25. Żołnierzu?

921 36 2
                                    

- Hej Steve, dopiero wyjechałam, a ty już dzwonisz? - zażartowałam, rozpakowując pudła w nowym domu.

- Widziałaś wiadomości? - głos blondyna był zmartwiony, przez co bałam się co mogę tam ujrzeć. Włączyłam telewizor, by ujrzeć wiadomości z kongresu w Wiedniu. Pokazane było zdjęcie sprawcy wybuchu oraz podpis James Barnes.

- Steve, to nie możliwe – powiedziałam, podchodząc do blatu w kuchni na którym stał laptop. - Według ostatnich informacji jakie zdobyłam, Bucky jest w Bukareszcie.

- Właśnie tu jestem – odpowiedział.

- Wyśle ci zaraz gdzie go znajdziesz, tylko musisz się pospieszyć. Władze już po niego idą – rozłączyłam się i wysłałam blondynowi współrzędne, gdzie szukać przyjaciela. Zaczęłam ponownie rozpakowywać pudła i w końcu wieczorem udało mi się pozbyć ostatniego. Usiadłam zmęczona na kanapie z kubkiem herbaty, jednak nie dane mi było się tym długo nacieszyć, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Zdziwiona podeszłam do nich uchylając je lekko.

- Natasha, co tu robisz? - spytałam rudowłosej, która jako jedyna znała miejsce mojego pobytu.

- Steve i Barnes, zostali złapani przez Rumuński rząd, niedługo przewiozą ich do Berlina. Pomyślałam, że chciałabyś o tym wiedzieć. - Romanoff spuściła lekko wzrok.

- Nie prawda – uśmiechnęłam się lekko, a dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem – Wiedziałaś, że gdy się o tym dowiem będę chciała tam pojechać, więc chcesz albo mnie przed tym powstrzymać, albo asekurować w podróży. Pierwsza opcja odpada, bo wtedy po prostu byś to przede mną zataiła. Pytanie pozostaję, dlaczego chcesz mnie asekurować? - dziewczyna uśmiechnęła się patrząc na mnie z dumą w oczach.

- Sporo się ode mnie nauczyłaś – powiedziała z podziwem. - A jestem tu, bo Steve może być przestępcą i mogą go nawet zamknąć w więzieniu, ale jeżeli coś by ci się stało, zabiłby mnie.

- W takim razie, mam nadzieje, że nic mi się nie stanie i będziesz mogła spokojnie żyć. - uśmiechnęłam się do dziewczyny i przewieszając torbę przez ramię opuszczając dom.

***

- Nie wiedziałem, że przyjedzie pani z kimś, panno Romanoff. - niski mężczyzna, stojący przed wejściem przywitał rudowłosą. - Everett Ross. - przedstawił się spoglądając na mnie.

- Mam to gdzieś. Chce się zobaczyć ze swoim mężem i przyjacielem. I nie mów mi, że to niemożliwe. Po prostu to zrób. - mężczyzna spojrzał na mnie w szoku, po czym przeniósł wzrok na Natashę, która jedynie wzruszyła ramionami z cwanym uśmiechem.

- Proszę za mną – mruknął po chwili i odwrócił się na pięcie by ruszyć przed siebie. Uśmiechnęłam się tryumfalnie pod nosem i przeszłam za nim do sali pełnej komputerów i monitoringu. Na środku pomieszczenia, znajdowało się podwyższenie, otoczone szklaną ścianą, ze stołem w środku.

- Maddie? - Steve zszedł z podestu podchodząc do mnie, zdziwiony.

- Wiem, miałam się nie wychylać, ale dowiedziałam się, że was pojmano i musiałam tu przyjechać. - spojrzałam na Steve'a, który starał się ukryć złość. - Coś się stało? - spytałam kładąc dłoń na jego policzku.

- Stark trzyma Wandę w siedzibie Avengers, by ludzie nie mieli jej o co obwiniać. - Stanęłam lekko na palcach i przytuliłam blondyna.

- Wiem kto może nam pomóc. Zorganizuje pomoc, ale najpierw muszę zobaczyć Bucky'ego – szepnęłam mu do ucha, tak by nikt inny nie słyszał. Odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam lekko.

- To nie będzie proste, nie wpuszczają nikogo poza psychologiem. - Steve wskazał na ekran za mną. Obróciłam się by ujrzeć Bucky'ego, zamkniętego w szklanej klatce, przypiętego do fotela. Na przeciwko niego stało biurko, za którym siedział mężczyzna, lecz kamera nie uchwyciła jego twarzy.

Ameryka i JaWhere stories live. Discover now