Rozdział 49

1K 117 116
                                    

Czas mijał, a JingYi dalej mieszkał u państwa Jin i nic nie wskazywało na to, by ten stan miał się zmienić.

Tata chłopca starał się wziąć za siebie. Jeszcze nie do końca mu to wychodziło, ale małymi kroczkami dążył do celu. Kiedy mógł, spotykał się ze swoim synem i długo rozmawiali. Mama chłopca, gdy dowiedziała się o zaistniałej sytuacji, na dobre zniknęła - przy próbie nawiązania rozmowy telefonicznej można usłyszeć było jedynie "taki numer nie istnieje". Prawdopodobnie zmieniła wszystkie dane kontaktowe. JingYi starał się być silny, ale wciąż był tylko 11-letnim chłopcem i cała ta sytuacja mocno wpłynęła na jego psychikę. Państwo Jin starali się dać mu jak najwięcej ciepła, choć sami często byli nieobecni w domu. Dzięki temu on i Jin Ling naprawdę stawali się jak bracia, chociaż oburzali się na komentarze innych. Jednakże dla osób, które ich znały, wiadome było, że za kilka lat będą jak prawdziwe rodzeństwo, które skoczy za sobą w ogień, ale pokłóci się o ostatniego chipsa.

- Ej! To mój robot! Zostaw go! - krzyknął JingYi.

- Lepiej idź się myć. Jeszcze chwilę temu kłóciłeś się o łazienkę. - odpowiedział Jin Ling.

- To było zanim chamsko zabrałeś moją własność! Masz swojego, oddaj!

- Przecież ci nie zepsuję. Idź sobie.

- Swojego robota zepsułeś i teraz chcesz zrobić to samo z moim!

- Sam się popsuł! To nie ja!

- Sam na siebie nie nadepnął!

Przez kolejne piętnaście minut chłopcy ganiali się po posiadłości. Służba już przestała na nich reagować. Obecność drugiego dziecka w wieku panicza miała swoje plusy i minusy. Z jednej strony Jin Ling zrobił się mniej nieznośny, jednak z drugiej strony musieli znosić częste kłótnie i bijatyki.

Chłopcy zakończyli walkę dopiero wtedy, gdy jeden z nich wpadł na antyczny wazon, który roztrzaskał się na ziemi. W takich sytuacjach wykazywali się doskonałą współpracą, momentalnie zacierając ślady i udając, że wazon nigdy nie istniał.

Tak właśnie wyglądało obecne życie JingYi. Jednakże nie narzekał. Dawno nie czuł się tak bezpieczny i szczęśliwy.

***

Pewnego dnia, gdy WuXian wrócił do domu ze spotkania z Xiao XingChenem, zastał w środku niespodziewanego gościa.

- Dzień dobry, słoneczko. Jak ci minął dzień?

WuXian z pewnym zdziwieniem patrzył na staruszkę, która już kilkukrotnie pokazała mu swoje wsparcie, a teraz popijała herbatkę w jego salonie.

- Oh, dzień dobry. A całkiem dobrze. Co pani tu robi?

- Oj, mów mi LiHua kwiatuszku. Jak widzisz, przyszłam do twojego dziadka na podwieczorek. Siadaj tu obok mnie.

WuXian wzruszył ramionami z uśmiechem i zasiadł obok kobiety.

- Nie wiedziałem, że się znacie. Od jak dawna otrzymujecie kontakt i czemu nic o tym nie wiem?

- Tak jakoś od dwóch tygodni czasem sobie porozmawiamy. - wyjaśniła kobieta.

- Jak się poznaliście? - zaciekawił się chłopak.

- Wpadliśmy na siebie? Tak jakby? - odpowiedziała z uśmiechem.

- Pf, jasne. - do salonu wszedł dziadek, który dotychczas był w kuchni. - Nie daj się jej zwieść. To psychopatka. Śledzi mnie od nie wiem ile czasu.

WuXian ułożył swoje usta w "O" i popatrzył to na jedno, to na drugie.

- Aj tam od razu psychopatka. - machnęła ręką kobieta. - Po prostu dzięki obserwacjom byłam w dobrym miejscu o dobrym czasie. Wiele staruszek obczaja swoich sąsiadów i wie o nich wszystko, a o nich nikt nie mówi per "psychopatka". Przyznam, że mogę mieć pewne zdolności stalkerskie, ale trudno pozbyć się swoich nawyków z młodości.

Samotna uczta przy księżycu (Mo Dao Zu Shi)Where stories live. Discover now