- Kogo my tu mamy. Pan Maratończyk i jego koleżanka – powiedział Sam podchodząc do nas po skończonych zajęciach. Spojrzałam na ludzi, którzy waśnie zbierali swoje rzeczy, wchodząc z sali po terapii.
- Widzieliśmy końcówkę. Trudne sprawy. - Steve zatrzymał się w drzwiach, opierając się o framugę.
- Wszyscy mamy te same problemy. Poczucie winy. Żal. – wyliczał układając w tym czasie ulotki na stoliku obok.
- Straciłeś kogoś? – przeniosłam wzrok na Sama, który lekko posmutniał.
- Skrzydłowego. Rileya. Nocny przelot. Prosta misja ratunkowa. Nic, czego nie robiliśmy już tysiąc razy. Nagle Riley wyparowuje po starciu z pociskiem RPG. Nie mogłem nic zrobić. Jakbym był tam tylko po to by patrzeć.
- Przykro mi – odezwał się Steve, a moje gardło zacisnęło się, na opowieść. Stałam i patrzyłam na Sama, czując jak do oczu napływają mi łzy.
- Po wszystkim ciężko było mi pojąć, co ja w ogóle tam robię.
- Teraz jest już lepiej? – spytałam starając się opanować drżenie głosu.
- Tak, myślałeś, żeby z tego zrezygnować? - zwrócił się do Steve'a – Z wykonywania rozkazów?
- Nie... Nie wiem... Szczerze mówiąc nie wiem co bym ze sobą zrobił.
- Mieszane sztuki walki. – zaśmialiśmy się na propozycje Sama. – Pierwszy lepszy dobry pomysł. Poważnie mógłbyś robić co tylko zechcesz. Co cię uszczęśliwia?
- Nie wiem. – nastała niezręczna cisza, którą postanowiłam przerwać.
- Może, pójdziemy coś zjeść? Tylko już bez smutnych historii. – obydwoje przytaknęli i całą trójką ruszyliśmy do wyjścia.
***
Steve zaparkował pod naszą kamienicą, gdy na dworze było już ciemno, od razu stawiając motor na nóżce. Zeszłam z maszyny, zdejmując kask i trzymając go po pachą ruszyłam w kierunku kamienicy. Weszłam na nasze piętro, a Steve tuż za mną. Wyszłam zza rogu, mało co nie wpadając na naszą sąsiadkę, która właśnie zakończyła połączenie.
- Cześć Kate – uśmiechnęłam się w jej kierunku, co odwzajemniła – Problemy w pracy? - wskazałam na jej telefon, na co pokręciła przecząco głową.
- Moja ciocia. Cierpi na bezsenność.
- Nieciekawie. - uśmiechnął się lekko Steve. Blondynka oddała uśmiech i ruszyła do schodów, poprawiając trzymany w rękach koszyk z praniem.
- A, chyba zostawiliście włączoną wieże. - rzuciła jeszcze, zatrzymując się przed schodami.
- Dzięki, często o tym zapominam – rzuciłam, uśmiechając się głupio i gdy tylko zniknęła na schodach, przeniosłam niepewne spojrzenie na Rogersa. - To nie zapowiada niczego dobrego, prawda?
- Nie bardzo – westchnął, rozglądając dookoła. Skrzywiłam się na jego słowa, żegnając się już ze spokojem, który na chwilę zapanował w moim życiu.
- Wejdziemy oknem. Zamek narobi za dużo hałasu. – zarządził Steve i ruszył w stronę schodów pożarowych.
- Idź, ja wejdę drzwiami. Nie narobię hałasu – dodałam szybko widząc, jak otwiera usta by coś powiedzieć. Lecz widząc nadal jego nieprzekonaną minę, dodałam – Dużo trenowałam z Natashą, więc potrafię być cicho. A jak nie to mam jeszcze to – podniosłam rękę, a między palcami pojawiła się biała mgła. Steve uśmiechnął się i pokręcił zrezygnowany głową, po czym wyszedł na schody pożarowe. Podeszłam do drzwi i skierowałam w ich kierunku dłoń a następnie posłałam w stronę zamka białą mgłę. Przekręciłam delikatnie dłonią i po chwili drzwi uchyliły się nie wydając przy tym rządnego dźwięku. Weszłam po cichu do środka rozglądając się dookoła. Cały czas będą w gotowości do zaatakowania intruza. Przeszłam przez hol i minęłam kuchnie, dochodząc do ściany, za którą stała kanapa w momencie, gdy naprzeciwko pojawił się Steve, z tarczą w ręce. Kiwnęłam do niego głową i razem szybko weszliśmy do salonu. Uniosłam dłonie, z wypuszczoną z moich dłoni materią, celując nią w leżącego na kanapie mężczyznę z opaską na oku. Wpatrywał się w adapter, na którym kręciła się winylowa płyta, spoglądając na nas z opóźnionym refleksem. Kątem oka zauważyłam jak Steve, opuszcza tarczę, więc opuściłam dłonie, jednak nadal spoglądałam nieufnie na mężczyznę.
ŞİMDİ OKUDUĞUN
Ameryka i Ja
Hayran KurguŻycie Maddison Erskin wywraca się o 180 stopni, gdy po utracie ojca odkrywa u siebie niespotykane zdolności. Jednak zbawienne moce, nie zawsze przynoszą same korzyści. Utrata najbliższych nie jest łatwa, a skazanie na przeżywanie tego przez nieskoń...