Epilog

1.3K 50 31
                                    

- Maddie?! - Steve potrząsnął ciałem rudowłosej. - Maddie, proszę, nie! – krzyknął przyciszając ją do swojej piersi i mocząc jej włosy, własnymi łzami. Dopiero teraz, reszta grupy, zakończyła walkę i mogła zobaczyć co się stało.

Natasha, która zwykle nie pokazywała żadnych uczuć, zatoczyła się lekko do tyłu, jednak szybko przywróciła swój fason. Patrzyła się na zaistniałą scenę z kamienną twarzą, lecz nawet osoba wyprana z uczuć nie mogłaby patrzeć na śmierć swojej przyjaciółki. W oczach blondynki zbierały się łzy, które usilnie chciała odgonić by nikt nie widział jej momentu słabości.

Jej przeciwieństwem była Wanda, która gdy tylko spostrzegła co się stało, upadła na kolana zanosząc się kłośnym płaczem. Ich relacja na początku nie była najlepsza. Maddie jej nie ufała, ale w końcu zbliżyły się do siebie. W końcu to ona, ożywiła jej brata, by ta mogła się pożegnać. Ona jedna była gotowa mocno poturbować generała Rossa, za warunki Wandy w więzieniu. Ona jedna stanowiła dla niej coś na wzór matki, którą dziewczyna straciła w młodym wieku.

Barton nie powstrzymywał swoich emocji. Gdy tylko ujrzał zaistniałą sytuacje, zatoczył się do tyłu i wpadł na ścianę, podbierając dłonie na kolanach i dając upust łzą cisnącym się mu do oczu. Sam miał rodzinę. W pewnym stopniu rozumiał jak musiał czuć się Steve, a na pewno był w stanie wyobrazić sobie ten ból. W końcu sam miał żonę i dzieci, nie wiadomo, czy był by w stanie dalej żyć, gdyby komuś z nich coś się stało.

Thor stał ze spuszczoną głową, modląc się do bogów o dobre życie dla Maddie. Nie znał jej aż tak dobrze jak reszta, ale wzbudziła w nim sympatie i jej strata, na pewno go dotknęła.

Z szoku pierwszy wybudził się Fury, który pomrugał szybko oczami, pozbywając się pojedynczych łez. Jako pierwszy podszedł do blondyna, który nadal obejmował swoją zmarłą żonę, nawołując by wróciła. Położył dłoń na jego ramieniu, ściskając je lekko.

- Rogers. Musimy się ewakuować. - blondyn nawet nie podniósł na niego wzroku, dalej wbijając go w swoją miłość.

- Możecie mnie tu zostawić – odparł sucho.

- Steve – czarnoskóry uklęknął obok niego, nadal ściskając jego ramię – Wiem, że ci ciężko. Straciłeś żonę, ale masz jeszcze syna. Masz dla kogo żyć. - Steve zawiesił wzrok na twarzy dziewczyny, która z każdą sekundą robiła się coraz bledsza. Nie mógł uwierzyć w to co się działo, liczył, że jest to tylko jakiś koszmar. Jednak gdy ręka Fury'ego, zaczęła ciążyć na jego ramieniu, oprzytomniał lekko, a jego słowa dotarły do Rogersa. Pokiwał ledwie widocznie głową, wsuwając rękę pod jej kolana i przyciskając ją mocniej do siebie, dźwigając się na równe nogi. Przeniósł wzrok na Nicka, który uśmiechnął się do niego, klepiąc go po ramieniu, by dodać mu otuchy.

- Idziemy – zarządził, ruszając w stronę drzwi. Steve podążył za nim, niosąc Maddie, a reszta ruszyła za nimi. Maszerowali szybko przez korytarze, by znaleźć się przy wyjściu, nim cały budynek eksploduje. Trzeba przyznać że HYDRA zawsze była dobrze przygotowana. Zawsze mieli w zanadrzu kilka planów, tak by nikt nie wydobył od nich informacji. Dlatego gdy wszyscy zginęli, ostatni żywy agent, aktywował bombę.

Cała grupa wybiegła z budynku, ruszając do znajdującego się kilka metrów dalej quinjeta. Od razu po wejściu, Natasha z Bartonem usiedli za sterami, wznosząc maszynę w powietrze. Steve odłożył ciało rudowłosej na jedną z kanap siadając na ziemi, przed nią i wpatrując się tępo w ścianę naprzeciwko. Wanda wprowadzona przez Thora, od razu skierowała się, do kąta siadając tam i podciągając kolana pod brodę, dalej zanosząc się płaczem. Fury, zamknął wejście i usiadł na fotelu patrząc jak cała drużyna przeżywa żałobę.

Ameryka i JaWhere stories live. Discover now