9. 30 lat

1.5K 67 1
                                    

Minęło pół roku. Pół roku w tej szklanej klatce. Pół roku w samotności. Pół roku ćwiczenia mocy. Pół roku rozpaczy i pogrążania się w szaleństwie. Odliczałam pół roku, po każdym dniu zostawiając na betonowej podłodze, jedną rysę. Dawało mi to jakąś nadzieje, która z każdą nocą słabła. Z każdym dniem coraz mniej wierzyłam, że uda mi się stąd wydostać, jednak poza wiarą nic innego mi nie pozostawało. Jedynym zajęciem, które pozwoliło mi jeszcze nie zwariować było odkrywanie swoich mocy. Udawało mi się podnosić za jej sprawą przedmioty, a kilka razy udało mi się wpłynąć na umysł strażnika, jednak było to ryzykowne, więc szybko zaprzestałam większej ilości prób. Zdarzyło się, że w mojej głowie pojawiały się różne sceny i nie wiem, czy była to jedna z mocy czy zaczynałam już tracić tu zmysły, od samotności i panującej tu rutyny. Każdy dzień wyglądał tak samo, jednak dzisiaj coś się zmieniło. Gdy czekałam na posiłek w moich drzwiach pojawił się strażnik z hukiem otwierając drzwi. Przeniosłam na niego powolnie wzrok i zmarszczyłam brwi, nie zauważając u niego tacy.

- Wychodź! – warknął postawny mężczyzna. Podniosłam się powoli z łóżka, patrząc na niego nieufnie, bo była to nieznana mi osoba. Ostrożnie wyszłam z celi, obserwując jak zamyka cele i łapiąc mnie mocno za ramię, zaczyna mnie prowadzić korytarzem. Doszliśmy do drzwi i stanęliśmy przed nimi. Czekałam aż mój przewodnik otworzy je by pójść dalej, ale tak się nie stało. Wyciągną coś z kieszeni i nim zdążyłam zareagować w moją szyje została wbita igła. Kolana się pode mną ugięły, a przed oczami zaczęło mi wirować. Ostatnie co zarejestrowałam to, jak mężczyzna przerzuca mnie przez swoje ramię.

***

Obudziłam się w ciemnym pokoju z potwornym bólem głowy. Chciałam się podnieść, jednak już pierwszy ruch został zablokowany. Spojrzałam z paniką na swoje przywiązane do łóżka nadgarstki, a następnie kostki. Wzięłam drżący oddech, próbując obmyślić plan uwolnienia się, lecz nim zdążyłam podjąć jaką kolwiek próbę, drzwi do sali otworzyły się. Po pomieszczeniu echem rozniosły się kroki, a następnie ostre światło nade mną zostało włączone, przez co zmrużyłam oczy. Gdy udało mi się przyzwyczaić do światła, uchyliłam powieki, zachłystując się powietrzem, gdy nade mną ujrzałam Arnima Zole.
- Witam - mężczyzna pochylił się nade mną, uśmiechając się złośliwie. - Zrobimy małe badania. - powiedział sięgając po strzykawkę, na co od razu zaczęłam się szarpać. - Nie wierć się, bo będzie bolało - powiedział i zacisnął mocniej pasy które mnie trzymały. Nie miałam możliwości ruchu, a pasy boleśnie wbijały mi się w skórę. Mężczyzna wbił igłę po wewnętrznej stronie łokcia i pobrał krew, napełnioną strzykawkę odkłądając na stolik z narzędziami. Odszedł ode mnie, biorąc ze stolika teczkę na którym zauważyłam swoje nazwisko. Po chwili zamknął ją i podszedł do mnie.
- Masz dwa wyjścia. Albo będziesz dla nas grzecznie pracować, albo zrobimy to w mniej przyjemny sposób. Co wybierasz? - spytał poprawiając okulary. Podniosłam lekko głowę i splunęłam na mężczyznę. Ten tylko uśmiechnął się złośliwie. - Czyli druga opcja. - wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą. Serce obijało mi się o rzebra, a oddech znacznie przyspieszył, gdy rozglądałam się w panice próbując oswobodzić swoje ręce. Znowu nie udało mi się nic uzyskać, gdy do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn. Odwiązali mnie i chwycili mocno za ramiona, wyprowadzając z sali. Próbowałam się im wyrwać, szarpiąc się w każdą stronę, jednak nawet gdy udało mi się jednwgo kopnąć, nawet go to nie ruszyło. Wprowadzono mnie do kolejnego pomieszczenia i przywiązano do krzesła, żelaznymi pasami. Nim się obejrzałam, podszedł do mnie mężczyzna w białym kitlu, przyczepiając do mojej głowy dwa prostokoąty od maszyny. Wcisnął w moje usta ochraniacz na zęby, po czym obrócił się do kontroli, włączając maszynę. Poczułam jak po moim ciele przechodzi prąd. Zacisnęłam zęby, starając się nie krzyczeć, by nie dać im satysfakcji z mojego bólu. Po chwili maszyna została wyłączona. Odetchnęłam głęboko i starałam się uspokoić oddech. Nie było mi to jednak dane, bo maszyna znowu została włączona. Znowu zacisnęłam zęby, a ból stawał się coraz gorszy. W końcu nie wytrzymałam i z moje gardła wydobył się stłumiony przez ochraniacz krzyk. Mężczyzna zatrzymał maszynę i spojrzał na mnie z triumfalnym uśmiechem. Wyjął z kieszeni zdjęcie, Bucka i Steve'a, podstawiając mi je pod twarz.

Ameryka i JaWhere stories live. Discover now