Rozdział 1

4K 297 104
                                    

Krótkie przypomnienie: Świątynia GuanYin. Lider Jin GuangYao przetrzymywał Lan XiChena. Przypadkiem pojawił się tam Jin Ling i już nie pozwolono mu odejść. Wei WuXian zjawił się tam samotnie, zaraz po spędzeniu nocy z pijanym Lan Zhanem, przekonany że tamten go znienawidzi za wykorzystanie. Potem przybył i Lan WangJi, który chciał ratować Wei Yinga. Następuje niespodziewane wyznanie miłości Wei WuXiana, wprawiające w osłupienie zgromadzonych ( i cała full romantic scena). Potem pojawia się Jiang Cheng. Przynoszą nieprzytomnego Nie Huaisanga. Wychodzi na jaw, że Jiang Cheng wie, że ma rdzeń WuXiana i przy okazji dowiadują się o tym nieuświadomieni. Jiang Cheng godzi się z WuXianem (okazuje się, że Jiang Cheng cały ten czas był po prostu zranionym szczeniaczkiem, którego brat nie dotrzymał obietnicy). W międzyczasie mniej istotne dla fanfiku wydarzenia. Su She umiera, a GuangYao zostaje pokonany. Na końcu zostaje zabity (dla nieuświadomionych, okoliczności zostaną przytoczone później). Następuje też zawalenie Świątyni, ale wszyscy wyszli. Zabrano też ciała, a na potrzeby fanfiku załóżmy, że jednym z wyniesionych ciał jest też ciało lidera Jin.

***

Momentalnie wszyscy zamarli. Przez moment wydawało się, że ucichł cały świat. Wei WuXian też ucichł. Poruszył się jako pierwszy. Spojrzał w dół. Jego klatkę piersiową przeszywał miecz. Nie miał pojęcia co się wydarzyło. Lider GuangYao nie żył, podobnie Su She. Więc dlaczego...?

- Wei Ying!

Miecz opuścił jego ciało, a on opadł na ziemię. Lan Wangji pierwszy znalazł się obok. Bez wahania przebił mieczem nieznanego im napastnika. Czarno ubrany zabójca nie zdołał uciec, on też padł na ziemię, bez życia.

- Wei Ying!

Wei WuXian nie czuł się za dobrze. Było mu słabo. Widział jak krew wypływa z jego ciała.

- Hehe, słucham Hanguang-Jun - uśmiechał się, jak zawsze;

Śmiał się. Jednak nikomu innemu nie było do śmiechu. Zewu-Jun, pomimo własnej tragedii, wpatrywał się w niego przerażony. Podobnie Jiang Cheng i Jin Ling. Lan Zhan przekazywał WuXianowi swoją energię. Cieplutko... Wszyscy wiedzieli, że to nie ma sensu. Mimo to, WangJi był zdeterminowany.

- Lan Zhan... Nie musisz... Nic mi nie jest...

Wei Ying czuł jak ulatuje z niego życie. Nie bał się śmierci. W końcu już raz go dosięgła. Bał się że straci Lan Zhana. Bał się, że tamten znowu zostanie sam.

Wszystko jest dobrze.

Lan Zhan coraz mocniej ściskał jego dłoń.

Nie boli, nie boli, nie boli, nie...

Ponownie popatrzył na innych. Oni natomiast patrzyli w szoku na Lan Zhana.

Wszystko będzie dobrze... Będę żył... No przecież nie umrę w takiej chwili. 

Chciało mu się płakać, ale i tak silił się na uśmiech.

Znowu zostaniemy rozdzieleni? Kiedy w końcu czujemy to samo? No ale dlaczego...? Nie mogę być szczęśliwy? Czy Lan Zhan nie może być w końcu szczęśliwy? To nie fair...

Uśmiechnął się. Stłumił wszystkie negatywne emocje. Powędrował za wzrokiem innych i spojrzał na Lan Zhana.

Już nie potrafił więcej udawać. Jego Lan Zhan płakał. I to nie tak, że zaszkliły mu się oczy. Cała jego twarz była mokra od łez, a powieki opuchnięte. Coś w nim pękło. Inni byli zaszokowani, widząc tak intensywne emocje na twarzy Lan WangJiego. To nie był smutek, to była bezgraniczna rozpacz. Tego dnia zostali uświadomieni o mocy uczuć między tą dwójką, ale nie byli przygotowani na to, co właśnie zobaczyli.

Wei WuXian już nie potrafił. Jego broda zaczęła drgać, a łzy zawitały do jego oczu.

- Lan Zhan! - zakrzyknął i rozpłakał się

Oboje trwali tak, przytuleni i zrozpaczeni, wiedząc co ich czeka.

- Nie chcę, nie chcę, nie chcę... Lan Zhan, nie chcę cię zostawiać. Nie chcę... - łkał

- Wei Ying... - głos drugiego był pełen emocji

Wei WuXian postarał się uspokoić. Musiał odzyskać panowanie nad sobą. Wziął w dłonie twarz Lan Zhana, chcąc się napatrzeć przed rozstaniem.

- Mój Lan Zhan, mój piękny Lan Zhan... - zaśmiał się cicho

Tamten wyglądał jakby za chwilę miał wybuchnąć płaczem.

- Nie marz się... Nie do twarzy ci. Wyglądasz brzydko z takimi opuchniętymi oczami. - mówił WuXian, przeczesując dłonią włosy ukochanego

Wei Ying czuł wewnętrzną rezygnację. Ale chociaż przed śmiercią powinien jakoś pocieszyć Lan Zhana. Jak on sobie poradzi, kiedy znowu go straci?

- Lan Zhan... Nie bądź za bardzo smutny, dobrze?

W odpowiedzi łzy Lan Zhana nasiliły się.

- Nie płacz... No nie płacz... Bo i ja będę płakać. Nie będziesz więcej płakać, prawda? Zaraz zrobisz się brzydszy od Jabłuszka.

Lan WangJi prychnał, ale łzy nie przestały płynąć z jego oczu. Wei Ying tracił kontakt z rzeczywistością. Obraz zaczął mu zanikać. Już go nie bolało, ale nie miał siły.

- Lan Zhan... Pocałuj mnie... - uśmiechnął się słabo

Tamten pospiesznie wytarł twarz rękawem i spełnił prośbę ukochanego. To był słodko-słony pocałunek. 

Samotna uczta przy księżycu (Mo Dao Zu Shi)Where stories live. Discover now