Rozdział 25

1.4K 154 15
                                    

Jin Ling słuchał jak SiZhui z ożywieniem opowiada o jakimś kociaku, którego widział po drodze i nie mógł się nie uśmiechać. Jego przyjaciel był naprawdę pocieszny. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie obecność pewnego osobnika przy ich stoliku.

Jin Ling musiał jednak przyznać jedno - JingYi usunął się w cień i spędzał nie tak dużo czasu z SiZhuim. Taki stan rzeczy pasował Jin Lingowi, chociaż gdzieś tam w głębi czuł leciutkie wyrzuty sumienia. Zwłaszcza, gdy dwa dni wcześniej zdał sobie sprawę, że tamten nie ma za bardzo kolegów w swojej klasie.

JingYi nadal zachowywał się tak samo jak wcześniej, czyli jak beztroski idiota.

Jednak tego dnia było inaczej. Podczas, gdy Yuan opowiadał różne rzeczy emanując przy tym szczęściem, JingYi wydawał się wyjątkowo cichy. Siedział jakoś skulony i nie uśmiechał się. Jin Ling o dziwo poczuł pewne zaniepokojenie.

Od kiedy zaprzyjaźnił się z SiZhuim, ze zdumieniem odkrył, że czasem przejawiał zachowania, o które nigdy by się nie posądził. Była to śladowa ilość empatii dla innych. Dotychczas wszyscy wiedzieli jaki jest nieprzyjemny i on nie miał zamiaru nic z tym zrobić. A ostatnio zdarzyło mu się pomóc koleżance z klasy w zadaniu. I nawet zmazał tablicę z własnej woli. Szczerze mówiąc, trochę go to przerażało.

Na kolejnej przerwie SiZhui zaciągnął Jin Linga do sali Jingyiego, gdyż koniecznie musiał mu coś pokazać. Wyjątkowo Rulan nie protestował, gdyż nadal miał to złe przeczucie.

- Cześć ZiZhen. Gdzie JingYi?

- Hejka. Chwilę temu zgarnęła go wychowawczyni. - wyjaśnił

- Coś się stało? - zmartwił się SiZhui

- Znaczy nic nie mówiła jak go zabierała, ale po jego minie widać było, że raczej nie idzie tam po pochwały.

- Nie mówił mi, że coś się dzieje... Może to nic takiego? Jin Ling, możemy tu na niego poczekać? Trochę zacząłem się martwić...

Jin Ling tylko kiwnął głową. Oparł się o ścianę obok ławki ZiZhena i patrzył na rozmawiającego z nim SiZhuiego.

Jin Ling pierwszy raz widział tego chłopaka. Wydawał się całkiem miły. Z rozmowy wydedukował, że tamta dwójka znała się od jakiegoś czasu.

- Na pewno nie wiesz o co może chodzić, ZiZhen? - zapytał SiZhui

- Hm... Wiem, że ostatnio nie szło mu z ocenami, ale nie wiem czy to o to chodzi. Szczerze mówiąc, wczoraj zauważyłem, że jest jakiś taki przygnębiony. Próbowałem do niego zagadać, ale zaczął zachowywać się tak jak zawsze...

Nagle do sali wszedł JingYi.

- Czekaliśmy na ciebie! - zawołał od razu Yuan i podbiegł do przyjaciela, który uśmiechnął się blado - Wszystko dobrze? Źle wyglądasz...

- Spoko, to nic. Po prostu ostatnio coś mi nie idzie z ocenami... No i wzywają moją mamę...

- Jest aż tak źle? Trzeba było powiedzieć... Wtedy zrobilibyśmy jakieś grupowe zajęcia.

JingYi uśmiechnął się weselej i poklepał SiZhuiego po ramieniu.

- Dzięki, teraz będzie lepiej. Po prostu ostatnio nie mogłem się skupić.

- Ale i tak możemy się razem pouczyć. Ostatnio nie spędzaliśmy za dużo czasu razem.

- To zobaczy się.

Chwilę po tym zabrzmiał dzwonek. Jin Ling udał się za SiZhuim do sali. Jednak jedna rzecz nie dała mu spokoju. JingYi pozornie wydawał się wesoły, ale Jin Ling czuł, że to jest bardzo złudne. Wręcz dziwiło go, że inni tego nie czuli. Sam miał wrażenie jakby wokół Jingyiego wyła syrena strażacka, która wzywała pomocy. Czemu on, który nie lubił chłopaka, miał wewnętrzny głos każący mu zająć się tą sprawą?

Samotna uczta przy księżycu (Mo Dao Zu Shi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz