11. Somebody like me

7.9K 573 2
                                    

Niestety pod dwóch cudownie spędzonych godzinach z Luke'm nad tym pięknym jeziorem musieliśmy wracać.
On chciał zdążyć chociaż na ostatnie dwie lekcje, a ja na kręgle.
Wcale nie chciałam wracać. Było mi dobrze w jego towarzystwie. Chociaż przez chwilę nie musiałam udawać, że dobrze się bawię, bo dobrze się bawiłam. Po prostu dla mnie był jak bratnia dusza. Nigdy wcześniej nie spotkałam kogoś takiego jak on i bedzie mi go brakować przez następnych kilka dni.
Blondyn zaparkował przed ośrodkiem, a tam na szczęście było jeszcze pusto.
- Na pamiątkę: zdjęcie - oznajmił uśmiechnięty od ucha do ucha.
Wyjęłam z kieszeni telefon, nieco niezadowolona, ponieważ nie przepadałam za zdjęciami, ale dla niego mogłam się poświęcić.
Luke zabrał mi telefon i objął mnie w pasie, po czym szybko pstryknął zdjęcie.
I bardzo mi się podobało! Oboje wyszliśmy całkiem przyzwoicie i stwierdziłam, że zdjęcie nadaje się na Facebook'a.
- Muszę już jechać - oznajmił po chwili.
Zrobiłam smutną minę.
- Poradzisz sobie m, jeszcze kilka dni - zapewnił i znowu mnie przytulił.
- Będę za tobą tęsknić - wyszeptałam i schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi. Pomińmy fakt, że musiałam stawać na palcach.
- Ja za tobą też - mruknął niepewnie i mocniej mnie przycisnął do siebie.
Nie mogłam uwierzyć, że po dwóch tygodniach znajomości tak bardzo się z nim zżyłam i mogłam mu zaufać. To jest bardzo dziwne uczucie, kiedy niedawno kogoś poznałeś, a masz wrażenie, że znasz go całe życie. Tak mniej więcej wyglądało to między nami.
- Daj znać, jak dojedziesz na miejsce - poprosiłam, kiedy wsiadł do samochodu.
Zachichotał pod nosem, pewnie z mojego przewrażliwienia. Miał wiele wspólnego z moim tatą. Chociażby fakt, że oboje jadą i na liczniku 120 km/h a ograniczenie do 80 km/h.
Ale wsiadł do samochodu, odpalił silnik i odjechał.
Znowu zostałam sama, na pastwę Lindsey i Nathan'a. Cudownie.
Westchnęłam ciężko i weszłam do ośrodka.
Stołówka była pusta, a na korytarzach cisza, więc stwierdziłam, że wszyscy są w pokojach.
Do rozpoczęcia gry w kręgle zostało jeszcze pół godziny.
Wbiegłam po schodach na trzecie piętro, po czym skręciłam w lewo i otworzyłam drzwi do pokoju.
W środku było cicho. Wiedziałam, że Anna i Elie gdzie wyparowały na plotki, ale nie wiedziałam, gdzie może być Karlie.
Nagle brunetka wyszła z łazienki. Obie tak mocno się wystraszyłyśmy, że prawdopodobnie nasze piski usłyszał cały ośrodek.
Serce łomotało mi w piersi, bałam się, że dostanę zawału!
- O mój Boże, ty żmijo! - zawołała i złapała się za miejsce, gdzie znajdowało się serce tak samo, jak ja.

Cieżko oddychałyśmy nadal przestraszone.
- Puka się! - zwróciła mi uwagę i opadła na łóżko.
- Do swojego pokoju? - spojrzałam na nią, jak na skończoną debilkę i również usiadłam na łóżku.
- Jak było z kuzynem? - zapytała i sięgnęła po swój telefon.
- To nie był mój kuzyn... To był Luke - mruknęłam cicho, nieco zakłopotana.
Mina Karlie diametralnie się zmieniła. Oczy zrobiły się, jak pięć centów.
- Co? Jak to? O mój Boże! Przyjechał tu do ciebie? Z Sydney? Jak to wszystko wykombinował? - nagle sto pytań wypłynęło z jej ust, niczym wodospad.
Byłam trochę zakłopotana mówiąc o tym, ale Karlie była moją jedyną przyjaciółką i znałam ją od bardzo dawna. Mogłam jej ufać. Pytanie czy chciałam jej o tym mówić? Powinna być na bieżąco. W końcu gdyby to o nią chodziło to na pewno byłabym pierwszą osobą, która by o tym usłyszała.
Wyjaśniłam jej, jak to wszystko się wydarzyło. O tym, że Luke napisał do mojej mamy na Facebook'u i oboje uknuli ten plan, po czym oszukali moją biedną wychowawczynie i takim o to sposobem spotkałam się z nim.
- Jakie to romantyczne! - zapiszczała podekscytowana i podskoczyła na łóżku.
- O co ci chodzi? - uniosłam brew i wyciągnęłam się na łóżku.
- Ty czegoś nie rozumiesz - stwierdziła. - Rzuciłaś chłopaka, a Luke od razu do ciebie przyjechał, jakiego dowodu potrzebujesz, żeby zrozumieć to, że on cię kocha.
- Ciągnik stop - przerwałam jej gestem dłoni. - Myśle, że tutaj rodzi się...
- Miłość - wtrąciła rozmarzona.
- Przyjaźń - ściągnęłam ją z powrotem na ziemię. - Jesteśmy jak brat i siostra, Luck i Luke. Rozumiesz?
- Nie - pokręciłam głową. - Raczej, jak Romeo i Julia.
- Karlie, wiem, że chcesz się mnie pozbyć, ale ja nie wybieram się na razie so trumny - zgasiłam jej zapał i zaśmiałam się
Davis podchwyciła mój żart i również zachichotała.

Miłego dnia! Koniec ferii zbliża się wielkimi krokami i jestem nieco zdenerwowana powrotem do szkoły. W każdy razie życzę udanych ferii tym, którzy zaczynają!

Bookstore |l.h|حيث تعيش القصص. اكتشف الآن