[Tom 1] Rozdział 3

1.1K 119 34
                                    

Napisanie tego rozdziału kosztowało mnie tyle jebanych nerwów, że sobie nie wyobrażacie... ALE!! W końcu jest... jestem dumną mamą-pisarką...  

. ‧✧⁺‧ (˶'ᴗ '˵✿ ) ‧⁺‧✧‧.   <- le crying me

- TobiMilobi

*****

27 Grudnia 2020

Siedział nad nowymi plakatami do późna w nocy. Nie chciał spać. Nie chciał znów przeżywać tego samego koszmaru, który pojawiał się co roku, gdy zbliżał się dzień zniknięcia Izuku Midoriyii. Było tak od kiedy skończył pięć lat. Nie sypiał za dobrze przez kilka dni, a potem nie mógł zasnąć w tym konkretnym dniu. Poczucie winy zjadało go od środka, choć uparcie twierdził, że nic mu nie dolega i wszystko jest w porządku.


- Jesteś beznadziejny, wszystko robisz dla własnej wygodny i zagłuszenia sumienia...


Zesztywniał, a cała krew odpłynęła z jego twarzy. Podniósł wzrok, napotykając zamglone zielone oczy.


- Kogo próbujesz oszukiwać, siebie czy ją? - Prychnął chłopak, uśmiechając się kpiąco. - Jesteś naprawdę zabawny, Kacchan...


- Katsuki?


Obejrzał się, napotykając znów zielone oczy, choć te były widocznie zmęczone. Znów odwrócił się naprzeciwko komputera, przy którym pracował, ale nikogo tam nie było. Czyżby przysnął?


- Przepraszam, mówiłaś coś ciociu? - Przetarł oczy.


- Mówiłam, żebyś położył się niedługo, jutro masz szkołę. - Uśmiechnęła się Inko, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Nie siedź za długo, dobrze?


- Skończę tylko nowy plakat i zaraz się kładę. - Mruknął.


Kłamał. Wiedział, że nie zmruży oka dzisiejszej nocy. Ona też wiedziała, że kłamie, ale nie mogła go zmusić. Przechodzili to samo rok w rok, w dniu rocznicy zaginięcia Izuku. Żadne z nich nie umiało zmrużyć oka, bo wciąż nawiedzały ich koszmary. Dokończył kolejną kawę dzisiejszego dnia, sprawdzając, czy wszystko jest dokładnie takie, jak planowali z ciotką, po czym opadł ciężko na fotel. Ten dzień nie mógł być udany... Za cholerę nie chciał iść do szkoły, ale nie mógł pozwolić sobie na spadek ocen, zwłaszcza gdy chciał dostać się do U.A. i być pro bohaterem. Patrzył krótką chwilę na drukujące się plakaty, gdy nagle z drukarki zaczął wyciekać tusz. Zaklął siarczyście, podchodząc do urządzenia. Otworzył klapę i sprawdził, co tam się podziało. Chwycił za kartridż i wyjął go, ale zamiast kostki z tuszem, trzymał w rękach zieloną gałkę oczną. Z niemą paniką odrzucił ją od siebie, ale gdy znów spojrzał na urządzenie, widział tylko rzucony kartridż i plamy tuszu. Spojrzał na swoje ręce, były całe w czarnej mazi. Odetchnął ciężko z niemą ulgą. Czy te jebane koszmary musiały go nawiedzać nawet na jawie?!


- Kurwa mać...


Odruchowo chciał przetrzeć twarz dłonią, ale zaraz się powstrzymał, dostrzegając czarny tusz na palcach. Posprzątał bałagan, który narobił i poszedł wyszorować dłonie, tyle ile mógł. Oczywiście, tusz ciężko schodzi, więc i dłonie miał szarobure. Ten dzień zapowiadał się naprawdę wkurwę chujowy aż chyba bardziej się nie dało.

Zdradliwy jak OgieńWhere stories live. Discover now