬́𝐦𝐲 𝐣𝐚𝐤 𝐝𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞. 𝐃𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞 𝐬𝐳𝐮𝐤𝐚�...
719K 25.1K 73
ONA dwa lata temu skończyła studia prawnicze, ale nie może znaleźć pracy w zawodzie. Pewnego dnia trafia na tajemnicze ogłoszenie w internecie, dosta...